Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Czyli jak odpowiedzieć, żeby nie brać odpowiedzialności, ale żeby wyglądało, że dbamy o klienta :lol: Dla mnie to trochę bez sensu, bo jak ktoś ma autoryzowany serwis pod nosem, ale zakupił rower z drugiego końca Polski, to musi się bujać z jego wysyłaniem.
  2. Raczej tak. Dawno temu, jak jeszcze jeździłam ciut rzadziej i raz po raz zapominałam bidonu z piwnicy (więc potem to fermentowało i nadawało się tylko do kosza), miałam fazę na kupowanie różnych butelek, najczęściej najtańszych. I te miewały różnice rzędu 1-2mm. Myślę jednak, że to już historia, poza tym to były no-name'y, a nie coś szanującego się. Typowo terenowo nie jeździłam nigdy, ale telepało mnie równo tu i tam, jak się nagle skończyła droga (a ja bardzo nie lubię zawracać). Różne rzeczy zdarzyło mi się wówczas pogubić, ale nigdy bidonu ;)
  3. Dzięki za uzupełnienie. Myślę, że w tej kwestii, o której wspominasz, nic się nie zmieniło. Łatwość reklamowania wynika to z tego, że jeśli wada pojawi się w pierwszych 6 miesiącach użytkowania, to zakłada się, że była fabryczna, a potem to kupujący musi jakoś dowieść, że złe wyprodukowali. Przy okazji reklamowania, warto nie poddawać się po pierwszej odmowie. W ubiegłym tygodniu reklamowałam w Sinsay'u roczne, ale w zasadzie dwa razy ubrane buty. Reklamację odrzucono, uzasadniając to jakimiś totalnymi bzdurami o pozdzieranych napiętkach, podeszwach itp. Więc wysmarowałam im pismo na półtorej strony, rzeczowo obalając każdy z ich argumentów. Na koniec - co również szczerze polecam - dołączyłam magiczną formułkę: "ufam, że sprawa zostanie pomyślnie rozpatrzona, ponieważ w przeciwnym razie będę zmuszona zgłosić sprawę do rzecznika praw konsumenta". Działa to tak samo, jak reklamacje w sieciach komórkowych opatrzone formułką o UOKiK. Wszyscy nagle przestają widzieć problemy. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, ale jeśli tak, to do tego stopnia, że o ile w Sinsay'u w ramach uznanej reklamacji wydaje się kartę podarunkową, którą trzeba wykorzystać w ciągu roku, to w moim przypadku dodano adnotację, że ma nastąpić zwrot gotówki :D W dodatku odpowiedzieli w ciągu bodajże dwóch czy trzech dni.
  4. A widzisz, jakoś źle Cię zrozumiałam i sobie dośpiewałam, że to ma być multitool (nie pytaj skąd, może zrzućmy na moją chorobę :D). Śruby faktycznie są czasem tandetne. Ja miałam taki problem z ramieniem hamulca w Kandsie - imbus cały, ale wewnątrz gwintu zrobiło się kółko graniaste zamiast sześciokąta. Jacku, a testowałeś też bity z Lidla? Bo widzę, że są też większe walizeczki z grzechotką i tam jest kilka bitów na krzyż. Tymczasem ja mam jakieś z plasteliny, więc byłyby dwie pieczenie na jednym ogniu ;)
  5. Z tym, że producent obowiązku nie ma, a sprzedawca nawet jak nie chce, to niestety przez dwa lata musi, bo go zobowiązuje ustawa. Ja dlatego zawsze reklamuję u sprzedawców (akurat nie rowery, tak ogólnie, co się da ;)).
  6. To boczne ładowanie to świetny patent na mniejsze ramy i wyższe bidony, gdzie butelka nawet i weszłaby na wysokość, ale głównie na ozdobę, bo potem nie można jej ruszyć :) Długo już je masz, Jacku? Bo ja jakoś do tworzyw kompletnie nie mogę się przekonać i podzielam opinię Artura. Dodatkowo mam uraz po tym, jak mi w dzieciństwie kolega wjechał z boku w rower i akurat prosto w koszyk wycelował ;) Potem jak kupili mi rodzice aluminiowy, to do dziś dziadziu go jeszcze używa w swoim rowerze. Czyli ponad piętnaście lat będzie :D
  7. A skąd ktoś ma to wiedzieć? ;) Napisz coś więcej, bo o ile masz prawdopodobnie MTB, to już nikt z nas nie wie, gdzie nim jeździsz i w jakich proporcjach (las, góry, śnieg, deszcz, szosa itd.). Nie ma uniwersalnych opon, które byłyby dobre do wszystkiego. Przy szerokości 2.1 możesz liczyć na dobrą przyczepność i komfort w kwestii amortyzacji, jednak siłę w pedałowanie (zwłaszcza po asfalcie) musisz włożyć znacznie większą niż przeciętny użytkownik roweru. Jeśli chcesz węższe, trzeba sprawdzić szerokość obręczy (jakie są widełki). Z kolei jak chcesz jeszcze szerszą, prócz obręczy musisz też sprawdzić, czy pozwala na to szerokość tylnego trójkąta.
  8. Od dwóch tygodni mam Stingera 8, bo droższego nie potrzebowałam i kupiłam go tylko dlatego, że CR zrobiło promocję na 21zł. Przyznam, że za te pieniądze oczekiwałam czegoś najwyżej oczko lepszego od Topeksa, a mimo tego zaskoczył mnie pozytywnie. Odkręciłam nim kilka śrub w rowerze, którym wspomniany Topex nie podołał (nie wyrobił się wprawdzie, ale zwyczajnie wyskakiwał z gwintu). Odkręciłam tym również część śrub skręconych przez panów z Decathlonu, a oni niestety znają się wyłącznie na dokręcaniu ich na chama ;) Nie wiem, czy nadałby się na warsztat, ale tak jako klucz awaryjny na podróż jest jak znalazł.
  9. A jakbym powiedziała, że ewenementem jest mój syn (którego nie mam, ale co tam ;)), to byś poczuł się młodo? Nie przesadzaj, w każdym pokoleniu trafiają się ludzie wyjątkowi :) A ten mój dziadziu, to myślę, że spokojnie mógłby być Twoim ojcem i to jeszcze z zapasem, bo ma 88 lat. Poza tym gust "na rekruta" to, jak go znam, miał jeszcze zanim pojawiłam się na świecie :D
  10. Hah, no Ty taki ewenement, jak mój dziadziu, który prycha na wszystkie długowłose, a ideał kobiety to - cytuję - na rekruta :D
  11. Jeśli chodzi o bagaż, zależy, co potrzebujesz wozić. Mój zestaw małego podróżnika zawiera: butelkę 0,7l (lub na dłuższe letnie trasy nawet dwie; ponieważ mam tylko jeden koszyk na bidon), pompkę, łatki, mikroapteczkę (coś przeciwbólowego, bandażyk i plasterki), kurtkę przeciwdeszczową, pudełeczko daktyli oraz cegłowaty powerbank (Xiaomi 20000mAh). Czasem statywik do telefonu, a ostatnio selfie stick. Drobiazgi trzymam z przodu, choć też bym i tam zdołała upchać. Wszystko to mieści się do torby Sport Arsenal nr 505. Jest dość zgrabna i lekka, ma pasek na ramię, jeśli potrzebujesz, mało przemakalna (nie wodoodporna, ale kilka razy spotkał mnie deszcz i nie przemokła). Ma również usztywniany spód, podwójny zamek i pasek ściągający, którym można ją w razie potrzeby nieco pomniejszyć. Do wad zaliczyłabym miękkie ścianki, co czasem drażni i chyba jednak mocowanie na rzepy (wygodne, szybkie, mocne, ale po pewnym czasie każdy rzep wygląda jak kudłata szmata, zwłaszcza, jeśliby zdejmować i zakładać tę torbę raz po raz). Ja mam ją przymocowaną na stałe do bagażnika Sport Arsenal nr 209. Niby ma to fajne, że łatwo się go demontuje (szybkozamykacz na sztycy) i miejsce na lampkę (co było dla mnie szalenie ważne), ale i tak bym go nikomu nie poleciła. Po pierwsze i najważniejsze: to kloc. Waży ponad 700g, choć takiego wytrzymałego na ten - powiedzmy 3-kilowy - bagaż raczej mi nie potrzeba. Po drugie szybkozamykacz jest do kitu. Niby ma podkładki, ale to guzik daje. Można nie wiem, jak mocno zacisnąć śrubę, a i tak, jak się walnęłam w piachu nad morzem, to zmienił położenie. Do tego klamka haczy mi o udo i mimo oklejenia, wskutek ciągłego tarcia, załatwiłam sobie jedne spodnie. No i wreszcie lampkę - i owszem, zamontować można, ale tylko taką, która ma śrubę pośrodku. Ja mam prostokątną, na dwie śrubki i musiałam kombinować z trytkami. Tak więc mam, bo mam, ale jakbym miała kupować znowu, szukałabym przede wszystkim czegoś lżejszego. Niedawno kupiłam prawie połowę taniej bagażnik Accenta pod sakwy i waży 550g, a ma nośność 25kg. Pewnie jest średniej jakości, ale też ja do mojego bagażu cudów nie potrzebuję, bo nie jestem rasowym sakwiarzem ;) W każdym razie to niby tylko 150g, a nawet podczas trzymania w ręce jest wyczuwalne. Jest jeszcze Sport Arsenal 490, czyli bagażnik i torba w jednym. W teorii pojemniejsza, jednak nośność do 2kg to dla mnie dyskwalifikacja.
  12. No to u mnie podobnie. Tylko kobietą jestem i o ile pot - przynajmniej według niektórych - u mężczyzn może być wręcz seksowny, o tyle jeszcze nie spotkałam się z nikim, kto by twierdził, że kapiąca kobieta jest atrakcyjna ;) No, chyba że spod prysznica :D Żeby jednak nie wchodzić specjalnie w jakieś głupie tematy, chciałam jedynie powiedzieć, że liczę się oczywiście z tym, że rower to wysiłek fizyczny, a nie rewia mody, ale mimo wszystko są pewne granice. Już w tej chwili od samego potu i wiatru moje włosy są biedne i regularnie muszę nakładać maseczkę, żeby nie wyglądały jak papier ścierny. Co dopiero jakbym je jeszcze gotowała w garnku :rolleyes: Jakkolwiek, przyznam się, że kiedyś na próbę zamierzam jakiś kask zakupić (koniecznie z możliwością zwrotu) i przetestować w jakiś cieplejszy dzień. Na pewno przydałby się, gdybym wreszcie pewnego roku zdecydowała się zaliczyć miechowski brevet, co chwilowo jest marzeniem mojego życia :)
  13. Bardzo Ci dziękuję za opinię, jesteś jednym z moich rowerowych guru (nie nieomylnym, więc nie musisz się rumienić ;)), więc tym bardziej jest dla mnie cenna :) Grypa to raczej nie jest, jakieś takie przeziębienie czy coś. Dwa tygodnie walczyłam, ale się wreszcie dałam zarazić siostrze. Bieda jest taka, że za dwa tygodnie muszę zrobić dwa dni pod rząd 100km z małym hakiem, więc tak całkiem nie mogę skapcieć, ale na pewno będę ostrożna. Zdrowy rozsądek jest dla mnie zawsze najważniejszy, a że dość się słucham swojego ciała, to raczej powinno mi podpowiedzieć, kiedy darować sobie rowerowanie. Dotychczas nie spotkałam się z inną pompką montowaną w sztycy, a jedynie pompko-sztycą, co akurat wydaje mi się poronionym pomysłem (pompować siodełkiem? WTF?). W dodatku wynalazek swoje waży. O tej konkretnej pompce szukałam opinii, ale niestety nie znalazłam zbyt wiele. W zasadzie to tylko jedną mało treściwą wypowiedź na forumrowerowym.org. Dzięki za bardzo trafne spostrzeżenia, które przeoczyłam, ponieważ zwyczajnie mnie one nie dotyczą, ale może komuś się przydadzą. Dokładnie, tak jak napisałeś - mam aluminiową sztycę, jeżdżę sama prawie zawsze, a jeśli chodzi o obejmę, to wymieniłam wprawdzie na szybkozamykacz, ale że jeżdżę wyłącznie dla przyjemności, to nawet ta kilka minut dłuższa przerwa spowodowana luzowaniem obejmy nie byłaby dla mnie problemem. Jest dla mnie za to problemem to, czego nie zauważasz lub co Tobie (i możliwe, że większości) nie przeszkadza. Montaż pod bidonem z mojego doświadczenia jest niepraktyczny, ale też przyznam, że przy moich rozmiarach ram, zawsze mieści się tylko jeden koszyk na dolnej rurze i tam zdarzało mi się o pompki haczyć. Poza tym, jak sam zauważyłeś, w tym miejscu akurat brudzą się one przy byle kałuży. No i wreszcie - tak przynajmniej wnioskuję z Twojego zdjęcia oraz licznych wypowiedzi o wadze, wzroście, no i aktywnym trybie życia - siła moja a Twoja to wiesz, jak z Tarnowa do Warszawy ;) Obawiam się, że z tym małym Specem (i innymi modelami kieszonkowymi) sama niewiele bym wskórała. Z kolei na dwie stówy to mnie nie stać i już te 80zł lekko zabolało. Przyznam, że też się zastanawiałam nad tym wpadnięciem, ale pomyślałam sobie, że w razie czego zwyczajnie przewrócę rower do góry nogami i wyleci. W zaklinowanie trochę wątpię. Mój optymizm opieram na tym, że pompka nie ma elementów wystających (jakiegoś dzióbka czy coś), więc nie bardzo ma czym haczyć, z kolei rura podsiodłowa sprawia wrażenie, jakby była tej samej średnicy na całej długości (suwmiarką nie sprawdzałam ;)), a pompka jest przecież bardzo wąska - ostatecznie wchodzi do środka sztycy, a ta sztyca mieści się w rurze, tak więc według wszelkiej prawidłowości pompka powinna tam zwyczajnie latać na boki. Bardziej obawiałam się tego, co jak się zaklinuje w samej sztycy, ale chyba też nie ma co panikować. Merdać na boki pewnie będzie, zwłaszcza ta górna, niezaciśnięta część, ale jak wspomniałam wyżej, wokół górnej główki również znajduje się gumowy pierścień (ciut szerszy od reszty pompki), więc to raczej on będzie się obijał, co z kolei tragedią być nie powinno.
  14. Wcięło mi połowę poprzedniego posta, więc pozwalam sobie jeszcze dodać poniższe ;) A nie sądzicie, że na pełnoletniość powinny być raczej jakieś testy psychologiczne? Przynajmniej w pewnych granicach? Bo znam osobiście takich, którzy mieli lat 14 i musieli dojrzeć, żeby opiekować się matką alkoholiczką i jakoś zarabiać na chleb (dosłownie), jak i takich, co mieli lat pięćdziesiąt, kiedy nażarli się leków i popili piersióweczką schowaną w bagażniku, aby mniej więcej 20 minut później spowodować kolizję (samochodem; na szczęście bez żadnych ofiar). Tyle, że ja to nawet w bawełnianej chusteczce na głowie się przegrzewam i to bez żadnego wysiłku ;) Jak jest powyżej 25 stopni, to mam włosy tuż nad szyją całe mokre, a z grzywki mi kapie (w zasadzie, jak miałam ścięte na ciut dłuższego jeża, to wtedy cała głowa była mokra). Kiedyś wydawało mi się, że z tym powojuję, a teraz to widzę, że żadne zmiany w żywieniu nie są w stanie tego zmienić, a lekarstw zażywać nie będę, bo widać mój organizm tego potrzebuje. Czasem to mnie naprawdę zastanawia, skąd ja mam tyle wody ;)
  15. Żeby była jasność - rozsądzanie, kto i za co powinien więcej płacić wydaje się mi bez sensu i sam to niechcący zauważasz, pisząc o otyłości. Dla przykładu: otyłość genetyczna podobno nie istnieje, a jedynie genetyka talerza. Dwa: cukrzyca bywa przyczyną otyłości, ale cukrzyca też często jest spowodowana złą dietą (mówię o dwójce). Trzy: otyłość może być spowodowana złą gospodarką hormonalną, a tę z kolei można sobie zaburzyć stosując leki antykoncepcyjne (nie dotyczy to każdej kobiety, ale nie można powiedzieć, że nie ma takich przypadków). Pomijając dziesiątki innych niuansów, kto ma być teraz mądry i rozsądzać, co było skutkiem, a co przyczyną? I czy jedząc niemądrze, winny jest dany człowiek, czy na przykład jego rodzice, którzy w ramach atrakcji wozili go do KFC, a jako niedzielną rozrywkę wybierali galerię? Albo czy kobieta sięgnęła po leki dlatego że musiała z każdym, czy może miała już dwójkę dzieci i nie chciała "wpaść" z trzecim? Kto miałby to osądzać? Komisje jak w ZUSie na rentę, czyli nic nie warte organy, które działają czasem na "widzi mi się"? (doświadczyłam tego osobiście - po 10 operacjach na stawy biodrowe, z krótszą nogą, początkami skoliozy i wadą wzroku, komisja powiedziała mi w twarz, że nadaję się do skręcania długopisów i mogę zarabiać na życie) To byłoby naprawdę chore i póki przypadki są tak indywidualne, naprawdę wolę płacić za nich wszystkich. I tak już są wystarczająco nieszczęśliwi z tyloma chorobami. Poza tym wolę zapłacić za 100 darmozjadów, niż zabrać lekarza 1 naprawdę potrzebującemu. W punkt. Z drugiej strony - tak odnośnie obrażeń śmiertelnych - nie wiem jak Ty, ale dla mnie tam "sobie" umrzeć to nie kłopot (bo i co ja z tego wiem? Problem tak naprawdę jest moich bliskich), "gorzej" jak masz drutować szczękę, sklejać żebra albo inne okropieństwa, na warzywku skończywszy :(
  16. Postanowiłam się z Wami podzielić moimi wysoce subiektywnymi wrażeniami i mało wiarygodnymi testami nowej pompki ;) Mało wiarygodnymi, ponieważ mam grypę (no, ale jednak nowa zabawka zobowiązuje), a przede wszystkim jestem kobietą, może nie chuchrem, ale z natury mam mniej siły i gorzej mi idzie napompowywanie kół :) Pompka zowie się - jak już napisałam w temacie - Topeak Ninja P (...) //////////////////////////// DOPISEK ADMINA //////////////////////////// Jako że Elle podesłała mi swój test, do publikacji na blogu, zapraszam tam do lektury: https://roweroweporady.pl/topeak-ninja-p-test-pompki-czytelniczki/
  17. Jak już się upieramy przy obowiązkach, to najprędzej głosuję za tym o lusterku na szosie ;) Przyznam, że w tym roku jakoś zupełnie naturalnie z dnia na dzień przestałam jeździć w słuchawkach. Nie z powodów bezpieczeństwa. Po prostu nie miałam ochoty i tyle. Czy to cokolwiek zmieniło? Akurat w moim przypadku nic. I tak przy prędkościach rzędu 20km/h i wietrze większym niż 2m/s (czyli 9 na 10 wyjazdów) słyszę wyłącznie szum oraz ewentualnie ogromne sapiące za moimi plecami ciężarówki, kiedy nie są mnie w stanie wyprzedzić z powodu krętej drogi. Czasem, owszem, słyszę "zwykłe" auto, ale nie zawsze jestem w stanie zlokalizować skąd jedzie, bo jak jedzie się pod mocniejszy wiatr, to akurat i tak nic za plecami nie słyszę, za to silnik nadjeżdżającego z przeciwka samochodu, którego jeszcze nie widać - i owszem. W mieście z kolei szumy się nakładają i mieszają, więc też niewiele to daje. Zresztą, nawet jak zdarza nam się jeździć z siostrą po serwisówce obok autostrady w tempie spacerowym (15-18km/h), to i tak bywa, że musimy do siebie powtarzać coś trzy razy, żeby usłyszeć. Co dopiero więc mówić o rowerzyście krzyczącym za plecami "prawa/lewa wolna" (chociaż na szczęście to hasło i tak znam tylko z teorii) i w tym przypadku zdecydowanie wolę dzwonki. Choć i z tymi bywa różnie. Nie dalej, jak dwa tygodnie temu, jadę po CPRze, z daleka widzę panią ok. 50tki, że spaceruje z mężem niefrasobliwie od prawa do lewa, więc dzyndzam. No i tak dzyndzam, i dzyndzam. Wreszcie jestem za jej plecami i hamuję, a ona zafrapowana przeprasza stokrotnie, bo ona właśnie się wszędzie rozgląda po sadach (są obok CPRu), co to tak ładnie dzwoni i gdzie :D Zupełnie niezależnie od historii z słuchawkami, kupiłam pod koniec czerwca malutkie, dyskretne lustereczko (Zefal Spin) i nie żałuję ani jednej złotówki. Jest nieocenione. Wreszcie nie robię jakichś dziwnych manewrów z kierownicą, kiedy postanowię obrócić się przez ramię o 180 stopni ;) a i tak wiem prawie o każdym zbliżającym się samochodzie. Z uwagi na małą powierzchnię lustereczka z rowerami jest ciut gorzej, ale mimo wszystko również jest to dość wygodne rozwiązanie. Nie wiem, czy jeżdżę jakoś bardziej przepisowo, uważnie itp., bo to raczej musieliby ocenić inni uczestnicy ruchu. Na pewno jednak czuję się znacznie bezpieczniej i - jeśli mam taką możliwość - na przykład szybciej ułatwiam samochodom manewr wyprzedzania. Albo po prostu mogę się upewnić, czy nie zajeżdżam komuś drogi, wyprzedzając składaki i holendry ;) O kasku dyskutować raczej nie zamierzam, bo najzwyczajniej nie jestem gotowa za żadną opcję dać się posiekać ;) Nie chciałam tu nikogo urazić tym porównaniem do osłów, tylko tak mi się skojarzyło, bo potem i tak nagle po tych dyskusjach - no chyba że się mylę - nikt z Was nie odłoży kasku na półkę, ani żaden nie poleci w podskokach do sklepu w celu jego zakupu. Ja sama w moim osobistym przypadku nie jestem do niego przekonana, ale to jest mój wybór i moja głowa, a gdyby ktokolwiek zapytał mnie, czy powinien sobie zakupić, to gorąco bym go namawiała (no, a przynajmniej nie odwodziła od tego pomysłu). Bo skoro czuje taką potrzebę, to już samo poczucie bezpieczeństwa jest tego warte. Ja natomiast z kaskiem mam identyczny problem, jak ze zwyczajną czapką/kapeluszem podczas upałów. Niestety, głowa grzeje mi się tak bardzo pod byle szmatą, że ryzyko przegrzania jest u mnie znacznie większe w nakryciu głowy niż bez niego. Pewnie kwestia przyzwyczajenia. W zimie zresztą też chodzę bez czapki mniej więcej od 14-15 roku życia. Może jakbym się zgoliła na łyso, to by mi pomogło :P
  18. To jest identyczna dyskusja, jak: jazda z słuchawkami czy bez. Bierzecie w niej udział, a i tak niemal z założenia nikt się nie da przekonać i będzie uparty jak osioł. Obok uciążliwych wręcz wad (gorąc) i niepodważalnych zalet (bezpieczeństwo), potem i tak wychodzi na to, że zwolennicy poubieraliby w nie wszystkich dwukółkowych uczestników ruchu, a przeciwnicy będą narzekać, że każdy przymus rodzi bunt. Dla mnie to trochę bez sensu. Co do przywoływanego zapinania pasów - robię to zawsze, odruchowo. Ale nawet mnie zdarza się ten przepis zignorować, jeśli mam przestawić auto spod bloku na parking (10-15 sekund jazdy, w zależności czy czekam na wyjazd) albo lepiej jeszcze - na plaży nad jeziorem. Nie wiem, pewnie ja mam zupełnie odwrotnie niż Marek - enduro widuję tylko na zdjęciach, a wszyscy ludzie, jakich znam, którzy mieli wypadki na rowerze (łącznie z moim niespełna rozumu kuzynem, który nie wiem w jaki sposób dał radę zryć zębatką dach Poloneza) uszkodzili sobie wszystko inne, a nie głowę. Na przykład gość, który wjechał z rozpędu w auto mojego dziadzia i przeleciał przez bagażnik (sedan), złamał obojczyk. Ja nie mówię, że to jakaś reguła, co nie zmienia faktu, że są części ciała, o które martwię się znacznie bardziej, ilekroć wsiadam na rower. W tym także twarz, szczękę czy oczy. Dopóki nie mam poczucia, że rowerzysta bez kasku stanowi dla mnie większe zagrożenie, jestem przeciwko wszelkim tego typu nakazom. A argument, że potem ten ktoś leczy się na mój koszt, bo ja płacę podatki, nie przekuje mnie. Znacznie więcej każdego dnia naciągactwa można zobaczyć w przychodniach wypełnionych po brzegi lekomanami, którzy na wszystko chcą tabletki, niczego przy tym w swoim niezdrowym trybie życia nie zmieniając. Kilku rowerzystów to przy tym kropla w morzu. Zresztą spróbujcie załatwić godnego zaufania ortopedę na NFZ, a potem dostać sensowny pakiet ćwiczeń na rehabilitacji. I wszystko to w czasie, nim zajdą nieodwracalne zmiany. Takie rzeczy to może Gollob w szpitalu wojskowym.
  19. Zdecydowanie do szosy coś stacjonarnego. Może i takim kurdupelkiem napompujesz, ale nie ma sensu tracić aż tyle energii. Natomiast na dojazd, awaryjnie, polecam Topeaka Ninja. Właśnie zakupiłam, sprawdzałam, pompuje się o niebo lepiej niż tanimi maleństwami (do droższych, typu polecana przez Łukasza Lezyne nie mam porównania). Bez problemu nabiłam do lekko zauważalnego ugięcia pod ciężarem 65kg. Rzekomo można dojść do 11 bar, ale moje opony tego nie wytrzymają, więc nawet nie próbuję. Ostatnio przy 8 barach zmieniałam dętkę, bo wybuchła na postoju :D Powiem więcej, jak wrócę do domu, bo sprawdzałam ją tylko przelotem zaraz po odebraniu od kuriera ;) Zaletą jest waga, montaż wewnątrz sztycy, metalowy tłok. Do wad zaliczyłabym na pewno - przynajmniej z Twojej perspektywy - możliwość napompowania wyłącznie Presta. Oczywiście są przejściówki w razie potrzeby.
  20. Łukaszu, wszystko zgoda, ale też nikt... dobra, powiem za siebie - ja nie wymagam cudów. Nie podoba mi się to, że ktoś pisze o produkcie: dostępny, a potem wychodzą jakieś niespodzianki. Poza tym mój główny zarzut w stosunku do CR, który sprawił, że pożegnam się z nimi na zawsze, to fakt, że w dwóch paczkach z rzędu brakuje rzeczy, pod którymi ktoś podpisał się, że je spakował. Jeśli chodzi o wrażenia pozytywne - dziś dostałam drugą w życiu paczkę od SzumuGum. Zamówiona w sobotę, wczoraj rano spakowana. Towar dostępny od ręki. Mail na każdym etapie zamówienia. To samo Miasto Rowerów.
  21. Niestety męska rama może w tym przypadku nieco pokomplikować. Na przykład Unibike czy Kands z tego, co widziałam, nie robią męskich siedemnastek, z kolei Spartacus jest relatywnie duży i ja przy 165cm oraz ciut większym przekroku miałam rurę na styk (dla odmiany odnoszę wrażenie, że Decathlon ma rozmiarówkę lekko zaniżoną). Według mnie warto byłoby przymierzyć przed zakupem.
  22. A w to nie wątpię :) Ostrzegam tylko przed wstępnym w entuzjazmem, bo jednak ta prościzna zaczyna się dopiero od pewnego momentu. Tak jak pisałam, na pewno tam wrócę, bo warto. Tak przy okazji, masz może jakąś mapę (internetową lub skan), na której byłyby oznaczenia, co jest asfaltem, a co szutrem?
  23. Ja się uczyłam około dziesięciu minut na serwisówce (błogosławieństwo mojej okolicy!) - asfalt oraz w miarę umiarkowany ruch pieszo-rowerowo-samochodowy. A ponieważ tych użytkowników jest trochę, samochody rzadko szarżują, a jeszcze rzadziej trąbią (dopiero jak się wloką za takim rowerem minutę, to dają znać ;)). Wypinać z zaskoczenia niestety nauczyć na sucho się nie da - zawsze będziesz wiedzieć ułamek sekundy wcześniej, że nastąpi wypięcie. Dlatego wypinam się często prewencyjnie - przy skrzyżowaniach, jak widzę, że coś dzieje się na drodze itp. W sumie przez rok jazdy zaliczyłam dwie gleby. Obie na postoju ;) Pierwszą już pierwszego dnia jazdy - akurat ruszałam z miejsca na przejeździe rowerowym, ale samochód wymusił pierwszeństwo i niestety nie zdążyłam się wypiąć. Drugi raz natomiast z własnego gapiostwa. Po całym dniu jazdy stałam na parkingu z jedną nogą wpiętą i sprawdzałam Endomondo, kiedy skręciła mi kierownica i rower pojechał. No więc było bum. W obu przypadkach w trakcie lotu rzeczywiście buty się wypięły. Po mieście na dłuższych odcinkach się wpinam, ale jak jest kilka skrzyżowań pod rząd lub po prostu prędkość około 5km/h (nie że podjazd, tylko jakieś panie z pieskami i rodzinne zjazdy), wtedy zawsze kręcę piętami, żeby nawet przez przypadek się nie zahaczyć blokiem. No i raz się wypięłam na bardzo stromym podjeździe - po prostu, jak przednie koło zaczęło się odrywać, a ja nie miałam siły przebierać nóżkami z jakąś sensowną prędkością, pozwalającą na utrzymanie równowagi, spietrałam, że w pewnym momencie zatrzymam się w miejscu i nie zdążę wypiąć. W każdym razie według mnie jest to tak intuicyjne, że trudno nie ogarnąć. Dłużej uczyłam się jazdy na kierownicy szosowej, to znaczy hamowania i zmiany przełożeń. Aha, wypina się nie tylko do zewnątrz. Do wewnątrz też działa, tylko jest mniej praktycznie, bo najczęściej uderza się piętą o ramę.
  24. No niestety, trudno się zgodzić z czymkolwiek. Jak ktoś pisze, że czas oczekiwania wynosi 24h, to dla mnie wysyła to następnego dnia, a nie dwa dni później. Druga sprawa to ich system powiadomień mailowych, który działa przypadkowo. Ostatnim razem miałam status przygotowywane do wysyłki, kiedy paczkę dostarczono pod moje drzwi. Przesyłka gratisowa może i fajna, ale po co mi kurier, który nie potrafi dotrzeć w 24h? No i trzecia sprawa - co mi z darmowej paczki, skoro nie ma tam tego, co zamówiłam i za co zapłaciłam, bo ktoś nie umie do czterech policzyć i zapomniał spakować? Telefony są nic nie warte. Dzwoniłam raz w sprawie opóźnionej paczki, powiedzieli, że nie ich wina i mogę sobie dzwonić do firmy kurierskiej, bo oni po wydaniu przesyłki się już tym nie interesują. Dzwoniłam drugi w sprawie brakującego przedmiotu, to mi powiedzieli, że mam napisać maila, bo telefonicznie nic nie mogą załatwić. No i teraz jeszcze ta centrala, która sprawia, że trzeba mieć nielimitowane rozmowy, żeby nie stracić całego pakietu minut na czekanie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...