Skocz do zawartości

pokonanie dłuższego dystansu bez przygotowania


Rekomendowane odpowiedzi

Przepraszam, że już wczoraj nie odpisałam. Takie zwykłe rozpuszczalne z witaminą B6 w tubce po 20 tabletek. Rozpuściłam dwie na raz (trzy to według instrukcji 80% dziennego zapotrzebowania), wzięłam jeszcze te ibuprofeny (bo oczywiście znów bolało mnie gardło), wymasowałam Dicloziają (niezła rzecz, polecam) i na rano było super. Po śniadaniu kolejne dwa magnezy i dziś zero skurczów, tylko normalny ból mięśni. Mimo że trasa była trudniejsza, bo 915m w górę, przejechaliśmy 102km ze średnią 22,9km/h, a potem jeszcze kolejne 10km, ale to już tragicznym tempem, tyle że nie z naszej winy.

W każdym razie dla wszystkich wątpiących, odpowiadając na pytanie podstawione na wstępie: da się przejechać dwa dni pod rząd po 100km, czego najlepszym dowodem nie byłyśmy nawet my, ale znacznie słabsze od nas osoby, jeżdżące raz na czas na holendrach. Może 2-3 z takich osób nie dojechało i wspomagali się autem, ale większość dała radę.

A koleżanka zachwycona. Już dziś chce się zapisać na kolejny rok :D

 

Raz jeszcze dzięki, Jacku, za tę radę z magnezem. Nie wiem, co pomogło najbardziej, ale najważniejsze, że obyło się bez żadnych poważniejszych konsekwencji.

Odnośnik do komentarza

Tak. Tam jeżdżą ludzie, na których miejscu w życiu bym się nie wybrała. Nie oceniam ich, ale naprawdę mnie zastanawia, czy oni tak serio są pozbawieni wyobraźni? Przykłady można odmieniać przez przypadki: na 85 osób co najmniej 10 pojechało na rowerach miejskich z trzema przerzutkami, natomiast rowerów na oponach szerszych niż 2.0, to już nie dałam rady zliczyć. Do tego nie zawsze sprawne przerzutki, a największy szok dla mnie to kobieta, która na pierwszym postoju (25km) wskazała mi na flaka na tylnym kole i mówi, że musi to sobie napompować. Ja jej pytam, czy ma dętkę na zmianę, a ona, że dętki nie trzeba, bo jej tak powietrze regularnie schodzi i po prostu tylko trzeba pompować co jakiś czas. Po czym dodała: to i tak dzisiaj długo wytrzymał, zwykle trzeba pompować częściej. O jedzeniu (bo nie odżywianiu) nie ma co mówić. Większość leci na żurkach, grochówkach i bigosach, które są rozdawane na postojach. No i piją mało.

 

Rozsądna grupa to jakieś 10 osób, które są zaprawionymi bywalcami i wiem, że to ich należy się trzymać. Tylko tam niestety czasem cisną, bo to sami panowie. Moja szosa i ich crossy tylko troszkę wyrównują szanse ;) Ale i tak wolę z nimi jeździć, nawet jak czasem mi urwą na którymś z kolei podjeździe. Tylko część pozostałych nas nie lubi, bo to chyba jakaś profanacja, że tak jedziemy na pielgrzymce i powinniśmy z większą godnością czy coś :D

Odnośnik do komentarza

@niet, ja lubię wyzwania i drę, póki mogę. W dodatku niezbyt umiem zaliczać górkę w równym tempie. Jak jest dłuższa, to zawsze zaczynam szybciej, a z czasem siada mi serducho. Więc jak tylko czuję, że już mi zaczyna walić w gary, to bez względu na miejsce (połowa podjazdu, tuż przed końcem itp.) jest taki moment, że muszę się zatrzymać i uspokoić serce.

Jak na razie, poza tym nadwyrężonym przedwczoraj mięśniem, nie miałam od roku żadnych kłopotów ze zdrowiem. Nawet zakwasów.

Odnośnik do komentarza

@Elle ta grochówka to w sumie dobry pomysł. Najesz się, poczekasz aż żołądek zacznie trawić. Potem te bulgoty we wnętrznościach i wreszcie oczekiwany koniec. Czyli gazy, które uwalniane pod dużym ciśnieniem potrafią dać +10 do prędkości. Kurde, to przecież niezłe dopalacze. :D

A z sercem to nie ma się co przejmować. Czy może być piękniejsze zejście dla rowerzysty niż właśnie w czasie jazdy? ;) Wiem, gruby żart ale życie jest tak krótkie, że nie ma czasu na smutki.

Ostatnio tuż przed wyjściem z pracy wypiłem kawę - taką fusiastą, czarną, bez cukru. Jak mi ciśnienie skoczyło, to się lekko obraz w oczach zawęził. Też musiałem zwolnić bo bałem się, że wpadnę komuś pod samochód. Ot - życie.

Odnośnik do komentarza

Czy tylko mnie się zdaje, ale bardzo brakuje czegoś pomiędzy wycieczkami rodzinnymi, których nie zawsze lubię (z powodów, które wskazała @Elle), a wycieczkami doświadczonych amatorów, za którymi bym nie dał rady utrzymać tempa? Tak 20-25 km/h na odcinku 100 km (bez szału, ale też w terenie mocno pagórkowatym, na twardej nawierzchni).

Bym sobie pojeździł w większej grupie, bo wtedy jest większa motywacja do dłuższych tras i dalej od miejsca zamieszkania, ale jak czytam jakie maja niektórzy średnie prędkości, to by musieli ciągle na mnie czekać. No i zauważyłem, że trafiają się tacy, którzy traktują takie coś jako okazję do rywalizacji.


Magnez Zdrovitu także polecam, przy pracy biurowej przed komputerem 2-3 razy w roku zdarza mi się kupić i pomaga -- choć to sygnał, że czegoś brakuje w organizmie.

Odnośnik do komentarza

Wiesz co, nie mam pewności - rok temu faceci się nabijali, że trzeba będzie jechać w dziesięciometrowych odstępach, aż któryś rzucił, że na rowerze bez podnoszenia czterech liter z siodełka jest to czynność niewykonalna ;) I chyba faktycznie coś w tym jest.

A tak całkiem serio - nie lubię wysiłku z pełnym żołądkiem. W najlepszym razie spada mi wydajność, w najgorszym: łapię ostrą zgagę. Najlepiej albo małe porcje, albo po większym posiłku pół godziny do godziny leżakowania.

Śmierć w istocie piękna, ale jeszcze trochę za wcześnie ;) Poza tym, jakby mi tak ktoś jeszcze dał gwarancję, że to na pewno będzie pyk i koniec, a nie jakieś warzywka, omdlenia, zawały, po których należy uważać na każdy głębszy oddech. Zostanę więc na razie przy higienicznym trybie życia oraz jazdy :D

Odnośnik do komentarza

Macieju, święta prawda! Przeogromnie mi tego brakuje!

Nie lubię wyścigów, do tego stopnia, że każdorazowo długo się łamię z wyprzedzaniem, żeby tylko komuś do łba nie strzeliło, że mu coś udowadniam. A tu tak momentami było - gość prowadzi świetnym tempem, ciągnie mnie na kilku z rzędu pojazdach, a potem długi zjazd i muszę go albo śmignąć, albo odpadają mi ręce od hamowania. W pewnym momencie śmialiśmy się z kimś tam na trasie, że rower muszę oddać do serwisu, bo sam z górki jedzie, a pod górkę jakoś nijak nie chce :D

 

Nie wiem, może w Krakowach czy Warszawach takie imprezy są, ale u nas kiepsko. Chociaż i tam mogłoby być krucho. Kilka dni temu czytałam na jednym z blogów, jak to się autorka wybrała na Otwarte Treningi Rowerowe. Zapisała się do grupy chill, z założenia najsłabszej - średnia na 65km wyszła jej 26km/h. Cały czas wlokła się jako ostatnia, a niektórzy w ramach rozrywki i oczekiwania zjeżdżali sobie i podjeżdżali pod górę raz jeszcze. No to ja naprawdę nie wiem, jaki to chill.

U mnie za to rok rocznie puchar MTB. Jak już pojawi się tam jakaś kobieta, to wszystkie są stałymi bywalczyniami zawodów.

 

Co do magnezu - ja się absolutnie niczemu nie dziwię. No, może temu, że dałam radę z takim tempem i tylko z takim problemem. Podsumujmy: to było totalne szaleństwo. W tym roku jeździłam regularnie tylko w maju i lipcu. Na początku sierpnia kupiłam pierwszą szosę w życiu (Triban 500), przejechałam może z 80-100km (na trzech wycieczkach, więc bez szału) i zaraziła mnie czymś siostra. Niby zwykłe przeziębienie, ale każde wyjście z domu - nawet do auta - kończyło się znów chorobą. Wreszcie miałam tylko suchy kaszel, do pielgrzymki dwa tygodnie, ćwiczyć trzeba, więc zrobiłam raz 60km. Na drugi dzień zajęło mi pół twarzy na zatokach, dostałam antybiotyk. Po tygodniowej kuracji i dużym oszczędzaniu się było dobrze do pierwszego wyjścia z domu - znów gardło. Bolało mnie do samej chwili wyjazdu, ale nie miałam ani gorączki (przez cały zresztą czas), ani nic poza tym. Więc pojechałam z tym bolącym gardłem w szaliczku ;) Na rowerze przechodzi, jak wracam do domu, boli znowu. Tak czy owak - to był naprawdę hardcore i wziąwszy pod uwagę liczbę tabletek zeżartych przeze mnie w minionym miesiącu, nie ma co liczyć na to, że nie mam żadnych niedoborów :P

Odnośnik do komentarza

Wypowiem się jako uczestnik krakowskich OTR.

Na grupie Chill Chill średnia wychodzi w granicach 25. 28, jeśli trasa jest płaska a grupa mocna. Jadąc w grupie, tempo jak najbardziej do utrzymania, a na podjazdach zawsze czeka się na słabszych. Nikt nie zostaje, chyba że ma grubszą awarię (ale wtedy zostaje ktoś do pomocy) albo sam stwierdza że nie da rady zupełnie. Ale to się chyba nie zdarzyło jeszcze. Ogólnie moim zdaniem jazda w grupie Chill na początku przygody z rowerem szosowym może być wyzwaniem, ale nie jakimś bardzo trudnym.

Mimo to trzeba wziąć pod uwagę że to nadal jazda sportowa i trening, a nie wycieczka.

 

Co do pani o której piszesz, czytałem jej wpis (w tym treningu nie brałem udziału). Z tego co zrozumiałem, zaczynała właśnie jazdę na szosie i sama przyznała że w trakcie jazdy uczyła się jak dobierać i zmieniać przełożenia, więc nie dziwię się że mogła mieć problemy z utrzymaniem się w grupie.

 

Tapatalk'd

Odnośnik do komentarza

Żeby była jasność - nie narzekam tu na OTR (i z tego, co zrozumiałam wpis, ona także nie powiedziała o nim złego słowa). Mówiliśmy jedynie o tym, że nie ma takich wyjazdów (pal sześć, jak to nazwiesz: ustawka, trening, wyścig, wycieczka, pielgrzymka i co tam jeszcze chcesz), gdzie grupa trzymałaby lightowe tempo w okolicach 20-25km/h, o jakich wspomina Maciej. Może masz to gdzieś, jak muszą na Ciebie ciągle czekać, ale dla mnie byłby to duży dyskomfort (nie chodzi o czyjeś wyrzuty, tylko moje samopoczucie, bo nikt nie chce myśleć o sobie, jak o ostatniej pierdole, nad którą wszyscy się litują) i dlatego fajna byłaby możliwość przejechania się z kimś o podobnych możliwościach.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...