Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Ale jeździć bym w takich warunkach chyba nie umiała ;)
  2. Jeśli Ci się podoba. W cenie +/-1500 pozostaję fanboy'em (fangirlem? :P) Allegro, bo zwyczajnie nic nie ma lepszego osprzętu. A ramy? Dla mnie ta półka to rowery, których potem nie warto ulepszać, zostawiając ramy, tylko zwyczajnie kupić coś lepszego, jeśli się połknie bakcyla i zacznie jeździć dużo i długo. W przeciwnym razie za kolejne 10 lat kupić kolejnego Kandsa czy innego Spartacusa ;) (tak, tak, taniej wymienić to i tamto, ale nowy rower zawsze cieszy). Co do uginaczy, wiem, czemu mają złą opinię. Natomiast nie zmienia to faktu, że tak jak wspomina @WitoGda - nawet podły daje odrobinę komfortu. Mam karbonowy widelec w szosie, mam uginacz w Kandsie. Po uginaczu nadgarstki nigdy nie dały o sobie znać, a po szosie się zdarzyło. Serwis mojego amortyzatora trudno nazwać do serwisem. Raz kiedyś rozkręciłam, trochę oleju kropnęłam (na pewno nie do amortyzatorów) i po tym eksperymencie do tej pory nie narzekam. Bardziej chyba w drugą stronę, bo blokady nie ma, a regulacja jest prawdopodobnie tylko na ozdobę, więc czy chcę, czy nie i tak będzie się uginał ;) Oczywiście, proszę nie utożsamiać tego z szałem - to wciąż atrapa sprężyny, ale satysfakcjonująco wygodna :D
  3. Ta, ja jestem stary oblatywacz kategorii +/- 1500 :D MTB jest generalnie droższy, bo pakują do niego na potęgę hydrauliki, nie do końca wiadomo po co (w tej cenie dobre VB według mnie są lepsze, a MTB i tak nie nadaje się stricte do MTB, w czym żadne hamulce mu nie pomogą). Dla mnie miał wygodniejszą geometrię, ale też porównuję 26" z crossem 28", a to nie jest do końca miarodajne. Poza tym są oczywiście papierowe różnice typu mocniejsze obręcze czy większy skok amortyzatora. Czy to potrzebne? Nie, bo i tak - jak już pisałam - ten rower stricte do MTB się nie nadaje, a do przejechania nawet po czymś większym niż szuter cross spokojnie da radę. A w tej cenie amortyzatory to i tak uginacze, choć ja osobiście wolę je od sztywnych widelców (ale należę do zdecydowanej mniejszości, żeby nie powiedzieć, że jestem samotnym żaglem :P). Tak więc poza geometrią drugą istotną różnicą jest szerokość obręczy, a co za tym - docelowych opon. Do MTB dasz radę zejść najmniej prawdopodobnie do 1,75", z kolei w crossie może być to wartość maksymalna lub do maksymalnej zbliżona (decyduje też, na co pozwala rama). Pod tym względem według mnie cross daje więc dużo większe możliwości, bo takie 40c na asfalt jest rewelacyjne, a i w łatwiejszym terenie sobie poradzi. W teorii zatem więcej przemawia za crossem, ale ponieważ sama miałam z nim gorsze doświadczenia niż z MTB (wygoda), namawiam gorąco do przymiarki. Na semi-slickach 1,75" przejechałam trochę, w tym kilka wycieczek ponad 100km. Głównie asfalt, ale z zasady nie omijam żadnych bezdroży, jeśli się trafią. No, poza podmokłymi oraz zarośniętymi lasami. Tym nie ufam nigdy ;) To może rower wodny? ;)
  4. Tak całkiem na marginesie, ciekawi mnie, jak oni kategorie łączyli: triatlon z siatkówką, piłka ręczna z judo, a ju-jitsu z narciarstwem alpejskim :D Statystyka ominęła braci Zielińskich, bo rok 2017, a olimpiady z Rio pod uwagę nie wzięto ;) Jak dla mnie, to za piłkę nożną wzięli się dość słabo. Zwłaszcza tę ze świecznika. Wierzyć mi się nie chce, że przy tylu balowiczach, żaden nawet za narkotyki nie wpadł. No, ale jak znam życie, jeśli się wezmą, to chyba tylko po to, by uwalić reprezentację Rosji i dać do wiwatu zarówno zwolennikom spiskowej teorii dziejów, jak i tym, którzy wiedzą, że Rosjanin i uczciwość w sporcie nie mogą iść w parze.
  5. Wspominasz, że przeglądałeś forum, dlatego zapytam, czdmu odrzucasz budżetowe Allegrowce (Kands/Spartacus/Vellberg)? W tej cenie są bezkonkurencyjne, a o dylematach typu wolnobieg/kaseta czy prawdziwy/udawany Altus można zapomnieć, bo jest pełne Alivio.
  6. Zawsze lepiej niż moje prawie 700 ;) Ale trasa istotnie, bardzo zachęca :)
  7. Tyle w temacie. Za 1399zł jest Alivio, za niecałe 1100zł - Acera, ale z kasetą. A jeśli chcesz mieć Tourney'a z wolnobiegiem, kupuj Evado.
  8. I dobrze. Byłoby za niebiesko. Poza tym jak masz dominujący kolor, to potem każdy inny odcień nie pasuje. A ten Kross daje dużo możliwości :)
  9. Ja nie twierdzę, że Tourney sprzed 10 lat działa gorzej niż obecny, ale tak samo nie uważam, że nowe modele samochodów są lepsze niż starsze - czasem mają lepsze osiągi, a szybciej się psują ;) Po prostu chodziło mi wyłącznie o to, że trochę się różnią :) Co do tego, o czym piszesz o sprzęcie, to też jak już pisałam - istotnie ten 1000zł to już jakieś minimum przyzwoitości, co nie zmienia faktu, że da się i na Jubilacie, tylko znacznie trudniej, więc jeśli tylko możesz dołożyć, to super. Wycieczki, o których wspominam powyżej, zrobiłam właśnie głównie na Kandsie Energy 1300. Fabrycznie miał jedynie wymienione opony na węższe (1,75"), kierownicę również na węższą oraz chwyty plus dorzucone rogi. A, no i klocki hamulcowe. Jeżdżę nim teraz w zimie po lesie i tam oczywiście z Alivio i hamulcami to ciut mało (zwłaszcza po śniegu), ale patrząc z perspektywy czasu przez pryzmat wycieczek asfaltowych i okazjonalnie szutrowo-terenowych, zmieniłabym w nim wyłącznie koła na ciut większe, bo poza tym był naprawdę satysfakcjonujący. Na temat hamulców zdania są podzielone. Ja osobiście na normalne warunki uważam v-brake za rozwiązanie wystarczające (mnie zawiodły jedynie w mokrym śniegu, kiedy się pooblepiały), a przede wszystkim właściwie bezawaryjne (klocki nagle z dnia na dzień się nie zetrą, co najwyżej linka może się urwać, choć w życiu mi się to nie przytrafiło). Hydraulików mieć nie chcę, co najwyżej kiedyś mechaniczne tarczówki w wymarzonej szosie. Może i lewych rąk nie mam, ale jestem pragmatyczką i jeśli nawet lubię raz na czas coś naprawić, to raczej dlatego, że jest mus, a nie że kupuję coś specjalnie się psującego, abym tylko miała co do roboty ;) A tak z ciekawości, jaki namiot planujesz?
  10. Z używką jest jak z samochodem - jak się nie znasz, może Ci się udać, a może być tak, że jest jedynie podrasowany i trzeba będzie włożyć mnóstwo kasy w rzeczy, które wyjdą w praniu. Na zdjęciu zobaczysz stan zębatek, bieżnika opon, ewentualnie większe obicia i duże wyciągnięcie łańcucha oraz rdzę, ale już jakieś luzy, stery, piasty, korbę, linki? Tu cudów nie ma i jest to kwestia przejechania się. Pytanie, czy czujesz się na siłach wyłapać takie usterki, bo ja na przykład nie wyłapuję i rower musiałby być naprawdę mocno rozklekotatny, abym powiedziała, że coś z nim jest nie tak. Jeśli się więc znasz, to okej, jeśli nie - nie wydaje mi się rozsądne słuchanie większości stałych użytkowników tego forum, którzy - co zrozumiałe - stwierdzą, że budowa roweru jest oczywista, że się wie lub szybko douczy, a dobra używka zawsze lepsza niż tania nówka. Nie mówię o typowych marketowcach, ale jednak na nowym tanim rowerze trochę pojeździsz zanim jakaś część się popsuje, a jak kupisz coś, w co będzie trzeba dokładać w nieskończoność, to i 100zł nie jest to warte. Ponadto warto zauważyć, że myśl techniczna się rozwija. Niejednokrotnie widziałam na tym forum, jak ludzie jeżdżący niegdyś legendarnymi markami (typu właśnie Giant), przesiadłszy się na nowego Kandsa, rozpływali się nad komfortem i wygodą. Nie jest to przypadkowe - dziesięć lat temu kupowałam Krossa, w którym była plastikowa korba Shimano SIS, wolnobieg i tylko tylna przerzutka Tourney'a. Do tego plastikowe klamki hamulców i klasyczne stery. W tej chwili - choć bębni się na prawo i lewo, jak to rowery drożeją - w tej samej cenie wprawdzie nadal wolnobieg, ale klamki aluminiowe, stery ahead, ramiona korby z aluminium, a z tyłu nawet się Altus trafi. Dodatkowo Tourney sprzed 10 lat i dzisiejszy Tourney ma się mniej więcej tak do siebie, jak porównywanie Volkswagenów Golfów różnych generacji. Wracając jeszcze do poprzedniego posta, kaseta wydaje mi się o tyle lepsza, że nie faluje, ma więcej przełożeń, jest znacznie popularniejsza, no i - co ważne pod kątem wyprawy z sakwami - piasty pod kasetę mają rozstawione szerzej łożyska, co przekłada się bezpośrednio na trwałość osi. Dodatkowo, gdyby Ci się zamarzyła wymiana na więcej biegów, przy kasecie kupujesz manetkę, kasetę i łańcuch, przy wolnobiegu - dochodzi do wszystkiego koło. Przy tym wymiana samej kasety jest naprawdę dziecinnie prosta, a i ceny nie jakieś kosmiczne (Alivio dostaniesz już za niespełna 50zł, podobnie Deore, w wolnobiegu skazany jesteś na Tourney'a i to - o ironio - także w zbliżonej cenie). Dlatego nie widzę sensu ładowania się w rozwiązanie z poprzedniej epoki. Natomiast co do samego Tourney'a - również na tym forum - czytałam wpisy jego obrońców. Może nie fanów, bo to byłaby przesada, ale zarówno Krzysiek, jak i Rowerowy wspominali kiedyś o jeździe na osprzęcie tej klasy i jakoś nie pomstowali. Co więcej, Krzysiek wykręcił tanim Kandsem dość spory dystans i nie narzeka. Niestety, nie pamiętam, w którym temacie o tym pisał, a wyszukiwajka działa na tym forum naprawdę siermiężnie ;) W każdym razie możesz ich podpytać
  11. A dla mnie tak. Maradonę znam od dziecka, ale dopiero jakieś 10 lat temu dowiedziałam się, że Maradona to nie coś w stylu Cezary Cezary, Ronaldinho czy Ronaldo, tylko że ma w ogóle jakiekolwiek imię ;) Z kolei termin "piasta" znam mniej niż 5 lat.
  12. A, to o literkach nic nie wiedziałam. Chociaż przyznać trzeba, że ja mam mgr, a też na pewnych oczywistościach z mojej dziedziny wyłożyłabym się jak długa ;)
  13. Prawda jest też taka, że jak masz magnes i jakąś wartość, nawet jeśli trochę błędną, to i tak zawsze masz do niej odniesienie. Natomiast GPS-owi, to trochę jak się zachce, w zależności od warunków. Przy czym przychylam się tutaj w pewien sposób do opinii Jacka - przy większych prędkościach rzeczywiście obecne GPS-y wyznaczają te prędkości bardzo dobrze. Tak więc jeśli jeździsz po asfalcie z przyzwoitą prędkością, czujnik może się przydać co najwyżej do określenia prędkości maksymalnej (z tą GPS bez względu na warunki potrafi wyskoczyć jak Filip z konopi - swego czasu moje rekordy bez zjazdów regularnie wahały się w granicach 60-70km/h, a raz na czas udało się nawet i więcej).
  14. Chciałam sprawdzić jutro w zamrażalniku, ale siostra rozwaliła mi przed godziną termometr i właśnie dobiegły końca wszystkie testy :angry: Co do tego, o czym piszesz, oczywiście masz rację. Ten test miał jedynie potwierdzić, że w tych samych warunkach temperatura spada dużo wolniej niż w zwykłym bidonie czy nawet szeroko polecanym Podium Chillu. Bo właśnie w tych dwóch w ciągu 3h temperatura wody spadła kolejno do 3 i 6 stopni. Czyli wynik nieporównywalny.
  15. Też bym chętnie pojechała w jakimś sensownym towarzystwie, ale póki co, jest to marzenie ściętej głowy. Na razie mam za sobą kilkanaście (-dziesiąt?) ponad 100km wycieczek w różnych warunkach i w różnym terenie (aczkolwiek bez gór i głównie po asfalcie), ale za to na rowerach budżetowych, czyli wszystkich za ok. 1300-1700zł (przy czym te 1700zł to szosa, a ona sama z siebie jest droższa, tak więc jakość jest porównywalna do pierwszego Kandsa kupionego za 1300zł). Różnica jest w zasadzie tylko taka, że nie woziłam bambetli na nocleg, ale z sakwami i owszem, jeździć się zdarzało. I właśnie z tej perspektywy odpowiadam w temacie ;) Do roweru proponowanego przez @Wyczynowego, jestem sceptycznie nastawiona. 26" na wyprawę - podczas gdy ma się do wyboru opcje ze znacznie lepszym osprzętem i 28-calowymi kołami - to jakieś samobójstwo. Kands Galileo zapewne da radę, inna sprawa, na ile będzie to wyprawa komfortowa. Ja bym chyba naciągnęła budżet przynajmniej do tego tysiąca i wzięła kasetę zamiast wolnobiegu (Vellberg 2.0). Oczywiście, że im drożej, tym lepiej i tak dalej, znam jednak człowieka, który przejechał pół Europy na zupełnie niemarkowych rowerach, więc jeśli tylko się chce, na pewno można. Trzeba mieć jedynie świadomość pewnych kompromisów, na które idziesz przy takim zakupie. Wbrew pozorom pierwszym nie jest awaryjność, a właśnie szeroko rozumiany komfort. Mniej przełożeń, korba na kwadrat, słabsze hamulce itp. Nie znaczy to jednak, że się na tym nie da jeździć. Da się, jak najbardziej, tylko nie można się nagle porywać na zjazd 50km/h (a już szczególnie, kiedy jest mokro), bo klocki mogą zawieść. Albo wymyślić sobie płynną zmianę przełożenia na podjeździe, bo zacznie rzęzić i szkoda tylko katować napęd, bo i tak to nic nie da. Natomiast, czy warto brać trekkinga? Według mnie nie. W tej cenie będzie to rower ciężki, a za cenę gorszego osprzętu dostaniesz rzeczy, które... będziesz i tak musiał dokupić. Na przykład sensowne oświetlenie oraz bagażnik, który udźwignie wypchane sakwy. Dlatego wolałabym przeznaczyć tyle, ile możesz na crossa, a do tego doliczyć lampki, bagażnik oraz gripy i ewentualnie rogi, tak by mieć możliwość zastosowania różnych chwytów i zmieniania pozycji. Te fabryczne nie nadają się na długie dystanse, ponieważ są za twarde. Co do błotników, również warto się w coś zaopatrzyć, choć zależy, jak planujesz wyjazd - to znaczy, czy zamierzasz jeździć w deszczu, czy też deszcz przeczekiwać w jakimś miejscu. To decyduje, jak dużo musisz zainwestować. Ja jeździłam z dość tanimi Simpla Raptor XL i w tej cenie są one co najmniej satysfakcjonujące. Aczkolwiek jak raz lało jak z cebra, to i tak przemokłam w całości - trudno jednak orzec na ile zawiniła woda z góry, a na ile z dołu :P Zgadzam się częściowo @WitoGda - na pewno nie sprzedasz już tego roweru w dobrej cenie o ile w jakiejkolwiek sensownej. Ja na mojego Kandsa kupionego za 1300zł po dwóch latach miałam chętnych wyłącznie za 600-700zł, choć rower wyglądał jak nowy i miał stosunkowo niewielki przebieg (5kkm). Z tej też przyczyny zajeżdżam go teraz, jako zimówkę. Z drugiej strony im tańszy rower, tym - procentowo - mniej się na nim traci. A może jednak Ci się spodoba i chociaż te dwa sezony pojeździsz, a potem zostanie Ci na zimę? Wydaje mi się, że jeśli chcesz teraz włożyć 700zł w jednoślad, to nie ma co wymyślać, że może warto dołożyć, bo i rower za 1500zł nie będzie żadnym szałem i prędzej czy później zechcesz coś ulepszać. Jeśli kupować rower na lata, to pewnie za jakieś trzy tysiące, z kolei jeśli składać trzy, cztery razy więcej złotówek niż obecnie planujesz, to można skończyć na tym, że zawsze będzie się siedziało w domu i marzyło i wielkiej podróży. Tymczasem na dzień dzisiejszy popieram, że lepiej jest włożyć te pieniądze w sakwy, bagażnik czy ubiór, niż w rower, bo jak Ci wszystko przemoknie albo nagle torba odpadnie, to żadne Deore nie pomoże ;)
  16. Jak przyświecą światła z przeciwka, najlepiej jakieś ksenony, to w zasadzie nic nie widać i tylko się zostaje modlić, żeby nikt nie wlazł w takim momencie pod koła. Niestety, ale większość kierowców kompletnie nie umie ustawiać świateł na drogę, tylko najlepiej, żeby waliły jak najdalej. Jeśli natomiast mówimy o normalnych warunkach, to odblaski mają swoje zalety i również poprawiają widoczność. Co oczywiście nie sprawia, że można wywalić światełka, wierząc, że kawałek tasiemki załatwia wszystko.
  17. Sprawdziłam dziś na balkonie. Początkowa temperatura powietrza +1o, końcowa: -1o, pogoda raczej bezwietrzna (a przynajmniej w miejscu pomiaru :)). Ponieważ testowałam również bidony plastikowe, nie wlewałam wrzątku, tylko ciepłą wodę (45oC). Wyniki są bardzo zachęcające - w Elite Deboyo po pół godzinie temperatura wody wprawdzie spadła o 3/5oC (wynik dla zakrętki bidonowej oraz metalowej), ale potem już spadała regularnie co każde 30 minut tylko o 1oC, ostatecznie po przeszło 240 minutach osiągając temperaturę 31/33oC. Ten wynik początkowy może być więc zatem lekko przekłamany, ponieważ woda już podczas samego wlewania wody do pięciu różnych butelek, temperatura mogła spaść do 43-44oC, poza tym test zaczynałam o 13:40, a ostatniego pomiaru dokonałam po 18, tak więc tym bardziej przemawiałoby to na korzyść Elite'a. Jest tylko jedno "ale" - termosowa pokrywka lekko zajeżdża plastikiem. Niby jest bez BPA, ale woda zmienia smak na lekko gorzkawy. Nie próbowałam jeszcze z izotonikiem ani herbatą, więc trudno mi powiedzieć, czy ma to aż taki wpływ. Z drugiej strony z doświadczenia wiem, że jak się jedzie rowerem, to w pewnym momencie w wyniku zmęczenia jedzenie i picie zaczynają smakować zupełnie inaczej niż w domu ;) Możliwe zatem, że i tu ten lekki posmak okaże się niezauważalny.
  18. A tak z ciekawości, robiliście je także przy dłuższych odcinkach, gdzie prędkość wahała się między 5-10km/h? Bo mam Was w takiej kategorii, że taka prędkość, to tylko na starcie ;) Tymczasem możliwe, że między innymi dlatego Paweł może się ze mną zgadzać bardziej niż Ty. No i do tego ten las.
  19. Jasne, tylko to nie do końca jest tak, jak się czasem marzy ludziom, że nasz (w sensie: człowieka) horyzont z pokolenia na pokolenie się poszerza. On jedynie się przesuwa i to, co było, powoli staje się coraz mniejsze, mniejsze, a wreszcie znika ze świadomości. Dlatego właśnie nie dziwi mnie specjalnie, że jakaś 20/30-latka, która nie jest ukochaną córą tatusia i nie ma męża poświęcającego kolację w Walentynki, bo w TV jest Liga Mistrzów, może jednak nie wiedzieć, jak ma na imię Maradona. Ba! Dobrze, jakby w ogóle wiedziała, że ktoś taki, jak Maradona był wielkim piłkarzem. Natomiast, czy taka niewiedza jest wyznacznikiem ignorancji, intelektualnej kompromitacji itp.? Przyznam, że sama mam wielki dylemat.
  20. @Ambro, szukasz metki czy najlepszej relacji cena/jakość? Jak metki, to weź ten, który Ci się bardziej podoba, jak jakości, to już wszyscy wielokrotnie na tym forum napisali, że do 1500zł to tylko: Kands, Lazaro, Vellberg, Spartacus. @nowatec, fajnie, że jesteś zadowolony :) Wielu bezawaryjnych kilometrów życzę!
  21. Zależy jeszcze, gdzie jeździsz i jak dokładne pomiary prędkości Cię interesują. Ta sczytywana z GPS bywa przekłamana, zwłaszcza, jeśli zdarzy Ci się jechać wolniej i/lub w miejscu, gdzie dostęp do satelitów może być utrudniony np. w lesie lub w środku miasta.
  22. A, też widziałam to w necie, choć troszkę nie rozumiem powszechnego padania ze śmiechu. Bardziej zaskoczyło mnie, że takie pytanie padło właśnie jako drugie. Według mnie dla kogoś, kto się nie zna na rowerach albo jedynie jeździ, "piasta" to termin pokroju "wał korbowy". Podejrzewam, że jakbym zrobiła ankietę wśród znajomych facetów, też niewielu z nich by wiedziało. Według mnie dostała trudne pytania, jak na przeciętnego zjadacza chleba, a bardziej jeszcze - zjadaczkę. Kiedy grał Maradona (sądząc po zdjęciu, to jej chyba na świecie nie było), a jeszcze żeby imię znać. Jakby nie można było dać normalnego pytania w stylu, jak brzmi powiedzenie czy coś w ten deseń. Zaś to, że dla nas wszystkich obie odpowiedzi są oczywiste, nie jest żadnym wyznacznikiem trudności. Moja mama nawet nie wie, kto to jest Leo Messi ;) A z takich ciekawostek, to jeszcze Wam powiem, że jakieś 5 lat temu mieliśmy zajęcia z takim młodym doktorem. Facet obryty tak, że nam szczeny opadały z wrażenia... ale mimo wszystko najbardziej nam opadła, jak ktoś rzucił hasło: Facebook, a on zapytał, co to w ogóle jest.
  23. Wiesz, w wielu sportach naście/dziesiąt lat temu były te same imprezy, a mimo to z różnych przyczyn coraz głośniej jest o konieczności regeneracji oraz zmęczeniu materiału. Prócz pojawienia się dziesiątek innych imprez, w których przydałoby się wziąć udział, zmieniło się również zaplecze, czyli sprzedawanie się tu i tam, nierzadko wiążące się z licznymi podróżami. To wszystko nie pozostaje bez znaczenia dla organizmu, a zrezygnować nie można, bo jednak marka wymaga promowania. Jeśli dorzucić do tego ogromną presję psychiczną (social media z falą hejtu lub bezkrytycznym bałwochwalstwem, dziennikarze z ich durnymi pytaniami itp.), trudno jest mówić, że to naprawdę te same warunki, jak mieli wspominani przez Ciebie sportowcy. Zwyczajnie świat wyglądał inaczej, nawet jeśli kilometry wyznaczały tę samą odległość, a zegarki odmierzały ten sam czas.
  24. Dlatego napisałam, że nie stawałabym na przeszkodzie do szczęścia. Jeśli jednak chodzi o Szurkowskiego, Michalaka czy Langa, to z całym szacunkiem, ale kolarstwo w ich wykonaniu niewiele ma wspólnego z dzisiejszym. Podobnie, jak i wiele innych sportów. Obecnie w przeważającej większości jest to czysta komercja, a pasji w tym tyle, co brudu za paznokciem. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale ile tak naprawdę ich jest? Przede wszystkim sportowiec to produkt, który trzeba sprzedać z jak największym zyskiem dla wszystkich.
  25. Jak na moje oko, to on przede wszystkim leży trochę krzywo. Możesz ciut poluzować śruby wokół wąsów i podciągnąć bagażnik w stronę siodełka, wtedy trochę się obniży. Tak w ogóle to są oryginalne mocowania? Na wszystkich zdjęciach SA215 ma srebrne, wygięte wąsy. U Ciebie tego nie widać, podobnie jak mocowania do ramy - jeśli wąsy będą przykręcone do góry nogami, wtedy bagażnik podniesie się automatycznie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...