Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Jacku, ciągle Ci piszę, że na zwrot od kilku lat jest już 14 ;) Tylko czasem szkoda kasy na przesyłki w tę i we wtę, i lepiej pomierzyć stacjonarnie, a potem ewentualnie namierzać najniższą cenę w sieci. Gorzej, jak się kupuje okazje od prywatnych ludzi. Ja się właśnie tak wtopiłam przed dwoma tygodniami. Namówiłam wreszcie siostrę na SPD. Moja 40-tka siostrze klapała, 39 w Decathlonie było ciut luźne, 37 za ciasne i co? No i 38 też ciśnie, więc się bujamy z zamrożonymi 150zł :P Na domiar 39 najbardziej chodliwe i zero przecen. Z drugiej strony w moim przypadku ta metoda mierzenia numerów sąsiednich się akurat sprawdziła. A z wkładkami bywa różnie, bo dużo zależy od kroju buta i kształtu stopy. Czasem długość wkładki jest okej, a ciśnie z boku lub np. małego palca i wtedy trzeba brać inny rozmiar (lub czasem wręcz inny model). Z ochraniaczami potwierdzam, co zresztą można było wywnioskować już na poprzedniej stronie ;)
  2. @Rowerowy, tak jak pisze Maciej - z Decathlonem jest loteria. Nawet jeden oddział potrafi mieć różne zagrania, to samo jest z supportem - odpowie jedna osoba z sensem, a innym razem dostaniesz Ctrl+C i Ctrl+V z jakiegoś FAQ czy innego opisu przedmiotu. Ja ich lubię za ceny i jakość (nie wszystko, rzecz jasna) oraz politykę prokliencką. Przynajmniej ja w tej kwestii nie miałam z nimi nigdy złych doświadczeń. @Macieju, a co dokładnie masz na myśli? Ja zauważam nie tylko w serwisach, ale w większości sklepów, które mnie interesują, czyli: komputery (elektronika w ogóle), narzędzia czy rowery, kobietę zawsze traktuje się jak jakiegoś ćwierćinteligenta. Opcje są dwie - albo przywódca stada postanawia się mną zaopiekować, albo szowinista zastanawia się, gdzie zgubiłam opiekuna. Jedna i druga jest beznadziejna, bo nie można się niczego sensownego dowiedzieć ani wymienić poglądów, zwłaszcza jeśli coś tam wiem. Z tego powodu w komputerowych to już w ogóle przestałam rozmawiać. Naprawdę nie wiem, jak to przeskoczyć. Przerabiałam już różne warianty: na pokorę, na grzeczność, na podchwytliwe pytania, na mądrowanie, na świadomą wiedzę bez popisów - zero efektów. A pójdzie taki Janusz mękoła i mu wszystko wyjaśnią ;) No, raz na ruski rok trafiają mi się tacy serwisanci (no właśnie - serwisanci, bo nigdy sprzedawcy), którzy jak usłyszą jeden czy dwa dowody, że mam jakieś tam pojęcie w temacie, to zaczynają inaczej rozmawiać. Ale przyznam, że to jest uciążliwe w obie strony. Mam kolegę i jego ojca, którzy bardzo ubolewają nad tym, że w każdym sklepie "męskobranżowym" czy serwisie są traktowani jakby mieli pojęcie, o czym mowa, a prawda jest taka, że szczytem ich możliwości technicznych jest wbicie gwoździa i wpięcie wtyczki do kontaktu. Tak więc często oni również nie lubią tego typu zakupów, bo sprzedawcy mówią do nich w obcym narzeczu ;) Z tymi łożyskami dzisiaj to akurat sprzedawca mi powiedział, że w tym kole na wymianę są kulkowe, a pierwotnie miałam maszynowe i szkoda wymieniać. Z drugiej strony nie wiem, czy temat zostałby podjęty, gdybym nie powiedziała pierwsza, że obręcz jest inna. Co do samych łożysk, nie mam na tyle praktyki, by rozsądzać, które lepsze. Wyszłam z założenia, że jak coś było fabrycznie, to niech już tak zostanie. A poza tym kulki mam w MTB, to akurat zobaczę sobie, jak to jest z inną wersją.
  3. Krąży w sieci taki mem: - Napisał pan w CV, że umie szybko liczyć. Ile jest 235x22? - 1348. - Ale to nie jest poprawny wynik. - Napisałem, że umiem liczyć szybko, a nie że dobrze. No i tak właśnie jest w mojej historii z Decathlonem ;) Dostaję rano telefon, przyjeżdżam, pan rozpakowuje przy mnie paczkę. Koło jest. Jakie? Na cieńszych, płaskich obręczach i na łożyskach kulkowych, podczas gdy ja mam ponoć maszynowe. Pan zaproponował przeciąganie, jak mu przyniosę rower, ale podziękowałam, bo się ich boję :P Mam nadzieję, że przed kolejnym telefonem sprawdzą paczkę.
  4. @Krzysiek, myślisz, że nasze gadanie ma na pogodę jakikolwiek wpływ? ;) U mnie sympatia do ciemności spada wprost proporcjonalnie do osiągnanej prędkości :P Spacer, ognisko i tak dalej, gorzej jak trzeba ominąć dziurę w przedostatniej chwili i nie wyrżnąć kołem aż zadzwonią zęby lub jakiegoś przechodnia na poboczu, kiedy samochody jadące z przeciwka walą po oczach. Tego nie lubię bardzo i żaden urok nocy mnie nie przekona ;)
  5. Ja też już na jazdę nawet z lampkami nie reflektuję, tak samo zresztą samochodem. Kiedyś lubiłam, dziś męczy wzrok, dodatkowo wymaga dużej koncentracji i zwyczajnie stresuje (i tak zawsze w jakiś dołek wyrżnę mocniej lub słabiej). Teraz jak trzeba, to oczywiście jadę, ale jak nie muszę, to po dobroci nie idę ;) Sprowadza się więc do tego, że na rowerze po zmroku jeżdżę tylko, jak nie zdążę wrócić. W sierpniu tak miałam na Velo Dunajec i też bez lampek, bo się nie spodziewałyśmy, że tak nagle zrobi się ciemno. Na szczęście się udało, ale taka jazda to zero przyjemności. @Rowerowy, jazda na śniegu jak najbardziej. W tym roku mam zamiar, bo wreszcie mam na to sprzęt. W ubiegłym miałam tylko jeden rower, więc jak już go gruntownie wypucowałam (co zajęło 3-4 dni) i wrzuciłam na trenażer, to ani myślałam do wiosny wyprowadzać na zewnątrz ;) @Krzysiek, potwierdzam opinię Rowerowego - też słyszałam, że ma być zima stulecia. Cokolwiek to znaczy. Na razie cieszę się, że od poniedziałku 19 stopni, będzie szusowanko na szosie :D
  6. Ja zimą nie jeżdżę, ale sam chłodny wiatr i chlapa dostatecznie potrafią dać się we znaki. Kupiłam sobie przed rokiem Accenta Rain Cover, bo akurat Centrum Rowerowe miało w dużej promocji i zdecydowanie ich nie polecam. Po pierwsze rozmiarówka jest dziwna. Mam buty turystyczne, możliwe, że mają one nieco szerszą podeszwę niż szosowe, tak więc mimo że mam rozmiar 40 i zamówiłam M (39-41), wciskają się ledwo co i generalnie niszczą mi buty (po ledwie dwóch godzinach jeżdżenia mam po stronie wierzchniej zagięcia w poprzek buta). Używałam ich mniej niż 5 razy i już w tej chwili odblask z tyłu jest prawie cały zerwany, a materiał od strony podeszwy (ten po palcami) już na jednym pokrowcu ma przetartą dziurę wielkości palca wskazującego (w butach chodzę tyle, żeby zejść z trzeciego piętra i wsiąść na rower). Jednym słowem śmieć. Dodatkowo gumka jest dość ciasna (ja się na łydce do końca dopnę, ale tylko na chama i raczej tego unikam), a zamek wbija się w ścięgno Achillesa. No i na sam koniec - wodoodporność. Cóż, powiem tyle - ostatnio nie padało, było tylko pełno kałuż. Wróciłam do domu z mokrymi skarpetkami (jedynie u góry, co najlepiej świadczy, kto zawinił). Jedyna zaleta była taka, że jednak przy tych 10 stopniach, mimo dużego nieprzyjemnego wiatru, było mi bardzo cieplutko. No, ale to jest 10 stopni, a gdzie tu mówić o zimie? Teraz przy okazji zakupu bielizny Brubecka gość miał jakieś ochraniacze Adidasa za... 5zł i akurat w moim numerze. Pewnie szmelc, ale co mi 5zł szkodzi, skoro i tak za przesyłkę zapłaciłam ;) Sobie przetestuję, jak będzie chłodniej.
  7. No to mnie nastraszyliście ze śrubkami - wrócę do domu, polecę sprawdzić :D @Rowerowy, całkowicie się z Tobą zgadzam. Też się wypinam prewencyjnie, czasem w ogóle nie wpinam, stąd ten brak wywrotek poza pierwszym tygodniem. No, a te dwa tygodnie temu to jednak dla mnie duża nowość - jak się jeździ przez lata samemu, to człowiekowi w ogóle do głowy nie przychodzi, że jest coś takiego jak zajechanie drogi ;) Jeśli chodzi o zalety, również nie wyobrażam już sobie życia z platformami. Nie wiem, na ile to zasługa pedałów, a na ile samych butów z bardzo twardymi podeszwami (bez porównania do adidasków), jednak jeździ się wygodniej. Czy dużo efektywniej? U mnie nie miało to żadnego przełożenia na średnie prędkości, ale to jednak nieopisana wygoda, że noga nigdy nie zjeżdża z pedału (kilka razy sobie tak pojechałam do krwi ząbkami po Achillesie), no i na podjazdach dużo łatwiej ciągnąć rower. Co do upadania, to chyba odruchowo lecę zawsze identycznie. Tak przynajmniej wnioskuję z obrażeń - zawsze mam najbardziej zdartą poduszkę przy kciuku, potem łokieć i kolano. Chociaż poza SPD-ami jedyną glebę w dorosłym życiu, jaką pamiętam, to zahaczenie na DDR o tuję, którą chciałam ominąć, więc oglądnęłam się za siebie, czy nie zajadę nikomu drogi. No, ale źle oceniłam prędkość i jak spojrzałam na powrót przed siebie, to już było za późno :D
  8. A skąd, Krzyśku - ja miałam w sumie cztery gleby i wszystkie na postoju. Raz wymusił pierwszeństwo samochód, kiedy ruszałam na przejeździe rowerowym w pierwszym dniu posiadania SPD, drugi raz kilka dni później po zakończeniu wycieczki sprawdzałam Endomondo i odjechała mi kierownica. Szybko się nauczyłam i przez długi czas długo, długo nic, aż pozostałe dwa upadki zaliczyłam dosłownie dwa tygodnie temu, jak mi siostra dwukrotnie drogę zajechała podczas ruszania z miejsca. Generalnie wszystko brak doświadczenia i nieprzećwiczonych sytuacji. Mam standardowe bloki, dorzucane do M520. Potwierdzam przy tym, że zawsze jak się już leży na ziemi, nogi są wypięte ;)
  9. Bez przesady z tymi glebami ;) Można uniknąć, jeśli się zachowa wyczucie, zamiast od razu jechać na DDR z ciągami pieskowo-rodzinnymi albo w trudny teren.
  10. To racja. Zależy oczywiście czego oczekujemy. Pisząc: stabilny, nie mam na myśli: rower stoi unieruchomiony jak w betonie. Haki jak to haki - zawsze rower będzie się ruszał, zwłaszcza jeśli działa na niego jakaś siła. Wydaje mi się, że nawet jakby wydał na taki stojaczek stówę, to i tak będzie on miał swoje ograniczenia wynikające z samej konstrukcji. Przy okazji konstrukcji, warto przyjrzeć się szczegółom. Uważam, że mimo wszystko ten pierwszy kupiony przeze mnie jest bardziej wart polecenia. Ten obecny wygląda jak decathlonowy (https://www.decathlon.pl/regulowany-stojak-rowerowy-id_8241260.html?gclid=EAIaIQobChMI6cjDkqXo1gIVR40bCh2D6wJdEAQYAyABEgKtnPD_BwE) - rurka pionowa ma przekrój kwadratu, wchodzi w otwór i dokręca się ją jedną śrubą. Konstrukcja bez dodatkowych klinów jest mocno niepewna - otwór nie jest na styk, a wystarczy jeden milimetr z każdej strony, żeby się to przekrzywiało przy mocniejszym nacisku i zaciśnięcie jednej śruby (o średnicy takiej sobie) nie gwarantuje uziemienia całości. Dla odmiany pierwsza posiadana przeze mnie wersja ma nieco inną budowę (http://allegro.pl/uchwyt-serwisowy-stojak-na-rower-wieszak-rowerowy-i6899478956.html). Rurka pionowa jest okrągła, na dole ma dwie dziury na wylot. Każda z nóżek stanowi osobną część - przykłada się je z obu stron tych dziur i łączy dwiema śrubami. Przy ich dobrym dokręceniu nie ma szans, aby cokolwiek się poruszyło (chyba że złamiemy, ale to inna bajka).
  11. Krzyśku, bardzo Ci dziękuję za opinię! Ja generalnie jeżdżę tylko jak jest sucho, a tutaj pogoda sprawiła psikusa. Były chmury jakieś od rana, ale deszczu miało nie być, do tego raz po raz wychodziło słońce, no to się skusiłam na wyjście. No i trochę przeliczyłam się, patrząc z wysokości trzeciego piętra na asfalt i oceniając jego suchość ;) @Rowerowy, jasna sprawa. Też wolałabym pełne, ale mam masę pilniejszych i przy okazji sensowniejszych wydatków rowerowych. Gdybym tak jak Ty dojeżdżała na co dzień do pracy albo chociaż w lecie wyjeżdżała na kilkudniowe wyprawy, to inna sprawa, ale jak wspomniałam, wychodzę z domu wyłącznie, kiedy jest sucho i w moim przypadku ten błotnik to jedynie awaryjna sprawa. Myślę, że w tym wypadku zaopatrzenie się w ten z Decathlonu powinno w zupełności wystarczyć :)
  12. Mnie najbardziej rozwalają ludzie mieszkający w domach "od zawsze", którzy wywalają ciężkie pieniądze na ciągłe druciarstwo, zamiast ocieplić chałpę i kupić porządny (niekoniecznie najdroższy) piec. Znam takich ludzi, którzy jakieś 8 lat temu robili remont generalny całego domu (parter, piętro, poddasze i piwnica - wszystko mieszkalne). Wymienili dosłownie wszystko - podłogi, lampy, w salonie walnęli nawet barek z hokerami i telewizor 65 cali za 10k i pajacom szkoda było na ocieplenie. A do pieca chodzą dalej, drzewo rąbią na rozpałkę i węgiel sypią. Porażka. Zresztą nie oni jedni. W zasadzie znam tylko jednych (serio!) właścicieli domku, którzy zrobili go nie po mojemu (rzecz gustu i osobistych potrzeb), ale bardzo ekonomicznie i są zadowoleni. Cała reszta to pozbawieni wyobraźni bogacze - no bo jak nazwać ludzi, których stać na wywalanie takiej kasy w błoto? :D Wracając do stojaków. Jakbym miała garaż, to na dzień dzisiejszy zamontowałabym w ścianie jakieś ciut dłuższe (ale składane), mocne ramię z uchwytem (nie mylić z hakiem). No, ale to w sferze marzeń :) Dziś przyszedł mi drugi stojak za 20zł. Początkowo stwierdziłam, że się doigrałam, chwaląc tu ten typ i że Diodek miał rację. O ile pierwszy zakup miał w podstawie dwie śruby, ten ma tylko jedną i rurka nieco się kiwała. Poświęciłam jednak pół godziny, zrobiłam kilka klinów ze starej dętki, dokręciłam śruby na maksa i stojak uzyskał pion oraz stabilność. Dokręciłam też przy okazji śruby w starym i już haki nie latają. Tak więc jak na razie nadal polecam ;)
  13. Tak, po powrocie już się zapoznałam i zamierzam zakupić. Są między nimi jakieś istotne różnice prócz cen? Bo jednak trzy lub cztery dychy za kawałek tworzywa to lekka przesada, a Deca ma za dychę z hakiem.
  14. Prócz potówki, koszulek używam z Decathlonu, akurat z długim rękawem nierowerowych (Kipsta, czyli bodajże dedykowane do piłki). Odkąd je mam, nie szukam innych, bo najczęściej i tak wypadają drożej. Czytałam gdzieś, że właśnie te lidlowskie wkładki trochę "podróżują" i żyją własnym życiem. Na razie spodni jeszcze się nie dorobiłam i raczej nieprędko dorobię, chociaż ostatnio też mi pupsko przemarzło na kość, ale to dlatego, że nie mam błotników i na pierwszym kilometrze już miałam mokro. Nawet nie sądziłam, że tyle piachu znajdę w bieliźnie po powrocie :D
  15. Tak jak pisałam wczoraj - tarnowski. Mamy tylko jeden. Kierownika mają niezbyt sympatycznego, ale cała reszta pracowników bardzo miła, czym trochę nadrabiają braki w kompetencji. Póki nic mi zepsują, przymykam oko ;) No i zobaczymy, czy na pewno za tydzień rzeczone koło się do nas doturla.
  16. Rzucili dziś fajne kamizelki - z przodu wiatroodporne, z tyłu coś w rodzaju lycry, więc względnie przepuszcza powietrze. Cena: 80zł. Jak dla mnie mogłoby być tak z dychę lub dwie taniej, ale po tym jak ostatnio wymarzłam w tors od pędu powietrza, postanowiłam się skusić ;) Niestety będę miała możliwość przetestowania najwcześniej w czwartek, o ile nie będzie lało, więc nie wiem jeszcze, jak się sprawdza w praktyce.
  17. Byłam dziś i jeśli to się tak zakończy, jak zaczęło, to zapiszę się do klubu fanów Decathlonu i zostanę ich wiernym klientem ;) Otóż zawiozłam do nich samo koło i powiedziałam panu, że się zorientowałam, że jest krzywo zaplecione. Pan wziął na centrownicę i dodał, że jednak przydałoby się też zobaczyć rower. Wtedy powiedziałam mu, że mam drugiego Tribana i tamto tylne koło siedzi w ramie równo. Na dowód pokazałam zdjęcia obu kół zamontowanych w tej samej ramie. Po ich okazaniu, pan oznajmił, że nie ma o czym dyskutować i zamawia nowe koło, co powinno zająć około tygodnia. A żebym nie musiała być bez roweru, mogę na razie stare koło zabrać i jeździć, a oni zadzwonią, jak tylko dojdzie nowe, to wtedy przełożą do niego kasetę i oponę od ręki. Jak na razie jestem wstępnie zachwycona, ale też z dużą dozą rezerwy. Ostatnim razem, jak wzięli ode mnie numer, to było miesiąc temu i zdążyłam produkt zamówić online, a telefonu się do dziś nie doczekałam. W każdym razie fajnie, że mogę nadal jeździć, a jeśli cokolwiek się popsuło przez to krzywe zaplecenie, to i tak nie muszę się martwić.
  18. Trzeba mieć farta (tak poza tym mój nie jest spawany, tylko skręcany cały). Ja kupiłam no-name i po roku użytkowania (wcześniej raczej sporadycznie, a od trzech miesięcy stoi na nim szosa w domu, więc jest używany dość często) jedyna wada jest taka, że lekko poluzowała mi się jedna ze śrub przy haku (w sumie mnie to osobiście nie przeszkadza, bo i tak rower siedzi dobrze, więc nawet nie wiem, czy wina uszkodzonego gwintu, czy zwyczajnie dokręcić wystarczy) oraz zerwał się ten kondomik, którym haki były powleczone, aby nie kaleczyć ramy. Problem rozwiązałam rurkami termokurczliwymi i teraz nic nie rysuje ani nie schodzi. Na moje potrzeby jestem zadowolona. Zresztą dosłownie przed chwilą kupiłam drugi taki sam stojak, bo potrzebuję czasem obie szosy postawić sobie do mycia lub serwisowania, bez bawienia się w ich przekładanie lub przypadkowe opieranie o ściany. Mam nadzieję, że znów mi się poszczęści i będzie równie stabilnie oraz bezawaryjnie ;) @Jacku, pozazdrościć okolicy. Chociaż u mnie też w sumie nieźle. Prócz wymienionych sklepów i innych obiektów też jakiś kilometr od bloku mam las, a między galerią a kościołem siłownię ze świetnymi cenami (karnet open do godz. 14 tylko 69zł - wystarczy wejść o 13:59 i można siedzieć do upadłego ;)). Basenu mi tylko brakuje i to najlepiej nie udającego aquapark, tylko jakiegoś jedynie do pływania i z czasem liczonym właśnie za to, a nie za przebieranie i suszenie włosów. Na dojazdy faktycznie można stracić życie. Widzę to chociażby po naszej zdalnej pracy i jaki szok przeżywam, kiedy raz na ruski rok przyjdzie mi przejechać autem przez miasto. Czyli ośmiokilometrowy Tarnów, a co dopiero mówić o jakiejś Warszawie. Domyślam się po tym, jak czasem jadę do Krakowa w dzień powszedni - godzina na autostradzie i potem druga, żeby do centrum dotrzeć :P
  19. No aż się boję... Jak miałam z nimi do czynienia trzy miesiące temu, to we dwójkę przez 10 minut zmieniali mi dętkę :rolleyes: Może się coś podszkolili. Z naciskiem na może.
  20. To jeszcze trzeba się umieć dogadać z rodziną, a z tym różnie bywa. Moja mama na przykład jest nie do przegadania w wielu kwestiach, z czym męczyłam się 25 lat i wzięłam rozwód ;) Żyjemy w zgodzie, może nawet przyjaźni, ale do jej "muzeum" nie chciałabym wracać za żadne skarby. Teraz mieszkam z siostrą i dogadujemy się świetnie, jakkolwiek zajęło nam to kilka lat pracy, kompromisów i wzajemnych prób zrozumienia drugiej osoby. Oczywiście idylli nie ma, to jest jednak życie, ale póki nie wjeżdżam jej z rowerem na salony i po sobie sprzątam, nie widzi w tym problemów. I ja ją rozumiem, bo też bym nie chciała widzieć w salonie jej hantli czy maty na środku. To jest zresztą to, co zawsze powtarzam - warto jest partnera wciągać w swoje zainteresowania, wskazując mu również dla niego samego korzyści (dobrze, aby były one prawdziwe, a nie jakieś wydumane), bo wtedy ma on znacznie większą dla nich tolerancję. Odkąd zresztą namówiłam siostrę na szosę, nagle polubiła rower, chociaż przez lata mówiła, że to nie jest aktywność dla niej. No, ale to potrzeba dobrej woli obu stron. Co do miejsca zamieszkania, też ogromnie zazdroszczę wielkiego garażu i niekoniecznie domku ;) Domek jest fajny do momentu, kiedy wychodzi się na taras zjeść śniadanie, wygrzać się w słoneczku i popatrzyć na piękną zieleń. I że nie trzeba roweru dźwigać na żadne piętro, tylko wyprowadzasz go i w zasadzie już jest na ulicy. O, i jeszcze może to, że można trzymać jakieś zwierzątko na zewnątrz (bo w domu nie chcę). Z mojej perspektywy zalety się na tym kończą. Potem jest koszenie i podlewanie, w zimie odśnieżanie, zarabianie na każdą awarię lub samodzielna naprawa, no i tak jak Jacek pisze - dojazdy. Ja też mieszkam prawie na wylocie z miasta, pod nosem mam galerię z Tesco i Castoramą, poza tym Biedronkę, Auchana, Majstra i Decathlon, do których można podejść spacerkiem, do autostrady niespełna 2km, kościół spacerkiem, szkoła i przedszkole (jakbym jeszcze miała kogo tam wysyłać ;)) także, no i tylko niestety to nieszczęsne trzecie piętro i malutka piwnica. Na upartego mieszczą się w niej dwa MTB i to koniecznie 17 cali, bo jakby były większe, to nie wejdą na długość. A z balkonu warsztatu nie zrobię, bo jest to loggia, na szerokość ledwo dwie osoby obok siebie staną. Ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolona i nie chciałabym się przeprowadzać. Chyba że - tak jak pisze Maciej - miałabym kasę na tych od koszenia trawy i naprawiania wszystkiego w obejściu. No i sprzątania w środku, bo czasem to nawet na moich 48 metrach nie wyrabiam, a co dopiero w takim domu. @Macieju, odnośnie tego stojaka Topeaka - myślę, że mógłby dać radę. Ten lidlowy w każdym razie dałby radę na pewno, gorzej jednak przestawia się kwestia ram z nieokrągłymi i jednocześnie szerokimi rurami. Tam niby jest taki rowek w kształcie litery V, ale chyba są też ramy o innym przekroju rury i wtedy nie wiem, czy nie zaczynają się schody.
  21. Więc tak: 1. pierwsze zdjęcie to widełki u góry, tuż przy ich złączeniu przy sztycy siodełka, w miejscu mocowania hamulca (dual pivot), drugie to widok roweru do góry nogami i dolne rury tylnego trójkąta. W obu tych miejscach odległość koła od boków jest taka sama (to znaczy u góry z lewej i u dołu z lewej). 2. mam w domu drugiego Tribana 500, wzięłam z niego koło, włożyłam do tej ramy - koło jest pośrodku, czyli rama w porządku, a wina leży na bank po stronie koła 3. osią piasty mogę kręcić w kółko, a i tak koło zawsze jest w tym samym miejscu Nasuwa mi się wniosek, że koło jest rzeczywiście źle zaplecione. Fabrycznie. Pójdę z tym jutro na gwarancję do Decathlonu i niech coś zrobią, bo przecież chyba jest logiczne, że sama sobie nie przeciągnęłam równo obręczy na jedną ze stron. Myślicie, że będą wymieniać koło czy doprowadzać to do użytku? Da się je przeciągnąć na centrownicy czy trzeba zaplatać od nowa? I jeszcze dwa pytania. Po pierwsze czy coś się mogło popsuć przez takie moje jeżdżenie ze źle zaplecionym kołem (nie wiem, obręcz czy coś się nadwyrężyła, nie znam się na tym :D przedwczoraj stuknął mu pierwszy tysiączek i wszystko wskazuje na to, że cały ten tysiąc zrobiłam na krzywym kole) oraz czy przez naprawianie tej usterki serwisanci mają szansę coś sknocić lub zwyczajnie będzie to słabsza konstrukcja czy coś? Bo mam pewne obawy znając mój tarnowski Decathlon i jego tak zwany serwis.
  22. Dobrze, że żony na balkonie nie musisz trzymać :D Ja mam przedpokój niecałe 3 na 1,5m, jak rozłożę się z wszystkimi pinklami i jeszcze ten stojak to jest ciasno. Poza tym niestety nie mogę dojść do roweru od drugiej strony, bo stojak musi być przy ścianie. Szczególnie nieporęcznie wychodzi z tymi nogami, bo one wymuszają pewną odległość od ściany. Ale jak ktoś ma warsztacik, to bardzo podoba mi się, że mają możliwość przykręcenia na stałe do podłogi. Chociaż prawdę mówiąc, nie widzę takiej potrzeby, bo i bez tego stoi toto stabilnie.
  23. Dla spokoju sumienia sprawdziłam. Tak, koło siedzi mocno i dobrze osadzone, wszystko domknięte. Od dołu sytuacja wygląda identycznie, jak i u góry - koło jest wyraźnie przesunięte względem ramy: Kręci się prosto.
  24. Ja mam dwa stojaki. Jeden duży z Lidla (cena pomiędzy 200 a 300zł, nie pamiętam), który wygląda mniej więcej tak: oraz drugi mały (20zł plus przesyłka): Przyznam, że jak mam rozkładać tego dużego grzmota, to za każdym razem mi się zwyczajnie nie chce i nie robię tego. Tak więc korzystam głównie z wersji drugiej. Wiadomo, siłowych rzeczy, takich jak odkręcenie czegoś większego (suport, pedały itp.) na stojaku nie ma szans zrobić, ale to obu typach. Może dałby radę jakiś Park Tool za tysiaka albo najlepiej ramię montowane do ściany. Wróćmy więc do warunków domowych i realnych ;) Oba stojaki zamieszczone przez Ciebie nie przekonują mnie zbytnio. Ten mały utrudnia według mnie dojście do napędu z tyłu i to go przekreśla. Ten duży jest wyłącznie wieszakiem i tak jak pisze Maciej, wymaga męskiej ramy, a poza tym wydaje mi się, że bujać będzie z pewnością. Do tego dochodzą Twoje wątpliwości odnośnie pedałów - może słuszne, może nie - wszystko zależy jak daleko ramiona wieszaka odstają od rury pionowej. Im dalej, tym większa szansa, że będą kręcić się pedały, ale też tym gorsza stabilność. A ze stojaków, które posiadam: wersja mini - jest mini, jest tania, zaryzykowałabym, że stabilna (o ile ktoś nie zamierza się na rowerze wieszać ;)), dzięki zawieszeniu tylko z jednej strony większość drobiazgów jestem w stanie zrobić, idealny do mycia, smarowania, regulacji przerzutek, hamulców itp. Po godzinach świetny stojak na szosę, która nigdzie mi się nie wywraca, nawet jak się przypadkiem o nią zawadzi. Wady: rower tylko na jednej wysokości, wszystko trzeba robić na poziomie zerowym (podłoga), brak możliwości serwisowania przedniego koła (np. regulacja klocków albo nawet czyszczenie opony wymagają podnoszenia przodu ręcznie). wersja Lidlowa - dość stabilny (choć po takim klocu spodziewałam się ciut więcej), możliwość powieszenia roweru za dowolną rurę i na dowolnej wysokości (kręgosłup wiwatuje z radości), no i dojście do obu kół. Wady: nawet po złożeniu zajmuje nieco miejsca (jak się go rozłoży to już w ogóle, najlepiej byłoby serwisować rower w salonie, ale jak ktoś ma domek, garaż etc., to problem odpada), ciężki (to i niby dobrze, bo trwały, jednak przenoszenie go zbytnio mi się nie uśmiecha), trzeba naprawdę mocno dokręcić śruby, żeby rower można było powiesić inaczej niż w równym poziomie, ponieważ ramię do zawieszenia roweru nawet dokręcone da się poruszyć (nie jest to tylko moja opinia, podobno problem rozwiązuje zeszlifowanie rury, ale nie próbowałam). W przeciwieństwie do stanowiska Jacka, u mnie wady przewyższają zalety i dlatego użyłam go w sumie ze dwa razy. Prawdą jest jednak, że nie majstruję przy rowerze nie wiadomo ile i w zasadzie lwią część mojego "serwisowania" stanowi czyszczenie, gdzieś tam potem smarowanie i regulowanie, no i w zasadzie sporadycznie cokolwiek nadto. A jeśli chodzi o robienie czegokolwiek przy kołach, to i tak najlepszy sposób dla mnie polega na przewróceniu roweru do góry nogami. Wtedy odpada problem krzywego zamontowania, centrowania, hamulców itp.
  25. Właśnie z ustawieniem klocków był problem prawie od początku. Pisałam o tym tu kiedyś, bardziej jako anegdotę - wszystko było okej, na drugim wyjeździe od zakupu (czyli w sumie po ok. 60-80km) przeprawiałam się przez strumyk, gdy rower wyślizgnął mi się z ręki i tylne koło spadło z wysokości może 30-40cm na kamień (oponą). Wtedy zaczęło się tarcie, które zmusiło mnie do otwarcia szczęk (to jedyne, co wtedy z rowerem umiałam zrobić, bo pierwsza szosa) i tak dowlekłam się do serwisu w sąsiednim mieście (było bliżej niż dom). Tam powiedzieli mi, że mam krzywo zapięte koło, otworzyli klamkę, poprawili, zapięli, było okej. Na powrocie do domu, po jakichś 40km złapałam kapcia. Pomógł mi jakiś przejezdny rowerzysta, który wyjaśnił, że naprawa w serwisie polegała jedynie na krzywym zamontowaniu koła, tak aby nie biło. Ten sam rowerzysta stwierdził, że mam krzywo zamontowany hamulec, przekręcił go na osi i od tego czasu wszystko zaczęło pięknie hulać, a ja się jakoś specjalnie nie przywiązywałam, czy klocki ścierają się prosto, czy też nie. Piszesz o sprawdzaniu osi piasty, czyli: luzy, przekrzywiona/zgięta oś, uszkodzone łożysko - nie mam o tym niestety bladego pojęcia ;) Możliwe jest to, żeby koło kręciło się cicho, gładko i prosto oraz było sztywne, a występował któryś z wymienionych przez Ciebie problemów? Jak mam to sprawdzić?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...