Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Tak, teraz dzięki wspomnianemu panu szosowcowi to wiem. Ale wtedy była to moja pierwsza odmiana od vb, w ogóle pierwszy dłuższy wyjazd z domu i nawet bym nie wpadła, że ktoś fabrycznie tak to krzywo złożył. Co ciekawe serwisy dwa - Decathlon swoją drogą (tam roweru nie zabiorę już w życiu, bo się o niego boję :P), ale tamci od awaryjnej naprawy hamulca byli akurat z Dębicy. Co trzeba jednak przyznać zarówno jednym, jak i drugim - starali się, byli mili i nie wzięli nigdy ode mnie ani złotówki. A do tych z Decathlonu wracałam na przykład regulować przerzutki (dwa razy w ciągu tygodnia, aż wreszcie zabrałam się za Zinna i odkąd zrobiłam to sama, to przez kolejne 500km nic się nie rozregulowało) oraz odkręcać pedały (za co kiedyś inny serwis skasował 10zł). Po prostu nie znają się na swoim fachu, niestety. A szkoda, bo szczególnie jeden pan z tego Decathlonu jest bardzo życzliwy :) Urozmaicenie urozmaiceniem, ale czasem to się naprawdę nie da, jak przy 18km/h zęby dzwonią ;) I tak najgorzej wspominam wyjazd spod katedry - mamy w Tarnowie wokół kościoła kocie łby. Przyznam, że przez ten wyjazd (i to w dość spacerowym tempie) aż do normalnej drogi trzęsło tak, że nic na oczy nie widziałam :D
  2. Na razie centrowanie rozkminiam bardzo ostrożnie, aby nie przedobrzyć :) W związku z tym mam pytanko, czy warto się przejmować, jeśli jest różnica powiedzmy 1mm, (max 2mm, na pewno nie więcej) w odległości obręczy od klocka przy obrocie koła? Bo za Chiny nie mogę dojść, jak to wyprostować - jak podkręcę w jednym miejscu, to zaraz coś mi odchyla się w innym. U mnie w ogóle fabrycznie był hamulec krzywo przykręcony, co spece z Decathlonu rozwiązali przykręceniem krzywo koła (!) Tak było od nowości i się okazało dopiero po iluśdziesięciu kilometrach, kiedy podczas przeprawy przez strumyk rower mi się wyślizgnął z ręki, spadł na koło (normalnie, oponą) i to koło się przemieściło - od tego momentu jeden z klocków najpierw zaczął lekko docierać, a wreszcie po około 20km w ogóle zatrzymał koło. Jako że się kompletnie nie znałam, dowlekłam się z otwartymi szczękami do serwisu, gdzie... po raz kolejny przykręcili koło krzywo (mówiąc, że teraz jest prosto), zacisnęli mocniej, a z hamulcem nie zrobili nic. Szczęście w nieszczęściu, że 30km dalej wybuchła mi dętka na postoju (ha! :D) i zatrzymał się jakiś rozgarnięty szosowiec, to mi to wszystko doprowadził do porządku i teraz już przynajmniej wiem, co i jak. Proszę po tym opisie nie zniechęcać się do tanich Tribanów ;) Jak się to ogarnie, to nie jest wcale zły rower ;) Obręcze mam zwykłe, Aero, do tego opony również fabryczne (700x25) i też raczej nie oszczędzam. Na przykład podczas tej pielgrzymki wypadło mi akurat kilka kilometrów po szutrowo-kamienistym lesie, w dodatku musiałam gnać za przewodnikiem stada na góralu ;) No, a poza tym to też wiadomo, jaki asfalt czy kostkowe DDRy mamy.
  3. Hah, u nas na tej pielgrzymce w grupie pościgowej to nawet w dziesięciu nie daliśmy rady utrzymać się w kupie, co zresztą dla mnie było fajne, bo postoje co 20-30km były wystarczające, a tak każdy mógł jechać swoim tempem :) No, ale to jest jednak asfalt, jak się mniej więcej wie, dokąd jedzie, a co innego w takiej puszczy. Przekopałam Facebooka, nic ciekawego u siebie nie znalazłam, ale może kiedyś wybiorę się na te niedzielne rajdy i zobaczę, jak bardzo rodzinne mają tempo. @Łukaszu, ja też jestem wolnym strzelcem i poza wyjazdem na Światowe Dni Młodzieży oraz pielgrzymką do Częstochowy, też cały miniony sezon i połowę tego przejechałam w pojedynkę. Lubię te wyprawy z podobnych względów, jak Ty - można sobie co nieco przemyśleć, odciąć od wszystkich, no i przerwy: kiedy chcę, gdzie chcę i ile chcę, bezcenne! Jednak zawsze jakaś obawa we mnie pozostaje przy wyjazdach bez możliwości wpakowania się w jakiś pociąg. Nie tylko o rower, ale i o własne siły, bo jak mnie niesie, to niestety nie zawsze umiem ocenić swoje siły. I mimo doświadczenia, nadal oceniam je wyłącznie po dystansie, ponieważ zdarzało się mi już tak, że na osiemdziesiątym kilometrze miałam jeszcze energii za trzech i mogłam zdobywać podjazdy, a na dziewięćdziesiątym nagle ni stąd, ni zowąd wysiadało mi wszystko. I wtedy naprawdę dobrze mieć wóz techniczny czy jakąś inną pomoc pod ręką ;) Największy taki "szok" przeżyłam jadąc na te ŚDM w czerwcu ubiegłego roku. Jechałam do domu już nieco zmęczona (nie ma to jak MTB 26"), ale jednak jechałam. Na 162 kilometrze wjechałam nawet pod górkę na przyzwoitej prędkości, po czym niespełna kilometr dalej zeszłam z roweru poczekać na siostrę, która się gdzieś tam już ledwo wlokła. Kiedy wróciłam na siodełko, nagle okazało się, że poniżej pośladków mam jedną wielką ranę i dosłownie nie wiedziałam, jak zrobić ostatnie 3km, jakie dzieliły mnie od domu :D Prawdę powiedziawszy o rower martwię się znacznie mniej, bo zwykle jest on zadbany. Albo też zwyczajnie miałam dużo szczęścia, bo dopiero po zakupie szosy B'Twina ryzyko sprzętowe zaczęłam traktować bardziej serio. Były to usterki niby drobne, ale fabryczne i nie wynikające z mojego zaniedbania, dlatego takiego nieopierzonego szosowca przerosły i dobrze, że w obu przypadkach pomógł mi jakiś przypadkowy rowerzysta. Mam jednak nadzieję, że na tym koniec i pozostaje jeszcze tylko czekać na scentrowanie kół, które ma podobno nastąpić lada moment, jak wszyscy gremialnie twierdzą :P Tak więc raz na czas (powiedzmy raz na miesiąc) chciałabym sobie pojechać gdzieś z fajną grupą. Nawet jeśli mielibyśmy być razem tylko na postojach, to mnie satysfakcjonuje, choć pewnie według niektórych (Jacku? ;)) to wypacza ideę wspólnego jeżdżenia.
  4. Ja z założenia nie mam przekonania do połączeń bezprzewodowych, bo to jest po prostu naturalne prawo, że w kablu może nawalić kabel, a przy braku kabla - wszystko inne ;) Oczywiście, używam WiFi czy BT, bo się głupio nie okopię w ciemnogrodzie, ale piszę to niejako po to, by wyjaśnić, czemu nigdy nie porwałam się na STS. Może gdyby cena była niższa, to bym się nawet w to pobawiła, ale tak w ogóle mnie nie przekonuje. Szczególnie, że STS jest standardem wyłącznie Sigmy, co wyklucza jakąkolwiek alternatywę. Za te pieniądze lub nawet ciut większe wolałabym kupić coś bardziej uniwersalnego. Natomiast co do tańszych Sigm nadal pozostaję im wierna i uważam je za dobre rozwiązanie w budżecie do powiedzmy 60zł. Poza tym większość zwyczajnych rowerzystów naprawdę nie potrzebuje nic ponadto (ba, znajdą się i tacy, którzy twierdzą, że w ogóle licznik na grzyba ;)) i często wybierają fajerwerki, nie wyciągając z nich żadnych wniosków, poza ciekawostkami typu: zdobyłem dziś górkę o takim a takim procencie nachylenia. Zaletą takich liczników w porównaniu do Garminów jest brak konieczności ładowania ;) Oczywiście wiem z czego to wynika, ale wygodne niewątpliwie jest. O jakości najnowszej wersji x.16 nie mam do powiedzenia ani słowa. Mogłam kupić po zgubieniu poprzedniej Sigmy, ale zraziła mnie już sama ewolucja wsteczna funkcji, w dodatku idąca w parze z wzrostem ceny. Pod tym względem polityka Sigmy mi się nie podoba. Jeśli jednak chodzi o wcześniejsze modele, no to może i najcudniejszej jakości nie są, ale mimo wszystko na pewno nie położyłabym ich na jednej półce z licznikami z Lidla czy innych marketów. W ubiegłym tygodniu wymieniłam baterię w dziesięcioletnim Speedmasterze 5000, bo ekran miał słaby kontrast. Przyznaję jednak, że z tych dziesięciu, licznik używany był intensywniej przez około pięć sezonów. Po tym czasie jest troszkę poluzowane gniazdo i licznik faktycznie może wypaść, jak się mocno zahaczy. Do tego przycisk lekko się porusza (normalnie działa, ale jednak są luzy). W drugim Speedmasterze 5000 (mającym trzy lata), jak na razie wszystko jest w porządku i trzyma mocno.
  5. Faktycznie, tak to jest, jak się Googla na małym ekranie ;) Rozumiem, że na lekki teren. Jakby miały być jedynie na asfalt, to bym Ci polecała slicki 26x1,25. Po prostu wydaje mi się, że 1,75 to dobry kompromis, ale w takim razie może niech wypowiedzą się też inni.
  6. No i między innymi właśnie dlatego tamten wątek jest w koszu ;)
  7. Widzę, że jednak chcesz syna (lub syn sam chce) po tym mieście wymęczyć :D Tak w ogóle, jak interesują Cię CX Compy to są też w rozmiarze 26x1,75. Ja jeździłam na Kendach Khan z wkładką antyprzebiciową. Zrobiłam w sumie prawie 3000km, wyglądają jak nowe. Opinie są mieszane, a główne zarzuty to, że ciężkie. Mnie jeździło się dobrze. Jak się trochę rozjeździłam (bo zaczęłam jeździć dopiero od maja 2016), to na drogach 80-90% asfalt plus reszta lekki teren na 26 calach (profil raczej pagórkowaty, bo taki u nas dominuje) bez ciśnięcia na dystansach >50km osiągałam spokojnie średnią prędkość powyżej 22km/h.
  8. Ja bym do miasta brała węższe, szczególnie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zaczynałam od 1,95, a potem zeszłam do 1,75, bo na mniej nie pozwoliły obręcze, ale z prawdziwą radością witałam dopiero 35c w nowym rowerze ;) Co do 35c to kapitulowały dopiero na głębokim piachu, poza tym bardzo je lubiłam. Teraz trzymam je do szosy, żeby mieć gravela dla ubogich :P Obręcze powinny być oznakowane, jaki rozmiar opony możesz włożyć i jeździć bezpiecznie, ewentualnie możesz posiłkować się tabelką z bloga Łukasza: P.S. Do warunków, o których piszesz, oczywiście semi-slicki.
  9. Łukasz usunął, chyba domyślasz się z jakiego powodu ;)
  10. A nie myślisz Łukaszu, że jest to też kwestia ceny i dostępności?
  11. Widzisz, ja akurat nic nie wiem o Sony Ericssonie, za to znalazłam jakiś temat o Samsungu Galaxy, tyle że S4. Co do 14-dniowego zwrotu, to nie do końca jest tak, jak piszesz. Owszem, ustawowo rzeczy tylko kupione przez internet - tu uwaga na sklepy z odbiorem osobistym typu Euro czy inny MediaMarkt. Miałam takie przejścia z Komputronikiem - kupujesz przez net, płacisz przez net, ale odbierasz osobiście i już nie przyjmują zwrotów. Z tego, co wiem, tę politykę zmienił MediaExpert i u nich można odebrać osobiście, a potem oddać. Co do tego nieużywania, rzecz jest bardzo dyskusyjna, ponieważ konsument ma prawo do "korzystania w sposób nie wykraczający poza konieczny do stwierdzenia charakteru, cech i funkcjonowania Produktu". Innymi słowy, jeśli chcesz się przekonać, jak działa telefon, masz prawo wyjąć go z opakowania, zdjąć mu folię, założyć baterię, rozwinąć ładowarkę, a często nawet zgubić drucik, którym fabrycznie związany był przewód czy słuchawki i niestety sprzedawcy nic do tego. Ba! Oddając towar w ciągu 14 dni, nie musisz nawet mieć oryginalnego opakowania! (choć wtedy sklep może stwierdzić, że wartość towaru została obniżona i nie zwróci pełnej kwoty). Jeśli sklep będzie twierdzić inaczej (np. w regulaminie), to jeszcze możesz sprawę zgłosić do UOKiK i nałożą na nich karę za klauzule niedozwolone. Są oczywiście od tego wyjątki, jak produkty spożywcze, higieniczne (np. golarka, gdzie rozpakowanie i użycie uniemożliwia powtórną sprzedaż z uwagi na kwestie ochrony zdrowia), cyfrowe (np. ebooki), a także robione na indywidualne zamówienie (np. koszulka z nadrukiem). W kontekście powyższego z pulsometrem sprawa jest dla mnie dwuznaczna i chyba zależy to od interpretacji sprzedawcy (na wszelki wypadek możesz zapytać przed zakupem) - teoretycznie nie sprawdzisz pasa bez założenia go na piersi, więc kontakt ze skórą jest, z drugiej strony nie wiem, czy ktoś w ogóle się nad tym zastanawia, bo nie jest to aż tak ewidentne. Na przykład bluzkę czy spodnie też możesz kupić i oddać, mimo że jest kontakt z ciałem, a z bielizną jest już kłopot. Nie wiem zatem pod co podciąga się pas.
  12. Wiem, o czym pisałeś. Mi chodziło o to, że pasa za 50zł łączącego się przez ANT+ raczej nie kupisz, ale może źle szukam. Co do pasa od Garmina i innych z ANT - znalazłam tematy sprzed 2-3 lat, w których ludzie łączyli się przez ANT+ na smartfonach, więc powinno nadal to hulać. W razie czego masz 14-dniowy zwrot, jeśli kupisz coś nowego. Chyba że ktoś na forum korzysta z takiego rozwiązania i może Cię zapewnić, że to rozwiązanie nadal funkcjonuje. Na tej stronie twierdzą, że tak: https://www.thisisant.com/directory/
  13. To jest alternatywa dla BT, czyli sposób łączenia. Podobno mniej z nim kłopotów typu zerwane połączenia, mniej też zakłóceń (nie mam porównania, ale też nie demonizowałabym BT). Rozwiązanie przyszłościowe, ponieważ jeśli zaczniesz trenować na poważnie - jak powiadają mędrcy - skończysz z Garminem. A Garmin łączy się z akcesoriami tylko przez ANT+, więc na start oszczędziłbyś na pasie. Wada jest taka, że za 50zł raczej pasa nie kupisz.
  14. Nie każdy pasek dołączany do zegarka złapie telefon. Tańsze nie mają połączenia BT, tylko radiowe, niekodowane (to znaczy, że jak obok Ciebie ktoś też będzie miał pulsometr, mogą być przekłamane wyniki - bardziej problem dotyczy biegaczy). Z kolei droższego nie opłaca się kupować, bo w tej cenie masz Garmina dedykowanego na rower. Teoretycznie lepszym rozwiązaniem (bardziej przyszłościowym w kontekście zakupu lepszych liczników) jest ANT+, tyle że ten moduł mają już tylko nieliczne telefony. Tak więc trudno to wszystko kupować na raty, a szkoda. To ile jeździsz to jedno, ale pewnie mimo BTLE i tak bateria w pasie się zjada przy leżeniu. Pisałam Ci wyżej, że według mnie wskazuje dobrze. Skoki i anomalie zdarzą się zawsze - np. na maksymalnym tętnie przez sekundę kwiatek typu 78bpm. Nie wiem, niech wypowiedzą się bogatsi ;) ale ja miałam cztery pasy (Polar FT2 i Kalenji radiowe oraz Medisanę i ten podlinkowany biedronkowy przez BT) i każdy z nich takie przekłamania zalicza.
  15. Oj, trudno mi powiedzieć, bo od jakichś dwóch miesięcy zrezygnowałam z pulsometru. Ale na pewno na 2-3 miesiące bateria wystarczała, a ćwiczę średnio 20-30h w miesiącu. Z tym, że te 20-30h to bitej jazdy, a międzyczasie trzeba by doliczyć postoje dłuższe i krótsze, kiedy bateria też schodzi. Nie wiem, czy nie lepiej Ci odłożyć na Garmina, jak radzi Jacek. Dwie apki plus pulsometr zjedzą telefon na śniadanie ;)
  16. Smartbandy sobie daruj. Zabawka, a nie narzędzie. Nie mam, nie miałam, powtarzam liczne opinie z neta. Mam za to pulsometr z pierwszego linku (wydaje mi się, że idzie go znaleźć taniej). Działa, tylko żre nieco baterię i na około 50% zaczyna już przekłamywać lub gubić połączenie. Rozwiązaniem jest blister bateryjek - kupuję za około 10zł w IKEI i mam na długi czas. Edit: Tak się składa, że ta opaska ma połączenie zarówno BT, jak i zwykłe z pulsometrem (znaczy się zegarkiem takim na rękę). Wskazania są podobne (takie same?), choć oczywiście zdarza się, że telefon łapie chwilę opóźnień lub przekłamuje przez sekundę czy dwie. Ale nie widzę w tym problemu, bo nikt nie robi aż tak krótkich interwałów, tylko trzyma się kilka sekund w jakiejś strefie. To z telefonem i opaską jest do zrobienia. Zegarek z funkcją pulsometru mam z Decathlonu, ale sprawdzałam go z Polarem i wskazania są takie same. Widzę, że Lukasz niedługo z akcesoriami przekroczy wartość roweru :D
  17. A czy w razie czego Mio można ładować z powerbanku w trakcie jazdy? I ciekawi mnie jeszcze, czy z serwisu Mio bez problemu można eksportować ślad GPX?
  18. unavailable

    Green Velo

    Przestałam czytać w połowie, bo mnie zazdrość tłucze ;) Pogoda coraz gorsza, dzień coraz krótszy, zaległości przez wakacje mnóstwo, a najchętniej już dziś spakowałabym manatki i wsiadła w pierwszy pociąg do Przemyśla :D
  19. A patrzyłeś na ten street view w Puszczy Niepołomickiej? ;) Korzystam z tego narzędzia, ale w tym konkretnym przypadku mówimy o zamkniętym rezerwacie, więc jest tylko jedna nitka, poza tym nie można ocenić nawet początków i końców innych dróg, stąd moje pytanie o inne źródła.
  20. No to poeksperymentuję. Jak zmieniłam kolejność podkładek, to zamontować się udało, nigdzie nie trze, ale resztę trzeba będzie sprawdzić w praktyce.
  21. Miałam w sumie pięć, cztery fabryczne. Tę niefabryczną (crossowa) założyli mi w serwisie, który był jedną wielką komedią, bo nie dość, że jedną dętkę zmieniano ponad 10 minut (w dodatku przyniosłam im samo koło, bez roweru), to jeszcze nie sprawdzili, czy opona jest okej. Nie była, został wbity drut, 30km dalej zaliczyłam kolejnego kapcia. To oczywiście nie było winą dętki, jednak przy łataniu z opony wyciągnęłam sypiącego się flaka, którego całe czarne wióry zostawały na rękach. Fabryczne natomiast mam/miałam w dwóch Tribanach. Rowery mają około miesiąca, nie są pompowane na maksa. Najpierw po przejechaniu niespełna 100km wybuchła jedna dętka. Wczoraj w drugim rowerze, tym razem już po jakichś 500km, wybuchła druga. Obie dziury nie do załatania, ponad 5mm średnicy.
  22. Jeśli nie zmieniłeś fabrycznych opon, to 700x35/45. Ta druga wartość może się różnić, niektórzy producenci sprzedają 43, inni 45c, ale dla Ciebie i tak jest ważne, żeby pasowało do opon 700x35, bo takie widzę w katalogu. Na wszelki wypadek sprawdź jednak oponę, czy na pewno ma taki rozmiar. Oprócz rozmiaru ważny jest zawór. U Ciebie Schrader, w skrócie SV. Jak się nie chcesz zarypać z pompowaniem, koniecznie dłuższy: 48mm. Podsumowując: dętka 700x35/45, Schrader SV, 48mm. Ja kupuję od lat Kendę, bo można ją dostać za dychę, a nie jest badziewna. Odradzam obiema rękami Decathlon (B'Twin) - nie miałam jeszcze z nimi żadnego pozytywnego doświadczenia (no dobra, jedno - dały ostatnio radę na 250km pielgrzymce. Po czym w domu kolejna strzeliła samoistnie). Nie brałabym też CST i Rubeny, ale mój uraz do tych marek pochodzi z opon. I nie kupuj tego na zapas nie wiadomo ile, bo szkoda, żeby się zleżały. Można oczywiście złapać cztery kapcie w tydzień, ale bywa, że nie złapie się nic przez cztery lata.
  23. Jak Cię żona nie wyrzuca, to nie trzeba współczuć, tylko zazdrościć ;)
  24. Tak głupio zapytam - a czemu nie? Nie będą hamować, zniszczę obręcze czy coś jeszcze innego? Tak głupio pytam, bo po prostu mi się pelętają nowiutkie i się marnują ;)
  25. Mam dokładnie to samo, co Maciej. Na szczęście pracuję zdalnie, ale mimo wszystko czasem wolałabym zlecić czarną robotę komuś, kto zrobi to szybciej i profesjonalniej (szczególnie, że mi brakuje siły np. na bawienie się z korbą). Jednocześnie współczuję wszystkim panom, bo póki mieszkałam z mamą, to nie było mowy o zrobieniu czegokolwiek w domu, a jak się nie ma garażu ani sensownej piwnicy, to jedyna możliwość.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...