Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Cóż, biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie, niewykluczone, że masz rację. Mnie niespecjalnie interesowało zaplecze marketingowe i współpraca z zawodowcami, choć może niesłusznie. Podobnie kwestia kolorowego i co gorsze - za dużego ekranu (czyt. za dużego urządzenia), którego zwyczajnie nie chciałam (mam na myśli porównanie Mio 505 lub Edge 1000, bo jeśli chodzi o 520, to nie wiem, czy różnica 5mm jest aż tak odczuwalna, a w przypadku Wahoo jest to jeszcze mniej). No i nic dotykowego. Natomiast w przeciwieństwie do Ciebie, dla mnie powiadomienia z telefonu są istotne, bo się domownicy martwią, kiedy nie ma mnie cały dzień, a kilkakrtonie zdarzało się, że telefonu nie słyszałam. Dlatego nadal jestem zdania, że każda z opcji zakłada pewne kompromisy i nie ma też takiego czegoś, jak uniwersalne potrzeby. W każdym razie poza Tobą nie spotkałam się jeszcze z aż tak negatywną opinią. Wszystkie przeczytane przeze mnie recenzje, zarówno polskie, jak i angielskie, na forach, jak i blogach, były dość pochlebne i raczej zgodne - tak, Garmin lepszy, ale dużo droższy, więc całkiem udana alternatywa. Różnice w ocenach również niewielkie - najczęściej 4-4,5 przy 4,5-5,0 dla Garmina. Ja z ostatecznym werdyktem poczekam przynajmniej do wiosny, kiedy np. zobaczę ekran w pełnym słońcu lub pojadę na dłuższą wycieczkę. Teraz mam tylko cząstkowe testy za sobą. Na pewno nie zweryfikuję segmentów Stravy, bo w ogóle nie używam. Przyznaję, że Garmina w ręce nie miałam. Jeśli naprawdę jest z tymi prędkościami tak, jak piszesz, to szacun. Dotychczas nie widziałam takiego śladu GPS, który nie miałby żadnych odbić na trasie ani przekłamań prędkości, zwłaszcza jeśli nie jest ona stała (a już szczególnie do szału doprowadza mnie wartość prędkości maksymalnej). Co zaś do baterii, dla mnie 10h mogłoby nie wystarczyć. Trochę nie rozumiem zarzutu, że Lezyne nie wypuszcza nic nowego. Miało serię Y9, teraz ma nową Y10, na bieżąco aktualizują soft, więc nie jest to dla mnie oburzające, że mam urządzenie, które przed niespełna rokiem weszło na rynek. Co ile mieliby robić nowości? Poza tym to chyba naturalne, że skoro pojawiła się seria Y10, ceny wcześniejszej znacząco spadły.
  2. Ja zamontowałam najzwyklejsze gięte rogi wewnątrz na czas jazdy na trenażerze. Na długie outdoorowe dystanse wolałam natomiast ergonomiczne chwyty i proste rogi zewnętrzne. Chwyty kupiłam dość tanio, za ok. 20-25zł, chyba te: https://miastorowerow.pl/pl/chwyty-rowerowe/14826-chwyty-145mm-czarno-szary-2000000060095.html (piszę: chyba, bo kupowane w tym sklepie, ale półtora roku temu, dlatego nie mam pewności, czy te same, czy tylko wyglądające tak samo) i odkąd zaczęłam z nimi jeździć, przestały mnie boleć dłonie. Warto jednak "pomacać" na żywo. Bardzo podobnie wyglądające dostałam w Spartacusie, jednak były twarde i nie spełniały już swojego zadania. Gięcie kierownicy pewnie ma znaczenie, choć ja jeździłam z prostą, tylko wąską (też wymieniałam fabryczną, za jakieś niespełna 20zł udało mi się znaleźć nową aluminiową), co też powoduje inne ułożenie dłoni. Wadą jest mało miejsca na liczniki, dzwonki i inne duperelki, ale co mi po najlepszych akcesoriach, jeśli nie będę jeździć, bo niewygodnie ;)
  3. Jacek, a czemu nie wchodzą? Przyznam, że uzasadnienie dość mnie ciekawi :) Twoje zdanie na temat Sigmy znam - że chłam kompatybilny sam ze sobą oraz kiepskie mocowanie. Mio z kolei skreśliłam, bo ma tylko ANT+, poza tym interfejs średnio do mnie przemawia. Porównywanie ceny używki do nowego urządzenia jest według mnie trochę bez sensu. Fajnie, że kolega akurat wystawił, ale w tym kraju są nie tylko Twoi koledzy, więc kupowanie używki to zawsze jakaś loteria - a to czas pracy baterii, a to gubiący sygnał GPS itp. W Warszawie, okej, można pomacać, ale przez net tego nie zrobię - to raz, a dwa - jak się w życiu żadnego Garmina nie miało w ręce, to faktycznie mam duże szanse na właściwą ocenę jego stanu ;) Poza tym przez kilkanaście minut trudno stwierdzić, czy coś zarejestruje mi całodniową trasę bez komplikacji. Z kolei nowego 520 z kompletem czujników za tę cenę, o której piszesz, nie widzę. Jakaś musiałaby to być wielka promocja, bo regularna cena gołego licznika to ponad 900zł.
  4. Nikt nie mówi, że prosta nie może być wąska. Pierwsze, co zrobiłam w MTB, to kupiłam najwęższą dostępną kierownicę ;) Poza tym nie bierzesz pod uwagę, że kobiety najczęściej mają mniejsze dłonie i ja na przykład (choć jak na kobietę niby dłonie mam duże), nigdy nie mam tak pewnego chwytu klamkomanetek, jak zwykłych klamek. To właśnie są te idiotyczne niuanse, które trzeba sobie samemu w praktyce sprawdzić, bo faceci nagadaja, a potem nic się zgadzać nie chce i człowiek gotów pomyśleć, że jest jakiś nienormalny :D
  5. Jakbym miała wolne 4-5 tysięcy to bym sobie nawet na test kupiła, żeby zdecydować ;) Ale po pierwsze nie mam, a po drugie nie wiem, czy Wahoo wreszcie oficjalnie do naszego kraju zawitał. Po trzecie wreszcie przy takim zimnie odechciewa się testować czegokolwiek :D
  6. Punkt dla czarnego fortepianu! ;) Poza tym na dystansie 50km, szczególnie, jeśli dorzucić rogi, można osiągnąć całkiem niezły komfort, podczas gdy baranek jest zwyczajnie niebezpieczny, szczególnie na CPR-ach.
  7. Bonnum, mnie od patrzenia w sklepie na wspominany przez Ciebie rower ogarnia zmęczenie ;) Ale owszem, pod Twoim wnioskiem podpisuję się obiema rękami. I właśnie - także z uwagi na masę rowerzysty, jak i jego styl jazdy - ta granica przyzwoitości może leżeć w bardzo różnym miejscu. Za książkę również dziękuję. Też mi już ją pakują :D
  8. Nie no, pisałam o flat barze, bo baranek na miasto wcale nie jest taki fajny. Tyle że wersje FB są prawie niedostępne - na stronie widzę jedynie 520 i bodajże S nie mają.
  9. @pepe, ja bardziej jeszcze myślałam o fitnessie, ale też z geometrią bardziej rekreacyjną. Szkoda tylko, że Tribany FB są jakoś ciężko dostępne, bo tam wchodzą stosunkowo szerokie opony i bagażnik można dorzucić. A Jacka może nie być, bo to nie temat z nagłówkiem szosa, tylko rower dla kobiety ;) Odnośnie szerokości opon - komfort odczuwałam na lichym amortyzatorze (czyli Suntour, który montuje się masowo), a przy szerokości 35c, stąd moja słaba wiara. Ale będę jeszcze testować :)Co do bikefittingu, właśnie zbieram kasę i przed sezonem planuję zrobić w Krakowie. Dotychczas również uskuteczniałam ten domowy, ale wciąż mam pewne wątpliwości i dlatego wolę oddać się w ręce specjalisty. Prawda jest taka, że do wszystkiego prędzej czy później ciało się przyzwyczai, a czy jest to na dłuższą metę dobre, to już nie umiem rozsądzić. Dodatkowe wątpliwości biorą się stąd, że jestem po ośmiu operacjach na stawy biodrowe, mam krótszą nogę oraz wynikowo skoliozę, więc nie chcę tego stanu pogorszyć (o lekarzach mi nie mów, lekarze mi kazali siedzieć w domu i machać nogą góra-dół - dopiero wtedy chorowałam jak nigdy przedtem ani potem, a odkąd przestałam ich słuchać, jestem względnie zdrowa :D). Poza tym dostaję powoli kręćka z nadmiaru wiedzy, szczególnie, że wywróciła mi dotychczasowy świat do góry nogami. Mam tu na myśli wtłoczone mi przez lata stereotypy, które okazały się tylko częściowo prawdą; po pierwsze szerokie ramiona, po drugie wąskie biodra, po trzecie krótkie nogi, a wreszcie po czwarte rozbudowana tkanka mięśniowa - no i nagle dzięki rowerowi dowiedziałam się, że jest to prawda, ale jedynie w porównaniu do znanych mi kobiet, a już w stosunku do statystycznych mężczyzn przestaje mieć to rację bytu :D Wisienką na torcie został natomiast kalkulator podrzucany tu wielokrotnie przez Jacka - wyliczył mi taką ramę, że aż się boję, czy jakikolwiek bikefitting uratuje mojego Tribana (na którym skądinąd jeździ mi się bardzo dobrze :D).
  10. Prawda jest też taka, że zależy kogo na co stać. Po tym forum widzę, że Warszawę, Łódź czy Kraków, a taki Tarnów czy inny Radom dzieli naprawdę finansowa przepaść, która dla niektórych jest niewyobrażalna. Ja zaczynałam od MTB Kandsa za 1400zł. Na tym rowerze w rekordowym okresie robiłam po ok. 300-400km w tygodniu, kilkakrotnie przekroczyłam setkę, dotrzymywałam kroku gościom na Specach i jakoś nie czułam frustracji, o jakiej Niet piszesz. Ale, no właśnie ale - ja nie jeździłam wcześniej na czymś za trzy tysiące. Pewnie byłoby lżej, wygodniej i tak dalej. Na szczęście nie miałam porównania i cieszyłam się jazdą. Pytanie zatem, czy przysłowiowe Deore jest niezbędne. Według mnie do pewnego poziomu nie jest. Jedna rzecz to szaleć po górach i korzeniach, a druga to przejechać leśną ściółką czy bezdrożem. Sprzęt, o jakim pisze Rowerowy, to nie tylko zabawka na weekendowe 30 km. Chyba że ktoś nie dba (i może właśnie to, a nie przysłowiowe 1100zł jest główną przyczyną, że na rowerze kolegi odechciewało się jeździć), to wtedy każdy rower prędzej czy później będzie szrotem. Najczęściej prędzej. Również nie bronię nikomu wydawać pieniędzy na co się mu podoba. Czasem tylko mam wrażenie, że świat zaczyna nieco durnieć i zamiast cieszyć się z tego, czym rower potrafi zachwycić niejedno dziecko, doroślejemy w tym kiepskim kierunku, każącym gonić za coraz większymi osiągami, lepszym wyglądem i tak dalej. No i opinią publiczną. To nie jest apel do Was, tylko do nas. Ja też łapię się na tym, że ledwo ucieszy mnie jedno, a już mnie Jacek czymś zbałamuci i muszę mieć, bo jak on tak napisał, to na pewno będzie lepsze. I oczywiście niezbędne ;)
  11. Elle przyszła, ale nie bardzo doradzi. Mam dokładnie tyle samo wzrostu i też jestem totalnie sfrustrowana dyskryminacją kobiet w kolarstwie ;) Abstrahując od feminizmu (a pfe! ;)), im dłużej się w temat zagłębiam, tym bardziej dostrzegam różnice, które utrudniają, a czasem wręcz uniemożliwiają dobranie dla kobiety sensownego roweru. Problem zaczyna się od drobiazgów typu siodełko czy szerokość kierownicy, a kończy na takich rzeczach jak długość nogi, która potrafi być często znacząco dłuższa niż w przypadku mężczyzn o podobnym wzroście (co w przypadku krótszych ram może nieco komplikować sprawę i przestaje być wyłącznie kwestią wysokości siodełka). Z drugiej strony rowery damskie jakoś uparcie muszą być droższe i/lub gorzej wyposażone (patrz ten Tourney w rowerze za 2100zł), poza tym z powodu małego wyboru, trudniej znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.Wskutek tego, co napisałam, trzeba iść na kompromisy i odpowiedzieć sobie, co jest dla Ciebie najważniejsze. Osobiście od wielu lat sięgam po rowery męskie i po prostu dopasowuję je do swoich potrzeb. No chyba, że kiedyś otrzymam spadek, to się może szarpnę na damską szosę za pięć koła ;) Wbrew temu, co piszą i wielokrotnie pisali koledzy, w kwestii amortyzatora mam podobne odczucia - przy większych wybojach czuję różnicę na byle uginaczu, a na sztywnym widelcu i wciąż nie umiem się przekonać, że szerokość opon aż tak bardzo to zmienia. Druga rzecz, to przy tym wzroście zarówno w moim przypadku, jak i mojej siostry (169cm) cross okazał się najgorszym rowerowym wyborem życia, bo po prostu był krowiasty i mało zwrotny. Koła 28" mam w szosie, która jest wyraźnie lżejsza, niższa i krótsza, ale jeśli już porównam jazdę crossem 28" oraz MTB 26" (oba ważące porównywalnie), wygodniej jeździ mi się po dziś dzień na tym mniejszym. Tak więc dobrze byłoby takim crossem pojeździć i to nie tylko pod sklepem, bo dla mnie pod sklepem był dobry, a doskwierać zaczynał dopiero w trudniejszych warunkach niż kilkuminutowa jazda w kółko po kamyczkach. Zależy to oczywiście od Twojego stylu jazdy, ale skoro nie pytasz o holendra i wspominasz o tęsknym spojrzeniu ku wersjom bardziej sportowym, tym bardziej przemyślałabym wybór crossa raz jeszcze.
  12. To prawda, choć gdybym raz jeszcze stała przed wyborem, to chyba i tak wzięłabym Lezyne. Nie znaczy to, że Cię (albo kogokolwiek) namawiam. Chcę jedynie powiedzieć, że długo śledziłam te trzy opcje i warto mieć świadomość, że bez względu na cenę, nie istnieje urządzenie spełniające wszystkie oczekiwania, a każde z nich ma swoje wady i zalety.
  13. Mimo wszystko radziłabym Ci przymierzyć. Są ludzie, którzy preferują ramy większe, są tacy, którym wygodniej jeździ się na mniejszych. Zależy, ile jeździsz, jaki jest Twój poziom zaawansowania oraz wytrenowania (niekoniecznie mam tu na myśli szybkość, ale np. rozciągnięcie mięśni, pozycję na rowerze itp.). W teorii możesz wziąć 53, ponieważ albo dokupisz dłuższy mostek, albo go skrócisz, jakkolwiek może okazać się to jedynie pośrednim rozwiązaniem (mimo wszystko jednak bardziej prawdopodobne do zrobienia niż w przypadku skrajnych rozmiarówek).
  14. Lezyne Super GPS. W teorii 22h na baterii, w praktyce nie wiem, bo tylko raz w życiu tyle na rowerze spędziłam :D Cały czas noszę się z zamiarem napisania recenzji, ale czekam na jakieś dużo cieplejsze dni (tak z 15 stopni), żeby móc się pobawić i robić regularne dłuższe postoje. A tak na razie rejestrowałam jedynie krótkie dwugodzinne trasy rowerowe oraz jedną samochodową. W tym drugim przypadku, choć średnio miarodajnym z uwagi na brak czujników (jednak z połączonym przez BT telefonem), muszę przyznać, że licznik spisał się dobrze. Zamontowałam go na kierownicy samochodu, więc miałam wgląd. Dojechałam z nim przez Katowice do Częstochowy (do Krakowa po A4, ale potem już zwykłymi drogami), nie znając drogi i patrząc jedynie na zapisany w domu ślad. Zgubiłam się tylko raz, dość boleśnie - zjechałam za wcześnie na autostradę i zamiast wylądować na bezpłatnym odcinku, musiałam zabulić 10zł za to jedynie, żeby zawrócić ;) No i oczywiście w centrum Katowic ślad nie miał racji bytu, ale trzeba wziąć pod uwagę, że było po zmroku, padało, samochodów od groma, cztery pasy w jedną stronę i kilka pięter ulic. Takich rzeczy nie ogarnia się na rowerze, zwłaszcza jadąc mniej niż 50km/h.
  15. A na czym Ci niet konkretnie zależy? Bo jest tańsza alternatywa dla obu, ale nie ma map. Można jedynie jechać po śladzie lub nawigować z Google mapy z telefonu połączonego przez BT. Mnie jednak skusiła cena - 950zł w polskiej dystrybucji za wszystko (mogłam mieć nawet za 850zł, tylko zawaliłam), to znaczy: licznik, czujnik HR oraz czujnik prędkości i kadencji, dodatkowo uchwyt do montażu na kierownicy lub taki właśnie wysięgnik, jak mają Garminy i Wahoo.
  16. No właśnie w trakcie pisania przez Ciebie posta, dodałam o tej trytce :)
  17. Zgadzam się z Jackiem, że jazda pod sklepem jest guzik warta. Przejechałam się crossem, kupiłam, nawet zrobiłam potem jeszcze z tysiąc kilometrów, aż przypadkiem na moment wsiadłam znów na 26" i już na crossa nie wróciłam. No, ale ja mam 165cm, a nie 180cm. Poza tym bardzo, bardzo długo jeździłam na za małych rowerach - najpierw do 12 roku (a okazjonalnie to nawet i potem) na małym Wigry 3, potem do ok. 18 roku na MTB 24", bo nikogo nie było stać, żeby kupić mi większe. Więc trochę przywykłam z pełną świadomością, że pewne braki trzeba nadrabiać :D No przyznam, że nie wiem jak to zgubić, a różne rzeczy już pogubiłam (prym wiodę w lampkach tylnych, zwykle starczają na dwa wyjazdy :D), ponieważ ciężko go w ogóle wcisnąć, a jeszcze dochodzi trytka wielokrotnego użytku. Symbolicznie suche majty również mnie satysfakcjonują ;) Co najwyżej można by złamać, ale jak już ktoś mi to napisał na forum, kiedy stałam przed dylematem kilka miesięcy temu - 12zł to nie jest taki majątek, żeby nie można było zaryzykować.Co do damek - nie znoszę tych ram, a poza tym i tak nie umiem na damki wsiadać. Od ponad 20 lat na każdy rower wsiadam, przerzucając nogę z tyłu. Jedyne, co się zmieniło, to że dopóki nie miałam spdów, robiłam to w biegu, a teraz zdolność zatraciłam ;)
  18. @WitoldGda, zaciekawiłeś mnie zdaniem, że Kellys "markowo wygląda lepiej". Jak je rozumiesz? Marketingowo? Bo faktycznie, myślę, że za 2-3 lata będzie go łatwiej sprzedać, a czy jest to marka obiektywnie lepsza, to już mam dużą wątpliwość. Z tej pary wolałabym Kandsa, ale rzeczywiście "pińcet" piechotą nie chodzi (choć z drugiej strony teraz już widzę, że Kellys skoczył do 1459zł, co daje różnicę 150zł). Co do błotników, zarówno rower, jak i rowerzysta, i tak w deszczu się ufajdają i nie ma bata, żeby było inaczej (chyba że założysz pełne, ale to z kolei w MTB w moim odczuciu mija się z celem). Po latach spędzonych z błotnikami, zarówno w szosie, jak i MTB również przerzuciłam się na proponowane eisa mudguardy oraz ass savery i raczej już tego nie zmienię. Są dyskretne, lekkie, tył można szybko zdemontować (przód też, ale nieco wolniej ;)), no i cena - za komplet zapłaciłam w Decathlonie 16zł, bo jest teraz wyprzedaż białych. A jak chcesz czarne, to niewiele drożej, bo 24zł. Jedyna wada z mojej perspektywy to brak ochrony bagażu od spodu (podsiodłówka czy torba mocowana do bagażnika). @Edward, a jaki masz wzrost? Nie zgadzam się, że dla każdego 29 cali to dobre rozwiązanie. Z reguły niższe osoby wolą mniejsze koła, a wyższe z kolei czują się na 26", jak na rowerku dla dzieci. Ja na przykład lubię 26, bo mimo że jestem wolniejsza, to na przykład przy podjazdach mam wrażenie, że się mniej męczę.
  19. @Tobo, Wyczynowy niestety chyba zatrzymał się, podobnie jak i wspominani mechanicy, w pewnej epoce. Niespełna pół roku temu już wszyscy mu wyjaśnialiśmy kwestię stali w rowerach (zresztą on sam trochę odwrócił kota ogonem, przyznając rację, że te części rdzewieją, ale i tak są niezniszczalne, co dla mnie się wzajemnie wyklucza), jak również to, że 4-5 tysięcy za rower - chociaż dla wielu jest dużo (dla mnie na przykład na dzień dzisiejszy na zakup roweru kwota nieosiągalna) - to nie jest to jakieś nie wiadomo co. Ba, więcej powiem - rower za 10-20 tysięcy wcale nie gwarantuje bezawaryjności, może mieć ją nawet większą niż ten za 2000zł, a jego naprawa być znacznie droższa (koszt części), ale co warte podkreślenia - to nie jest jego wadą. Na pewnym poziomie chodzi o lekkość, aerodynamikę, amortyzację, a nie o to, żeby jeździć czołgiem o cesze "gniotsa nie łamiotsa". Niestety, kilka miejsc u Mendelejewa wprawdzie jeszcze czeka na zapełnienie, ale mithrilu jeszcze nie odkryto, więc póki co trzeba iść na pewne kompromisy. @Rowerowy, co do Twojego poprzedniego posta, mnie się wydaje, że Wyczynowemu nie chodziło o rodzimych producentów pokroju Kandsa czy Spartacusa, tylko tych, którzy naprawdę robią rowery na zamówienie, jak np. Kahaki Bikes. Choć może się mylę :) Inna sprawa, że z uwagi na obecne zróżnicowanie części i typów rowerów, producenci również musieli się jakość wyspecjalizować i ukierunkować, a więc - co oczywiste - muszą mieć podwykonawców. A że nie mają ich wszystkich akurat z Polski? Hm, uważam się za patriotkę, ale wciskanie, że jak coś jest rodzimej produkcji, to na pewno jest lepsze i warto w to inwestować, graniczy dla mnie z propagandą. Tak samo jak chińskie = barachło. Wszystko sprowadza się najczęściej do tego, jak bardzo i gdzie producent szuka oszczędności, począwszy od materiału, a skończywszy na sile roboczej. To się tyczy wszystkiego, począwszy od spożywki i chemii, poprzez sprzęt sportowy, odzież, elektronikę, a skończywszy na samochodach. Poza tym metka o niczym nie świadczy - czekolada Studencka co kraj ma inny smak, Messi sobie w butach tandetnego Adidasa radzi, a Włoszczowskiej jakoś ramy Krossa nie pękają na każdych zawodach ;)
  20. A tak z ciekawości, czemu uparłeś się na te tarczowe hamulce? Bo koledzy mają? Bo moda? Bo co? Przy wymaganej przez Ciebie cenie roweru taka decyzja sprawia, że tracisz dosłownie na wszystkim. Łącznie z hamulcami, na które jeszcze będziesz klął.
  21. Albo zmień jedno i drugie. Z tymi starszymi mechanikami jest bardzo różnie. Czasem idą z duchem czasu, a czasem zatrzymują się w swojej epoce i potem to ma różne efekty. Mój dziadziu jest dla mnie tego idealnym przykładem - kiedyś wiedział o samochodach wszystko, ale teraz boję się przy nim otworzyć maskę, bo to już nie jego liga i czasem mogłoby to przynieść więcej szkody niż pożytku.
  22. Z mojego doświadczenia wynika, że ja mam ciągle same podjazdy :P Dopiero profil Endomondo wyprowadza mnie z błędu i pokazuje, że zwykle jest to jednak pół na pół :D Tak poważnie, dużo zależy chyba od prędkości. Przyznam, że tak do końca Was nie rozumiem. Owszem, jeżdżę w warunkach suchych, ale zdarzały się mi i deszcze, i śnieg (ten akurat bardzo kontrolowane i krótkie wyjazdy) i nie pamiętam, żebym miała problemy z hamowaniem, a przynajmniej nie takie, które hamulce tarczowe by rozwiązały (bo raczej nie wmówi mi nikt, że zatrzymają koło wpadające w poślizg). I teraz zastanawiam się, czy to wynika z tego, że nie zjeżdżałam ze Śnieżki, czy z tego, że w ogóle staram się nie rozwijać większych prędkości niż ok. 40km/h (na zjeździe, bo na płaskim to na razie marzenie ściętej głowy), a i to wyłącznie na suchym. Lubię szczęki za prostotę. Względną. Do moich hamulców w szosie robię już czwarte podejście i dalej nie mogę wyregulować klocków :D Aczkolwiek faktem jest, że jak się już te klocki ustawi, to aż do ich starcia działają jak należy.
  23. Nie znam producenta, znam sprzedawcę, ale też tylko z drobnicy. Regularnie jeżdżę do nich na zakupy, dwa razy zamawiałam też przez net i dość szybko wysłali paczki. Rowerowy może mieć rację. Mam Spartacusa 17" i jego rama jest większa niż 17" w MTB Kandsa. Moja siostra ma prawie 170cm i dłuższą od Ciebie nogę, a twierdziła, że to duży rower. Tak w ogóle jest na sprzedaż. Przejechane ok. 1kkm, tylko w suchych warunkach i cały czas garażowany w domu.
  24. Też bym tak chciała :D No, może tak że dwa razy więcej lat, ale wzrost w sam raz ;)
  25. Z perspektywy moich potrzeb jedyną zaletą tarczówek w szosie jest oszczędność kół. W MTB w życiu klocki tak nie zjechały mi obręczy, jak klocki Tribana przez raptem 1000km. No, ale ja nie rozwijam prędkości, nie mam aż takiej masy, żeby dodatkowo mnie ciągła i nie jeżdżę w warunkach mokrych (chyba że się przytrafi). Tak więc dołączam się jako 88 głos. A właściwie 89, po Rowerowym ;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...