Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. No te rowery mają wysyp w mojej okolicy - Mielec, Dębica, Straszęcin (rzut beretem od Dębicy), wreszcie sam Tarnów. Mieliśmy na tym forum już wiele razy dyskusję na temat cen rowerów. Jedni są zdania, że na takim pseudosprzęcie da się wyłącznie zrazić do jeżdżenia i lepiej odłożyć lub ewentualnie kupić porządną używkę i nieco doinwestować. Do tych innych należę między innymi ja ;) broniąc ludzi, którzy nie mają pojęcia o rowerach, więc używanych w ich przypadku lepiej nie kupować, bo można się wtopić, z kolei oszczędzanie na coś droższego sprawia, że można się nie doczekać. Prawda jest taka, że jak masz zacięcie i będziesz chciał, to i na tym Tribanie pojeździsz, i na najtańszym Kandsie/Lazaro/Spartacusie czy czymkolwiek innym. Zgadzam się, że najpewniej będzie lepszy od każdego komunijnego markeciaka, szczególnie, jeśli jest on zaniedbany (a zapewne jest). Gdybym dziś stała przed wyborem, to tak zwanie "do wszystkiego" bardziej odpowiadałby mi Kands, ale zaznaczam, że jestem w opozycji i mniejszości z racji tego, że ten rower jest już demode (26-calowe koła z hamulcami v-brake). W każdym razie Tribanem, o ile jeżdżę po takich terenach, o jakich piszesz, to raczej dlatego, że muszę, a nie że o niczym innym nie marzę. I wolę czasem nadłożyć kilka kilometrów, niż jechać przez las, kostką albo nawet dziurawą lub źle łataną drogą, bo na szosie zwyczajnie trzepie i bolą mnie potem nadgarstki. Dla porównania wczoraj zrobiłam 10km po zamarzniętych polnych drogach (dziury głębokości 1/3 wysokości koła, do tego droga wyjechana przez traktor, więc bardzo nierówna), trochę też po śniegu i o ile po powrocie jeszcze lekko czułam barki, o tyle dziś nie czuję nic. Tribanem nie byłoby szans po tym przejechać (w dodatku ma też cieńsze obręcze), a ręce by mi chyba przez tydzień o wyjeździe przypominały. Tak więc nie wiem, czy jest to najwłaściwszy wybór. Tak w ogóle przestań czytać i oglądać, kup coś, co Ci się spodoba, jest wygodne i w miarę przyzwoite, i zacznij jeździć. Pierwszy "poważny" rower raczej nie będzie idealnym, ale pozwoli Ci zobaczyć, czego Ci brakuje i jak chcesz jeździć. Ludzie mają rozmaite doświadczenia, ale też trzeba sobie wyrobić coś własnego, bo można łatwo wpaść w pułapkę gonienia za napisem, za prędkością, za ceną i tak dalej, co tak naprawdę odbiera radość z jazdy i sprawia, że w skrajnych przypadkach człowiek zaczyna siedzieć w domu i zachodzić w głowę, ile jeszcze może dołożyć, co jeszcze wymienić i jak jeszcze nakombinować. Często jest to wcale niepotrzebne.
  2. Już miałam napisane, że do przeżycia, bo jak załaduje się rowery na pakę, to i tak waga wzrośnie, a z nią pewnie i spalanie. No, ale wyskoczył post Jacka i przestało być tak kolorowo, szczególnie, że naszym kolejnym samochodem miała być kiedyś właśnie Toyota Verso. W takim bagażniku, jak Twój, to się można gonić ;) Zdecydowanie za duży na nasze potrzeby, choć na przykład na biwak do spania byłby fajny. My mamy małe autko, z tego co widzę 86KM, silnik 1,3, benzyna. Na trasie Tarnów-Słupsk spalam regularnie ok. 6 litrów na 100km (wiadomo, jak leje czy zimno, dobija do 7, jak są dobre warunki i nie ma dużo zatkanych dróg, zbliża się do 5). Przy czym nie jeździmy autostradą (prócz bezpłatnego odcinka Łódź-Włocławek), a samochód mamy najczęściej załadowany po brzegi (wyjazdy na minimum 2 tygodnie, dwie kobiety, dopowiedzcie sobie sami, co to znaczy; a jak sobie nie dopowiecie to mam pamiątkowe zdjęcia :P). Pomijając natomiast kwestię spalania, dla mnie ogromnym komfortem to, że na zewnątrz leje, a ja wiozę suchy i czysty rower przez całą Polskę, a przy tym mogę wyskoczyć na godzinny obiad czy do innej galerii.
  3. W cenie 999zł będzie korba Shimano Altus, przerzutki przód i tył Acera oraz 8-rzędowa kaseta Acera. Wstępnie była mowa o kwocie 1300zł, stąd powyższa propozycja, według mnie warta dopłaty, choć i na tym bez szaleństwa będzie się dało pojeździć.
  4. Jeśli chodzi o pierwszą część zdania, to zgadzam się w pełni. Z moim charakterem nawet by mi dobrze zrobiła jakaś mała rywalizacja od czasu do czasu, ale jak widzę takie szaleństwo, to jakoś skutecznie zniechęca mnie do jakichkolwiek zawodów. Można mieć technikę, można być ostrożnym, a wystarczy jedna osoba, która coś zmaluje i cała grupa leży. Nie moja bajka. Natomiast co do drugiej części to już niekoniecznie. Jestem góralem niskopiennym (na południu za miastem mam pierwsze wzniesienie Karpat ;)), co wbrew pozorom jest mało fortunną lokalizacją - górek nie uniknę, bo gdzie się obejrzę, to zaraz jakiś przynajmniej mały podjazd (nie ma to jak Pomorze), z kolei niewiele jest takich widoków, które zapierałyby dech w piersiach (niekoniecznie z powodu rzadkiego powietrza :D) i podjazdów, które warto dla nich pokonywać.
  5. Dla mnie do jeżdżenia wszędzie Triban 100 ma tylko tę zaletę, że waży ok. 3kg mniej. No i niby ma baranka, choć nie wiem, jak tam jest z komfortem. Nie do końca zgadzam się natomiast z tym, że nie dałoby się w tej samej cenie zastosować lepszych komponentów w crossie czy MTB. Widziałeś w ogóle specyfikację tego Tribana? Siedmiorzędowy wolnobieg (!), przerzutka Tourney i jednoblatowa korba no-name. W cenie 1450zł masz crossa na pełnym Alivio 3x9, z kasetą. Czytałam na kilku forach, że kupując od producenta można z tej ceny zjechać o ok. 100zł, wymieniając widelec na aluminiowy (przy okazji spada waga roweru). Tak więc powtarzam raz jeszcze, że zależy, do czego rower ma służyć.
  6. Warto mieć na uwadze, że spawane samoróbki miewają jakość lepszą niż niejeden chińczyk ;) Trochę bałabym się kupować największą taniochę, zarówno z uwagi na możliwość kradzieży, jak i zgubienia roweru przy większej prędkości. Swoją drogą dużo Wam wzrasta spalanie przy takich bagażnikach dachowych? Myśmy z siostrą specjalnie auto kupowały z myślą o upchaniu rowerów z tyłu :D Jak dla mnie same zalety. Problem pojawia się, kiedy jest więcej niż dwie osoby. Ale to taka ciekawostka, wiadome, że nikt auta nie wymieni tylko po to, żeby rowery wozić raz do roku (powiedziała ta, co wozi może ze cztery razy :P).
  7. No nie mów, że tego nie lubisz. Ile byśmy się nagadali o wyższości 1x lub 2x? :D Z grubsza trudno się z Tobą nie zgodzić. Dodam jedynie tyle, że nie chodzi mi - bo tak rozumiem cały czas Twoje tłumaczenie - o klasę sprzętu, a o jego właściwe dobranie. Przecież to nie jest tak, że cena jednoblatowego napędu różni się jakoś kosmicznie od ceny dwublatowego. Po prostu są okoliczności, w których dla pewnych osób sprawdzi się lepiej ten pierwszy, są takie, dla których ten drugi. I cały myk polega na tym, aby je umiejętnie dopasować, a nie o kasę, jaką na to wyłożysz. Dlatego właśnie pisałam, że nie widzę sensu dyskutowania o wyższości omawianych w temacie napędów, patrząc na nie przez pryzmat zawodów.
  8. Aha, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ale na wszelki wypadek dodam, że po rowerze za 1300zł - obojętnie czy to szosa, czy MTB - nie spodziewaj się cudów. To rowery do jazdy rekreacyjnej, co nie znaczy, że spacerowej. Dużo zależy też od prędkości, z jaką będziesz chciał pokonywać teren. Pomijając ekstrema, na MTB za 1300zł da się pojechać wszędzie, ale przy zachowaniu zdrowego rozsądku, bo to nie jest rower do skakania, ścigania się po korzeniach i zaimponowania kumplom. Oczywiście, może się udać, ale ja bym tam zdrowiem nie ryzykowała ;)
  9. Raczej kupisz, bo szosy z założenia są kiepściej wyposażone z uwagi na ceny komponentów. Dla przykładu za samą (jedną!) klamkomanetkę Clarisa (czyli żaden szał) trzeba zapłacić ponad 200zł. Mniej więcej tej cenie dostaniesz komplet manetek i dźwigni hamulców Deore do prostej kierownicy. Ale to nie do końca jest tak, że jak Triban nie ma Deore (w sumie skąd miałby mieć, jak szosa ;)), to znaczy że gorszy. Zależy do czego potrzebujesz tego roweru. Mam MTB Kandsa na full Alivio i Tribana 500. Kands był 400zł tańszy, a ma o wiele lepszy napęd. Tylko co z tego, jeśli na tym napędzie nie da się rozwijać większych prędkości, rama jest ciężka, widelec też swoje waży i w sumie robi się z tego (bez dodatków) 5kg więcej żelastwa do uciągnięcia. Czy to znaczy, że Kandsa powinnam wywalić? No nie, bo do lasu jest bez porównania lepszy. I w zasadzie uważam, że na moje miasto (kostka oraz CPR-y zamiast ścieżek rowerowych) również. Oczywiście, mogę do Tribana założyć opony szersze, ale nie jest to rower, na którym da się reagować na ciągle zmieniające się zróżnicowanie terenu lub warunki na drodze (począwszy od łażących pieszych, a skończywszy na jakichś muldach, piachach, koleinach). Tak więc każde z rozwiązań ma swoje wady i zalety. Triban 100 ma stalowy widelec, a 500 karbonowy. Karbon ponoć lepiej tłumi drgania, ale tego nie wiem, bo nie mam porównania - jeździłam jedynie na uginaczu Suntoura oraz właśnie na karbonie. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że jeśli chodzi o komfort i trzepanie, uginacz amortyzuje lepiej (i mówię to nie tylko porównując do Kandsa na szerokich oponach, ale do crossa z niskim skokiem i oponami 700x35c). Co do szerokości opon, ja w Tribanie 500 mieszczę wspomniane 700x35c, semi-slicki. Może upchnąłby jeszcze z ciut agresywniejszym bieżnikiem, ale to by trzeba było sprawdzić.
  10. Może się wkrótce pojawić, bo właśnie skończył się fitness, a jak wiadomo: "nowy rok, nowy/a ja" ;) Chociaż bardziej liczyłabym bliżej wiosny, tak koło kwietnia. Wtedy powinno być kilka rzutów.
  11. Tak to mają wszystkie sklepy. Problem jest jednak, jak tak się dzieje przez cały rok, a mnie się już zdarzały przygody i w sierpniu, i w listopadzie. Z kolei tłumaczenia, że to są święta, a to jest szczyt sezonu, a to przygotowanie do sezonu, a to zamknięcie sezonu i wyprzedaże, wydaje mi się lekko przesadzone ;)
  12. Mnie tam wszystko jedno, jaka kategoria, szczególnie, że sklepy też jakoś dziwnie czasem wrzucają. Spotkałam się z szosowymi kaskami, które były opisane jako MTB i na odwrót, więc to o tyle warte, co nic ;) Wychodzi na to, że trzeba by jechać do jakiegoś kaskowego centrum i zbadać organoleptycznie :D Znacie może jakieś namiary w Krakowie, gdzie byłoby tego pod dostatkiem?
  13. A nie lepiej dozbierać na 500? Albo inaczej - kupić używaną 500? Wiem, że przy większym przebiegu to ryzykowne, ale widziałam kilkakrotnie na OLX, że trochę ludzi nakupiło tego, przejechało 100, 200, 500km i sprzedają po 1300-1500zł, a czasem i taniej (aż tak emocjonalnie nie śledzę ofert). Oczywiście nadal to taki udawany gravel, ale chociaż ma klamkomametki, a nie tego dupcyngielka w zupełnie niepraktycznym miejscu ;) Kiedyś chciałam kupić 100, żeby stał w domu na trenażerze i pytałam Deca, czy to ta sama geometria, co 500 i napisali mi, że tak. Więc myślę, że podobne opony wejdą i podobnie będzie się jeździć.
  14. A to ja też nigdy przenigdy tak nie twierdziłam! :) Co najwyżej mogłabym powiedzieć, że wygrali siłą, samozaparciem, wytrenowaniem, ale także dlatego, że mieli dobrego speca od tego tak zwanie równie dobrego sprzętu (za chwilę się wytłumaczę, co mam na myśli). Sama jestem wielkim wrogiem ślepego dążenia amatorów do wywalania pieniędzy w coraz to lepsze rozwiązania, wierząc naiwnie, że dzięki temu są lepsi. Wygrywać oczywiście nawet mogą, ale w moich oczach lepsi nie są. To tak, jakbym ja się jarała, że prześcignę Ciebie czy Jacka, jak Wam dam Wigry 3 ;) Tak na marginesie z tą lepszością mam coraz większy mętlik. Kiedyś wydawało się nam to proste - stawaliśmy w rzędzie na na parkingu i robiliśmy wyścigi na kilka okrążeń, które wygrywał tak zwany najlepszy. Potem zrozumiałam, że koła mają znaczenie, następnie, że waga roweru, że ilość zębów, że szybkość reagowania i precyzja przerzutek... Więc jak to wszystko złożyłam do kupy, stwierdziłam, że należałoby każdego puścić na tym samym rowerze. I co? I lipa. Wrócimy do głównego tematu - jeden będzie wolał napęd jednoblatowy, drugi dwublatowy. Jednemu spasuje takie ramię korby, drugiemu inne. A gdzie opony, mostki, kierownice, cały ten kram? Ktoś ewidentnie będzie miał sprzęt przeciwko sobie. A może nawet obaj, tylko pytanie w jakich proporcjach i czy przypadkiem to już nie zaczyna być niesprawiedliwe :D Relatywizm mnie kiedyś wpędzi do grobu :D :D :D
  15. Tyle że niestety Jacek ma rację - w Tarnowie nie ma tak zwanego porządnego sklepu rowerowego, w którym byłby duży wybór. Poza tym im wyższa cena, tym ten wybór się zawęża (specyfika miast mniejszych niż wojewódzkie), bo wiadome, że odbiorca jest biedniejszy i nie wywali na kask tyle, co na rower.Zamawianie przez net nie byłoby nawet takie kosztowne, ale wymaga dużego samozaparcia. Właściwie przy zakupach przez Allegro z przesyłką InPost cała rzecz odbywa się za darmo, tylko trzeba kasę założyć ;) I dlatego wolałabym kilka modeli wytypować, a nie kupować od razu 10 sztuk :D No i jednak jest to kuszące dokonać takiego zakupu, jak Dawid. A tu wszystkie w miarę sensowne kaski, które bym chciała jakoś nie chcą się przeceniać :P Jakby tak te Giro chociaż do 300zł zeszły, to bym chętnie sprawdziła. A, i jeszcze takie może głupie pytanie - te daszki bywają różnej długości? Bo na niektórych zdjęciach widzę, jakby pewne modele miały taką tylko prowizorkę, a na innych z kolei sprawiają wrażenie bardzo długich. I tak mnie zastanawia, czy to kwestia kroju i optycznej iluzji, czy faktycznie różnice w długościach potrafią być niemałe.
  16. A uważasz, że cała jego konkurencja jeździła na ciężkich i super pancernych, że ich nie przebijała na każdym kroku? ;) Przecież to nie ma nic do rzeczy. Zwyczajnie odnoszę wrażenie, że chcemy zaklinać rzeczywistość i wierzyć, że o zwycięstwie decyduje wyłącznie duch i ciało, ale im dłużej na tym świecie żyję, tym bardziej widzę, że nie jest przypadkiem, że człowiek pierwotny wyrównywał swoje szanse przeciw dzikiej naturze za pomocą narzędzi. To nam zostało do dziś, tylko przybrało dużo bardziej zaawansowaną formę. I od wieków ludzie kombinują jak poprawić swoje szanse w każdej dziedzinie. Nie rozumiem zatem, czemu miałoby to omijać kolarstwo, którego, jakby nie parzył, głównym elementem jest rower, a więc sprzęt i to o dość zaawansowanej budowie. Ale to w ogóle nie ta dyskusja. Tymczasem ta właściwa to zasadniczo nie wiem, ku czemu zmierza i dlaczego się zaczęła. Nadal jestem zdania, że również sprzęt ma wpływ na końcowy sukces lub jego brak. Wcale nie wyklucza to, że mniejszy, może znikomy, jak wierzycie, ale jakiś ma. Gdyby było inaczej, nikt by nic w rowerach nie ulepszał, bo i na co? Wystarczyłoby jedynie mieć geny, talent, samozaparcie, dzielnie ćwiczyć i już.
  17. Tak czy owak kontrakt zamyka im drogę do pewnych rozwiązań. To oczywiście nie zmienia faktu, że Neymar pewnie tak samo będzie strzelał bramki w Nike, jak i w Adidasach. Z drugiej strony wielokrotnie słyszałam, że ten sam Neymar (no, niedosłownie on, ale ktoś inny) po zmianie butów nagle w bramkę nie trafiał albo nie tam, gdzie chciał. Tak samo jest z rowerem - nie chodzi o zmianę Krossa na Cannondale'a, Speca czy kogokolwiek innego - chodzi o to, że wystarczy jeden głupi błąd i cała forma psu na budę. Pamiętam kilka lat temu, jak Włoszczowska przegrała coś tam coś tam i winę zrzucono właśnie na sprzęt. Konkretnie na kontrakt podpisany z producentem opon, które przecinały się na kamieniach i uniemożliwiły jej rywalizację. Albo przypomnijcie sobie Sagana w Rio na MTB - facet złapał dwa kapcie i po trzecim się poddał. Zawinił sprzęt, na który pewnie miał jakiś zobowiązujący go kontrakt, który sprawiał, że nie mógł iść do sąsiedniego samochodu i pożyczyć sobie gum innego producenta (a pewnie mieli ich na tyle, aby mu oddać).
  18. To wyjaśnienie z pierwszego akapitu genialne :) Właśnie o takie coś mi chodziło. Będę z tym chodzić po sklepach, choć jeszcze nie wiem jakich, bo w Tarnowie w tej branży dość krucho ;) Jasny kask ma też tę zaletę, że bardziej rzuca się w oczy, stąd więc moja myśl o czymś innym niż czarny (zwłaszcza, że rower czarny, spodnie ciemne i koszulka jedna z trzech też czarna, więc może już nie przesadzajmy). Ten S3 poza tym byłby w porządku, jednak trudno go będzie dostać do przymiarki. Natomiast co do gustu, przed momentem zakochałam się w białym Giro Fathom lub Atmos, jednak przeszło 500zł boli mnie straszliwie :( Poza tym i tak nie wiadomo, jakbym w tym wyglądała. Z cen bliższych mojej kieszeni spodobał mi się natomiast Uvex I-VO C (https://www.axel-sport.pl/media/products/b3b9ae5078c483fdd580be825b1ea63f/images/thumbnail/large_Obrazki_Uvex_2015_lato_uvex_i-vo_c_S41041704-45mm.jpg?lm=1511863827), ale to diabeł by się wyznał, na ile będzie przewiewny. W każdym razie i tak trzeba mierzyć, choć trochę to średnie kupować na Allegro i potem oddawać, aż do skutku wędrując na trasie dom-paczkomat-dom ;) Więc staram się jakoś wstępnie zawęzić grono.
  19. Jacku, napisałam, że między innymi. Na poziomie amatorskim też mogą zdarzyć się podobni formą oraz umiejętnościami, a wtedy wygra właśnie ten z lepiej dobranym (wcale nie lepszym! - to się zbyt często myli, co widać choćby i po Twoim założeniu) sprzętem. Tym bardziej nie zgadzam się z tym, że na wyższym poziomie wszyscy mają to samo. Najlepsza dyskusja była ostatnio przy okazji skoków narciarskich, gdzie jakiś tam gościu się wypowiadał, że o zwycięstwie potrafi decydować nawet kolor stroju, ponieważ ten sam materiał w kontakcie z innymi barwnikami zmienia właściwości. Takie zabiegi można by mnożyć - mieszanki do smarowania nart, wkładki do butów, kształty kasków, mieszanki tworzyw do rakiet/piłek/kijków, w ogóle elementy odzieży... nie znam się na zawodowym kolarstwie ani troszeczkę (raz w życiu oglądałam tylko w Rio jazdę na czas kobiet oraz zawody na torze, gdzieś tam jeszcze mi mignęło MTB mężczyzn i kobiet), ale nie jestem w stanie uwierzyć, że coś, co decyduje o niuansach w każdym innym sporcie, nagle w kolarstwie przestaje mieć znaczenie. I podkreślam, że to nie znaczy absolutnie, że nagle amator wygrałby (nawet z innymi amatorami), gdyby miał rakietę Federera czy buty Messiego (co chce nam wcisnąć marketing), ale też mam pewne wątpliwości, czy ci topowi zawodnicy byliby tymi, którymi są bez całego wsparcia technicznego.
  20. Brawo! Jakby było takich wpisów więcej, może coś by się wreszcie zmieniło w temacie. Podkreślam - takich wpisów, a nie właśnie bluzgów w Wykopach, Opineach, Googlach i rozmaitych innych miejscach. Kapitalizm rozpasał nieco klientów, to prawda, a każdemu z nas zdarzają się emocje każące czekać przy oknie na paczkę, którą opłaciliśmy 5 minut temu ;), ale jest jeszcze zdrowy rozsądek. Mnie ostatnimi czasy mocno martwi w sklepach internetowych oraz wszelkich innych BOK-ach, że coraz częściej zatrudnia się tam ludzi, którzy nie tylko nie grzeszą kompetencją czy zaangażowaniem, ale zwyczajnie nie umieją czytać ze zrozumieniem. To, co ostatnio zaliczyłam z pomocą NC+ to był książkowy przykład, jak zachęcić klienta do szukania rozwiązania na własną rękę. Z rowerowymi sklepami jest podobnie. Do mojej czarnej listy po międzysezonowych zakupach dołączyły kolejne pozycje. Ale żeby nie było samego narzekania, zacznę od miłych akcentów. Centrum Rowerowe zaskoczyło mnie ostatnim razem bardzo pozytywnie i może jeszcze do nich wrócę (zwłaszcza, że widzę, że coś zmienili w systemie logowania, więc może idzie w ogóle nowe, a turbulencje były przejściowe). Dałam im szansę, ponieważ mieli darmową przesyłkę oraz 15-litrowe wodoszczelne worki w fajnej cenie, a do tego jeszcze sakwę i mocowanie do bagażnika. Godzinę po opłaceniu wszystkiego okazało się jednak, że znalazłam tę samą sakwę w innym sklepie (o którym szerzej za moment) i tam jej cena była co najmniej atrakcyjna, nawet w stosunku do rabatów CR. Tak więc kolejnego dnia rankiem, kiedy zadzwoniłam do nich na infolinię, nie dość, że odebrali szybko, to jeszcze bezproblemowo edytowali moje zamówienie, odesłali mi kasę chyba nawet tego samego dnia, a paczka z pozostałymi trzema produktami dotarła dość szybko. Tak więc jestem w pełni usatysfakcjonowana, szczególnie, że to nie było najprostsze do ogarnięcia ;) Drugi pozytywny przypadek - Cyklomania. W ostatnim czasie robiłam u nich zakupy dwukrotnie. Pierwszym razem zakupiłam licznik oraz bidony, drugim hamulce. Pierwsze zamówienie dotarło ekspresowo, drugie zgodnie z terminem (na co się godziłam, bo wyraźnie widniało, że czas oczekiwania bodajże 3-4 dni). Jak najbardziej na plus, ale też przyznać trzeba, że nie mieli jakichś specjalnie skomplikowanych zamówień :) Trzeci sklep - chyba zwycięzca - Dobre Rowery. Zainspirowana uwagą Radka, który jeździ z dużą podsiodłówką Authora (zamiast bagażnika), rozpoczęłam intensywne poszukiwania alternatywy (niestety, Author Sumo jest już niedostępny). Znalazłam trzy, a do tego torbę zamówioną raptem godzinę wcześniej w CR. Wszystko było tańsze lub dużo tańsze niż w normalnym obiegu, a do tego dowiedziałam się, że za kilka opinii mogę sobie nazbierać punkty, dzięki którym załapię się do programu zniżkowego. Napisałam średniej długości opinie o kilku rzeczach, a wraz z punktami za rejestrację konta i zamówienie, otrzymałam niższą cenę. Dodatkowo jeszcze ją obniżyłam, ponieważ za każdą zaakceptowaną opinię dostaje się tam kolejny kod rabatowy (oczywiście można skorzystać tylko z jednego na raz), a przesyłka od 119zł jest darmowa. Jako mały drobiazg, dokupiłam magnes do licznika. Ku mojemu pierwszemu miłemu zdziwieniu (najlepszy dowód, jakie mi zaufanie do sprzedawców internetowych zostało), magnesu nikt nie zapomniał spakować. Poza tym otrzymałam wszystkie cztery torby (ha! :D) w ekspresowej, dobrze spakowanej przesyłce (może aż za dobrze?). Poprzymierzałam, zdecydowałam się na jedną, napisałam o odstąpieniu od umowy. Nikt nic nawet nie pisnął. Zwrot przyjęto, zaraz też otrzymałam pieniądze na konto. Pozostałe dwie torby zostały i bardzo się z nich cieszę, a do sklepu na pewno powrócę. A teraz kilka groszy, kto powinien się od powyższych sklepów uczyć. W ostatnim czasie szczególnie naraził mi się jeden, a do tego dwa lekko rozczarowały. Może na początek rozczarowania, czyli to, jak chce się pozyskać i/lub utrzymać klienta. Po pierwsze mały żal mam do sprzedawcy na Allegro, którego niestety nazwy już nie pamiętam, w każdym razie jakiś lokalny sklepik rowerowy. I tu zahaczamy o temat, który poruszył Łukasz we wpisie, czyli konieczność ich wymarcia w przypadku braku prowadzenia również sprzedaży internetowej. O tym sprzedawcy chciałoby się powiedzieć wręcz: you do it wrong! Czyli facet wystawia przedmioty na Allegro, wszystkie z nieco drogą przesyłką kurierską (ponad 20zł). Chciałam kupić buty za ok. 170zł i pytam, czy dałoby się to paczkomatem (obojętnie kiedy, może być nawet za tydzień), bo tak akurat mi pasuje odebrać, na co otrzymałam odpowiedź, że nie ma kto pojechać z tą jedną paczką do paczkomatu, więc nie. Celowo napisałam na wstępie, że żal jest mały, bo ktoś może napisać, że co on na tych butach zarobi i tak dalej. To jednak nie jest produkt zbyt chodliwy, buty mają bodajże dwa czy trzy sezony, a facet i tak utopił te pieniądze i w dodatku mało kto trafi się mu z takim numerem buta. Więc według mnie lepiej tę kasę odzyskać, a do paczkomatu można podjechać przy okazji, bo nie zależało mi na ekspresowej wysyłce, tylko taniej. Zatem troszkę nie rozumiem tego, że nikomu ze sklepu nie będzie w najbliższych 7 dniach po drodze, by poświęcić te 5 minut i wrzucić paczkę do żółtej budki. Drugi żal, większy, mam do sklepu Dotsport. Cen nie mają szałowych, wybór średni, ale mieli akurat licznik i to w dobrej cenie. Ja napalona jak 50-latek na szesnastki, więc oczywiście musiałam go mieć na już. Zakupu dokonałam w nocy ze środy na czwartek, więc była szansa, że w piątek go otrzymam (produkt był dostępny, wysyłka za kilka godzin). Ale żeby się nie podniecać na marne, wykonałam telefon, czy licznik faktycznie zostanie wysłany. Dowiedziałam się, że zamawiają go z magazynu i dopiero do sklepu przyjedzie w piątek, tak jakby magazyn nie mógł nadać paczki sam na adres kupującego. No nic, uzbroiłam się w cierpliwość, pewna, że w poniedziałek będzie już na bank. Dzwonię w piątek, pytam, czy mają paczkę. Trzy osoby nie wiedzą, wreszcie dociera do słuchawki pan, który coś wie, ale wie tyle, że jeszcze paczki nie dostali z magazynu, bardzo przeprosił i obiecał, że mnie powiadomi, jak coś wyjaśni. Nie wyjaśnił nic. W poniedziałek dzwoniłam znów ja, a po przejściu słuchawki przez kilka osób, po raz kolejny dowiedziałam się, że panu jest przykro i że paczka na bank dziś do nich dotrze, a on do mnie zadzwoni. Nie zadzwonił. Nazajutrz byłam w Krakowie, więc rano zadzwoniłam, że jakby paczka dotarła, to niech już zostawią u siebie, a ja po nią przyjadę. I że proszę o kontakt przed 16, żebym nie jechała do nich na darmo. Do 16 nikt nie zadzwonił, zadzwoniłam ja, dowiedziałam się, że paczki nie ma. Nie wiem, czy wtedy, czy dzień później straciłam ostatecznie cierpliwość i anulowałam zamówienie. Sklep nie poczuł się do winy w żaden sposób. Paczkę zgubił kurier i nie mogą za niego odpowiadać (a po co było np. zamawiać drugi egzemplarz z magazynu, prawda?). Wreszcie sklep trzeci, czyli x-bike.pl. Gdybym tylko u nich zamawiała, pewnie nadal bym się cieszyła jak dziecko. Kontakt trudno określić, bo paczki docierają i zawierają to, co mają zawierać. Ale zdarzyło się tak, że dokonałam zwrotu. Na początku grudnia, dokładniej w Mikołajki. Napisałam maila, zamówiłam zwrot na Allegro, a 7 grudnia wrzuciłam paczkę do paczkomatu. Na stronie ze statusem paczki widnieje informacja, że odebrano ją z paczkomatu 9 grudnia rano. Czekałam cierpliwie na zwrot pieniędzy, potem było świąteczne zamieszanie, na koncie bałagan, więc mimo że wydawało mi się, że tych pieniędzy jeszcze nie otrzymałam, stwierdziłam, że to raptem 17zł i mogłam przeoczyć, więc nie odsądzałam jeszcze sprzedawcy od czci i wiary. Po nowym roku sprawdziłam i wysłałam wiadomość z zapytaniem, kiedy otrzymam pieniądze. Konsultant odpowiedział, że nie mają żadnego zwrotu w systemie i prawie że mam udowodnić, że nadałam do nich paczkę. Wysłałam linka ze statusem inPostu. Nie otrzymałam odpowiedzi przez kolejne kilka dni, więc 5 stycznia rozpoczęłam spór na Allegro. Sprzedawca znalazł się szybko i wyjaśnił mi, że ustawa nie zobowiązuje go do niczego, co ja bym chciała, czyli on ma oddać pieniądze dopiero, jak otrzyma zwrot produktu. A paczki z paczkomatu się nie odbiera, tylko trafiają do centrali i dlatego wyglądało tak, jakby on ją odebrał. Interweniować wcześniej nie mógł, bo skąd miał wiedzieć i dopiero moja wiadomość ruszyła procedurę, i jest on na etapie wyjaśniania sprawy z inPostem. Grzecznie wyjaśniłam panu, że otrzymał maila zarówno o mojej chęci zwrotu (tę można olać, bo w sumie to, że powiem, że odstępuję, nie znaczy jeszcze, że naprawdę odstępuję), jak i tę od inPostu, że została nadana do niego przesyłka, więc chyba powinno go nieco zdziwić, że nigdy jej nie odebrał. Po drugie mógł napisać mi w mailu choć jedno zdanie, że wyjaśnia sprawę z inPostem, a nie zostawić mnie na kilka dni bez odpowiedzi. Dwa dni później otrzymałam pieniądze, korektę faktury, prośbę o zakończenie sporu oraz po raz kolejny informację na Allegro, że do żadnego z moich oczekiwań ustawa go nie zobowiązuje, a to, do czego jest zobowiązany, zostało spełnione. Według mnie można rozumieć to mniej więcej tak, że jest to sklep, w którym moich interesów broni jedynie państwo, a sprzedawca chce wyłącznie zarobić i zrobić to co najwyżej zgodnie z prawem. Gdyby ustawy nie było, to się goń, kliencie. Ostatnio też kwiatków narobił Decathlon. Ten również oddawał mi pieniądze przez miesiąc i to dopiero po moim upomnieniu. Poza tym robił też cyrki ze statusami produktów i choć to niby normalna u nich procedura, to w jednym przypadku mnie rozwalili. Mam zasubskrybowane, że chcę kupić niedostępny błotnik. Kiedy więc przyszedł mail, że produkt jest ponownie dostępny, mniej więcej dziesięć minut później został przeze mnie opłacony. Kilka dni po tym dostałam maila, że niestety produkt jest niedostępny i oddali mi pieniądze na konto :D
  21. Hah, ja jestem sto lat za murzynami, bo w mojej głowie trwa dyskusja na temat wyższości 3x nad 2x (lub na odwrót) w terenie mieszanym i/lub średnią łydką. Chociaż coraz częściej zauważam, że problemem - przynajmniej między 3 i 2, ale wnioskując z powyższego posta, może też to dotyczyć 1 i 2 - nie jest ilość tarcz, a właśnie zębów. W takim szeroko polecanym Tribanie 540 (bo 520 ma jeszcze 3 blaty) większa tarcza liczy aż 52 zęby, a druga 36, co dla mojej skromnej osoby czyni ten rower w praktyce jednoblatówką z bardzo małą liczbą przełożeń do wleczenia się po płaskim i ewentualnych szalonych zjazdów ;) Wracając do tematu, zawsze jakieś martwe lub półmartwe zębatki będą, zwłaszcza jeśli jeździmy po mało zróżnicowanym terenie. Narzucać sobie wyższą/niższą kadencję tak dla kaprysu to można w ramach treningu i to najlepiej na trenażerze, a w praktyce jeździ się tak, jak pisze autor bloga - najwygodniej. I rzeczywiście mam podejrzenie, że w wielu przypadkach przy jednoblatowym napędzie można doprowadzić do sytuacji, że łańcuch będzie zbyt często w skrajnych wychyleniach. O wyścigach w ogóle nie widzę sensu dyskutowania i nie dlatego, że nie moja bajka, tylko z uwagi na ich specyfikę. Ponieważ wygrywa się między innymi sprzętem - to pierwsza zasadnicza prawda. Druga - nie ma sprzętu uniwersalnego, zarówno do warunków, jak i do konkretnych kolarzy, więc dyskusja 1 vs. 2 w tej kwestii faktycznie jest dla mnie tytułową dywagacją na temat wyższości świąt jednych nad drugimi.
  22. Na odległość nikt nie stwierdzi, jak np. działają przerzutki, luzów w sterach, kręcenia się piast, stukania w korbie i tak dalej, więc to tak na dwoje babka wróżyła. Napisz może jeszcze jaka cena, bo to też ma znaczenie.
  23. O ile te dwie ostatnie rzeczy sobie wyczytam, o tyle właśnie stąd pojawiły się moje pytania o radę. Nie chcę zakładać, że tak jak z pierwszym rowerem - potem będę wiedzieć, co było nie tak i następnym razem kupię właściwy, ponieważ jeśli wybiorę źle, może być to mój ostatni kask (niekoniecznie dlatego, że się w nim zabiję, choć i to możliwe przy złym wyborze). Dlatego pytam, jak to ma wyglądać, nie mając punktów odniesienia.Wspominałam Wam, że oba rozmiary były niby dobre w obwodzie, a jak ma to być z głębokością skorupy? Gdzie kask powinien się kończyć, aby dobrze chronić głowę? I druga rzecz - na rynku jest tego od groma. Otwory można policzyć, ale jak jest 25 małych to i może się okazać gorsze niż 20 dużych. Po drugie czytałam, że są też rzeczy, których nie widać, czyli system wentylacji niezależny od otworów, a od konstrukcji. Producenci nazywają te systemy różnorako, ale na ile jest to prawda, a na ile marketingowy chwyt typu anglojęzyczne technologie u producentów sprzętu elektronicznego, gdzie w gruncie rzeczy w tej samej cenie np. głośniki w laptopach działają jak działają, ale będą się ścigać w nazywaniu ich rozmaicie, stwierdzając, że takiej jakości to jeszcze nie było. Czy to w ogóle ma znaczenie przy takiej cenie, czy trzeba by wywalić 500zł i więcej, by oczekiwać naprawdę dobrej przewiewności?
  24. Ja dlatego chodzę z dwoma doradcami i proszę o zrobienie mi zdjęcia na telefonie, bo telefon z bliska widzę ;)
  25. Z uwagi na opisane przygody z przegrzewaniem głowy dla mnie wentylacja jest najważniejsza (to zresztą również przyczyna, dla której jeżdżę bez kasku), a czytałam, że te siatki nie są zalecane przy wyższych temperaturach. Prawda to?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...