Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Wprawdzie mamy tu pisać o ubraniach z Lidla, ale skoro już odświeżyłeś temat mokrych majtów ;) Z dużą dozą niedowierzania zakupiłam kawałek plastiku z Decathlonu (wersja MTB, bo szersza), znów dopadł mnie deszcz i... i mokre było wszystko oprócz pupy. Superowa sprawa, w życiu bym nie podejrzewała, że 12zł może tak podnieść komfort :)
  2. @jancio, frajda ze slalomu kończy się, kiedy jest to droga gminna, ale mimo wszystko ruchliwa. Tak jest na przykład na Pomorzu, zwłaszcza w sezonie (choć ja jeździłam akurat w maju i teraz w październiku, więc żaden szczyt). Jak bardzo są to boczne drogi, świadczyć może fakt, że nie ma nawet street view na Google. Dziury są takie, że aby je ominąć, najlepiej byłoby jechać środkiem ulicy (wtedy nawet nie trzeba slalomów), ale jest to ryzyko - w obie strony jeździ może nie jakoś strasznie dużo samochodów, ale co najmniej jeden na 30-60 sekund się trafi, poza tym jak już jadą, to tak ze średnią 90 na liczniku. Też mnie smuci odchodzenie takich dróg do lamusa. Masz rację, że ciężarówki potrafią być bardzo pomocne. Nie mówię o podczepianiu się pod nie ani przeszkadzaniu im w jeździe, poza samobójcą nie jestem, jednak wystarczy, że przy niesprzyjającym wietrze lub na podjeździe minie człowieka jedna, dwie i nagle +10 do mocy ;) Oczywiście każdy kij ma dwa końce - jak na podjeździe taka ciężarówka nadjeżdża z przeciwka to potrafi mocno zaboleć. Nie tylko na Mazowszu wrzucają B-9. Niestety, coraz częściej się to pojawia wszędzie. Swoją drogą, czy to mimo wszystko nie jest powtarzanie znaku? No bo przecież, jak już jest znak ścieżki rowerowej, to rowerzysta ma obowiązek się po niej poruszać (czy to robi, to już jest inna sprawa).
  3. Ja nie twierdzę, że to jest ten sam odsetek albo że w ogóle te liczby są porównywalne. Chodziło mi bardziej o to, że na rowerach widuję każdego dnia dziesiątki ludzi, ale większość z nich nigdy na żywo nie zobaczy Alp, a Tatry raczej bez roweru ;)
  4. Ale się walnęłam z "brejkiem", jak przedszkolak :D Gdyby Maciej nie cytował, nawet bym nie zauważyła. Zgadzam się z Tobą, Jacku, ale właśnie z naciskiem na "jakie tarczowe". Więc jak mam wybrać między lipnymi tarczami a v-brake'ami, wybieram te drugie. Natomiast przy okazji "promila jeżdżących" to też sam zauważyłeś, że większość Twoich znajomych stanowią zapaleni rowerowcy, więc też te Wasze opinie będą trochę przekłamane. Nie jest to zarzut - po prostu pytanie, jak wielu w ogóle jeżdżących na rowerach uprawia coś takiego, jak ostra jazda MTB oraz starty w wyścigach, ewentualnie jeździ po Alpach lub Tatrach. A w ogóle to najlepsze były torpedo - nigdy nie zawodził i można było piękne wiraże pod blokiem robić :D
  5. A przypadkiem także nie z v-brake'ami? Swego czasu czytałam jakiegoś blogera, który pół świata zjeździł na rowerze. Dosłownie. Czyli Azję i Amerykę Południową. I on właśnie pisał, że nigdy żadnych innych niż vb, bo te naprawi wszędzie, a z tarczówkami tylko w cywilizowanym świecie.
  6. Czy tylko mi, czy innym też wszystkie zdjęcia wyświetlają się takie same? :huh:
  7. Teraz by się przydała taka emotka: :wub: tylko bez serduszek ;) Ja się przymierzam do dłuższej wypowiedzi odkąd go mam, tylko zawsze dochodzę do wniosku, że zaś wyjdzie mi naście tysięcy znaków, ale ani me ani be nie umiem napisać na przykład o napędzie (zęby to dla mnie czarna magia, jeżdżę całkowicie na czuja). Albo jak Wy znajdujecie luzy w sterach i skąd wiecie, że to jest to :D Na razie ograniczyłam się zatem do napisanego prawie od nowa testu pompki, który w tym tygodniu podeślę do prezesa ;)
  8. Ciężkowice niekoniecznie, ale już Tuchów i Ryglice jak najbardziej. Dla mnie to wciąż tereny za trudne (choć przepiękne i na pewno się przełamię), więc nie jeżdżę aż tak często. Zwłaszcza unikam podjazdów po sezonie, bo zdarza się, że muszę stawać w trakcie lub tuż po, a wtedy o chorobę bardzo łatwo. Jakkolwiek mogę powiedzieć tyle, że liczby zdają się potwierdzać moje odczucia, jeśli chodzi o lekkość jazdy. W ramach "nowej świeckiej tradycji" ;) robię we wrześniu dwie stałe trasy - jedna to dwudniowa tarnowska pielgrzymka rowerowa do Częstochowy, a druga to tzw. setka na zakończenie lata, która prowadzi właśnie przez Tuchów, Gromnik, aż do zapory w Czchowie (potem wracam już normalnie DK975 przez Ostrów). W ubiegłym roku jeździłam przez całe lato i naprawdę na wrzesień byłam w dość dobrej formie. W tym roku natomiast co i rusz albo chorowałam, albo pogody nie było, albo okoliczności rodzinne - wszystko to sprawiło, że jeżdżę rzadziej i na dzień dzisiejszy mam w nogach ponad 500km mniej niż przed rokiem, choć wtedy zaczynałam prowadzić statystyki od maja, a teraz od stycznia (więc nawet te ostatnie siedem tygodni roku niezbyt mnie uratuje). Po prostu: jestem zwyczajnie słabsza od samej siebie z 2016. Mimo tego... no właśnie - nowy rower nadrabia moje braki, ponieważ uzyskuję podobną prędkość średnią, chociaż moje średnie tętno spadło i to aż o 10bpm. Rzadziej też zmuszona byłam do robienia postojów i najczęściej były one krótsze. To oczywiście nie świadczy o wyższości baranka, tylko raczej o wadze roweru i jego ogólnych możliwościach :) Jeśli chcecie i żona ma podobny wzrost (165-170), wpadnijcie po drodze do Tarnowa. Mogę na jakiś podjazd użyczyć Tribana, bo na pewno jest to więcej niż decathlonowa alejka. Tylko uprzedzam, że jeżdżę w spdach, więc jak coś trzeba by buty skombinować albo pogodzić się z nieco trudniejszym pedałowaniem :)
  9. Z szosą jest taki problem, że się od razu niepotrzebnie z byciem pro i sportem wyczynowym kojarzy. Ja przynajmniej miałam takie mentalne blokady. Tymczasem sprawuje się świetnie również w zaawansowanej jeździe rekreacyjnej. Przez tę ostatnią rozumiem jazdę na rowerze, która wykracza poza niedzielny rodzinny wyjazd na ścieżkę rowerową z tempem dostosowanym do sześcioletniej pociechy (zresztą i ta często bywa szybsza od rodziców, zwłaszcza jeśli to chłopiec), a nie aspiruje jeszcze do zdobywania Śnieżki.
  10. Hah, to dobrze, Łukaszu, z tymi kilogramami podsumowałeś :D Prawdę mówiąc, z mojego doświadczenia wynika, że to nie jest takie proste przełożenie - 1kg roweru i 1kg rowerzysty. Ogólnie na logikę tak, czyli: wciągam pod górę ileś tam kilo, ale w rzeczywistości już w samym rowerze robi różnicę, gdzie ten 1kg jest ukryty (a co dopiero porównywać z człowiekiem). Jeśli ktoś nie wierzy, proszę sobie założyć kilogram cięższe opony/koła lub włożyć do sakieweczki kilogramowy odważnik i porównać, czy będzie naprawdę tak samo. @Arinko, jeśli jeździsz dużo jakimiś drogami trzeciej kategorii, to nawet średni amortyzator wydaje się lepszy niż żaden. Z drugiej strony bardzo dużą robotę robi też szerokość opon oraz ich ciśnienie, a amortyzator to zawsze kolejna rzecz do serwisowania.
  11. Elle się sporadycznie pojawia w dziale o zakupie rowerów, ale się udało i Elle jest ;) Tak więc, istotnie. Mam od początku sierpnia Tribana 500, tyle że z barankiem i jestem bardzo zadowolona, w zasadzie chyba ze wszystkiego. Począwszy od ceny, poprzez geometrię, kierownicę, osprzęt, możliwości, komfort, estetykę... nie wiem, co jeszcze, bo nic mi nie przychodzi do głowy. O, na przykład także sam Decathlon i jego prokliencką politykę. No dobra, jest kilka drobnych wad, o czym też wspomnę, ale na ocenę ogólną nie mają one wielkiego wpływu. Właściwie, jakby mi ktoś powiedział coś o napędzie, mogłabym spokojnie napisać Łukaszowi recenzję :D :D :D A tak zostańmy na razie przy dłuższej wypowiedzi w ramach tematu. Jeśli chodzi o sam fitness, to na tym forum przemknęło mi kilka wątków o tym, że to właściwie dziwny typ roweru (podobnie jak i zbliżony do niego cross), a jak już ktoś przełamie się w kwestii baranka, to raczej do prostej kierownicy nie wróci (chyba że w MTB, ale to zupełnie inna bajka, bo o co innego się tam rozchodzi, o czym wspomniał rowerowy). Trochę z przymusu jestem takim przypadkiem. Miałam crossa i był to najgorszy typ roweru w moim życiu, choć wierzyłam i bardzo chciałam wierzyć, że będzie zupełnie inaczej (ba, w teorii nadal jest, ale to pozostaje na papierze i za nic nie chce działać w praktyce). Potem już łamałam się nad Tribanem FB. W moim rozmiarze był jeden. W Gdańsku. A to był środek lata, a ja napalona jak osiemdziesięciolatek na dwudziestki :P W moim przypadku aerodynamika była sprawą trzecio- czy nie wiadomo którorzędną. Bardziej baranka cenię za ergonomię, której nawet uwielbiane przeze mnie rogi nie dorastają do pięt. Drugim przypadkiem jest moja siostra, która jak zobaczyła pierwszy raz taką dziwną kierownicę, nie wierzyła, że na tym można jeździć wygodnie. Dwa tygodnie po mnie została właścicielką szosy. Dodam, że moja siostra jeszcze trzy miesiące temu nie lubiła jeździć na rowerze i z litości dawała się upraszać na okazjonalne wspólne wyjazdy. Wiedziała, że rower nie jest dla niej i nie lubi jeździć, więc jak tylko usłyszała, że chcę, żeby kupiła sobie szosę (zaraz po tym, jak odziedziczyła mojego niespełna półrocznego crossa), uznała, że zdurniałam do reszty. Ale że ja unudzić czasem potrafię, zgodziła się spróbować i najwyżej oddać go do sklepu. Nie tylko nie oddała, ale już planuje, gdzie pojedziemy w przyszłe lato (aż tak dobrze nie jest, żeby polubiła zimno i krótkie dni ;)), bez problemów dojechała do Częstochowy w dwa dni, potem bez marudzenia zrobiła ze mną kolejną setkę na początku jesieni, a teraz nalegała, żeby na pewno rower jej wstawić na zimę na trenażer (rok temu była ze dwa razy). W zasadzie jest lepsza niż ja, bo ja to głównie górny chwyt, a ona strasznie często się kładzie i mówi, że teraz dopiero się jej super jeździ. Tak więc może nie warto przekreślać i spróbować, przy czym nie ma chyba co oczekiwać od razu szału - ja przez pierwszy tydzień musiałam od nowa uczyć się jazdy na rowerze, nieziemsko brakowało mi hamulców w górnym chwycie, a przerzutki wciąż zdarza mi się czasem zmienić odwrotnie (to znaczy na większy zamiast na mniejszy blat i przeciwnie, bo jeśli idzie o przód/tył to akurat jest tak samo, jak "normalnie"). Ale to kwestia ojeżdżenia, niczego więcej. Co do geometrii i rozmiarówek trochę trudno mi się wypowiadać, bo mam małe rozeznanie. To moja pierwsza szosa, w dodatku nikt z moich znajomych nie ma nawet roweru, a co dopiero mówić o takim rowerze. Może jakbym była facetem albo miała choć te 170-175cm wzrostu, poszukałabym kogoś w Tarnowie, kto ma taki rower, ale z moim 165cm trudno będzie znaleźć gdzieś podobnie "rosłego" szosowca. Tak więc kupowałam na czuja i trochę się mi udało, co nie znaczy, że nie mam podejrzeń, że mogłoby być jeszcze lepiej. Nie mam niestety pomysłu, jak takie coś zweryfikować, bo jazda w sklepie, którą wielu doradza, dla mnie osobiście jest bardzo niewiele warta i w najlepszym wypadku pozwala odrzucić tylko coś skrajnie niewygodnego. A i z tym rzecz dyskusyjna - jeśli ktoś jest przyzwyczajony do pozycji na holendrze i nie ma kociego kręgosłupa, nie wierzę, że istnieje na tym świecie szosa, o której powie: wow, jaka wygodna! No niestety, trzeba kręgosłup przyzwyczaić do nieco innej pozycji (oczywiście są różne rodzaje bólu i należy to rozgraniczyć, które są z nieprzyzwyczajenia, a które grożą kontuzją lub zwyrodnieniem). W każdym razie crossem przejechałam się pod sklepem, moim MTB puścili mnie nawet do bankomatu, jak im zostawiłam siostrę w zamian i oba rowery były bardzo wygodne. Dopiero po przejechaniu pierwszych 50-100km zaczynałam odkrywać potrzebę zmian. Jest to kwestia, która nieodłącznie wiąże się z właściwym doborem ramy. Przyznaję się bez bicia, że bike fitting u mnie kuleje i wciąż chcę się do tego zabrać podręcznikowo, a mam niestety czas tylko na zrobienie tego byle jak ;) I to byle jak niestety w wielu przypadkach nie wystarcza (możliwe, że dlatego, że rowery projektuje się głównie z myślą o mężczyznach? a może dlatego, że bez względu na płeć, zwyczajnie bywają od reguły wyjątki?). Byle jak nie zawsze znaczy po łebkach, ale już na przykład mierzenie przeze mnie czegokolwiek nie dość, że zawsze kończy się jakimiś rozbieżnościami, to jeszcze potem nijak mój komfort ma się do tabelek i zasad. Na przykład nic nie poradzę, że wolę wąskie siodełka, niższą kadencję czy... no właśnie - prawdopodobnie za dużą ramę. Tak przynajmniej jest z moim Tribanem. Według producenta powinnam jeździć XS/S. Po przymierzeniu S, kiedy to czułam się jak słoń w składzie porcelany jeżdżący na trójkołowcu, po XS nawet nie sięgałam. Rower mały, ja zgarbiona, ale fakt, że jeździłam tylko po alejce i może sprzedawcy, którzy byli średnio mną zainteresowani, źle ustawili mi wysokość siodełka (a kierownicy w ogóle nie ruszyli). Ostatecznie jednak kupiłam M. Oczywiście, że był za duży, ale wymienili w cenie roweru mostek, a teraz to nawet kupiłam jeszcze ciut krótszy (90mm) i bardzo lekko wzniesiony (tamten był prosty). Moja siostra (jakieś 3-5cm wyższa) wybrała ten sam rozmiar ramy, tylko jeździła z dłuższym mostkiem (teraz na zimę zmieniłam jej na ten mój, żebym też mogła jeździć na trenażerze ;)). Nie wiem, może jak się jest sportowcem, to i te małe ramy są dobre. A może to kwestia przyzwyczajenia. Tak czy owak warto eksperymentować. Co do przełożeń i w ogóle osprzętu, według mnie zależy, jak dużo z żoną jeździcie. Wskutek licznych przeciwności, mój Triban ma dopiero 1100km, toteż trudno na tej podstawie oceniać trwałość czegokolwiek. Oczywiście skutecznie zindoktrynowana nawijaniem forumowych kolegów, w mojej głowie pobrzmiewa z nutą tęsknoty magiczne słowo: Sora, ale nie wiem, czy stojąc raz jeszcze przed wyborem roweru, zdecydowałabym się dopłacić 700zł tylko za to. No dobra, nie tylko - 520 ma dwa uchwyty na bidon i tego chyba zazdroszczę bardziej, ponieważ na tych przełożeniach, które mam, jeździ mi się dobrze i lekko. Ich zakres w moim przekonaniu jest odpowiedni, może co najwyżej tych pośrednich mogłyby być ciut więcej (ale czy mając tę 9-rzędową Sorę, byłby to akurat ten bieg pomiędzy 3x5 a 2x6, którego jako jedynego mi brakuje?). Z drugiej strony, jeśli miałabym kupować prostą kierownicę, to jednak 520FB za 1900zł, czyli raptem 200zł więcej brzmi bardzo kusząco. No tak, tylko te 200zł różnicy kryje się też w kierownicy, a więc i znacznie tańszych manetkach (w przypadku FB). Wróćmy więc może do napędu. Specjalistą od podjazdów i to nawet w teorii nie jestem, więc tu się nie wypowiem, może co najwyżej tyle, że pod górki wjeżdża mi się teraz łatwiej i szybciej, co ani trochę nie jest zasługą formy (tę mam gorszą niż w ubiegłym roku). Jeśli natomiast chodzi o regulowanie Microshiftów (bo takiej marki przerzutki są w modelu 500), w Decathlonie ustawili na dzień dobry beznadziejnie, potem po powrocie do sklepu średnio, a wreszcie jak sobie ustawiłam sama według książki Zinna, to potem calutkie 1000km zjechałam bez żadnych przygód i regulowałam dopiero teraz po zmianie koła. Przy okazji zmian. Ogólnie rower jest w porządku, natomiast niedomagają szczegóły. Pierwszy to opaski na obręcz (czyt. kawał szmaty) oraz dętki. Całość tylko czyha, aby się przebić i zrobić spektakularne puf! Pierwszą dętkę straciłam na postoju po zrobieniu 80km od zakupu. Drugie puf! zrobiło się wieczorem (w innym kole, chyba nawet w drugim rowerze), gdy rower stał na stojaku kilka godzin po napompowaniu, mając na liczniku jakieś 300km. Trzeba nadmienić, że nie zależy to od dobicia - wcześniej te 300km zostało zrobionych również po szutrach i popękanym asfalcie, w dodatku z małą sakwą z tyłu. Druga rzecz to same dętki B'Twina. Jacek ich broni, ja miałam wybitnego pecha - na pięć trzy sztuki felerne, te dwie "wybuchowe" mają wyrwane wielkie dziury (jakieś 2-3mm średnicy, nie do sklejenia), trzecia niby w porządku, ale jak ją wyjęłam z opony, to cała lepiła się do rąk i zostawiała czarne farfocle. Wymieniłam z rozpędu wszystkie pięć na Kendy i nie chcę ich więcej na oczy widzieć :P Druga rzecz do wymiany to klocki. Brudzą obręcz nieziemsko, hamują średnio, ścierają się szybko. No i niedawno doszła trzecia, czyli opony. Tu przyznam, że jest mi nawet trochę smutno, bo na początku były fajne - dobrze trzymały się nawierzchni, nie wpadają w poślizg (też nie szaleję), przy rozsądnej prędkości właściwie przejechałam po wszystkim (prócz głębokiego piachu, rzecz jasna), no i są chyba antyprzebiciowe (to znaczy są w teorii, w praktyce wiem na ile - raz znalazłam kawałek noża w oponie, który był wbity do połowy i dętka nie pękła, a poza tym nie miałam żadnych przygód). Co jest nie tak? Najpierw zaczęły pojawiać się rysy w poprzek opon, teraz są już na prawie całej długości, no i zaczynają się lekko łuszczyć na tych rantach, które lądują wewnątrz obręczy (pewnie ta sama guma, co i ich dętki). Dodatkowo - i to już od nowości - zarówno zdjęcie, jak i założenie tej opony na obręcz, to naprawdę nie lada wyczyn. Nie wiem, może mam jakąś złą technikę, ale nie wydaje mi się. Oczywiście, nie robię tego w 3 minuty, ale normalnie jakoś zręcznie mi to idzie, a tu na zmianę dętki czy założenie taśmy za każdym traciłam średnio po 15-20 minut, a dłonie miałam całe czerwone. Dobrze, że w domu, a teraz wyobraźcie sobie środek pola plus: deszcz/wieczór/zimno/tropikalny upał. Tak więc po zimie pewnie rozglądnę się za czymś innym. Ach, i jeszcze turystyka. Z sakwami jeździłam, ale tylko z tyłu (widelec ma również możliwość, ale nie miałam nigdy takiej potrzeby, żeby w ogóle myśleć o przednim bagażu). Rama ma wszystkie niezbędne otwory pod bagażnik, tylko trzeba pamiętać, że hamulce są jakie są (to znaczy dual pivot). Ja nie pomyślałam i kupiłam zły bagażnik, wskutek czego muszę teraz dokupić jeszcze widełki, które nie wchodziłyby w konflikt z linką, a na razie awaryjnie zadowoliłam się przykręceniem go u góry tylko z jednej strony (na jednodniowy wypad w bezludzie, tak by mieć zapasową dętkę, narzędzia, drobiazgi, a także jedzenie, picie i dodatkowe ubranie dla dwóch osób w zupełności wystarczyło). Mam nadzieję, że na coś się to przydało i warto było na mnie czekać :)
  12. Ja tam szosą 700x28c po szutrze jeżdżę, z sakwami i tylnym bagażnikiem również się zdarzyło. Dzięki Tribanowi przekonałam się, że rower może sam jechać, a jazda kosztuje mnie teraz znacznie mniej energii. Ale to taka akademicka dyskusja, trzeba się przejechać i samemu wybrać, dlatego jeśli absolutnie nie zamierzasz eksperymentować, to bierz Speca od Jacka i tyle :)
  13. Ja też bym brała tego Speca. Jacek się wyleczył z crossów i z tego, co mi wiadomo, to jest jedyny powód sprzedaży (przynajmniej tak wspominał w wielu tematach). A jakaś szosa z możliwością założenia bagażników w tej cenie na Alpy się nie nadaje, że tak zapytam ekspertów (czyli pewnie znów Jacka ;))? Odkąd jeżdżę tego typu rowerem, rozumiem czemu ludzie nie wracają do crossa.
  14. Ja dziś chciałam zrobić piękny test i co? I sprzęt przyszedł używany, niekompletny i na razie wszystko wskazuje, że nie do końca sprawny. Taki bubel wysłał ponoć do sprzedawcy producent, a ten jedynie zaniedbał, że nie sprawdził i posłał dalej. Przede mną tydzień czekania na zamówienie nowego. Ciekawe, czy zdążę przed zimą, bo jak sypną pierwszą sól, to ja już mojej szosy z domu nie wypuszczę, aż to wszystko spłynie :P A co konkretnie to jest, to na razie niespodzianka ;)
  15. Nagroda za pierwsze miejsce: wspólna wycieczka rowerowa z Łukaszem, pod warunkiem samodzielnego dotarcia do Łodzi :D Tak w ogóle chętnym to być można, tylko jeszcze trzeba mieć co testować i wiedzieć do czego przyrównać ;) Chociaż jako starszy budżetowy mogłabym się zgłosić :P Przyglądnę się jeszcze temu tekstowi, bo nie pamiętam, czy czegoś nie warto dodać i zrobię zdjęcia. Po weekendzie powinnam podesłać.
  16. @wib, ale Maciej ma rację - co to za testy, jeśli używamy czegoś krótko lub rzadko? Ja mam od ponad czterech lat sakwy Sport Arsenal, ale użyłam ich w tym czasie kilka, najwyżej kilkanaście razy. To za mało, by mówić o wytrzymałości, a co najwyżej mogę opisać system mocowania itp., czyli coś na zasadzie testu produktu otrzymanego do napisania recenzji ;)
  17. Fajna propozycja :) Ja się już przymierzam do wielkiego testu prezentu gwiazdkowego, więc to pewnie za pół roku dopiero wypali, ale dobrze wiedzieć, że warto spisywać wszelkie spostrzeżenia na bieżąco. Tak przy okazji mogłabym też rozbudować ten test pompki Topeaka, jeśli w ogóle widzisz, Łukaszu, sens. @Macieju, ja myślę, że odbiorcy mogą się znaleźć. Wielu ludzi, zwłaszcza z dużych miast, wybiera holendry i niewykluczone, że szuka na ten temat informacji, tylko nie są aż takimi pasjonatami, żeby dyskutować o tym na forach :) Poza tym masz szansę takimi recenzjami poszerzyć grono odbiorców Łukasza ;)
  18. Dokładnie tak. Ilość zębatek (a nie zębów) decyduje jedynie o tym, na co sam zwróciłeś uwagę, czyli o łatwiejszym dopasowaniu przełożenia i mniejszymi różnicami między nimi.Co do porównywnia prędkości, warto zrobić to na spokojnie, porównując kilka tras na różnych długościach i w różnych warunkach, wówczas jest to bardziej miarodajne.
  19. W trudniejszych, gdzie nie znasz przysługujących Ci praw, wcale nie lepiej. Pół roku temu, po dziesięciu latach ciągnącej się sprawy, po konsultacji z siedmioma prawnikami (w tym jeden sędzia swego czasu przy Gowinie i jeden prokurator) plus pytania zadawane na forum prawniczym, gdzie wszyscy zgodnie odpowiadali, że nic nie można zrobić (nawet, żeby spróbować) nagle z urzędu dostałam faceta, który zna taki przepis i kilka spraw wygrał. Nie, nie szarlatan - jak się tym wszystkim prawnikom powiedziało, że gość wyciągnął taki przepis, to nagle zgodnym chórem przytakują, że oczywiście przepis jest (i istnieje od co najmniej lat dwudziestu) i należy przynajmniej spróbować się na niego powołać. Totalna żenada! Oczywiście każdy ma gdzieś, że chodzi o całe moje życie, które mam przez tę sprawę zrąbane i póki ktoś tego nie rozwiąże, nigdy nie będę żyć normalnie.
  20. Mało oryginalne, ale ja sobie bardzo chwalę serwisówkę, którą do Dębicy z Tarnowa regularnie dojeżdżam. Jest tam jeden kiepski odcinek bez asfaltu, ale krótki. Fajne są też lasy w okolicy Czarnej i Jaźwin. Przejedzie właściwie wszystkim oprócz szosy, choć pewnie jakieś ścieżki dostosowane na upartego pod węższe opony też by znalazł - ja tak przejeżdżam krótki odcinek nieopodal Jastrząbki. Dużo dziur i prędkość spada, ale nie jest to nie do przejechania. A jak chcesz poprawić formę, to Góra Motyczna ;) Generalnie okolice Dębicy są przyjemne, ładne widoki (jak na południe Polski dość duże przestrzenie lub lasy), asfalt dobry, a ruch umiarkowany (wszystko ciągnie albo autostradą, albo DK94). Wszystko to od północnego-zachodu, czyli tak, jak najeżdżam z Tarnowa. Niestety nie znam rowerowych okolic za Dębicą (czyli na wschód) ani od strony południowej (ale podejrzewam, że jazda DK94 wygląda identycznie jak z Pilzna - fajne szerokie pobocze, ale dużo wyścigów i tir za tirem). Sama Dębica zresztą dużo przyjaźniejsza rowerowo niż Tarnów. Nie chodzi mi tu o infrastrukturę rowerową, bo ta dominuje raczej w drugiej połowie Rzeszowskiej (no i teraz chyba coś budują na wale wzdłuż Wisłoki, jak sądzę), ale to charakterystyczne dla mniejszych miejscowości przyzwolenie społeczne na rozsądną jazdę po chodniku. A czym jeździsz i na jak długie trasy?
  21. Chyba trzeba założyć temat z pomysłami na prezenty rowerowe (wiem, Łukaszu, że taki post popełniłeś, ale burza mózgów zawsze bywa owocniejsza ;)), a następnie popodsyłać link do dyskusji naszym żonom, mężom, rodzinom i bliskim :P Szczególnie, że w tym roku Mikołaj jakiś taki dziwnie prędki - dziś moja siostra dostała pierwszy prezent, a gdyby nie tempo magazynu kolejnego udanego internetowego sklepu rowerowego, powinnam ją była wyprzedzić :D
  22. Rowerowy, zaprawdę powiadam Ci - zdobądź jedną fakturę i kradnij Kandsy oraz Spartacusy do woli ;) Kupiłam oba te rowery i to nie u byle kogo - Kands w oficjalnym sklepie w Tarnowie, Spartacusa u producenta w Straszęcinie. Oba osobiście, oboma pojechałam na przeglądy zerowe, które są podbite. W obu książeczkach gwarancyjnych nie ma wypisanego numeru ramy. Po prostu nie praktykują. Co do umowy, to nie pytałam o brak egzemplarza dla sprzedającego, tylko w ogóle brak jej spisania, czyli co może zrobić mi kupujący, który "odszedł od kasy" bez dowodu zakupu? Jak ma dowieść, że to rower ode mnie? Tak poza tym to przed czymś takim, o czym piszesz, nie uchroni Cię żadna umowa, bo nie wyszczególnisz każdej śrubki. W dodatku jak dowieść, że to kupujący uszkodził rower po jego zakupie, jeśli powoła się na rękojmię? A ponieważ wskutek przykrych doświadczeń życiowych w dobrych prawników nie wierzę ani trochę, zostaje tylko wiara w kupujących, że nie wszyscy są naciągaczami i to jeszcze na tyle wytrwałymi, aby zakładać sprawy w sądach. Przy okazji wycofywania się z umowy - mój znajomy jakieś pół roku temu sprzedał auto. Spisał umowę, ale taką zwyczajną, bez uwzględnienia każdej części, stanu nadwozia, podwozia i nie wiadomo czego. Jedynie dane swoje, kupującej, no i auta. Tydzień później babka dzwoni, że ona chce oddać samochód, bo pojechała do mechanika i on powiedział, że tam trzeba coś doinwestować, a ona myślała, że auto jest w stanie idealnym (na marginesie: ponad 10-letnie). Oczywiście znajomy "reklamacji" nie przyjął, babka coś tam go zwymyślała i się obraziła, na czym sprawa się zakończyła. Auto kosztowało około 10 tysięcy. Trzebaby być naprawdę człowiekiem nie mającym co robić, żeby wykłócać się o rower wart dziesięć razy mniej. Poza tym ta sprawą pokazuje, ze w rzeczywistości kupujący wcale nie wiedzą, co właściwie można zrobić, prócz wstępnego postraszenia sprzedawcy. De facto jedynym pomysłem jest pójście do sądu (policja sprawę oleje), tyle że sąd to akurat już na dzień dobry swoimi procedurami zniechęca bardzo skutecznie. No i taki sąd to też najczęściej nie jest darmowa sprawa.
  23. @miro, nie wiem o jakich teoriach spiskowych mówisz, ale sam też sprawiasz trochę wrażenie, jakbyś nie do końca wiedział, o czym piszę lub - jeśli jednak wiesz dobrze, to niezbyt przekonująco odpowiadasz na moje wątpliwości. ad. 1. Nie twierdzę jak Jacek, że byle kto może wleźć mi na konto. Co nie znaczy, że tak nie jest. Po prostu nie mam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy, bo i tak nie mam na to żadnego wpływu. W każdym razie prywatność w sieci jest dla mnie fikcją i nie chodzi o teorie spiskowe dziejów, tylko zwyczajne życie, które pokazało już nie raz, że prawo to jedno, a drugie to czynnik ludzki, przypadek i inne takie, czyli coś, w czym nikt nie zawinia, nikt się nie uweźmie, a kończy się po kafkowsku. To się nie dzieje nagminnie, to się zwyczajnie "zdarza". I nie wiem na jakiej podstawie ludzie są przekonani, że na pewno nie im. I dla mnie to właśnie jest zdrowym rozsądkiem. A paranoja? Paranoja to zakładnie, że statystyczne szanse oskarżenia mnie o morderstwo bez podstaw są bardzo wysokie. ad. 2. Hm, no teoria jest fajna. Tylko kiedy niby mam ten przelew wycofać? Tydzień po przelaniu, jak się okaże, że nic za niego nie dostałam? Nie, muszę go wycofać, zanim on wyjdzie z banku, a na tym etapie raczej nikt nie wie, że zostanie oszukany. ad. 3. Albo Cię nie do końca rozumiem, albo wynika z tego, że spisywanie umów i tak nie jest nic warte. Najpierw piszesz, że wystarczy mieć "umowę kupna - sprzedaży od poprzedniego właściciela (nie ma ma potrzeby mieć umów od początku świata, wystarczy ta ostatnia)", ale jak się okazuje, jeśli kupię teraz rower za gotówkę, spiszę umowę ręcznie, to jak się okaże, że poprzedni właściciel go ukradł, według tego, co napisałeś teraz, nie mam żadnego dowodu, że nie zrobiłam tego sama, tak? No bo nie oszukujmy się, nie wszyscy kupujemy/sprzedajemy na Allegro (w ogóle elektronicznie), po drugie nawet jeśli mam jakieś maile, to po dojściu do porozumienia lub jakiś czas potem najczęściej je kasuję, a nie trzymam dwa lata, bo a nuż się do mnie zgłosi ktoś, że kupiłam coś kradzionego. Po trzecie natomiast, to nadal nie rozwiewa mojej wątpliwości - co mi z tego, że mam fakturę na rower, skoro jest to faktura wyłącznie na jakiś konkretny model? Mogę sprzedać go na lewo, za gotówkę, kupujący może nie chcieć faktury (lub ja ją skseruję), następnie ukraść kolejny i nadal mam dowód zakupu. Jak takie coś zweryfikować? Policja zapyta sklep? Przecież oni nie mają pojęcia, jaki konkretny egzemplarz mi sprzedali, mogą tylko potwierdzić zakup. Inna sprawa to sama osoba, z którą zawieramy umowę (sprzedający czy kupujący, o to mniejsza). Swego czasu miałam taką sprawę na Allegro - facet fikcyjnie sprzedawał doładowania telefonu. W zasadzie od początku pachniało to oszustwem, bo miał zero komentarzy, a cena była atrakcyjna. No, ale że jest POK, który i tak mi wszystko odda, to co mi szkodziło zaryzykować? Tak więc dostał pieniądze przez PayU, wybrał je na jakieś konto imienne, ale i tak nikt go nie znalazł. Okazało się, że osoba, na którą było zarejestrowane konto bankowe i na Allegro w ogóle nie istniała, a adres stanowił jakiś kawał błota pod miastem. Logował się internetu mobilnego. Koniec, ślad się urwał. Facetowi chciało się tyle pokombinować dla kilku doładowań, na których zarobił niespełna 1000zł, więc co dopiero mówić o rowerze za kilka tysięcy. ad. 4. Ano mam. Nie na jednej. Ponieważ mam rodzinę i znajomych niezbyt obcykanych w nowych technologiach ;) na Allegro kupuję średnio 2-3 telefony rocznie. Od kilku lat numery IMEI są nie tylko na fakturach z lombardów czy komisów, ale też często na tych wystawianych przez operatorów. Nie kupuję zresztą żadnych innych, ponieważ potem bywają kłopoty z gwarancją, a tak mam czarno na białym, że ten telefon jest od nich (no i przy okazji, że jest z legalnego źródła). Tak na marginesie, to najłatwiej reklamować telefony u operatorów, a nie te z wolnej sprzedaży, bo sprawę załatwia się w najbliższym salonie. Co do przekrętu nigeryjskiego, lata temu próbowano mnie naciąć. Ale to naprawdę trzeba byłoby być idiotą. Nigdy nie wysyłam za pobraniem, a tu jakiś gościu kupił ode mnie telefon na Świstaku i napisał (w dodatku po angielsku), że potrzebuje, żeby do jakiegoś jego brata, swata do Kongo czy innego RPA wysłać paczkę, a on zapłaci za tydzień. Napisałam mu, że proszę o przelew na konto, to wtedy wyślę i na Ziemię Ognistą. Oczywiście zero odzewu ;) Tak w ogóle to nadal nie wiem, na co umowa sprzedającemu za gotówkę (rzecz jasna cały czas mówimy o rowerze). Na razie widzę same argumenty, po co jej potrzebuje kupujący :)
  24. Również polecam tę książkę. Nareszcie coś w łopatologiczny sposób nauczyło mnie regulowania przerzutek ;) To tak oczywiście na początek, bo u Zinna można znaleźć wiele więcej niż taką dość podstawową wiedzę (choć i taką uważam za zaletę, wreszcie wszystko w jednym). Tak, jak Łukasz pisze na blogu - jest wersja starsza i nowsza, żeby się nie nabrać na Allegro, gdyby ktoś miał potrzebę serwisowania/składania czegoś bardziej zaawansowanego technicznie :) Ciekawe, czy kiedyś przetłumaczą tę wersję szosową. Kupiłabym ją bez wahania, bo wciąż są to dla mnie nieznane rozwiązania. W sumie może się kiedyś doczekamy, skoro moda na szosę powoli zaczyna wypierać modę na MTB.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...