Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Ja już dawno machnęłam na to ręką. Kiedyś byłam bardzo przewrażliwiona, do tego stopnia, że przez długie lata dzielnie opierałam się posiadaniu konta Google oraz w ogóle telefonu z Androidem. Potem jednak dotarło do mnie, że co mi z moich starań, skoro na około mam pełno nieodpowiedzialnych znajomych, którzy wpisują do tych swoich telefonów wszystko: numery telefonów, adresy, daty urodzin, pewnie numery kont, jeśli zdarzyło mi się wysłać, zapisują moje zdjęcia, przechowują naszą korespondencję... To samo robią wszystkie firmy, gdzie zdarzyło mi się zamówić choćby waciki oraz dziesiątki innych podmiotów, w tym policja czy inne sądy... Jednym słowem Google wiedziało o mnie tyle samo, co i teraz, zanim jeszcze kupiłam telefon z ich systemem ?
  2. Sam sobie odpowiedziałeś tym, co wkleiłeś - według Speca jesteś za mały na 56 ? Oczywiście nie musi być to przyczyną albo jedyną przyczyną, co nie zmienia faktu, że mnie na przykład minimalnie źle dobrana rama uprzykrzyła życie nieziemsko. Wszyscy stali bywalcy tego forum znają rok 2018 w moim wykonaniu, czyli niekończące zakupy i sprzedaże kolejnych szos, nim wreszcie trafiłam na tę idealną. Zauważyłam przy tym jedną rzecz: powiada się, że im wyższy stack, tym wygodniejsza szosa, ale jakoś nigdzie nie zauważyłam, żeby ktoś przestrzegał, że może być za duży stack - tymczasem zakup większej ramy wiąże się często nie tylko z długością górnej rury, ale właśnie z wyższą pozycją za kierownicą, co wcale nie musi wiązać się z większym komfortem. Można oczywiście bawić się skracanie mostków i piłowanie rury sterowej, ale po co w takim razie jest tych rozmiarów aż tyle, zamiast S, M i L?
  3. Tak jakby Google, Facebook, Microsoft i dziesiątki innych robiły coś innego ? Mnie Xiaomi zniechęcają relatywnie kiepskimi aparatami, ale w kwestii śledzenia to niewiele zmienia, bo i tak mam równie chińskiego Huaweia.
  4. Ja mam chyba takie serducho... albo taki temperament - potrafię je wykończyć na basenie kraulem, choć niby wszystko jest na tej samej wysokości. Powiedziałam sobie jednak, że nie będę się tym za bardzo przejmować i lepiej umrzeć młodo, ale przeżyć życie, niż dożyć późnej starości trzęsąc portkami i żałując, że się nie spełniało marzeń.
  5. Diametralnie inne to my mamy z Bagą - nie wyobrażam sobie 70-100km z "nie mieniem ze sobą niczego" ? W ogóle zresztą trochę mnie zaskakujesz taką opinią, ponieważ pod zdaniem: "ja wolę zabrać więcej, nie potrzebować czegoś użyć w trasie, ale to mieć, niż potrzebować i nie mieć pod ręką" mogłabym się podpisać obiema rękami. Zresztą pod następnym, czyli: "to właśnie jest najwspanialsze i najpiękniejsze w rowerowaniu - że można zabrać ze sobą takie rzeczy, żeby praktycznie stać się w ogóle niezależnym" - także. Co najwyżej u mnie nie jest to kilka dni, a kilka godzin, ale czy jest to aż tak "diametralnie inne podejście"? W każdym razie mimo gadżetów, które lubię, ukryć nie sposób, zdecydowanie bliżej mi do rowerowego eksplorowania niż wyścigowania. Czasem, owszem, zdarza mi się chcieć pobić jakiś własny rekord, ale w sumie i tak wszystko nakierowane jest na jeden ostateczny cel - przejechać jak najwięcej jednego dnia, po to, by jak najwięcej świata zobaczyć ?
  6. @Mociumpel no to żeś mi ego podbudował z tymi statystykami ? Jeśli idzie o jazdę na stojąco, to w ogóle nie praktykuję. Jak byłam dzieckiem, a teraz jakoś mi kompletnie niewygodnie. Jak wysiadam, to i tak zawsze pierwsze jest serducho, a jemu żadne stanie nie pomaga... chyba że na poboczu ? Z tymi przerzutkami święta prawda, choć w sumie naprawdę nie rozumiem tego, że ludziom ogarnięcie tematu może sprawiać aż taki kłopot... pewnie na tej samej zasadzie, jak nikt za bardzo nie rozumie, że 1cm w tę lub tamtą potrafi mi zepsuć całą przyjemność z jazdy na rowerze ? W każdym razie u mnie jest to tak intuicyjne, jak zmiana biegów w samochodzie - tam zmieniam je zawsze na słuch, a na rowerze zgodnie z tym, co mi podpowiada organizm (no, oczywiście czasem pewne odstępstwa podyktowane logiką się zdarzają, wiadome, ale mówię o przeciętnej).
  7. A to nie jest tak, że im sponsor wlepia na siłę jakieś ustrojstwo? Swego czasu pamiętam jak się jakiś topowy kolarz pytał na Instagramie o możliwość restartu zawieszonego urządzenia, ale niestety nie pamiętam ani nazwiska, ani czy chodziło o Garmin czy Wahoo ?
  8. unavailable

    kellys ARC 10

    Nadrabiam miesiąc nieobecności, stąd ta inwazja ? Ale już chyba ogarnęłam wszystko, więc się trochę uspokoję ?
  9. Ja właśnie robię rocznie +/-3kkm i emocjonalnych odczuć mam mnóstwo, ale po pierwsze bez pomiarów łydki, a po drugie u mnie z tym sezonem jest tak na dwa razy - zimą oczywiście jeżdżę niewiele, ale mimo wszystko jeżdżę. Poza tym akurat miniony rok nie był zbyt miarodajny z uwagi na brak sensownego roweru mniej więcej do połowy lata. Co do kadencji u mnie jest to w miażdżącej większości przypadków średnia 75-80, chyba że są duże przewyższenia - wtedy schodzę ze średnią nawet poniżej 70. Tak że te powyższe wartości trochę mnie zaskoczyły, bo zawsze mniemałam o sobie (i z takimi też opiniami się spotykałam), że jeżdżę raczej siłowo.
  10. Wiesz, to nie do końca jest tak, że skoro jeżdżę szosą, to przeliczam każdy gram. W zasadzie nie zdziwiłoby mnie, gdybym wygrała powiatowy konkurs na najcięższą szosę ? Mimo wszystko zaliczyłam ogromny postęp, bo jeszcze dwa lata temu jeździłam jak osioł juczny i na każdy wyjazd zbliżający się do 50km brałam trzykomorową sakwę Sport Arsenal LR 465. Co śmieszne - dawałam radę ją zapełnić ? Wszystko to miało jednak jedną wadę - było mi zwyczajnie ciężko, a do sezonu zamiast przygotowywać się miesiąc, tak naprawdę rozjeżdżałam się dwa lub trzy, nim zaliczałam pierwszą setkę. Wtedy tego nie zauważałam, ale wystarczyła przesiadka na szosę, abym z dnia na dzień "nabrała formy" - 5kg to jednak rzecz nie do przecenienia. I chociaż nie kupuję karbonowych śrubek ani koszyczków na bidony, i w ogóle jestem zwolennikiem jak najtańszych rozwiązań (jeśli tylko są przyzwoitej jakości), to jednak nauczyłam się jednej ważnej rzeczy - mieć bagaż adekwatny do aktualnych potrzeb i warunków pogodowych. Tak więc zrezygnowałam na przykład z dodatkowego oświetlenia, kiedy jeżdżę w środku letniego dnia (bo jeśli nawet jakimś cudem dojadę do zmierzchu, to jeden komplet wystarczy), zakupiłam pompkę chowaną w sztycy siodełka (co ma nie tylko zaletę w postaci bardzo niskiej wagi, ale też trudniej ją zgubić lub ukraść), na krótkie dystanse biorę łatki zamiast dętek, wielką kurcinę zastąpiła cieniutka mała przeciwdeszczówka, a bluzę zwykłe rękawki, no i dodatkowo przestałam brać pancerne zapięcie, tylko jeżdżę ze zwykłą cieniutką linką KLS Bill za +/10zł (wychodzę z założenia, że wejście do wiejskiego sklepu po wodę mineralną nie zajmie aż tyle, by ktoś zdążył rower mi sprzątnąć... poza tym ilu ludzi na parkingu czeka tam z nożycami do cięcia drutu?). No i też dużo pomógł mi skok technologiczny w ostatnich latach - zamiast drugiego telefonu i wielkiego powerbanka (10000mAh) mam teraz leciutki, poręczny licznik i takiż sam powerbank do jego ładowania, z kolei wielki aparat z etui zastąpił mi telefon, co do którego jeszcze dwa lata temu wygłaszałam tu i ówdzie, że "zdjęcia z telefonu są fajne do pokazania na jego ekranie, ale do niczego innego, nawet do wywołania do rodzinnego albumu się nie nadają i nigdy nie będą nadawać, bo fizyki oszukać się nie da". Jakoś jednak na moje szczęście "amerykańscy naukowcy" dali radę i to do tego stopnia, że niektóre fotki zaryzykowałabym, że wychodzą ładniejsze i do rzadkości już korzystam ze zwykłego aparatu (w ubiegłym roku chyba dwukrotnie, w tym raz do robienia zdjęć do dowodu osobistego, bo było wygodniej umieścić go na statywie). Dynamo miałoby zapewne sens, gdybym jeździła na kilkudniowe wyprawy bez możliwości podładowania się podczas noclegu. Poza tym nie widzę jego zastosowania, a chociaż oczywiście są różne rozmiary, to jednak nie używam specjalnie dla mnie zaplatanych kół, a gotowców, które skądinąd bardzo lubię i jest to chyba jedyny element, w który według mnie warto zainwestować nawet przy bardzo średniej półce całego roweru. Nie mówię oczywiście o kupowaniu od razu jakichś karbonowych stożków do Krossa Vento, ale już w Tribanie 500 miałam na przykład Maviki Aksium i różnica w komforcie jazdy była dla mnie nieporównywalna z tymi fabrycznymi.
  11. Dlatego zależy, w jakim rowerze - w MTB lepiej górna, w szosie dolna, bo i tak rzadko się w jakiś totalny syf wjeżdża. Właśnie jeździłam tej zimy na szosie i akurat linkom nic się nie stało, w przeciwieństwie np. do przerzutek czy piast.
  12. unavailable

    kellys ARC 10

    Masz na myśli ilość moich postów od wczoraj czy walkę o równouprawnienie? ?
  13. A policzyłeś sobie kiedyś wagę tego wszystkiego? O kosztach nie mówiąc. Mój powerbank (przypominam: 10zł), jak wspomniałam starczający na kilka wyjazdów, waży 67g. Do tego kabel USB, który dawno temu dostałam z Nokią - 11g. Odkąd używam licznika, telefon mimo robienia zdjęć, po całym dniu nie zjeżdża poniżej 40%. Jeśli dodam do tego, że jeżdżę szosą, na której nie wiem, gdzie miałabym to dynamo upchać, to raczej wyczerpuje temat. Tak, jak napisałam: funkcja jest. Jest i polega na tym, że licznik nieużywany wyłączy się samoistnie bardzo szybko. Ale jeśli jestem w trakcie rejestrowania trasy, to szczytem myśli technicznej w zakresie energooszczędności jest wygaśnięcie podświetlenia (którego i tak nie używam). Puls odczytuje nadal tak samo, zmienia się godzina, czyli de facto na ekranie nic nie zamiera - może co najwyżej wyłączają się mierniki kadencji i prędkości. Ale to jest nadal za mało. W Lezyne licznik ładowałam raz na 4-5 wyjazdów i to bardziej z poczucia przyzwoitości i obawy, że kiedyś przecież ta bateria musi się skończyć, aniżeli wskutek rzeczywistych wskazań. Najlepszy dowód, że nawet nie umiem powiedzieć, na ile wystarczała i ile procent leciało na godzinę. Rozumiem, że tam jest monochromatyczny, a tu kolorowy i ma to realne przełożenie na długość działania, ale że nikt nie wpadł na to, żeby dodać prostą funkcję całkowitego wygaszenia ekranu (bo na przykład go nie potrzebuję i nie ciekawi mnie moja prędkość), to już niestety nie bardzo czaję.
  14. Kontuzje biegowe są z zasady bardziej powszechne niż rowerowe, co wynika ze specyfiki obu sportów i obciążeń. Oczywiście nie wykluczam winy roweru, jednak to jest takie gdybanie. Droga strona medalu, to czy winny, czy nie, na pewno dopasowany powinien być i po osobistych doświadczeniach jestem ogromnym wrogiem jakichkolwiek kompromisów zatytułowanych "mniejszej/większej nie było, więc kupiłem/am taką". Osobiście mam to szczęście, że u mnie występuje "syndrom księżniczki na ziarnku grochu" i organizm odzywa się niemal od razu (ostatnio na szosie za długiej o zaledwie 1-2cm ostatkiem sił zrobiłam 20km, po czym odchorowałam dwa dni), ale to i tak nie daje mi pewności, że pewne zwyrodnienia nie odezwą się po latach. Dlatego mimo wszystko przy pierwszym napływie gotówki planuję odwiedzić taki drogocenny przybytek. Szczególnie, że oznaki mogą czasem pochodzić z zupełnie innego miejsca aniżeli przyczyna. Dla przykładu źle dopasowane siodełko może skutkować bólem nadgarstków - i co wtedy? No i czy naprawdę każdy potrafi sobie to zorganizować w domowych warunkach? Według mnie nie. To jest jak z każdą dziedziną - teoria nie jest wiedzą tajemną, proste niby jak budowa cepa, do tego w Castoramach i tym podobnych leży pełno wiertarek, wkrętarek, wyrzynarek, szlifierek, szpachlowych gładzi, gipsów i farb... Jakoś mimo tego, zrobić porządne meble, dobrze położyć kafelki czy wymalować pokój potrafi naprawdę niewielu. Ciekawe czemu.
  15. unavailable

    kellys ARC 10

    Zamordować tych projektantów ram. Żądamy równouprawnienia dla krasnali, a nie że mamy przymierać z pragnienia ? Nie wiem, czy warto wywalać pięć dych na to, co podrzucił @pepe. Mnie by było szkoda, bo opaski zaciskowe dają ten sam efekt. Tylko podłożyłabym pod nie kawałek dętki, żeby nie zrobiły na lakierze rys. Takiego czegoś używałam w Tribanie, gdzie nie raczyli dorzucić otworów na drugi bidon i sprawdzało się całkiem w porządku. Jedyne co, to nie nadawał się do użytku jako koszyk podstawowy podczas jazdy, tylko raczej jako rezerwowy, który podmienia się na postoju. W Anyroadzie natomiast używałam czegoś takiego: https://www.centrumrowerowe.pl/podsiodlowe-mocowanie-na-bidon-elite-skekane-pd7965/ i mam mieszane uczucia. Z jednej strony super, bo aż dwa dodatkowe bidony można pomieścić, niestety nie ma na świecie takiego koszyka, który utrzymałby w ryzach Camelbaka 0,75 - trzeba je było dodatkowo zabezpieczyć, aby nie wyskakiwały na byle nierówności. Faktem jednak, że ciężar powyżej 1,5kg stelaż znosił dzielnie.
  16. I to jest bardzo słuszna uwaga. Zresztą miewałam problemy z telefonem również w Polsce, całkiem niedaleko od domu (może z 20km?), gdzie zasięg niby był, ale internet działał tak, jak działał. Więc nie trzeba do tego "samiuśkich Tater", o "egzotyce" pokroju Alp nie wspominając - wystarczy jakaś wiocha nad morzem albo las na Pogórzu Ciężkowickim. Ale do tego chyba potrzeba połączenia z telefonem z dostępem do internetu, nie? Przynajmniej u mnie pogody nie chce wyświetlać, jeśli nie połączę się ze smartfonem z włączoną lokalizacją. Samych widżetów jest natomiast sporo - są też z określeniem kierunku wiatru, co również bywa przydatne w planowaniu trasy. Niestety, jest to też kolejne obciążenie baterii i w ogóle systemu, który - co tu wiele mówić - demonem prędkości nie jest i trafnie stwierdza @Baga, że "wszystkie nawigacje Garmin czy podobne są na poziomie Nokii z lat 90" ?
  17. Jest jeszcze kwestia tego, ile ten łańcuch wytrzyma na danej tarczy przy zmienianiu biegów z tyłu. Kiedy pojawi się za duży przekos, najprawdopodobniej łańcuch powędruje w lewo lub w prawo (tak, aby go zmniejszyć) i albo spadnie całkiem, albo na niższą zębatkę. Najlepiej w tym wypadku spróbować na środkowej, ale mimo wszystko łańcuch może ocierać. Na OLX jest sporo przerzutek przednich w cenie do 20zł (sama sprzedaję prawie nieużywanego Tourney'a po 15). Może znajdziesz coś w swoim mieście lub okolicy, jeśli nie jest to dla Ciebie aż tak duży koszt. Do samego łańcucha natomiast kupiłabym spinkę. Kosztuje niewiele, a jest znacznie wygodniejsza w użytku niż spinanie skuwaczem, co może się różnie skończyć, jak nie masz doświadczenia - osobiście raz tak zrobiłam i w domu na trenażerze łańcuch wytrzymał ponad 1kkm. Ale wystarczyło pierwsze wyjście z domu i już na drugim kilometrze, zaraz po wjechaniu na leśną ścieżkę, pin puścił i musiałam wracać z buta. Ja chyba też jestem jełopem, bo w ogóle Cię nie rozumiem ? Bo jeśli rozebrałeś piastę i zawiozłeś do serwisu, to czemu tam jej nie złożyli? I jak dali radę założyć wolnobieg na rozebraną piastę? A jeśli zdjąłeś tylko koło, to jaki jest problem w jego założeniu?
  18. No może i szosowcem nie jestem, ale też nie jestem nikim ? Jeśli tylko pogoda dopisuje i mam trochę czasu w zapasie, staram się jeździć trasami, których jeszcze nie znam, co różnie się kończy - raz w piachu, raz w strumyku, raz na szutrze, a jeszcze innym w krzakach. Na pewno jednak odkąd mam mapy (nie Garmina, tylko OSM, z racji posiadania zwykłej 520 bez plusika), wygląda to znacznie lepiej. W zasadzie główny problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo, kiedy boczna droga będzie wąskim asfaltem, a kiedy nieprzejezdną piaskownicą lub wielkim wertepem zarośniętym trawą. Tyle, że nie znalazłam jeszcze żadnej mapy, urządzenia czy aplikacji, która rozstrzygałaby to na ekranie i nikt też z forumowiczów takowej jeszcze mi nie wskazał, co każe mi sądzić, że takie cudo jeszcze nie istnieje i musiałabym sama sobie opisywać okoliczne drogi (czego skądinąd bardzo mi w mapach brakuje, bo aż takiej super pamięci nie posiadam, aby wszystkie dróżki kojarzyć). Przewaga baterii w Wahoo jest nie do przecenienia. Podobnie miałam w Lezyne, które jednak nie bez przyczyny jest połowę tańsze. Natomiast odkąd kupiłam 520, jeśli nie chcę się denerwować, jestem zmuszona jeździć z powerbankiem. Zaleta w stosunku do telefonu jest jednak taka, że po pierwsze Garmin nie gubi śladu i niczego nie wywala, a po drugie z racji skromnej bateryjki nareszcie znalazł zastosowanie kupiony kiedyś za 10zł malutki "powerbanczek" Manty (który telefonu nie naładuje nawet w połowie, a tu starcza na kilka jazd). Raczej nie jest to spowodowane faktem, że zakupiłam licznik używany, bo z tego, co czytałam na forach, nie jestem jakaś odosobniona. Po prostu - jak się podepnie pulsometr, prędkościomierz i pomiar kadencji, to mimo wyłączonego glonassa oraz ekranu na 0 lub najwyżej 10% podświetlenia, kreseczki lecą na łeb, na szyję. Włączanie mapy dodatkowo baterię drenuje, o nawigacji nie wspominając. Dla mnie te 5-6h to jednak za mało, szczególnie, że wliczane są w to postoje - licznik ma funkcję oszczędzania energii wyłącznie z wyłączoną rejestracją, innymi słowy zapauzowanie nic nie daje, a bateria jedzie w dół tak samo. Raz, po niespełna 6h wycieczce miałam 15% i duszę na ramieniu, czy dojadę, czy nie, bo jakieś 5km od domu złapała mnie burza i ulewa, którą trzeba było przeczekać. Od tego właśnie czasu jeżdżę z zapasowym źródłem energii. Trochę dla mnie nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, dobrze więc, że kolejne generacje pokroju Edge Explore idą w stronę wydłużenia tego czasu. Choć i tak wciąż nie jest to dla mnie satysfakcjonujące - przy tak małym ekranie naprawdę można by wpakować coś pojemniejszego, jak dla mnie nawet kosztem ciężaru czy rozmiarów.
  19. Nadal jednak prosiłabym o pomoc kogoś bardziej doświadczonego. Mnie samej wydaje się, że oczywiście jest w tym sporo logiki, że im bardziej siłowo się jeździ, tym szybciej rozrosną się mięśnie. Chodziło mi raczej o to, że gwarancji jednak nie ma żadnej. Innymi słowy ujmę to tak: czy jest sens jeździć z kaskiem pod domem, czy tylko na ustawce? Oczywiście, na ustawce ryzyko będzie większe, ale to nie znaczy wcale, że i pod domem nie sposób spektakularnie rozwalić łba. Ostatecznie mięśnie pracują zawsze - na prostej i na podjeździe. Natomiast, co jeszcze mi do głowy przyszło - na pewno przy tej samej prędkości z szosą łydka wyrabiać będzie się wolniej, bo jednak 5kg mniej do uciągnięcia robi ogromną różnicę.
  20. No i już choćby to pokazuje, jak bardzo różne są nasze oczekiwania i potrzeby - dla mnie cebula za ponad tysiąc to już chora cena, zwłaszcza, że na co dzień ma to jako taki wygląd chyba wyłącznie na męskiej ręce. Moja znajoma zresztą między innymi dlatego zrezygnowała z zakupu pod choinkę, bo jest dość drobna, ma ok. 160cm wzrostu i stwierdziła, że wstyd jej będzie chodzić z czymś takim do mundurku w banku. W każdym razie w skrócie odnośnie zegarka. Dotychczas używałam Xiaomi MiBanda 2 i w zasadzie mimo powszechnych achów i ochów trzymała mnie przy nim wyłącznie bateria działająca około miesiąca. Puls mierzyło toto tragicznie, dotyk działał tak sobie, liczenie kroków w ogóle miałam wyłączone. De facto używałam go wyłącznie jako zegarka z funkcją powiadomień z telefonu, co też działało beznadziejnie (żeby wyświetlało nazwiska, trzeba było mieć cały telefon ustawiony po angielsku, do tego nie ma wglądu w historię połączeń czy wiadomości - jak przegapisz, kto dzwoni w danej chwili, to już możesz dowiedzieć się tylko z telefonu). W związku ze wspomnianym powszechnym zachwytem wobec chińskiej opaski, do tańszych zegarków Garmina podchodziłam z bardzo dużą dozą tolerancji, licząc na koślawość funkcji smart/tętna oraz niezawodność ANT i GPS znaną mi z 520. Mimo wszystko skusiłam się i wybór padł początkowo na Forerunnera 35, a potem - z uwagi, że jestem gadżeciarą i zdarza mi się pływać na basenie - Vivoactive HR (HR ważne, bo to nie tylko funkcje, ale i zupełnie inny design niż pozostałe modele z serii Vivoactive). Za zegarek dałam 350zł, oczywiście używany, ale z folią i nowym paskiem. Jeśli chodzi o funkcje pozasportowe, zaskoczył mnie całkowicie - przy nim Xiaomi istotnie jest jedynie chińską zabawką. Mam dostęp do nagłówków maili oraz smsów, a także historii połączeń. Mogę znaleźć telefon, nawet jeśli jest wyciszony i gdzieś go posiałam. Mierzy sen zgodnie z prawdą (przynajmniej początek i koniec, bo faz przecież na oko nie ocenię :p). Co do aktywności natomiast - poruszanie po domu zalicza średnio, ale już chodzenie poza nim działa, jak powinno i nie działa, gdy nie powinno (rower, samochód, autobus). Dodatkowo rzecz, w którą nie wierzyłam i o której na tym forum pisałam (właśnie na podstawie wynalazków typu MiBand), czyli pulsometr... No cóż, działa idealnie. Sprawdziłam też podczas krótkiego wyjazdu po mieście oraz długiej wycieczki poza miastem. To, co potem zobaczyłam na ekranie kompa, przerosło moje najśmielsze oczekiwania - zegarek lepiej poradził sobie z wysokościami (520 coś przekłamuje) i w zasadzie tak samo z pulsem, jak pas HR Garmina wysyłający dane do licznika. Różnice były minimalne tylko kilkakrotnie, średnia wyszła ostatecznie ta sama i max tętno również (a może 1bpm różnicy?). Co do rejestracji trasy, zależało od momentu - chwilami to 520 ładniej trzymała się drogi, innym zegarek. Natomiast podczas testu miejskiego, to właśnie 520 zaliczyła tę jedną wpadkę z zagubieniem sygnału - w tym samym czasie zegarek namalował piękną kreseczkę wzdłuż ulicy. W ramach ciekawostki, przedwczoraj byłam na basenie. Na 50 długościach, które zrobiłam, pomylił się o około 10m na moją korzyść (czyli jakaś połowa basenu), ale podejrzewam, że może być to spowodowane faktem, że dwukrotnie byłam zmuszona zmieniać tor w trakcie płynięcia, bo jakaś gimbaza skakała ze słupków. Nie znaczy to oczywiście, że 520 zamierzam sprzedać, bo też zegarka nie kupiłam z myślą zastąpienia licznika. Bardziej jako rejestrator trasy na miasto i ogólnie zegarek z powiadomieniami z prawdziwego zdarzenia. Muszę jednak oddać cesarzowi, co cesarskie, a więc odszczekać, że pulsometr z nadgarstka to zabawka, a rejestracja z ręki na pewno działa do kitu. W pewnych okolicznościach jest to po prostu sprzęt w zupełności wystarczający. Przykład pierwszy z brzegu - moja siostra, która na gwiazdkę wybrała właśnie Forerunnera 35. Ona do szczęścia potrzebuje tylko namalowanej kreski na Endomondo, a telefon, co wielokrotnie podkreślałam, zbyt wiele razy ją w tej kwestii zawiódł. Więcej nawet niż mnie. Natomiast na zakup dodatkowego, instalowanie jakichś Locusów czy Bóg wie czego, jest ona po prostu za... leniwa? Nie wiem, czy to najfortunniejsze określenie. W każdym razie technologia istnieje dla niej po to, żeby działać, najlepiej bez konfigurowania, a jak nie działa, to nie ma ochoty poświęcać czasu, czemu tak się dzieje.
  21. A przy sprowadzaniu nie płacisz podatku i tym podobnych? No i moja druga wątpliwość, to jak wygląda kwestia polskiej mapy na takim urządzeniu. Widziałeś może nowy Edge Explore? Wydaje mi się lepszą alternatywą, pomijając dotyk - ale to też zależy, co kto lubi. Zobacz też do tematu https://roweroweporady.pl/f/topic/3668-licznik-z-gps/, trochę o różnych opcjach pisaliśmy.
  22. A po co tak przepłaciłeś, skoro w Deca są po 99zł? Te same, tylko bez pudełka. Wiem, bo kupowałam pierwsze z pudełkiem w sklepie i potem drugie do drugiego roweru w Decathlonie. Różnica jest taka, że w Deca byłam skazana na jeden kolor ?
  23. @Jacku, dlatego napisałam, że zależy od potrzeb. Nie podejrzewam, że trzęsące MTB, to jest jakaś dominująca większość tych, którzy rejestrują trasę. Dodatkowo nie wszyscy mają słaby wzrok i nie wszystkim potrzeba kontrolowania wyników non-stop. Niektórych satysfakcjonuje bezawaryjność, a przy okazji dodatkowym atutem jest użyteczność urządzenia również w innych dyscyplinach. Uprawianych rekreacyjnie? @Dawid, mój zegarek wytrzymuje dłużej niż Garmin 520 ? Z telefonów wyleczyły mnie same telefony ze swoją awaryjnością lub ograniczeniami apek rejestrujących trasy. Raz po raz coś się wysypywało, gubiło sygnał albo nie mogło się połączyć z czujnikami. Dlatego sięgnęłam najpierw po Lezyne, potem po 520. Na obu Garminach (zegarku i liczniku) dotychczas hece zdarzyły się tylko raz - 520 gdzieś mi zgubiła GPS na ok. 200m, co daje miażdżącą przewagę.
  24. Hahah, to ja takiej prędkości jeszcze nie osiągam i nie znam żadnej kobiety, która z taką jeździ. Gratuluję dziewczyny! ?
  25. Zdecydowanie bliżej mi do Krzyśka. Do Tribana kupiłam koła i te koła wędrowały potem po następnych nietrafionych rowerach, aż wylądowały w obecnym. Swego czasu również rozważałam wymianę napędu, ale najczęściej jest to połowa wartości roweru lub nawet jego równowartość, jeśli brać pod uwagę nowe komponenty ze sklepu. Opłacalność takich upgrade'ów zaczyna się w moim przekonaniu od ram karbonowych, inaczej to tylko kosztowne hobby i po prostu kaprys, którego nie oceniam - jak kogoś stać i ma ochotę dłubać, to czemu nie?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...