Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. No trudno, żeby w Twoim rozmiarze było inaczej, skoro mamy tyle samo wzrostu ? Ja tam po moich doświadczeniach tabelkom nie do końca wierzę. Jeszcze cross czy mocno rekreacyjny MTB okej, ale z szosą (nawet endurance) sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Od zawsze byłam wielkim wrogiem rowerów dla kobiet, bo kojarzyłam je głównie z idiotyczną obniżoną górną rurą oraz brzydkimi kolorami, tymczasem okazało się, że w przypadku roweru szosowego te geometryczne szczegóły były w moim przypadku decydujące. Zapewne kwestia proporcji, bo na przykład u Treka 52 męska i 52 damska mają zupełnie inne wartości. Z kolei u Speca dla kobiet pojawia się rozmiar 51, który właśnie jest czymś pomiędzy za małą na mnie 50-tką i nieco za dużą 52. Podobnie wygodna jest szosa Liv, czego o Giancie powiedzieć już nie mogłam. No, poza siodełkiem - to jakoś koniecznie muszę mieć męskie, bo te damskie to droga przez mękę.
  2. Dokładnie tak samo uważam. Źle by było, jakby ktoś kogoś nazywał idiotą dlatego tylko, że używa lub nie używa takich lampek. A póki się tutaj wymieniamy uwagami, to bywa i z pożytkiem dla samych dyskutujących, o ile ktoś dobrze pojmuje samą ideę dyskusji. Osobiście nie mam obsesyjnego założenia, żeby przekonać do swojego, nawet bardzo chętnie dałabym się przekonać do porzucenia aktualnej opinii. I czasem się tak dzieje, jak choćby z samym licznikiem Garmina, do którego ostatecznie Jacek mnie przekonał, a czasem nie, jak na przykład konieczność posiadania wyższych grup napędowych dla amatorów.
  3. No, akurat Jacku w kwestii białych, to chyba się zarówno Ty, jak i ja z nią zgadzamy ? Jeśli idzie natomiast o te moje rozmiarówki, to ja już nawet nie mówię o okazjach życia - również w normalnych cenach takich rowerów zwyczajnie nie ma. Jeśli już, to albo jakieś dziesięcioletnie złomy, które widzę, że wiszą od maja tamtego roku (!), albo coś je dyskwalifikuje (choć i takich było tyle, że naprawdę na palcach policzyć). Na wiosnę pewnie będę krajowym monopolistą z szosami w rozmiarze 52 ?
  4. No, jak tyle zaoszczędził na rowerach, to go było stać ? Tak serio, to ja Wam zazdroszczę najbardziej tego, że w ogóle są dostępne rowery w Waszych rozmiarówkach. Ja od przeszło pół roku, tak w sumie tylko poglądowo, śledzę OLX pod kątem 2-3 modeli damskich szos w moim rozmiarze i jeszcze nie zdarzyła się taka, która byłaby warta grzechu. Z jednej strony fajnie, bo mi nie żal, że mnie nie stać, ale z drugiej jest to frustrujące, że jakbym kiedyś miała kupić bardziej wypasiony rower, jestem skazana na przepłacanie.
  5. W sumie zdziwiłoby mnie, gdyby sklep polecił jakiekolwiek nie swoje oferty, bo raz, że to konkurencja, a dwa - na oko nikt roweru oceniał nie będzie, żeby brać za niego odpowiedzialność. Czasami naciąć się można przy kupnie osobistym, jak chociażby koleżanka Jacka z tą karbonową ramą klejoną od wewnątrz, a co dopiero po samym czytaniu tabelek. Potem jeszcze przyjdzie klient z pyskiem, że mu powiedziałeś, żeby kupował.
  6. Jasne, takie oczywiste krzaki zawsze się zdarzają, jednak te najczęściej od razu wyhaczysz. Albo po prostu nie biorę się za zakupy czegoś, czego kompletnie nie ogarniam - na przykład rowerowej ramy bym nie kupiła, bo nie rozumiem ani ich cen (najczęściej i tak w naszym kraju bardziej opłaca się rower w całości), ani jak rozróżnić bubel od nie-bubla. Przede wszystkim zaś są według mnie grupy wyższego ryzyka i takim jest wspomniana rama. Rower czy telefon sprzedać może każdy bez znajomości jego wartości. Ot, bogaty z domu, kupił, pozbywa się, zależy mu na czasie itp. Ale rama? Procesor? Dotykowy ekran? No nie, do tego już znajomości tematu potrzeba i tu wszelkie okazje są od razu podwojnie podejrzane. Generalnie więc mimo wszelkiego rozsądku, jaki wydaje mi się, że wykazuję (albo po prostu mam szczęście), pewnych rzeczy uniknąć się nie da. Ten konkretny facet nie wygląda na oszusta tylko dyletanta i safandułę. Ma konto na OLX od 2012 roku, nadal sprzedaje mnóstwo rowerowych bambetli, zamiast zapaść się pod ziemię, na zakup zaprosił mnie pod dom, do którego miał klucze, ma konto na Facebooku... Myślę, że po prostu jest "tylko" nieodpowiedzialny, nie sprawdził urządzenia przed sprzedażą i teraz chyba sam nie wie, czy ktoś go oszukuje, czy nie. A że przy tym zachowuje się, jak się zachowuje... Hm, cóż, no jak większość ludzi obecnie - ja, mnie, moje, bo nikt mnie nie rozumie i co by się nie działo, jakoś to będzie. Wkażdym razie nie zakładam, że wszyscy na tym świecie chcą nas wycyckać, okraść i oszukać, i bardzo żal mi ludzi, którzy tak na świat patrzą. Ja uważanm, że oszustów jest zdecydowana mniejszość, tylko, że to się rzuca bardziej w oczy. Tymczasem jeśli idzie o większość, to większość jest naiwna lub skrajnie naiwna, bo nikt nie chce żyć w świecie, w którym sąsiad wbija nóż w plecy przy pierwszej możliwej okazji. No i co jeszcze znamienne - dużo zależy od stopnia desperacji. Nie każdy tak zwany oszust jest cynicznym kłamcą. Czasem to kwestia słabego kręgosłupa moralnego i dużego poziomu desperacji. Powiem teraz rzecz, która jest bliska bardzo wielu, ale nie mówi się jej głośno i pod publiczkę budzi ona wstręt i oburzenie, podczas gdy w praktyce jest kompletnie na odwrót. A więc, że człowiek generalnie ma skłonność do tłumaczenia samego siebie przed sobą, czasem tak dobrze, że zanim oszuka innego, już jest oszukany przez siebie. Przykład? Wyobrażam sobie przypadek, że ktoś chce sprzedać rower, w którym nie działa poprawnie tylna przerzutka. Nie umie ocenić, czy to kwestia wyregulowania, czy skrzywionego haka lub samej przerzutki, bo się nie zna. To jest drobna wada, z którą rowerzysta Twojego pokroju się liczy. Ale przeciętny użytkownik internetu chce zawsze używany "jak nowy" i innego nie kupi. Co taki człowiek pisze w opisie? Że trzeba tylko wyregulować. Czy jest kłamcą? Ano właśnie... Zapewne nie, bo on zanim to napisał, zdążył sam sobie święcie uwierzyć, że przecież nie mógł tego haka skrzywić, więc to na pewno źle wyregulowana przerzutka. I to "autokłamstwo" potem jedynie powtarza. Żeby była jasność - nie pochwalam tego, nie usprawiedliwiam, ale też uczciwie przyznaję, że potępić nie umiem. Dlaczego? Bo wielu z nas, jeśli nie w tej kwestii, to w innej, takie myśli do głowy przychodzą i różnie tym zakusom potrafimy się opierać. Czasem do tego stopnia, że nie mieści się nam w głowie, jak ktoś może robić inaczej, ale czasem większość energii tracimy na oszukiwanie siebie, że przemilczenie to nie kłamstwo, a drobne naciągnięcie prawdy to w zasadzie prawda, bo przy pewnych warunkach opisana sytuacja zachodzi. Na przykład opony dobrze trzymają nawierzchni - nie ma po co dodawać, że suchej, ani ostrzegać, że na mokrej jest już kiepsko. W końcu "czego się ten ktoś spodziewał, skoro wszystkie tanie i wąskie opony ślizgają się na mokrym?". To są kłamstwa marketingowe, których uczy nas język reklam i przenika do naszego życia kompletnie niezauważenie. I teraz też - mogłabym na przykład chcieć sprzedać mojego lewego Garmina, pisząc, że port USB działa. Bo działa - ładuje. A że komputer nie wykrywa? A kto powiedział, że ja mam dwa komputery i osiem kabli? To nie jest stacja diagnostyczna, poza tym mogłam w ogóle do kompa nie chcieć podpinać, bo nie było potrzeby (tak jak ten facet, co sobie skonfigurował licznik raz, a potem zgrywał przez wifi wszystko). Jak inaczej, niż stając twarzą w twarz z własnym sumieniem, ocenić, czy ktoś celowo oszukuje, czy może tylko sam siebie wkręcił w jakieś kłamstwo, czy może w ogóle jego jedynym grzechem jest grzech zaniechania? To wcale nie jest takie proste, jak się nam wydaje na pierwszy rzut oka. A czasem również i kamienia ?
  7. Na Twoim miejscu uzbroiłabym się w cierpliwość i możliwie poszerzyła geograficzny krąg poszukiwań do maksimum. Okazje naprawdę się trafiają i nie musi być to jakieś no-name typu Longway czy Limber. Na dowód, że nie jestem gołosłowna: za 400zł pod koniec listopada 2018 (więc nie minęło pół roku) kupiłam Rometa Jolene z 2015 roku. Na napisach na oponach były jeszcze folijki (!) zaś korba cała czarna (czyli prawie nie jeżdżony, inaczej zęby doszłyby do sreberka). Według mnie, jeśli się nie znasz, nie kupuj niczego starszego niż te 3 lata. Im rower starszy, tym gorzej wróży to jakości części składowych (obojętnie, czy z uwagi na zużycie, czy przechowywanie). Bardzo trafnie napisał Nath - niestety, rowery do pewnej, wcale nie takiej małej kwoty mają amortyzatory kiepskie od nowości. Kiepskie to nie znaczy, że się rozlatują. To znaczy, że mają tylko jedno zastosowanie - przy stromych podjazdach, przednie koło nie odrywa się od asfaltu. Do tego przy bardzo dobrym nasmarowaniu, wychuchaniu i zadbaniu, dla osób 80kg i więcej mają szansę ugiąć się na większych dziurach, natomiast dla takich ok. 65kg, to tylko przy kraterach i krawężnikach wysokości bloku. Mimo że brzmi to kiepsko, tragedią nie jest i ktoś, kto jeździł na składaku, na pewno to zrozumie bardziej niż osoba przyzwyczajona do roweru za 3-4k minimum. Najlepsza opcja to coś pokroju Rockridera, ewentualnie jakiś Kross czy inny Romet. A ile masz wzrostu (jaki rozmiar ramy, bo między 14,5 i 17 jest spora przepaść) i skąd jesteś?
  8. Jacku, zaufanie do kupowania przez Allegro jest porównywalne do dziwnego zaufania ludzi, którzy wierzą, że jeśli wezmą coś za pobraniem, wówczas są bezpieczni. Właściwie to nawet nie porównywalne - to jest identyczne. Za przesyłkę za pobraniem, nawet jeśli dostaniesz cegłę, zapłacić musisz. Inaczej nie dowiesz się, co jest w środku. Więc gdy dostajesz złom, no to trudno. Złom wszakże drogi jest. Tak samo rzecz wygląda z Allegro i wiem to, bo przerabiałam na własnej skórze dwukrotnie. Otóż z Allegro jest fajnie, jeśli masz do czynienia z oszustem-idiotą, który nie wysłał towaru i wydaje mu się, że zniknął (w całej swojej zakupowej karierze tylko raz zdarzyło się, że policja nie znalazła sprawcy). Wtedy idzie się na policję, a Allegro oddaje pieniądze. Koniec Allegrowej pomocy. Wszystkie inne sytuacje sprawiają, że Allegro umywa ręce, a konsultant używa gotowych formułek w stylu: "przypominamy, że Allegro nie jest stroną sporu. Od jego rozstrzygnięcia istnieją sądy, ale mamy nadzieję, że dojdą państwo do porozumienia". Jedna z sytuacji to lata temu mocno zużyty rower, ale tu na szczęście chłopak był młody, więc słowa "policja" się wystraszył i przysłał chyba ze 100 lub nawet 200zł rekompensaty. Natomiast innym razem, gdy dostałam telefon, który na moje dodatkowe nieszczęście dzwonił, ale część pozostałych funkcji miał skopane, niestety Allegro się wypięło, pisząc to, co napisałam powyżej. Facet też się wypiął, bo za 500zł nikt adwokata nie wynajmie, do sądu nie pójdzie i nie będzie zamrażał kasy oraz tracił nerwów "dla zasady", żeby kogoś rozumu nauczyć. Podobnie miałam odwrotną sytuację - sprzedałam w pełni sprawny, ale używany, telefon za ok. 200-300zł, ale facet upierniczył sobie, że na śrubkach widać, że był rozkręcany i to jest dyskwalifikujące. Oczywiście oddać pieniędzy nie zamierzałam, bo nie czułam się winna. Co zrobiło Allegro? Powiedziało mu, że nie są stroną i mają nadzieję, że sobie jakoś poradzi, a w przyszłości ponownie wybierze Allegro do zakupów ? Tyle o Allegro. A teraz wyobraźcie sobie, że kupiłam osobiście, a i tak mnie wykołowano. Spotkałam się z facetem, dostałam licznik do ręki. Chwilę myślał, ale GPS wreszcie złapał. Mapy są, wifi się włącza i BT też, ale trzeba mieć urządzenie skonfigurowane wstępnie w Garmin Connect, aby dokładnie sprawdzić ich działanie. Dotyk działa idealnie, nic się nie wiesza. Płacę, biorę. W aucie lekki nerw, bo GPS ciągle gubi zasięg. Ale nic, przywróciłam ustawienia fabryczne i pomogło - GPS łapie na max kreseczek i niczego nie gubi, wszystko działa jak rakieta. Włączyłam rejestrację trasy. Całą drogę licznik mierzy mniej lub bardziej idealnie prędkość auta, kilometry są zgodne z licznikiem samochodowym, trasa pięknie wyrysowana, bateria trzyma cudnie, czujnik podświetlania szybki jak błyskawica. Normalnie okazja życia. W domu podłączam USB - urządzenie nierozpoznane, choć ładuje. Ale kabel od gościa to chiński bubel, więc sprawdzam innym kablem - to samo. Sprawdzanie zajęło mi godzinę, ale nie przyniosło efektów. Dzwonię do faceta, nie odbiera. Piszę mu smsa, że sprawdziłam kilka kabli i nie działają, więc proszę o pilny kontakt. Na drugi dzień rano dostaję smsa, że... mam sobie sprawdzić inny kabel, niż ten przez niego dołączony. Idę do serwisu GSM. Tam pan sprawdza kilka innych kabli i potwierdza, że trzeba wymienić port USB. Jest 13, piszę do faceta, że serwis potwierdził moje przypuszczenia, więc proponuję mu zwrot kasy albo zgłaszam sprawę na policję. Cisza. Po południu dzwonię jeszcze do Garmina, proponują wymianę odpłatnie na nowy. O godzinie 19 piszę do faceta, że daję mu czas do południa i następnego dnia idę na policję, bo wszystko każe mi przypuszczać, że mam do czynienia z bezczelnym oszustem. O godzinie 11 następnego dnia, czyli kiedy ubieram się na policję, zbulwersowany pan pisze smsa, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać (jakby wcześniej miał), że go obrażam, że nie liczę się ze słowami i że on pracuje. Co najwyżej w weekend. Pytanie, czy w weekend te pieniądze odda, pozostaje otwarte. Nawet jeśli, facet kompletnie nie liczy się z tym, jaką sytuację mam ja - że tracę stówę na dwukrotną jazdę do Krakowa, że poświęcam nerwy i czas, choć mam prawo oczekiwać sprawnego urządzenia, że nie ma z nim kontaktu lub jest on mocno utrudniony, że przez cały tydzień zostaję kompletnie bez pieniędzy ani bez licznika (bo Garmina swojego sprzedałam, aby w ogóle mnie było stać na ten), jest dla niego totalnie bez znaczenia. I tak jestem chamską babą, co wymyśla sobie problemy i nie patrzy dalej niż czubek własnego nosa. Obecnie pan się na mnie obraził na dobre i na ostatniego smsa, że mogę się stawić w dowolnym miejscu i w dowolnym czasie, potrzebuję wiedzieć jedynie ok. 3h wcześniej, już odpowiedzi nie otrzymałam. Więc nie wiem, czy w weekend jego telefon odpowie i czy pieniądze odzyskam. Ale jeśli nie, na pewno na policję pójdę, nawet jak mnie oleją. Bo to jest skandal i granda, żeby można było okazjonalnie oszukiwać ludzi do powiedzmy 500-800zł, czując się zupełnie bezkarnym. Natomiast, czy jest jakiś morał? Nie, nie ma. Będę dalej kupować w internecie, co najwyżej zacznę bardziej rozumieć ludzi, których dotychczas miałam za debili, gdy przyjeżdżali do mnie oglądać rowery z wszystkimi narzędziami i przyglądali się im badawczo przez pół godziny ? No i sama do tych debili dołączę - po następnego Garmina pojadę z komputerem oraz czujnikami ANT. I nie zapłacę, dopóki nie połączę licznika ze swoim kontem, nie połączę się z siecią wifi w mojej komórce i nie sparuje mi urządzenia z czujnikami. I jest to idiotyczne, bo tacy ludzie, jak ten facet, robią nam, normalnym, sprzedającym swoje używki, krecią robotę. Do dziś pamiętam, jak pojechałam po Garmina 520 do Rzeszowa. Cena była fantastyczna, facet wręczył mi pudełeczko ze wszystkim i pozwolił sprawdzić. Ale ja miałam Garmina pierwszy raz w rękach, nawet włączyć nie umiałam, a wstyd mi było pytać o wszystko. Skończyło się na tym, że tylko włączyłam, gość jeszcze opowiadał o swoim dzisiejszym rowerowym wyjeździe do Zakopanego i planowanym zakupie 1030, więc zasłuchana bezmyślnie przeleciałam kolejne ekrany, w ogóle nie ogarniając tematu i tyle. Zapłaciłam i dopiero w domu rozgryzałam, nawet lekko się niepokojąc, bo pierwszy uruchomiony trening, trwał dwie sekundy i przy jego kończeniu... licznik zwiesił się na amen. Ale to był jeden jedyny incydent. Potem działał fantastycznie, nigdy nie zgubił sygnału i gdyby nie ta głupia pamięć wewnętrzna, w ogóle bym się go nie pozbywała. I poza tym Garminem trafiłam na naprawdę mnóstwo świetnych okazji - wszystkie moje telefony, rowery oraz różna inna drobnica, to zakupy przez internet. A odkąd Allegro zrobiło się "sklepem dla szlachty", w zasadzie przesiadłam się na OLX. Właśnie dziś przyszły do mnie klamkomanetki Tiagry 4700 za niespełna 260zł komplet. Trochę obtarte, ale mechanizm zdaje się działać bardzo dobrze. Poza tym za sprzedane liczniki kupiłam też przełajową korbę Clarisa za 130zł (na kwadrat, ale taką chciałam) - stan idealny, do tego gratis suport. Na małej zębatce w ogóle nie ma śladów, a na dużej są bardzo niewielkie otarcia, poza tym prawie cała czarna, plus jedna rysa na ramieniu (o suporcie się nie wypowiadam, bo się nie znam :D). Więc to nie jest na szczęście tak, że internet zasiedlają oszuści liczący na ludzką naiwność. Przeciwnie. Jest bardzo dużo uczciwych ludzi, którzy sprzedają rzeczy czasem naprawdę bardzo tanio, tylko, że niestety - zawsze zdarzy się na kilkadziesiąt lub raczej na kilkaset osób ktoś pozbawiony sumienia, kto nie bardzo liczy się z innymi i kieruje wyłącznie własną korzyścią.
  9. Nee, to by był zbieg okoliczności jeden na milion, żeby mnie oszukano i Ciebie oszukano w tym samym tygodniu, i w tej samej sprawie ?
  10. O jeny, to dla rowerzysty mojego pokroju jest jeszcze większy bzdet niż lampki sterowane radiowo. Może za 50zł bym się skusiła ? I w sumie chyba po to tylko, żeby sprzedać, bo i tak nie mam już miejsca na kierownicy, zresztą dłonie trzymam najczęściej na łapach, więc jakoś to tak kiepsko widzę, żeby hamulce, przerzutki i jeszcze ten pierdyknik tworzyły jakieś ergonomiczne trio ? Poza tym przełączanie ekranów to chyba najmniejszy problem podczas jazdy - gorzej jest z mapą, nawigacją, ustawieniami itp. A tego pilocik nie ogarnie.
  11. Mimo wszystko trochę drogo. Od kilku dni śledzę i jak ktoś za goły licznik zaśpiewa powyżej tysiąca, to zainteresowania prawie nie ma. No, chyba że na gwarancji i prawie nieużywany albo mimo wszystko z gratisami pokroju etui, folii czy dodatkowego uchwytu. Natomiast przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie stosunkowo niewielka różnica między 520/820/1000. A ten pilot, to do czego się przydaje?
  12. Też uważam, że się opłaca. Bardzo dobra cena. Niektórzy chcą tyle za sam licznik.
  13. Przepraszam, że po takim czasie i pewnie z rzeczą mało istotną, ale jednak chcę sprostować, bo Jacek wie, że dzwonią, ale w którym kościele, to już niekoniecznie ? Owszem, chodziło o Gianta, ale nie do końca, bo nie o Defy'ego, tylko Liv Avail - damska odnoga firmy, która to właśnie tak papra robotę. Defy'ego pozbyłam się z własnej winy, bo była to pierwsza poważna szosa i wskutek głupoty kupiłam za dużą ramę. Koniec wad mi znanych. Ale też miałam go tylko dwa tygodnie, to dużo nie powiem ?
  14. Skoro klocki starte są nierówno, niewykluczone, że od początku hamulec był źle ustawiony. W takim wypadku można poluzować śruby mocujące mechanizm do ramy i kombinować z jego prawidłowym ułożeniem. Od razu polecam uzbroić się w cierpliwość - reguluję samodzielnie klocki w hamulcach obręczowych oraz przerzutki i działają cudnie, ale gdy przez kwartał jeździłam na rowerze z tarczówkami, na tych idiotycznych hamulcach poległam. Doszło do tego, że kupiłam nowe okładziny, tarcze także były nowe, w dodatku na centerlock, więc musiały być prosto przykręcone, a i tak dźwięku nie udało mi się wyeliminować. Ich prostota jest niestety przereklamowana ?
  15. Ja tą trzecią mam różnie. To znaczy od dziecka mam uraz do ludzi, którzy kompletnie nie mają swojego zdania, tylko wszystko małpują i przyznam się uczciwie, choć z pewnym wstydem, że takimi biedakami, zamiast współczuć, niestety trochę gardzę. Miałam takiego kuzyna i kolegów, więc może dlatego - wszystko zawsze musieli kupować takie samo, jak moje, bo nic własnego wylansować nie potrafili. Natomiast zdarza mi się kupować rzeczy, które u kogoś podpatrzę i po prostu mi się spodobają, chociaż nie są mi niezbędnie potrzebne. Trochę chyba tak było z Lezynem. Licznik fajny, ale wszyscy mi na forum obrzydzili, to spróbowałam Garmina 520... i się uzależniłam ? No i właśnie z Convoy'em - wszyscy mają, wszyscy chwalą, no to co z tego, że prawie w ogóle po zmroku nie jeżdżę, jak raz na rok się zdarzy i nie ma latarni, to wtedy jest mi ona dosłownie niezbędna. Tyle, że to nie jest do końca prawdą, bo na takie warunki moja taktyczna "Police" na paluszki AAA sprawdza się idealnie, jeśli tylko baterie są w pełni naładowane. Kupiłam ją przez przypadek jeszcze w czasach, gdy nie pojawił się na Allegro cały zalew jej chińskich podróbek - i między nimi widać różnicę. Niby są takie same, ale kupiona raptem dwa lata później latarka siostry świeci tak sobie. Jakkolwiek zdarzyło się nam przejechać przez las w nocy, jak również trasę Tarnów-Kraków-Tarnów DK94 częściowo nocą, gdzie ruch był zamknięty i nikt w nic nie wyrżnął ? Na szczęście resztki rozsądku mi zostają i Convoy jest sukcesywnie spychany na niższe pozycje na liście zakupów ?
  16. O, fajnie! Też się sadzę na Convoy'a w tym roku. Ale na razie zmieniam napęd, no i Garmina kupuję. A że jeżdżę po zmroku tyle, ile jeżdżę, ma to u mnie znaczenie którośtamrzędne ?
  17. Ha, a już się obawiałam, że napiszesz, że nic o Tobie nie wiem i jednak niejeden kask już skasowałeś ? Sam widzisz, że "szybko i bezpiecznie" to pojęcie względne, bo Jacek Ci napisze, że w kolarstwie nie chodzi o to, żeby się nie wywrócić, tylko żeby zrobić to jak najrzadziej i z jak najmniejszymi obrażeniami ? A z podsumowaniem zgadzam się w pełni. To znaczy może nie jestem aż tak za sprzedawcami, bardziej przyświeca mi myślenie prokonsumenckie - im więcej różnic między kupującymi, tym mniejsza szansa na wciskanie "jedynej słusznej opcji". Starczy już, że muszę się męczyć z akumulatorowo-tarczowym mainstreamem. Choć żeby tak dodać łyżkę dziegciu, za niektóre jestem nawet wdzięczna - na przykład napęd 2x, którego pewnie w życiu bym nie spróbowała, gdyby nie marketing i wciskanie nawet do najtańszych rowerów.
  18. Wydaje mi się, że piszecie z dwóch różnych perspektyw i Wasze opinie to wyższość Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Tak, jak pisałam - taka lampka w pewnych okolicznościach ma sens, jednak ten target to zdecydowanie nie ktoś, kto właśnie "zaczyna przygodę z rowerem", na który wydał "z 1,5 czy dwa tysiące i będzie chciał dokupić oświetlenie". I nawet nie ktoś, kto tylko "jeździ na szosie", bo to nie o to chodzi. Rozumiem Jacka o tyle, że mimo, iż prędkość ma na trzecim miejscu w hierarchii, to jednak ją ma i jest to czynnik istotny w grupach, z jakimi jeździ. Z tego samego zresztą wynika idea z droższym kaskiem. A jak ktoś nie czai, proponuję prostą ankietę - niech Jacek i Paweł napiszą, ile kasków w życiu załatwili ? P.S. Co do kolczugi, to chyba ta waga na żadnej ustawce by nie przeszła.
  19. Obecnie dożyłam takich czasów, że mam mniej par butów niż wszystkich rowerów. Poza tym, jeśli idzie o ścisłość, to nie garderoba, tylko pełnoprawny pokój. Cztery rowery stoją na... tapczanie dokładnie okryte prześcieradłami - znajdźcie mi kogoś, kto bardziej dba o jednoślady ? @MaciejRutecki, może właśnie dlatego Belgów i Holendrów stać na Rohloffy? ?
  20. @rowerowy365, Ty tak myślisz i ja tak myślę, ale w takim układzie, jak Jacka, ma to znacznie większy sens. Z drugiej strony, z tego co zauważyłam nawet na tym forum, sporo ludzi jeździ i tak z włączonymi światełkami 24/7, więc problem w ustawkach odpada. Tak pomyślałam, żeby jednak się nie zamykać z powodów oczywistych tzn. ceny. A więc załóżmy, że taki bajer kosztuje dokładnie tyle samo, co zwykła lampka, jaką mam (wariantu z dostawaniem w prezencie nie liczę, bo jak bym dostała, to na co kupować inną) - czy wówczas zdecydowałabym się na nią? Hm, co ciekawe - mimo bycia fanką bajerów, nie jestem pewna. Co na pewno by mnie zniechęcało, to wbudowany akumulator. Unikam ich jak ognia, bo w trasie zawsze zapasowe baterie mam, a ładowarkę już niekoniecznie. Natomiast sterowanie z poziomu licznika w moim przypadku to wyłącznie dodatek, potrzebny chyba jeszcze mniej niż pomiar kadencji. Przy okazji na szczęście także mniej mnie kuszący. Szczególnie, że miałabym naprawdę sporo fajnych pomysłów na spożytkowanie 500zł.
  21. @dfqwłaśnie pisałam, że nic nie czytam, a takie coś się robi. Ale masz zarąbistą piwnicę! U mnie to jest może 6m2, dlatego rowery mam w domu. @thalcavedobra, to jedna rzecz odpada. A co z chęcią dojeżdżania na miejsce? Dla Ciebie jest to najzupełniej normalne i wygodne, że taki upocony i brudny będziesz po całodziennej wycieczce wracał jeszcze z magazynu? ? Natomiast z ubezpieczeniami każdy wie, jak jest. Sam kwoty nie wymyślisz, pewnie będziesz musiał udokumentować markę i rocznik, a patrzyłeś kiedyś, jakie są stawki? Musieliby Ci ukraść nowy rower, tymczasem za trzyletni dostaniesz takie grosze, że nawet takiej samej porządnej używki byś nie kupił. No i zresztą już to widzę, jak ktoś stamtąd coś kradnie... @jajacek no, to widzę, że nawet jak na Warszawę są to chore stawki. Co do balkonów, to niestety nie wszyscy posiadają lub nie każdy chce zawalać go rowerami, zamiast kwiatuszkami itp. U mnie, z racji wynajmu mieszkania, balkon stoi bezużytecznie i jest nie do ruszenia, więc obecnie z konieczności mam po prostu jeden pokój na rowery. Ale to jest istny dramat, bo zalega ich tam 5 sztuk ? Mam nadzieję, że wreszcie na wiosnę pójdzie to w pierun.
  22. Gdybyś poświęcił chwilę i przeczytał ten przydługi fragment, to byś rozumiał: A tu wersja obrazkowa: https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/51449317_594458007692005_8680142893924483072_n.jpg?_nc_cat=110&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=95d63cc6f45bcd8095ccec7201568b2d&oe=5CF17EC8 Wobec powyższego, bardzo dziękuję za cennik ? Swoją drogą drogo. Ja płacę za ogrzewane pomieszczenie biurowe z prądem, gdzie na korytarzu mam dostęp do wspólnej łazienki, poniżej 300zł brutto za 10 metrów. Wadą jest akurat w moim przypadku trzecie piętro, ale mam ochroniarza i dostęp przez 24h dzięki szyfrowanemu zamkowi i własnym kluczom. @thalcavewadą Self Storage jest przede wszystkim to, co napisałam wczoraj - wyobrażasz sobie, że chcesz iść na rower, więc ubierasz rowerowy mundurek i... co? dojeżdżasz samochodem czy autobusem do takiego magazynu? Albo, nawet zakładając, że jest dwie ulice dalej - idziesz tam na piechotę? A co jeśli rower przeznaczony jest do treningów lub dojazdów do pracy? Czy o 5 rano też możesz go stamtąd wziąć, a o 2 w nocy oddać? Albo jeszcze inaczej, całkiem statystycznie i przeciętnie - komu normalnemu chciałoby się wybierać po rower do jakiegoś magazynu tylko po to, aby w lecie przejechać się godzinkę wokół komina? Jak się zliczy wszystkich rowerzystów z moich przykładów, zaryzykowałabym, że będzie tego ponad 90% ogółu. Magazyn ma sens dla Jacka, który ma w domu rowerowy sklep i nie jeździ wszystkim na raz, a niektóre rzeczy trzyma tylko lub przede wszystkim na wyścigi dla syna. Czyli powiedzmy jakiś drugi i trzeci komplet kół, zapasowe części i tak dalej. Ale nie podstawowy rower, a chyba o takowy autorowi tematu i większości z nas się rozchodzi.
  23. To szkoda, że nie chciało Ci się wysilić, wrzucając cytat z cennikiem, tylko wyrazić ironiczne ubolewanie nad kimś, kto nie ma dostępu do artykułu. A co ma to wspólnego z wiarą, tego nie wiem.
  24. No widzisz, ja jeżdżę całe życie bez wkładki i bez spodenek rowerowych. Ale mimo tego w punkt zgadzam się z tym, że nie spodnie, a to, co pod spodniami robi różnicę. Ja do zrozumienia tego potrzebowałam jednorazowo 160km - następnego dnia nie mogłam usiąść, takie miałam rany. Ale to było po zwykłych bawełnianych majtkach. Natomiast od jakiegoś już czasu jeżdżę w... męskich bokserkach Brubecka. Kupiłam również damskie, żeby nie było, ale niestety - mają krótsze nogawki, co kończy się tym, że nie zdążę wyjechać z osiedla, a już w pachwinach mam dwie zwinięte kiełbasy, co jest jeszcze gorsze niż zwykłe majtki. Dodatkowo Brubeck ma jeszcze dłuższą wersję bokserek, takie tuż nad kolanko, których używam w chłodniejsze dni. Przy okazji zniknął też odwieczny problem z jakimiś uczuleniami w miejscach intymnych w wyniku przegrzania (zresztą widmo tego skutecznie zniechęca mnie do eksperymentów z wkładką - bokserki są mocno przewiewne i niemal zawsze suche).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...