NoOnesThere Opublikowano 27 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 27 Stycznia 2018 Zazdroszczę takim, dla których ważne jest to, że startują, a nie to, czy wygrywają. Ja też. Bo to znaczy, że są tak potwornie bogaci, że nie muszą się niczym przejmować. Większość polskich sportowców jak nie wywalczy stypendium to mają pozamiatane, bo ich nie stać na nowe rowery, narty, motory, obozy przygotowawcze, itd. Odnośnik do komentarza
PawelGeo Opublikowano 27 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 27 Stycznia 2018 W biegach ulicznych na Podkarpaciu bierze udział wielu Ukraińców. Dwa albo trzy lata temu była taka sytuacja, że organizator jednego z biegów ogłosił w dzień startu, że zawodnicy z czołówki zostaną poddani kontroli antydopingowej. WSZYSCY Ukraińcy, którzy regularnie stają na podium zrezygnowali ze startu :D Tajemnicą poliszynela jest stosowanie niedozwolonych środków w środowisku kolarzy amatorów. Powinna chyba być osobna klasyfikacja amatorów i „amatorów”. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 27 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 27 Stycznia 2018 Wiesz, dla mnie nie robi różnicy, czy jest to doping prawdziwy, czy udawany. Lubię oglądać sport i nie myślę nad tym wiele, ale tyle mi wiary w to wszystko zostało, że dałabym sobie niemal głowę uciąć za to, że bierze każdy bez wyjątku, zaś cała zabawa polega wyłącznie na tym, kto ma lepszy sztab medyczny. Obecny sport, jakikolwiek, dawno przekroczył granice ludzkiej wytrzymałości i odporności - za wszystkim stoją różnego rodzaju specyfiki i trzeba jedynie wiedzieć, który już pojawił się na liście, a który jeszcze nie i w jakich to wszystko ma być ilościach. Tak więc dużo bardziej rozumiem tych, którzy wygłaszają opinie, żeby to wszystko uwolnić i niech każdy truje się na własne życzenie, aniżeli tych, którzy są czyści jak "łeza", nic w życiu nie wzięli i kogokolwiek, u kogo wykryto niedozwoloną substancję, wieszaliby na drzewach dla przykładu, a przynajmniej dożywotnio dyskwalifikowali. Jakby faktycznie ci sportowcy naprawdę mieli skończone fakultety z medycyny i chemii, i doskonale wiedzieli, jaką malagę na uszy nawijają im ludzie, którym ufają. A komuś ufać trzeba, bo nikt nie jest samowystarczalny. Oczywiście, że są starzy koksiarze, którzy robią to na bezczela, ale nie wierzę, że wśród dopingowiczów nie ma zwyczajnych naiwniaków, którzy gotowi są wziąć jakąś substancję, co do której lekarz twierdzi, że jest dozwolona. Nie zawsze wyłącznie po to, by wygrać. Czasem tylko po to, żeby nie bolało albo szybciej się zregenerować. Ja też. Bo to znaczy, że są tak potwornie bogaci, że nie muszą się niczym przejmować. Większość polskich sportowców jak nie wywalczy stypendium to mają pozamiatane, bo ich nie stać na nowe rowery, narty, motory, obozy przygotowawcze, itd. Ja nawet nie miałam na myśli bogaczy, tylko ludzi, którzy startują dla przyjemności i własnej satysfakcji, a nie obsesji doskonałości. Obojętnie na jakim poziomie. Choćby rywalizacji Endomondo czy Pucharu Sołtysa Wąchocka. Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 27 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 27 Stycznia 2018 Wątek zrobił się bardzo dynamiczny. Postaram się odnieść do paru rzeczy.1. Banaszek/PZkolBanaszek po objęciu władzy próbował zaprowadzić swoje porządki. Do jego przyjścia, niemal jedynym sponsorem było CCC. Nie jest do końca jasne czy CCC było w rzeczywistości sponsorem czy też beneficjentem środków przekazywanym przez Ministerstwo Sportu. Nie wiadomo dokładnie czy dokładało się do PZKol jak twierdzi czy też otrzymywało więcej niż wkładało. Umowy sponsorskie były bardzo niejasne i podobno niekorzystne dla PZKol. Banaszek próbował je zmienić. Pojawili się za jego kadencji również nowi sponsorzy, Orlen i 4F. Ten ostatni będący w pewnym stopniu konkurentem rynkowym CCC.Z tym audytem to nie wiadomo do końca jak by było. Na audyt, którego zakresu dokładnie nie znamy, ale nie wygląda na to żeby dotyczył finansów związku bo takowe były kontrolowane przez innych audytorów jesienią 2016 po objęciu władzy przez Banaszka, nastawał podobno Dariusz Miłek, właściciel CCC. Zlecono go firmie Price Waterhouse Coopers żeby mogli mieć wgląd do części dokumentów PZKol. Na co zgodę musiał wydać Banaszek i wydał. W jakimś momencie Banaszek cofnął zgodę. Jak twierdzi, po tym jak audytory zaczęli się interesować nie tym co było przedmiotem audytu. Czyli umowami sponsorskimi, kosztami utrzymania toru itd. Banaszek twierdzi że zarządał przedstawienia dotychczasowych wyników audytu. Audytorzy podobno odmówili ale podobno zapoznali z nimi wiceprezesa Kosmalę, człowieka Miłka, Miłka i być może Ministra Sportu lub jakiegoś jego człowieka. Jednocześnie, na co są nagrania, Miłek zarządał żeby Banaszek podał się do dymisji bo utracił do niego zaufanie.Kiedy Banszek odmówił, Kosmala przekazał do mediów info że w PZKOl była wielka afera obyczajowa i finasowa, której głównym oskarżonym miał być jeden z najbardziej zasłuzonych trenerów (nie chiałbym tu szafować nazwiskami tym bardziej że dużo wskazuje na to że to kalumnie bez pokrycia) i że rzekomo przekazano to Banaszkowi, który nic z tym nie zrobił czyli że jest temu winny bo rzekomo chciał zamieść sprawę pod dywan. Okazało się że zarzuty dotyczą okresu sprzed jakchś 6 lat i dotyczą spraw mających miejsce w kobiecym teamie CCC MTB, Banaszek moim zdaniem dobrze zrobił że nie chciał publicznie zasłużonemu człowiekowi zrobić z życia piekła bez dowodów. Poza tym nie było w jego kompetencji prowadzić śledztwo co się kiedyś działo w prywatnej grupie CCC, bo nie dotyczyło to ani jego ani bezpośrednio PZKol. Przekazał info o sprawie do ministerstwa i prosił ministra o spotkanie i rozmowę. Minister odmówił. Wygląda na to że Kosmala i CCC przekupili sprzedajnego dziennikarzynę, Kamila Wolnickiego, bo rozpoczął on serię artykułów szkalujących Banaszka. Wciągnęli też z niebytu byłego prezesea Walkiewicza, skazanego prawowomcnym wyrokiem za niegospodarność, który twierdził że widział że Banaszek na zagranicznych kongresach szlaja się w stanie upojenia alkoholowego. Po serii tych artykułów huraganowy atam przypuscił Minister Sportu, który zarządał ustąpienia wszystkich członków zarządu. Ustąpili wszyscy oprócz Banaszka. Banaszka oraz przedstawiciela Ministerstwa Sportu wezwano na posiedzenie komisji sejmowej żeby wyjaśnić "aferę". W toku wyjasnień ustalono że żarzuty ministerstwa nie mają żadnych podstaw oprócz doniesien prasowych a minister kłamie. Patrząc na chronologię zdarzeń oceniam że była to ustawka przygotowana przez Miłka, ministra, Kosmalę i 1-2 dziennikarzy, mająca na celu zdyskredytowanie nieposłusznego prezesa i przejęcie władzy i kontroli nad związkiem i pieniędzmi od Orlenu i 4F.Banaszek zwołał walne na którym głosowano votum neufności przeciwko niemu. Zaufało mu jakieś 45 delegatów, przeciwko było ok. 15 w tym Czesław Lang i jego córka, będąca obecnie ważnym działaczem koarstwa międzynarodowego.Za jego pozostaniem byli m.in Tadeusz Mytnik, Andrzej Domin, właścicel wielu grup kolarskich i wielu znanych działaczy i kolarzy. Nie są to ludzie głupi i łatwowierni więc nie wierzę żeby uważali że działał na szkodę związku.Próbowano coś się dogadać z ministerstwem i sprawy poukładać ale minister się postawił że nie. W międzyczasie na konto związku wszedł komornik i uniemożliwił noramlnie fukcjonowanie. Plus pojawiły się kontrole NIK, ZUS, PIP, prokuratura. Czyli generalnie stare ubeckie metody i ściśnięty za gradło Banaszek nie miał wyjścia i podał się do dymisji. Jednocześnie Czesław Lang pojawił się wraz z ministrem na wspólnej konferencji oznajmiając ratowanie polskiego kolarstwa.Jakie dokładnie były kulisy tego wszystkiego, kto miał i nie miał racji nie mnie oceniać ale z grubsza taka była chronologia wydarzeń. Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 27 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 27 Stycznia 2018 2. DopingJest był i będzie. Szczególnie tam gdzie są duże pieniądze. Czy jest możliwy sport bez dopingu? Szczerze wierzę że tak.Uważam że w tenisie, który obok kolarstwa jest moją największą pasją, zawodniczki takie jak Woźniacka, Halep, Kerber czy Radwańska są wolne od dopingu. Niestety nie mogę tego powiedzieć o panach. Od dawna pojawiają się podejrzenia dotyczące Nadala i paru innych czołowych zawodników. Uważam że poziom na który wprowadzili tenis Nadal, Djokovic, Federer i Murray jest nieludzki. Bardzo wątpię żeby można było utrzymywać się na takim poziomie tak długo bez farmakologii. W tenisie kobiecym jest inaczej. Mecze są krótsze, nie tyle decyduje siła fizyczna i wydolność ile psychika, która u pań jest często nazwijmy to "bardzo wraźliwa". Wszystkie zawodniczki czołówki są na wysokim poziomie technicznymi i fizycznym i często decyduje dyspozycja dnia. Co do sióstr Williams to ostatnie doniesienia mówią że przez długie okresy czasu zezwalano im na stosowanie środków uznanym za doping na receptę, co klepnięto przez lekarzy i zarząd związku tenisowego. Co by nie mówić one chorowały i środki te pozwoliły im szybciej dojśc do siebie. Pytanie czy powinno to mieć miejsce czy nie.Co do kolarzy. Historia kolarstwa jest nierozłącznie związana z dopingiem. Słynny francuski mistrz Tour de France, Jacques Anquetil wprost powiedział że tylko idiota może oczekiwać że można wygrać taki wyścig o chlebie i wodzie. Stąd też pochodzi popularne powiedzenie że jechał paniagua (pan=chleb, agua=woda) czyli au naturell :) czyli bez wspomagania.Prawie wszyscy wielcy kolarscy mistrzowie zaliczyli w swojej karierze wpadki dopingowe. Eddy Merckx, Miguel Indurain, Lance Armstrong, Alberto Contador a ostatnio Chris Froome.Czy mistrzowie tacy jak LeMond i Hinault byli na dopingu? Tego się nie dowiemy bo nigdy ich nie złapano. ale Armstronga też nie złapano a wiemy że brał. Osobiście uważam że jak się ścigasz z bandą dopingowiczów to nie wygrasz z nimi nie biorać. Więc zakładam że też brali.Stan obecny. EPo jet nadal obecne i co chwilę ktoś na nim wpada. Uważam że można wygrywać wyścigi jednodniowe bez dopingu. Sądzę że Sagan, Kwiatkowski, Poljański, Wiśniowski, Marczyński, Przemek Niemiec są czyści. Jedyny nasz kolarz, który ma jakieś osiągnięcia w wyścigach wieloetapowych to Rafał Majka. Mam nadzieję ze jest czysty. Ogólnie sądzę że jest dużo mniej dopingu w kolarstwie niż było. Kontroli jest dużo i są niezapowiedziane. Nie mam jednak wątpliwości że są tacy, którzy umykają kontroli. Mistrzowie apteki. Tu wyróżniam dwóch. Davide Rebellina. Były srebrny medalista olimpijski, któremu odebrano medal z EPO. Przez jakiś czas zawodnik CCC w którym został zatrudniony razem ze swoim kumplem, innym dopingowiczem zdyskalifikowanym za EPO, Stefanem Schumacherem. Rebellin ma 46 lat i nadal wygrywa wyścigi. Czy sądziecie że jest możliwe żeby w tym wieku pokonał młodziaków bez super apteki? Jestem pewien że nie.Drugi to Chris Horner, nieoczekiwany zwycięzca Vuelty sprzed paru lat, gdzie w wieku ponad 40 lat, pokonał będącego w świetnej formie młodego Nibalego. Nikt nie wierzył że było to uczciwe zwycięstwo. Na niczym go nie złapano ale żaden team nie chciał zatrudnić zwycięzcy Vuelty (!) co samo w sobie jest najepszym dowodem.Świetne są tłumaczenia niektórych kolarzy. Ostatnio jeden udowadniał ża mama przez pomyłkę dosypała mu swoje leki będące dopingiem do makaronu :) To tak jak kiedyś francuski tenisista Gasquet udowadniał że kokaina w jego organizmie pochodziła od laski, z którą się całował w dyskotece, która wcześniej ją przeżuwała :)Ruscy i całe byłe ZSRR koksuje na potęgę. Nie mają takiego know-how jak zachód, takich warunków do treningu, sprzętu itd, to nadrabiają koksem. Czy ich potępiam? Nie. Sport jest dla większości z nich jedyną sznasą wybicia się. Są w nim duże pieniądze więc pokusa jest bardzo duża.Natomiast absolutnie nie mogę się zgodzić z Elle że należy zaprzestać kontroli i niech każdy koksuje czym chce. Nie wiem czy mój syn będzie zawodowym sportowcem, ale mam nadzieję że nigdy nie będzie zmuszony sięgnąć po doping ani że ja jako rodzić nie będę nigdy brał w tym udziału i musiał patrzeć jak naraża zdrowie niebezpiecznymi substancjami.Co do szachów czy bardziej mi bliskiej dziedziny, brydża, co chwilę są afery. Obecnie najsłynniejsza polska para brydżowa jest zawieszona za przekazywanie sobie niedozwolonych informacji za pomocą gestów. Nie sądzę żebyście zdawali sobie sprawę ile ci ludzie zarabiali na brydżu. Szacuje się że ponad milion dolarów rocznie. Grając w lidze chińskiej i amerykańskich i europejskich turniejach oraz z bogatymi sponsorami.Co do Ukrańców czy Białorusinów w biegach czy wyścigach wystarczy przestać dawać nagrody pieniężne. W wyścigu kolarskim mogą zarobić 300-500 zł. To jest równowartość ich pensji w swoim kraju. Sięgają więc po wszelkie metody.Wsród naszych amatorów doping jest w wyścigach Masters czyli byłych zawodników i topowych amatorów. tu ego jest czasami niezmierzalne i wożenie się trzymając się samochodu, EPO i inne substancje są w powszechnym użyciu.Któregoś roku przyjechała kontrola anydopingowa na Mistrzostwa Polski. Połowa odmówiła poddaniu się jej. Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Przeczytałem od początku. Przeraziło mnie to wszystko. Wiem, że doping jest wiem że jest kasa. Znam ogólnie to co tu pisze Jacek. Ale przeczytać to w skrótowej formie to robi wrażenie. Kiedyś moja córka ćwiczyła karate i startowała w zawodach dla dzieciaków. Wyników nie miała bo ani ja ani ona nie byliśmy nastawieni na medale. Traktowaliśmy to na lekko, a najważniejsze że się ruszała. Ale już wtedy widziałem jakie parcie na wynik mają niektórzy rodzice. Ostre treningi, wyjazdy na każde zawody, dopingowanie dzieci w dość ostry sposób - na zasadzie "musisz, nie bądź cienias". I ja i córka odpuściliśmy sobie te wyjazdy. I uwaga to były małe dzieciaki. Jak pomyślę co dzieje się dalej to włos się jeży. Nie oglądam sportu żadnego sportu w TV, nie interesują mnie zawody, wyścigi, na rowerze jeżdżę dla siebie. Raz wystartowałem w Poznań Bike Challeng, było fajnie ale mieli być amatorzy, a były zespoły kolarskie i osiągali takie wyniki, że lekko mnie zdeprymowali. Rok temu kolega namówił mnie na rajd na orientację. Było fajnie bo jeździliśmy, bo pogadaliśmy, bo mieliśmy kontakt z przyrodą. Ale nawet tam wystartowały grupy "zawodowców". Firmowe koszulki, sprzęt, parcie na wynik. Przyjechaliśmy z kolegą jako jedni z ostatnich ale dobrze się bawiliśmy, za to nie wiem czy mam ochotę na następny raz. Zresztą spójrzmy na nas samych. Co chwila się z kimś porównujemy (endomondo, strava), mamy parcie na liczby (liczniki, pomiary mocy, kadencji). Zastanawiamy się nad suplementami diety, wysiłkiem energetycznym i innymi bzdurami. Wszystko staramy się policzyć, przeliczyć. Kurde, kiedyś sam chwaliłem się dziennym wynikiem kilometrów na rowerze! I wszystko po to aby poprawić wyniki, żeby być lepszym od innych. Nie ma się zatem co dziwić, że w sporcie zawodowym dochodzi do wynaturzeń. Czy to dopingowych czy finansowych. Jak słyszę czasem jakie zarobki osiągają piłkarze, to nie mam ochoty słyszeć o tym sporcie. Im jestem starszy tym bardziej SPORT kojarzy mi się z czymś złym. Jeżdżę teraz dla siebie, ćwiczę dla siebie. Nie po to żeby mieć wymierne wyniki ale po to żeby się lepiej czuć i zachować sprawność na późniejsze lata. @Jacek, życzę Twojemu synowi sukcesów. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 @Jacku, po pierwsze nie napisałam, żeby uwolnić i huzia!, tylko że dużo bardziej rozumiem ludzi, którzy takie hasła głoszą, aniżeli tych, którzy wierzą w jakąkolwiek czystość sportu zawodowego. Napisałam również, że nie ma dla mnie różnicy, czy doping jest prawdziwy, czy udawany. Dla Ciebie, jak chociażby widać z wypowiedzi, doping to będzie ciągle EPO i inne niedozwolone substancje. A dla mnie nadal jest szajbą, że przysłowiowemu Małyszowi lata temu nie można było dać normalnych leków na grypę, bo to doping, a zarazem wszyscy astmatycy stają rzędami na podiach. A zostać astmatykiem to nie jest raczej duży problem, sądząc po ich wysypie w sportach wydolnościowych. Nie wiesz, czy kiedyś Twój syn też nie zostanie, bo skórka będzie warta wyprawki. Nie, nie życzę ani Tobie, ani jemu takiej historii. Życzę, aby mógł startować na coraz lepszych rowerach i niech to będzie jego jedyne "oszustwo", a resztę wywalczy siłą charakteru oraz mięśni. Nie bardzo w to wierzę, ale jak mi to udowodnicie, to naprawdę osobiście przyjadę do Warszawy się mu ukłonić. Zdecydowanie bliższa jestem uwierzyć Rowerowemu i historii jego córki. Możemy się oczywiście bawić w romantyczną utopię: ach, jaki piękny były sport bez wspomagania. Tylko - co poruszałam na tym forum wielokrotnie - osobiście nie wiem, gdzie kończy się granica wspomagania, a zaczyna oszustwo i szkoda dla zdrowia. Bo często szkodą dla zdrowia - taką czy inną - są już regularne ciężkie treningi. Tak, jak napisałeś - o chlebie i wodzie wygrać się nie da. Potrzeba choćby żeli energetycznych i izotoników. Ci, którzy ich nie mają, będą gorsi. Przesada? Tak. Przesada. Ale to pokazuje sam mechanizm działania. Zaczyna się od batoników i izotoników, potem są środki wspomagające to czy tamto, może nie leki, może suplementy, ale chyba nie powiesz mi, że to wyłącznie zdrowa dieta wraz z kriokomorami czy innymi masażystami sprawiają, że światowa czołówka jest światową czołówką. Jak choćby przysłowiowe meldonium Szarapowej, które żarła przez 10 lat, ale dopiero w 2016 trafiło na indeks środków zakazanych. Ile jeszcze jest takich leków, o których głośno się nie mówi? I w sumie ja się nie dziwię, że się nie mówi, bo na co ma się pochwalić jakiś mistrz takim środkiem? Żeby komisja go wpisała na listę? Czy żeby koledzy wyrównali szanse i też zaczęli go stosować? Nazwisk celowo nie wymieniam. Nie chcę szkalować Włodarczyk, Włoszczowskiej, Lewandowskiego czy innego Stocha. Nie o to mi w tym wszystkim chodzi i mam nadzieję, że zostanę właściwie zrozumiana. I jeszcze słówko, co do Rosjan - "nie mają takiego know-how jak zachód", czyli według mnie zwyczajnie nie wiedzą, jak i czym należy się faszerować. Robią to bez finezji właściwej Zachodowi, tylko - jak to zwykle oni - siermiężnie. Zachód też wprowadzał socjalizm i nikt nawet tego nie zauważył, a jak Ruscy zrobili, to od razu skończyło się zamordowaniem cara i całej opozycji. Dokładnie to samo robią ze sportem. @Rowerowy, zgadzam się z Tobą całkowicie. Oczywiście, że gonimy za liczbami, bo to kręci. Na pewnym etapie życia fajnie udowodnić sobie, że jest się lepszym od kogoś innego. Potem zazwyczaj się mądrzeje i zaczyna znać swoją wartość, i dobrze, że do tego etapu dotarłeś. Ja jeszcze jestem w połowie. Brakuje mi sukcesów, coś tam jeszcze bym chciała zawojować, ale nie mam już naiwności osiemnastolatki, która wierzyła, że "chcieć (zawsze) znaczy móc". Piszesz o poznańskiej Skodzie, którą Allegro promuje na prawo i lewo, a ja Ci powiem, że u nas w Tarnowie od trzech lat organizuje się skromniutki Diecezjalny Bieg Trzeźwości, który ma być takim rajdem z Tarnowa do Tuchowa, tylko nie główną drogą, a szlakami. Rok temu się nie udało, lało jak z cebra, a ja byłam na antybiotyku, ale dwa lata temu, jak byłam, to czołówka wydarła tak, że niektórzy ludzie patrzyli się po sobie. Nie, nie było żadnej klasyfikacji. Nawet nie było czasu mierzonego. Skończyło się jednak tym, że jechałam z jakimś starszym facetem zupełnie inną drogą niż właściwa, bo się to wszystko rozleciało w pewnym momencie. To samo jest rok rocznie na pielgrzymce do Częstochowy. Więc co tu w ogóle mówić o zawodach amatorskich? Tam to może 12-latkowie mają jakiekolwiek szanse, choć to też bardzo często zależy od zasobności portfela rodziców i ich parcia na wygraną pociech. Ale... no właśnie, ale - czy ma mi to odebrać całą przyjemność zarówno z oglądania, jak i uprawiania sportu? Doping dopingiem, zarobki zarobkami, ale radość ze strzelonego gola, wygranego wyścigu, oddanego rzutu/skoku/strzału - u niektórych - potrafi być taka sama, kiedy zarabia 50 milionów i kiedy zarabia 50 tysięcy. Za to sport lubię. Nie do przesady, ale zdecydowanie bardziej niż seriale (te są w ogóle z góry ukartowane) czy wiadomości (to już jest skrajny masochizm). Co do zawodów natomiast... na razie nie biorę udziału, bo wiem, że nie nadaję się nawet na wąchocką ustawkę szosową i szkoda w ogóle opłacać startowe ;) Kiedyś jednak mam w planie zobaczyć, jak to jest. Tyle, że chociażby zbiorowa kraksa nie bardzo mi się uśmiecha i w takim wypadku wolę wariatów puścić przodem, niech się nawet wyzabijają ;) Dlatego zresztą bardziej celuję w brevety czy rajdy aniżeli jakiekolwiek wyścigi. Dla mnie satysfakcją jest pokonać jakiś dystans, siebie z poprzedniego miesiąca, roku, pobić rekord życiowy i tyle. Co jedynie miałam na myśli, pisząc np. o Endomondo - fajnie byłoby mieć czasem do tego jakąś grupę w swoim zasięgu. Bo czasem to jedyna rzecz, która jest w stanie wyciągnąć mnie na siodełko. Odnośnik do komentarza
MaciejRutecki Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 [...]Dla mnie satysfakcją jest pokonać jakiś dystans, siebie z poprzedniego miesiąca, roku, pobić rekord życiowy i tyle. Co jedynie miałam na myśli, pisząc np. o Endomondo - fajnie byłoby mieć czasem do tego jakąś grupę w swoim zasięgu. Bo czasem to jedyna rzecz, która jest w stanie wyciągnąć mnie na siodełko. Dlatego już od dawna zrezygnowałem z grupowych jazdach, bo albo po jakimś czasie robi się z tego towarzystwo wzajemnej adoracji, albo niemal wyścigi o najlepszy wynik. Z drugiej strony brakuje mi rajdów, bo samemu nie zawsze fajnie się jeździ: nie ma do kogo się odezwać. Z podobnych powodów jak np. ktoś na jakimś forum licytuje się doświadczeniem na podstawie kilometrów, wieku itp., to od razu dodaję do ignorowanych. ;-) [...] Na pewnym etapie życia fajnie udowodnić sobie, że jest się lepszym od kogoś innego. Potem zazwyczaj się mądrzeje i zaczyna znać swoją wartość, i dobrze, że do tego etapu dotarłeś. Ja jeszcze jestem w połowie. Brakuje mi sukcesów, coś tam jeszcze bym chciała zawojować, ale nie mam już naiwności osiemnastolatki, która wierzyła, że "chcieć (zawsze) znaczy móc". [...] To chyba kwestia wyrośnięcia z potrzeby udowadniania czegokolwiek i doświadczenia. Z innej beczki: jestem fotografem amatorem. Jak każdy zaczynałem od prostego kompaktu. Później: lustrzanka, wybór coraz bardziej drogich obiektywów, podglądanie czego używają inni i skupianie się bardziej na sprzęcie i zrobieniu zdjęcia niż na samym zwiedzaniu miejsc. Teraz? Jeden, góra dwa obiektywy -- przyjemniej, lżej, a zdjęcia przy okazji fajniejsze. Z powodu dopingu nigdy nie oglądam zawodów sportowych. Także amatorskich, gdzie dochodzi problem, że pojawiają się tam zaawansowani amatorzy, którzy raczej powinni startować w czymś "poważniejszym" niż robić nieuczciwą konkurencję amatorom, których nie stać na treningi czy drogi sprzęt. Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Żeby nie było. Poprawianie SWOICH wyników nie jest złe. Może się trochę zagalopowałem, bo też rozmawiam ze znajomymi o ilości kilometrów, o trasach jakie pokonuję i czasem miło jest połechtać swoją próżność ale ważne żeby nie przesadzać. To co ja uznaję za codzienność oni za wyczyn, bo nie mają na co dzień do czynienia z rowerem. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Posiadanie licznika jest czymś normalnym w dzisiejszych czasach tak samo jak aplikacji rowerowych. I nie jest to złe, dopóki nie staje się jedynym celem. Dopóki nie przesłania tego co ważne i samo w sobie nie staje się celem. Jeździć, liczyć i pogonić za własną słabością powoduje, że bardziej nam się chce. Wczoraj byłem na Gali magazynu Rowertour i nawet tam gdzie mówi się o turystyce, o podróżach, o ciekawych miejscach, przewijają się sponsorzy i pieniądze. Trochę to smutne, a trochę życiowe. Niektórzy chcą jeździć, a nie mają za co, wtedy sponsorzy się przydają. Ważne, żeby komercja nie przesłoniła nam przyjemności z jazdy. :) Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Widzicie, a mnie - nafaszerowany dopingiem czy też nie - dzisiejszy Federer ujął. Bo mi to by czasem beczka EPO nie pomogła, żeby ruszyć zadek i zmobilizować się do kolejnego wyzwania. A gościa, który ma już wszystko i od dawna, wciąż gra jeszcze potrafi cieszyć i wzruszać. Zresztą "dziadkom" zawsze kibicuję podwójnie :) Łechtanie ego naturalnie jest potrzebne i może po prostu mam tego niedobory. Muszę chyba zmienić znajomych :P Bo albo mam Was, czyli ludzi głównie poza moim zasięgiem, albo rzeczywistych znajomych, z których większość w ogóle nie ma rowerów. Problem z nimi jest taki, że choć 20km jest ich szczytowym osiągnięciem, każdorazowo mogę liczyć jedynie na: e, wiadome, że ty masz większe możliwości, to się nie liczy. Jakby mi normalnie z nieba spadły, a nie jakbym sama sobie tej kondycji nie wyjeździła. Na początku mnie to mocno irytowało, teraz trochę olewam, choć chyba w głębi serca trochę to smutne. Tylko u znajomych w Słupsku jestem bohaterem. W ich oczach wyprawa do Ustki jest już maratonem :) Ale to już są dyskusje o ludzkiej mentalności, a i tak zboczyliśmy nieziemsko z głównego tematu :D Tak w ogóle cały czas liczę na ten zjazd forumowy w Łodzi ;) Może chociaż na starcie i mecie się poznamy :D Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 29 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 29 Stycznia 2018 Co za forumowy zjazd? Nic nie wiem...Co do karate to problem z takimi sportami jest taki że jest w kategorii sportów w których wygrywa się na podstawie oceny i widzimisię sędziów jak w łyżwiarstiwe figurowym. Syn mojej kuzynki też trenował ale został tyle razy oszukany że zaprzestał.Jestem od lat namiętnym kibicem boksu zawodowego ale widziałem w nim już tyle oszukańczych werdykatów że wręcz chce się rzygac. Żeby daleko nie sięgać np. naszego Gołoty w walce z Ruizem.W tv ogladam prawie wyłącznie sport. Nie ogladam żadnych programów informacyjnych ani kanałow z reklamami. Mam kilka kanałow filmowych w abonamencie i tam ogladam tylke te filmy, które mają zwykle nie mniej niż 70% pozytywnych recenzji na moim ulubionym serwisie recenzyjnym Rotten Tomatoes.Ze sportu ogladam kolarstwo, tenisa, skoki narciarskie, boks, czasem jakieś ważne mecze piłkarskie czy siatkówki i parę innych sporadycznych tematów.W kwestii parcia rodziców na sulkces jest ona ogromna. I tym większa im większe środki finansowe są zaangażowane. Widac to szczególnie w tenisie dzieci, gdzie rodzice potrafia zainwestować 50-100 tys zł rocznie w dziecko. a słyszałem o przypadkach że rodzice dzieci pobili się na korcie.Też mam znajomego, który w swojego 14-latka w zeszłym roku zainwestował 50 tys zł w kolarstwo. Wczoraj widziałem ogłoszenie na FB że ktos kupi rower dla dziecka o wzroście 135 cm na karbonowej ramie :)Jestem zwolennikiem zmian ograniczających wyścig zbrojeń w młodszych kategoriach wiekowych, do wieku Żaka włącznie, czyli do 12 lat. Zakaz używania kół karbonowych i stożkowych ograniczyłby wielu rodzicom kosztów. PZKol za rządów Skarula, dokonał wielkiej rzeczy. Zamówił setki rowerów szosowych w Unibike i przekazał je klubom. Na zawodach co drugie dziecko na takim startuje. Ok. 12kg w pełni aluminiowy na Shimano Turney, 7 biegów. Na początek wystarczy. Szkoda tylko że nie zamówili przełajówek. Byłyby bardziej uniwersalne. Zamówili też MTB ale na tyhc akurat mało kto jeździ.Sport nie kojarzy mi się z niczym złym. Sam trenowałem przez wiele lat. Nigdy nie miałem do czynienia z dopingiem jako zawodnik. Nikt mi go nie proponował. Koledzy chyba też nie mieli z tym do czynienia. Spędziłem mnóstwo czasu na obozach, trnując, dobrze się bawiąc i poznając fajnych kumpli i dużo pięknych dziewczyn ;)Kiedyś bardziej zwracałem uwagę na statystyki i próbowałem suplementów diety. W zeszłym roku nawet nie wiedziałem ile przejechałem bo zupełnie mnie to nie interesowało. Zrobiłem za pomocą jakiegoś serwisu podsumowanie. 8500 km, ok. 130 dni w siodle. Porównałem się do Cyborga z którym jeżdżę. On 12500 km, 180 dni w siodle. Uznałem że trochę się opierniczałem i w tym roku trzeba spróbować pierwszy raz przekroczyć 10k km i postarać się spędzić 180 dni w siodle :)Uzywania suplementów diety w zasadzie zaprzestałem. Na co dzień zażywam jednak codziennie magnez bo mam jego nieustające niedobory wypłukiwane przez kawę, herbatę i napoje wyskokowe :)Oprócz niego ostatnio cynk i czasem coś na odporność typu rutinacea. Latem bywa że coś na regenerację typu więcej witam i lecytynę. Ale ogólnie pokładam małą wiarę w suplementy.Okazuje się , że miałem nieświadomie do czynienia z dopingiem o czym nie wiedziałem. Bo leczyłem się kiedyś na astmę. Ostatnio odkopałem stare opakowania i okazało się że lekarz zapisał mi salbutamol czyli to na czego przekroczeniu wpadł Froome i jakieś kortykosteroidy wziewne na których łapią m.in kolarzy. Może dlatego tak dobrze mi się swego czasu jeździło :)Co do tego co pisze Elle.Nie uważam żeby żele i podobne suplementy diety stanowiły różnicę na wyścigach amatorów czy młodzieży. Mamy w domu jakieś żele z Lidla. Młody czasem takiego zje, czasem nie. Raczej ze względu na łatwo przyswajalną formę niż na wspomagnie. Nie robi to moim zdaniem żadnej róznicy na wyścigu na tym poziomie. Pierwsi i tak zwykle są pierwsi, nawet na trochę gorszych rowerach i z żelami lub bez. Młody kolegi ma diete opracowaną przez dietetyka, przed i po wyścigu je makaron z warzywami i kurczakiem, ma masaże, sprzęt, obozy w Hiszpanii i nie wiadomo co jeszcze. Mój młody przed wyścigiem je hot doga na Orlenie, popija colą, po wyścigu jedziemy zwykle do Maca albo do Pizzy Huta, zamiast w Hiszpanii trenuje w Górach Świętokrzyskich, w bidonie ma zwykle Warszawską Kranówkę a i tak prawie wszystkich objeżdża. Do żeli i izotoników każdy ma dostęp bo kosztują niewiele i można je kupić w każdym sklepie sportowym lub supermarkecie.Natomiast na poziomie mistrzowskim decydują sekundy lub ułamki sekund. I tam prawidłowa dieta, regneracja powysiłkowa, dozwolone wspomaganie farmakologiczne, masaże, sprzęt i wiele innych elementów ma znaczenie. Wszyscy szukają intensywnie czegoś co da im ten upragniony 1% przewagi. Zarówno sprzetowo, taktycznie jak i farmakologicznie. Tak długo jak nie sięgają po środki znajdujące się na liście substancji zakazanych, nie widzę w tym nic złego. To są zawodowi sportowcy, gladiatorzy szos, kortów i skoczni z których sukcesami wiążą się wielkie kontrakty reklamowe, itd. Trudno się dziwić że zrobią wszystko co w ich mocy żeby wygrać.Mimo to zdarzają się czasem różne naturszyczyki, które nagle pojawiają się znikąd i wszystkich ograją. Obejrzycie film "Najlepszy" to się przekonacie.Ostatnio w modzie sa koktajle z buraków, ryż, makaron i mąka pełnoziarnista. Sam zamierzam spróbować ale naleśniki z mąki pełnoziarnistej wychodzą nędzne i młody powiedział że takich jadł nie będzie. Więc na razie z pszennej luksusowej z konfiturami z Lidla i z bitą śmiaetaną (light :) )Polecam też obejrzeć film La Petite Reine czyli Mała Królowa. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 29 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 29 Stycznia 2018 Wszyscy szukają intensywnie czegoś co da im ten upragniony 1% przewagi. Zarówno sprzetowo, taktycznie jak i farmakologicznie. Tak długo jak nie sięgają po środki znajdujące się na liście substancji zakazanych, nie widzę w tym nic złego. To są zawodowi sportowcy, gladiatorzy szos, kortów i skoczni z których sukcesami wiążą się wielkie kontrakty reklamowe, itd. Trudno się dziwić że zrobią wszystko co w ich mocy żeby wygrać.Ja się im wcale nie dziwię i nie oceniam. Co najwyżej nie do końca rozumiem hecę z listą substancji zakazanych, która co i rusz się zmienia. I uważam, że będąc sportowcem, po to ma się ten cały sztab, żeby nie robić doktoratu z chemii i medycyny, a zlecić to komuś innemu i jemu zaufać. Wkurza mnie więc święte oburzenie ludzi, którzy po pierwszej dopingowej wpadce drą japę o dożywotniej dyskwalifikacji, jakby im samym nie mogło się to nigdy wydarzyć. Rozumiem, jakie są przepisy i zostawmy to przepisom. Dura lex sed lex. Ale dodawanie do tego oburzenia sportowego świata, że wszyscy wiedzieli, a X nie wiedział, to zwyczajnie po ludzku jest dla mnie irytujące. Nie mam pewności, czy wszystkim tym ludziom proponuje się doping, czy zwyczajnie daje się im pewne środki, zapewniając, że są w porządku i już.W moich oczach to taka sama sytuacja jak z księgowymi. Kto prowadził firmę, ten wie, że kombinuje każdy, ale i tu zdarzają się tacy oburzeni, że są święci. Jakby byli, to by już dawno nie mieli firmy. Chyba że... No właśnie - jak definiujemy kombinowanie? Czy to kwestia tego, że przekraczamy prawo, czy wykorzystujemy jego luki, czy może umiejętnie szukamy najkorzystniejszych rozwiązań? I teraz proszę mi powiedzieć, kto z tych prowadzących firmy siedział w kodeksach i sprawdzał, czy księgowy słusznie radzi to czy tamto? Poza tym i księgowi mają różne przepisy - przykład pierwszy z brzegu: zastosowanie umowy o dzieło/zlecenia. Od lat robię to samo, a co i rusz mam na zmianę zlecenie i dzieło. A w razie kontroli urzędu to nie interesuje, co myślał księgowy, bo odpowiada zawsze jedynie właściciel. Wracając do sportu, najlepsza dla mnie była wypowiedź: byłem sportowcem, nikt mi nie proponował dopingu i kolegom też nie, a zaraz potem: brałem leki na astmę, po latach się dowiedziałem. Brałeś, bo coś Ci dolegało, a lekarz dał to, a nie co innego i tyle. Inna sprawa, to ciekawe, czy w latach, kiedy go brałeś, wiedziałeś w ogóle, że to środek dopingujący, czy dopiero teraz, jak dudnią o tym na prawo i lewo. Co zaś do szkodliwości substancji, to nadal jestem zdania, że lista jest widzimisię podpartym jakimś tam stanem badań. Na ile prawdziwym? Też jestem ciekawa, bo nikt tego weryfikować nie chce. Czytałam kiedyś długi artykuł o EPO, jak to jednym pomaga, a innym nie. Co ciekawsze, kiedy połowie grupy dali placebo, a drugiej części EPO (rzecz jasna badani nie widzieli, co dostają), to wcale wyniki EPO-wców nie były zdecydowanie lepsze. Zdarzyli się tacy, którym sama myśl o EPO dodała nieziemskich sił, byli tacy, którym prawdziwe EPO nic nie pomogło lub bardzo niewiele. Coś tam więc łykać trzeba, no i trudno. A czy to jest szkodliwe, czy nie... Różnie bywa. Kilka lat temu trąbili, że olej kokosowy dobry na wszystko i żaden inny. Teraz już wcale nie jest taki super i trzeba uważać, jak ze wszystkim. Więc może, jakby te wszystkie środki uwolnił, to byśmy się prędzej dowiedzieli, jaka jest prawda. A tak to dobrzy się boją (nie zawsze o zdrowie, a często właśnie o dyskwalifikację, bo zdrowie to już dawno przestało mieć znaczenie, sądząc po tym, co robią i ile kontuzji łapią raz po raz), a nieuczciwym nie wiadomo, na ile pomagają konkretne środki, na ile sama myśl, że mają przewagę w ich postaci. Zjazd miał być "pomyślany". W ubiegłym roku pisaliśmy takie luźne gadki, nawet Łukasz się ustosunkowywał. Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 29 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 29 Stycznia 2018 O dopingu wiem tyle ile wyczytałem z książek o kolarstwie. Nie ma żadnych wątpliwości że są substancje, które znacząco poprawiają dyspozycję fizyczną.Jest wiele książek w których można przeczytać o praktykach dopingowych, szczególnie kolarzy. Z ostatnich Wyścig tajemnic, Hamiltona. Jakby ktoś chciał mam w wersji elektronicznej ale chyba po angielsku.W dawnych czasach była to strychnina, koniak, kokaina i amfetamina. Pierwszy "oficjalny" przypadek śmierci na skutek dopingu odnotowano w 1886 roku podczas wyścigu Bordeux-Paryż. Zawodnik zmarł po zażyciu miksu koki, strychniny i kofeiny.Doping stał się oficjalnie nielegalny w 1965 roku. Pierwsi złapani nie byli Włochami! Co za szkoda :) Było to trzech Hiszpanów i jeden Angol1967Podczas Tour de France brytyjski mistrz, Simpson, umiera w wyniku przedawkowania amfetaminy połączonego z alkoholem podczas upału na słynnym podjeździe Mont Ventoux. po śmierci w kieszeniach jego koszulki znaleziono całą aptekę przeróżnych środków.1968Wielki włoski mistrz, Felice Gimondi, zwycięzca wszystkich Wielkich Tourów wpada na dopingu.1969Eddy Merckx, ksywka Kanibal, uznawany za najlepszego kolarza w historii wpada na dopingu. Producentem zakazanej substancji jest nomen omen firma farmaceutyczna Merck :)1973Eddy Merckx zdyskwalifikowany za doping na włoskim wyścigu Giro di Lombardia. Pierwsze miejsce przyznano Włochowi, Felice Gimondi. Patrzeć dwie linijki wyzej.Lata 70-te.Najwięksi mistrzowie tych czasów Belg Merckx i cała czołówka Belgów, największy mistrz Holendrów, Zoetemelk, oraz fancuski mistrz TdF Thevenet złapani na amfetaminie, kortyzolu i pewnie paru innych "suplementach".Lata 80-teWłoski mistrz Moser, był jednym z pierwszych stosujących trasfuzje krwi. Doprowadził je do perfekcji włoski lekarz Conconi. Dzięki temu, aerodynamicznym kołom, lemondce, kaskowi aero i specjalnemu kostiumowi aero, Moser pobił rekord Merckxa w jeżdzie godzinnej. Ile to się biedna włoszczyzna musiała nakombinować żeby pobić rekord Merckxa, zrobiony na zwykłym rowerze na stalowej ramie, ze zwykłymi kołami, bez lemondki w zwykłych ciuchach. Rekord Merckxa wynosił 49,431 i do dziś na rowerze bez stożków i lemondki jest szalenie trudny do osiągnięcia. Moser pojechał w 1984 51,151. W 1997 jego rekord "zdyskwalifikowano" i uznano jako "best human effort", a rekord Merckxa przywrócono. Ustalono że do pobicia go należy jechać na klasycznym rowerze niekarbonowym, bez żadnego aero. Rekord pobił w 2000, świetny brytyjski czasowiec, Mistrz Olimpijski, Chris Boardman. Wynik 49, 441. W 2005 został pobity przez Czecha, jeżdżącego w polskich grupach, 2-metrowego Ondreja sosenkę. Wynik 49,7. Ale Sosenka był dwa razy zdyskwalifikowany za doping więc temat śliski :) Boardman nigdy nie miał żadnej wpadki dopingowej. Jego firma Boardman Bikes, produkuje znane w UK rowery.Lata 80-te to też okres wspaniałych wyników kolarzy amerykańskich. Ojcem ich sukcesów jest Eddie B. Czyli Edward Borysewicz, polski trener, który wyjechał do USa i przeniósł ich kolarstwo z poziomu amatorskiego na zawodowy. Zdobyli worek modeli na Olimpiadzie 1984 w Los Angeles, między innymi dzięki transfuzjom krwi. Eddie B twierdził że nie miał z nimi nic wspólnego. Jego podopiecznym był Lance Armstrong nazywany przez noego, jego "produktem".Lata 90-teEPO-ka Armstronga plus sterydy, clenbuterol i wiele innych.Lista aktualnie "popularnych medykamentów"KokainaBardzo popularna w latach 60-tych i 70-tych.Słynna w kolarstwie po tym jak pojawili się w Europie kolarze kolumbijscy, który przywieźli ją w ilościach hurtowych, ukrytą wewnątrz ram rowerów. Nie mieli pieniędzy i za wszystko rozpłacali się koką. Niektórzy "obdarowani" ją używali a niektórzy sprzedawali. Coś a la handelek krzystałami w Jugosławii za PRL przez naszych zawdoników tyle że innymi towarami :)Syntetyczny testosteron.Najważniejszy męski hormon. Znacząco wspomaga regenerację i wspomaga budowę siły mięśniowej. Pozwala trenować ciężej i dłużej. Stosowany przez wszystkich kolarzy dopingowiczów.Jako bohater wystąpił na przedostatnim etapie Tour de France, gdzie Floyd Landis powrócił z niebytu, zaatakował z furią i odrobił 5 minut na podjeździe do liderów i "wygrał". Kontrola antydopingowa wykazała jednak że był naszprycowany jak to mówią jak małpa dynamitem :)Zapytałem kiedyś fizjoterapeutę kadry kolarzy z czasów PRL czy nasi koksowali? Odpowiedział że oczywiście. Jakby mieli wygrać z Ruskami, których nikt nie śmiał nawet sprawdzać pod kątem dopingu w czasach Wyścigu Pokoju? Podobno masażyści wsmarowywali np. krem sterydowy w aptekarsko wyliczonych ilościach, tak że 10 minut po wyścigu był niewykrywalny. Piło się też namiętnie syrop Tussipect na bazie efedryny.EPODziała na pewno. Gdyby nie działało nie byłoby dziesiątek kolarzy i biegaczy, którzy na nim wpadli. EPO powoduje zwiększenie produkcji krwinek czerwonych czyli zwiększenie hemoglobiny. Jej zwiększenie powoduje lepszy transport tlenu w organiźie. Krew gęstnieje, zwiększa się hematokryt. W czasach powszechnego użytkowania EPO sportowcy mieli tak gestą krew że dochodziło do śmierci, szczególnie wśród piłkarzy, że serce przez to stawało bo nie było w stanie pompować. Potem wprowadzono podłączenie dopingowiczów w czasie snu do aparatury monitorującej. Jak puls spadał zbyt nisko uruchamiał się alarm, człowiek wyskakiwał z łóżka, wsiadaj na trenażer albo robił pajacyki żeby podnieść puls. Ciekawa perspektywa, prawda?Trochę podobnie do EPO działało meldonium, ulubiony "suplement" Szarapowej :) Meldonium leczy niedocieranie krwi do naczyń u osób z zawałami i patologicznymi chorobami serca. Poprawia jej przepływ i nasycenie krwi tlenem. Szarapowa mieszka w USA od 9-tego roku życa. Lek jest produkowany na Litwie i dostępny tylko w Rosji i jej okolicach. Nie jest dostępny w USA i Europie zachodniej. Więc jej tłumaczenia że lekarz jej zapisał są śmieszne. Zrobiono testy na występowanie meldonium wśród rosyjskich sportowców. W grupie ponad 4000 badanych używało go 20%!Obecnie podobno w powszechnym użyciu są mikrodawki EPO, które zażywane w długim dystansie są niewykrywalne i dają dobre efekty.Prekursorem użycia EPO w kolarstwie był kto? Moi ulububieni Włosi :) Mistrzem jego dawkowania był słynny lekarz Michelle Ferrari, obecnie dożywotnio zdyskwalifikowany. Teraz zamiast niego, oficjalnie konsultacji lekarskich udziela jego syn :)W jednym z wyścigów na początku EPO jego kolarze, zajmowali wszystkie miejsca na podium, dopóki konkurenci nie uzyskali do niego dostępu. Jak to mówią EPO zrobi z osła konia wyścigowego.Clenbuterol.Podobno pozwala tracić tkankę tłuszczową bez utraty masy mięśniowej. Zwiększa metabolizm, rozszerza oskrzela przez co był kiedy lekiem na astmę i zwiększa termogenezę.Słynni dopingowicze, którzy na nim wpadli to Alberto Contador a wcześniej słynna sprinterka NRD, ne pamiętam już nazwiska. Krabe czy jakoś tak. Od niej się chyba zaczęło.Salbutamol.Rozszerza oskrzela. Lek na astmę.Jeden z ulubionych srodków włoskich "mistrzów" z których niemal każdy był astmatykiem go sposującym i nadużywającym go. Bohater afery Froome'a. Froome przekroczył dopuszczalną dawkę dwukrotnie. Jego lekarze i papugi (czyli prawnicy) twierdzą że nie działa i nie jest to doping. Jakby nie działał to tzw. "sneaky Italians" by go nie używali :)KortykosteroidyNie wiem dokładnie co robią ale są to środki przeciwzapalne, bardzo popularne wśród sportowców. Brali je kolarze, siostry Williams, Agassi i wielu innych. Stosowane również w leczeniu astmy. Chyba słynny symbicort, który zażywa "legalnie na receptę" Marit Bjoergen jest właśnie takim środkiem.KortyzolZwiększa wydolność, siłę i odpornośc na ból.A oprócz tego hormonz wzrostu, sterydy i diabeł wie co jeszcze.To tak w pigułce z mojej wiedzy :) Odnośnik do komentarza
horacy13 Opublikowano 29 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 29 Stycznia 2018 Raz wystartowałem w Poznań Bike Challeng, było fajnie ale mieli być amatorzy, a były zespoły kolarskie i osiągali takie wyniki, że lekko mnie zdeprymowali. Zastanawiałem się nad udziałem w tym "wyścigu", ale po przeczytaniu relacji kilku osób i obejrzeniu kilku filmików dokładnie z opisanych przez Ciebie powodów sobie póki co odpuściłem. Chciałbym się sprawdzić w otoczeniu faktycznych amatorów, a nie gości, którzy trenują po 5-6 razy w tygodniu z trenerami / miernikami mocy itd. i pojawiają się na karbonach, stożkach itp. Dla mnie takie coś przestaje być amatorstwem a kwalifikuje się już raczej pod jakieś "niezarobkowe zawodowstwo". Trochę to potem wypacza obraz i zniechęca zwykłych śmiertelników, którzy z różnych powodów nie chcą/nie mogą aż tak się zaangażować w bądź co bądź hobby. Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 29 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 29 Stycznia 2018 Jak chcesz startować z "pełnymi amatorami" takimi jak ja to szukaj tzw. ogórków. Tak są nazywane lokalne wyścigi o uścisk dłoni prezesa, albo jakiś medal z małą ilością uczestników typu do 200 we wszystkich kategoriach, bez nagród finansowych. Takimi są wyścigi Legia MTB Maraton an Mazowszu jeśli chodzi o MTB, memoriał Bercika w którym startowałem. Zapewne również maratony szosowe z seri supermaratony.org. Też tam kiedyś startowałem. Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się