Skocz do zawartości

unavailable

Użytkownicy
  • Postów

    3 080
  • Dołączył

Treść opublikowana przez unavailable

  1. Jasne. Jak to pisałam w innym wątku, są tacy, którzy wymieniają śrubki, aby oszczędzić na wadze. To była raczej przestroga, że jednak większości się nie chce i najczęściej kończy się to wszystko na wyobrażeniach o tym, że jesteśmy znacznie mniej leniwi, niż inni ;) Poza tym, jak się nie ma doświadczenia, to też kwestia wyboru opon wygląda inaczej. Ja na przykład przez lata rekreacyjnej jazdy byłam uparta jak osioł przy oponach kierunkowych 1,95, które turkotały na asfalcie, no bo przecież zdarzało mi się wjechać w błoto i zdarzało się, że jeździłam po śniegu, a tam semi-slicki to na pewno rady nie dadzą, zaliczę glebę i to nie dla mnie. Rok temu wreszcie spróbowałam, obecnie jeżdżę na 1,5 i jakoś za szerszymi i bardziej terenowymi nie tęsknię, bo po asfalcie (gdzie spędzam 90% czasu) jeździ się wygodniej i szybciej, a na bezdrożach jakoś specjalnie gorzej nie jest. Oczywiście, trzeba bardziej się pilnować, bo na przykład w błocie tył lubi się ślizgać (podobnie jak wszędzie, gdzie nie ma możliwości złapania przyczepności), ale poza tym nie widzę potrzeby powrotu.
  2. To jest racja. Ja też już tonę w drutowych i przydałoby się czegoś pozbyć :rolleyes: Tyle, że ja to mam z trzech rowerów z dwoma różnymi rozmiarami kół. Przy jednym rowerze, nawet zakładając wymianę, raczej szkoda byłoby mi kasy na zwijane i trzymałabym drugi komplet w piwnicy (jeśli oczywiście masz taką możliwość). Weź też pod uwagę, jak często będzie Ci się w ogóle chciało to zmieniać, bo zwykle dwa komplety kończą się na tym, że człowiek woli się pomęczyć z jeżdżeniem, niż ze zmianą na jedną wycieczkę.
  3. O, widzisz. Dzięki za informację. Zawsze myślałam, że te obrotowe są już z uchwytami zintegrowane i nie dokupuje się osobno samych rączek.
  4. Dokładnie to, co pisze Marekk. Przerabiałam na własnej skórze obie rzeczy. Nigdy w życiu nie miałam nadwagi, ale byłam w górnej granicy normy BMI, kiedy rok temu w kwietniu zaliczyłam totalny odlot po 10 minutach na rowerze (do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy nie dzwonić po pogotowie), bo nie jeździłam rowerem przeszło rok i mi się zdawało, że dalej mam 20 lat, więc jak sobie wsiądę, to ino mig, i normalnie wszystkie górki moje ;) Tymczasem jak dzisiaj widzę na Endomondo tamtą "podróż", to po 5 minutach na płaskim z prędkością 15km/h miałam 180-190bpm. Zanim ponownie wsiadłam na rower, dwa tygodnie codziennie spędzałam na ćwiczeniach dla ludzi po zawale z YouTube'a :lol: Ale pomogło. Przez cały maj jeździłam w systemie 2+3, stopniowo zwiększając dystans, aż wreszcie w ostatnim tygodniu dawałam radę pokonać trzy dni pod rząd po 25km. Potem było już tylko lepiej. W ostatnim dniu lipca pobiłam życiówkę i przejechałam ponad 150km (z przerwami oczywiście, bo był to wyjazd w obie strony na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa), we wrześniu na luzie dwa dni pod rząd zrobiłam po 100km. Rower miałam, jaki miałam. Kands Energy 1300, tylko opony wymienione na 1,75. Co zaś tyczy się wątku z niezadbanym dziadostwem... Jak widać po moich życiowych wyborach (obecnie <1500zł, kiedyś <800zł ;)), nie jestem jakimś przesadnym fanem sprzętu, ale zdarzyło mi się raz podczas dłuższego pobytu u znajomych nieopatrznie wyrazić tęsknotę za jazdą na rowerze. Koleżanka z dobrego serca zaprowadziła mnie do garażu z myślą, że pożyczy mi swoją super maszynę z fullem. Szerokie, klockowate opony ledwo, ledwo napompowane, pompki nie mają, do tego łańcuch smaru nie widział, odkąd wyjechał z Reala. Nawet wysokości siodełka nie dało się zmienić, bo klucza też nie mieli. No, ale po co to wszystko, przecież dostaję do ziemi :D Dałam radę przejechać może ze 2km i byłam prawdziwie wykończona. Oczywiście to jest ekstremum, ale jakikolwiek rower niezadbany lub źle dobrany (geometria, rozmiar ramy), zawsze skutkuje "obniżeniem formy" w porównaniu do jazdy na czymś wygodniejszym.
  5. Kwestia przyzwyczajenia. Mając 12 lat, z własnych oszczędności kupiłam sobie pierwsze sakwy, żeby wozić pod blokiem zabawki i dużą butelkę picia :lol: Za to kręgosłup zawsze miałam słaby i z wentylacją też kiepsko. Bez plecaka można wyciskać wodę z mojej odzieży, a co dopiero jak coś jeszcze dodatkowo grzeje ;)
  6. Są ludzie, co wymieniają śrubki :P Tak serio miałam na myśli jedynie to, co piszesz w ostatnim zdaniu. Jeden bidon potrafi zmienić wagę, a co dopiero jak to wszystko zsumujesz. Po prostu żadna sztuka nabić sobie 2-3kg totalnymi drobiazgami. Oczywiście, że inaczej się jedzie na 10kg, a 18kg, ale to tak samo jak inaczej się jedzie ważąc 60kg a 80kg. Ulubione zdanie na wszystkich polskich forach, bez względu na dziedzinę: "fizyki nie oszukasz" ;) Z drugiej strony naprawdę dużo zależy od tego, jak te kilogramy są rozłożone. Mnie na przykład 1kg w plecaku wykańcza nieporównywalnie szybciej niż 5-8kg w sakwach, dlatego z zasady wszystko - łącznie z telefonem - ładuję w rower.
  7. Im węższe, tym bardziej na asfalcie ;) Tylko nie przesadź, żeby obręcz nie była potem za szeroka. Z moich doświadczeń dobrym kompromisem do tego typu rowerów sa semi-slicki 1,75. Na asfalcie jedzie się o niebo lepiej niż w terenowych 1,95, z kolei w lesie po ścieżkach spokojnie daje radę. No, chyba że masz głęboki piach, jak na przykład na Pomorzu, co przerabiałam jakieś dwa miesiące temu. Ale w takim piachu prawie każda jazda to mordęga. Zwróć jeszcze uwagę na geometrię. W rowerze nawet i wolnobieg prędzej wymienisz prędzej niż ramę, a komfort jazdy jest ważniejszy niż cokolwiek innego.
  8. Na obrazkach też pokazują po jednej skarpetce czy bucie, więc bym się nie sugerowała ;) Jeszcze się nie spotkałam z gripami na sztuki, ale może będzie to ten jeden fenomen :)
  9. Jak widać, kolega już nam zdradził tę tajemnicę ;) Poza tym rozmiar to jedno. Czasem geometria ma dużo większe znaczenie. Mam trzy rowery 17-calowe (nie do końca ja mam, ale o to mniejsza ;)), w tym dwa niby MTB, a i tak nawet one się między sobą różnią, co dopiero jak je porównam z crossem na 28" kołach.
  10. 15 czy 18kg to w sumie niewielka różnica. Waga podawana jest fabrycznie, a poszczególne roczniki mogły się różnić np. oponami, rogami, siodełkiem czy innymi drobiazgami. Dodatkowo w Twoim przypadku wagę będzie tworzyć to, czy opony są zdarte lub przeciwnie oraz co masz podoczepiane, typu lampki, błotniki, torebeczki, uchwyty, zapięcia i tak dalej. Tak się wydaje, że to jest nic, bo każda rzecz kilkanaście gram, a potem z takich duperelek dorabia się 3-4kg. Jeśli nie planujesz jeździć wyczynowo i bić rekordów, na Twoim miejscu nie przejmowałabym się aż tak wagą, a właśnie komfortem jazdy. Skoro piszesz o podejrzeniu, że "na każdym rowerze będzie się jeździć lepiej", coś w tym może być. Mój rower wyjściowo ma z 15kg, ale jakby tak zliczyć wszystko, co na nim pozawieszałam, to nie byłabym zdziwiona, gdyby ostatecznie w chwili każdorazowego wyjazdu spod domu przekraczał 20kg ;) Poza wynoszeniem z piwnicy, nie uważam jednak, aby to w jakikolwiek sposób dokuczało.
  11. Ja piję izotonik z Decathlonu (ISO+) w proporcjach zbliżonych do tych z opakowania. Bardzo chwalę sobie jego skład (brak aspartamu, syropów, barwników identycznych z naturalnymi itp.; w zasadzie trudno znaleźć jakikolwiek zarzut), a i smak całkiem w porządku. Co do jego właściwości, wydaje mi się, że znacznie lepiej znoszę długie dystanse. Nawet po intensywnym wysiłku jestem mniej odwodniona, nie łapią mnie żadne mrowienia lub bardzo późno (najwcześniej około 80-90km, w ogóle jednak dość rzadko), no i nigdy jeszcze nie miałam zakwasów, które bez izotoniku potrafię raz na czas zaliczyć. Nie wiem, może zbieg okoliczności, ale jeśli coś mi służy, nie widzę potrzeby, aby to zmieniać. Jedyna wada, to jak wycieknie woda, ma się jedynie przez moment mokro, a jak izotonik, to potem cały syf świata zaczyna się lepić ;) Jeśli chodzi o jedzenie, biorę pudełko suszonych daktyli. Równie wydajne jak banany, a mniej się babrzą i nawet największy upał im niestraszny.
  12. Ja z kolei coraz częściej mam wrażenie, że specyfikacja na papierze to jest jedno, a praktyka to drugie. Tak, jak z przytoczonymi przez empeta komputerami - mnie już od lat fascynuje, jak to jest, że można kupić laptopa z takim samym procesorem, ramem, systemem itd., ale ten z jednej firmy działa potem inaczej niż ten z drugiej. Tyle, że nawet najtańszy komputer czy telefon można zamówić, testować do upadłego i na końcu oddać, a cała zabawa kosztuje nas około 15zł, podczas gdy z rowerem w przypadku małego doświadczenia jest się zmuszonym do zakupu na loterii na podstawie papierowych danych i ostatecznie zostania z nim, bo kto potem przyjmie ramę z ryską czy używanymi oponami. Można się przejechać 2km pod sklepem, ale to nie daje żadnego rozeznania, jak rower zachowa się po deszczu, jak będzie się nam jeździć w trudniejszym terenie, a przede wszystkim, czy jego geometria nie da nam w kość po 30, 40, 80km. Ja też przeczytałam temat Spartacusa dopiero po zakupie, choć w zasadzie na nic by mi się i tak to nie przydało, bo moje zastrzeżenia były nieco inne niż wałkowane na tym forum ;) Już chociażby to pokazuje, że często jest to kwestia konkretnych egzemplarzy, a nie modeli czy marek. Tym bardziej zatem również liczę, że będziesz zadowolony i rower posłuży Ci przez lata :)
  13. Jest to jednostkowe doświadczenie i nie wysnuwałabym jakichś daleko idących wniosków​. Jakkolwiek od kilku dni rozbieram na cześci pierwsze Spartacusa Crossa 4.0 i w porównaniu do rozbieranego pół roku temu Kandsa Energy 1300, uważam, że w kilku szczegółach Kands wypadał lepiej. Wiele części przykręconych jest wręcz na chama (przy zakupie w sklepie pedały przykręcili mi tak, że aż metalowe wiórki były wokół), ponadto koła kiepsko się obracają (jest jakieś delikatne tarcie w piastach), z kolei po zdjęciu łańcucha pedał nie ciągnie luźnej korby w dół, tylko potrafi zatrzymać się w miejscu (nie jest to jakiś opór czy tarcie, ale faktem pozostaje, że w innych rowerach, jak zdejmę łańcuch, korba dynda bezwolnie). Opaski oraz dętki dużo gorszej jakości - po zaledwie 500km były sklejone i rozłączenie jednej z par zakończyło się kapciem. No i lakier. Już po pierwszym wyjeździe w okolice leśnych ścieżek na skraju lasu, gdzie raz na czas można trafić na gałąź, mam kilka rys, w tym jedną do samego metalu. Tak jak piszę, jest to jednorazowe porównanie, w dodatku MTB (2015) z crossem (2017), jednak nie sądzę, że powinno mieć to aż takie znaczenie, żeby do mających lżejsze przeznaczenie crossów, mniej się przykładać.
  14. No i faktycznie, przyznaję rację. Wszystko wskazuje na to, że po prostu moja stara Sigma 16.12 od początku była felerna. Wczoraj założyłam 1200 do starego uchwytu i siedzi tak, że nawet nie chce mi się go wypinać, bo za dużo zachodu ;)
  15. Możesz spróbować. Szkoda, że nie miałeś możliwości przymierzyć roweru przed zakupem i nie do końca Ci teraz odpowiada. Mam nadzieję, że Twoje eksperymenty przyniosą oczekiwany skutek. Przy okazji możesz jeszcze zobaczyć, czy nie masz głupio ułożonych klamek. Bo to też wymusza nienaturalne ułożenie dłoni na kierownicy. Czasem w sklepach, nie wiedzieć czemu, przykręcają je równolegle do podłoża zamiast pod kątem.
  16. Jeśli nie jeździłeś regularnie, to każdy większy dystans może rodzić pewien dyskomfort. Najczęściej jednak dotyczy to czterech liter ;) Z drugiej strony przyznam, że ja sama w ubiegłym roku przerabiałam mrowienie i tyle się nakombinowałam z siodełkiem oraz mostkami, że po drodze zaliczałam bóle kolan, kręgosłupa oraz głowy, a także tracenie czucia w stopach. A ponieważ wszystkie były znacznie dokuczliwsze, niż mrowienie palców u rąk, skończyło się na powrocie do pierwotnego układu. Powolutku organizm się przyzwyczaił do tej - jakby nie patrzył - średnio naturalnej pozycji. Oczywiście, trzeba tu zachować zdrowy rozsądek i nie namawiam Cię, żebyś rezygnował z szukania najodpowiedniejszego rozwiązania. Trochę Cię nie rozumiem. Piszesz, że masz już mostek podniesiony na 60 stopni, a w aukcji widać, że ma on regulowany kąt nachylenia, po czym stwierdzasz, że nie jest możliwa wymiana na regulowany. W każdym razie istnieją regulowane mostki ahead, a przy ich mocowaniu można maksymalnie tyle podnieść obejmę mostka, aby wystawała nie więcej, niż 1/3 wysokości ponad końcówkę rury sterowej (używasz wtedy pod spód podkładek w kształcie pierścieni). Jeśli już tak u Ciebie jest, to głową muru nie przebijesz. Możesz kombinować z inną kierownicą, pytanie tylko, co chcesz osiągnąć? Weź pod uwagę, że przy maksymalnie wyprostowanej pozycji, obciążysz odcinek lędźwiowy. Zmiana pozycji czy w ogóle urozmaicanie jak najbardziej jest wskazane. Ja jeżdżę z niemodnymi rogami i bardzo je sobie chwalę ;) D otego mam ergonomiczne chwyty. Nawet nie sądziłam, ile komfortu jest w stanie dać dobra podpora dla dłoni (dobra, czyli stabilna, ale jednocześnie odpowiednio miękka). Przychodzi mi jeszcze taka wątpliwość do głowy - nie kupiłeś może za dużego lub za małego roweru na swoje potrzeby? I druga wątpliwość - w moim przypadku była kluczowa - nie napinasz za bardzo mięśni ramion przy wysiłku? Ja miałam taką skłonność i czasem na cięższych podjazdach wciąż się na tym łapię, że jak tylko zaczyna być ciężko, to zamiast rozluźnić "niepotrzebną" górę, spinam się jakbym miała ten rower zaraz na plecach nieść :D
  17. Poza tym geometria nie ma przełożenia na cenę. Może komuś drogi rower nie pasować i na odwrót. Swoją drogą ciekawa jestem, czy w nowych rowerach za 3-4k naprawdę wszystko od początku jest wspaniałe. Im bardziej ktoś się zna, tym mocniej w to wątpię.
  18. I tak Ci się rozregulują po kilku jazdach, i trzeba będzie podkręcić jedną czy drugą śrubkę ;) Teoretycznie na większości aukcji sprzedawcy twierdzą, że rowery są wyregulowane, tylko trzeba dokręcić pedały, wyprostować kierownicę i rower niby jest gotowy do jazdy. Jak jest z tym w praktyce, nie mam pojęcia. Zarówno Kandsa, jak i Spartacusa kupowałam w sklepach producentów i co do obu mam mieszane odczucia. Kands był przez pierwsze lato w porządku (fakt jednak - mniej jeździłam, mniej się znałam i byłam mniej przeczulona), natomiast po zimie (przestanej w domu) przerzutki "cudownie" się rozlegulowały i musiałam płacić za serwis. W Kandsie "cudownie" również wyciągnął się łańcuch po około tysiącu kilometrów przejechanych głównie po asfalcie, bez szarżowania (bo dopiero nabierałam kondycji). Kiedy dodatkowo zaczęło coś stukać w napędzie, mimo dwóch wizyt w serwisie, ostatecznie z zrezygnowałam z ich usług i zaczęłam uczyć się sama. Rower mam od jesieni na trenażerze. Przed tym, co tylko byłam w stanie, rozebrałam na części pierwsze, nasmarowałam, złożyłam z powrotem. Mimo że od początku listopada do końca kwietnia jeździłam regularnie 5-6h w tygodniu, obecnie wciąż działa cicho i bezawaryjnie. Teraz na wiosnę kupiłam Spartacusa i jeszcze zdania nie mam. Działa bez zarzutu, prócz jakichś cichych stuko-skrzypienio-trzeszczeń, których za Chiny Ludowe nie mogę zlokalizować i się głowię już od dwóch tygodni. Na razie jednak nie mam na tyle czasu, żeby na spokojnie się temu przyglądnąć. Aha, oba rowery są na v-brake'ach, więc o tarczach się nie wypowiem. W obu rowerach uważam natomiast, że ogumienie jest kiepskie i wymieniłam je bardzo szybko.
  19. Ryzykowne, jak za każdą oryginalną część zepsutą z winy użytkownika zaśpiewają trzy razy tyle :lol: Daj sobie spokój z tą Skodą i poszukaj roweru wartego swojej ceny.
  20. Ja nie przeczę, że China. Jednak nie zgadzam się z opinią, że jedna China i druga China to to samo (prócz książek naprawdę trudno byłoby mi znaleźć w domu coś, co nie jest made in China). Co do rzeczy wyglądających "identycznie, tylko mających inną etykietkę" też mam nienajlepsze doświadczenia (inna sprawa, że licznikiem Kelly'sa zainteresowana nie jestem, ale może niesłusznie). Jakkolwiek w żadnym razie nie namawiam nikogo. Może po prostu prócz kilku wyjątków nie miałam szczęścia do no-name'ów lub name'ów, które i tak nic nie mówią ;) Dla jasności, sama nie jestem "markomanką" i w zasadzie nigdy nie podniecał mnie specjalnie napis na ramie, metka na podkoszulku czy logo na zegarku. Mnóstwo rzeczy mam z rozmaitych marketów (ostatnio jestem zachwycona biedronkową torebką na kierownicę ;)), bo inaczej w zasadzie by mnie na ten sport nie było stać... ani nawet na wyjście z domu czy życie w nim :P Po prostu są takie produkty, na których przerabiałam oszczędzanie i się nie sprawdziło, bo albo były awaryjne, albo nie spełniały swojego zadania (np. udawane softshelle czy tanie lampki). Żeby jednak być uczciwym, nie sprawdziło mi się też kupowanie czegoś, na co ledwo mnie było stać. Dla przykładu, święcie wierzyłam, że jak już dam za Della ponad 3000zł, to będzie cudowny i podziała przez lata. Jedyny komputer w moim życiu, który po upływie półtora roku przez kolejny rok pozwolił mi zaprzyjaźnić się z serwisantami odwiedzającymi mnie raz po raz. Nie wspomnę, ile pieniędzy na telefony straciłam, póki wreszcie nie zrezygnowałam. Potem jeszcze kupiłam Nokię 930 i pozbyłam się jej chyba po miesiącu na rzecz połowę tańszej 720, która była jednym z najlepszych telefonów w moim życiu. Dlatego teraz jestem za polityką "kompromisu średniej półki" i jak na razie wychodzę na tym całkiem dobrze pod każdym względem :)
  21. W sumie jakby się zastanowić, to ja bym bardziej się zastanawiała, czy to nie linki bardziej szkodzą niektórym tandetnym koszykom ze słabszym mocowaniem, zamiast na odwrót :D W każdym razie zgadzam się całkowicie, że bzdura. Jeśli ma być to rower do wielu zastosowań, a nie tylko dojazdów do pracy i dziewczynie się podoba, to nic, tylko brać i nie słuchać znawcy-sprzedawcy ;) Jakkolwiek dla pewności oglądnęłabym takie koszyczki na żywo, a potem ewentualnie kupiła przez internet, jeśli są tańsze, bo szkoda wpakować się w bubel.
  22. Linki, jak linki. Na upartego, wszędzie się da koszyk założyć, choć nie wiem, czy na klik będzie tak pewne, jak mocowanie na stałe. W każdym razie pokombinujesz z chociażby z manetkami w pionie i już masz inne ułożenie linek (w granicach rozsądku oczywiście, żeby nadgarstków nie połamać). Pytanie, czy Twoja dziewczyna naprawdę to przemyślała? Zwykle dla kobiet ważna jest estetyka, a takie połączenie crossa z koszykiem w moim przekonaniu wygląda trochę jak wół do karety. Poza tym, jak koszyk, to może i przydałyby się błotniki, żeby w razie jazdy w niepogodę czy chociażby przez kałuże po niepogodzie nie schlapać tego, co jest wewnątrz, a gratisowe Simpla Raptor nadają rowerowi jeszcze bardziej sportowego charakteru. No i jeszcze takie pytanie mi się nasuwa - czy potrzebuje dopłacać za amortyzator na dojazdy do pracy?
  23. unavailable

    Green Velo

    Mi działał i działa bez problemu, może jakieś przejściowe kłopoty z serwerem.
  24. unavailable

    Green Velo

    Świetna trasa i świetna relacja. Zazdroszczę Ci samej wyprawy, ale przede wszystkim chyba sprawdzonych kompanów. Mnie Green Velo kusi od blisko roku, nawet miałam nadzieję, że w te wakacje coś wypali, ale po pierwsze trudno mi znaleźć towarzystwo na moim poziomie (z Twoich opisów wynika, że Warszawiak byłby dobry, bo ja akurat tak na 70-80km bym się pisała ;)), a do tego niestety regulamin studiów zmusza mnie do oddania całego doktoratu we wrześniu :p Co do samego szlaku, zgadzam się, że połączenie z resztą kraju jest koszmarne. Oczywiście rozumiem, że to nie wina twórców trasy, ale szkoda trochę, że tyle kasy idzie na promocję, a dostanie się tam wychodzi drożej i ciężej, niż przejechanie wybranego odcinka.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...