Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Hm, no dobra, przerobiłam w głowie już cały wstyd i powiem to, co powiem: wczoraj sprzedałam mojego GravElle'a. Ukochany był, ale niestety romans okazał się bardzo burzliwy i skończył drastycznym rozstaniem podczas ostatniej (nomen omej trzynastej ;)) wspólnej wycieczki, kiedy doprowadził mnie na granicę wytrzymałości. Tyle jeśli idzie o fakty. Poniżej historia jednej znajomości (sia la la la la la-a... :P). Miałam Wam nawet pisać mniej więcej w połowie lipca pean na cześć roweru zwanego gravelem. Zebrałam dokumentację: całą serię zdjęć z różnymi rodzajami nawierzchni, aby tryumfalnie napisać: ha, patrzcie, wreszcie po tym jeżdżę! ;) Owszem. Po roku przerwy i poszczenia na Tribanie ("jejciu, jejciu, bo się rozleci on albo ja") wjechałam nieśmiało na ubite polne drogi, potem na żwirki, leśne ściółki, jakieś mniejsze korzenie, trawiaste ścieżki i niesiona adrenaliną, cieszyłam się pięknymi widokami, jakich na podtarnowskich wsiach mi brakowało (u nas niestety "chołpa" na "chołpie" i każdorazowo, jeśli chce się doświadczyć przestrzeni, trzeba się dobrze namęczyć). Wybrałam się nawet na wycieczkę z naszym kolegą @nctrns'em, gdzie na zjazdach mogłam przekonać się naocznie, że moje kółka naprawdę jadą same... Niestety, to była tylko jedna strona medalu. Zaczęło się od szukania wymówek, żeby kloca nie znosić z trzeciego piętra. Że niby szkoda go na brzydką pogodę, to tę Leksę, co to kupiłyśmy z siostrą jedynie na trenażer, sobie leciutko podrasuję (czyt. kupię sprawne hamulce) i nią będę jeździć. Tak oto pojechałam sobie raz, potem drugi i... mit gravela trochę jakby przyblakł. Niby Claris (jeszcze wtedy nawet niezbyt wyregulowany) kontra 105 oraz niby stare, używane z nieznanym bliżej przebiegiem, nigdy nie serwisowane DT Swissy kontra nowiutkie Fulcrumy... że już nie wspomnę, że Trek był zwyczajnie brzydki, a przecież wszyscy wiemy, że kolor też jeździ... No i co z tego? Wróciłam ze średnią lepszą niż na Anyroadzie. I samoistnie kilka razy zeszłam do dolnego chwytu - rzecz u mnie dotychczas niespotykana. Neee, niemożliwie. Dręczona wyrzutami sumienia wracałam uparcie na Anyroada. I oczywiście, że ciągnęło mnie do Leksy. Wreszcie zdarzyło się i tak, że Leksą skręciłam nie tam, gdzie trzeba i wylądowałam w terenie nie gorszym niż na gravelu. I przejechałam. I nie rozleciała się. Co jednak "najgorsze" - wróciłam do domu i nie odchorowałam tego wyjazdu. Coraz mniej mi się to wszystko podobało. Nie wierząc już żadnym tabelkom, pomierzyłam Treka od góry do dołu, podobnie Gianta. Co się dało, było tak samo. Przełożyłam w gravelu kierownicę niżej, ale nie pomogło. Międzyczasie, 30 lipca, przyszedł ten czas, gdy każdy szanujący się rowerzysta powinien już dawno zrobić tę pierwszą setkę w sezonie. Na tak wspaniałe wydarzenie nie godziło się brać brzydkiego Treka - przecież będą relacje na Instagramie, fotoreporterzy i wywiady ;) Wzięłam Anyroada. Trasa rozmyślnie została wytyczona po płaskim jak naleśnik, dobrej jakości asfalcie, z nieprzeszkadzającym wiatrem. Po 20km żałowałam. Po 35km zaczęłam lekko przeklinać. Fakt faktem, dopadł mnie deszcz, ale to miało średnie znaczenie, ponieważ wiatr mnie przy nim trochę pchał, a zamiast upału towarzyszył mi miły chłodek. Jakkolwiek ok. 60km zaczęłam zastanawiać się, jak najszybciej dotrzeć do domu, bo ramiona i kark zaczynały protestować. Koniec końców, po trzeciej ulewie, gdy zamknięto już wszystkie sklepy, zaczęło zmierzchać, a ja zostałam bez ani kropli we wszystkich trzech bidonach, zadzwoniłam po "wóz techniczny". Podjechałam jeszcze troszkę, spotkaliśmy się na 85 kilometrze. Wieczorem i kolejnego dnia nie mogłam odkręcić żadnego słoika (wcześniej już otwieranego) ani nawet pokroić pomidora. Przeklinanie przeszło w płacz - po raz kolejny dokonałam beznadziejnego wyboru i jeszcze roztrąbiłam na forum, jaki to gravel jest super. Wiocha! I jeszcze ludziom doradzam, co powinni sobie kupić - jakim w ogóle prawem? Jakiś duszek na moim ramieniu podpowiadał, żebym siedziała cicho. Głupia sprawa wszakże... Przemyślałam to jednak. Życie nie składa się z samych rewelacyjnych wyborów i nie zawsze człowiek uczy się na pierwszym błędzie. Albo inaczej: ja się na pierwszym błędzie nauczyłam, bo nie kupiłam już roweru z za dużą ramą. Kupiłam rower o nieodpowiadającej mi geometrii, więc był to nowy błąd. A że inaczej tego nie umiem sprawdzić niż bawiąc się w kantor wymiany rowerów? Niestety. Przy 164cm, mieszkaniu w Tarnowie oraz posiadaniu wyłącznie wirtualnych rowerowych znajomych nie jest to zbyt proste. Nawet, gdy chciałam kupić rower, nie udało mi się nigdy znaleźć nic szosowego w mojej okolicy. Trzeba chyba zatem przyjąć, że tak już jest i się z tym pogodzić. Najważniejsze, że się sprzedał i to w bardzo korzystnej cenie. Właściwie jeśli pominąć koszt benzyny wyszłam na plus, a co ciekawe - jestem przekonana, że nowy właściciel także (wszystko dlatego, że udało mi się go kupić na wstępie tak tanio). Rozdział pod tytułem: "gravel" uważam za zawieszony. Nie mówię, że już nigdy takiego nie kupię, bo jednak te szersze opony nadal nieco kuszą. Na pewno jednak już nie będzie aż tak "endurance". I bez wymyślnej budowy ramy - w tej brak drugiego bidonu mocno dał się we znaki. Z całej przygody został mi więc uchwyt na dodatkowe koszyki, trochę cennego doświadczenia, mimo wszystko także miłe wspomnienia i chyba też to, że bez przerobienia tego epizodu, nie odważyłabym się wjeżdżać szosą tam, gdzie się ona "na pewno rozleci na kawałki". Do zobaczenia w eseiku na temat mojego kolejnego wybrańca ;) Mam nadzieję, że jeszcze w te wakacje i że na trochę dłużej niż "te wakacje" :P
  2. Zacznę od końca, bo krócej ;) Mi te tarcze wyły tylko w deszczu, ale już w parę minut po przestawały. Podobno tak jest i trzeba z tym żyć. Ale nie wiem, przejechałam raptem 600km, moja przygoda z tarczami chwilowo dobiegła końca i znów siedzę na dualpivotach :) Ten rower z obrazka wygląda na coś pomiędzy race i endurance. Jeśli idzie o rozpoznanie tych różnic, najlepiej patrzyć na wymiary. Każdy rower ma tabelkę, w której musisz poszukać wartości reach oraz stack (rzadziej po polsku: zasięg i wysokość ramy), potem podziel stack przez reach - im wyższa wartość wyjdzie, tym w teorii bardziej komfortowy jest to rower. Piszę: "w teorii" ponieważ u mnie się to okazało nieco mylne i po wielu próbach wyszło, że mimo totalnego braku wyćwiczenia oraz rozciągnięcia mięśni, właśnie coś z pogranicza jest dla mnie wygodniejsze niż endurance ze skrajnie wysokim wspomnianym stosunkiem. Druga rzecz to sam kolor - chce Ci się pitolić z białym rowerem? Ja miałam biały widelec w crossie i wystarczyło mi na całe życie. W tej chwili interesuje mnie każdy kolor pod warunkiem, że czarny lub stalowy ;) I tak po każdej jeździe siedzę ze szmateczką, a czasem nawet w połowie :D Co do ceny to też śliski temat. Większość osób, jakie znam, idzie w osprzęt. Jak najwyższa grupa oraz coraz częściej sztywne osie i hamulce tarczowe. Do mojego jeżdżenia wszystkie grupy były niemal jednakowo dobre (Tourney'a oraz Ultegry i wyżej nie testowałam). Oczywiście nie mówię, że Claris i 105 różni wyłącznie dwa biegi. Chodzi mi jedynie o to, że nie widzę sensu do dopłacania do czegokolwiek więcej niż Sora. Ale to dla mnie, ja mam słabą nogę i jak pisałam, jeżdżę rekreacyjnie. Za to nawet do takiej jazdy ważne są dla mnie koła i opony - lubię jak rower toczy się gładko i przyjemnie. Natomiast najważniejsza rzecz to bezwzględnie geometria. Nie mam jednak pomysłu, jak to zrobić inaczej niż na podstawie doświadczeń własnych i określania na ich podstawie preferencji. W każdym razie ta wygoda jest dla mnie ważna do tego stopnia, że dla niej zrezygnowałam w zasadzie ze wszystkich swoich rowerowych wymagań oraz marzeń - najpierw porzuciłam na papierze idealny rower z oponami 35c, tarczowymi hamulcami oraz Shimano 105, przy tym fantastycznie malowany (szaro-grafitowy) i wylądowałam na morskim brzydalu z Clarisem, a już ptaszki ćwierkają, że wkrótce skończę nawet bez otworów pod bagażnik oraz tarczy z 48 zębami ;) Przy aluminiowej ramie oraz sztycy i niewielkim, średnio ważącym bagażu (5-7kg) bagażnik na sztycę to całkiem niezłe rozwiązanie. Swego czasu jeździłam tak: http://st2.static.bikestats.pl/18/b21618-u31602_orig.jpg. Potem kupiłam szosę, no i pojawiła się moda na bikepacking, więc do sprzedaży trafiło takie cudo, jak jedenastolitrowa torba od Sport Arsenal W2B art. 602. Niestety, równolegle u mnie zaczęły się trwające blisko dwa miesiące roszady rowerowe, sezon wystartował później, ja mam dopiero 1400km za sobą, setki jeszcze żadnej, więc na razie torba była użyta tylko raz i poważniejszego testu nie przeszła.
  3. Batonik batonikowi nie jest równy, tak nieśmiało zauważę. W sklepach pełno jest śmieci i trzeba bardzo uważnie czytać skład - syropy, słodziki, inwertowane cukry, gumy arabskie i tak dalej. Jednocześnie są batony ze składem naturalnym. Na przykład Dobra Kaloria (tak a propos Lidla, choć nie tylko tam dostępna). Ja akurat ich nie lubię, bo smakują dla mnie jak słodzona płyta pilśniowa, ale siostra się zajada ;) Od siebie polecam natomiast coś takiego: http://www.bakalfitforyou.pl/?p=671. W przypadku tego typu produktów nie ma co mówić o złym składzie i demonizować, bo sklepowe. Bardziej może rozchodzić się o wrażliwość jelit - bakalie mają mnóstwo błonnika, do tego ruch na rowerze przyspiesza perystaltykę, pije się przy tym sporo wody, więc naturalnym jest, że u części osób obdarzonych z natury szybką przemianą materii takie jedzenie może kończyć się nieprzyjemnymi konsekwencjami. U mnie żołądek działa w drugą stronę i ciężko go ruszyć. Mleko i ogórek kiszony? Proszę bardzo. Jabłko i cola? Nie ma sprawy. Trudno mi przy tym ogarnąć, co to w ogóle oznacza sok grejpfrutowy na noc :p Jedyne, co mi naprawdę nie służy, to alkohol. Niewykluczone, że także brak zahartowania, bo nie pijam, ale faktem jest, że to jedyne, po czym potem żołądek mam na agrafkach.
  4. Tak na oko to może być wszystko, co wymieniłeś (prawdopodobnie jednak nie wszystko na raz ;)). Po kolei sprawdziłabym czy: 1. koło siedzi równo na widełkach (przy QR czasami przesunie się ten 1-2mm i to do tarcia wystarczy) 2. tarcza jest prosta 3. hamulec jest osadzony równolegle do tarczy (czasami na tych dwóch śrubkach można go przykręcić krzywo lub za bardzo w lewo lub w prawo)
  5. To takie forum, nie przejmuj się. Za to je kocham - można śmiecić i nie można wyzywać ludzi ;) Daj znać, co Ci wpadnie w oko :)
  6. A to się można pogubić :D Przełaja odrzuciłabym z tego powodu, jaki poruszasz w ostatnim zdaniu. Chociaż nie wiem, czy wszystkie przełaje takie są - @nctrns jeździ na Meridzie Cyclocross jako jedynym rowerze "do wszystkiego" i raczej jest zadowolony (to "raczej" to takie zachowawcze, jakby miał jakieś ale ;)). Szosę race należy odrzucić w ogóle bezdyskusyjnie, bo jako rower turystyczny sprawdzi się ona tylko konkretnym osobom, dokładnie umiejącym określić, czego chcą. Więc albo gravel, albo endurance. Gravel na tę obiektywną wadę, jakiej wszyscy mamy świadomość - ktoś zrobił nieco większy prześwit na opony i zaprzągł armię marketingowców, aby okrzyknęli nowy typ roweru, nową modę i skosili za to 120-150% wartości. Osobiście zrobiłam na gravelu niespełna 600km, ale początkowa faza zachwytu niestety szybko zbladła, kiedy wsiadłam na szosę i przejechałam po tych samych drogach. Tak, na 35c bezwzględnie bezpieczniej czułam się na żwirze i jechałam nieco szybciej po polach. Czy było to jednak warte tych 1-2km/h? Niekoniecznie, bo po asfalcie było mi ciężko, a ostatnia podróż gravelem - fakt, z trzema ulewami, ale po prostym asfalcie! - skończyła się trzydniowym wyłączeniem z życia, tak bardzo bolały mnie ręce i cały kadłubek. Mierzyłam i cudowałam - ustawienia niby takie same jak na Leksie i cholera, na Leksie nic mi nie jest, a tam fatalnie. Do tego w trakcie ulewy okazało się, jakie superowe są mechaniczne tarcze - siła hamowania jak na zwykłych, a jak zawyły, to w odległym o ponad 500m gospodarstwie krowy wpadły w taką panikę, że darły się jeszcze przez kilka minut :p Zresztą pod sklepem, gdzie przyjechałam się schronić podczas trzeciej ulewy, też wzbudziłam ogólne poruszenie ;) Ale nie mam śmiałości napisać: ludzie, nie kupujcie graveli! Sama chciałabym kiedyś spróbować na dłuższym dystansie Checkpointa albo Diverge'a i zobaczyć, czy też jeździ mi się na nich równie lipnie. Co do szosy endurance nie miałam na myśli konkretnego modelu. Jak pisałam, ja akurat jeżdżę na Treku Leksie, ale to model najtańszy z możliwych na Clarisie, w dodatku - tak się złożyło - że damski, więc większych ram pewnie nie ma. Ale na przykład otwory pod bagażnik i możliwość szeszych opon ma choćby nawet Triban. Dla mnie rower za sztywny w porównaniu do Treka, ale możliwe, że jest to kwestia wielkości ramy - ja mam 52 i one z zasady niezbyt pracują, podczas gdy przy większym wzroście problem jest odwrotny, czyli trudno znaleźć ramę jak najbardziej sztywną. Poza tym podejrzewam, że nie jeden Triban na świecie z możliwością montażu bagażnika ;)
  7. Koledze podlinkowała się spacja, proszę: https://www.goride.pl/trail/ns-bikes-eccentric-lite-2-29er-2018. Ekscentryka chyba należy traktować literalnie ;) Tak przypadkiem to nie ten, którego sam porzuciłeś z Allegro? Niestety nie mogę dokładnie sprawdzić, bo mam 6% baterii w telefonie :D
  8. Widziałam to już na tym forum (Twój link?) i nie wiem, czy pisałam, czy tylko pomyślałam - w każdym razie właśnie uprzejmie proszę nie wyobrażać sobie mojej jazdy szosą w terenie w taki sposób :D
  9. Dla jasności, że nie jestem hipokrytką ;) nadmiemię, że damski naprawdę przypadkiem. Wszystkie pozostałe wybierane przeze mnie świadomie rowery były męskie. Począwszy od Krossa Hexagona, poprzez Kandsa Energy 1300, Spartacusa Crossa, Tribana 500, a na całej serii tegorocznych eksperymentów szosowych skończywszy. Tylko ta Lexa się zapodziała ;) Ja jestem z tych co to alergię mają na słowo "babski/damski/kobiecy" - 9 na 10 przypadków kończy się tym, że jest to dla mnie naprawdę wybór znacznie gorszy. Począwszy od żelu pod prysznic, poprzez filmy czy literaturę, a na sprzęcie czy nawet wakacyjnym folderze skończywszy :)
  10. Zablokowany amortyzator też można uszkodzić, kolega @niet takie cosik zaliczył zjeżdżając ze schodów ;) Z tym moim terenem jest na dwa razy. Nie chcę nikomu wciskać, że sobie wesoło hasam po muldach i niczego nie odczuwam. Oczywiście, że na asfalcie prędkość i komfort są nieporównywalne, i to nawet z moimi nieszosowymi osiągami. Dokładnie wygląda to tak, że przeciętna średnia "asfaltowa" to 23km/h, podczas gdy w terenie potrafi ona spaść do 16-18km/h (ostatnie dwie wycieczki spędzone w 80% poza asfaltem). Ale tak jak pisałam - MTB też nie umiałabym tam przejechać szybciej, zatem trudno ocenić, na ile wina roweru, na ile rowerzysty (ja się skłaniam ku drugiemu :p). Przy kamieniach wielkości pięści raczej też odpuszczam, bo boję się zarówno o koła, jak i zwykłego rozdarcia opony czy snake'a (dwa tygodnie temu zaliczyłam na asfalcie na jednym głupim kamyczku, więc to nie reguła, że trzeba trudnych warunków ;)). Część rowerów szosowych ma otwory pod bagażnik, można zamiast plecaka. A że to nie stylowe? Wychodzę z założenia, że przejmuję się już tak ogromną ilością rzeczy, że takie coś już sobie daruję ;) Mi osobiście teraz torby nie są potrzebne, ale gdyby były, na pewno bym założyła zamiast grzać plecy. Z drugiej strony nie wiem, czy w tych pieniędzach nie poszłabym w mało używany karbon (jeśli czujesz się na siłach), nawet kosztem słabszego napędu (ale czy każdy musi mieć 105?). Karbon nie będzie miał możliwości montażu bagażnika i wytrzepie niby tak samo jak aluminium. Ale kluczowe jest to "niby", bo wytrzepanie na karbonie odczuwa się zupełnie inaczej. Jest jeszcze stal, ale mam zerowe doświadczenie, więc nie umiem powiedzieć, jak wygląda kwestia tłumienia. To namieszałam - szwarc, mydło i powidło moich refleksji :D
  11. Chwilowo na Treku Leksie 2 (no i wyszło, że damski :p). Ale nie jestem żadnym szosowcem. Zwykłym turystą z ambicją pokonywania własnych ograniczeń :)
  12. Jeździłam na ramie 21" z kołami 26" - też się nie dało manewrować, więc pewnie nie koła. Ale jeśli wolisz mniejszy rozmiar, to nie ma co kombinować. Mamy na forum kolegę, chyba 172cm i też wolał 27,5", tak że nie jest to nic osobliwego. Po coś ten wybór jest :) Co do roweru, można jeszcze spojrzeć na Unibike Fusion - widzę, że można wyhaczyć poniżej 2k. Poza tym wart uwagi jest też Kands Comper na kołach 27,5".
  13. Ponieważ nie znając kontekstu moje mistrzostwo można różnie rozumieć, napiszę wprost, że właśnie bazując na moich niewesołych doświadczeniach, przestrzegam, bo nie ma naprawdę nic gorszego niż rower dobrany nieodpowiednio do wzrostu i tym podobnych (rozciągnięcia, wyćwiczenia, preferencji itp.). Jakkolwiek z crossem jest znacznie łatwiej niż z szosą i faktycznie, wymiana mostka może w zupełności wystarczyć.
  14. No tak, trochę z szosą tak jest ;) Różne są natomiast rodzaje braku majestatu oraz nieupierniczania sukienki - też jestem tym typem, ale błota nie znoszę, a rower lubię mieć czysty. Mniejsza jednak o mnie, bo ja już rower mam :p Z tego, co piszesz, rzeczywiście zostałabym przy MTB, jako rowerze bardziej uniwersalnym. Pytanie, czy przy 170cm polecić Ci już 29er, czy jednak zostać przy 27,5. Przyznaję uczciwie, że mnie ta moda ominęła i nie mam żadnych doświadczeń z MTB nie mającym kół 26". Najlepiej przymierzyć się do obu rodzajów i zobaczyć, na czym Ci wygodniej. O ramie męskiej wspominałam dlatego, że po pierwsze jest większy wybór, po drugie najczęściej łatwiej jest z drugim bidonem, po trzecie - nie wiedzieć czemu - w wielu przypadkach, gdy coś rowerowego nazywa się "damskie" od razu musi być z założenia droższe. Ewentualnie w tej samej cenie rower będzie miał gorszy osprzęt. To nie jest reguła, ale co najmniej kilkakrotnie właśnie z takim czymś się spotkałam. Tymczasem czy w zamian ta geometria naprawdę jest taka kobieca? Ano niestety niekoniecznie. Jedyny problem polega tak naprawdę na dostępności małych męskich ram (czasami nie ma ich w ogóle w produkcji), chociaż 170cm to już nie jest takie skrajne krasnoludztwo ;)
  15. Czyli jest gdzieś wreszcie jakieś miejsce, gdzie Polary biją Garminy ;) Dobrze wiedzieć :)
  16. Jak dobrze, że już ta wiedza mi się zapomniała ;) A czemu musi być rama damska? I ile masz wzrostu? Ja mam 164cm i cross był dla mnie dużawy, ale bardziej chodziło o wysokość ramy i zbyt wyprostowaną pozycję niż rozmiar kół - jak wspomniałam, obecnie jeżdżę na szosie i na 26" ciężko byłoby mi wrócić.
  17. Bierzecie pod uwagę, że Kandsy są nieco większe niż statystyczne 19/21-calowe rowery? Na 21 jeżdżą ludzie mający ok. 195cm i im wystarcza, więc te 22" to chyba tylko na podstawie wyliczeń dostosowanych do innych rowerów. Rozmiar 21" polecany jest od 186cm wzwyż, więc jesteś na pograniczu. Myślę, że to kwestia preferencji, ewentualnie można popytać posiadaczy Kandsa o podobnym wzroście.
  18. Ja pływałam z najtańszym pulsometrem Polara model FT1. Niestety jest to urządzenie siermiężne, ale że nie trenuję, robiłam to bardziej z ciekawości. To znaczy umie pokazać puls, godzinę i może jeszcze coś nadto, i o ile dobrze pamiętam, rejestruje tylko jeden trening. Za to przełączanie ekranów działało fajnie, bo wystarczyło przybliżyć rękę do klatki piersiowej. Tak czy owak pas działał, zegarek też i nic się mi nigdy nie działo.
  19. W zasadzie nic dodać, nic ująć. Może poza tym, że wygląd troszkę jeździ - na ładny rower chce się wychodzić, na brzydki niekoniecznie. Ale dokładnie tak, jak piszesz: z czasem można pokochać i wygląd, jeśli przekonuje charakter (patrz: moja "brzydka Lexa" - jeszcze trochę i zacznę reklamować Clarisa oraz morski kolor :D). W tym konkretnym przypadku nie widzę jednak istotnych różnic - oba są czarne z różowymi wstawkami. Oczywiście, jeśli się przyjrzeć, te wstawki się różnią, ale czy aż tak bardzo, aby to przesądziło o (nie)chęci jazdy? Jeśli zatem wygląd jest do przeskoczenia i jeśli tylko możesz dopłacić do Avangarde, zdecydowanie wybierz jego. Kross to jeden z ostatnich moich potencjalnych wyborów - leci na popularności marki, stąd i stamtąd niepochlebne głosy na temat prób egzekwowania gwarancji, bazowanie na micie tylnej przerzutki, czyli wpakowanie jednej atrakcyjnej części i oszczędzanie na pozostałych. Albo po prostu kiepski osprzęt w danej kwocie (i to nawet w promocji). I tak właśnie jest w przypadku Evado 5.0 - po 20% rabatu trzeba dać 150zł więcej od Avangarde i co otrzymujemy w zamian? Napęd niezauważalnie lepszy od Kandsa CRS 1200. Jeśli Kross czymkolwiek wygrywa z Kandsami, to tylko i wyłącznie budową ramy. Niestety, pojęcia nie mam, czemu jeszcze nie wpadli na to, żeby przestać produkować te paskudne damki rodem z lat 90-tych i pokusić się o bardziej współczesny wygląd.
  20. Odstawiłam z bólem. Nie jesteśmy za bardzo kompatybilni ;)
  21. Nie bój boba! Ja się bałam do ubiegłego roku, dziś na Treku Leksie (25c) zaliczyłam drugi "gravel extreme" w ostatnich dniach, czyli: polne drogi, glina, korzenie, trawa, twarda ziemia, miękka ziemia, ściółka... Jak zawsze tylko na grubym tłuczniu oraz piachu kapituluję ;) Tak naprawdę jedyna kwestia, to jaka prędkość jest do zniesienia. Jakkolwiek mi i tak w terenie większych prędkości niż na crossie czy MTB nie osiągam. To znaczy przy 100kg takiej jazdy nie polecam, ale na asfalcie raczej powinno być okej.
  22. Ale przynajmniej pojechałeś. A ja zrobiłam 2/3 trasy niedzielnego rajdu (potem niestety przyszła burza z piorunami i ścianą deszczu) i poważnie zastanawiam się, czy w ogóle powinnam pokazywać się na linii startu, bo jak zobaczą 25c na te lasy i do tego moją kondycję, to będzie śmiech na sali :(
  23. Szacun. Ja właśnie jestem za krótkimi 11% i zdycham na ławeczce :p Strasznie zazdroszczę ludziom, których wali to, jacy są beznadziejni na tle jakiegoś tam ogółu i robią swoje. Mnie przerasta sam fakt, że mam baranka, bo póki miałam 15kg kloca, zawsze można było wszystko na niego zrzucić ;) Powodzenia z rok :)
  24. Z racji, że nie lubię tarczówek, zdecydowanie Integral. Poza tym te rowery chyba niczym się nie różnią.
  25. Dlaczego wybrałeś MTB, a nie crossa? Gdzie zamierzasz jeździć?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...