Skocz do zawartości

Fotki z Mistrzostw Polski w kolarstwie torowym


Rekomendowane odpowiedzi

Jacek, gratuluję wiedzy i zazdroszczę wolnego czasu, który masz żeby o tym całym zapleczy sportu czytać. Każdy kto kiedyś coś na poważniej trenował, a szczególnie sporty gdzie wytrzymałość jest ważna ma pewnie jakąś kombatancką opowieść o dopingu. Sam mam też taką i to z drugiej połowy lat 80-tych. Dla mnie było to naprawdę szokiem, gdy okazało się, że kolega z jednego klubu, mistrz Polski - bierze doping. Mówiono o tym oficjalnie w dzienniku, więc afera była naprawdę gruba.

Ja nie miałem nigdy kontaktu z dopingiem, sam nie szukałem i nikt mi nie proponował.

Nie wygra się z dopingiem - niestety. Zawsze ktoś będzie szukał wspomagania jak nie chemicznego to technologicznego. A to kombinezony w skokach narciarskich -zabronione, a to stroje pływaków - zabronione, podgrzewane płozy w bobslejach- zabronione, uwięzione powietrze w odbycie pływaków- zabronione. Podobnych przykładów pewnie jest niezliczona ilość. Nawet nie można roweru mieć za lekkiego: a co to komu szkodzi. Jak ja ważę 64 to mam się dociążyć do 80 żeby w peletonie były równe szanse? Jak sam napisałeś EPO powoduje doping oddziałując na krew, to samo robi przebywanie na wysokościach - stąd światowa czołówka trenuje w wysokich górach w Meksyku czy innej Afryce. Tak można a tak nie?

Ja jestem przeciwny dopingowi. Stawiam naprawdę na talent i systematyczną pracę, natomiast współczesny sport nie może już "pociągnąć" bez różnego rodzaju wspomagaczy. Trudno. W tej chwili jest taka sytuacja, że możesz jeść nawet tłuczone szkło jeśli nie jest na liście zakazanej. Więc każdy z tej listy skrupulatnie korzysta. Jeden wcina sok z buraka inny lek na chorobę o której nawet nie wiem że istnieje - mimo, że sportowiec na nią nie zapadł. Oboje są w majestacie listy równi i uprawnieni do zdobywania medali.

Odnośnik do komentarza

Powietrze w odbycie to nie słyszałem, dobre :)
Podgrzewanie płozy w bobslejach też nie słyszałem bo nie oglądam. Oglądałem za to ten film o bobsleistach z Jamajki. Świetny :)

Trening na wysokości sam stosowałem w stosunku do siebie i młodego. Nie w sposób celowy ale tak się złożyło. Mieszkaliśmy 2 tygodnie w Tyrolu, na wysokości ok. 1300 metrów. Prawie codziennie jeździliśmy na ok. 2000-2500 metrów. Jak wróciliśmy to po ok. 10-14 dni w zależności od organizmu następuje znacząca poprawa wydolności. Młody wtedy złapał taki szwung że nie dość że ograł w wyścigach wszystkich ze swojej kategorii to jeszcze z jednej wyżej. Więc jakby się trzeba było przygotować do ważnych wyścigów to może to zastosujemy. Kolarze zwykle trenują w tym celu na Teneryfie, Cyprze lub we Włoszech, najchętniej w Livigno.

Rozmawialiśmy dziś z kolegą, którego syn gra teraz turniej w tenisa w Puszczykowie, na kortach dziadków Angeliki Kerber. Nie da się ukryć że topowi czołowi sportowcy mają całe sztaby ludzi od różnych rzeczy. Dietekyków, sparring partnerów, trenerów od techniki, przygotowania fizycznego, lekarzy, masażystów. U nas chyba prekursorką takiego podejścia była Justyna Kowalczyk. Zbudowała sobie cały team gdzie miała serwisanta, który ważył tyle co ona i testował różnie posmarowane narty przed zawodami, trenera, masażystę, dietetyka. Włoszczowska zbudowała podobny team z szwajcarskim kolarzem z którym trenowała, trenerem ogólnorozwojówki, kucharzem, trenerem od wydolności itd. Radwańska kiedyś miała tylko ojca jako trenera podobnie jak Karolina Woźniacka. Potem zmieniła trenera i następnie do teamu dołączył Krzysiek Guzowski, bardzo dobry fizjoterapeuta i niezły tenisista. Nawet kiedyś z nim grałem w turnieju i ugrałem dwa gemy :) Z czasem team się powiekszał i robili wszystko żeby się nie rozpadła bo po 20 latach gry w tenisa, zawodnik jest częściowo inwalidą. Oczywiście że ktoś kto zaczyna albo jest z biednego kraju nie ma takiego zaplecza. No i musi swoje odsłużyć zanim zostanie doceniony i zarobi tyle żeby sobie zatrudnić specjalistów. Czasem trzeba zmienić obywatelstwo a często miejsce zamieszkania. Taki jest obecnie sport.

Ja natomiast pasjonuję się wyścigami dzieciaków. Oglądam je z przyjemnością, kibicuję też konkurentom mojego Marka, staram się utrzymywać dobre stosunki z nimi i ich rodzicami. Jestem zwolennikiem fair play i nie wyobrażam sobie żeby zwyciężać w nieuczciwy sposób.

Mieliśmy w zeszłym roku taką sytuację gdzie wiem że przyznano jednemu chłopcu medal Mistrzostw Polski nie do końca uczciwie. To znaczy wiem że czas jaki mu zaliczono w czasówce różnił się o 30 sekund, bo mierzyłem mu go na swoim stoperze ręcznym. Nie wiem natomiast czy czasy innych były dobrze zmierzone. Znałem czas jego i mojego Marka, którego pokonał o ok. 30 sekund. Coś w każdym razie sędziowie tam pomieszali. Rozmawiałem na ten temat z synem i powiedziałem mu że gdyby to jego dotyczyło i byłbym pewien że otrzymał coś nieuczciwie w wyniku błednej decyzji sędziów to kazałbym mu zwrócić medal bo nie wyobrażam sobie żeby się chwalić takowym wiedząc że nie został zdobyty uczciwie. Młody na szczęście jest tego samego zdania.

Odnośnik do komentarza

Czym skorupka za młodu.. Ja uczyłem się fair play i szacunku dla przeciwnika grając jako dziecko w tenisa ziemnego. Chyba mało który sport zwraca uwagę na etykietę jak tenis. Przywitać się z przeciwnikiem, pożegnać, podziękować za grę. Powiedzieć przepraszam, jak wyjdzie uderzenie typu "świnia" itd. Fajnie, że uczysz syna tych wszystkich niuansów. Faktycznie współzawodnictwo dzieci jest chyba jedyną ostoją pierwotnej idei zmagań sportowych.

Ja raz pokusiłem się o próbę sprawdzenia środka wspomagającego jakim jest sok z buraka. Podobno w czasie igrzysk w Londynie wymieciono wszystkie soki z burakiem w sporym promieniu od wioski olimpijskiej. Więc ja ufny poszedłem do lokalnego sklepu po sok z buraka - akurat był w butelce. Nie doczytałem, że to koncentrat do sporządzania zup, doprawiony solą jak diabli. Wypiłem to wszystko "na dwa gule" i myślałem, że strzelę sobie tym w buty tak mnie ta sól zemdliła. Oduczyłem się takiego wspomagania i ochota na poprawę wyników takim sposobem odeszła tak szybko jak przyszła. Nawet jak to piszę mam kwaśna minę w podkówkę wspominając tamto zdarzenie. Potem szukałem w sieci jakiś informacji o soku buraczanym i ale nic poważnego nie znalazłem. Kolejny raz okazuje się, że drogi na skróty nie ma. Trzeba swoje wybiegać/wyjeździć/wypływać itd. Najlepszym wskaźnikiem wzrostu formy będzie sól wytrącona na koszulce.

Odnośnik do komentarza

Nie da się ukryć że tenis zawsze był sportem ludzi na poziomie. Pamiętam jak pojawił się Agassi na Rolland Garros w kolorowych strojach i debatowano czy go zdyskwalifikować czy nie. Pamiętam jak byłem na meczu Pucharu Davisa Polska -RFN w 1977 roku. Wszyscy byli ubrani na biało bo inaczej się wtedy w tenisa nie grało. Dobrze że tradycja zachowała się chociaż na Wimbledonie. Natomiast, dzień dobry i do widzenia to już trudno młodemu pokoleniu wydusić. Jak przychodzę na korty to panoszy się niestety buractwo, śmiecenie na korcie, niewitanie się. U zawodowców też czasami żenada. Przy Kyrgiosie to John McEnroe jawi się jako grzeczny chłopiec.

Odnośnik do komentarza
Stawiam naprawdę na talent i systematyczną pracę, natomiast współczesny sport nie może już "pociągnąć" bez różnego rodzaju wspomagaczy. Trudno. W tej chwili jest taka sytuacja, że możesz jeść nawet tłuczone szkło jeśli nie jest na liście zakazanej. Więc każdy z tej listy skrupulatnie korzysta. Jeden wcina sok z buraka inny lek na chorobę o której nawet nie wiem że istnieje - mimo, że sportowiec na nią nie zapadł. Oboje są w majestacie listy równi i uprawnieni do zdobywania medali.

Właśnie o tym piszę od samego początku. Odnosząc się do listy wypisanej wcześniej przez Jacka - tak, też chylę czoła dla wiedzy, ale niewiele to dla mnie do tematu wnosi. Większość z tych rzeczy została wymyślona dla dobra ludzi, a że inni sięgają po to "niezgodnie z zaleceniami lekarza lub informacjami zamieszczonymi na ulotce", to nic człowiek nie poradzi. Tak, jak pisze Paweł - ludzie i tak będą żarli tłuczone szkoło, i nic na to nie pomoże złoszczenie się uczciwych. Muszą albo zacząć kombinować, albo cieszyć się nagrodą fair-play, albo pracować jak dzika świnia po to, by może jakimś zrządzeniem losu wyprzedzić oszustów. Tak jest świat skonstruowany. I bardzo się cieszę, że są ludzie, którzy wbrew tej prawdzie i tak robią swoje, i że wciąż udaje im się wygrywać. Nie zawsze, wiadome, ale przynajmniej czasem.

Tak, jak Jacku napisałeś - też nie cieszyłby mnie tak zdobyty medal. Z drugiej strony jest we mnie też takie zwierzątko, że jak wszyscy oszukują, a szczęście mi dopomoże (np. przysłowiowe złe policzenie mi czasu), to nie wykręcam się od tego. Chęć upupienia oszustów bywa we mnie silniejszą motywacją niż przegrywanie z honorem, bo tamci ludzie i tak nie znają tego abstrakcyjnego pojęcia. Oczywiście podkreślam przy tym, że sama z siebie w życiu bym tego nie zrobiła, chociaż... no właśnie. Zdarzyło mi się raz w życiu, dla celów wyższych. Po moich ośmiu operacjach niestety nie nadaję się do biegania, jednak mając 15 lat strasznie pragnęłam jechać na Białą Służbę do Nowego Sącza. I kiedy był bieg na 1000m, który miał sprawdzić nasze kwalifikacje, obok mnie biegła jakaś dziewczyna, która zaraz po starcie, kiedy zniknęłyśmy za zakrętem, wskazała na Fiata 126p i kazała szybko wsiadać. Przejechałyśmy ponad 500m, dzięki czemu dobiegłam do mety w jakimś tam przyzwoitym czasie. Czy mam poczucie oszustwa? Hm, chyba jak o tym myślę, to tak w głębi serca czuję, że dosłownie z nieba ten samochód mi tam spadł (i ta dziewczyna, bo nie widziałam jej nigdy przedtem, ani nigdy potem). Ale możliwe, że to jakieś ściemnianie i gadam jak Maradona o Ręce Boga :P

 

Jak chcesz startować z "pełnymi amatorami" takimi jak ja to szukaj tzw. ogórków.

A wiesz może, gdzie są jeszcze pełniejsi amatorzy, tacy słabsi i gorzej wyposażeni od Ciebie? :P Ja bardzo lubię zbieranie bezwartościowych medali. Uściski sołtysów już mniej, bo nie można na nie spojrzeć po latach ;)

Odnośnik do komentarza

... Mój młody przed wyścigiem je hot doga na Orlenie, popija colą, po wyścigu jedziemy zwykle do Maca albo do Pizzy Huta,...

 

 

Jacek, ja rozumiem, że młodemu trzeba kalorii bo pali jak dobre auto - tyle ile wlejesz. Ale jakieś wartościowe rzeczy też mu się przydadzą do budowania organizmu. Jakiś czas temu, w innym poście wspominałeś o poradach u dietetyczki. Pochwal się jak ta sprawa wygląda. Ja zwracam dużą uwagę na to, co jem i w sumie opłaca się to, bo trzymam niezmiennie stałą, niską wagę i to bez jakiegoś wykańczającego odmawiania sobie tego co lubię - oczywiście w granicach rozsądku. Wyniki krwi mam okej, a spojrzenia pań ekspedientek w sklepie gdy pytam czy ta koszulka "eska" dobrze leży jest bezcenny.

 

Jeśli chodzi o "suplementacją" w Macu - czytałem, że dla sportowca kalorie to kalorie nie ważne skąd pochodzą i tak brytyjscy lekkoatleci zamiast wcinać kleiki i inne zieleniny tonami, siadali do browarów uzupełniając jednocześnie płyny. Dobre i to. Jako były miotacz pewnie pamiętasz okres kiedy jadłeś wszystko, co było w zasięgu ręki. Ja z kolegami na obozach sportowych czyściliśmy wszystko co zostało na stolikach dziewczyn. Szczególnie na obozach zimowych, gdzie kalorie musiał utrzymać ciepło w czasie treningów na zewnątrz.

 

 

Odnośnik do komentarza

Z tym McD to bez przesady. Ale zdarza się sporadycznie. Ja tam raczej nic nie jem bo nie mają nic co lubię.

Z dietą u nas słabo. Po rozwodzie zostałem sam na gospodarstwie i się douczam. Młodemu ostatnio często robię naleśniki i rzeczy które ja lubię, typu pstrąg, łosoś, polędwiczki z indyka z grilla a on czasem coś z tego skubnie. Ja nie jem czerwonego mięsa i kurczaka więc tego nie ma w domu. Obaj lubimy pizzę więc jest ona 1-2 razy w tygodniu. Więc ogólnie trochę śmietnika, trochę zdrowego..

Odnośnik do komentarza

Czyli jak u większości nas wszystkich, którzy mamy ambicje i wiedzę, ale jakoś reszta niedomaga ;) Prawdę mówiąc jednakże - yeah! będzie kolejny off-topic :P - coraz częściej widzę różnicę pomiędzy tzw. śmieciówką i zdrową dietą. Oczywiście, wszystko jest dla ludzi, natomiast młodość zdecydowanie więcej zaniedbań wybacza (nie mówię o dzieciach, tylko o młodzieży i tak powiedzmy do 25-28 roku), a potem to już krucho. Ja wystarczy, że przez tydzień pofolguję z chipsami czy nawet smażeniną i zupełnie inaczej funkcjonuję.

Ktoś to kiedyś fajnie porównał, że nasz organizm działa tak samo jak piec i niezbędne jest mu paliwo. No i wszyscy wiemy, że są tacy, co wrzucają płyty paździerzowe i tacy, którzy kupują węgiel. Nie jestem pewna, czy ogrzewa to tak samo, a jeśli nawet, to czy ma te same skutki uboczne ;) Zresztą kiedyś mi siostra mówiła, że czytała czy oglądała reportaż o młodym, zdrowym facecie, który dobrowolnie na miesiąc postanowił się żywić wyłącznie w McD's, ale zbilansowaną dietą. To znaczy tak dobierając menu, aby zachowywać zarówno dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, jak i na poszczególne wartości. Po miesiącu tenże zdrowy facet zaczął być w grupie ryzyka cukrzycy, pojawiły się jakieś kłopoty z sercem, miał problemy z kondycją fizyczną, jak i intelektualną. O pracy układu pokarmowego już nawet nie wspominam. Taka ciekawostka w każdym razie :)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

2. Doping

 

Jest był i będzie. Szczególnie tam gdzie są duże pieniądze. Czy jest możliwy sport bez dopingu? Szczerze wierzę że tak.

 

Stan obecny. EPo jet nadal obecne i co chwilę ktoś na nim wpada. Uważam że można wygrywać wyścigi jednodniowe bez dopingu. Sądzę że Sagan, Kwiatkowski, Poljański, Wiśniowski, Marczyński, Przemek Niemiec są czyści. Jedyny nasz kolarz, który ma jakieś osiągnięcia w wyścigach wieloetapowych to Rafał Majka. Mam nadzieję ze jest czysty.

Dzisiaj pojawiło się pierwsze oskarżenie Majki o doping. Cytat z sieci: ...Andrea del Nista, dyrektor sportowy zespołu Altopack, informuje na łamach "La Gazzetty dello Sport", że Rafał Majka przyjmował testosteron....

Jak to teraz komentować? Masz Jacek naprawdę duże rozeznanie branży.

Odnośnik do komentarza

Dowiedziałem się od Ciebie. Przeczytałem krótką notatkę na ten temat. Zawsze uważałem że Majka i Kwiatek są czyści. Nigdy wcześniej nie słyszałem żeby któryś z nich był posądzany o doping. Ale jest to kolarstwo, więc niestety wszystko jest możliwe. Bardzo trudne tematy. Cezary Zamana też miał wpadkę, która "wyleczyła" go z wyścigów na szosie. Opowiadał że na bardzo ciężkim podjeździe, jego górala w świetnej formie, mijali sprinterzy. Wtedy sięgnął po doping bo zrozumiał że wszyscy jadą na koksie i bez niego nie da się rywalizować. Mam nadzieję że teraz jest inaczej. Ale niestety ta nadzieja jest coraz mniejsza. Ostatnio podobno zbadano próbki medalistów olimpijskich i świata sprzed paru lat w biegach narciarskich. 46% miało badania nie mieszące się w normie.
 

A testosteron jest bardzo skuteczny. Pozwala ciężej trenować i dużo lepiej się regenerować. I generalnie nie jest szkodliwy w przeciwieństwie np. do sterydów. Ale doping jest dopingiem.

Odnośnik do komentarza

Hahah, no też właśnie przed pół godziną to czytałam i od razu przypomniał mi się ten temat oraz moje stwierdzenia, że biorą wszyscy, tylko nie wszystkich za rękę złapali i/lub są to środki jeszcze dozwolone :D

 

Czy szkodliwy, czy nie? Każda ingerencja w hormony to zabawa w wywoływanie demonów. Może się udać i przynieść korzyści, ale nie ma czegoś takiego, jak pozbawione konsekwencji igranie z gospodarką hormonalną. Tak samo, jak przysłowiowe "zupełnie nieszkodliwe" i "całkowicie zdrowe" środki antykoncepcyjne.

Odnośnik do komentarza

Tak samo, jak przysłowiowe "zupełnie nieszkodliwe" i "całkowicie zdrowe" środki antykoncepcyjne.

 

Są takie koleżanko  :)  nazywają się szklanka wody ale nie "przed" ani "po" tylko "zamiast".  ;) 

 

Co do dopingu to temat rzeka i już wszystko na ten temat napisano. Zdrowa to może być dieta bogata w składniki odżywcze, a nie jakiekolwiek koksowanie.

Odnośnik do komentarza

W gospodarkę hormonalną ingeruje się bardzo często z powodów medycznych. Od tego są środki antykoncepcyjne w postaci hormonów, terapie hormonalne u kobiet i mężczyzn w celu zajścia w ciążę, wyrównywanie poziomu hormonów tarczycy, terapie w ramach menopauzy czy właśnie podawanie mężczyznom testosteronu po 50-tce żeby uzupełnić jego niedobory i wiele innych. Czy wreszcie takie fajne wynalazki jak Viagra. Testowałem, polecam :) Polska jest w tej dziedzinie daleko za zachodem. A czy szkodliwe czy nie to ciężko powiedzieć. Życie generalnie jest szkodliwe i IMO lepiej umrzeć zdrowszym i silniejszym bo to oznacza lepszą jakość życia w międzyczasie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...