Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Ja z kolei w tej kwestii podzielam zdanie Jacka - im coś bardziej przekombinowane, tym bardziej warto tego unikać ;) Co do Spyre - teoria też mnie zachwyciła, do tego stopnia, że jak miałam je mieć w gravelu, omal nie posiadałam się ze szczęścia. Praktyka niestety szybko to rozwiała, a modyfikacje, mimo braku oszczędności, nic nie polepszyły. Może jak ktoś waży 90-100kg, to wtredy tarcze mają większe znaczenie? U mnie tak naprawdę obecnie jestem w stanie zrobić wiraż na obręczówkach (inna sprawa, że nie robię, bo to już nie te czasy, że na wszystko miałam odwagę :P). Zastanawia mnie przy okazji tego zachwyt hamulcami tarczowymi w szosach przy zjazdach. Jakie ma znaczenie moc hamowania, jeśli opona jest tak wąska, że unieruchomione koło zaczyna tańczyć po drodze?
  2. @pepe, ja daję radę lekko wykrzywiać stopę nawet w SPDach i nigdy nie mam jej równolegle do ramy ;) @roweras, tak jak piszą koledzy - zależy dokładnie, która część ud i w jakich okolicznościach, ale ogólnie rzecz biorąc, jest to normalne. Mnie z racji tego wysokiego tętna, które wiecznie uniemożliwia wejście na wyższy poziom, wydawało się kiedyś, że pracują przede wszystkim łydki. Ostatecznie to one zawsze się u mnie po sezonie powiększają. Jednak zdarzyło mi się kilka razy już przeszarżować z dystansem i po takich maratonach łydki ni hu hu, za to w górnej części ud potrafiło boleć dłuższy czas (w sensie do dwóch dni po, a nie tylko na rowerze).
  3. Oszczędności pewnie zawsze da się znaleźć, czasem także super okazje, ale nie chcę ani z jednych, ani z drugich robić reguły. Dlatego na przykład nie piszę, że niemal nowego Anyroada 2 można kupić za 2500zł, bo ja tak zrobiłam. Udało mi się i tylko ten jeden jedyny raz widziałam taką ofertę. Za to przysłowiowych Tribanów 500 niemal za każdym razem wynajduję z 2-3 sztuki lub więcej. Podobnie z częściami, w tym również kołami - zdarza się, ale "na już" raczej jest ciężko. Ba, zdarza się, że oferta w ogóle nie chce się pojawić przez miesiąc czy dwa. Natomiast jeśli chodzi o oszczędności na serwisie, to chyba tak samo jak z tymi Twoimi 300km na jednym wyjeździe - świetnie i szacun, że to robisz, ale większość z nas (nawet jeśli coś przy rowerze dłubie) takie rzeczy zostawia innym. Z tego powodu, może mylnie, wyszłam z założenia, że najłatwiej kupić koła gotowe. Tak czy owak koszty są i nadal według mnie przewyższają lub zbliżają się do wartości roweru, który - co może warto podkreślić - w przypadku sprzedaży i tak nigdy się nie zwróci, bo niestety kupujący najczęściej mają gdzieś wszelkie inwestycje, a patrzą na całokształt i napis na ramie. Swego czasu jak byłam na kupnie, pamiętam, że ktoś na Allegro sprzedawał Anyroada z nowymi kołami wartymi ponad tysiąc. Ale ponieważ cena była wyższa niż innych, "normalnych" Anryoadów, jakoś chętnych nie było i rower bardzo długo wisiał. Zresztą to samo było z tym moim kołem Mavika - jakbym miała inne, to bym sobie zostawiła, bo i tak nikogo to nie interesowało, jako że Triban to zawsze tylko Triban i już. W sumie nie wiem, na co się tutaj produkuję :) Tak myślę, że jak autor chce, niech pakuje w ten rower, ile się mu podoba i się z tego cieszy, i jeździ, bo to najważniejsze. Chodziło mi wyłącznie o to, że nie zgodzę się, że ma to jakikolwiek ekonomiczny sens. Każdy inny - proszę bardzo. Aha, jeszcze odnośnie tych piast - pisałam, że QR, bo o ile pamiętam, to na tym od początku zależało autorowi, a nie na kasecie. Wątek z kasetą pojawił się dopiero po mojej sugestii, że jest to lepsze rozwiązanie niż wolnobieg. Tobie z kolei zależało na łożyskach maszynowych. A że z naszej trójki to autor jest właścicielem roweru, kwestia QR wydaje się kluczowa, a pozostałe dwie jedynie opcjonalne :)
  4. @pepe, w tej opcji z wymianą na 3x9 to przede wszystkim do kosztu napędu trzeba by jeszcze doliczyć tylne koło, a wtedy w ogóle interes marny. @Olsen, a skąd pomysł wymiany kwadratu na octalink? Kwadrat wbrew pozorom nie jest taki zły, jeździłam przez lata i nigdy nie miałam żadnych problemów. No i co z resztą? Jest zużyta czy chciałbyś po prostu coś lepszego i szukasz jakiegoś kompromisu? A jeśli coś lepszego, to dlatego, że to nie wystarcza, czy ze zwykłej pogoni za lepszością (która każdego z nas w jakimś momencie życia dopada)? Pytam o to wszystko nie tyle dla siebie, ile może warto, abyś sam sobie odpowiedział na te pytania, ponieważ Evado 1.0 to jeden z tych przypadków, które średnio opłaca się ulepszać, bo wymaga wymiany prawie wszystkiego naraz, a koszt prawdopodobnie jest zbliżony do realnej wartości całego roweru.
  5. Ciekawe, bo ja też mam od zawsze. Tylko na co mi ta wiedza, skoro i tak żaden lekarz nic z nią nie zrobi :p Natomiast co do tętna - to nie jest tak, że ja się tym martwię. To po prostu uniemożliwia mi wzmożony wysiłek. Nie może być tak, że na podjeździe 5-6%, który przekracza 500m, muszę robić przynajmniej jeden postój (im dłuższy podjazd tym więcej i częściej), bo powietrze mam, nogi mnie nie bolą, ale serce wali tak mocno, że wszystko odmawia posłuszeństwa. Ostatnio przez takie coś w ogóle straciłam ochotę na wychodzenie z domu, bo czytam sobie te Wasze teorie o piekących nogach i super przewyższeniach, a ja utknęłam na 23km/h i najlepiej 200m na 50km :(
  6. Właśnie na podstawie TRP Spyre w gravelu wyrobiłam sobie jak najgorsze zdanie o tego typu rozwiązaniu ;) Tarcze były na CL, więc nie ma mowy o krzywym czy słabym przykręceniu, zmieniłam klocki na Jagwire, ale i to nie pomogło. Hamulce hamowały średnio, gorzej niż moje obręczówki Tektro z klockami Campagnolo, a w deszczu to w ogóle porażka. Dodatkowo podczas ulewy wyły tak, że odległe o przeszło 500m krowy wpadły w panikę na kilka minut :p Mechanizm tych hamulców też się zapycha paprochami, błotem i trawami, do tego znacznie trudniej je wyczyścić, więc nie ma czym się podniecać. No i klocków do samego końca (czyli pozbycia się roweru) nie udało mi się regulować bezstresowo - każde zdjęcie koła, to kolejne męczenie się z lekkim szuraniem, ewentualnie konieczność dociskania klamek na maksa przy bardziej poluzowanej lince. Naprawdę nie umiem znaleźć zalet.
  7. @tygrysek, odnośnie wkładki, to według mnie nie ma sensu. Ja jeżdżę bez i tak naprawdę wszystkie kapcie, jakie zaliczyłam w szosie, to snake'i, a przed tym żadna wkładka nie obroni ;) Co do sztycy, to małą różnicę robi. Mniej więcej tak, jak z karbonowym widelcem - tak naprawdę różnica między nim i stalowym nie jest jakaś kolosalna, bo i tak np. aluminiowa kierownica robi swoje. Więc cudów się nie spodziewaj, ale jeśli masz wolne 200zł, to zawsze lepiej mieć, niż nie mieć. Ja w każdym razie planuję kiedyś zakup, bo teraz akurat mam aluminium.
  8. @janciowodnik, piszę z telefonu, więc wybacz braki cytatów :) ad.1. Z tego, co zrozumiałam, koła miały być na QR, wtedy te piasty odpadają. Z kolei te z QR od razu są znacznie droższe. Jeśli doliczymy szprychy oraz zaplatanie, to do ilu zejdziemy? 500? ad.2. Fajnie, jak dla Ciebie 300km to dwie wycieczki ;) Tak serio i bez złośliwości - sprzedawałam dwa Tribany mające około pół roku. Jeden miał na liczniku tysiąc, drugi 500km z hakiem. Ten z większym przebiegiem miał właściwie nowe (niecałe 100km) tylne koło Mavic Aksium. Oba rowery wyglądały idealnie, łącznie z oponami, owijką, obręczami itd. Na oba miałam papiery, można było przepisać je na swoją kartę Decathlonu, aby otrzymać pełną gwarancję. Tego z mniejszym przebiegiem nie spotkała nawet kałuża, ten z większym po każdej jeździe był pucowany. Oba stały w domu na dywanie, ten mało używany pod prześcieradłem. Czy myślisz, że ktoś w ogóle chciał je kupić za 1500zł? Nie. Po prawie dwóch miesięcach (w maju!) sprzedałam oba za ok. 1300zł, bo było drogo. Więc tak naprawdę jedyny problem, by kupić prawie nowego Tribana 500 za 1200zł zamiast sklepowych 1700, to to, żeby ktoś chciał go sprzedać. ad.3. Twoje prawo :) Mi też żaden nie pasuje w 100%, ale wychodzę z założenia, że będę wymieniać na lepsze, jak się zużyje, tak jak robi to kolega rowerowy365. No i też na lepsze w granicach potrzeb oraz rozsądku. Sama rozważałam przez moment upgrade Treka, skoro mi tak odpowiada. Ale jak policzyłam koszt wymiany napędu, który przekracza połowę wartości roweru, to zrezygnowałam. Natomiast jeśli idzie o wypowiedź, do której się odnosisz, to nie chodziło mi o to, że można znaleźć idealny rower bez modyfikacji. Temat dotyczył kupna używanych części vs. używanego roweru. I pisałam, że jestem zdania, że ten drugi można sobie sprawdzić, a z częściami jest to obarczone większym ryzykiem.
  9. Ja najbardziej żałuję, że to mechaniczne tarcze nie zechcą wyparować, bo łączą tak naprawdę wady obu rozwiązań przy bardzo znikomych zaletach. I zdecydowanie wolałabym, żeby to właśnie tak wyglądało w przyszłości: hydrauliczne dla tych, którym to potrzebne (albo po prostu chcą w to wierzyć, bo i takich nie brakuje) oraz obręczowe dla... a chociażby i dla mnie ;) Niestety, będzie pewnie podobnie jak z grupami napędu - jak się chce mieć (z jakichś przyczyn) siedem biegów, no to sorry, ale jesteś skazany na plastikowego Tourney'a.
  10. To ciekawe, co piszesz, bo u mnie nawet jak gubił, to i tak przy normalnym rejestrowaniu prędkość zostawała bez zmian. Chyba że właśnie plik wgrywano z jakichś powodów ręcznie. Tak na marginesie to chyba u mnie też czas na wycieczkę do kardiologa. Dotarłam do ściany z moim rozwojem i nigdy nie osiągnę większych prędkości, jak raz po raz tętno będzie mi to utrudniać. Zwykle na koniec sezonu było lepiej, a mimo przejechanych dwóch tysięcy nie dość, że regularnie na byle podjeździe, to teraz nawet na dłuższej prostej pod wiatr tętno w krótkim czasie zaczyna rosnąć jak szalone :(
  11. Kurczę, a ja myślałam, że jednak wymiatam z moimi przeszło trzystoma... Znów mnie zdeklasowali :( Tak na marginesie, to u mnie Endo robiło takie cuda tylko i wyłącznie w przypadku importu pliku, przy którym coś majstrowano (nie że nieuczciwie, tylko np. usuwanie postoju, na którym zapomniało się włączyć pauzy) lub łączenia kilku treningów. Natomiast jeśli rejestrowało się apką, to wszystko było okej.
  12. Ja rozumiem, że można lubić różne rzeczy. Ja tak lubię mojego MTB Kandsa, chociaż niektórzy na tym forum odmawiają mu nawet prawa do nazwy rower ;) Nie rozumiem jedynie ładowania w takie wynalazki kasy bez sensu. To nie jest zabytek typu Ukraina czy jakiś retro Huragan, żeby miał wartość sentymentalną. Mówimy o takich rzeczach, jak kupowanie kół czy napędu. I tu według mnie albo zamienia się siekierkę na kijek (np. wymiana tanich kół na tanie koła czy Tourney'a na Acerę), albo wywala się w najlepszym razie równowartość roweru. Średnia półka sensownych kół na maszynówkach to wydatek co najmniej 600zł, opony ponad 100, a cały rower bez tego na OLX chodzi po 700-800zł. Serio, chciałabym ogarnąć, jaki ma to sens? No i do tego dochodzi to, co napisałeś o ramie Tribana - mnie brak dwóch durnych dziurek na drugi bidon doprowadzał do szału i był jednym z powodów, dla których się tego roweru pozbyłam. Inżynierowie z Francji chyba zbyt serio potraktowali przeznaczenie roweru na krótkie wycieczki. A na sam koniec jeszcze może warto przypomnieć, że przecież wciąż pozostaje kwestia stalowego widelca. Co do używek, pisałam przede wszystkim o modelu 500, bo nie widzę różnicy w zakupie w Decathlonie roweru, którym przejechało się kilkadziesiąt osób po alejce (czy nawet ktoś go kupił i potem oddał, bo co do tego nie ma się nigdy pewności), a braniem od kogoś roweru mającego na liczniku 300km. Z używanymi rowerami markowymi zresztą też bywa różnie. Dla mnie jeśli nie ma nawet wyciągniętego łańcucha w 75%, to jest jak nowy, a taki właśnie jest na przykład Spec siostry. Dodatkowo gotowy rower używany ma tę przewagę nad pojedynczymi częściami, że części nie sprawdzisz i można się naprawdę nieźle naciąć (najbardziej chyba na klamkomanetkach, czyli najbardziej skomplikowanym i jednocześnie najdroższym elemencie). W rowerze tymczasem wszystko jest już złożone, wsiadasz i wiesz mniej więcej, co kupujesz. Więc o ile rower bym rozważyć mogła, to już zakup części niekoniecznie.
  13. @Jacku, z MTB myślę, że jest troszkę gorzej. Na szosie najgorsze na co możesz trafić to dziurawy asfalt lub bruk, nikt na tym skakał nie będzie i schody prawdopodobnie także ominie (nie mówię o przełajach). Zostaje zatem głównie kwestia transportu (czasem gorzej niż kartofle) oraz wywrotek, co jest zwykle widoczne. Jak zresztą mniemam, napęd w szosie także dostaje mniej w kość niż w MTB. Oczywiście nie znaczy to, że każda wyścigowa szosa jest warta nabycia. Ale z drugiej strony jeśli mamy do czynienia z ambitnym amatorem, który sprzedaje swoją szosę treningową, to tak naprawdę możemy trafić jeszcze gorzej niż kupując jego egzemplarz "wyjściowy". Generalnie tak jak pisałam wyżej - teorie teoriami, a praktyka może okazać się bardzo różna. Właśnie tak mi do głowy przyszło, że jednak jedną zasadę mam żelazną i od tej nie ma zmiłuj - nie kupię roweru ponad dwuletniego. Obojętnie, co i za ile będzie mi ktoś wciskał. Im nowszy rower, tym nowsze rozwiązania, ergo: łatwiej dostać części, ale też i krótsza historia użytkowania, a więc mniejsze ryzyko niewłaściwego długiego przechowywania lub intensywnej eksploatacji.
  14. To nie do końca jest tak, że słabe. Pisał o tym kiedyś Jacek, pod czym podpisuję się obiema rękami - jak jeździsz na rowerze za tysiąc, zastanawiasz się, na co ludziom takie drogie sprzęty. Przecież to jeździ i to jeździ. Potem nawet wsiądziesz na to droższe ustrojstwo, zrobisz kółko czy dwa i potwierdzasz swoje przypuszczenia - rzeczywiście, różnica zerowa i nie warto przepłacać. Ale załóżmy, że wziąłeś ten drogi rower nie na jedno, dwa kółka, tylko przejechałeś nim sto, dwieście, tysiąc kilometrów, po których masz wrócić na swój stary rower. I wtedy właśnie następuje ten moment oświecenia ;) To nie musi dotyczyć roweru za tysiąc i osiem, czasem tę różnicę widać w kołach albo w napędzie, a czasem w jeszcze większych drobiazgach. I żeby była jasność - nie piszę tego z perspektywy użytkownika karbonowej szosy na Ultegrze. Moja przygoda z szosą zaczęła się właśnie od Tribana 500, na którym zrobiłam ok. tysiąca kilometrów (z jakimś tam hakiem). Teraz mam niewiele droższy rower Treka (w praktyce to nawet tańszy, bo Tribana brałam nowego, a Treka rocznego, ale mówimy o cenach wyjściowych ;)) na Clarisie i widzę sporą różnicę w komforcie (przy czym nie mam na myśli wyłącznie pozycji, ale ogólnie pracę napędu, sztywność ramy itp.), a do Tribana nie wróciłabym za żadne skarby. Miało być jednak o tym, czemu nie warto ładować w niego kasy. Chociażby dlatego, że ta rama nie jest ani ładna, ani lekka. Jedyna jej zaleta to dożywotnia gwarancja, co w przypadku szosy ma dość znikome znaczenie. Możesz wpakować do niej i Tiagrę, ale pozostanie roboczym mułem na Tiagrze, tak jak maluch z silnikiem VW pozostanie maluchem z silnikiem VW ;) Tymczasem, jeśli policzyć wszystkie koszty, po prostu często wychodzi na to, że taniej można znaleźć lepsze markowe rowery. Triban 100 jest według mnie dobrym rowerem na rozpoczęcie przygody z szosą, jeśli człowiek się kompletnie nie zna i boi kupić czegoś używanego. Tak samo model 500. Przy czym model 500 chwalę o tyle, że ma większe możliwości. Wszystko to mówię o kwotach rzędu 1000-1200zł. Bo za 1500 to już można mieć fajny markowy rower - ja na przykład w tym roku tak trafiłam na moją Leksę, a siostrze kupiłam Speca na Sorze za 1600zł. Podobnego zresztą za 1500 udało się utrafić koledze.
  15. No no, toś się szarpnął. Ja jeszcze opony na koło nawet nie założyłam :p
  16. Pamiętam. Sensownego Ruby'ego na OLX w ogóle w tym roku nie było, więc to taki rower widmo. Natomiast kolor faktycznie ma dla mnie znaczenie - białego nie wezmę nigdy i za żadne pieniądze, bo nie mam zamiaru ciągle go pucować. Co więcej, jeśli mam już tyle wydać na rower, to zdecydowanie ma być także ładny, czyli czarny lub jakoś zbliżony ;) Na przykład mój obecny Trek Lexa każe mi spoglądać na inne rowery nie z uwagi na Clarisa, który generalnie mi wystarcza, ale z uwagi na malowanie. I jeśli mu je wybaczam, to dlatego tylko, że zaraz przypominam sobie, że kosztował 1400zł.Jeśli idzie o Domane, jest chyba jeszcze gorzej niż z Rubym. Istnieje coś takiego w Treku jak damska geometria i na podstawie Leksy twierdzę, że jest fantastyczna. Najczęściej nie są to inne modele rowerów, tylko po prostu oznaczone WSD. Niestety, dostać w Poslce damską szosę w karbonie z drugiej ręki w świetnym stanie... Marzenie ściętej głowy.
  17. No niestety, na nowy też nie wiem, kiedy będzie mnie stać. Na dzień dzisiejszy myślę, że nigdy, bo rower za ponad 5k przekracza wszelkie granice w mojej głowie i akurat w moim przypadku nadaje się wyłącznie do stania w salonie, a przecież to tylko dodatkowa jego funkcja ;)Dodatkowo z wartością roweru jest jak z wartością samochodu - kiedy wychodzisz ze sklepu, już traci on ze 20% wartości. Po roku rower można uchodzić za pół ceny lub nieco ponad to. Zwłaszcza teraz, na koniec roku. W praktyce oznacza to, że dwuletni karbon Treka/Speca można kupić za mniej niż cztery tysiące. Porównanie na wstępie do aut nie było skądinąd całkiem przypadkowe. Jest jeszcze jedna zbieżność - tu też trzeba szczęścia i cierpliwości. Są rzeczy ewidentne i niestety są też takie, które nawet spec może przeoczyć. Założenie ogólne jest niby takie, żeby nie kupować od kogoś, kto się ścigał i raczej od osoby prywatnej. Ale to jest taka reguła, że wiesz... Jak wiadomo, ja w tym roku prowadziłam rowerowy kantor - skup, sprzedaż i zamiana ;) Przerobiłam w sumie większość scenariuszy, z czego część potwierdziła, a część powyższej teorii zaprzeczyła. Pierwszy rower kupiłam od laika i to był strzał w dziesiątkę, bo prawie nówka. Drugi też u laika i się wpakowałam - kół w serwisie nie dało się wycentrować, ale przy zakupie ani ja tego nie wiedziałam, ani (jestem pewna) osoba sprzedająca, która jeździłaby z tym jajem dalej. Trzeci rower kupiłam u handlarza, który doprowadził go do bardzo dobrego stanu i jeżdżę nim po dziś dzień. Czwarty rower nabyłam od triatlonisty - grzech niby niewybaczalny, ale rower nie dość, że był tani i w świetnym stanie (plus takie smaczki, jak np. fabryczne koło wymienione na nowe), to przyznam, że nigdy jeszcze nie widziałam tak idealnie działającego napędu (Tiagra, a przecież jeździłam po drodze na dwóch 105-tkach). No i do tego dochodzą rowery sprowadzane z zagranicy. I tu przyznam, że na wyjątek od reguły jeszcze nie trafiłam - zawsze są obite lub z rysami, mają jakieś wątpliwe papiery i sprzedają je handlarze, którzy coś tam majstrują, aby było jak najpiękniej. A potem naliczają za to jeszcze odpowiednią marżę.
  18. Wiesz, to i tak akademicka dyskusja, bo tak jak napisałam - masz rower o wartości rynkowej ok. 800zł, do tego zakładamy zakup koła oraz kasety, co będzie kosztowało na pewno ponad dwie stówy. Rozwiązanie nie dość, że budzi wątpliwości odnośnie swojej kompatybilności, to jest przy tym wciąż sporym kompromisem. Jednocześnie, tak jak pisałam, za ok. 1200zł dostajesz w zasadzie nowego Tribana 500, który przyjechał kilkaset kilometrów, nim właściciel zorientował się, że go jednak nie chce. Są też oczywiście jeszcze roczniki starsze, trochę lepiej doposażone i trochę bardziej używane. Niestety, tak to jest z tanimi oraz w miarę nowymi rowerami, że - bez względu na ich typ - opłacalność jakichkolwiek inwestycji jest zerowa i w zasadzie kończy się na ewentualnej wymianie łańcucha i opon (reszta zużyje się, gdy rower straci już sporo na wartości).
  19. Pamiętaj, że dodatkowo Anyroad tylko udaje bardzo komfortowy rower ;) Z grubsza mam podobne potrzeby i możliwości, jak Ty. Właściwie to chyba nawet poza kolorem mogłabym się podpisać. Ale podobnie jak Jacek, też stawiałabym wyłącznie na Roubaix albo Domane w karbonie. Zwłaszcza ten drugi idzie znaleźć w odpowiednim kolorze, natomiast gorzej chyba będzie pogodzić to z ceną. Nie, że nie do dostania czy czerwony droższy, tylko najnormalniej w świecie tak to jest, że im więcej ma się kryteriów (rozmiar ramy, osprzęt, stan, rocznik, miejsce sprzedaży itd.) i jeszcze do tego cenę, to tym bardziej krąg się zawęża. Wiem z doświadczenia, bo jak tak czasem zaglądam na OLX, to w tym roku ani Roubaix, ani Domane takiego, jakbym chciała, jeszcze nie było (i może dobrze :p). Tak na marginesie przy karbonie trochę odpada problem z wyborem napędu, bo tam to już zawsze jakiś high-end ładują (patrząc z perspektywy "szosowego leszcza" ;)).
  20. O ile mi wiadomo, na bębenek piasty 8/9 wystarczy założyć podkładkę dystansową i kaseta 7-rzędowa będzie pasować. A wśród takich piast spokojnie znajdziesz maszynowe. Co do stopniowania, znalazłam kasetę SRAM 12-32 - taka też się nie nadaje?
  21. To niestety chyba tylko do kościoła :)
  22. Według mnie najbezpieczniej i najlepiej byłoby wymienić całe tylne koło na takie ze "zwykłą" piastą, a do niego kupić po prostu kasetę siedmiobiegową, którą w przyszłości przy następnym upgradzie wymieniłoby się na większą. Rozwiązanie ma wyłącznie jedną wadę w postaci ceny. Tak kupowanie nowej, drążonej piasty pod wolnobieg i przeplatanie koła po to, by pakować się w wątpliwe jakościowo rozwiązanie, to już całkowita strata kasy. Co do wymiany widelca, ale też sensu jakichkolwiek poważniejszych inwestycji mam spore wątpliwości. Generalnie rower wyjściowo wart jest tysiąc, używka w idealnym stanie jakieś 700-800. Za niecałe dwa razy tyle można znaleźć na OLX nową wersję Tribana 500, który ma karbonowy widelec, ośmiobiegową kasetę oraz w miarę normalne klamkomanetki (działają w porządku, tylko sam mechanizm jest nieco inny niż w Shimano). Oczywiście opony też wchodzą 32mm. Tak więc nie wiem, czy upgrade to dobry interes. O, proszę: https://m.olx.pl/oferta/szosowka-na-gwarancji-triban-500-CID767-IDvxdbp.html
  23. Mnie najtaniej wyszło w Cyklomanii i też ich polecam. Tak jak pisałam, ja mam Super GPS, ale o zakupie zdecydował nie ANT czy inny barometr, a po prostu bateria. Na pozostałe pytania odpowiedział empet. O łączności z telefonem wiele nie powiem, bo kilka razy pojechałam na próbę, ale że moje testy przypadły na okres jesienno-zimowy (licznik kupiłam na imieniny w listopadzie, na wiosnę zaliczyłam przejścia z rowerami, a w lipcu miałam już Garmina), toteż nie bardzo miałam ochotę testować dotyk na zimnie i rozkminiać opcje ;)
  24. Nie wiem, czy te opony mają jakieś znaczenie - to znaczy chodzi mi o producentów, bo nie mówię o stosowaniu zużytych opon szosowych, jak czynią niektórzy. Używałam dotychczas trzech: Continental Hometrainer, Elite Coperton oraz Vittorię Zaffiro (tę czerwoną z Deca). Ostatnia wydaje mi się najlepsza pod względem trwałości - Elite się ciągle wiórkuje, natomiast Continental zostawiał mi czarne zagrzane kawałki gumy na rolce. Mata jest rzeczą przydatną, do tego ważne jest dobre wypoziomowanie. Natomiast i tak najważniejsza jest rzecz wyjściowa, czyli po prostu sam trenażer. Nie wiem, jaki jest ten Tacx, natomiast miałam Elite Novo Force magnetyczny, a teraz Elite Qubo Fluid. I ten drugi jest bez porównania cichszy, bez żadnych dodatkowych starań z mojej strony. Co do samych mat, według mnie nie ma większego znaczenia, czy są dedykowane, czy też nie. Osobiście używam pianki o grubości 1,5cm i jest okej. Wcześniej miałam natomiast zwykłą karimatę.
  25. Dużo tego spotykacie. Ja nie wiem, czy u mnie tak pusto, czy ja taka ślepa ;) Ale jednak mało widuję szosowców. Królują panie i panowie do sklepu, kościoła, pracy - trudno orzec, ale na rowerach mniej lub bardziej miejskich. Poza nimi najwięcej jest młodzieży na MTB (niekoniecznie drogich, raczej wręcz przeciwnie), a do tego czasem jakaś szosa (prawie zawsze pojedyncza albo co najwyżej para). Natomiast w tym tygodniu zrobiłam ok. 150km na Pomorzu (niestety, tylko tyle się udało). Jechałam różnymi drogami i spotkałam tylko jednego gościa w sportowym ubranku. W Słupsku. Poza tym w przymorskich parkach raz na czas trafił się jakiś dziadziuś i raz - dosłownie raz - jedna kobieta na rowerze po drodze w trasie. Wszyscy w zimowych kurtkach, płaszczach, wełnianych czapkach i zimowych butach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...