Skocz do zawartości

Trasa 130 km bez wcześniejszych przygotowań?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

   Planuję z kilkoma osobami na lipiec wyjazd w trasę 130 kilometrów. Pierwsze pytanie - czy mając 16 lat da radę w taką podróż? A kontynuując, jeden kolega uparł się, że mu nie potrzebny jest jaki kolwiek trening przed wyjazdem. Po prostu wydaje się mu, że tylko jak wsiądzie to pojedzie te ponad 100km. Za cząsto to on nie jeździ na przejażdżki, ale jest bardzo wysportowaną osobą, potrafi długo się nie męczyć, masa mięśniowa też jest, jeść to on dużo nie je., za to ja mam trochę brzucha i wiem że u mnie się nie obędzie bez przygotowań, a chcę ruszyć z poprawą kondycji od kwietnia mniej/więcej od 2 do 4 razy w tygodni po jakieś 20/30 kilometróww tempie sprzyjającym dobrej formie. Jeszcze dodam, że ja bardzo lubie przejażdżki. Chętnie poczytam wasze odpowiedzi, może mu wbije do głowy, że w trase to z głową sie jedzie. Pozdrawiam. Liczę na odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza

Uważaj z kim się wybierasz w trasę, to może być większym problemem. Ten kolega nie dosyć, że jak piszesz ma lepszą kondycję, to jeszcze lubi stawiać na swoim. Czyli jest spore ryzyko, że np. będzie cię stale poganiał, albo wymuszał inne niekorzystne rozwiązania. Jazda w takiej sytuacji to będzie dla ciebie mordęga a nie przyjemność. Dobierz sobie na wycieczkę osoby bardziej skłonne do kompromisów i ewentualnie też o zbliżonej kondycji. Najlepiej na próbę wybrać się wspólnie na krótszą wycieczkę. Jak mają być problemy z dogadaniem, to pewnie już wtedy wyjdą. Do trasy 130 km wypadałoby by się jednak trochę przygotować i to nie tylko kondycyjnie. Większym problemem mogą być braki w doświadczeniu, czyli np. zabranie za małej ilości wody i prowiantu, brak pompki, dętki na wymianę, narzędzi, itp. Ewentualnie również narzucanie zbyt wysokiego tempa (samodzielnie albo przez kogoś z grupy). Spróbuj najpierw trasy 60 km. Odnośnie jazdy w grupie warto też uzgodnić alternatywne warianty. Czyli np. dopuszczamy możliwość rozdzielenia się w trasie, tak żeby osoby z dobrą kondycją nie musiały czekać na słabsze (może się okazać, że wcale nie ty będziesz osobą o najsłabszej kondycji). Moim zdaniem nic na siłę. To Ty masz się cieszyć z jazdy, to ma być celem, a nie zrobienie takiego czy innego wyniku kosztem zdrowia albo skłócenia się z kolegami. Powodzenia !

Odnośnik do komentarza

Wiek nie gra tu roli, liczy się kondycja i psychika. 130km to jakieś 5 do 6 godz. spędzonych na siodełku. To że ktoś dużo biega, pływa, ćwiczy na siłowni, gra w piłkę itp. nie oznacza od razu że podoła takiemu wyzwaniu. Oczywiście dobra kondycja fizyczna bardzo pomoże, ale jazda na rowerze jednak trochę się różni od innych aktywności fizycznych. Ja bym Wam zaproponował prosty test na sprawdzenie swoich możliwości. Zróbcie na wiosnę trasę 60/ 70km czyli połowę zakładanego dystansu, jeśli po tym będziecie się czuć dobrze, nie będzie żadnych dziwnych bóli, oraz zniechęcenia do roweru ? to będzie oznaczać że dacie radę zrobić te 130km i więcej.

Odnośnik do komentarza

Spokojnie, jak pisałem, przeczytałem kilka tematów o pierwszym 100 km. Mniej więcej jestem obeznany, choć mam trochę czasu na ćwiczenia. Wyremontowałem też kilka rowerów i z anatomii roweru jestem dobrze obeznany. W razie awarii u któregoś z nas, spokojnie to naprawię. A co do kolegi, jest uparty pod względem jego zdrowia, w naszej grupie ja jestem tzw. Samcem alpha i ja głównie kieruję i znam drogę. Będzie pod tym względem posłuszny, nawet o zadecydowanym postoju, tyle że do zjedzenia czegoś czy wypicia to ja już tak słabo go nakłonie. A chwali się że na trasach 30 km mało pije wody. 

Odnośnik do komentarza

Z tą wodą, to kolega powinien zmienić przyzwyczajenia. Ja kiedyś mało piłem na trasie 70 km i odwodniłem się. Po powrocie do domu przez resztę dnia dochodziłem do siebie. 130 km to nie w kij dmuchał. Wiele zależy na czym jedziecie i jaką trasą. Kolarką będzie łatwiej, tak jak i po płaskim terenie. Krzysiek wspomniał, że to jakieś 5-6 godzin jazdy. Wg mnie jeśli nie jeździcie dużo, to będzie raczej nawet ponad 7h samej jazdy. Do tego postoje i wyjdzie 9-10 godzin w trasie.

Generalnie tak jak reszta jestem za tym, byście najpierw spróbowali krótszej trasy. Możesz również podzielić się z nami jak mniej więcej miałaby wyglądać trasa i czym będziecie jechać.

Wnioskuję, że chcecie trasę zrobić w jeden dzień. Dobrze rozumiem?

Odnośnik do komentarza

To jest zdecydowanie na cały dzień wyprawa, szczególnie jak ma być w lipcu. Jazda w godzinach południowych nie jest w takim przypadku dobrym pomysłem. Można łatwo dostać udaru słonecznego. Lepiej zrobić sobie przerwę w godzinach 12-15 (w przybliżeniu) . W tym czasie zjeść obiad i trochę odpocząć. Potem można już jechać do wieczora. Wiem, że dla części osób taka trasa 130 km będzie na kilka godzin porannych i wtedy nie ma sensu robienie odpoczynków. Ale to nie jest dobra opcja dla osób bez przygotowania.

Pamiętam jak robiłem swoje pierwsze 100 km. Miałem rower kupiony w markecie (totalny złom), opony terenowe. Przygotowanie do jazdy zerowe, narzędzi brak, wody brak, itp. Zrobiliśmy z kolegą te 100 km, ale przyjemne to za bardzo nie było. W sumie i tak mieliśmy na tyle szczęścia czy też rozsądku, że po drodze był przewidziany postój na obiad. Sporo to dało. Było to też na wiosnę, nie było gorąco. Mieliśmy wracać kolejne 100 km następnego dnia, ale złapałem gumę, a że nie miałem kompletnie żadnych narzędzi a ni zapasu, to wróciliśmy pociągiem. Po tej wyprawie na dość długo zniechęciłem się do wycieczek rowerowych, wydawało mi się, że to jest mordęga na takich odcinkach. A to było tylko złe przygotowanie.

Odnośnik do komentarza

Oj nie wiem, czy za kilka miesięcy to nie zapomnimy o tym wpisie?. Ja jestem tzw. niedzielnym rowerzystą, to znaczy na tygodniu zdarza mi się zrobić 10/15 kilometrów, a w niedzielę koło 16 jeżdżę po 30 kilometrów około, z tatą, czy bez. Koledzy chcę w podróż jechać ok. 5 nad ranem. Pewnie zajmie nam to do 12, ważna jest czapka czy kask na głowię, aby nie dostać udaru. Wiem też z poradników p. Łukasza z kanału Rowerowych Porad, że woda bez jakiegokolwiek dodatku szybko się wytraca z ciała. Ja sam zrobię sobie jakiś izotonik, i drobne przekąski, a kolegę będę kontrolował. Jak p.Krzysiek pod moim postem zaproponował, więc tak zrobię, planuję zrobić okrążenie koło miasta, które wokół da nam 60/65 kilometrów.

Odnośnik do komentarza

Jestem zdania że można jednorazowo pojechać dwa razy dłuższą trasę niż się regularnie jeździ. Więc jak chcesz zrobić 130 to należy regularnie jeździć ok. 60.

Wiek nie jest problemem. Mój syn w 10 lat przejechał ze mną 140. Zajęło to nam ok. 12 godzin ale po drodze były przerwy na zwiedzanie zamków, przekąski i obiad.

IMO największa przeszkodą może być źle dobrane i źle ustawione siodełko oraz nieodpowiednie spodenki. Jak ktoś się obetrze w połowie jazdy to dalsza jazda będzie walką o przetrwanie.

Odnośnik do komentarza

Ja na podstawie swoich doświadczeń stwierdzam, że na pierwszym miejscu wszystko jest w głowie, potem długo nic i następnie w możliwościach organizmu, którego szczyt możliwości przypada na 20-25 lat. Jak się jest młodszym (nie mówię o dziecięctwie), organizm potrafi wybaczyć bardzo dużo, z kolei jak się jest starszym, trzeba zacząć liczyć siły na zamiary i nadrabiać braki wszystkim tym, o czym piszecie: sprzętem, ubraniami, kondycją, odżywianiem i tak dalej. Jak miałam lat 15, nie wiedziałam, co to ból od długotrwałego utrzymywania jednej pozycji, a kiedy zdarłam do krwi kolana czy łokcie, to po prostu się otrzepywałam i jechałam dalej, co więc dopiero mówić o jakimś tam obtarciu pupska ? Ale czas to zmienił, człowiek się zrobił wrażliwszy na temperatury (upały i mrozy), pory roku, wagę roweru, pozycję za kierownicą, jakość spożywanego jedzenia i dziesiątki innych. Ja przynajmniej tak mam.

Ale przy całej tej optymistycznej tyradzie o cudowności młodego ciała, powrócę do punktu pierwszego - głowa... A może raczej serce? Albo się to ma, albo się nie ma. Mnie się udało i się z tym urodziłam, ale też znam na siebie tyle, że wiem, że kiedy to serce tracę, nie ma mowy, aby się udało. To zresztą widać w każdej dziedzinie sportu. Natomiast łatwo się nabrać, myląc serce z kozaczeniem. Dla mnie Twój kolega kozaczy albo tak go postrzegasz i odpisujesz. Jeśli to pierwsze, to z takimi ludźmi jest najgorzej - chce taki coś udowodnić wszystkim, a potem tylko kłopot, bo się rozkraczy i powie, że go zabijcie, a dalej nie pojedzie. Albo padnie trupem i też "super" brać za kogoś takiego odpowiedzialność. Poza tym jeśli ma chodzić wyłącznie o odległość, to czemu nie zrobić kółka wokół miasta? To tak, jak przepłynąć 1000m - można wypłynąć na Mazury i walić 500m od brzegu, ale raczej każdy rozumny będzie pływał te 25m tam i powrotem 200 razy, bo najwyżej w którymś momencie przerwie.

Jeśli zaś idzie o konkrety, powiem o moich doświadczeniach. Po kilku latach spędzonych w domu (praca przy kompie i może z 200km na rowerze rocznie, poza tym zero ruchu) trzy lata temu ruszyłam z kanapy w kwietniu. Zaliczyłam zgon na 5km, zrobiłam tydzień przerwy i potem dwa tygodnie dzień w dzień ćwiczyłam jakaś rehabilitację dla osób po zawale przez 10 minut dziennie. Po tym odważyłam się wrócić na rower. Przez cały czerwiec jeździłam w systemie 2+3 (czyli 2 dni przerwy i 5 jazdy) zaczynając od ok. 10km i dochodząc ostatecznie jeden raz do 30. Po tym zrobiłam tydzień wolnego i zaliczyłam pierwszą setkę. Następnie pojechałam ze 2-3 razy i pod koniec lipca przejechałam 150km w jeden dzień. A właściwie w dobę, ponieważ wyjechaliśmy ok. 2 w nocy, aby na rano dotrzeć na miejsce, potem pół dnia spędziliśmy na miejscu i po południu był powrót. Po drodze spotkały nas dwa oberwania chmury, ja jechałam z ok. 20kg bagażem i na ponad 15kg rowerze z kołami 26". Ostatnie 20km jechałam siłą woli, a już zwłaszcza końcowe 5km, kiedy po krótkim postoju zorientowałam się, że mam rany do krwi na zadku. Ale przejechałam. Natomiast w ubiegłym roku zrobiliśmy dwa dni po 120km też w sumie bez większych przygotowań, a właściwie to nawet po miesiącu choroby i antybiotyku. Znów pomogło mi samozaparcie, bo jednak pierwszego dnia na setnym kilometrze noga odmówiła posłuszeństwa i ból przy skurczu uda był nie do opisania (w życiu takiego czegoś nie przeżyłam). Ale tym razem miałam już większe doświadczenie i lżejszy rower. Poza tym jechałam w grupie, co daje bardzo bardzo dużo. Wiem to doskonale, bo na co dzień jeżdżę sama i jak tylko trafia mi się ktoś, kto mnie ciągnie, zaczynam pokonywać zupełnie inne dystanse tudzież w zupełnie innym tempie. Podsumowując, według mnie wszystko zależy przede wszystkim od Waszej determinacji i samoświadomości. Im mniej wiecie o samych sobie i im słabszego macie ducha, tym bardziej żadne odżywki, rowery, plany i wszelakie cuda na kiju nie pomogą. Natomiast kondycję zawsze lepiej mieć niż nie mieć, bo takie skurcze, obtarcia czy inne dolegliwości, nawet drobne, to nic godnego zaliczenia.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...