Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Pytanie, czego potrzebuje Twój ojciec. Za cenę wagi oraz gorszego napędu trekking będzie miał błotniki i bagażnik (jakości marketowej), ale też dynamo (zbędne dniem, przydatne przy dużej ilości jazd nocno-wieczornych) oraz regulowany mostek (co może przełożyć się na bardziej wyprostowaną pozycję). Tak więc wracamy do pytania ze wstępu: czy ojcu jest to potrzebne? Jeśli nie, to szkoda dodawać zbędnych kilogramów, bo wbrew pozorom robi to różnicę. Ewentualnie, jeśli będzie z tych akcesoriów korzystał sporadycznie, lepiej kupić je oddzielnie (np. jakieś tanie lampki, które do jazdy wieczorem po oświetlonym mieście raz na pół roku w zupełności wystarczają, a są lżejsze). Na osprzęt chyba w tym przypadku nie ma co patrzeć, bo jak się domyślam, nie chodzi o bicie setek kilometrów i pracę w każdych warunkach. Do spokojnej, zwykłej jazdy, oba się nadadzą.
  2. Właśnie w weekend na postoju podczas pielgrzymki zaczęła się taka dyskusja między trzema facetami. Jeden stwierdził, że on jest za stary na szybkie zjazdy, bo się już boi powyżej 50-tki jechać. Na to drugi odparł, że w zawodach to widać, jak wiele na takich zjazdach można zyskać. Wreszcie trzeci zauważył, że każdy kolarz ma swoją specjalizację - jedni są dobrzy na zajazdach, inni na podjazdach, jeszcze inni są sprinterami. A ja tak sobie siedzę obok i myślę: raaany, na zjazdach jestem kiepska, bo na prostej hamuję przy 40-50, a w zakręty w ogóle wchodzić nie umiem, na podjazdach jestem w ogóle beznadziejna, bo jak jest powyżej 6% i 2-3km, to bez względu na technikę osiągam tętno max i muszę stanąć... Natomiast o sprincie przy średnich rzędu 25km/h to chyba nie ma co się wygłupiać :D :D :D Więc co tam grawitacja ;) Poza tym to nie tylko o to chodzi. Jedziesz w jakimś tempie i nagle Ci się krowa rozkraczy tuż przed kołem. Albo zjeżdżają na wariata, glebnie jeden, reszta leży. Albo jadą i pchają się łokciami, bo muszą i mają parcie. Ja mam to wszystko głęboko gdzieś, mimo że lubię rywalizację. Ale nie taką. A że oglądanie to już w ogóle nudzi mnie niepomiernie, toteż na razie nigdzie się nie wybieram ;)
  3. No, to mniej więcej mam tak samo, tylko nie umiałam tak ładnie wyłuszczyć ;)
  4. Kurczę, jeździłam na Emondzie z 2016 i tam jest normalna sztyca. Aż w necie musiałam szukać, o co z tym masztem chodzi ;)
  5. Ja stwierdziłam, że jeżdżę na czuja tak, by potem lekarz kosztował mnie mniej niż mandat.
  6. Hahah, prowadzić rower na piechotę to ja mogę w kółko po parkingu, nie muszę nigdzie jechać ;) Inna sprawa, że na dzień dzisiejszy żadnych wyścigów, w których są jakiekolwiek grupy. Jedyne, co mnie ewentualnie kiedyś interesuje (bardzo kiedyś i bardzo ewentualnie), to te wersje extreme z odstępami iks metrów między zawodnikami, bo tam liczy się to, co mi naprawdę u sportowców imponuje. Natomiast jakoś spryt mnie nigdy nie podniecał i (może z zazdrości) w głębi serca trochę chyba nim nawet gardzę ;)
  7. Przede wszystkim to, że się umiesz wytłumaczyć, nie ma żadnej wartości lub znikomą. Wartość ma, jak zinterpretuje to sędzia oraz co z Twojej wypowiedzi uzna, że warto wziąć pod uwagę w uzasadnieniu. Dotyczy to nie tylko przepisów drogowych, nie tylko sądów i nie tylko Polski. Tak ma ludzka rasa i nawet jeśli mi także się to nie podoba, to i tak niewiele to zmienia. Natomiast co do samych sądów, nie chcę się wypowiadać, bo pewnie nie jestem obiektywna. Na razie straciłam tam wszystko, co mogłam, ale wciąż w głębi serca chcę wierzyć, że komuś tam pomagają.
  8. Ja przez dwa lata używałam zwykłego, biedronkowego za 50zł (można dostać na Allegro, to jakiś klon Medisany). Przy ok. 50% baterii zaczynał się problem z łącznością, co jednak zrzucam na karb telefonu (niestety, telefon jako licznik rowerowy to tylko taka proteza, która sprawdza się, jak człowieka na nic droższego nie stać i nie chodzi tu wyłącznie o pulsometr). Potem przez pół roku miałam pulsometr Lezyne (łączność BTLE, więc telefon powinien go widzieć), a obecnie Garmina (tu już ANT+, więc tylko nieliczne telefony). Między Lezyne i Garminem różnic nie widzę.
  9. Ale czemu strach, bo nie czaję? Ja tam - zwłaszcza podczas dużych wyrzutów adrenaliny ;) - wolę przy 180-185 wiedzieć, że zaraz skończy się imprezowanie i albo zwolnię i pojadę spokojniej, albo zaraz się zarżnę i silnik się przegrzeje, możliwe, że wręcz z koniecznością postoju. Właśnie w miniony weekend dzięki pulsometrowi po raz pierwszy w życiu przejechałam trasę pielgrzymki mądrze i świadomie (dwa dni ponad 100km). W poprzednich latach było piękne wrześniowe słoneczko i pchał nas wiatr, poza tym jechałam zawsze w tunelu. Tym razem dwa dni były pod mocny wiatr, pierwszego coś tam czasem ciągnęłam, za to drugiego pierwsze 20km tradycyjnie gnaliśmy, jakby nas gonili, potem zaś wylądowałam na samym przodzie, po czym większość (ponad 70km) przejechałam samotnie lub ciągnąc grupę. Do tego w trakcie spotkały mnie dwie ulewy. Dojechałam z naprawdę przyzwoitym średnim tętnem, maksymalnego nie osiągnąwszy ani raz, a jedyne, co mi trochę doskwierało to ból karku oraz wczoraj lekkie zakwasy, które jednak dziś już przeszły. Myślę, że bez pulsometru pojechałabym znacznie głupiej, tak zresztą jeździłam poprzednie dwa lata i wtedy tempo wyznaczali inni - jechałam ich rytmem i ich prędkością, co kończyło się różnie (rok temu nadwyrężeniem mięśnia i bardzo bolesnymi, samoistnymi skurczami trójgłowego). Teraz wiedziałam, kiedy mam odpuścić i niech sobie drą przodem, a kiedy mogę przyspieszyć i kogoś śmignąć. Tak więc polecam, nawet bez bicia rekordów prędkości (bo ja nie po to go używam).
  10. Jasne, tylko mi chodziło o uparte omijanie rowerowych ścieżek "ponieważ jesteśmy grupą" ;) Więc bez względu na znaki i tak zawsze asfalt. Co do jazdy parami też mogłabym się przyczepić. A wkurza mnie trochę to, że są to ludzie, którzy mają już setki tysięcy kilometrów w nogach i zwiedzili pół świata na rowerach, a takiej podstawowej zasady trudno im przestrzegać. Nie żebym jakaś literalna była, bardziej zdroworozsądkowa i jak jest ścieżka zagrażającą mojemu bezpieczeństwu, to najczęściej i tak jadę jezdnią. Podobnie, jeśli nagle ścieżki jest 50m, to też nie zjeżdżam. Ale staram się zachowywać bezpieczeństwo, a nie jechać parami na podjeździe na drodze krajowej, bo mi się nudzi samemu.
  11. Ale to nie jest piesza, która idzie zwartym, wielkim tłumem - takie coś bym rozumiała. U nas wygląda to po jakimś czasie mniej więcej tak: rower, sto metrów, dwa rowery, dwadzieścia metrów, trzy rowery i tak dalej ;) Z policjantami nie ma co się kłócić. Zawsze mają rację, bez względu na przepisy. Jak nie wyjdzie z tym, znajdą inny. Jeszcze gorsza pod tym względem jest straż miejska.
  12. A tak z ciekawości, jest jakikolwiek przepis dotyczący zorganizowanych grup? Bo u nas rokrocznie podczas pielgrzymki (sześć grup, każda po ok. 15 ludzi) wyjeżdżamy z Tarnowa w ogóle nie wjeżdżając na ścieżki. Pomijając nawet początkową eskortę przy wyjeździe (gdzie ścieżek nie ma), potem policjanci też już wielokrotnie nas mijali np. w radiowozach i zawsze tylko machają, i cieszą się, gdy zawalamy cały, jedyny pas ruchu, obok wiedzie pusty CPR, a ludzie zapewne wku*** się, próbując zdążyć do pracy na czas ;) Co ciekawe, część uczestników w ogóle jest zdania, że nam nie wolno korzystać z CPR-u, bo jest to zbyt duże zagrożenie dla pieszych, toteż tę uliczną jazdę przenoszą potem na całą naszą drogę i nawet jak się nieco rozbijemy, a z grup zostają 3-5 osobowe podgrupki, to i tak zjeżdżamy z jezdni wyłącznie na postoje.
  13. Tak, jak pisałam - 15 sierpnia znalazł nowego właściciela :)
  14. To Lexa była :) Ale i owszem, coraz bardziej ją lubię. Chociaż ramiona mi wysiadły - za bardzo spinam, przy mocniejszej jeździe :rolleyes:
  15. No niestety, straciłeś szansę na test gravela ;)
  16. Z turlaniem trudno się zmieścić w 24h, więc nie przesadzaj ze skromnością ;) Ja chciałam jutro robić podejście na dwusetkę. Niestety, dziś stówa pod wiatr, z dwoma ulewami i przeszło 1000m pod górę. Na sto może by wystarczyło, na dwieście trzeba już regeneracji. Do tego w butach mi chlupie i na jutro nie wyschną. A szkoda, bo mam flow :(
  17. Ja przez przeprawy z szosami dopiero dziś zaliczyłam pierwszą setkę :rolleyes:
  18. Nie bierz tego przewrażliwienia personalnie. Albo inaczej: na Twoim miejscu też bym była przewrażliwiona i jest to dla mnie zrozumiałe. Również nikogo nie zniechęcam, bardziej chodziło mi o to, że i agitować nie zamierzam. W tej kwestii pozostaję neutralna jak Szwajcaria ;)
  19. Jedyna hipotetyczna przyczyna może być taka, że tarcza jest krzywa, ale to dla mnie mocno wątpliwe. Skup się na razie na przerzutce :)
  20. Tego się nie wyczuwa, tylko właśnie widzi po ustawieniu wózka. Pierwszym razem taka regulacja potrafi zająć sporo czasu i jeszcze więcej nerwów, ale naprawdę można się tego nauczyć :) Mi się dalej zdarza eksperymentować, ale odkąd wiem, jak się to robi i co jest za co odpowiedzialne, nie towarzyszy mi już taki strach, że coś zepsuję i będzie jeszcze gorzej. Tak więc poradnik plus cierpliwość i powinno być dobrze. Tak w ogóle jak dla mnie to chyba najprzydatniejsza umiejętność po napompowaniu i wymianie dętki, więc warto się naumieć.
  21. Claris tak nie ma, bo sama jeżdżę i jest cicho ;) Po drugie te zęby nie są wyłamane, tak to po prostu wygląda, że kilka jest na szpic, a kilka "stępionych". Powodów hałasu może być kilka: * przekosy łańcucha - żeby nie hałasował, trzeba przy maksymalnym naciągu jeździć na biegach 8-7 z tyłu, może być też 6-5, tylko wtedy na takim jakby półbiegu z przodu. Przy 1-3 zawsze będzie hałas, a poza tym szybko wyciągniesz łańcuch. * słabo naciągnięta linka - wtedy na najwyższym biegu i tak wózek jest zbyt blisko ramy, więc łańcuch trze od wewnętrz po prawej (patrząc z tyłu roweru) * za mocno dokręcona śrubka wychylenia wózka - dzieje się to samo, co powyżej, tylko przyczyna jest inna * za nisko przykręcona przerzutka - wtedy łańcuch ociera od spodu o wózek Poszukaj książek/filmów o regulowaniu przerzutek, jeśli nie chcesz korzystać z serwisu. P.S. Rower mógł na początku nie hałasować, po pewnym czasie w nowym rowerze linka się naciąga, przerzutki rozregulowują i jest to naturalne.
  22. Czemu od razu gleba? Ostatnio pędziłam z lekko krętej górki jakieś 40-50km/h, nie zauważyłam większej (tzn. głębszej) dziury niż ta, wyrżnęłam centralnie, aż poczułam całe uzębienie ;) Trochę się spietrałam, ale po dojechaniu na dół na szczęście okazało się, że i koło całe, i opony także.
  23. Jestem zadania, że na wszystkim da się jeździć. Pozostaje jedynie kwestia tego, jak bardzo intensywnie oraz jakie są nasze oczekiwania.
  24. Na starą na razie też jeszcze nie narzekam ;)
  25. Z tymi przerzutkami to jest ciekawa sprawa - mam nową Sorę (naprawdę nową, czyli tę z wewnętrznym prowadzeniem linek ;)) oraz starego Clarisa (RD-2400). Z Clarisem z początku było ciężko, ale wreszcie pokombinowałam i działał bezproblemowo aż do przedwczoraj, gdzie wylądowałam na brukach gorszych niż Paryż-Roubaix, a i wcześniej zaliczyłam co najmniej setkę po korzeniach i tym podobnych wertepach (przy których szuter to jest miła przejażdżka). Dziś prawdopodobnie muszę podciągnąć linkę i powinno wrócić do normy, bo troszkę czasem przeskakuje między zębatkami na niskich biegach i dużym obciążeniu. Tak czy owak, wcześniej był w porządku, nawet na 8-10% podjazdach. Z drugiej strony jest nowa Sora, którą chwaliłam na początku... ale wtedy byłam totalnie bez formy, zaczynałam sezon i jeździłam głównie po przysłowiowym Velo Dunajcu. Teraz jeździ na tym siostra i klnie, że nawet na prostej jej biegi zmienia. Próbowałam wyregulować już kilka razy, ale nawet na stojaku lekko hałasuje (bardziej niż Claris w każdym razie). Więc jestem lekko skonfundowana... A jakby tego było mało, od przedwczoraj mamy w domu rower na tej Sorze poprzedniej (pewnie ta sama, co na zdjęciu) i ona podobno działa dobrze. Ale to akurat muszę przetestować osobiście, bo na rowerze jeździ siostra i to jest jej zdanie. I chociaż nie zna się na niczym, to jest na pewno bardziej wymagająca ode mnie, bo takiego kata napędu wśród amatorów nie znam ;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...