Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. No, przyznam, że też to zrobiło na mnie kiepskie wrażenie. Zaczęło się od tego, że zobaczyłam - przepraszam, na moje oko tak to wyglądało - chamskiego spamerskiego posta, z tą może tylko różnicą, że nie od www.rowerowysklepikzwachocka.pl, ale z ramienia topowego producenta. Chciałam nawet zgłosić, ale na komórce się nie da. Gdy po raz drugi wróciłam na forum, zrobiło mi się głupio - no tak, tyle osób zadało mądre pytania, a ja tu posądzam kogoś, że spamer. Natomiast w tej chwili coraz bliżej mi do pierwszego wrażenia. Romet zamiast badać rynek i wyłapywać sugestie pod kątem zmian polityki cenowej lub jakościowej, woli wywalać kasę na zatrudnianie ludzi po to, po co zatrudnia się konsultantów w sieciach komórkowych - nie, żeby się znali, a żeby wciskali produkt tym, którzy nie mają o nim wiedzy i stwarzali potrzeby, o których możliwe, że nawet pojęcia dotychczas nie mieli i sami by na nie wpadli :P Na zasadzie - lubisz pan wycieczki? Lubię. A robisz pan zdjęcia? Robię. No to koniecznie flagowiec z dwuogniskowym aparatem, ewentualnie model lite, ale trzeba mieć świadomość, że zdjęcia tylko w dzień przy dobrej pogodzie, a i tak na telewizorze 4K będą fatalnej jakości :D Oczywiście zakup na raty, więc w ogóle pan nie poczuje. W tym konkretnym przypadku dla mnie ta pomocność jest o tyle wątpliwa etycznie, że jedynym słusznym wyborem są jednak rowery Rometa i to jest priorytetem, a nie oczekiwania klienta. Tymczasem, Romet nie Romet, zwyczajnie każda firma, w danej cenie i przy danych zapotrzebowaniach raz będzie górował nad konkurencją, a innym lepiej mieć wszystko, byle nie jego. Odpowiedzi pojawią się, to fajnie. Jeśli nie, szkoda mi kolegów, że się napalili. Tak czy owak ja najbardziej ubolewam, że Romet nie zatrudnił Pana w bardziej sensownym charakterze i każe Panu samemu przed sobą udawać, że jest super pomocnym gościem, a potencjalnym klientom, że się o nich tak troszczy.
  2. A, zapomniałam dodać, bo może i to mieć pewne znaczenie, że z rozpędu wymieniłam także linki oraz pancerze. Może na hamowanie nie ma to aż takiego wpływu (a może ma? nie znam się :D), ale na komfort naciskania na dźwignie już niewątpliwie ;)
  3. Ja miałam biedę w Tribanie 500. Wywaliłam kupę kasy na Campagnolo Potenza i okazało się, że klocków nie da się w żaden sposób ustawić tak, aby nie ocierały o oponę - po prostu ramiona były za krótkie. Na szczęście znalazła się jakaś pani, która kupiła ode mnie same szczęki, a mnie zostały klocki, które założyłam do zwykłych no-name'owych dualpivotów (bo w T500 to nawet nie jest Tektro ani B'Twin, tylko czarna farbka bez napisu ;)). Obecnie rower hamuje REWELACYJNIE :)
  4. Jeśli wysyłkowo i nie jest to Twój najlepszy kolega lub ktoś zaufania godny, to ja bym nie kupowała ;)
  5. Z drugiej strony bez baterii mniejszy ciężar do uciągnięcia na tych odcinkach bez wspomagania. Pewnie można by wyrysować krzywą ekonomiczności takiego silnika na zasadzie, iż w pewnym momencie jest tak, że paradoksalnie mniej siły kosztuje rowerzystę przejechanie dystansu 10-15kg rowerem bez pomocy z zewnątrz, niż 25kg (plus bagaż!) z wspomaganiem przez jakiś czas.
  6. Na komórce średnio widać, zębatki z tyłu to jeszcze trochę, a z przodu tej środkowej kompletnie nie sposób ocenić. Trzeba byłoby poza tym podjechać samemu i sprawdzić, bo po zdjęciach nie ocenisz np. czy są jakieś luzy, a po tych konkretnych, czy np. rama ma jakieś uszkodzenia, lakier rysy itd. No i łańcuch może być do wymiany. Ale sama marka i specyfikacja okej :)
  7. O, tak. O pompce zapomniałam (w sumie dlatego, że zbytnio skupiłam się na tytule tematu :D). Jedyny ewentualny zarzut, jaki mogę mieć pod jej adresem, to wyrabiająca się końcówka. Ale o ile mi wiadomo tego się generalnie nie robi z metalu i powszechnie funkcjonuje jako część zapasowa u wielu szanujących się producentów. Do 50km to zwykłe majty bezszwowe lepsze, bo przynajmniej pupska nie zapocisz ;)
  8. A tak z ciekawości, te pompki CO2 mają bezterminową ważność czy kiedyś (np. dwa lata) kończy się im moc i trzeba wymienić? Te łyżki takie średnie są. Mam identycznie wyglądające ze Sport Arsenala (gratisy do toreb) i w ogóle ich nie używam. Moim zdaniem lepiej dołożyć te zawrotne 8zł i brać z Deca żółty komplet (https://www.decathlon.pl/komplet-3-yek-do-opon-id_8047839.html).
  9. Ja to nawet jak się oddalam w promieniu 10-15km od domu, wożę serwisową podsiodłówkę i podręczną torbę na kierownicę. Pierniczyć estetykę i aerodynamikę, bo jak to przeczytałam przed chwilą na forum (przepraszam, nie pamiętam autora :)), głupie 10km od domu to 2h spaceru. Przyznam, że zawsze fascynowali mnie mijani szosowcy, którzy dosłownie nic prócz bidonu nie mieli. Tak się zastanawiam zawsze - odwaga czy bezmyślność? Pewnie identycznie myśleli oni, mijając babę bez kasku :D
  10. Te akcesoria mają najczęściej to do siebie, że trudno im zyskać miano: jakość ta sama, więc po co przepłacać ;) Oczywiście nie znaczy to, że kupując coś za 5 razy tyle, automatycznie mamy gwarancję, że będzie to lepsze. Ba, na takim myśleniu można się nieźle przejechać. Natomiast dysponując daną kwotą, można już znaleźć coś bardzo dobrego, do czego przysłowiowy Lidl się nie umywa. No i też dużo zależy od potrzeb. Przykład? Chociażby, jak ktoś jeździ tak, jak ja - jedynie w dzień i potrzebuje głównie nie złapać mandatu lub co najwyżej, aby widzieli go na ścieżce rowerowej o zmierzchu, temu lampki za 20zł wystarczą. Jak chce się coś widzieć na nieoświetlonej drodze, to nie ma zmiłuj - nie uwierzę, że za 20zł czy tym bardziej 11zł można nabyć sensowny komplet. Czas pokazał mi, że tak naprawdę chwalę te rzeczy, których nie mogę porównać z ich droższymi odpowiednikami ;) I tak na przykład w zupełności wystarczająca wydaje mi się rowerowa bluza z Lidla, której używałam całą zimę. Jeśli chodzi o ciepło - pierwsza klasa. Gorzej z jakością. Po około pięciu, może ośmiu praniach jest prawie cała w kuleczkach, a czarny zaczyna bieleć ;) Za wyjściowe 50zł byłabym zawiedziona, ale za 30zł, kiedy ją kupiłam na wyprzedaży - jestem niemal zachwycona. Podobnie jest z moim zadowoleniem z kamizelki. Nadal uważam, że przepłacona (80zł), ale poza tym bardzo dobra. Z przodu chroni przed wiatrem, z tyłu trochę wentyluje. No właśnie, trochę. Ciekawa jestem, czy można nabyć coś - powiedzmy do 150zł - co wentylowałoby skuteczniej. Jeśli nie, to jednak był to strzał w dziesiątkę.
  11. Ja złapałam trzy kapcie w pierwszym tygodniu, na szczęście dwa w domu, a przy trzecim przyjechał po mnie wóz serwisowy ;) Winne były lipne opaski na obręcz w Decathlonowych kołach. Odkąd zakupiłam "prawdziwe" opaski, jak ręką odjął. Jeżdżę wszędzie. Wiadomo, po asfalcie najwięcej, ale i szuter się trafi, i las, i kamienie czasem, i jakaś trawka. W sumie tylko wody unikam, a na piachu i błocie - co chyba logiczne - nie daję rady ;)
  12. Ale to naturalne podejście. Jakby ktoś miał inne, to bym się o niego trochę martwiła ;)
  13. Jaki masz wzrost? Mam na zbyciu garażowanego w domu Spartacusa Crossa 4.0 z kilkusetkilometrowym przebiegiem. Ja się przerzuciłam na szosę :) Poza Crossem 4.0, tak jak pisze Rowerowy: Kands Maestro, Lazaro Integral V3 oraz Vellberg Explorer 4.1.
  14. O, fajna rzecz :) Dobrze wiedzieć na przyszłość.
  15. Też się nie zgadzam z tymi cenami. Ludzie mają w ogóle dziwną manierę stwierdzania: coś tam, co kosztuje dziś 1000zł kosztowało kiedyś 500zł. Tylko, że jakoś nikomu przez myśl nie przejdzie, że zarabialiśmy mniej. Jak byłam w szkole podstawowej mój tato zarabiał coś około 2000zł albo i mniej, i to była szałowa wypłata, która pozwalała mu utrzymać trzy osoby, jeździć codziennie samochodem, naprawiać go, zabierać nas na niedzielne wycieczki, podczas których stołowaliśmy się w restauracjach. Dziś byle pracownik Lidla zarabia więcej. No i druga rzecz to to, co za te pieniądze dostawaliśmy. Mój pierwszy rower górski w roku 1994 kosztował około 500zł. Co za to miałam? Napis Colorado High, koła 24", stalową ramę, Shimano SIS, wolnobieg 5s, plastikowe klamki, hamulce Cantilever. Dziś Kands Lorenzo za 650zł ma nadal stalową ramę, ale też amortyzator (jaki jest to jest, ale robi wrażenie ;)), 18 biegów, Toruney'a, hamulce VB. Czyli naprawdę aż taka to różnica w cenach? Tak na marginesie - ten obciachowy Colorado High jeszcze pięć lat temu jeździł. Co było wymieniane od początku? Uchwyt na bidon, bo mi kolega wjechał z boku i urwał. Drugi mój rower to 10-letni Kross. Aluminiowy, na najtańszym osprzęcie, kupiony w 2007 za mniej niż 700zł. Od początku zepsuło się... a kuku! Nic się nie zepsuło. Wymienione miał jedynie opony. Nadal jeździ, zmienia biegi, nie zardzewiał, nawet plastikowych pedałów nie zdołałam połamać. Tak że mam lepsze wyniki niż Wyczynowy ;)
  16. A dziękuję, przyda się. Właśnie się wkurzam, że za oknem wiosna kipi, ludzie na rowerach, a ja zdechła ;) Odnośnie blaknięcia, faktycznie prawda. Ale też zastanawiam się, czy w ogóle z natury te czarne torby nie blakną? SA czy każde inne. Nie mówię o jakichś np. Crosso, bo to też zupełnie inna cena i inny materiał, ale te szmaciane chyba tak mają i już.
  17. Najbliżej niestety Czechowice-Dziedzice. To znany z Allegro sprzedawca Kandsów. Aby przymierzyć wszystkie cztery, trzebaby odwiedzić moje okolice: Tarnów (Kands), Dębica (Vellberg), Straszęcin (Spartacus) oraz Mielec (Lazaro). Warto oczywiście wcześniej się skontaktować telefonicznie, bo mogą konkretnej ramy nie mieć na stanie. Według mnie z rozmiarem nie ma się co doktoryzować. Mam Kandsa, mam Spartacusa. Moj wzrost: 165cm, wzrost siostry: 168cm. Dla nas obu te rowery były albo w sam raz, albo ciut duże (bardziej jednak w sensie w ogóle wielkości, a nie wyciągania na rowerze), a że mniejszych nie ma, to dla mnie ucina wszelką dyskusję.
  18. No właśnie mnie nie przekonują. Po pierwsze im więcej elementów ruchomych, tym zawsze bardziej jest to narażone na uszkodzenia. Po drugie natomiast (jeszcze bardziej pierwsze ;)) ramka jest plastikowa, a ja na same szkła każdorazowo wywalam tyle kasy, że nie chcę ryzykować.
  19. A ja tego Topeaka odradzam. Nie, żeby gołosłownie - mam go. W tej cenie polecam bardziej Sport Arsenal 311 (seria Expedice). Pojemność jest podobna, jednak - czym Topeak mnie mocno rozczarował - łapie brud i wodę momentalnie, tak że nawet nie próbuje udawać wodoodpornej. Ja rozumiem, że nie każdy jeździ w deszczu, bo sama nie jeżdżę. Ale kałuże się zdarzają. I zdarzają się jakieś przelotne opady. Za każdym razem wszystkie rzeczy wewnątrz były mokre. Przeziębiłam się, poszło na zatoki i spać nie mogłam. Ale już na szczęście nieco lepiej, więc od razu, siup, na forum ;)
  20. Spartacus Cross 4.0 o ile mi wiadomo niczym się od nich różni.
  21. Jak już opanuję paląca mnie zazdrość, napiszę tak... ;) ;) ;) Plecaki gorąco odradzam, chyba że komuś zimno w plecy. Choć i to nie do końca, bo szybko robi się mokro, a jak jest mokro, to i przestaje być cieplutko. Nie wspominając już o obciążeniu kręgosłupa, a z tego, co zrozumiałam po Twoich postach, nie jest to chyba najmocniejszy element Twojego organizmu ;) Ja tam jestem prawie pełnosprawna, a plecak zdaje egzamin co najwyżej do 10km. I to na bardzo upartego. Sport Arsenal ma dość szeroką ofertę produktów i dla każdego coś się znajdzie. Wszystko zależy od dystansu oraz ilości bagażu, jaki ze sobą zabierasz. Osobiście polecam dwie torby - większą na rzeczy typu kurtka, dętka, narzędzia itp. oraz mniejszą, podręczną na jakieś drobne jedzenie, pieniądze czy telefon. Z większych ostatnio zachwycam się modelem W2B 602 (koniecznie nie 603! bo się nie opłaca). Natomiast na cięższy bagaż typu dodatkowa butla z wodą to już raczej bagażnik (może być na sztycę) plus np. model 450. Większość narzędzi jest przereklamowana ;) Jak się ma ambit i plany do majsterkowania w domu, można pokupić, natomiast na trasę i podstawowe czynności wystarczy komplet imbusów (tzw. multitool). Drogiego nie miałam, natomiast polecam Kellys Stinger 8 - jak na razie przebił wszystkie imbusy, jakich używałam w życiu. Co do tego? Dwie pompki - jedna dobra stacjonarna (całkiem wporzo jest ta z Lidla) oraz awaryjna na wyjazdy. Do tego łyżki do opon (Decathlonowe za niespełna 10zł) i spinkę na łańcuchu. Reszta dla zapaleńców. Mam Base 1200 (przewodowy) i tak naprawdę to najfajniejszy licznik jaki miałam :) A czy komuś potrzebna kadencja, GPS i tętno. Hm, wiesz - niektórym niepotrzebny w ogóle licznik (patrz: Rowerowy), a robią tysiące kilometrów rocznie :D A są tacy, którzy wywalają tysiąc (patrz: Elle) na licznik, który jakby uderzyć się w piersi, wcale nie jest im potrzebny ;) De facto wszystkie te bajery są pomocne dla osób, które naprawdę trenują, dla pozostałych będzie to gadżet. Kadencję możesz określić sobie sam - wiesz, czy jedziesz siłowo, czy raczej często kręcisz korbą. Dokładność jest w przypadku amatora sprawą drugorzędną, bo z zasady ma się jeździć tak, aby się jak najmniej namęczyć. Podobnie jest z pomiarem tętna. Jedynych takie pomiary frustrują, innych motywują, aby być lepszymi, jeszcze inni zbierają je bez zobowiązań. Według mnie ważne jest to, aby nie kupować rzeczy tylko dla zasady, bo inni polecają, ale zwyczajnie dla siebie i własnej radości (chyba że komuś radość sprawia przynależność do grupy dzięki posiadaniu pewnych rzeczy, ale wtedy lepiej znaleźć sobie dobrego psychologa, zamiast dobrego licznika :P). A GPS? Tu też zależy. Można jedynie trasę rejestrować, ku pamięci, a można korzystać z nawigacji lub w ogóle mapy, co jest przydatne, jeśli chcemy odkrywać nieznane dotąd tereny, a planujemy wrócić do domu przed zmrokiem. Można także narysować sobie trasę w domu i potem nią podążać. I tu po raz kolejny pytanie, czy jest to niezbędne? Ano nie jest, ale może okazać się przydatne lub dawać poczucie bezpieczeństwa. Ja osobiście lubię gadżety i jestem kolekcjonerem ;) Jeździłam przez dwa lata z Endomondo tylko w celu rejestrowania tras (nawet dokoła miasta), potem dorzuciłam do tego puls. Przez moment miałam licznik z kadencją (ale sobie zginął w lesie), ale to tak na marginesie, bo szybko okazała się zbędnym bajerem. Natomiast brakowało mi trochę nawigacji, badziej jeszcze jazdy po śladzie, szczególnie, że kilka razy się pogubiłam z tego, co planowałam w domu. Poza tym duży ekran był męczący, wiecznie rozładowana bateria, raz na czas awarie systemu, które sprawiały, że cały wyjazd poszedł się rypać, albo zwyczajnie raz na czas zgubiony sygnał GPS. Wszystko to bardzo mnie drażniło, więc po bardzo długich przemyśleniach, zakupiłam drogaśny licznik - z utylitarnego punktu widzenia zbędny, ale z już z punktu widzenia komfortu psychicznego nieodzowny. Musisz więc sam sobie odpowiedzieć, czego potrzebujesz z takich czy innych względów i raczej nikt z nas nie wymyśli tego za Ciebie. Możemy co najwyżej podpowiedzieć, co wybrać do konkretnych potrzeb oraz podpowiedzieć, jakie korzyści przynosi takie czy inne rozwiązanie.
  22. Vellberg Explorer 4.1 na damskiej ramie (jeśli na takiej Ci zależy). Chwilowo na Allegro go nie ma, ale niewykluczone, że się pojawi. W końcu to początek sezonu, a na stronie producenta wisi jako nowość: http://vellberg.pl/index.php?id_product=102&controller=product Podlinkowane przez Ciebie rowery do powyższego się nie umywają. Możesz też zobaczyć na: Kands Maestro, Lazaro Integral V3 lub Spartacus Cross 4.0. Generalnie wszystko to to samo, więc który podoba Ci się bardziej wizualnie, tego możesz brać :) Przy 165cm wyłącznie rama 17". I tak będzie duża (nie: za duża, ale większa niż 17" MTB).
  23. Może się zdarzyć, zazwyczajnie nie ma. To nie jest Romet, nie oczekuj cudów ;) Poza tym napisałam Ci, że to tylko opcja i warunki gwarancyjne mogą być zupełnie inne. Ja tam nie pracuję, Vellberga nie mam, najlepiej więc pytać u źródła, a nie nas.
  24. Serwis zerowy robi się po pierwszej setce lub dwóch, w normalnych warunkach u sprzedawcy lub w autoryzowanym serwisie. Każdy producent określa jednak swoje warunki. Ja na przykład, kiedy kupowałam Spartacusa od producenta, musiałam zrobić u niego przegląd i dopiero wtedy podbijano mi gwarancję. Podobnie robią niektórzy inni producenci, warunkując gwarancję właśnie zdobieniem zerowego przeglądu. Z kolei Decathlon oferuje bezpłatnie podstawowy przegląd w pierwszym półroczu od zakupu. Natomiast dla jeszcze innych producentów serwisem zerowym jest ten, kiedy skręcają rower w sklepie i oddają do użytku. Trzeba się dowiedzieć u Vellberga, jeśli Ci bardzo zależy. Według mnie, kupując przez net, gra nie warta świeczki. Jakąkolwiek wadę najlepiej reklamować u sprzedawcy z tytułu rękojmi, bo reguluje to prawo przyjazne konsumentowi, w przeciwieństwie do gwarancji, która nie ma żadnych obostrzeń prawnych, a producent pisze tam, co chce i jak chce, aby ostatecznie wyszło na jego :P Natomiast kwestia tego pierwszego przeglądu to można naumieć się samemu i wtedy będzie najlepiej, a jak nie, to wziąć te parędziesiąt złotych w zęby i znaleźć w swoim mieście kogoś godnego zaufania. Przy czym różnie to bywa, kiedy wkraczasz do nich z takim Vellbergiem. Jedni traktują go jak równoprawny rower, inni jak gorszy sort, z którym z założenia nie da się nic zrobić. Takie serwisy lepiej omijać, bo co z tego nawet, że kolega, który jeździ Cubem wychwala ich pod niebiosa, skoro do Twojego roweru i tak nie będą się przykładać?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...