Skocz do zawartości

MaciejRutecki

Użytkownicy
  • Postów

    652
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MaciejRutecki

  1. Poproś sprzedającego (rozumiem, że to jakaś oferta sprzedaży) o zdjęcie numeru ramy (odpowiednik VIN z samochodu: to hologram, zazwyczaj naklejany na dolnej rurce tylnego trójkąta, nie mylić z numerem wybitym na mufie suportu). BTW. Brak jego, albo zwykła naklejka bez hologramu oznacza rower kradziony. Numer możesz wysłać bezpośrednio do Batavusa, lub do któregoś z oficjalnych dealerów (np. rowerystylowe.pl w Polsce). Wtedy otrzymasz kompletną specyfikację oraz rok i miesiąc produkcji. Jeśli interesuje Ciebie tylko liczba biegów, to wystarczy spojrzeć na kierownicę ile ich ma, ale to wymaga lepszych zdjęć. :-) Czy siodełko oryginalne to nie wiem. Patrząc na koła, linki, niekompletną osłonę łańcucha i bagażnik rower jest po jakiś przejściach, chyba że Batavus miał okres wstawiania różowych szprych ;-). Poza hologramem bym sprawdził także czy właściciel ma komplet oryginalnych kluczyków od zapięcia ("podkowa"). Ich brak skreśla od razu wiarygodność sprzedającego. Więcej z tych zdjęć nic nie wynika: nie wiem jaki napęd, hamulce itp. Stan chwytów sugeruje albo dłuższe parkowanie pod chmurką albo większą eksploatację. //Edit: na pewno to jest Mambo?
  2. 1800 złotych w sezonie to akceptowalna cena. 2000 to już ciut za dużo. W tej cenie (1700-1800) masz Krossy i Legrand z dynamem, ale z kiepskim amortyzatorem, który tylko dodaje wagi. Coś za coś. 16kg na miejski to dobry wynik. Jeśli mówisz o rowerach holenderskich, miejskich, typu: Cortina, Batavus, Gazelle -- są produkowane w Europie (Cortina w Czechach, ale nadal projektowana w NL, pozostałe w Holandii). Oznacza to, że nie są to "chińczyki", gdzie jest problem z kontrolą jakości, ale koszty produkcji są dużo wyższe i ciężko znaleźć rower tańszy niż 2500-3000 złotych (no chyba że masz szczęście i trafisz na solidną wyprzedaż). Jeśli chodzi o budżetowe (ale nie znaczy, że jakieś beznadziejne) odpowiedniki "holendrów", to w zasadzie każdy producent ma coś w swojej ofercie, bo ostatnio nawet w Polsce zyskują na popularności. Zerknąłbym na rodzimych Kross/LeGrand. Polka Bikes czy Creme są fajne, ale chyba wykraczają poza budżet.
  3. W przypadku rowerów miejskich, bo tylko o nich coś wiem. "Padło na Kellysa, póki co wygrywa z racji 7 biegów. Szkoda jednak, że nie ma amortyzatora, przedniego światła i (chyba) nóżki." Brak światła to fakt, wada, ale łatwo ją naprawić. Brak amortyzatora w rowerze, gdzie siedzi się wyprostowanym nie jest wadą, ale zaletą. Ja w prawdziwym "holendrze" mam amortyzator olejowo-powietrzny, moja dziewczyna nie. Różnica w komforcie? Niezmierzalna. W wadze: jakieś 600g, a często producenci dają jakieś uginacze ważące po kilka kilogramów. Sztywny widelec, a jeszcze jak stalowy, to duży plus! Nie wiem jaka jest cena tego Royal dutch mentol, ale prezentuje się ok: pełna oslona, przedni koszyk ma podparcie od dołu (co też jest rzadkością), dress guard, siodełko ma spreżyny zamiast sztycy amortyzowanej. Rzeczą kontrowersyjną jest obecność torpeda (hamulec w pedałach), ja go lubię, bo miałem go w jedym z rowerów i w mieście pozwala wygodnie sygnalizować skręt i jednocześnie hamować, ale opinie są różne. W każdym razie bardzo trwały hamulec, szczególnie przy rekreacyjnej jeździe BTW ma stopkę, ale chyba dosyć filigranową i bym ją wymienił. Z minusów to brak oświetlenia na dynamo, ale w dobie lampek na akumulatorki można przymknąc na to oko. Pytanie jaka cena. Obecność pełnej osłony łańcucha ma zaletę w postaci bardzo wydłużonej trwałości napędu i wadę w postaci upierdliwości zdjęcia tylnego koła: od razu bym na tył kupił jakąś pancerną oponę (np. Schwalbe Marathon Plus) i zapomniał na kilka lat o łataniu dętek. "http://rowerykands.p...ano-28-nexus-7/(biały)" Amortyzator podły i ciężki, brak pełnej osłony łańcucha (patrz uwaga wyżej; nie jest to wada czy zaleta -- zależy od upodobań). Na plus: ma dynamo w piaście, co jest świetną rzeczą w mieście (włączasz i zapominasz o bateriach -- upewnij się, czy także tył jest z niego zasilany), ale waży. "https://rower-sport....17/3233?unibike" Widzę, że ma zewnętrzne przerzutki: mniejsza masa, zwykle większy zakres przełożeń, ale wewnętrzne dla odmiany oferują: łatwość konserwacji (w zasadzie bezobsługowe), wygoda i kultura zmiany biegów, możliwość zabudowania napedu (patrz pierwszy rower). "pytanie tylko czy dałoby radę zamontować do nich wiklinowy pojemny koszyk? Czy amortyzacja uniemożliwia montaż koszyka?" Umożliwia, ale nie podeprzesz go od dolu (jak w pierwszym rowerze). Zwiększa to wytrzymałość (no i trudniej połamać na naszych pięknych i równych drogach). "A może amortyzacja w rowerach miejskich nie ma aż tak dużego sensu?" Nie ma sensu, co najwyżej sztyca amortyzowana, jak nie ma siodełka na solidnych elastomerach lub sprężynach. W swoim mam amortyzowany widelec i jedynie się trochę przydaje na bruku i w zimę na ubitym śniegu przez ludzi, ale ogólnie nie warto. Z tej trójki patrząc na opis techniczny, to zdecydowanie pierwszy, potem pozostałe, ale ja po prostu lubię tego typu rowery (niekoniecznie o takim wyglądzie i koszyczku ? ), więc w 100% nie jestem obiektywny. Zerknij także na ich wagę, bo to też może mieć znaczenie. BTW stalowa rama nie jest wadą, oczywiście, tańsze są cięższe, ale ogólnie stal lepiej tłumi drgania niż aluminium. Miałem dwa rowery: stalowy, bez żadnej amortyzacji i drugi z siodełkiem na elastomerach, amortyzowana sztyca i amortyzator olejowo-powietrzny z przodu. Komfort porównywalny. Co ciekawe, ten pierwszy był wyraźnie lżejszy (ale to zasługa pewnie samej ramy).
  4. Zależy jaka lustrzanka z jakim obiektywem (i czy tylko jednym). Też mam podobny problem, bo lubię robić zdjęcia bardziej niż jazdę rowerem, a kompakt, czy telefon to nie dla mnie (jakość). Bezlusterkowiec dużo nie zmieni w kwestii ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. W trekkingu, czy na rowerze warto pomyśleć o solidnej ochronie sprzętu, bo drgania (na rowerze) po czasie zrobią swoje z obiektywem (mechanizm AF i stabilizacji), no chyba że masz coś z półki premium, wtedy by była inna rozmowa. Ja przećwiczyłem dwa rozwiązania i się sprawdziły: - plecak rowerowy, trekkingowy, zaś aparat schować w nim w pokrowcu neoprenowym, ten ostatni najtaniej kupić na Amazonie (do 30 złotych). Zaleta: wygodny plecak, który będzie miał miejsce na bluzę, picie, jedzenie itp.. Wada: kiepski dostęp do sprzętu. - drugie: plecak foto z szybkim dostępem, ja używam Lowepro Fastpack, ale na rower bym wybrał coś z serii PhotoSport: https://www.lowepro.com/photosport Zalety: dobry i szybki dostęp do sprzętu, miejsce na camelback (nie wiem jak to się nazywa poprawnie po polsku, korzystam z obcojęzycznych forów), wady: mniej "trekkingowy", czasem np. większa bluza się nie zmieści. Nie jestem fanem plecaka na rowerze i na co dzień używam tylko sakw, ale lepiej ochroni sprzęt podczas takich wycieczek. Plecaki mają pokrowce przeciwdeszczowe, ale bazując na moim doświadczeniu miej zawsze w plecaku zwykłą foliówkę i jakiś pochłaniacz wilgoci. Pokrowce nie dadzą rady podczas oberwania chmury.
  5. Na tej zasadzie inni kierowcy zachęcili mnie do jeżdżenia rowerem -- dzięki korkom przez nich robionym. ;-)
  6. No i aktualizacja odnośnie nieszczęsnego Nowego Jorku: burmistrz poszedł po rozum do głowy i będzie uporządkowanie przepisów lokalnych, tak aby były zgodne z prawem stanowym. Nie wchodząc w szczegóły: wszelkie wynalazki wykorzystywane przez dostawców będą nadal zakazane (jestem za, bo działa się tam patologia), zaś rowery z wspomaganiem elektrycznym (jak model z tego wątku) będą dopuszczone. Czyli potwierdza się to co pisałem wcześniej: USA mają problem z definicją roweru elektrycznego, tak jak jest w zasadzie wszędzie indziej (pedelec i speed pedelec), wrzucając wszystko do jednego worka. Co więcej radni tego miasta chcą wręcz zachęcać do tego typu rowerów, aby jak najwięcej osób zaczęło jeździć rowerami w ogóle. Jest to związane m.in. z zbliżającym się remontem jednej z ważniejszych linii kolejowych (podmiejskich) i spodziewanych problemów komunikacyjnych. Przy okazji, ktoś kojarzy jakiekolwiek miasto w Polsce, które by zachęcało do korzystania z rowerów na czas remontów? :-)
  7. Dawno temu (lata 90-te) w Młodym Techniku wyczytałem, że zdrowy dorosły człowiek (ale nie sportowiec), na rowerze jest w stanie wygenerować 0,2KM (ok 145W) mocy ciągłej. Więc jak ktoś się wspomaga 1kW i udaje zwykłego rowerzystę, to witki odpadają. Zastanawiam się tylko po co? Nawet nie będzie mógł się zmierzyć z innymi, bo go ludzie wyśmieją (w najlepszym przypadku). 250W w ciężkim rowerze miejskim, to co innego. Dowiedziałem się od znajomego, który na próbę odblokował silnik Yamaha'y (Batavus) i dawał on radę do nieco ponad 30 km/h, ale nadal musiał pedałować (i to z pewnym wysiłkiem), powyżej tej prędkości silnik był zbyt słaby aby coś dać (mimo sporego momentu obrotowego). Rower waży ok 26kg, z bagażem i na DDR zrobionej z kostki, czyli typowa konfiguracja.
  8. Pytanie jaką moc i moment obrotowy miał silnik tego rowerzysty w Kabackim. Owszem, odblokowując zwykły e-bike da się pojechać do 40km/h, ale po płaskim i przy bezwietrznej pogodzie. Nie ta moc. Owszem producenci narzędzi do zdejmowania blokad się chwalą, że się pojedzie 50km/h, ale to teoria. Niedawno czytałem opis takiego urządzenia dla Panasonic: jest to napęd na przód i gwarantują także taką prędkość: nie ma szans, a użytkownik skończy z spalonym silnikiem.Podobnie Bosch Active Line popularny w rowerach pedelec. Co innego mocniejsze 500W (np. Performance Line Boscha), ale tych trzeba przeganiać z ścieżek i DDRów. No i właśnie: zamiast ścigać cwaniaków (np. policja w Holandii ma przenośne hamownie i są przeszkoleni), to w USA pojechali po najmniejszej linii oporu zakazując komu się da.
  9. Niedawno ktoś mnie na priv pytał o coś podobnego. W rowerach do 1 tysiąca złotych na jakość nie masz co liczyć; do rekreacyjnej i niezbyt częstej jazdy ok., ale to pod warunkiem, że rower jest uczciwie serwisowany. Warto popatrzeć wśród modeli, których cena katalogowa zaczyna się od 1,5 tysiąca (choć też bez cudów) i polować na promocję. Dla porównania; rower miejski Krossa (nie pamiętam modelu), w cenie katalogowej 1500, kupiony w 2013 roku zaczął się sypać pod 3 latach (piasty, napęd itp.) mimo że był regularnie serwisowany. Używany do dojazdów do pracy (5-6 tysięcy rocznie -- więc nie jakoś dużo). Teraz dziewczyna używa czegoś zdecydowanie lepszego i poza felerną dętką nic się nie dzieje, niemniej przekracza sporo budżet.
  10. No to zaczynam rozumieć o czym chciałeś napisać. W USA, przynajmniej w części stanów, jak Kalifornia, masz chyba z 3-4 kategorie rowerów e-bike. Od podstawowych, pedelec, które nikomu nie wadzą, bo monstra, które mają wspomniane 750 Watów i prędkości nawet do 100km/h, gdzie fikcją jest, że wymagają wysiłku rowerzysty (Amerykanie kochają wszystko co duże i mocne). Do tego dochodzą te "moped" i mamy niezły miszmasz. A dziennikarze i część polityków (vide: Nowy Jork) wrzucają je do jednego worka i mamy co mamy. Problem jest taki, że amerykańskie prawo jest słabo dostosowane do realiów i obecnej techniki. Na pozostałych kontynentach dało się to ogarnąć: masz pedelec i speed pedelec. Drugi z definicji jest traktowany jak motorower. Ale zgodzę się z Tobą w jednym: wszelkie mocniejsze wynalazki, które udają rowery powinny zniknąc z DDRów i szlaków, choc IMO najbardziej dokuczliwa jest obecność wspomagania z odblokowanym ogranicznikiem prędkości. Ja je traktuje jak quady, czy motocykle. Natomiast 250W pedelec średnio sprawy rowerzysta na lżejszym rowerze bez problemu wyprzedzi: one wspomagają do zaledwie 25km/h, w teren się nie nadają (poza lekką rekreacją) , a powyżej 25k/h musisz już pedałować samodzielnie, co przy wagach rzędu 22-30kg się nie poszaleje. Z resztą -- bazując na swoim doświadczeniu -- pedelec przy średnim trybie wspomagania to tak naprawdę pomagają przy ruszaniu i na podjazdach tak do 15km/h. W trybie boost/power/itp moment obrotowy powoduje, że rower zachowuje się jak lekka szosówka, ale znowu: przy 25km/h masz odcięcie. No i zasięg mocno spada. Z resztą na elektryku bym dużo szybciej nie pojechał z/do pracy, tyle że mniej zmęczony. Z resztą zdarza mi się mijać takie rowery i na płaskim mamy te same prędkości, dopiero na podjazdach zwracają na siebie uwagę, bo sprawniej się nimi jedzie. Pedelec demonami szybkości nie są. Z resztą zobacz film Łukasza. Generalnie patrzymy przez pryzmat zastosowania i poziomu wspomagania. BTW w Nowym Jorku nie było ani jednego wypadku z winy rowerzysty na rowerze elektrycznym. Ani jednego w statystykach. Zadziałał populizm. Trzymajmy się od tego z daleka. :-)
  11. "Nie tak jak u nas od samochodów. Dlatego w zasadzie nie spotyka się tam dróg pieszo-rowerowych, a DDR są najczęściej wytyczanie z pasa jezdni." Powód jest jeszcze jeden: wzrost popularności rowerów w ogóle. U nas spycha się je na chodniki robiąc z nich pseudo DDR. W Szwajcarii wybrali model holenderski, czyli separację. "W Holandii widziałem rowery z silnikiem spalinowym (nie wiem czy się nie powtarzam) i jest to u nich jest to dozwolone. Nie wiem jakie są ograniczenia co do mocy czy pojemności silnika." Wspomniane "moped". Mają z tym problem, bo ludzie odblokowują ogranicznik prędkości. Odpowiedzią policji są przenośne hamownie. :-) No i mieszkańcy protestują (ostatni duży protest był kilka miesięcy temu). Co ciekawe, politycy w swoich obietnicach wyborczych deklarowali wprowadzenie zakazu, ale jest cisza. "Obowiązkowe kaski w Australii spowodowały znaczny spadek ilości rowerzystów na drogach." I wzrost wypadków śmiertelnych wśród rowerzystów. Co do USA: trzeba pamiętać, że tam moce elektryków i prędkości są większe, totalny bałagan w przepisach i słabe lobby rowerowe. W innych podobnych państwach (Kanada, Australia) potrafili ogarnąć przepisy na poziomie kraju. Tylko ciągle sprowadza się to do zastosowania: ja -- jak już chyba większość zauważyła -- skupiam się na celach transportowych. @snowboarder na mtb, co prowadzi to nieporozumień. Jakby u nas też miały być takie monstra po 750 watów, to także bym protestował przed wpuszczeniem ich do parków krajobrazowych. W mieście także mam obawy, bo kierowcy nie są przyzwyczajeni do takich prędkości jakie taki rower potrafi osiągnąć.
  12. Tak z ciekawości: w jakich warunkach eksploatujesz rower? Bo ja mam przednią piastę na kulkowych, tylną częściowo też i także jeżdżę zimą po posolonych ulicach, tyle że tylko po mieście i może to ostatnie powoduje, że żywotność jest minimum 15 tysięcy.
  13. Przeczytałem przepisy związane z każdym linkiem (albo miejscem, bo linki różnie działają -- zerknij czy są ok). Zakazy dotyczą rozjeżdżania terenów bądź rekreacyjnych (np. parki), bądź z myślą o np. MTB. Jakoś to się się wpisuje w ten trend zamykania zwykłych dróg dla rowerów wspomaganych elektrycznie, o których pisałeś? Nie wiem. W dużych miastach USA trend jest idealnie odwrotny niż piszesz i mam to potwierdzone od osób, które w nich żyją. Jedynie z Nowym Jorkiem trafiłeś, ale liczę, że ktoś w USA wreszcie dzięki temu się ogarnie, bo mało który kraj ma taki bałagan jak oni, a jak dodasz niewydarzonych lokalnych polityków... BTW doczytałem przepisy w Kanadzie: podobnie jak Australia uznają rowery certyfikowane normą EN (od 2016 roku?). Jak mam być szczery, to u nas też miałbym ochotę zbanować wszystko, co nie jest napędzane energią ludzkich mięśni na szlakach rowerowych, lasach, bo zbyt dużo osób "cwaniakuje" i odblokowuje ograniczniki: dla mnie niczym się wtedy nie różnią od np. quadów. No i jakby miały u nas być elektryki z 750 W silnikami, jak w Kalifornii, to bym zaprotestował. To już duża moc, gdzie nabranie 100 km/h nie jest problemem. Widzę jakie są trendy w Europie (nie tylko UE), jak i na świecie. W USA mają w różnych miejscach problem, ale to trochę kraj mało przyjazny dla rowerzystów w ogóle i chyba mieszkając tam pewnie bym nawet roweru w codziennej jeździe nie rozpatrywał. Generalnie, USA nie są barometrem w temacie rowerów w ogóle. BTW Kalifornia: http://leginfo.legislature.ca.gov/faces/billNavClient.xhtml?bill_id=201520160AB1096(nawet nie wiedziałem, że mają "moped" jak w Holandii) Z Nowym Jorkiem jest ciekawie, bo w planach jest wprowadzenie roweru publicznego 4 generacji, jak oni to pogodzą, to nie wiem. Ktoś tam w ratuszu ma problem z myśleniem. Nie wzorujmy się na Amerykanach, bo to zła droga. :-) Domyślam się, że dla Ciebie elektryk do "zuo" totalne, dla mnie nie, choć na razie planów jego zakupu nie mam, pewnie jak większość osób z tego forum. Jak już wspominałem, są różne zastosowania i na MTB i polnych drogach świat się nie kończy, bo tylko na tym się skupiłeś. :-) Mam nadzieję, że to wystarczy, bo czytanie przepisów prawa w USA w niedzielę rano jest ponad moje siły. ;-)
  14. Tak sobie pomyślałem o swojej sytuacji: rano do pracy korzystam z kolejki SKM, skracając sobie dystans z 24 do zaledwie 3km. Wracam całość rowerem. Gdyby nie SKM, to pewnie jeździłbym samochodem, bo podjazdy, wiatr szybko by mnie zniechęcił do codziennej i całorocznej jazdy po 50 km, szczególnie jak jest okres kiedy dokuczają mi kolana. Alternatywą jest właśnie rower elektryczny. I co by było lepsze: ok 50km elektrykiem, który ponoć nie jest rowerem, czy 30km zwykłym jak teraz, o ile bym w ogóle jeździł? Nawet nie chodzi o konieczność ciągłego wspomagania, choć zdaje sobie sprawę, że mając je bym z niego korzystał, ale komfort psychiczny, że gdy nadejdzie zmęczenie w drodze, jest sztorm, albo chcę odciążyć kolana gdy co chwilę muszę ruszać spod świateł, to będę miał jakiegoś "pomocnika". Przyznam się, że czasem zazdroszczę jak mija mnie rowerzysta na e-bike'u kiedy pogoda jest paskudna. Jeszcze w dyskusji prawdziwe rowery vs. elektryczne: niestety, nie mam w swoich archiwach linku do badań (jak dobrze pamiętam z 2015-2016 roku), ale obliczono emisję CO2 zestawu rower+rowerzysta, odpowiednio dla zwykłego i elektryka. Uwzględniono wydychany dwutlenek węgla przez rowerzystę, a także emisję tego gazu podczas produkcji roweru (nie do pominięcia, szczególnie w przypadku produkcji akumulatorów). Okazało się, że mniejszą emisję ma rowerzysta na elektryku: produkcja jest energochłonna, ale późniejsze poruszanie się już wyraźnie mniej. Kiedyś byłem -- delikatnie mówiąc -- sceptyczny do tego typu rozwiązań, ale wynikało to z kilku powodów: patrzyłem na rower z perspektywy sportu i rekreacji, byłem młody i zdrowy oraz miałem dużo wolnego czasu. Teraz na rower patrzę bardziej praktycznie, miałem okazję zobaczyć taki rower "w akcji" i widzę duży potencjał rowerów z wspomaganiem.
  15. Nie można się do końca z tym zgodzić. Jak prześledzisz prawodawstwo w USA i w każdym ze stanów tego kraju, to zauważysz dwa problemy: niejednoznaczna definicja samego roweru oraz (o ile występują) ograniczeń stawianym rowerom typu pedelec (jak wspomniany w tym wątku rowerze) oraz speed pedelec. W jednych jest to moc, w innych pojemność silnika (tak jest przestarzałe prawo), czy prędkość. Obecnie dąży się właśnie do tego, aby ujednolicić przepisy na poziome federalnym, wzorując się na przepisach w Europie (szczególnie tych na terenie UE). Zatem jest odwrotnie niż piszesz, poza jednym miastem. W Europie także jest ciekawie, ale znacznie prościej np. UE (poza Holandią -- o tym później). W Norwegii masz limit mocy bodajże 500 W (dla porównania w Polsce 250). Zbytnio się nie dziwię, bo kto tam jeździł, to zrozumie skąd ta większa moc. W Holandii jeszcze dochodzą te "moped" (nie wiem jak to przetłumaczyć). Czyli potrafią się rozpędzić do 25k/h bez udziału ludzkich mięśni. Wszystko wskazuje na to, że wraz z rosnącą niechęcią do tych pojazdów (hałas, odblokowywanie ogranicznika prędkości), a rosnącą popularnością rowerów pedelec, znikną one z dróg dla rowerów. Jak szybko? Nie odpowiem, brakuje trochę woli z strony polityków (mimo ich zapewnień). W każdym bądź razie e-bike (pedelec) mają się w Europie dobrze i będzie jeszcze lepiej (dopłaty do nich w krajach Beneluxu, szczególnie w Flandrii i Holandii, które są zdominowane przez transport rowerowy). W Australii, podobnie jak w USA, co region to inaczej, ale od 2012 roku przepisy są podobne jak w UE (wręcz w Queensland rowery elektryczne spełniające *europejską* normę EN15194 są dopuszczone z definicji). Nie wiem jak jest w Kanadzie, zdaje się, że tak jak w UE mają pedelec i speed pedelec (te drugie są jak motorower). W każdym bądź razie jest zupełnie inaczej niż piszesz. Jedynym wyjątkiem na tej liście jest Nowy York, ale przepis jest sprzeczny z prawem stanowym (gdzie są dozwolone rowery z wspomaganiem do 20 mph) i szykuje się ciekawy proces (brak poprawnej klasyfikacji jak dobrze zrozumiałem ich język prawniczy, nie jestem pewny więc wolę się nie wypowiadać o szczegółach). Rozumiem Twoją niechęć do rowerów elektrycznych, ba sam ją miałem swojego czasu i nadal ich nie widzę w sporcie, ale trzymajmy się faktów. // Edit: oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie popiera takiego czegoś: https://www.welovecycling.com/wide/2018/04/11/e-bike-rider-chased-by-police-after-hitting-close-to-100-kilometres-an-hour/
  16. W swoich dywagacjach nie uwzględniłeś pewnej grupy użytkowników rowerów: pracownicy biur, którzy chcą jeździć rowerem, ale nie musieć później śmierdzieć potem i uszczęśliwiać innych. Nie każdy ma parę kilometrów do pracy (ja mam 24km) i jeździ z pustymi sakwami (dokumenty, lunch, laptop, zakupy), no i nie każdy ma przyjemność jeździć po płaskich jak stół terenach. Nie mam elektryka, ale gdyby nie konieczność jego targania po schodach, to bym go dawno nabył -- najbardziej wkurza mnie dystans do pokonania, ale fakt, że po drodze mam 40 świateł, które rzadko kiedy są tak zsynchronizowane aby idealnie trafić na zielone. Chyba najwięcej energii tracę na ruszanie i wiatr (na północy ciągle wieje).
  17. Albo całkowicie zrezygnować z niego, o ile to możliwe. Zyskasz na wadze oraz kosztach, stracisz na komforcie. Dużo zależy, co ważniejsze. W swoim rowerze także mam amortyzator i nie mogę się zdecydować, czy potrzebuję go, czy nie. Z jednej strony ratuje komfort na bruku, z drugiej na asfalcie i DDR aż tak potrzebny nie jest.
  18. A to wszystko jasne. Z przyciętą rurą jest zdecydowanie lepiej. Niech rower służy.
  19. Owczy pęd zawsze będzie, szczególnie że dostawcy usług dwoją się i troją. Do FB mnie przekonało parę rzeczy: lepszy komunikator (po przesiadce z GG i G+, które były takie se, szczególnie pod względem multiplatformowości), możliwość śledzenie profili (RSS traci na popularności) podobnych do już obserwowanych (RSS tego nie ma). Minus i zagrożenie widzę jedno: to nie jest otwarta platforma, i właściciel ma wpływ na sposób i szybkość rozpowszechniania się informacji. Mnie ciekawi co jego zastąpi i jak długo będę się bronił przed zmianą, a ona chyba występuje co zmianę pokolenia. Z "moich czasów" była to NK, teraz jest FB i ta zmiana pokoleń też jest chyba źródłem oporu przed nowością wśród nas staruszków 30+. A tak już mocno dygresyjnie. Co do słów, które uznawane są za wulgarne/niekulturalne i jak ich użyć, aby nikt się nie przyczepił. Zawsze można mówić, że to z np. z "Szewców" Witkacego. Mało która lektura szkolna ma większy rezerwuar słownictwa. ;-) W ogóle jesteś pierwszą osobą (w ogóle, bo nie tylko w internetach), która mi zarzuca poprawność polityczną. Dziękuję. :-] Właśnie, co było przed NK? Chyba epuls, bo grono początkowo nie było otwarte dla wszystkich. Jest tu ktoś tak 40+? :)
  20. Ja niestety, nie czyszczę swojego tak regularnie jakbym chciał, a zima dokłada swoje. Z drugiej strony mam zawsze obawy, że zadbany za bardzo przyciąga wzrok złodziei, a parkuję różnie. A Ty masz jeszcze biały rower i jesteś w stanie go utrzymać czystym stanie. Zastanowiła mnie rura sterowa, bo na jednych zdjęciach wystaje od góry, a na innych nie. Jeszcze dobierasz pod siebie podkładki, czy planujesz ją przyciąć?
  21. Nie nazwałbym tego polityczną poprawnością: jeśli ktoś pisze, ucinając część cytatu lub powiedzenia, zostawiając dosyć niemiłe niedopowiedzenia, to chyba mam prawo zareagować. No i kto jest bardziej niepoprawny politycznie: napisałeś "miliony much nie mogą się mylić", ja wprost "gówno" i bez próby cenzurowania się, bo to by było fałszywe z mojej strony. :-) Ale ok, wyjaśniliśmy to sobie i tą kwestię można zakończyć. Myślę, że jesteś w większości, którzy się cieszą z tego faktu. :-) Na swoje usprawiedliwienie powiem, że jedyne co zgłaszam do moderacji to: spam, podejrzane konta oraz wycieczki osobiste, czy skierowane w jakąś grupę ludzi. Mam na to alergię i nic na to nie poradzę. Opinie można wyrażać, czemu nie, byle nie "deprecjonować" nikogo. Prawda? Sam jestem konserwatywny, w rowerach pasjonuje się wąskim wycinkiem rynku, ale kolejny raz widzę, że jest jakaś nowość i znajdzie się grupa osób mocno -- delikatnie mówiąc -- negatywnie nastawiona (nie piszę tutaj o Twojej wypowiedzi, tylko wcześniejszych). Na obcojęzycznych forach tego nie doświadczyłem (no chyba, że moderatorzy są szybsi). Czemu tak jest, to nie rozumiem. FB kiedyś zniknie, coś będzie na jego miejscu. Pewnie nowe będzie gorsze, bo nowe, stare zawsze "lepsiejsze" i tak jest w kółko. Kto pamięta co było jeszcze przed Naszą-Klasą, zanim tą "zjadł" FB? :-)
  22. Jak myślisz, że pisząc m.in. "miliony much nie mogą się mylić" i nie dopowiadając reszty powiedzenia (o czym napisałem) jest OK, to Twoja sprawa, ale nie traktuj innych jak idiotów. Nie widzę powodu, aby coś takiego tolerować, nie jesteśmy na prywatnym folwarku i choć minimum przyzwoitości obowiązuje i kolejny raz w sumie proszę o nie robienie gnoju na tym forum. Piszesz publicznie (co prawda używając pseudonimu, bo ja wolę podpisywać się imieniem nazwiskiem), więc miej to na względzie. Ale poczekajmy, już wcześniej zgłosiłem nadużycie i Łukasz oceni kto ma rację.
  23. Wygląd rzecz gustu, ale to jeden z niewielu rowerów w kolorze białym, który mi się spodobał. Trochę mnie zawstydziłeś czystością roweru i umyłem wreszcie swój po zimie. :D
  24. Tzn, co: w grupie na FB siedzą głupsi, gorsi, FB to gówno czy jak? Nie uważasz, że trochę nie w porządku jest taka ocena? Ciekawe czy byś był radosny, jak by ktoś napisał to samo o np. użytkownikach tego forum, że to "pedalarze" (popularne przypinanie łatki np. wszystkim rowerzystom). Daruj sobie podziały my-oni, bo to żenujące. BTW miej chociaż odwagę dokończyć powiedzenie, bo taka autocenzura dużo nie zmienia... Komentarz nadaje się jedynie do kasacji.
  25. "Czas pokazał jednak, że ta postawa ma też drugie dno, czyli jedyną słuszną opcją przy posiadaniu tych dwóch różnych zdań jest rozgonienie towarzystwa do narożników albo po prostu czapka na łeb i idę na ryby, a wy róbcie sobie, co chcecie, jak się wam tak nudzi." Wcześniej, czy później i tutaj pojawią się moderatorzy, bo skończy się to inaczej jesienią średniowiecza. I jak mam być szczery: nie mogę się doczekać. Czasem odsiać wartościowe informacje to sztuka. "Tymczasem forum kwitnie, ludzie kupują i Tarmaki, i Kandsy, i piszą, pytają, dyskutują." Hmm, tego. Nie jestem -- delikatnie mówiąc -- fanem np. forumrowerowe.org, ale uczciwie przyznając przy nim powyższe stwierdzenie jest pewnym nadużyciem. Nie jest to wadą, bo ma bardziej kameralny charakter, ale zejdźmy na ziemię. :-) Może mój sceptycyzm wynika z faktu, że jestem czytelnikiem (ale nie udzielającym się) w sumie kilkunastu forów (głównie anglo- i holenderskojęzycznych) i widzę różnice w stosunku do rodzimych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...