Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Nie wiem zbytnio, jak się to stało, ale dopiero wczoraj podczas gruntownego mycia roweru zauważyłam, że koło nie jest zamontowane pośrodku ramy. Sama obręcz jest względnie prosta (max 1-2mm bicia), rama prosta, tylko tak jakby na osi koło było przesunięte: Czy tak to powinno wyglądać? A jeśli nie, to co się z czymś takim robi? Bo wydaje mi się, że to jest przyczyną, dla której mam kłopot z idealnym ustawieniem klocków hamulcowych.
  2. Jeżdżę tylko dla siebie, więc w pewnych granicach mogę pogodę wybierać ;) W ubiegłym roku zrezygnowałam po pierwszej październikowej mżawce i chorobie, teraz chciałabym pojeździć do pierwszej soli, w zasadzie wyłącznie w suchych warunkach (rower trzymam w domu i nie mam ochoty szorować go przez godzinę ;)). Spodni rowerowych nie mam, jeżdżę w zwykłych legginsach i tak do około 15 stopni wystarczają. Problem pojawia się, jeśli wyjadę na dłużej i na powrocie zastanie mnie zimny wiatr i/lub zwyczajny spadek temperatury. Wtedy przydałoby się coś na te nogi dobrać szybko i bezboleśnie (ewentualnie pezy odwrotnej sytuacji, czyli wyjeździe rankiem, mieć potem możliwość szybkiego zdjęcia dodatkowej warstwy). Z górą jest o tyle łatwiej, że jest mniej obcisła i zawsze da się coś jeszcze upchać pod spód, poza tym mogę żonglować też nierowerową garderobą, np. jakaś bluza z kapturem. A na dole to nawet jak mi raz sznurówka odstawała, dałam radę rozerwać ją korbą :D W ubiegłym roku kupiłam nakolanniki Rogelli, ale obawiam się, że przydałoby się coś dłuższego (niekoniecznie na zadek, ten wydaje się dość odporny ;)).
  3. Tak myślałam, ale wolałam dopytać. No nic, będę szukać innego rozwiązania, bo przydałoby mi się coś, co można bez problemu założyć lub zdjąć, w razie potrzeby :)
  4. A czy pod nogawki da się ubrać coś jeszcze, czy muszą być na gołą skórę?
  5. Jak tak sobie popatrzyłam u mnie na mapę, to aż Łukaszowi pozazdrościłam samej trasy, jej profilu, no i tego wiatru :D Mam niejakie porównanie po zrobionych w ubiegłym tygodniu niespełna 110km na południu, w połowie pod wiatr, skąd wracałam utytłana na ostatnich nogach (co dopiero robić jakieś pętle bieszczadzkie, o których piszecie :D) oraz wycieczce dwa dni po tym, kiedy przejechałam 130km po płaskim głównie z wiatrem bocznym i gdyby nie noc oraz chłód przy braku dostatecznie dobrego ubrania i oświetlenia, to jeszcze z kilkanaście (-dziesiąt?) kilometrów bym pociągnęła. Co oczywiście nie umniejsza zasług i 330km to zawsze 330km. Tak w ogóle też mi zawsze postoje wychodzą za długie i się potem to wszystko rozjeżdża :) Ja sobie chwalę dwa bidony, bo jak opróżnię jeden do półtora, już zaczynam rozglądać się na mapie za jakąś Biedronką (jak jest większe zakuprze, to wtedy wiadome, przysłowiowy GS też się nada :)), więc jak mam dwa bidony wolne, to akurat jedna duża woda mineralna niegazowana, do tego izotonik w proszku i mam kolejne półtora litra. Zwłaszcza, że te kupne izotoniki (tzn. inne niż decathlonowy) nie bardzo mi służą.
  6. Też właśnie chcę sobie takie na szprychy sprawić, jakkolwiek na razie najbardziej kuszą mnie szeleczki lub odblaskowa V-ka, bo kamizelka jednak jest szeroka jak wór ziemniaków, no i trochę zawsze grzeje ;) Poza tym mam rower obwieszony trzema opaskami odblaskowymi - w dzień wydaje się, że nic nie ma, bo są białe, za to w nocy czy nawet przy lampie błyskowej od aparatu od razu rzuca się w oczy.
  7. Z takim facetem to jupiter ze stadionu by nie pomógł. Ale oczywiście zainwestować w oświetlenie na pewno nie zaszkodzi :) Dobrym rozwiązaniem jest również duża ilość elementów odblaskowych. Ostatnio dojeżdżałam samochodem z podporządkowanej i po drugiej stronie ulicy w totalnym mroku od razu rzucił mi się w oczy gość - kamizelka z paskami, opony z paskiem i do tego gdzieś tam jeszcze odblask. Może i dla niektórych obciach, według mnie bardzo praktyczne.
  8. Zazdroszczę, na razie z moją kondycją brak postojów jest tylko w sferze marzeń. Ale docelowo też tak zamierzam. Jak coś, to rower do zatyrania na gorszą aurę już mam ;) Jeszcze tylko na termiczny bidon Camelbacka muszę kiedyś odżałować, a ciągle mam jakieś pilniejsze lub bardziej pożądane wydatki.
  9. To prawda. Byle wiatr potrafi mocno zniechęcić, a odkąd trzymam rower w domu, doszedł do tego również nawet najmniejszy deszcz. Dlatego po pierwszej chorobie w ubiegłym październiku kupiłam trenażer. Niestety, nie jest to to samo, szybko się nudzi, zwłaszcza, że ze mnie kiepski kinoman, ale przynajmniej pozwoliło mi nie odwyknąć od jeżdżenia i utrzymać względną formę. W tym roku planuję kupić pomiar prędkości/kadencji na BT i przetestować wirtualną jazdę. Niestety rok temu wszystkie próby zakończyły się fiaskiem. Zobaczymy, jak będzie teraz :)
  10. O Microshifcie trudno coś powiedzieć, bo nie jest u nas zbyt popularny. Ja mam jakieś przerzutki w Tribanie (pewnie jedne z tańszych) i po wyregulowaniu nie narzekam, choć na podjazdach nie przeskakują niezauważalnie. No, ale u mnie to po pierwsze szosa, po drugie tylko 8 rzędów, więc to trochę jak porównywanie Tourney'a do Deore, no bo przecież to Shimano i tamto Shimano ;) W każdym razie nie jest to jakieś no-name. Ja bym się w Krossa nie pakowała. Zwłaszcza, jak Specialized czy Trek dają dożywotnią gwarancję. Przy takiej wadze to dość istotne, a nie żeby się potem bujać (a Kross niestety z takiego gwarancyjnego bujania słynie na forach). Osprzęt zawsze kiedyś wymienisz, a rama zostanie. A czy koniecznie najdroższy? Mam podobne odczucia jak przedmówca, choć oczywiście często w parze z ceną idzie jakość. Pojawia się jednak pytanie, czy na pewno aż takiej jakości potrzebujesz. Prawdę mówiąc, jeszcze nie jeździłam na nowym rowerze (nie próbowałam marketowych), na którym nie jeździłoby się super. Szczególnie, jak masz porównanie do czegoś znacznie mniej komfortowego (z różnych względów, to znaczy zniszczonego, niedopasowanego, niezadbanego itp.). Jakość wychodzi dopiero z czasem, po pierwszych 100, 500 czy kilku tysiącach kilometrów.
  11. E tam, jak dla kogo "tylko". Ja to też przeżywam te wszystkie gwarancje i reklamacje, że aż czasem naprawdę wolę stracić pieniądze niż nerwy. Tak więc rozumiem Twój ból i trzymam kciuki za szybkie oraz pomyślne rozwiązanie sprawy! :)
  12. Ja dawałam bieganiu kilka szans w życiu, ale jednak to nie jest sport dla mnie. Mam zupełnie odwrotnie niż Ty, Patryku - mnie po bieganiu boli wszystko, podobnie zresztą, jak i po dłuższym chodzeniu, co najprawdopodobniej wynika z przebytych w dzieciństwie operacji na stawy biodrowe. Rower natomiast od zawsze był świetną alternatywą i pozwalał udać się w niemal każde miejsce :) Z bólem zadka na rowerze jest tak, że jaki by nie był wypasiony, to i tak chrzest bojowy trzeba przejść. A potem to się nawet do płaskiej deski niektórzy przyzwyczajają ;)
  13. Wiesz, Jacku, to jest zwyczajne prawo działania dźwigni - w chwycie dolnym używasz znacznie mniej siły dłoni, niż w górnym do tej samej siły hamowania. O ile do jako takiego zwolnienia się nadaje, to przy ciągłym hamowaniu z bardziej stromej góry mnie osobiście dłonie bolą. Może kwestia klamkomanetek? Moje wyglądają tak: A hamuję oboma, bo się dzwona jakoś obsesyjnie boję ;) Ale też prawda, że szosowców na żywo znam tylko z szybkich przejazdów obok i nikt mi nigdy nie pokazywał, jak się na tym jeździ, siedzi i tak dalej, więc większość rzeczy robię na czuja i jak mi wygodnie :)
  14. Oj, to nie wiem, czy dobry sport sobie wybrałeś ;) Nie na darmo twierdzi się, że dobry biegacz może okazać się dobrym kolarzem, ale dobry kolarz raczej nie będzie dobrym biegaczem. Dlaczego? Bo na rowerze część mięśni w ogóle nie jest zaangażowanych, w bieganiu natomiast już w samej noga niesie cały ciężar ciała, do tego pionizuje Cię kręgosłup, ramiona pracują przy naprzemiennym ruchu (spróbuj biec ze związanymi rękami przy tułowiu, zauważysz, co mam na myśli) i tak dalej. Między innymi dlatego zresztą bieganie obarczone jest większym ryzykiem kontuzji. Oczywiście nie znaczy to, że w ogóle rower sobie daruj. Bardzo fajny sport, rekreacja, hobby czy jak to tam zwał ;) Jedynie nie zgadzam się z tym, że spełnia wymienione przez Ciebie oczekiwania :) No, może poza wydolnością. Chociaż prawdę mówiąc nie mam pojęcia, jak wygląda zestawienie wydolności biegacza i kolarza. Wiem jedynie, że tętno maksymalne przy bieganiu (tej samej osoby z tą samą kondycją) jest wyższe niż podczas jazdy na rowerze. W każdym razie na pewno Ci nie zaszkodzi, a kto wie - może skończysz jako triathlonista ;)
  15. Baranek na miasto jest mocno niewygodny. Najefektywniejsze hamowanie jest w chwycie dolnym, w górnym natomiast lepsza widoczność, co na DDRach i w ogóle w miejskim ruchu jest kluczowe. W takim wypadku rowery fitness są pomysłem trafionym. A przynajmniej w teorii, bo w praktyce po pierwsze rozwiązania nie testowałam, po drugie mam wrażenie, że to są takie obietnice, jak i z crossem ;) Czyli uniwersalny rower, który zagwarantuje komfort i szybkość jednocześnie. Pewnie znajdą się tacy, którym to rozwiązanie odpowiada, dobrze jednak byłoby je najpierw przetestować, bo można się wkopać, jak ja z zakupem crossa, którego zdjęcie po dziś dzień wydaje mi się idealnym do mema zatytułowanego: wyobrażenia vs. rzeczywistość :P Co nie zmienia faktu, że odkąd mam szosę, miasta unikam jak ognia. Z przecenami w Decathlonie bywa bardzo różnie. Nie zawsze przeceniają, czasem przeceniają na stronie, a czasem tylko lokalnie i ceny w jednym sklepie mogą się diametralnie różnić od cen w innym. Rzadko też przy przecenie da się wyhaczyć jakiś fajny rozmiar. Jednym słowem: trzeba by to śledzić na bieżąco i mieć trochę szczęścia. Do ramy Tribana 500 udało mi się założyć semi-slicki 700x35c, jest mały luz i może nawet ktoś upchałby 40, ale błotniki niekoniecznie. Przy okazji nawet do otwartych do dualpivotów nie nie da rady wcisnąć napompowanego 35c.
  16. Ja zaczęłam jeździć w tamtym roku w maju. Dokładnie 15 kwietnia zaliczyłam na rowerze zgon po niespełna 5km (rozważałam, czy dzwonić po pogotowie, ale doszłam jakoś do siebie) i od tego czasu wzięłam się za siebie. Najpierw spacery, a po dwóch tygodniach w maju zaczęłam jeździć regularnie. Przez półtora miesiąca po 15-20km pięć razy w tygodniu, stopniowo zwiększając dystans jednej z wycieczek. Aż w czerwcu jakoś się dotarło do mnie, że Światowe Dni Młodzieży są w Krakowie i postanowiłam sobie mocno, że chcę tam pojechać rowerem. Wyszła wyprawa życia, prawie 170km na MTB 26" z sakwami, wyjazd o 2 w nocy, nerwy przy każdej policyjnej blokadzie, czy nas w pewnym momencie nie zawrócą (bo nigdzie nie mogłam się dowiedzieć, czy wolno tam będzie wjechać rowerami), potem msza w palącym słońcu, zaraz po niej jedna burza, jakiś posiłek, zebrałyśmy się na powrót i w środku drogi kolejna koszmarna ulewa. Jak na razie nie miałam okazji tego przebić, potem już tylko zaliczałam setki z małym hakiem, wreszcie wczoraj 130km. No, ale to już szosa. Jeździ się zupełnie inaczej, bo lekkość roweru wybacza pewne braki w kondycji :) Prawda, to jest czasem dość trudne do ogarnięcia. Ze współczuciem czytam różne relacje osób, które trenują na przykład między 23 a 2 w nocy albo zaczynają o 4 i kończą o 6. Ja mam akurat w miarę komfortowe warunki, co oczywiście nie znaczy, że sama nie miałam wpływu na ich stworzenie i tak tylko zostały mi dane ;) Po pierwsze nie mam dzieci, po drugie mieszkam z siostrą, którą troszkę w moje rowerowanie wciągnęłam. Troszkę, to znaczy dzielnie mi kibicuje, a raz na czas nawet da się na coś wyciągnąć ;) I to jest jeden dobry patent. Wiadome, że wtedy możesz zapomnieć o średnich rzędu 30 na godzinę, ale zawsze jest szansa, że żona zechce pojeździć dłużej niż tę "marną godzinkę" (zwłaszcza jak dziecko/dzieci dorosną i będą również miały siłę na coś więcej). Druga sprawa - obie z siostrą pracujemy zdalnie. Bywają wprawdzie goniące terminy i nawały pracy, kiedy w ogóle nie mamy czasu nawet nic ugotować, ale ma to tę zaletę, że można sobie zrobić niedzielę w środku tygodnia, bo tak naprawdę nikt nam nie płaci za godziny, tylko za wykonane zlecenie. Jak się uwiniemy wcześniej lub na przykład poświęcimy na to któryś wieczór, to potem można w dzień wyskoczyć na rower. Wszystko jest kwestią umiejętnego zaplanowania, organizowania, no i też dokonywania jakichś wyborów. Na przykład nie oglądamy telewizji, ja w ogóle zresztą żadnych seriali czy filmów, nie czytamy gazet/wiadomości itp., w gry komputerowe gram do rzadkości, a konto na Facebooku odwiedzam średnio raz na 1-2 miesiące (w ogóle to forum to jedyne miejsce w necie, gdzie wchodzę regularnie). Jak to wszystko zliczyć, nagle robi się bardzo dużo wolnego czasu ;)
  17. Słusznie, chwal się! :) Bariera 200km jeszcze chwilę przede mną, jakkolwiek te 130km to i tak moja wielka duma, bo w tym roku jeździłam naprawdę niewiele, w dodatku nieregularnie, bo cały czerwiec i 2/3 sierpnia odpadło. Szkoda, że dni coraz krótsze. Nie lubię jeździć po ciemku (obojętnie przed wschodem czy po zachodzie).
  18. Ja jeszcze na fabrycznym siodełku jeżdżę, bo mi spasowało :) Przez chwilę bawiłam się z mostkiem, ale skończyło się tym, że wróciłam do oryginalnego i w sumie chyba jest najwygodniejszy. W moim przypadku na pierwszy ogień (po 10km) poszła wymiana kierownicy oraz gripów. Fabryczne były koszmarnie twarde, z kolei obecne kierownice są dla mnie za szerokie. Wymieniłam ją jednak na równie "tandetną", także UNO, dałam z przesyłką około 20zł za nówkę ;) Roweru może nie katowałam celowo, ale też raczej nie oszczędzałam. Z natury nie zawracam, więc jak się nagle skończyła droga, no to trudno - przez pole ziemniaków to przez pole ziemniaków (no, obok ;)), a jak las, no to las - jedyne przez co nie jeżdżę, to woda (oczywiście mam tu na myśli rzeki, akweny i moczary, kałuż nie omijam :D). Teraz mam zamiar go testować w terenie, ale chwilowo jeszcze nie kupiłam spinki, a bez łańcucha jest to trudne :P Linkę przydałoby się wymienić w przerzutce przedniej, bo się lekko rozwarstwia, ale też na tyle, co nim jeżdżę, na razie to odkładam. Pozostałe wydają się w porządku.
  19. Ja dziś odpuszczam po wczorajszych 130km ;) Ale może jutro się uda, jak pogoda pozwoli i pobolewanie tego i owego przejdzie :D
  20. Nie, moją opinię na temat Kandsa opieram na MTB (właśnie 26"). Konkretnie Energy 1300, wersja z roku 2015 z VB. Przejechałam nim w pierwszym sezonie niewiele, a w kolejnym ponad 2,6k i potem jeszcze w zimie na trenażerze w domu kolejny tysiąc z hakiem. Nie zimował nigdy w piwnicy, no i regularnie go serwisowałam we własnym zakresie (znaczy wiesz, smarowanie łańcucha, a z rzadka regulowanie przerzutek i takie tam drobiazgi). Tak jak napisałam wcześniej - wymienili mi jedynie łańcuch po niecałym tysiącu. Na resztę nie narzekam. W tym roku nauczyłam się centrować koła, ale okazało się, że on nawet tego nie potrzebuje ;) Spartacusa mam półrocznego, przejechane około 500km i właśnie sprzedaję, bo wolę szosę. Unibike rzeczywiście kusi tym Deore. Ale też kilka stów różnicy, więc trudno się dziwić. Ciekawe, czy Infiniti odpowie. Ja swego czasu (w maju) zapytałam, czy można od nich kupić koła takie same, jak są w Crossie i do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi :D
  21. Od morza, w ogóle od wody zdecydowanie odczuwalność to jedno, a temperatura drugie. Jakkolwiek w pagórkowatym terenie miewam chyba największe problemy z dobraniem ubioru. Ostatnio jechałam u mnie na południe - na podjeździe krótki rękaw za gruby (a jeśli słońce przygrzeje, to już w ogóle), zaraz za tym zjazd 40-50km/h i w połowie musiałam się zatrzymywać, żeby kurtkę ubierać. Jak idzie pod rząd kilka takich, to może człowieka trafić ;) W lecie mimo wszystko jest pod tym względem łatwiej, bo nawet na zjeździe nie da się tak szybko wychłodzić (a nawet jeśli, to czysta radość ;)). Więc przyznam, że nie wiem, jak sprawę ogarnąć, żeby nie robić organizmowi takiego termicznego rollercoastera. To zresztą odstrasza mnie od jazdy w zimie, bo im większe są wahania temperatur ciała przy niskich wartościach na termometrze, tym łatwiej chwycić jakieś choróbsko.
  22. Z drugiej strony im trudniej jeździć, tym łatwiej zgubić kilogramy i złapać formę. Znam faceta, który waży na pewno grubo ponad 100kg, jeździ na karbonowym fitnessie, na lekkich przełożeniach w spacerowym tempie. Od trzech lat waga mu się raczej nie zmienia, a teraz już snuje plany zakupu roweru ze wspomaganiem w sztycy ;) Tak więc trzeba by wypośrodkować między nadwyrężaniem stawów i kręgosłupa (np. przy jeździe siłowej) a ułatwianiem, co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste. Słusznie pisze Maciej - może warto zrzucić jeszcze trochę kilo i wybrać inny rower. Oczywiście, jeśli masz na tyle samozaparcia, bo jakby nie patrzył, nowy rower zawsze bardziej motywuje do jazdy niż stary :)
  23. Zdecydowanie. Dlatego uważam, że przy wietrze dużo ważniejsza jest warstwa nieprzepuszczalna niż grubość. Dziś przerabiałam to przez prawie 80km - temperatura od 12 do 24 stopni w pełnym słońcu w środku dnia, ale że trasa cały czas po wale przeciwpowodziowym, to wiało mocno i to jeszcze zimny wiatr (kilka dni temu był mocny, ale cieplejszy i była ogromna różnica). Na postoju można umrzeć z gorąca, ale wystarczyło osiągnąć prędkość rzędu 15-20km/h i zaczynało się dygotanie. Zaczęłam od krótkiego rękawu, potem miałam pod niego termoaktywny długi rękaw (nadal mocno marzłam, mimo że byłam spocona), wreszcie zdjęłam go, zostałam w krótkim rękawie i na to wzięłam zwykłą, cieniutką kurteczkę bez podszewki (taka udawana przeciwdeszczowa; nie wiem, jak się nazywa taki materiał, ale na pewno wiecie, o co mi chodzi ;)). No i to był strzał w dziesiątkę. Zaczęło mi być chłodno dopiero po zachodzie słońca po dłuższym postoju. Generalnie, tak jak pisze mój przedmówca - bardzo dużo zależy zarówno od stylu jazdy, jak i warunków pogodowych (przy których temperatura jest warta mniej więcej tyle, co BMI jako wyznacznik otyłości :P)
  24. Powiadają, że nawet te za 2 tysiące przy 100kg na niewiele się zdadzą, ale nie mam praktyki, bo najwięcej w życiu ważyłam 73kg i akurat wtedy miałam taką kondycję, że to rower katował mnie, a nie na odwrót :P Zdania na temat osprzętu Shimano są podzielone. Według niektórych jakikolwiek sens i trwałość zaczyna się od Deore (tyle że nie dostaniesz w tej cenie roweru), jednak jak o napęd zadbasz, to i Tourney daje radę (co nie znaczy, że należy go kupować zamiast Alivio - po coś te różne klasy są, a nie tylko dla hecy ;)). Generalnie przy rowerze do 2k Alivio to dobry wybór. A że w pewnym momencie będziesz musiał go wymienić, to naturalne.
  25. Rewelacja! Gratulacje dla Marka :) I dla taty również ;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...