Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Ja bym brała te cieńsze, bo zawsze jakoś dasz radę się "docieplić". Owszem, kalesony może i mijają się z celem przy wkładce, ale zawsze możesz ubrać coś na to - ochraniacze na kolana, dodatkowe nogawki itp. Natomiast, jak kupisz za grube, to może okazać się, że się przegrzewasz i nie będziesz miał nic na średnią temperaturę. Spodni rowerowych nie mam, ale mówię to z doświadczenia z bluzkami B'Twina, których teraz właściwie nie noszę. Teoretycznie miały być na temperaturę od 5° do 10°C, w praktyce przy 10-15 stopniach jest mi w nich za gorąco, z kolei przy rzeczonych 5-10 zwykle jest tak duży i zimny wiatr, że zwyczajnie zamarzam bez dodatkowych ubrań (a jak je ubiorę, to wtedy znów robi się za ciepło :P).
  2. MTB będzie zwrotniejszy i wbrew obiegowej opinii według mnie bardziej uniwersalny, ale... no właśnie - ale niekoniecznie z kołami 26". Z drugiej strony, jeśli nie mieszkasz w terenie mocno górzystym, napęd crossowy jest praktyczniejszy, co sama przerabiałam (na podjazdy 1x1 w zupełności wystarcza, z kolei przy 3x9 można się dodatkowo rozpędzić z każdej góry, co przy MTB z 26 calami często wymaga kosmicznej kadencji, o ile w ogóle jest cokolwiek warte). Tak jak zresztą zasugerował wyżej Krzysiek - to dwa różne rowery i najpierw musisz sobie odpowiedzieć, nie tylko jakie będzie zastosowanie nowego nabytku, ale też jakie są Twoje osobiste preferencje i czego od roweru oczekujesz :)
  3. O, nie wiedziałam, że tam też sprzedają, bo zwykle wszystko na wschód od Krakowa. Fajnie, że Ci się udało wyszukać :)
  4. Bez dużego doświadczenia i na ubogo, ale też popieram Jacka ;) Zupełnie inaczej jeździ się w terenie czymś zwrotnym niż krowiastym crossem. W zasadzie to ja nawet górala z sakwami lepiej wspominam ;) Jedyną zaletą crossa były dla mnie koła 28", ale w dobie 27,5 oraz 29erów to akurat odpada.
  5. Ciekawe, która ma lepsze osiągi :D A co z Rometem? Zostawiłeś i będziesz jeździł na zmianę? Bo ja odkąd wsiadłam na szosę, to się z crossa wyleczyłam. Najlepszy jest ten napis "cofnij zmiany" - dobre na wypadek jakbyś już nie chciał szosy albo wózka :P
  6. Mam mały problem ze śladem. Wczoraj podczas wycieczki miałam postój, no i nie wiem jak (w sumie mniejsza o to) Endo się włączyło i zarejestrowało mi pół godziny postoju jako odbijanie się od ściany do ściany okolicznych budynków ;) Ostatecznie trening zatrzymałam i zaczęłam nowy, ale chciałabym teraz ten fragment (końcówkę) wyciąć. Kiedy robię to normalnie, w pliku tekstowym lub za pomocą usuwania punktów w programie GPS Track Editor, coś się knoci. Normalnie profil wyglądał tak: A po edycji nie dość, że robi się kwadratowy, to nagle nabija mi jakieś niestworzone prędkości: Czy ktoś z Was wie, jak można to normalnie edytować? Nie chodzi mi o żadne zmiany i machloje, tylko zwykłe ucięcie tego przypadkowo zarejestrowanego fragmentu i złączenie go z dalszym ciągiem :)
  7. Trochę dziwne pytanie - sam wcześniej sobie odpowiedziałeś, że Kands ma najlepszy osprzęt ;) Wszystkie pozostałe podlinkowane przez Ciebie rowery nie dość, że droższe, to jeszcze na Tourney'u czy w najlepszym wypadku Acerze. Kands ma pełne Alivio, nie tylko przerzutki, ale i kaseta oraz korba. Przy okazji bidonu - Kands w wersji męskiej ma fabrycznie miejsce na dwa bidony. Niby drobiazg, ale mnie się w tej ramie szalenie podoba. Męska wersja 17" i tak będzie mieć lekko obniżoną górną rurę. Jak się odpowiednio dobierze koszyczki i butelki, mi w MTB na styk dwa weszły :) Z Krakowa to naprawdę dość niedaleko do Tarnowa. Autostradą rzut beretem ;) A tu jest firmowy sklep Kandsa. Gwarancja i wszystko. Chociaż serwis nie do końca polecam. Aha, a jak nie macie auta, w którym rower da się upchać, to pociągiem też da radę. Bilety tanie (12zł/os. plus rower, chyba 9zł). Sklep jest położony około 1km prostą drogą od stacji, tak więc spokojnie spacerkiem.
  8. Merida wypada moim zdaniem kiepsko na tle pozostałych, więc albo jednorodny osprzęt w Spartacusie, albo mieszany o oczko gorszy i o oczko lepszy w Wagancie. Co do fotelika, to na tych fabrycznych bagażnikach miałabym pewne obawy i dla samego spokoju serca kupiła coś markowego i przystosowanego do przewozu dziecka. Pęknięcie bagażnika pod ciężarem sakwy zawsze jest bardziej do przeżycia i machnięcia ręką.
  9. Weź też ppd uwagę, że większość niepochlebnych opinii na temat Kandsów, Lazaro itp. pochodzi od ludzi, którzy mają rowery na lepszym osprzęcie i najczęściej w ogóle tymi markami nie jeździli. Ja przejechałam na Kandsie cały ubiegły sezon (ok. 3kkm), głównie asfalt, ale jak już gdzieś się wkopałam, to nigdy nie zawróciłam ;) Fabrycznie nie był idealny, bo na przykład w pierwszych tygodniach odkręciła się podczas jazdy koronka kasety, ale złe skręcenie czy inna drobna wada to nie jest jakaś przypadłość jedynie tych rowerów (zobacz sobie chociażby opis nieta, który kupił znacznie droższego Orkana 5: https://roweroweporady.pl/f/topic/2408-romet-orkan-50-2016/?do=findComment&comment=18731, a mimo tego i tak go wszędzie poleca, czemu się nie dziwię, bo skoro ma drobiazgi naprzeciw wygodnej jazdy, to czemu miałby odradzać?). Ostatecznie w rzeczonym Kandsie wymieniono mi tylko łańcuch, który - żeby było zabawnie - ostatnio zerwałam i to jedyna na razie awaria roweru (tamtej koronki nawet nie liczę, ponieważ spokojnie można było dojechać naście kilometrów do domu, żeby ją przykręcić, byłam jedynie pozbawiona najwyższego biegu z tyłu). Natomiast nie zgadzam się co do tego, że Kands to to samo, co Lazaro, a Lazaro to to, co Spartacus. Lazaro nie testowałam, więc się nie wypowiem. Natomiast Spartacusem jeździłam i ma znacznie gorszej jakości lakier. Po pół roku cackania ma więcej rys niż nie oszczędzany Kands. Poza tym akurat w moim modelu miałam więcej do poprawiania niż w Kandsie (w sensie dokręcenia tego i tamtego). Co do ceny, jest jak na każdym forum (telefony, samochody, komputery itd.) - jeśli napisałeś do 1800zł, to oczekuj porad za 1800zł lub nieco więcej, bo w promocji lub po prostu warto mieć lepsze. Najlepiej więc zastanów się, jak zamierzasz użytkować i przechowywać swój nowy nabytek. Wtedy powinno Ci się nieco wyjaśnić, czy warto dopłacić.
  10. A pulsometr sprawdzałeś, czy jest dobry? Znaczy wiesz, tak chociaż "na oko", czy faktycznie tak szybko bije Ci serce podczas tego wysiłku :) Nie mówię, że od razu skopany, mi w każdym razie cztery pulsometry tak samo wskazywały, więc mam niejaką pewność, że to chyba nie jest przypadek :D
  11. Może. Ja w ogóle nie piję kawy, colę rzadko (ale jeśli już, to raczej ciągami - na przykład przez 3-5 dni po około pół litra dziennie), a herbatę jeszcze rzadziej (i nie ciągami ;)). Mimo tego mam tętno stosunkowo wysokie, podobnie zresztą, jak i mam podwyższone ciśnienie rozkurczowe. Identycznie ma moja mama, która żyje zupełnie inaczej niż ja (zupełnie inny temperament, do tego tryb stacjonarny, inna dieta i zero ćwiczeń), więc genetyka robi też swoje. Popatrzyłam na moje stare jazdy, ostatnie w maju tego roku. Na crossie mam średnie tętno w granicach 150 (jak jadę spokojnie) do ok. 160 (jak coś z siebie daję), bez względu na odległość - potrafię takie mieć na odcinkach 5km, jak i 80km, górzystych i płaskich ;) Tak, jak wspominałam - u mnie warunki atmosferyczne i ukształtowanie terenu zmieniają zawsze jedynie tempo. No, chyba że mówimy o jakimś przemęczeniu. Pamiętam, jak w zeszłym roku mnie mocno przewiało i przemokłam, potem chorowałam przez tydzień i wróciłam na rower. To, jak widzę dziś, tętno z tamtej wycieczki (wcale nie jakiejś specjalnie różnej od innych) tuż po chorobie wyniosło aż 167bpm, a maksymalne jedynie 190bpm (przy trudnych potrafię dochodzić do 200). W sumie to nawet ciekawa jestem, jak teraz jest na szosie, bo czytałam u Friela, że na różnych rowerach można mieć różne tętno, bo wpływa na nie pozycja. Na Twoim miejscu nie waliłabym od razu na równe 170bpm czy jakieś inne interwały. Pojeździj co najmniej 2-3 tygodnie swoim normalnym tempem, zobacz, jak wygląda tętno i reakcje Twojego organizmu, i dopiero wyciągaj wnioski.
  12. Mam to samo, ale Sigma 16.12 rozbestwiła mnie termometrem i następca koniecznie musiał go mieć :D
  13. A to nie wszystko zależy od tego, jakie zrobisz interwały? Mam na myśli zarówno ich długość, jak i intensywność. Ale to musiałby poradzić ktoś mądrzejszy ode mnie. Ja narzucanych interwałów nie lubię, stresują mnie z różnych przyczyn ;) Ale ja jeżdżę dla przyjemności, więc to też ciut inna motywacja i cele. Z tym, co piszesz, że są różne wersje, to niestety prawda i trzeba by przetestować w praktyce, co na Ciebie działa najlepiej. Mnie Szajbajk przekonuje, bo jest praktykiem, co nie zmienia faktu, że wielu uważa go za medialnego szarlatana, nie mającego pojęcia o prawdziwym rowerowaniu. Nie dyskutuję, bo nie mam na tyle wiedzy, a nikt dotychczas nie wypunktował go na tyle merytorycznie, aby mnie przekonać. Zacznijmy od tego, że mimo wszystko - jeśli nie jesteś grubasem - stałe tętno w okolicach 170bpm to trochę dużo. Mnie się takie średnie zdarzały wyłącznie na biciu swoich życiówek lub bardzo pagórkowatym terenie. Nie byłabym w stanie jeździć tak kilka razy w tygodniu. Ale odpowiadając czysto teoretycznie na Twoje pytanie - to zależy, jak to 170bpm przekłada się na Twój rzeczywisty wysiłek. W teorii powinno być tak, że przy tym samym tętnie kondycja wzrośnie (to znaczy np. kiedyś jadąc 170bpm miałeś na prostej średnią 25km/h, a potem przy 170bpm prędkość wzrosła do 27km/h lub też przy 25km/h masz niższe tętno). Ale to w teorii, bo jeśli będziesz raz po raz zamęczał organizm, dojdzie do przetrenowania, czyli de facto możesz zauważyć spadek kondycji - ten sam wysiłek będzie wymagał wyższego tętna lub przy stałym tętnie będziesz mógł zrobić mniej. Przy okazji tej bieżni - przebiegałeś dokładnie tyle samo w tym samym czasie i tętno było niezmienne? Zwróć na to uwagę. Bo są tacy, którzy umieją utrzymać stałe tempo (i wtedy zauważą spadek tętna), a są o tacy (na przykład ja), którym lepiej wychodzi utrzymanie stałego tętna (i u takich wzrost kondycji widać po wynikach). Chcesz gotowych i uniwersalnych teorii, ale takie niezupełnie istnieją. Są oczywiście pewne tendencje, ale tyle samo jest od nich wyjątków. Obok zwyczajnej teorii treningu dochodzi cała reszta, jak tryb życia, dieta, stres, wiek, budowa ciała, uwarunkowania genetyczne i tak dalej. To bardzo duża liczba zmiennych, których kombinacja - zdarza się - może zmienić nawet najbardziej uniwersalną teorię w stek bzdur :)
  14. Wczoraj wreszcie wyszło słoneczko i miałam okazję przetestować. Według mnie hamują znacznie lepiej niż fabryczne, więc chyba zmienię też z przodu. Czy ścierają się równo (w sensie z przodu i z tyłu klocka), tego nie wiem, ale skoro i tak miałam, a nowych na razie nie opłaca mi się kupować (musiałabym brać cztery sztuki, bo już do dwóch rowerów, więc ponad stówa nie moja), rozwiązanie jest idealne :) Jedyny problem polega na doczyszczeniu z błota (co wynika z odległości od ramy i obręczy) - wpakowałam się skrótem, zapominając, że tyle dni lało bez szans wyschnięcia. No, ale na co dzień szosą nie uprawiam XC i należy to traktować bardziej jako wypadek przy pracy :D
  15. U mnie to samo. Jak się spina starym pinem, to było prawie pewne, że pójdzie w tym właśnie miejscu. Dam szansę spince, nie wypali, to się kupi nowy. Akurat las mam 1,5km od domu, więc nie grozi mi jakaś straszna pielgrzymka powrotna ;)
  16. Faktycznie, dziadostwo straszne. Myślałam, że jak takie TdP, to nawet młodzicy czymś muszą się wykazać, jakaś listą startów czy coś, a nie open lub "pół-open" (na zasadzie, że masz klub, to już ci wolno). Ja zresztą z takiej przyczyny nie mam ochoty jechać nawet na pseudozawody w Koziej Wólce czy inną poznańską Skodę. Pod tym względem lepiej psychicznie działałyby na mnie time-triale. Oczywiście, jakbym miała z czym startować ;)
  17. Nie mów mi, że TdP nie jest ważny ;) Zwykle jakiś w okolicy Krakowa/Rzeszowa się zdarza, a dla mnie to ta sama droga.
  18. Heh, robię na koniec to samo, ale to niestety źle ;) Pod koniec powinieneś przez kilka minut uspokajać serce, a na koniec zrobić ćwiczenia rozciągające. Zaadaptować się oczywiście mogą, ale jak zaczynasz podnosić hantle, to nie bierzesz od razu 10kg na rękę, bo więcej akurat na stojaku nie było ;) Zależy też jaki masz rower i ile zębów, bo jedno 3x9 i inne 3x9 to nie zawsze to samo. Mam np. 3x8 w szosie i w góralu. W góralu bardzo często na 3x8 zaczyna brakować mi zębów i chciałabym (mogłabym) pedałować mocniej, podczas gdy w szosie na 3x8 na dłuższy czas jestem w stanie wejść albo na zjeździe, albo przy pięknym asfalcie, prostej i wietrze w plecy. Godzinna jazda ze stałym tętnem (jakimkolwiek) nie da Ci szybkich efektów, poza tym zaraz organizm przywyknie do tych całych 3x9 przy 165bpm i co wtedy będziesz robił? Na 45-60min. najlepsze są interwały. Niestety, dość trudne do zrobienia już u mnie, a co dopiero w Nowym Sączu. Mimo wszystko nie niemożliwe, tylko wymagają większego przemyślenia trasy niż na Pomorzu ;)
  19. Ja i tak mam wrażenie, że on nawet dopompowany na maksa się gnie ;)
  20. To może w przyszłym roku wpadnę. A da się Was poznać, czy na takiej imprezie jesteście vipami za siatką? ;)
  21. A do Małopolski lub na Podkarpacie też jeździcie czasem? ;)
  22. O ile wcześniej nie załatwisz sobie kolan. Tych przerzutek nie wymyślono jedynie dla ofiar, które nie potrafią podjechać pod najmniejszą góreczkę oraz dla taterników, ale również po to, by umiejętnie stopniować poziom trudności :) Bardziej chodzi o wysoką kadencję (ilość obrotów korbą na minutę), niż jeżdżenie siłowe, bo jest to dla kolan bezpieczniejsze. Oczywiście w praktyce zawsze trochę będzie zależało od osobistych preferencji. Mimo wszystko jestem zdania, że jak się jeździ w miarę rozsądnie, czyli znajdując pewne optimum między siłą i kadencją, to po pierwsze z czasem przerzutek (czy raczej: zębów na tarczy) może braknąć, a po drugie mięśnie zrobią się same. Zgadzam się z Twoim znajomym (zresztą nie tylko ja). Nie wiem, co tam przez te lata robiłeś na siłowni, ale chyba nie wmówisz mi, że podnosiłeś ciężary jak najszybciej i jak najcięższe, żeby mieć jak najlepsze efekty. Mięśnie potrzebują regeneracji, bo podczas każdego wysiłku (zwłaszcza intensywniejszego) dochodzi do ich mikrouszkodzeń. Jak im nie dasz szansy, to sam sobie zrobisz kuku.
  23. @Jacku, ja nie pompuję według szkół, tylko uznania ;) Nigdy nie robiłam tego z myślą o prędkościach ani komforcie... no, chyba że psychicznym. Mam coś z deklem na punkcie zbytnio uginającej się opony, zwłaszcza z tyłu :) Dlatego od zawsze walę, ile się da, do jakichś granicznych wartości, czasem je nawet lekko przekraczam (przy oponach 1,95) i tak mi się zawsze dobrze jeździło (ale też nie dopompowuję co tydzień). Zaraz wyjdzie, że ja to w ogóle jakaś dziwna jestem... wąskie i twarde siodełka, brak pampersa i jeszcze teraz te opony :D Przy okazji teorii - jak się ma mniejsze vs. większe ciśnienie do częstotliwości łapania kapci? Bo ja tylko raz zeszłam poniżej 7 bar w szosie i wróciłam do domu z... końcówką noża do tapet (na szczęście nie wszedł głębiej).
  24. No to - przynajmniej według Friela - to nie był próg mleczanowy ;) Wysiłek przy przekraczaniu progu mleczanowego "jest tak trudny, że ciężko ci kontynuować ćwiczenia [...] możesz odczuwać pieczenie w mięśniach", a dalej: "na tym poziomie wysiłku utrzymasz się tylko przez kilka minut, chyba że jesteś niezwykle sprawnym zawodnikiem - wtedy możesz utrzymać się około godziny". Podejrzewam, że jak chcesz spalić trochę tłuszczu, to ta druga ewentualność raczej Cię nie dotyczy :) Na rowerze niestety - poza nogami i to tylko częścią partii - mięśni nie wyrobisz. Za to tłuszcz spalisz na pewno. Szkoły co do tego są dwie i cały czas kłócimy się o to z siostrą, która jest dietetyczką ;) Ona uważa, że strefa spalania tłuszczu jest najlepsza do utraty wagi, z czym ja się nie zgadzałam od początku, uważając, że wyższa intensywność jest efektywniejsza i potem przypadkiem znalazłam jej potwierdzenie właśnie u Friela. Innymi słowy przy małej intensywności energia faktycznie pochodzi z tłuszczu, tyle że spala się mało kalorii. Tymczasem przy dużej intensywności, nawet jeśli część energii będzie pochodzić z glikogenu, i tak spalamy więcej kalorii, a więc i więcej tłuszczu. W cokolwiek by jednak nie wierzyć, jeśli będziesz przestrzegał kilku prostych zasad, schudniesz z pewnością. Ujemny bilans to jedno, ale żeby nie spalać mięśni, przede wszystkim powinieneś zaraz po treningu coś zjeść, najlepiej węglowodany proste. Wystarczy nawet jeden banan czy kilka daktyli, a potem, jak się już umyjesz, przebierzesz i tak dalej, zjedz też coś białkowego (i mało tłuszczowego, czyli np. chudy twaróg, jogurt, drób, ryby, strączki). Dobrze również nie jechać na pusty żołądek (choć tu zdania są podzielone, bo i też u każdego jest inaczej - ja na przykład nie mogę zjeść nic płynnego i najlepiej, abym odczekała przynajmniej godzinę). Obojętnie zresztą, czy chcesz schudnąć, czy po prostu zdrowiej żyć, ogranicz do minimum produkty przetworzone, czyli gotowce typu: batonik proteinowy, jogurt z owocami, owsianka instant, gotowe musli i tym podobne. Takie rzeczy lepiej, jak zrobisz sobie sam - nie zajmuje to dużo czasu, a ma dużo lepsze wartości odżywcze, jest zdrowsze, no i najczęściej lepiej przyswajalne. A co do kalorii, to niekoniecznie sugeruj się wskazaniami Endomondo. Możesz orientacyjnie, ale nie ufałabym zbytnio jego optymistycznym wskazaniom co do spalania. Jeśli chcesz wyćwiczyć/wzmocnić mięśnie, to najlepszy jest basen. Nie obciąża stawów i działa ogólnorozwojowo. Można też iść na siłownię, ale ja nie przepadam, bo jeszcze nie trafiłam na rozgarniętego trenera, który powiedziałby mi, co właściwie mam tam robić, żeby nie zrobić sobie krzywdy, a rozwinąć to, co trzeba. Mięśnie kręgosłupa i brzucha są na rowerze bardzo ważne, ale niestety sam rower ich jakoś "nie chce" zrobić ;) Jeśli robisz to wszystko dla siebie, to powtórzę Ci radę - po prostu słuchaj siebie. Tylko wiesz - ciała, a nie mózgu czy serca (w sensie emocji, a nie pulsometru ;)). Ja wiem, że czasem jest tak, że by się chciało i że ambicja nie pozwala odpuścić, a wtedy łatwo zagłuszyć to, co nam podpowiada ciało. Oczywiście w żadnym razie nie namawiam Cię do cackania się ze sobą, bo nie tędy droga i sama jestem tego wrogiem. Czasem trzeba dać sobie w kość, przekroczyć jakiś próg, ale też wiedzieć, kiedy odpuścić i dać sobie spokój. Mnie pulsometr był do tego szalenie potrzebny. Z natury adrenalinę mam na zawołanie, dlatego też chociaż zawodowy sport mnie nie interesuje, w pewnym momencie byłam zmuszona znaleźć jakiś inny wyznacznik niż moje widzimisię. Z przyczyn opisanych w poprzednim poście nie do końca chciałam się doktoryzować z Friela, więc trochę na czuja sama zaczęłam obserwować, kiedy tętno jest takie, że trzeba sobie dać spokój, a kiedy jeszcze można drzeć i potem - jak miałam momenty totalnego przyćmienia - to właśnie liczby podpowiadały mi, co jest naprawdę słuszne ;) Teraz widzę to po samym oddechu, chociaż przyznam, że może jeszcze kiedyś książkę odkurzę. Na razie po Twoim poście nawet trochę mnie kusi, żeby sobie zrobić test na LT na trenażerze.
  25. Jeśli zostaniesz w tym niższym przedziale i chcesz jeździć po lesie, to Spartacusa Ci odradzam. Miałam pół roku, byle gałązka zdziera lakier. Mam MTB Kandsa i lakier jest o niebo trwalszy. Tak że ta bliźniaczość to tylko w teorii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...