Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Skuszona powyższą dyskusją (jak zawsze mocno na temat :D) wczoraj przeglądałam trochę okularów na necie. Może macie jakieś doświadczenie - kilka by się wytypowało, ale wszędzie piszą, że nawet tego typu, co proponuje Radek, są na cylindry max 2, a ja mam 2,25, więc trochę się boję zakupić. Ma ktoś z Was może więcej niż 2 i nic się mu nie dzieje z oprawkami? A już nawet abstrahując od cylindrów. Mam takie drugie pytanie odnośnie samych oprawek. Wiadomo, że różne firmy, różna jakość, ale też taki ze mnie pro, że szkoda mi wydawać na okulary majątek. Tak więc, jeśli wiecie, warto w ogóle inwestować w coś takiego jak Force czy Rogelli? W ludzkiej cenie była jeszcze Arctica i to chyba wspominaliście, że niezły wybór.
  2. Popatrz, w Poznaniu o niedźwiedziach uczą, a w Tarnowie tylko o szerszeniach :D Natomiast z dzikami to serio jakaś dziwna sprawa. O samym ataku może nie, ale na kilka poważnych ostrzeżeń się natknęłam. Jedna nawet taka dyskusja na jakimś forum rowerowym (albo zwykłym, ale od jazdy na rowerze się zaczęło), gdzie wszyscy jak jeden mąż dzikami straszyli. To było właśnie w maju 2017, jak wróciłam do domu po opisanym spotkaniu z lochą. Na spokojnie stwierdziłam, że chyba nerwy mi puściły i trzeba było to olać, ale jeszcze szukałam potwierdzenia. No i dane na ubiegły rok były takie, że pan Kleks miał słuszność ze zmykaniem na drzewo ;) A tu mi znów wywracacie światopogląd do góry nogami :P Tak swoją drogą: bohater nie ucieka, bohater wykonuje manewr taktyczny polegający na wycofaniu się na z góry upatrzone pozycje ;)
  3. No właśnie ja słyszałam, że dziki potrafią być agresywne i zaatakować tak zwanie bez powodu (tzn. locha ma młode i stwierdzi, że ten ktoś z naprzeciwka na bank chce im coś zrobić ;)), a w takiej szarży śmiertelnie ranić. Przy moim bloku - mimo wybudowania przed 30 laty blokowisk, szkoły, galerii, kościoła, a nieco dalej (2km) autostrady - regularnie można spotkać lisy, bażanty i zające. Z kolei jak się podjedzie bliżej A4, bardzo często można trafić na sarny. W październiku miałam nawet taką śmieszną sytuację - wlekę się pod górkę, więc oczywiście wpatrzona w przednie koło, aż tu nagle podnoszę wzrok, a przede mną dosłownie 1m dalej stoi sarna. Oczywiście szybko zwiała, ale zaskoczyło mnie, bo to była asfaltowa serwisówka, gdzie jeździ nieco aut, a pomiędzy nią i lasem jest jeszcze wieś. Dziki natomiast widywałam w lasach na zachód od Tarnowa. Koleżanka, która tam mieszka, mówiła, że podobno można je spotkać bardzo często i nic sobie z obecności człowieka nie robią, a tamtejsi leśniczy ostrzegają, żeby się nie zbliżać. Ja osobiście dzika spotkałam właśnie w lasach na Pomorzu, konkretnie okolice Rowów. Wylazła mi locha z młodymi na środek drogi, po której nie byłoby nawet jak uciekać (strasznie głęboki piach, ja crossem), więc spietrałam i zawróciłam, przez co ostatecznie wylądowałam w jakichś krzakach, gdzie zgubiłam licznik. Nienajlepsza przygoda okupiona dużym stresem, a co dopiero, jakby to miała być noc :D Z mojego doświadczenia musiałabym wychodzić na rower około 3-4 nad ranem. Wtedy cały Tarnów jest pusty, a co dopiero okoliczne lasy ;)
  4. Z grubsza się z Wami zgadzam, ale skoro przyjęłam tu rolę lokalnego boidudka, to pociągnę ;) Po pierwsze, czy mam się z rowerem do tego lasu teleportować? Jakoś muszę dojechać. Droga prowadzi przez blokowiska, gdzie różne rzeczy się zdarzają. Najczęściej okrzyki "wojenno-kibolskie", czasem połączone z aktami wandalizmu (rok temu ktoś z nudów zwinął sobie naszą tylną wycieraczkę w świński ogonek). Po drugie nie wiem, gdzie jeszcze macie lasy, które są położone dalej niż 1-2km od siedlisk ludzkich. Może w Bieszczadach ;) Ja mam las jakiś 1-2km od domu, ale tam wokół mieszkają ludzie, na noc pewnie puszczają psy. Raz omal nie przejechałam w tamtej okolicy pijaka, on nie zauważył lampki, a ja jego :P Akurat ten był miły. Wyprzepraszał mnie, kłaniając się mojemu rowerowi, ale różni są ludzie po alkoholu. Po trzecie - tu przechodzimy do lasów bardziej dzikich - zwierzęta. Właściwie się z Wami zgadzam, poza jednym: dzik. Nie wiem jeszcze jak wilki, bo nigdy nie widziałam, ale o dzikach się naczytałam, dwa razy widziałam i w obu przypadkach zwiałam. Ja, nie on. I z tego, co wiem, to nie jest jakiś akt tchórzostwa, tylko rozsądku. Tak przynajmniej twierdzi wiele osób, z którymi rozmawiałam, w tym mój nieżyjący już wujek - myśliwy z kilkudziesięcioletnim stażem. I wreszcie po czwarte - można sobie zabrać telefon, ja mówiłam bardziej o sytuacjach, kiedy wpadasz do takiego bajora wraz z nim i albo go topisz, albo ci wypada i trudno go odszukać. Ze złamaną nogą tak sobie myślę, że to może być jeszcze trudniejsze. Chociaż zostaje adrenalina, więc może szanse są większe niż domniemuję. Faktem jest natomiast, że może mam podobnie jak Jacek, a może to tylko kiepska lapmka, ale zawsze jakąś większą dziurę po zmroku zaliczam ;)
  5. W włóczeniu po naszych okolicach pijanym kibolom jakoś żadna pora roku nigdy nie chce przeszkadzać ;) Ja jednak przyznaję uczciwie, że nie mam odwagi na takie wypady. Wystarczająco adrenaliny dostarczają mi okoliczne tereny podmokłe za dnia. Jak to jest, że nie boisz się np. takich rzeczy, że spotkasz jakiegoś oszołoma? Albo że na takiej "kładce" stracisz równowagę i wpadniesz w to zimne bajoro? Albo że w ogóle coś tam Ci się zdarzy - zwierzę, mulda, dziura, że coś złamiesz, a w okolicy żywej duszy? Wiem, że to wszystko są blokady w głowie, z drugiej strony chciałam jednak zapytać, gdzie rozsądek wyznacza granicę pomiędzy odwagą oraz brawurą, bo samą mnie to czasem frapuje :)
  6. Wyszło na to, że ja też. No, poza dołem, ale nie narzekam i widać jestem w tej kwestii specyficzna. Natomiast super patent z bidonem. Ja właśnie w zimie jeżdżę krótko i mało intensywnie głównie z uwagi na brak możliwości odpowiedniego nawodnienia.
  7. Na pewno masz rację, ale też myślę, że zależy jakie te hamulce. Podejrzewam, że jak porównasz vb np. B'Twiny plus szeroka opona z dualpivotami Tiagry plus węższa opona, to aż sama jestem ciekawa wyniku. Czasem same klocki potrafią zrobić dużą różnicę i to też warto mieć na uwadze.
  8. Jest to jednak nie do końca sensowna inwestycja, bo robi z szosy jedynie udawanego gravela. Jeździłam dokładnie po tym piachu Spartacusem Crossem 4.0 na vb, opony fabryczne (lekko lipne 35c). Dało się, ale to nie jest komfort. No, akurat na tym zakręcie się wyrąbałam, bo nie zdążyłam wypiąć się z SPD, ale to jeden raz na 80km podobnego terenu. Natomiast kombinowanie z takimi zębatkami uczyni jazdę bardziej techniczną i nie wiem, na kiego w tym szosa - do technicznej jazdy lepszy MTB, a szosa ma być do prędkości.
  9. Przewiewanie nie jest takie złe. Wentylacja również jest potrzebna, byleby tylko pierwsza warstwa odprowadzała pot, bo to przez niego się marznie. Ewentualnie tak jak pisałam, można ubrać wiatrówkę. Są takie z wywietrznikami. Ostatnio zakupiłam na wyprzedaży w Decathlonie kurtkę biegową, na pozór wygląda rewelacyjnie, ale jeszcze nie miałam okazji testować, bo nim przyjechała z Francji, przyszły u nas mrozy ;) To właśnie podobne do tego, co mam z Lidla. Na rower dobra rzecz.
  10. Pewnie, jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach. Hamulce w Tribanie 500 też wyglądają identycznie jak Shimano, a działają jak działają, tak więc dość średnio im w tej kwestii ufam ;)
  11. W zależności od kondycji, zdarza się, że na rowerze nie istnieje pojęcie "płaskiej drogi" ;) Z mojego małego doświadczenia Pomorze na wschód jest bardziej płaskie (choć i tam idzie znaleźć górki), z kolei na zachód już jakieś 20-30km w prostej linii od morza zaczynają się serie zjazdów i podjazdów. Dodam jeszcze, że tamtejsze lasy i polne drogi mają strasznie dużo piachu (w porównaniu nawet do iglastych lasów w okolicach Tarnowa ja widzę dużą różnicę), w których opona o szerokości 35c jest w mojej opinii kiepskim wyborem. Przejechać się oczywiście da, ale już tu kiedyś pisałam, że kiedy wylądowałam w tym samym lesie na oponach 26x1,95 jechało mi się bez porównania lepiej. Żeby była jasność - jechałam leśnymi drogami, a nie slalomem między drzewami. Tam po prostu już tak jest: https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/26231404_370734676731007_1105024012386722281_n.jpg?oh=e382f77eccf9aecbb2994408a6fda72b&oe=5AE23A86
  12. A to na pewno. Miałam jedynie na myśli, że jedne rzeczy zapychają się szybciej, a inne ciut wolniej ;)
  13. Z grubsza to większość rowerzystów po tym jeździ, a jakie proporcje? ;) Dla 10-20% polnych czy leśnych dróg można rozważać Tribana, dla pół na pół miałabym już bardzo poważny dylemat i raczej nie zabrałabym ze sobą szosy. Dodam jeszcze, że hamulce szosowe zapychają się w tempie ekspresowym - potrafią charczeć po godzinie jazdy po samym asfalcie, jeśli wcześniej padało.
  14. Szkoda, że nie Tribany, można byłoby oddać i kupić lepszy :D
  15. W tamtym roku kilka rzeczy nakupiłam, ale szybko się rozchorowałam i zniechęciłam, więc kupiłam trenażer i skończył się outdoor ;) W tym roku zmieniłam strategię, a dzięki temu, że mam rower, którego nie trzeba myć, mogę wreszcie jeździć bez względu na pogodę. Z ubraniami trzeba jednak poeksperymentować, bo dziesięć stopni dziesięciu stopniom nie jest równe (nawet jak pogoda mówi, że to temperatura odczuwalna), ponieważ głównie zależy to od wysokości słońca oraz wiatru, a czasem też i czynników biologicznych (u mnie nawet w domu bywa tak, że czasem marznę z byle powodu, a innym z kolei jest mi bardzo ciepło i nie jest to kwestia klimakterium, bo na to jeszcze o wiele za wcześnie ;)). Mój softshell również nadaje się na jazdę dopiero przy 5 stopniach w plusie. Odkryłam to zupełnie niedawno, że warto ubrać go przy takiej pogodzie i wrzucić pod spód jedynie krótki rękaw Brubecka. Dodatkowo pewnie dobrze byłoby mieć rękawki albo w ogóle cienką potówkę z długim rękawem (tylko chwilowo takiej nie posiadam), bo inaczej ramiona zaczynają się nieprzyjemnie lepić do softshella od spodu. Generalnie - właśnie za sprawą softshella - na okres przejściowy ubieram się znacznie grubiej niż w zimie. Zasadę mam jedną - zupełnie odwrotnie niż pepe - to znaczy, że najważniejsza jest warstwa mająca kontakt z ciałem, a potem już wolna amerykanka ;) Tak więc pod spód obowiązkowo nieśmiertelny Brubeck (nie ubieram go tylko w lecie, kiedy to jeżdżę w zwykłych koszulkach rowerowych B'Twina), bo odprowadza chłodzący mnie pot, a potem już dziać się może wszystko. No, prawie wszystko. Tak więc w zależności od temperatur mam takie warstwy, jak długi rękaw Kipsta (Decathlon) i/lub zapinaną na zamek jesienną koszulkę rowerową Crivita. To coś jest z kiepskiego elastycznego materiału, który szybko się mechaci i blaknie, ale z meszkiem i trochę ociepla. 50zł nijak nie warte, ale kupiłam chyba po 29, więc nie marudzę, a czasem się przyda ;) Dodatkowo - ponieważ bardzo marznę w brzuch i piersi (nawet w lecie mi się zdarza) - zakupiłam w Lidlu kamizelkę bodajże za 70zł. Droga, wolałabym za nią dać 50zł, ale bardzo mi odpowiada - tył ma elastyczny, więc odprowadza ciepło, natomiast przód pikowany (coś w takim stylu: http://www.decathlon.pl/kamizelka-run-warm-id_8395605.html), więc grzeje. Sprawdza się Jakkolwiek na wiosnę (maj 2017) jeździłam w Brubecku oraz na to zwykłej bluzie z kapturem i mimo, że nad morzem dość wiało, ten zestaw również bardzo lubię. Co najwyżej na samej plaży lub pod wieczór narzucałam zwykłą wiatrówkę bez żadnych podszewek (kawałek szmatki nieprzepuszczającej wiatru - 10zł w Biedronce), którą zawsze mam w podsiodłówce (sprawdzała się też późną jesienią, kiedy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi). Dół, to tak jak napisał pepe - dość rozgrzana część ciała. Ja akurat jeżdżę cały rok w legginsach bez wkładki. Na krótkie wyjścia wystarcza mi bawełna, na dłuższe wyjazdy - lycra. Najtańsze, niefirmowe i tak dalej. Odkąd pod spód zakupiłam sobie bokserki, nie mam żadnych otarć ani innych problemów. Natomiast przy temperaturach poniżej 5 stopni ubieram obie pary legginsów na siebie - najpierw bawełnę, potem lycrę. I też mi dobrze :) Na stopy próbowałam rozwiązania pt. ochraniacze na buty, ale działa to identycznie jak softshell, czyli przy około 5 stopniach jest się od spodu mokrym. Sprawdziło mi się to wyłącznie końcem października, jak jeździłam nad morzem. Na mniej wietrznych obszarach znacznie lepszym rozwiązaniem są grubsze skarpetki (nie za grube, aby się nie obetrzeć, bo buty SPD są dość dopasowane). Natomiast na dużym minusie w ruch idą i grube skarpety, i ochraniacze. W dłonie, a dokładnie palce marznę dość szybko. Na temperatury od 15 stopni w dół noszę dwie pary rękawiczek. Jeśli jest cieplej, to rękawiczki do biegania z Biedronki (7forSeven, kupione w tym roku), a na to rowerowe z krótkimi palcami. Jak jest totalnie zimno - jak w tym tygodniu (-3 stopnie, a odczuwalnie coś koło -5), miałam tanie rękawice narciarskie, a pod to znalezionego pod choinką Brubecka. Rozwiązanie rewelacyjne, ponieważ rękawice były mokre, ale dłonie suchutkie. Myślę, że teraz na cieplejsze dni będę ubierać zestaw Brubeck+Biedronka. Próbowałam go jak na razie na Sylwestra, bo chciałam robić zdjęcia z telefonu, a w zimowych rękawicach to trudna sztuka i zestaw sprawdził się dość dobrze. Była chłodna noc, na zewnątrz spędziłam około godziny, a zmarzłam w dłonie tylko lekko. Natomiast na głowie nie mam nic, bo od zawsze grzeje mi równo ;) Jak na razie wszystko się sprawdziło bez najmniejszych przeziębień. No dobra, po powrocie miewam katar przez kilka godzin, ale trudno to nazwać nawet infekcją ;)
  16. Taki cytacik z innego wątku: Przy czym dla mnie Triban 100 to nawet nie jest Fabia, ewentualnie bardzo stary rocznik.
  17. Wiesz co, a ludzie chodzili kilka kilometrów boso na piechotę do szkoły, zaś do kościoła mieli jedną parę butów dla całej rodziny. Czy to oznacza, że mam też chodzić boso albo przynajmniej nie kupować wygodnego obuwia, jeśli mam taką możliwość? Bądźmy trochę realistami. To naprawdę nie jest wygodny rower do hasania w terenie i tyle ode mnie. A jak ktoś chce jechać z rodziną maluchem z Władysławowa, żeby pochodzić po górach, to mu nikt nie zabrania :)
  18. Brubeck prócz damskich bokserek wszystko ma długie, dlatego... kupiłam męskie :D Potówka bez naciągania sięga mi za pośladki i nie ma bata, żeby to jakimś cudem wyciągnęło się samo ze spodni.
  19. @Rowerowy, również nie szarżuję. W ubiegłym roku dostałam pierwszy mandat w życiu za 70km/h w teoretycznym mieście, po tym jak blokował mnie facet przez ostatnie kilka kilometrów. Pech chciał, że akurat jak go wyprzedzałam, stała nieco zakrzaczona policja. Na autostradzie jest to samo - jadę zwykle koło setki, ale zdarza się, że ktoś jedzie jeszcze wolniej i w ruchliwy dzień robi się wtedy cały sznur, który trzeba minąć. I nie mam niestety tak stalowych nerwów, jak kierowcy tirów, aby wyprzedzać z 90 na liczniku kawalkadę jadącą 80 ;) Natomiast ekstremalnym przypadkiem jest moja babcia, z którą trudno wytrzymać w jednym małym autku pół dnia. To są te momenty, kiedy potrafię cały odcinek Kraków-Tarnów przejechać z maksymalną prędkością dozwoloną przez samochód oraz przepisy :D I wtedy to się boję nawet o antenę CB, a co dopiero rower ;)
  20. Test to jedno, a zużycie korby no-name to drugie. Ja bym tego roweru nie chciała i dlatego mam takie pytanie, czemu właściwie Cię do niego tak ciągnie, że zakładasz drugi temat? Triban może się nadać do przyzwyczajania do pozycji na szosie i do baranka, ale raczej do niczego innego (ewentualnie okazjonalnego przejechania przez las). Swoją drogą wrzucanie go przez Łukasza do listy graveli uważam za spore nadużycie, które może miało na celu otarcie łez biedniejszym marzycielom, ale w efekcie może być mylące dla takich niedoświadczonych osób, jak autor tematu (doświadczone wiedzą, że na rower za 1000zł należy patrzeć trochę przez palce). Gravel - jak przynajmniej ja rozumiem definicję - to rower o budowie szosy, który nadaje się w teren. Co sprawia, że trafia do tej kategorii Triban 100? Możliwość założenia szerszych opon? Właściwie na tym koniec i takim samym "gravelem" będzie Triban 500. Hamulce w wersji 500 to jakiś żart (mam, wiem, klocki nic nie ratują), więc wątpię, że setka ma je lepsze. Owszem, na suche warunki asfaltowe dadzą radę, ale w terenie średnio to widzę. Ja w każdym razie bardzo ich nie lubię, a nie mam porównania do tarczówek tylko... vbrake'ów Tektro :P Do tego nie za bardzo rozumiem napęd 1x7 z nieporęczną manetką jako coś w teren. I żeby była jasność - to co pisaliśmy w drugim temacie - nie chodzi o jazdę ekstremalną, bo z tej klasy rowerem dla własnego dobra należy o niej zapomnieć, ale w ogóle o przemierzanie lekkiego terenu wymagającego zmiany przełożeń, tak by uczynić jazdę wygodniejszą. Tak jak napisał NoOnesThere - w ten rower nie warto inwestować ani grosza, bo jest to bardzo nieopłacalne. Ewentualnie napisz, czym kusi Cię Triban, a nie polecane Ci Kandsy, Lazara i inne Spartacusy, które też szczytem techniki nie są, ale mają dużo większe szanse przewieźć Cię po bezdrożach lub "polnodrożach". Bo jeśli tym tylko, że tamte są online i koniecznie musi być Decathlon, to już chyba najlepiej Rockridera 520. Przynajmniej jest czym "przerzucać", hamulce lepsze, a komfort w terenie zapewne nieporównywalny.
  21. Zależy jakie wersje i gdzie. Merino cieńszy długi rękaw (LS10520) można dostać za 60zł, choć regularnie chodzi za dwa razy tyle. A na przykład ten podkoszulek, który ja mam (wersja Dry), normalnie jest po ok. 60-90zł. Więc warto jakąś wyprzedaż wyczaić na Allegro (ja tak przynajmniej robię).Ja wolę te cieńsze wersje o tyle, że na nartach nie jeżdżę, a częstotliwość mojego wychodzenia na rower jest wprost proporcjonalna do wysokości słupka w termometrze (no dobra, po przekroczeniu 25 stopni ta wartość znów zaczyna spadać :D). W każdym razie odzieży termoaktywnej używam głównie w temperaturach umiarkowanych i wolę ubrać na nie dwie zwykłe koszulki w zimie, niż kupić jedną, drogą i grubszą, która potem przy 15 stopniach w ogóle się nie nada. Dla przykładu mój wczorajszy wyjazd przy słonecznych -3 stopniach: krótki rękaw Brubecka, długi rękaw Kipsta, długi rękaw Crivita (z małym misiem wewnątrz, był w tym roku na jesieni w Lidlu) oraz cienki softshell jakiejś super firmy Active (50zł w hipermarkecie Real mówi samo za siebie :P). Jak widać choćby i po tym, jakość rośnie właśnie wraz z warstwami coraz bardziej wewnętrznymi. Dzięki temu pot nie zostaje przy ciele i nie generuje niepotrzebnie chłodu.
  22. To zupełnie inny samochód niż Yaris Verso . Począwszy od wyglądu, a wnioskując z tego, co pisze Jacek, skończywszy na spalaniu. Produkcję tamtych zakończono w 2005 roku. Demony prędkości to nie są, bo przy zbyt długiej jeździe 140km/h zaczyna świecić kontrolka temperatury, najlepiej natomiast jechać około setki, ale autko odwdzięcza się świetnym spalaniem. Tak jak pisałam, na trasie jest to około 6l, po mieście ok. 8l. Rekordowo chyba poszło coś koło dziewięciu, ale to bodaj raz przez około 20 tysięcy kilometrów mi się zdarzyło.Mnie się duży van nie opłaca. Nasz przebieg nabijają dwa wyjazdy rocznie do Słupska oraz dwa do Zakopanego, poza tym to głównie zakupy ok. 10-20km na tydzień (a bywa że w ogóle auto stoi - w ostatnie wakacje przebieg na rowerze miałam większy :D). Najlepszy dowód, że najbardziej narażoną na awarie częścią jest u nas akumulator, bo się prawie nigdy nie ładuje do pełna :D Do czegoś takiego kupowanie dużego auta mija się więc z celem, choć ta siedmioosobowa Verso bardzo mi się podoba.
  23. No żeby w tych Yaris dawało się tak składać siedzenia i upychać rowery, jak było to wycofanym już dawno ze sprzedaży Yaris Verso, to byłoby fantastycznie.
  24. Nie mam odniesienia do nart, jednak pod wyborem Brubecka także podpisuję się rękami i nogami. Zaczynałam od koszulki z krótkim rękawem, obecnie (również dzięki Mikołajowi ;)) dorobiłam się dodatkowo bokserek, rękawków oraz rękawiczek. Rękawków jeszcze nie miałam okazji przetestować, natomiast pozostałe rzeczy są rewelacyjne i już nigdy nie wrócę do zwykłej odzieży ani pseudotermoaktywnej, jakimi na przykład są dla mnie podkoszulki z długim rękawem B'Twin (co ważne, właśnie one, bo mam też decathlonową Kipstę i z niej jestem zadowolona, choć i tak jeszcze pod nią mam Brubecka). Dodatkowym atutem Brubecka jest cena - zarówno podkoszulki, jak i bokserki udało mi się kupić za ok. 20zł, rękawki za 37zł, natomiast rękawiczki mają raczej stałą cenę, czyli 40zł.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...