Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. A Roomster? Ma nawet wersję biker na trzy rowery i spala jak osobówka. Chyba że naprawdę potrzebujesz coś wielkiego.
  2. Ja wczoraj dzięki rowerowi podratowałam akumulator ;) Facet z Allegro miał jeden dzień obsuwy z paczką, co w sumie zrozumiałe i ani krzty żalu do niego mam, ale ja oczywiście musiałam mieć opony "na już" i świat by się zawalił, gdybym siedziała przez weekend patrząc na trenażer, którego nie mogę używać :P Tak więc spakowałam manatki i dawaj, do Dębicy. Rano ledwo odpalał, 90km zrobiłam i od razu widać, że akumulator jest bardzo wdzięczny.
  3. Zwykłej, "marnej" gimnastyki będę bronić do śmierci ;) Mój dziadziu ćwiczy codziennie rano od ponad 60 lat. Dosłownie - dzień w dzień i nie ma uproś, chyba że naprawdę jest obłożnie chory. Facet ma skończone 89 lat, chodzi o własnych siłach, jeździ rowerem i samochodem, codziennie robi zakupy do domu. Oczywiście, że to nie jest taka jazda na rowerze, jak nawet niektórych rodzin w niedzielne wakacyjne popołudnie, ale i tak myślę, że bez tego w ogóle by się nie ruszał, bo ma już tyle zwyrodnienień i schorzeń, że pierwszą grupę inwalidzką dostał jeszcze w poprzednim stuleciu, a lekarze widzieli go na tamtym świecie co najmniej kilkakrotnie ;) Ja wciąż niestety wprowadzenie tego nawyku odkładam na wieczne nigdy :/ @Rowerowy, a tak z ciekawości, co robisz, że tak sobie możesz być uwalony błotem na przyjazd do pracy? Przebierasz się czy coś? I masz gdzie trzymać rower?
  4. Właśnie nie mam możliwości, bo w każdych drzwiach coś (a to wykładzina, a to próg). Przyznam, że początek był masakryczny i gotowa byłam stwierdzić, że w ogóle na rowerze nie umiem jeździć :D Najtrudniej było oderwać drugą nogę od kanapy, ale powolutku się udało - najpierw zmieniłam buty z SPD, żeby się przypadkiem nie wpiąć, potem obniżyłam siodełko, wreszcie siostra zaczęła mi trzymać siodełko i jakoś ruszyłam. Po kwadransie dochodzę do tego, że umiem się wpiąć i wypiąć, a nawet troszkę zmieniam przerzutki. Ale takie emocje, że prawie zaraz wchodzę w czwartą strefę HR :P
  5. Amen :) A tak przy okazji treningu indoor - dziś u nas w domu rozpoczął się romans z trenażerem rolkowym ;) Bez porównania z tym na tylne koło. Jeszcze tylko jak się uda patrzeć na coś innego niż kierownicę, będzie idealną alternatywą na ponure, deszczowe dni.
  6. @Paweł, spoko. Co kto lubi. Nie miałam na myśli wyważania otwartych drzwi, a bardziej to, że są różni ludzie. Jedni będą powtarzać wszystko, co im powie jakieś guru, przyjmując to z zerową lub bliską zerowej refleksją, bo przecież jak ktoś jest taaaki mądry i tyle zrobił, to na pewno się zna i nie ma co wychodzić przed szereg (żeby była jasność - ja nie mówię o głupkach, tylko ludziach, ktorzy robią to, wierząc, że dokonują świadomych wyborów). Jest też druga grupa - sprawiają wrażenie krnąbrnych i zuchwałych, nie słuchają, idą swoją drogą i często potem dochodzą do tych samych wniosków. Z pozoru powiesz pewnie: ci pierwsi są mimo naśladownictwa rozsądniejsi. Być może, na pewno mają większe szanse, aby dojść łatwiej i szybciej do pewnych rozwiązań. Jakkolwiek ci drudzy nie tracą dużego czasu na pójście krok dalej, są najczęściej dużo bardziej świadomi tego, co jest ich doświadczeniem, a co jest zasłyszane. Weryfikują, eksperymentują, doświadczają. Jednym i drugim wychodzi bardzo różnie. Nie ma zasady, że ten osiągnie sukces, a tamten nie, bo na to składa się znacznie więcej niż tylko metoda. Bez wątpienia jednak najpierw trzeba odpowiedzieć samemu sobie, czego się bardziej potrzebuje i z czym faktycznie jest mi bardziej po drodze. A wielu ludzi tego nie wie, skupiając się wyłącznie na konkretnych rozwiązaniach i wmawiając sobie, że są kimś, kim naprawdę nie są. Możesz powiedzieć, że to pustosłowie. Ja z kolei wierzę (i rzeczywistość mi to potwierdza), że fundamenty są dużo ważniejsze niż cała reszta. A takie mam czasem wrażenie, że ludzie włażą na te fora i blogi, i czerpią garściami, zamiast chwilę samemu pomyśleć, a potem się dziwią, że w ich przypadku to nie działa, więc pewni oni nawalają i wina jest ich. Żeby była jasność - nie jest to przytyk do Ciebie. Jakbyście sobie rozmawiali przy piwie, nie odezwałabym się ani słowem. Ale to mogą jeszcze czytać inni i może dobrze, aby do nich dotarło, że receptą na udany trening rowerowy nie zawsze jest to, to i to. Czasem nie ma się chociażby tylu możliwości, które Jacek wymienia, a czasem zwyczajnie czegoś się nie lubi. I wtedy trzeba sobie albo samemu szukać rozwiązań, albo robić coś z naiwną wiarą, że jakoś tam zaskoczy.
  7. Paweł, a co to ma do rzeczy? Przecież każdy jeździ, jak mu wygodniej. Są tacy, którzy dostają pierdzielca, patrząc w ścianę czy nawet tablet i jeżdżą na zewnątrz choćby lało żabami, a są kolarze, którzy w życiu po śniegu nie przejechali. Ostatnio czytałam artykuł na temat trenażerów, w którym autor twierdził, że zna takie ekstremalne przypadki, gdzie ludzie w ogóle jeżdżą jedynie na treneżerze i schodzą z nich wyłącznie na czas zawodów (!) Co do sensu takiego rozwiązania, myślę, że tylko z pozoru jedno rozwiązanie ma przewagę nad drugim. Można zrobić zwykłą przejażdżkę na zewnątrz i dać sobie niezły wycisk w domu. Wszystko zależy od tego, jaki się sobie program narzuci i jak go realizuje. Co do ćwiczeń siłowych to nie jest chyba kwestia momentu dziejowego, a po prostu trenera. Mając 13-14 lat (połowa lat 90-tych), trochę z przypadku wylądowałam w pewnym klubiku sportowym. Pierwsza moja wizyta w tamtym miejscu skończyła się na siłowni, gdzie trener kazał mi na ławce podnosić sztangę. Chciał z obciążeniem, ale że było to dla mnie za duże i nie dałam rady, skończyłam leżąc z samym drążkiem :D Pewnie, gdybym chodziła tam dłużej, wlepiłby mi tę sztangę najszybciej, jak by to było możliwe. Zaryzykowałabym, że właśnie tamta epoka to był czas, kiedy nikt nic o rozciąganiu i stabilizacji nie wiedział, wskutek czego wciąż mam złe naleciałości i bardzo trudno zmusić mi się do takiego "nudziarstwa", jak rozgrzewka czy rozciąganie. Nie mówiąc już o ćwiczeniach wspomagających.
  8. A ja ledwo się poskarżyłam, to chyba rower znalazłam :P Tylko chwilowo ani kasy, ani roweru w sklepie ;) https://www.metrobikes.pl/pl/p/Fuji-Brevet-Finest-1.1-Disc/33386
  9. Teoretycznie jesteś w stanie znaleźć jakieś modele Kellysa, Meridy, Authora czy nawet Speca, ale takiego wyboru i w tak sensownej cenie, jakie daje Accent i Dartmoore (inna bajka, wiem), raczej nie spotkałam. Jak się tak naczytałam w ostatnim czasie, to i może niegłupi pomysł ze składaniem, bo z gotowców wszystko idzie na jedno kopyto i tylko naklejki na ramach zmienia. A ja na przykład mam bardzo specyficzne wymagania - nie chcę ramy karbonowej (bagażniczek ważna rzecz :)), ciut szersze opony (nie jakieś 1,95, ale takie 35-45 już tak), no i jeszcze te hamulce tarczowe mechaniczne coraz mocniej mnie kuszą. Oczywiście podobnie jak Wy - kwestia dwóch lat, może przy pomyślnych wiatrach jednego.
  10. Zwrócić można, ale niestety już nie w czerwcu, a promocja akurat nadarzyła się teraz :) Jakkolwiek do 14 dni może być nawet używany, bo polskie prawo trochę robi kuku sprzedawcom, tylko na szczęście nie wszyscy konsumenci je znają (na szczęście, ponieważ znając mentalność ludzką - nie tylko naszych rodaków - większość sklepów już dawno by zbankrutowała :P). Natomiast co do samej obawy przy wyborze - wolałabym gdzieś przymierzyć na żywo, ale wydawać dodatkowe 50-60zł na wyjazd do Krakowa i tracić przy tym cały dzień niezbyt mi się uśmiechało. Z drugiej strony kupowanie trzech, czterech kasków z rzędu i ich odsyłanie wyszłoby na to samo. Tak więc cieszę się, że jednak pierwszy strzał okazał się na tyle trafiony, że nie mam potrzeby szukać niczego innego. A że takie coś być może jest... no cóż, za 2-3 lata przy okazji zakupu kolejnego będę mieć już jakieś porównanie ;)
  11. Moje ego czuje się bardzo mile połechtane, a ja sama polecam się na przyszłość ;) Choć przyznaję, że nie mam zacięcia do pisania tego samego w każdym możliwym temacie i szczerze podziwiam tych, którzy to robią :) Życzę powodzenia oraz ostatecznego zadowolenia z dokonanych wyborów :)
  12. A, przy okazji jeszcze dętki tak mi się przypomniało, co wykombinowałam we wrześniu, jak jechałyśmy na pielgrzymkę. Nie miałam już miejsca w torbach, tylko takie małe etui na aparat foto. Przypięłam je trytkami pod siodełko i tyle kombinowałam z dętką, aż udało mi się ją prawie całkiem odpompować - wbrew pozorom fabrycznie jest tam trochę powietrza, które zajmuje sporo miejsca. Zwinięta w taki sposób dętka zajmuje co najmniej 2/3 tego, co w pudełku. Jeszcze dwie łyżki na wcisk weszły ;) Przy okazji tego mam do Was pytanie. To była sytuacja awaryjna, ale czy na dłuższą metę takie właśnie całkowite spuszczenie powietrza z dętki może jej zaszkodzić? Myślę, że na upał tak, bo jest prawdopodobieństwo stopienia ze sobą ścianek, a tak poza tym? Prawdę powiedziawszy, ja sobie o tej dętce przypomniałam dopiero w tym tygodniu. Wygląda w porządku ;) Co do firm, od lat używam i kupuję Kendy. Decathlonowe miałam fabrycznie w dwóch rowerach i dwie pękły samoistnie (na postoju i w nocy w domu), trzecią założyli mi kiedyś w serwisie, a że zrobili to do kitu (nie sprawdzając opony), złapałam kolejnego kapcia. W trasie przykleiłam łatkę i dojechałam do domu, ale potem dętkę wymieniałam, bo się mi sypała w rękach. Ceny Kend się wahają. Niestety, wentyl Presta się ceni, ale i tak kupuję poniżej 12zł. Najczęściej biorę hurtem (3-4 sztuki), żeby była tańsza przesyłka albo jadę do Dębicy, bo tam akurat mają stosunkowo tanio w Mieście Rowerów, a ja nie dość, że mam rowerową wycieczkę, to jeszcze darmową dostawę ;) Jakkolwiek w moim przypadku to bardzo rzadkie zakupy. Najpierw spowodowane wymianą fabrycznych dętek Decathlonu, a teraz musiałam kupić, bo założyłam opony 35c i okazało się, że jednak jedna z dętek do 25c tego ciśnienia nie wytrzymała i już rankiem znalazłam z tyłu kapciucha. W zasadzie większość kapci zaliczyłam w ten właśnie sposób. W trasie tylko 2-3 razy. Natomiast na MTB w ogóle tylko raz i to dopiero po kilku dniach, jak się okazało, że przeoczony kolec wbijał się coraz mocniej w oponę.
  13. Shimano ma dziwną rozmiarówkę. Niby dobra, ale nieco rozjeżdża się z tą statystyczną ;) Na podstawie tego, co pisaliście wcześniej, podejrzewam, że im wyższe numery, tym te rozjazdy robią większe. Generalnie jestem zdania, że buty trzeba przymierzyć, a przynajmniej wyczaić, jaką rozmiarówkę ma dany producent. Ja swoje kupiłam przez net, ale byłam wcześniej w trzech sklepach w Krakowie i mierzyłam różne numery, aby ostatecznie wytypować wybór.
  14. Ja mam trochę dużawy, Author AWA-60. Pozostałość jeszcze z MTB. Ma tę zaletę, że da się go założyć praktycznie na każdą rurę. Był czas, że z braku miejsca na kierownicy woziłam go na rurze sterowej. Tylko raz zdarzyło mi się, że go starsza pani nie słyszała... cóż, właściwie to słyszała, tylko jak mi potem z rozbrajającą szczerością wyznała: wszędzie się rozglądała, co tak ładnie dzwoni, ale nie przyszło jej do głowy, że na ścieżce pieszo-rowerowej można trafić na rower :D
  15. Z Zefalem w ogóle mam przykre doświadczenia. Niby takie to markowe, a wszystko, co mi wcisnęli w sklepach, mocno mnie rozczarowało. Najlepiej wypadły opaski na obręcz, choć też bez rewelacji, poza tym mam lusterko (biorąc pod uwagę system mocowania wewnątrz kierownicy, dość średnie), dzwonek (wielki słoń, nie wiem na co to takie i do tego niezbyt dobrej jakości plastikowe elementy) oraz bidon (porażka - leje i wcale nie trzyma temperatury, choć niby miał). Tak więc to też pokazuje, że czasem producent to jedno, a doświadczenia to drugie. Ja nie mówię, że każdy koszyk jest cudowny. Ale jest różnica między 15zł, a polecanymi przez Ciebie znacznie częściej Specami za wielokrotność tej kwoty. I tak jak napisałam wcześniej - ja nie przeczę, że one mogą być wspanialsze, to znaczy ładniejsze i lepsze jakościowo. Po prostu uważam, że nie każdy takiej jakości potrzebuje. Jedynie tyle :) Pisałam wyłącznie o swoich doświadczeniach - nie jeżdżę agresywnie, mniej niż Ty, ale powiedzmy, że te 150-200 godzin na siodełku rocznie spędzam i prócz siarczystej zimy nie zdarzyło mi się nie korzystać z bidonu, natomiast w lecie robię to wielokrotnie. Na taką jazdę mnie Alustar wystarcza i jeszcze nic mu się nie stało, ale nie przeczę, że dla kogoś może być to za mało. Poza tym też może być tak, że jestem jakaś dziwna, bo w sumie w całym swoim życiu tylko jeden koszyk na bidon miałam zepsuty - jak mi kolega z osiedla lekko wjechał oponą w bok roweru i urwał ów plastikowy badziew z Chin.
  16. To są dość płytkie buty, więc wątpię, że będzie Ci się wygodnie jeździć. Ja mam trekkingowe, ale tak dopasowane, że zaczynają być ciasnawe przy grubej skarpecie (wersja zimowa). Mierzyłam numer większe i miałam dokładnie tak samo jak Ty, dlatego nie odważyłam się zdecydować - jednak przy kręceniu stopa cały czas pracuje i dobrze, jakby nie klapała. Dobrym przykładem może być też moja siostra - ja noszę 39, ona kupiła teraz na święta identyczny model, tylko 38. Dla niej 37 były za ciasne, z kolei jak ubrała moje, to owszem, do chodzenia się nadawały, ale jak się wpięła, to przy pedałowaniu but chodził góra-dół. A mierzyłeś rozmiar mniejsze? Bo jak cisnęły, to nie ma o czym dyskutować. Inna sprawa, że rozmiar wkładki a długość stopy to nie zawsze to samo. Czasem istotny jest też fason, czyli jak się but zwęża i w którym miejscu oraz jaki masz kształt stopy.
  17. Jacek chyba tylko tak wygląda, bo w sumie aż taki wielki nie jest, jak się jego wymiary czyta :) Swoją drogą trochę mnie zaskoczyłeś, bo Brubeck bardzo rozciągliwy jest. Z dętkami jest ten kłopot, dlatego ja jeżdżę z łatkami. No, chyba że wiem, że podróż będzie naprawdę daleka, a siostra jedzie ze mną, więc automatycznie tracę dostęp do wozu serwisowego ;) Nie wzięłabym Martesa, bo nie mam z nimi dobrych doświadczeń. Ale może to tylko moje uprzedzenia, bo jednak nie są one związane z odzieżą termoaktywną. W każdym razie póki mi tu Jacek nie podsunął Brubecka (akurat tylko to z markowych rzeczy testowałam), święcie wierzyłam, że bielizna termoaktywna to chwyt marketingowy i wszyscy pitolą głupoty :D Posta możesz edytować klikając na niego palcem. Wtedy rozsunie się takie menu na dole i tam będzie przycisk edycji.
  18. Lubię Decathlon, ale nie przeceniałabym go zbytnio ;) Łatek na pewno bym tam nie wzięła, bo z wszystkimi gumami od nich mam złe doświadczenia, ale daj Ci Bóg, abyś nigdy nie sprawdzał ich przydatności ;) Z pozostałych rzeczy, których bym u nich nie brała: * większość tego, co nie jest ich produkcji - z uwagi na cenę, która mocno przewyższa tę rynkową. Jedyny znaleziony przeze mnie wyjątek stanowiły pedały SPD M520 * kasków - powiadają, że niewygodne i moje przymiarki raczej to potwierdziły. Nic na głowie nie leżało mi jak trzeba i jak to trafnie określiła moja mama, wyglądałam jak kapusta z żółwiem na czubku :P * liczników - jak już miałabym kupować taniochę, brałabym w ciemno Sigmę. Jak coś droższego, to są dużo lepsze wybory. * toreb - wbrew temu, co Jacek pisze o swoich, ja tam jakoś na nic dobrego jakościowo nie trafiłam. Miałam dwie, oddałam trzy dni potem. ani to ładne, ani ładnie wykonane. Również w podobnej cenie sięgnęłabym po innych producentów. * bidonu i koszyka - chyba że nic innego w okolicy by nie było. W każdym razie są tańsze, są lepsze, są wygodniejsze w użytku. * magnesy, śrubki i tym podobna drobnica - ceny jak w markowym sklepie w centrum miasta. Może nie Warszawy, ale powiedzmy Nowego Sącza. * lampki - nie czytałam ani jednej pozytywnej opinii na ich temat To tak z grubsza moja lista rzeczy, których szukam zawsze gdzie indziej. Manometr jest przydatny, ale czy ja wiem, czy w pompce ręcznej? I w ogóle czy warto kupować jako główną pompkę, pompkę ręczną? Raczej kupiłabym średnią ręczną i lepszą stacjonarną, choć to nie zawsze znaczy bardzo drogą. Ja akurat mam stacjonarną za 30zł z Lidla, a dwa razy droższą awaryjną Topeaka, aczkolwiek wynika to głównie z tego, że szosy nie mogę sobie nawet awaryjnie napompować do 3 barów, bo to za mało. Jednak wcześniej na MTB jeździłam z najtańszą (może 19zł?) plastikową Kellysa i na potrzeby roweru górskiego ona mi w zupełności wystarczała. W każdym razie pompka stacjonarna to kilka bezwysiłkowych machnięć, a tych kapci nie łapie się przecież w takich ilościach, żeby warto było inwestować w nie wiadomo co. Chyba, że Cię stać, to oczywiście kupuj lepsze. Ja bym wolała spożytkować pieniądze na coś potrzebniejszego ;) Hak przerzutki musi pasować do ramy. Poza tym wymagań z tego co mi wiadomo nie ma. Ale niech mnie tu nawrócą, jak piszę głupoty :) Zależy co dokładnie z tym multitoolem chcesz robić. Jak to ma być cały Twój warsztat i chcesz zostać majsterkowiczem, to może i ma to sens. Ja mam niezbyt drogi Kellysa Stinger 8 i jestem z jego jakości bardzo zadowolona (zresztą nie tylko moja opinia). Ma raptem osiem kluczy (co za zaskoczenie :P), bez skuwacza. Czy to narzędzie jest Ci niezbędne... hm, ja kupiłam i właściwie nigdy mi się nie przydał, bo spinki są dużo wygodniejsze. Tak więc leży od dwóch lat w szafie, rozkułam tylko jeden łańcuch i to wcale nie dlatego, że było trzeba, tylko nie doczytałam mądrych książek i mi się zdawało, że fajnie sobie łańcuch wyczyszczę (tylko potem zonk, jak nie miałam nowego pinu :P). Według mnie ma to rację bytu, jak ktoś naprawdę coś robi przy rowerze, a nie tylko drobne prace serwisowe. Co do wydatków, zależy, czego tak naprawdę potrzebujesz. I radzę Ci, zastanów się nad tym dobrze w szczerości ze sobą, zanim poczytasz nasze opinie. Jeśli masz pieniądze, nic mi do tego i używaj ich, ale jestem zdania, że nie każdy musi mieć koszyk na bidon Speca, bo wystarcza Alustar za 8zł (ja przynajmniej przez 10 lat nie dałam rady go zniszczyć). Nie każdemu potrzebne są diody cree, bo jeśli na przykład jeździ głównie za dnia i czasem tylko dopadnie go wieczór, najczęściej na rogatkach miasta, to i zwykły komplet za 30zł da radę. Nie każdy musi mieć błotniki za 200zł, bo wystarczają mu ass savery za 20zł komplet. Te przykłady można mnożyć. Zaznaczam przy tym - nie oszczędzaj na siłę. Niektóre rzeczy muszą kosztować, ale też nie wszystkich potrzebujesz niezbędnie i koniecznie najwyższej jakości. Poza tym z czasem możesz pewne rzeczy dokupywać, a nie od razu huzia, wywalić pół wartości roweru na dodatki, bo ktoś powiedział, że to dobre.
  19. Zdecydowałam się na Lazer Rox za 230zł. Siatki nie ma, ale pasuje idealnie, podoba mi się i przy okazji ja sobie w nim, więc mogłabym w nim nawet po domu chodzić :P A czy będzie grzał, to się niestety okaże już po terminie zwrotu. Jestem jednak dobrej myśli :) W sumie kupiłam w ciemno bez mierzenia i udało się.
  20. No właśnie w Sport Arsenalu jest podobnie. Wrzucam tu moje rozwiązanie, może kogoś zainspiruje do druciarstwa ;) https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26815530_372435806560894_432680407694843815_n.jpg?oh=f2ea9c46cea58c1a821d07a3fa26fc03&oe=5AE060D4 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26231650_372435779894230_5284865992175765038_n.jpg?oh=dd34c68b2c464311b0416619ea9d96f2&oe=5AE9703A https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26731018_372435783227563_934125998950798142_n.jpg?oh=3fac861ab4e4c4a063b14b66af1df8b1&oe=5AF19CD1 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26733665_372435833227558_8298888722095799339_n.jpg?oh=b54d28b84ea306477c2a81343b19df8e&oe=5AE307CE https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26731277_372435836560891_4655259618020471667_n.jpg?oh=4ee0e4ef12ca479a4ccc5a0903188111&oe=5AF61202 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26991617_372435853227556_7827008709680383796_n.jpg?oh=9b7c75c87d705e87b04a37ec59f5a889&oe=5AF0A647 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26733545_372435879894220_7435971634911511044_n.jpg?oh=50a71a29cfbf4291ee9aac6f8e866be4&oe=5AB0D527
  21. Ja ostatnio przez zatrzask Sport Arsenala zrobiłam origami z tyłkochronu ;) Musiałam tylko wymienić trytkę na nieco dłuższy rzep, ale teraz mieści się jedno i drugie, i trzyma mocno.
  22. Tak, można, ponieważ tamto zamknięcie jest na taki zwijany patent. Pewnie nie do przesady, ale weź pod uwagę, że torby różnią się długością o jedyne 10cm, a tyle spokojnie zawiniesz. Poza tym wyglądają identycznie (miałam obie w rękach, tę mniejszą odsyłałam). Co do lampki, u mnie rzeczywiście się nie da, ale ja nie jestem wysoka (165cm), więc i siodełko wysoko nie jest. Jakieś 10cm wyżej i spokojnie lampka byłaby na sztycy lub tuż pod nią.
  23. Ja miałam niby z zadziorkiem, ale widać zbyt delikatnym. Zgubiłam pędząc na szosie przez leśną kamienistą drogę, co w sumie jakby się zastanowić i tak było najmniejszą potencjalną stratą :D Biorąc pod uwagę cenę (i to z promocją), trochę żałuję jej zakupu, bo ma bardzo wąskie zastosowanie. Pierwsza zasadnicza wada - przemaka. Nie na deszczu, tylko nawet przy mokrej nawierzchni, kiedy ochlapie ją woda z kałuż. Wszystko w środku miałam po takiej godzinnej jeździe mokre. Brudzi się szybko, doczyszcza się trudno - przemyta kilka razy wodą i tak po wyschnięciu ma pełno zacieków w piaskowo-błotnistym kolorze. Nie jest też specjalnie pojemna (rozmiar L). Mieszczę w niej wiatrówkę, batonika, multitoola i łyżki, jakąś malutką szmateczkę, samoprzylepne łatki oraz malutki grzebyk. Jest jeszcze trochę miejsca, ale nie wiem, co niby mogłoby tam wejść, bo nawet jakby była pusta, to i tak telefon wchodzi na wcisk przy dobrym ułożeniu (5,2", więc nie jakiś słoń). Natomiast powerbanka w ogóle nie mieszczę, więc jeżdżę dodatkowo z torbą na kierownicy. Niedawno zakupiłam podsiodłówkę Sport Arsenal 311 z serii Expedice. Ale ledwo zakupiłam, to się kałuże skończyły i nie wiem, jak wygląda wodoszczelność :D Na pewno jednak mieści więcej i jest wygodniejsza niż Topeak. Nie wiem natomiast, ile wytrzyma mocowanie, bo jest ono dość eksperymentalne, jak na mój gust (przykręcane do siodełka plus tzw. zatrzask klick-fix). A na dłuższe podróże dotychczas brałam bagażnik na sztycę. Tam problemu z lampką wprawdzie nie było, ale dodatkowy kilogram mnie zniechęcił, więc teraz na lato zakupiłam Sport Arsenala z nowej serii W2B o pojemności 11 litrów. I już zacieram rączki :) Przy okazji mierzyłam też wersję 8-litrową, według mnie nie warto kupować (bo tę też można zwinąć) oraz Gianta Scouta, który jak na mój gust jest jednak krowiasty i zbyt podchodzi do góry. edit: Właśnie o tej podlinkowanej torbie pisałam wyżej, że nie warto brać, tylko od razu 11 litrów ;)
  24. Może te droższe nie giną. Nie wiem, bo już i tak żal mi co wyjazd gubić czegoś za 20zł plus akumulatorki drugie tyle. A niestety dzieje się tak za każdym razem, jak tylko pojawią się dziury i w ten sposób straciłam już trzy lampki. Teraz wzięłam na sztycę, jak na razie jeszcze ją mam ;) Jakkolwiek coraz częściej rozważam dodatkowe zabezpieczenie trytkami. Aha, ostatnią lampkę straciłam właśnie z tego Topeaka. Przy okazji - lampkę widać. Musiałbyś mieć naprawdę nisko siodełko, żeby odpowiednio założona nie była widoczna.
  25. Dla Europejczyków powinni mierzyć łokciami :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...