Skocz do zawartości

Jedzenie na rower, przygotowane samemu i inne.


Rekomendowane odpowiedzi

@halina - pij to co Ci smakuje, jeździj tak jak serce (dosłownie!) dyktuje, zakładaj rękawiczki i ciesz się jazdą.  :D Proponuję jeszcze kask, bo w razie wywrotki łatwo uszkodzić łepetynę. O ile u faceta każda blizna to kolejny "medal", o tyle u kobiety nie specjalnie (choć osobiście uważam, ze też dodają urody). O poważniejszych konsekwencjach nie ma nawet co wspominać.

Odnośnik do komentarza

Wczoraj miałam super imprezę na rowerze. Jechałam z siostrą, więc nieco inne tempo niż zawsze i znów udało mi się na pierwszych 35km jechać z niższym tętnem (+/-150). I chyba faktycznie to działa: po tym dystansie byłam głodna jak wilk, pochłonęłam mojego jedynego batonika na raz i dalej: mama, jeść! ;) Zajechałyśmy więc do delikatesów Centrum. Dwie półki z batonikami, dla mnie tylko jeden - liofilizowana malina. Przy niej ten ciemny batonik z Biedronki to był ulipek! :P Ale kupiłam poza tym kiść winogron oraz mały woreczek orzeszków ziemnych niesolonych. Coś rewelacyjnego - kolejne 35km nie musiałam już jeść i dociągnęłam średnią blisko 24km/h do końca (fakt, że tętno poszło się rypać i poniżej 170 nie schodziłam :D). W każdym razie z tej przydługiej opowieści morał taki: dla głodnego nic trudnego. Coś zawsze się znajdzie.

 

Izotonik kupuję wyłącznie jeden. Z Decathlonu ISO+, najpierw cytrynowy, ale teraz mam alergię (kolejną!, a jeszcze kilka ich jest :p) i cytrynę mogę tylko raz na 4 dni. A że jeżdżę częściej, kupiłam ISO+ brzoskwiniowy (smakuje jak ice tea). Lubię go za to, że ma dobry skład - niezbędne minerały oraz nie ma ani cukru, ani aspartamu, ani ascesulfamu. Nic mi po nim nie dolega, powiem więcej: odkąd go używam, nie mam zakwasów nigdy, dodatkowo daje mi on większego kopa niż sama woda. Kiedy wyszła ta sprawa z cytryną, próbowałam czegoś domowej roboty. Wylałam po 15km i kupiłam mineralną :p Było okropne.

 

Wzór na liczbę przełożeń w rowerze jest prosty: cyfrę z lewej manetki mnożysz przez cyfrę z prawej manetki ;) Czyli rower, który widziałaś to 3x8, czyli taki dół średniej półki. Nie przejmuj się tym jednak - półki mają ogromną rozciągłość, a jak może wiesz, da się kupić rower i za 50 tysięcy, to co się dziwić, że takie 1200zł nie będzie nawet mocną średnią półką.

 

W ogóle najważniejsze, że jeździsz. Ja też wsiadłam na rower w maju 2016 - taki, jaki miałam, czyli MTB na 26" kołach z szerokimi, terenowymi oponami. Na tym rowerze zrobiłam jednego dnia 150km, jadąc do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży. Potem dojechałam w dwa dni do Częstochowy (250km). Międzyczasie robiłam wycieczki mniejsze i większe, choć głównie większe (min. 50km). Kolejnego roku przerzuciłam się na krótko (1000km) na crossa, aż wreszcie rozpoczął się mój romans z szosą. Ale wróćmy do tego MTB - mimo takich słusznych dystansów, jeździłam w dresowych spodniach i adidasach, na początku także bawełnianym podkoszulku. Z racji okularów korekcyjnych na głowie miałam daszek, aby słońce mnie nie raziło. Rękawiczki obowiązkowo, ale kilkuletnie za 5zł z Kauflandu (dziś już takich nie ma). Potem, z czasem zakupiłam podkoszulki z Deca (najtańsze, ale innych nie potrzebuję i jeżdżę po dziś dzień) oraz buty SPD (cudowna sprawa). Po zakupie szosy wstyd było mi jeździć w dresie, więc przerzuciłam się na legginsy (tak, nadal jeżdżę bez wkładki), wreszcie pod koniec ubiegłego roku zakupiłam kask. Międzyczasie jeszcze kompletowałam odzież jesienno-zimową, ale to nieco inna bajka. W każdym razie chciałam przez to powiedzieć, że na wszystko przyjdzie czas (albo i nie przyjdzie, i też dobrze), a najważniejsze to po prostu jeździć i się tym cieszyć.

Co do pulsu czy kadencji to ja akurat jestem gadżeciarą, więc urządzonka elektroniczne towarzyszyły mi od początku i zbierałam, co się tylko dało ;) Najpierw pulsometr i Endomondo na telefonie, potem po drodze licznik z kadencją, wreszcie zakupiłam kombajn wart więcej niż moje ubranie :p Czy te liczby są mi potrzebne? A skąd! To znaczy są potrzebne tak sobie, do śledzenia, ale nie przywiązuję się do nich przesadnie. Powiedzmy, że pozwalają mi jeździć bardziej świadomie, ale jeśli idzie o polepszanie osiągów, to akurat popełniam bez wątpienia całą masę błędów i pewnie ten progres idzie wolniej. Ale co tam, zawsze powtarzam, że jestem ambitną turystką, a nie kiepskim sportowcem.

Odnośnik do komentarza

Elle fajnie napisałaś :) Masz rację, jakby ktoś mi teraz zakazał jazdy rowerem to chyba bym się załamała - nic nie daje mi tyle frajdy od dłuższego czasu. Wyjazdy zawsze lubiłam, ale właśnie rower jest taką świetną odskocznią na co dzień :)
Jeśli chodzi o strój to mój też jest równie profesjonalny :) Spodenki kupiłam, bo tyłek mi zaczął protestować, ale koszulki mam zwykłe, bawełniane, na rowerze często jestem w spódnicy (!) na spodenki, bo jest mi zimno :) Moje buty to sandały z D. - zauważyłam, że muszą mieć stabilną podeszwę, są bardzo wygodne. Myślę, że jestem kimś pomiędzy niedzielnym, miejskim rowerzystą a kolarzem, więc spokojnie. Nie mam żadnego ciśnienia. :) Chociaż bardzo podnieca mnie myśl o zakupie nowego roweru, nie mam kompletnie pojęcia o tym, jaki wybrać, ale chyba będę płakać ze szczęścia, jak już kupię (chyba warto jeszcze poczekać na większe zniżki?). Dzięki za wiadomość o przełożeniu. Czytałam wczoraj o tym, jak to powinno się właśnie liczyć i jestem ciekawa, jak wygląda "moc" przełożeń mojego gościa.

Z gadżetów to mam tylko smartfona (żaden gadżet :P) i korzystam z Endomondo. W sierpniu zarejestrowałam się na Stravie, ale dwie apki to lekkie szaleństwo dla telefonu. Póki co, nie widzę żadnych plusów z korzystania ze Stravy, chociaż jak jeżdżę po zupełnych wsiach, gdzie dopiero utwardzili drogę i google maps ma średnie mapy to bardzo podoba mi się precyzja mapy Stravy (a to i tak przecież zbędne udogodnienie, bo jeżdżę raczej znanymi trasami, a jak jakichś nie znam to korzystam z nawigacji). Na Endomondo mam natomiast wszystkie pomiary np. spacerów, przyzwyczaiłam się. Podoba mi się ten pulsometr (nigdy nie badałam tętna, ale nigdy nie czułam, że może jakiś problem tutaj być, pewnie na rowerze inaczej to wygląda), pewnie sobie kupię.

Dziś chyba też bezwietrznie, mam w planach krótszą objazdówkę na 2,5 godziny. Jedzenia nie będę brała, ale zjem przed samym wyjazdem :) Natomiast jutro cisnę 100 km i zobaczymy, jaki będzie czas, wiatr i liczba spożytych kcal przeze mnie w trakcie.

Odnośnik do komentarza

@halina - pij to co Ci smakuje, jeździj tak jak serce (dosłownie!) dyktuje, zakładaj rękawiczki i ciesz się jazdą.  :D Proponuję jeszcze kask, bo w razie wywrotki łatwo uszkodzić łepetynę. O ile u faceta każda blizna to kolejny "medal", o tyle u kobiety nie specjalnie (choć osobiście uważam, ze też dodają urody). O poważniejszych konsekwencjach nie ma nawet co wspominać.

Masz rację, miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji, które potencjalnie były mocno zagrażające. Nie jeżdżę po żadnych lasach, nie zjeżdżam ze schodów, unikam dróg kiepskiej jakości, zjazdów w niebezpiecznych miejscach, ale najbardziej niebezpieczne sytuacje przydarzyły mi się na prostych odcinkach dróg o znaczeniu lokalnym. Raz wyprzedzał mnie traktorzysta z 2 przyczepami, w zasadzie zmiótł mnie do rowu, bo źle ocenił swoją długość (nie dotknął mnie, ale gdybym nie zjechała to byłabym zmiażdżona przez połowę 2 przyczepy...). Ze dwa razy prawie się wywróciłam, bo źle oceniłam szerokość drogi albo zagapiłam się na okolice. Miałam też kilka nieprzyjemnych sytuacji wyprzedzania przez samochody na odległość zapałki, czasami miałam wrażenie, że niewiele brakowało. Natomiast to już sytuacje głównie z dróg dwucyfrowych, których unikam (mam takie 2 odcinki, ale jadę tam maksymalnie po kilka km). Myślę jednak, że najbardziej niebezpieczne są większe miasta i ścieżki rowerowe, szczególnie w miejscach, gdzie są warunkowe skręty w prawo. W moim mieście ścieżki rowerowe nie są od zawsze, z przerażeniem obserwuję nie tylko pieszych chodzących bezwiednie po ścieżkach, ale przede wszystkim kierowców, którzy nie zawsze zachowują się bezpiecznie. Naprawdę najbardziej boję się miast, wolę jechać normalnie drogą, niż ścieżką rowerową, z której nikt nie umie korzystać (wyjaśnię, żeby nie było niejasności - jak jestem w dużym mieście to jadę ścieżką, jak jest, ale bezpieczniej czuję się na normalnej drodze).

Nowy rower będzie już z kaskiem :)

Odnośnik do komentarza

Tak jest - większość DDRów poprowadzona jest w taki sposób, że włos się jeży na głowie.

Kask nie uchroni przed czołówką z samochodem ale właśnie przy głupich wywrotkach, stłuczkach przydaje się najbardziej. Miałem już dwie kolizje z samochodami, dwa razy kask a nie głowa uderzył o asfalt. I dzięki temu łeb cały (chociaż jak mówi żona - we łbie się trochę pomieszało  :D )

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc temu...

Moje ulubione "jedzenie" ostatnio na rower - kupuję gotowe przeciery owocowe/smoothie. W cholerę drogie są, ja akurat kupuję ze zniżką 50% w kawiarni, w której mam kartę. Wolę niż banana na trasie, ale też cena "przekąski" zupełnie inna.
No i zupełny mistrz w tej kategorii - sok z marchwi i banana z Lidla za 1,99 - 330 ml. Moje ulubione "jedzenie" poza domem. Wiem, ile to wszystko ma kalorii i że na długie jazdy to żaden pomysł, ale jak ktoś szuka gotowca i ma dodatkowe jedzenie to jest to fajna opcja.

Odnośnik do komentarza

Trudno mi zrozumieć pęd do zakładania kasków. Na ponad 40 lat jazdy i setki tys. km - jedno uderzenie głową o nawierzchnię. To była zima i lód na ścieżce rowerowej. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby na nią zjechać? Ale czapka zamortyzowała. Mam nadzieję, że nie stałem się głupszy po tym zdarzeniu :D

Rower to czysta forma. Żadnych gadżetów elektronicznych. Od niedawna mam mapy google w telefonie. Nie powiem, kilka razy się przydały, ale jednak wolę zapytać o drogę żywego człowieka :)

Zapas picia max. na 100 km. W końcu gdzieś zawsze się znajdzie sklep. Woda gazowana, ew. inne napoje, ale raczej gorzkie, niż słodkie ;) .

Żadnego jedzenia z domu. Jak dłuższa trasa i coś trzeba wrzucić na ruszta, to najbardziej pasuje mi mini-pizza z marketu. Od pewnego czasu obowiązuje zakaz handlu w niedzielę i pozostają tylko Żabki (wtedy właśnie przydaje się telefon z netem), albo wiejskie sklepy. Zazwyczaj jedyna rozsądna rzecz za rozsądne pieniądze, jaką tam można kupić do jedzenia to bułki i pasztet w pudełku. Mam dobry patent na przyrządzenie  posiłku z tych składników. Noża nie wożę ze względów bezpieczeństwa. Bułkę perforuję cienkim wkrętakiem i wtedy ładnie się otwiera, a pasztet nakładam łyżką do opon :) .

Edit: @ Elle: najlepsze rękawiczki - ogrodnicze - z OBI z bardzo drobnymi kropkami z gumy, chyba za 11 zł. Szkoda, że nadają się - jak dla mnie - tylko od 10*C wzwyż.

Odnośnik do komentarza

Proponuję zobaczyć jak się skończyło jeżdżenie bez kasku w przypadku naszego admina:
https://roweroweporady.pl/prawie-dwa-tygodnie-w-szpitalu-i-co-dalej/
Ja sam też miałem kraksę w której mi kask ochronił głowę przed szyciem. W niemal identycznej sytuacji mój kolega bez kasku miał wstrząs mózgu i 13 szwów na łbie. Wczoraj rozmawiałem ze spotkanymi kumplami. Każdego z nich baba skasowała. Jednego na lewoskręcie i kolega walnął łbem w szybę przy 40 km/h, drugiego na stopie się nie zatrzymała. W każdym przypadku lekarz im powiedział że gdyby byli bez kasku już by ze lekarzem nie rozmawiali to by byli w piwnicy w kostnicy.
I jeszcze mi się przypomniało że mojego kumpla, Cyborga, dwa razy baby skasowały na rondzie. Zawsze ma kask.

Odnośnik do komentarza

Kask zazwyczaj zakłada się po pierwszym poważnym kontakcie z samochodem lub twardą nawierzchnią drogi, oczywiście jeśli się przeżyje. U mnie zadecydowała... żona, która postawiła taki warunek no i garnek się sprawdził. Każdy sam o sobie decyduje. Jedni używają drudzy nie. Ja polecam zakładać. Tym bardziej, że idzie jesień i mimo, że kask jest przewiewny to jednak trochę chroni przed chłodem. 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...