Skocz do zawartości

Dedykowany GPS vs Smartwatch vs iPhone


Rekomendowane odpowiedzi

@jajacek  Wiem! Nie czuć było w moim wpisie żartu i autoironii? To  chyba muszę bardziej spasować... ? ?
@Baga

2 godziny temu, Baga napisał:

Nigdy nie próbowałem podróży z rowerem (pociąg czy samolot) bo się poję, że ktoś porysuje, zniszczy i t.d.

Tu moim zdaniem w takim razie trzeba jasno powiedzieć jeszcze jedno - zarysowanie, czy uszkodzenie sprzętu ( nie mówię tu o czyimś ewidentnie intencyjnym działaniu) prawdopodobnie będzie Ci się zdarzać -  przez losowe zdarzenia, czy nawet własne niedopatrzenia; jest chyba raczej niemożliwe, żeby nie. I chyba lepiej się z tym pogodzić. Ja na początku tak miałem, zwłaszcza przy ostatnich trzech trekkingach - kupowanych z pełną świadomością tego że to już jest "moje" przemyślane w każdym calu i prawie że stworzone specjalnie dla mnie  - że każda ryska otwierała nieomal bezdenną otchłań czarnej rozpaczy. Ale w pewnej chwili zdałem sobie sprawę że to jest jeden z tych brutalnych morderców o których pisałem wcześniej. Nie jest teraz oczywiście tak, że teraz "mi wisi" co się stanie; staram się minimalizować uszkodzenia, ale mam dużo większy dystans. Kurczę, przecież w końcu to tylko rower. Nie jest bezwzględnym przyczynkiem do mojego życia/szczęścia/zbawienia/wstaw sobie Twój własny parytet. W dużym stopniu oczywiście przyczynia się(mam nadzieję) do tego, ale bezwzględnym warunkiem nie jest. I nikt mnie pod koniec życia nie będzie rozliczał z tego jak dbałem o rower.


Ale...

 

W  2004 roku pojechaliśmy z kolegą z Lublina przez Białystok, Białowieżę, Pisz i Olsztyn na Mierzeję Wiślaną. Powrót był (z Gdańska do Lublina) właśnie pociągiem - i to bez żadnych specjalnych wagonów czy miejsc rowerowych. Po prostu, władowaliśmy się z rowerami do ostatniego wagonu i przez prawie 10 godzin warowaliśmy przy nich na zmianę. I wiesz, nie tylko żadnemu rowerowi nic sie nie stało, ale jestem pewien, że jakieś zarysowanie czy inne nie zniszyłoby mi tej frajdy z jazdy. Mało tego, ten kolega  na kilka kilometrów przed dworcem w Gdańsku wpadł na latarnię i rozbił koło - do tego stopnia że nie był w stanie jechać - musieliśmy te ostatnie kilometry przedyrdać perpedesz . I też to nie miało wpływu na jego nastrój ?

Także to Ci się może zdarzyć, ale nie musi. Ale czy z tego powodu zrezygnujesz z realizacji zamiarów? Może nie warto, bo sumarycznie może to nie mieć znaczenia, albo małe w porównaniu do zysku.

Wydaje mi się że warto rozważyć taką perspektywę.

Odnośnik do komentarza

Jeździłem bardzo dużo z rowerami poza miejsce zamieszkania, głównie w góry ale głównie wożąc rowery samochodem. Trochę wożąc na dachu ale po paru przypadkach już tylko w środku. Preferujemy z kumplami styl oblężniczy. Czyli okopujemy się w jakimś komfortowym pensjonacie w górach i stąd eksplorujemy okolicę wracając co dzień do miejsca gdzie mamy wygodne łóżko, łazienkę z ciepłą wodą i dobre jedzenie. Latając np. na Cypr, do Turcji  czy na Teneryfę, wypożyczaliśmy rowery na miejscu. Finansowo do 10 dni wychodzi na to samo co wozić własny a połamano już kolegom rowery na lotniskach więc szkoda ryzykować. Zrobiłem ze 2-3 tripy z bagażem ze znajomymi ale styl sakwowy nie jest dla mnie. Strasznie ogranicza zasięg i bardzo ciężko się jedzie. Jak już to wolę styl "travel light". Zrobiliśmy takie dwa dni pociągiem. Rano w sobotę w 2h byliśmy na Mazurach. Zrobiliśmy 130 mając małe plecaki ze szczoteczką i pastą do zębów, klapkami i bokserkami do spania. I następnego dnia 150 do pociągu. Mój kolega, gdzieś tu opisany na forum Ultracyborg Cezary Urzyczyn, ścigał się tak przejeżdżając w 9 dni ponad 3100 km na rowerze szosowym z bagażem objętości może 10 litrów ?

@Baga
Koleje Mazowieckie są ok. Ale trzeba jechać kiedy nie ma tłumów bo w tłumie faktycznie rower może zostać sponiewierany ?

Odnośnik do komentarza

Zabawna dyskusja co do rys. Oczywiście nie lubię jak coś się rujnuje i t.d. Nie jest to przyjemne, ale to są rzeczy i nie można z nich robić bożków. Mam nowe auto i to jest oczywiste, że powstają odpryski, sąsiad lekko otarł drzwi i t.d. Staram się pilnować, ale nie wstawiam auta do muzeum, tylko używam. Co innego są rzeczy, które się pojawiają przy używaniu, a co innego to chamskie traktowanie przez linie lotnicze. Rzucają bagaże i t.d. Więc generalnie mam problem z tym, że coś się psuje nie ze zwględu na użytkowanie, lecz z powodu beztroskiego traktowania przez inne firmy. Później oczywiście możesz wystąpić z odszkodowaniem i t.d. ale wiemy jak to jest. Zawsze tracisz. Więc....po Polsce to wolę przewieźć rower samochodem:-)

Odnośnik do komentarza
18 godzin temu, jajacek napisał:

i prędzej czy później odpadają po czym połowa wzdycha z ulgą ?

Tak są tacy. teraz jest łatwiej bo pada nagle hasło: jedziemy, bo zimno i sprawa rozwiązana. Ja sam odpadałem z tą koniną kilka razy ale jak Wańka wstańka na następny raz melduję się gotowy. Teraz głownie jest jazda na MTB i innych "zimowych" rowerach. Zobaczymy co będzie latem na szosach.

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, KrzysiekzLublina napisał:

kolega  na kilka kilometrów przed dworcem w Gdańsku wpadł na latarnię i rozbił koło

A jak on tego dokonał? ?

 

6 godzin temu, KrzysiekzLublina napisał:

Tak dobre, że moim zdaniem to zgrywa. Bo to chyba niemożliwe, żeby ktoś na poważnie prowadził taką dyskusję.

No chyba sobie kpisz. Oczywiście, że takich ludzi są dziesiątki, wystarczy wystawić prawie nowy rower lub na przykład telefon na OLX na sprzedaż, to zadzwonią do Ciebie i będą marudzić, że jednak widać, że opona przejechała po ulicy, a z ekranu ktoś zdarł folię z napisami modelu i marki ?

Co do defektów wizualnych, to też mam małego bzika na tym punkcie i dlatego zresztą wolę kupować rowery używane i nie za drogie, bo zwykle już ktoś za mnie pierwszą rysę zrobił (a ta pierwsza boli najbardziej), a poza tym jak coś nie kosztowało połowy nerki, to mniej żal. Tak że do końca autora linkowanego wątku nie rozumiem. Ja tam regularnie jakieś kropeczki markerem robię na ramionach korby albo kierownicy, w razie potrzeby ? I jeżdżę dalej. O samolotach się nie wypowiem, ale pociągów nie ma się co obawiać. Jeździłam kilkakrotnie, bez zastrzeżeń. We wrześniu jak wracaliśmy z pielgrzymki do Częstochowy, okazało się, że nasza grupa wykupiła wszystkie bilety na rowery, więc cały przedział z hakami był zapchany na full, jednak odległości są na tyle mądrze zaprojektowane, że żadnemu z naszych rowerów nic się nie stało. Jeden gość był dość przejęty i na każdym kroku pilnował, żeby przypadkiem ktoś nie oparł swojego roweru o jego, bo miał karbonową ramę Orbei i do tego karbonowe koła Spengle, ale u niego też obeszło się bez szwanku.

Odnośnik do komentarza
14 godzin temu, Elle napisał:
21 godzin temu, KrzysiekzLublina napisał:

kolega  na kilka kilometrów przed dworcem w Gdańsku wpadł na latarnię i rozbił koło

A jak on tego dokonał? ?

Wiesz, to było ostatniego dnia dużej, superfajnej, ale jednak męczącej wycieczki - myśmy wtedy w ciągu jedenastu dni machnęli 1000km. Właściwie nawet nie w tyle, bo po dojeździe do Marun koło Barczewa( okolice Olsztyna) odpoczywaliśmy u rodziny cztery dni. Średni dystans dzienny mieliśmy wtedy ok 80 km, a faktyczny "roboczy" - nie licząc tego czterodniowego lajtu wahał się od 96 do 168 km. I pamiętam, że po minięciu tablicy miejscowości w Gdańsku, dopadło nas takie rozluźnienie - zaczęliśmy sobie na luzie gadać, żartować, trochę się wygłupiać, a przejeżdżaliśmy przez taki most na którym latarnie były pośrodku chodnika( DDR-ów tam nie było). No i chyba przez zagapienie i rozkojarzenie tak sie stało....

Ale powiem Ci więcej - mojemu bratu za naszych szczenięcych lat(czyli jakieś trzydzieści parę lat temu) zdarzyło sie rometowskim pelikanikiem przygrzmocić w betonową latarnię z taka siłą, że przednie koło poszło na złom - bo nie dało się go uratować. Jakim cudem widelec i rama to przeżyły - bo rower jeździł potem jeszcze dłuuuugo, tego do dziś nie pojmuję. Wypadki chodzą po ludziach, jakkolwiek nieprawdopodobne by się to nie wydawało ?

 

14 godzin temu, Elle napisał:

No chyba sobie kpisz. Oczywiście, że takich ludzi są dziesiątki, wystarczy wystawić prawie nowy rower lub na przykład telefon na OLX na sprzedaż, to zadzwonią do Ciebie i będą marudzić, że jednak widać, że opona przejechała po ulicy, a z ekranu ktoś zdarł folię z napisami modelu i marki ?

20 godzin temu, KrzysiekzLublina napisał:

Tak dobre, że moim zdaniem to zgrywa. Bo to chyba niemożliwe, żeby ktoś na poważnie prowadził taką dyskusję.

 

Nie kpię sobie absolutnie - mówię poważnie. Jasne że przy zakupie jest trochę inaczej, sam zresztą teraz szukam samochodu, więc wiem jak to bywa.
Niemniej jednak tamta sytuacja jest tak ekstremalna, że - powtórzę - albo to zgrywa, albo - i tu wyrazy współczucia dla człowieka - gość jest po prostu upośledzony. Ale upośledzenie o tak głębokim stopniu musiałoby skutkować całkowitą niezdolnością do funkcjonowania w społeczeństwie. A zobacz na jakie rzeczy człowiek zwraca uwagę, jakich argumentów używa. Moim zdaniem to taki żart.

Odnośnik do komentarza

Ja jednak obstaję przy współczuciu, bo już tylu dziwnych ludzi pokazał mi internet, że aż trudno uwierzyć, żeby trzeba było taki kawał robić specjalnie ? Z tym zakupem też nie przesadzajmy - również kupuję bardzo dużo rzeczy używanych (zaryzykowałabym, że więcej niż nowych) i choć, jak wspomniałam wyżej, jestem trochę upośledzona (większość używanych przeze mnie rzeczy całkiem sporo ludzi nazywa nowymi :P), to jednak nie do tego stopnia, aby nie brać pod uwagę, że "normalne ślady użytkowania" zdarzają się i rzeczom nowym, a co dopiero takim, które jednak nie przeleżały pół roku w pudełku. Aczkolwiek miałam takiego kuzyna, który jako dziecko miał coś w rodzaju nerwicy natręctw - potrafił na przykład z linijką ustawiać rzeczy na półce. Podejrzewam więc, że takiej kropki na kierownicy mógłby nie przeżyć.

Odnośnik do komentarza

Mam znajomego który ma pewien defekt psychiczny - manie prześladowczą - wszędzie go śledzą, każdy na niego zerka, spiski węszy gdzie ich nie ma, na policje nosi co chwila tablet, telefon i kompa aby sprawdzili mu czy przypadkiem nikt go nie podsłuchuje. W zasadzie chory człowiek ale - gdy go zapytasz o cokolwiek z dziedziny w której jest fachowcem to Ci bardzo miło, kulturalnie i uczciwie poda wszystko na tacy w ogóle nie wtrącając swojej psychozy w rozmowę - z tym jest bardzo skryty i dopiero jak się z kimś zżyje to wtedy te natręctwa wychodzą. Nie jest przy tym natarczywy - sprawia wrażenie opanowanego i jedynie mocno zaintrygowanego problemem szpiegowania - niemniej jesli po raz 10 słyszysz to samo pytanie "czy ty wiesz że mnie śledzą" to zanika wątpliwość - ten człowiek niestety ma defekt. Oczywiście bierze leki ale to wspomaga go jedynie w tym aby był opanowany i nie popełniał gaf dużych - poza tym funkcjonuje normalnie a nawet pracuje ? na pół etatu w kontrolowanych warunkach ...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...