Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Kurczę, wymiatacze z tymi wadami jesteście :D Mnie to się zawsze wydaje, że wszyscy naokoło wszystko widzą i tylko ja ślepa jak kret :D Muszę chyba odżałować te kilkaset złotych i kupić wreszcie okulary tylko na rower. Nie wiem tylko, jak z tym wszystkim wyrobię, bo już bez nich planowane na ten rok inwestycje w moje zdrowie zaczynają przewyższać cenę wszystkich moich rowerów razem wziętych i to chyba z akcesoriami :P A właśnie, Radku, te Twoje okulary mają wymienne szkła (chodzi mi oczywiście o warstwę niekorekcyjną)? Jakby nie patrzył, nie zawsze jest piękne słońce albo nawet dzień. Co z takim fantem robić po zmroku, w lesie, w pochmurny dzień itp.?
  2. Nie wiem jak na rowerze, ale moja mama - która do wszystkiego podchodzi z bardzo dużą dozą nieufności - w tym przypadku zachwyciła się od pierwszego włożenia na nos. I jeszcze ze schodów nie spadła, a nie jest jakąś Nadią Comaneci ;) Kaliniec, może Jacek wszystko kupuje na zamki, a koszule podrzuca krawcowej ;) Ja pamiętam, że jak byłam dzieckiem, bardzo nie chciało mi się schylać, żeby wiązać buty, dlatego najulubieńsze były te na rzepy :D
  3. Odświeżę temat pod własnym kątem ;) Powoli zaczynam dojrzewać do kasku, a właściwie do dania mu szansy. Byłam dziś w Decathlonie i mają wielkie nic. Warunki stawiam dwa, a właściwie trzy: 1. musi być bardzo, bardzo mocno wentylowany (piszę z przesadą, aby podkreślić, że to naprawdę ma w moim przypadku ogromne znaczenie - gęste włosy, które regularnie muszę degażować u fryzjera, większość potu i ciepła tracę przez głowę, poza tym nigdy w życiu nie noszę czapki i nawet przy minusowych temperaturach nie jest mi ona potrzebna) 2. z uwagi na okulary niesłoneczne potrzebuję jak najdłuższy daszek ;) 3. aspekt estetyczny, czyli żebym nie wyglądała jak idiota z cyrku i żeby był w jakichś neutralnych kolorach, jak szary, srebrny, biały itp. (zdaję sobie sprawę, że w tej kwestii mi nie pomożecie i tego nie wymagam :)) W Deca z jako taką liczbą otworów mieli jeden model Bella i jeden BTwina. Przymierzałam oba, oba niby dobre, ale nie mam pojęcia, jak to powinno być, aby było dobrze. Oglądałam poradniki na YT, w tym Łukasza, i rozumiem, że kasku ma być prawie nie czuć oraz ma się trzymać na pasku - ten warunek spełniały oba. Ale co dziwne, spełniały go zarówno M-ki, jak i L-ki, a różnica była taka, że w L nieco wpadam, z kolei M mam na czubku głowy. Jak to ma w końcu wyglądać? Bo mam wrażenie, że w tych M to jak w berecie, mimo że obwód niby bardziej spasowany. Czy to też zależy od różnych kasków i na przykład jakiś Giro czy Uvex mogą mieć zupełnie inną głębokość? Tak w ogóle, co byście polecili tak do 300zł (lepiej mniej, no ale jak się nie da, to trudno - wolę nie skończyć z udarem w lecie ;)), żeby spełniało powyżej wspomniane warunki?
  4. @kaliniec, do tego właśnie są okulary progresywne. W kwestii nitek i igieł bardziej się martwię trzęsącymi dłońmi, bo to u nas dziedziczne ;) Na wolne przejażdżki radę bym dała - widzę niewyraźnie, ale jednak trudno nie dostrzec tak wielkiej plamy, jaką jest człowiek :P I przez początkowy moment nawet jeździłam, ale nie lubię takiej wizji świata ;) Natomiast mama mojej koleżanki podobno ma gorszą wadę od mojej i to od lat, ale w jej mniemaniu okularnice są brzydkie, więc nigdy żadnych nie ubrała i jakoś żyje. Naprawdę zawsze zachodzę w głowę, jak ona daje radę...
  5. A skąd wiedziałeś, jaki rozmiar oprawek? I czy kosztowało Cię coś, że zrobili dedykowane szkła, a potem Ci one nie spasowały? Ja się trochę zakupów online w tej akurat kwestii od zawsze obawiam.
  6. Mnie się właśnie to rozwiązanie średnio podoba. Również pod względem jakości. Od kilku lat optyk próbuje mi to wcisnąć ;) Za blisko oczu nie mogę, bo mam (na co akurat nie narzekam) długie i gęste rzęsy, więc jak tylko się zdarzy, że szkła do oczu się zbliżą, to zaraz są wypaciane od wewnątrz. Ale powiem Wam, że bardzo zaskoczyło mnie jak wielu z Was ma wady wzroku i to takie całkiem, całkiem, a nie że zdejmiecie okulary i tak normalnie możecie śmigać na rowerze.
  7. Wiesz co, nie podam nazw, ale korzystałam z dużo gorszych planerów. Ten jest taki średni. Dla mnie bardzo nieczytelny był zawsze serwis www Garmina. Za dużo bajerów.
  8. No widzisz, jakie to jest pojęcie względne... ja piszę, że nie mam dużej, a 2,0 i 2,75 na minusie, w dodatku jest to wada, która się mi w ostatnich latach polepszyła, bo wcześniej było gorzej. Wszyscy wiedzą, że jak idzie się ze mną na basen, to mają mnie pilnować, bo ja ich z większej odległości niż 2 metry raczej nie rozpoznam :D Od lat biorę jedynie antyrefleks i o pół tonu ciemniejsze szkła niż przezroczyste - w ogóle tego nie widać, a mi jest lepiej. Okulary robię u optyka, który ma u nas zakład już chyba trzecie pokolenie. Nawet nie interesuję się, jaki to producent, ponieważ jakość mnie satysfakcjonuje, mogę spędzać długie godziny przed ekranem komputera czy telefonu, no i wada jednak mi się nieco polepsza. Przejechałam się na wszystkich promocjach 2+1 w Vision Expressach i innych wynalazkach, gdzie oprawki są relatywnie drogie, a ich jakość podła. Poprzednie oprawki wytrzymały 8 lat, lekko poluzował się teleskop. Z tych kupionych w Vision Expressie kolor zszedł po pół roku, ułamały się oba noski, a w dodatku kiepsko w nich widziałam, bo coś chyba sknocili z rozstawem źrenic. Teraz też mam połowę tańsze niż w Visionie, po dwóch latach poszedł gwint w jednym teleskopie, więc mam taki trochę hand-made ;) i zbieram się do wymiany, tylko ciągle nie mogę znaleźć nic interesującego. Tak, moja mama takie same była zmuszona kupić, choć nie na rower, więc dała odpowiednio mniej ;) Ale faktem jest, że dla osób z krótko- i dalekowzrocznością na raz jest to idealne rozwiązanie. A firmowe oprawki też potrafią trzepnąć po kieszeni. Jakkolwiek, choć okulary noszę od przeszło 20 lat, nie znam się na tym kompletnie i nigdy nie patrzyłam na firmy, tylko ma być wygodnie, dobrze wyglądać, wytrzymać dwa lata i być w przystępnej cenie (czyli tak do 200zł). Niestety, odkąd przyszła moda na plastikowe oprawki jest to dość trudne, bo w moim przypadku niestety rację bytu mają wyłącznie metalowe (głęboko osadzony i wąski nos sprawiają, że muszę mieć noski).
  9. No, nieco siermiężna, więc nigdy nawet nie utworzyłam choćby jednej, przez co nie wiedziałam, że tam w ogóle działa nawigacja ze wskazówkami po śladzie. Poza tym wyczytałam, że turn-by-turn działa wyłącznie przy normalnej nawigacji do punktu, ale tego z kolei nie miałam cierpliwości testować przy 4-5 stopniach. Aż mnie zaciekawiłeś i kiedyś chyba zrobię sobie jakąś trasę na ich stronie. Tak poza tym mnie jazda po śladzie dotychczas w zupełności wystarczała (czasem właściwie wolę ją od turn-by-turn, mam mniejszą potrzebę pilnowania się :)). Tak jak zresztą wspominałam, zgubiłam się tylko raz, jadąc autem z prędkością ponad 100km/h na ekspresówce, z której były dwa zjazdy na autostradę i wybrałam ten zły :rolleyes: No i w Katowicach na czteropasmówkach, gdzie jest kilka pięter ulic. Poza tym ślad jest na tyle dokładny, że w normalnych warunkach zawsze wybierałam dobre zakręty. Wadą jest dla mnie jedynie to, że muszę mieć włączony ekran z mapą zamiast z danymi, aby móc ten właściwy zakręt wybrać. Pod tym względem wolałam Endomondo, które chociaż podstawowe liczby wyświetlało. Może któraś aktualizacja to zmieni (jakoś na dniach ma być nowa). Edit: Aż z ciekawości weszłam w serwis. Kurczę, to nawet jest prostsze niż dotychczas sądziłam i rzeczywiście robi mapkę ze wskazówkami dojazdu. Muszę kiedyś wypróbować :D Dzięki za podsunięcie :)
  10. O, jest ktoś jeszcze, kto Stravy nie lubi! Już myślałam, że wymieram ;) Ja sobie kiedyś przez krótki czas planowałam wycieczki na Endomondo i potem jechałam po śladzie. Choć to rozwiązanie miało wady, dla mnie było zadowalające, ale niestety, wpasowałam się w nie tylko na krótki moment pomiędzy zakupem telefonu z Androidem, a popsuciem się funkcji w serwisie (za Chiny nie mogę teraz namalować śladu wzdłuż dróg, na żadnym komputerze i żadnej przeglądarce). Dlatego obecnie przerzuciłam się na bikemap.net, a następnie wrzucam GPX do serwisu Lezyne. Choć to też u mnie dopiero raczkuje i tak naprawdę mam nadzieję zacząć testować rozwiązania późniejszą wiosną oraz latem, kiedy zacznę jeździć gdzieś dalej, niż utartymi trasami w promieniu 20km od domu.
  11. Właśnie dokładnie to samo miałam na myśli :) Na rowerze (czy czymkolwiek innym) aktywność nie powinna być męczarnią, bo to w końcu hobby. Z drugiej strony wiem po własnym przykładzie, że bez względu na sprzęt i warunki każdy początek jest trudny. Czasem nawet mam wątpliwości, czy dobrze jest mieć na start coś świetnego, bo woda sodowa może walnąć do głowy ;) Ja się tak nabrałam trochę na szosę - na sam start, po miesięcznej chorobie i w ogóle wcześniejszej przerwie od dawania sobie wycisku, jarałam się, że forma wcale mi nie spadła. Jasne, "nie spadła", bo uzyskiwałam podobną lub nawet ciut wyższą prędkość średnią niż na 5kg cięższym rowerze z kołami 26". Jak siadłam i pomyślałam o tym w domu na spokojnie, buchnęłam pustym śmiechem :D Natomiast to, co dało mi Wigry 3 jest bezcenne. Kiedy inni śmigali po laskach i trawnikach (a mamy tego trochę, zarówno w okolicy mojego bloku, jak i bloku babci, gdzie często spędzałam wakacje) na komunijnych MTB, ja się uczyłam techniki na 20-calowych kółkach z oponami kupionymi w fabryce Stomil Dębica, które miały "terenowy" bieżnik w plasterki miodu, a potem na stalowym MTB 24", który miał tak zwane "piętnaście przerzutek". Po takiej jeździe każdy kolejny model wydawał się szałem, choć muszę przyznać, że ostatni raz obu rowerów dosiadałam mając ponad 25 lat i z braku czego innego pod ręką na obu bezproblemowo na krótką podmiejską wycieczkę pojechałam. To jest jednak doświadczenie na całe życie, które pozwala potem wracać do nawet najprymitywniejszych rozwiązań. Warunkiem - przynajmniej dla mnie - jest, aby nawet to coś najgorszego było w przynajmniej przyzwoitym stanie jezdnym, to znaczy jakiś nie zrywający się lub spadający na każdej muldzie łańcuch, mocno bijące na boki koła, niesprawne hamulce itp. Dokładnie. Prócz wiedzy trzeba mieć i trochę szczęścia. Na rowerze to powiedzmy, że się jeszcze przejedziesz i go zobaczysz (w przeciwieństwie do np. używanych części), choć i tu druciarstwo bywa uprawiane. Kiedyś oglądałam taki filmik na YouTubie, jak gość tłumaczył, jak kupić rower za 100-200zł i sprzedać go potem za dwa razy tyle. Myślałam, że coś zrobi w stylu wymiany łańcucha czy naciągnięcia szprych, aby koła nie były scentrowane (w sumie parę złotych czy machnięć kluczem, a robi różnicę). Tymczasem nic z tych rzeczy - facet wyczyścił czyściwem stalowe części z rdzy, dokupił zapięcie za 5zł (bo to zawsze gratis) oraz czernidło do opon samochodowych, którymi wymalował opony, a także plastikowe błotniki, które uprzednio przypalił, aby pozbyć się śladów użycia i zmatowienia. I rower rzeczywiście mu za te 500zł poszedł. Masakra, co ludzie potrafią kupić (i sprzedać) :mellow: Im większa wartość roweru, tym pewnie mniej boli dokładnie w takie drobiazgi, jak linki, łańcuch, czy nawet cały napęd, bo choć są one również droższe niż w tych tańszych modelach, to mimo wszystko relatywnie i tak wychodzą taniej w stosunku do całości. Mam na myśli to, że jak kupisz rower za 300zł i dokładasz do niego 200, to włożyłeś prawie 67% ceny wyjściowej, natomiast kupując używkę za 3000zł znacznie trudniej dać się aż tak nabrać, żeby potem być zmuszonym do zakupu części za kolejne 2000zł.
  12. Wiesz, to Ty chciałaś crossa i wymieniłaś trzy bliźniacze rowery, w tym mój ;) Gdybym chciała Ci go wcisnąć, od początku piałabym tu z zachwytu nad crossami :D Posłuchaj Jacka, idź do pani Kasi :)
  13. @WitoGda, a jakie masz te korekcyjne okulary, że nie przeszkadza Ci wiatr z boku? Bo jak pisałam, ja regularnie przy ciut większej prędkości (tak może z 40-50km/h bez dodatkowego większego wiatru, czyli prawie każdy zjazd) zaczynam być wzruszona ;)
  14. To właściwie wszystko to samo, tak sądzę. Jak chcesz męski, to ja tego Spartacusa chętnie oddam po promocji ;) Będziesz mieć więcej kasy na kolejny :D
  15. Jakby nie patrzył to dodatkowy koszt (nie mówię, że nie wart), dlatego pytam, czy jest jakaś darmowa alternatywa, czy jest się skazanym na jeden region lub dopłatę. Przyznam, że mam średnie zaufanie do jakichkolwiek planowanych tras. Podobnie jak Łukasz, też mam przekonanie, że nikt mi tego nie zaplanuje tak, jak ja sama. Oczywiście czasem ratuję się nawigacjami i też zdarza mi się korzystać.
  16. Bo się pokłóciliście o wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem, jakby to było warte :D Tak na marginesie, pisałeś wtedy, że Komoot ma tylko jeden region, więc trochę to ograniczone, jak ktoś chce podróżować dalej. Nie działają tam inne mapy do nawigowania, typu Google albo Open Street Maps?
  17. Nie wiem, jaką masz wadę, ja nie mam dużej, ale za to mam duży astygmatyzm, przez co krzywizna szkła jest mocno ograniczona. I niestety - oprawki są, nawet u optyków, których odwiedzam, ale co z tego, skoro mówią, że ja takich mieć nie mogę. To znaczy mogę - same szkła za ponad tysiąc złotych, podczas gdy refundacji mam może z 50zł. Nie wiem, czy jedno, czy dwa, bo już zemdlałam i nim mnie ocucili, to już nie dopytałam ;) Są jeszcze okulary z nakładkami, ale to normalnie wyglądam jak ksiądz proboszcz, a nie jak sportowiec :D Więc na razie chyba trzeci rok zwlekam z wymianą okularów i jeżdżę z widocznym na zdjęciu daszkiem, który chroni przed deszczem i słońcem.
  18. Oj, to wiadome, ale tak pytałam pod kątem fizycznych ograniczeń i możliwości ;) Jakby decydował tylko duch, to kobiety rywalizowałyby z mężczyznami, a w zawodowym sporcie byłby przekrój od 18 do co najmniej 80 lat i to bez podziału na kategorie, albo co najwyżej alfabetycznie od A do D, od E do H i tak dalej :D
  19. A kiedy się młodość kończy? Tak z ciekawości pytam, czy 27 lat już się nie liczy, bo tyle akurat ma siostra :) @rowerowy, z tymi czerwonymi masz rację :D Moja siostra ma teraz czerwony i nie dość, że w ogóle nie muszę już na nią czekać (a było to po prostu tradycją - dla przykładu jeszcze w tym roku ze Słupska do Ustki wyjechała godzinę wcześniej i dojechałyśmy mniej więcej równo), to teraz zdarzyło się nawet ze dwa razy, że wzięła na siebie wiatr i kilka kilometrów prowadziła nasz dwuosobowy peletonik ;)
  20. Podpisuję się pod tym, co piszesz obiema rękami. Ja zresztą tak polubiłam Szajbajka, odkąd oglądnęłam jego film, w którym wspominał o swoim złomie z plastikowymi klamkami, odkręcającymi się sterami i spadającym łańcuchem, którym jeździł na pierwsze zawody. Oczywiście, że na lepszym sprzęcie będzie łatwiej i to nawet, jeśli nie mamy możliwości fizycznych. Dla porównania - ja w tym roku (tzn. w 2017) wskutek chorób i innych życiowych okoliczności niestety nie miałam i nadal nie mam formy. Ale zdarzyło się tak, że w szosie fabryczne koło było źle zaplecione i wymieniono mi je w ramach gwarancji przypadkiem na wyższy model, czyli na Mavic Aksium. Żeby było ładnie (!), chciałam oczywiście od razu wymienić też drugie koło i wtedy z nieba spadł mi tutejszy forumowicz, który odsprzedał mi swojego używanego Mavica. Różnica była duża. Koła toczyły się jak po masełku, a moja prędkość wzrosła coś o 1-2km/h. Zresztą, pal sześć prędkość - najzwyczajniej w świecie wzrósł komfort mojej jazdy. I na podstawie tej historii (jak i również np. tegorocznego wyjazdu do Częstochowy z pielgrzymką, gdzie sunęłam w peletonie w rozjeżdżonymi facetami na MTB) stwierdzam, że to nie jest tylko tak, że z dwóch osób o tej samej kondycji, zwycięży ta, która będzie mieć lepszy sprzęt, ale też działa w tę stronę, że osoby z lepszym sprzętem trochę "jadą na cheatach" ;) i sprzętem mogą nadrobić pewne braki (nie mylić z zakupem 50 zębów, które same z siebie cudownie dadzą kosmiczną prędkość :D). Mimo tego wszystkiego uważam, że dobrze zaczynać od gorszego, bo to na gorszym bardziej zdobywa się kondycję i przy okazji pokorę, a z tej dwójki kto wie, czy nie ta druga jest cenniejsza. Nie mam tu na myśli urządzania na rowerze drogi krzyżowej, ale też nie ma sensu kupować od razu cudów na kiju, żeby potem rdzewiały na balkonie. Aha, ale ja wciąż chyba nie rozumiem, co to znaczy wymienić tylko jedną korbę. Sądziłam, że w rowerze w ogóle jest tylko jedna korba, która ma dwa ramiona i one oba są tej samej firmy. To jak to w końcu jest? :rolleyes: Trzymam kciuki za projekt przełaj! :)
  21. Uch, aż musiałam "przez Was" włączyć komputer, bo na tablecie nie dałabym rady ; Moi drodzy :) Tak, jak pisałam bodajże na poprzedniej stronie, według mnie MTB 26" były "crossami z geometrią MTB", co jest niewątpliwie uproszczoną opinią, ale takie było i jest moje odczucie. Przy czym definiując "crossa" mam na myśli rower do wszystkiego z nieagresywną pozycją (nie jest to też sylwetka wyprostowana, jednak komfortowa, szczególnie przy pewnych założeniach). Naturalnie "do wszystkiego" z umiarem, skakać bym tym nie skakała, ale jeździłam po różnym terenie, łącznie z miejsko-polnym śniegiem i prócz głębokiego piachu dawał radę (z moją siłą nóg podejrzewam, że i na fatbike'u bym w piachu utknęła). Myślę, że decydującą rolę odgrywa tu nie tyle wielkość kół (ostatecznie w szosie też mam 700), ale właśnie ramy - cross jest małym bydlątkiem, niezwrotnym i ciężkim. Z tą ciężkością to zresztą ciekawa sprawa - wbrew temu, co napisał Jacek, że koła 26" będą pewnie ważyć mniej niż 28", nie sądzę, że jest to kwestia wagi. Crossem jeździłam już w erze, kiedy nauczyłam się rozkładać bagaż ekonomicznie - z bagażnikiem na sztycę i torbą Sport Arsenal 505. Mieściło się tam niewiele, więc waga tobołka (liczę wraz z trzema bidonami) mogła sięgać 4, może 5kg. Za czasów Kandsa nie miałam tej torby i na całodniowe wycieczki jeździłam z trzykomorową sakwą, która była obładowana (choćby nawet duży aparat cyfrowy, bo wtedy telefony robiły zdjęcia nie nadające się nawet do rodzinnego albumu). Jeśli doliczyć półtoralitrową zapasową butlę, baterie, narzędzia, jedzenie (na diecie bezglutenowej nie da się kupić batonika lub kanapki w pierwszym lepszym sklepie) i tak dalej, myślę, że tu waga mogła spokojnie przekraczać 10kg, czasem i więcej. Średnia prędkość podczas 165km wyjazdu na Światowe Dni Młodzieży na podkrakowski Campus Misericordiae wyniosła prawie 20km/h, ale ponad godzinna część z tego odbyła się na piechotę lub z prędkością co najwyżej 10km/h między pielgrzymami, blokadami policji itp., część powrotna natomiast częściowo w ogromnej ulewie, która dopadła nas w szczerym polu. Więc nie uważam tego za zły wynik. To tyle o tym, że 26" niekoniecznie ustępuje pola crossowi. A teraz co nie tak było z crossem. Przeczytawszy Wasze posty dziś rano, stwierdziłam: no nie, na bank jestem uprzedzona i pitolę im głupoty. Poszłam do siostry (przypominam - 169cm, długa noga) i pytam: - Co ci nie pasowało w tym crossie? - Jakim crossie? - No tym, co stoi w pokoju. - W tym zielonym? - Nie wiem, czy jest zielony, no ten, co jeździłaś przed szosą. - O Jezu! Ten, co mi go dałaś, że niby taki super? Nie chcąc jej nic sugerować, odpowiadam: - Nie ten, co stoi w piwnicy, tylko tamten w pokoju. - Najgorszy rower na jakim jeździłam! - dodam od siebie, że w swojej historii jeździła przez dwa lata na makrokeszu z Reala full suspension! :P oraz na dwa numery za dużym zdezelowanym Krossie, w którym wszystko klekotało. Co więcej, ten rower, który uważała za lepszy, czyli piwniczny MTB to dziesięcioletni Kross Hexagon V2. Widelec Zooma, napęd SIS+Tourney, wolnobieg, w dodatku raz tylko odwiedził prawdziwy serwis rowerowy ;) Nawet łańcuch ma wciąż fabryczny (!) - A co było w nim nie tak? - Wszystko. Ja się nie znam, więc nie wiem... No, był jakiś taki wielki, szeroki, ja byłam strasznie wysoko. Ciężko się strasznie jechało. Poza tym obiecywałaś, że będzie na nim znacznie szybciej, a ja mam wrażenie, że było jeszcze gorzej. Przyznam, że wszystko, co powiedziała, pokrywa się moimi odczuciami i zarzutami do crossa. Jest po prostu mało zwrotny, a duże koła może i z górki niosą, ale pod górkę czy nawet po płaskim - również wskutek wagi roweru - trzeba włożyć nieco siły, aby go napędzić. Zwyczajnie wątpię, że niska dziewczyna rozpoczynająca rowerową przygodę tę siłę ma. Tak, w szosie obie mamy teraz koła 700 i jest super. Ale to jest różnica rzędu 5kg i nikt mi nie powie, że 1/3 wagi roweru nie ma znaczenia. Zgadzam się jednocześnie, że MTB jako taki na miasto mija się z celem. Dlatego właśnie określam tego Lazaro jako takiego kundla, bo niby zwie się MTB, ale takie to MTB, jak... Dodatkowo na dzień dobry włożyłabym w niego ok. 150zł na: - wymianę na jak najwęższą kierownicę i być może możliwie najkrótszy mostek z jak największym wzniosem - warunek, żeby były aluminiowe i nic poza tym. Jest to wydatek rzędu ok. 50zł, a po pierwsze zapewni, że odległość między siodełkiem i chwytami się zmniejszy, po drugie sprawi, że ramiona nie będą szeroko rozłożone (a więc większy komfort), po trzecie pozycja na rowerze będzie mniej sportowa, a bardziej wyprostowana (mimo tego wciąż lekko pochylona). Niewykluczone przy tym, że mostka ruszać nie trzeba i wystarczy sama kierownica. - skoro przy kierownicy jesteśmy, zainwestowałabym w nowe, ergonomiczne chwyty i rogi. Nie muszą być jakieś Ergony - chodzi mi o tanie aluminiowe proste rogi, które na dłuższych dystansach odciążają nadgarstki i pozwalają zmienić pozycję oraz równie niedrogie, byle miękkie chwyty w podparciem na poduszek dłoni. Przez lata sądziłam, że to bajer, aż kupiłam i pokochałam. Tu ostrzegam przed firmowymi chwytami Allegrzaków (zresztą chyba wszystkich tańszych rowerów, bo w Krossie też było średnio) - ja kupowałam Spartacusa u producenta na żywo i wymienili mi za darmo chwyty na swoje, ergonomiczne. Wyglądały identycznie, jak moje,kupione raptem kilkanaście kilometrów dalej w sklepie w Dębicy. No, wyglądały. Te ze sklepu są miękkie, a te twarde i średnio wygodne. Dlatego zalecam nawet przepłacić te 5-10zł, ale iść do sklepu i wybrać na "macanego". - opony 1,75 cala semi-slick - na miasto i wycieczki idealne. Dają radę w lżejszym terenie. Z lenistwa oraz braku drugiego kompletu kół właściwie odkąd je kupiłam, nigdy nie zmieniłam. Nie miałam (i nadal nie mam) drogich - mój ulubiony komplet Kend Khanów z wkładką antyprzebiciową kosztował ok. 50-60zł. Na mokrym terenie wpadają w poślizg - nie asfalcie, tylko terenie, a więc mokra/wilgotna trawa, liście itp. - no i na koniec klocki hamulcowe - również rzecz niedroga, a potrafi uprzyjemnić jazdę, a właściwie jej stopowanie ;) Fabryczne czasem piszczą, brudzą obręcz, ścierają się brzydko. Poza tym hamują średnio i często wskutek tego zrzuca się winę na szczęki, że Tektro to dziadostwo. Tektro tymczasem daje radę, kiedy są go zaopatrzy w lepszą gumę. Mimo wszystko radziłabym szczerze przejechać się jednym i drugim. Szkoda, że mieszkasz tak daleko, chętnie bym użyczyła sprzętu (a najchętniej sprzedała Spartacusa :P to oczywiście żart), żebyś mogła porównać. Ostrzegałabym jedynie przed zbytnim napalaniem się, bo właśnie ja tak głupkowato kupiłam crossa - w sobotę rano po raz kolejny wróciło do mnie marzenie: ach, cross! to będzie taki rower niby szosa, ale trochę w teren i jakże szybszy, jakiż lepszy! och, tak... Dwie godziny potem byłam już na autostradzie i pędziłam do producenta na zamknięcie sklepu :D Nie byłam do końca walnięta w łeb - przejechałam się pod sklepem. Ba, rower wydał mi się nawet mniejszy niż sądziłam. Pamiętam, jak pierwsze moje pytanie do pani brzmiało: to naprawdę ma 28 cali, a nie 26? Pod sklepem, na szutrze było fajnie. I potem na pierwszej wycieczce też było fajnie. W ogóle generalnie było tak zwanie w porządku. Frustrowało to, że prędkość pozostawała wciąż ta sama, a czasami wręcz spadała. Poza tym było jakoś tak... dziwnie. Wreszcie kupiłam szosę, było pięknie i cudownie, prócz tego, że średnio nadawała się na deszcz, bo trzymam ją w domu i czasem czyszczenie zajmowało kilka godzin. Wtedy Jacek zupełnie przypadkiem podsunął mi myśl o rowerze tzw. zimowym. Kands wisiał już na OLX od trzech tygodni, ale że był to koniec września, zainteresowanie nikłe, prócz jednej osoby, która chciała go za 300zł. Więc wsiadłam raz jeszcze na starego Kandsa... raaany! Dopiero wtedy zrozumiałam, czego mi na crossie brakowało. Teraz jeżdżę na zmianę szosą i tym skundlonym MTB, i o ile w szosie niejedno bym pozmieniała, o tyle Kands wydaje się krojony na miarę. Co oczywiście nie zmienia faktu, że te crossy po coś powstały i skoro 26" odchodzą do lamusa, a Wy piszecie tu o żonach, dziewczynach, koleżankach, którym odpowiada, to jest to najlepszy dowód, iż ktoś je wolał. Albo ktoś bardziej uległ marketingowi. To oczywiście też jest możliwe i w mojej opinii wcale nie jakieś gorsze, ponieważ do wszystkiego w życiu potrzebne jest jakieś głębokie przekonanie i jeśli ktoś rzeczywiście uwierzy, że 29erem przy 165cm będzie mu wygodniej, niż na 26", to ja się założę, że będzie. Zawsze powtarzam, że ja też kupiłam szosę, która jest na mnie za duża, bo na tej, co według Decathlonu oraz wszystkich znanych mi internautów powinna być właściwa, czułam się jak pokraka na dziecięcej trzykołówce. P.S. Basiu, plecaka nie polecam. po 10km w lecie człowiek ma serdecznie dość. Lepsza mała sakwa na tylny bagażnik czy duża podsiodłówka (pod choinkę dostałam 10 litrów, jaram się jak głupek na myśl o lecie i wiośnie :P).
  22. Ja z kolei powtórzę, że przy tym wzroście cross jest według mnie pomyłką. Będzie zwyczajnie ciężko (ja nie wiem, czy panowie mają tu wyobraźnię, co to znaczy być małym i nie w szczytowej formie, bo czasem zdaje mi się, że tak nie do końca ;)). Brałabym podlinkowanego przeze mnie Lazaro - jest na full Alivio, obręcze dość wytrzymałe (przy 160cm na pewno ważysz tyle co nic :)), założysz opony coś około 2.0 na jakieś bezdroża i 1.75 na miasto lub asfaltową trasę. W zasadzie ja jeździłam od pewnego momentu wyłącznie na 1.75, a dopiero teraz, jak zaczęłam zwiedzać nie zawsze suche lasy, wróciłam na powrót do agresywniejszego bieżnika i szerszej opony. Możesz też oczywiście zdecydować się na coś za około 2000zł z hamulcami tarczowymi, ale według mnie będzie z tym więcej biedy niż pożytku (przede wszystkim serwis, poza tym nie wiem, jak awaryjność w tych low-endowych modelach). V-brake nie jest taki zły, zwłaszcza przy kołach 26" i niewielkiej wadze użytkownika. Co innego jakbyś nagle zapakowała się jak juczny osioł i ważyła tak z 80kg - wtedy mogłoby Cię pociągnąć. Dobrze byłoby co najwyżej wymienić na dzień dobry fabryczne klocki, ale to koszt rzędu 20-30zł i pół godziny pracy. Aha, żeby napęd dłużej służył, trzeba regularnie sprawdzać łańcuch. To rzecz, na której królowie Allegro oszczędzają, a wyciągnięty łańcuch prowadzi do szybszego zużycia całego napędu. Obojętnie, czy to cross, czy MTB.
  23. Zależy pewnie jak masz te okulary osadzone. Ja swego czasu jeździłam w goglach narciarskich, które jedne jedyne udało mi się w Tesco znaleźć, że można je było na okulary korekcyjne założyć. Fajna rzecz, tylko w dzień było mi wstyd i zarzuciłam proceder. W sumie szkoda, bo na wietrze i przy pędzie powietrza strasznie oczy łzawią. W każdym razie bez mierzenia ja tego nie widzę.
  24. Z rowerem używanym prawda jest taka, że trzeba się znać. Ja o sobie uważam, że mam wiedzę wykraczającą poza przeciętnego śmiertelnika (a kobietę to już na bank), jednak nie odważyłabym się kupić. Chyba że na podstawie bardzo atrakcyjnego opisu typu: przejechane 500km, kupiony pół roku temu, ale żona nie jeździ i takie tam ;) albo jakbym pojechała z wujkiem Jackiem za rączkę :D :D :D Widzę, że Lazaro jeszcze robi takie "Kandsy Energy 1300" z inną nalepką: http://allegro.pl/alivio-3x9-wysoka-polka-lazaro-evolution-v3-lady-i6987115071.html (wersja męska: http://allegro.pl/alivio-3x9-wysoka-polka-lazaro-evolution-v-3-men-i7034062397.html). A ile masz Basiu wzrostu? Bo jak jesteś wysoka, to 26" nie wiadomo, czy w ogóle jest sens rozważać. Z drugiej strony są osoby ok. 170-175cm, którym odpowiada, są takie, które mówią, że to rower tylko dla ludzi do 160cm i trzeba by było się przymierzyć. Argument, że jest to nieprzyszłościowe uważam za trochę chybiony, bo w ogóle mówimy tu o rowerze nieprzyszłościowym. To znaczy nie zrozum mnie źle - nikt nie chce, żeby Ci się to rozleciało za rok lub dwa, tylko prawdopodobnie będzie to wstęp do rowerowej przygody i większego apetytu albo do zajeżdżenia. Bo odsprzedać w sensownej cenie i tak będzie ciężko.
  25. Energy 1300 bodajże z 2014 lub 2015 roku (w każdym razie kupiony w kwietniu 2015). Też jest full Alivio, tylko koła 26", które tu strasznie wszyscy zjeżdżają ;) No, ale jak go kupowałam, to 29ery raczkowały i były tylko w droższych modelach topowych producentów, a nie jakichś królów Allegro :D Niestety, z tego co widzę teraz już takich rowerków nie ma i wszędzie wciskają tarczówki, z którymi w tej cenie chyba niepotrzebny kłopot. W każdym razie cross jest krowa i tyle w temacie z pozycji małego, 165-centrymetrowego ludzika (i jego 169-centymetrowej siostry) :P edit: Zgadzam się Jacku, że przyzwoitego rasowego MTB trzeba szukać za 3000zł, ale kundelki też są całkiem wporzo ;) Chodziło mi mniej więcej o to, że w moim odczuciu te udawane MTB Kandsa miały tę zaletę, że były crossami z geometrią MTB. Mniej więcej tak bym to określiła. Czyli bez szaleństwa, ale całkiem fajny i uniwersalny sprzęt.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...