Skocz do zawartości

Obowiązek jazdy w kasku w Europie [YT]


Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

W Szwajcarii prawie wszyscy jeżdżą w kaskach pomimo, że nie ma takiego obowiązku. Jest za to jeden haczyk. Ponoć ubezpieczenie nie pokrywa tam kosztów leczenia jeśli sobie rozwalę łepetynę jadąc bez garnka.

Słyszałem to od osoby postronnej tak, że nie jest to 100% informacja ale to bardzo prawdopodobne.

U nas byłby jeszcze inny problem po wprowadzeniu takiego obowiązku - rower miejski. Rowery musiały by być wyposażone w kaski i jeszcze jednorazowe wkładki higieniczne. Raczej to nie przejdzie. 

Odnośnik do komentarza

Obowiązek dotyczy roweru elektrycznego, który umożliwia jazdę powyżej 25km/h (na wspomaganiu -- czyli nie "pedelec"), ale to w sumie jak skuter, co nakłada także inne obowiązki (ubezpieczenie, tablica rejestracyjna, prawko kat. M, minimum 14 lat itd.). Jedno ale: jak sprawcą wypadku będzie kierowca innego pojazdu, to i tak pokrywa koszty leczenia, nie ma znaczenia co masz na głowie (bo nie przyczyniło się do wypadku -- co najwyżej dostanie mandat za "niemanie").

 

Z resztą przy rowerach elektrycznych, które wspomagają do 45km/h raczej bym poszukał solidniejszego kasku niż rowerowy. I to piszę z perspektywy osoby, która go nie używa w ogóle.

 

Być może są ubezpieczenia typu NNW, gdzie w OWU ubezpieczyciel żąda kasku, ale to jest już konkretny zapis danej firmy i dotyczy tylko korzystania z swojego ubezpieczenia, a nie osoby trzeciej (sprawcy).

 

//Edit:

Kask, a rower publiczny, to  nie tylko "problem" w naszym Kraju.

Odnośnik do komentarza

Skuter a rower to dwa różne pojazdy. Na skuterze obowiązek oczywiście jest. A co do zasad w Szwajcarii to z ciekawości zgłębię temat. Z tego co widziałem połowa ludzi jeździ na rowerach ze wspomaganiem - ale nadal rowerach. I to o dziwo, bardzo często na MTB.

Co do jazdy u nas to rzadko kto jest ubezpieczony w sensie OC, więc póki co problem w zasadzie nie istnieje. Sam używam kasku i parę razy uratował mi łepetynę ale wprowadzenie obowiązku to była by przesada.

Odnośnik do komentarza

obowiązek też uważam za zbędny. Jeżdżę w kasku bo szkoda mi głowy, edukacja. Ewentualnie ubezpieczenie powinno być odpowiednie, tanie dla tych co się zabezpieczają np kaskiem, droższe dla tych co chcą jeździć bez, i płatność gotówką za leczenie jeśli nie masz ubezpieczenia.

 

Zakazy i nakazy powinny obowiązywać w sferach, w których przez własne zachowanie możesz zrobić krzywdę innym (np obowiązek oświetlenia roweru po zmroku). Jeśli ryzykujesz tylko swoim zdrowiem to Twoja sprawa jak Ci na nim zależy.

Odnośnik do komentarza

Z kaskiem mam mieszane uczucia, sam nie używam, ale kompletnie nie rozumiem osób, które jeżdżą typowo dla sportu, bardzo dynamicznie, często w trudnym terenie, a kasku nie posiadają. Co innego babcia jadąca do sklepu, a co innego aktywność, która prosi się o urazy. W zawodach sportowych organizatorzy chyba wręcz wymuszają używanie kasków, ale jak podobnie się jeździ na co dzień, to też bym założył.

Odnośnik do komentarza

Jestem zdecydowanie za wprowadzeniem obowiązku jazdy w kasku bez względu na to czy jeździmy w mieście czy poza nim. Zakładam kask nawet kiedy po drobnej naprawie idę sprawdzić rower przed blokiem. Do pracy po mieście zawsze jeżdżę w kasku. W góry oprócz fullface'a zakładam ochraniacze na łokcie i kolana, a zastanawiam się nad zbroją. Być może jestem skrzywiony ze względu na to, że jeżdżę enduro, ale też dzięki temu wiem jak działa kask i jaką daje ochronę. W kasku jeździłem zawsze (oczywiście nie od komunii) i nie dlatego, że brutalne życie nauczyło mnie ostrożności. Wręcz przeciwnie. Mój ostatni wypadek, w którym złamałem obie kości przedramienia i obojczyk - efekt agresywnej jazdy, a więc na własne życzenie - mógł mieć gorsze konsekwencje gdybym nie miał kasku. A tak, skończyło się na pozdzieraniu kasku + w/w kontuzje :). Argumentowanie, że kaski powinny być obowiązkowe poza miastem czy na zawodach jest pozbawione sensu. Asfalt czy szyba w samochodzie, w którą walisz łbem w mieście jest tak samo twarda jak ta poza nim. Śmiem nawet twierdzić, że w mieście jest znacznie więcej niebezpiecznych sytuacji niż poza nim. Irytują mnie ludzie, którzy nie zakładają kasków dzieciom. Pal sześć ich samych, są dorośli, ale maluchy należy uczyć właściwych zachowań. Wielokrotnie widziałem "dorosłych" zabierających bezmyślnie kilkuletnie, kompletnie nieprzygotowane dzieci na górskie trasy.

Odnośnik do komentarza

Kodeks ruchu pełen jest nakazów i zakazów, cześć z nich może podlegać dyskusji, część jest jednak mocno uzasadniona i ma na celu zapobieganie urazom czy też nawet uratowanie zdrowia lub życia w chwili wypadku.  Ja również jeżdżę w kasku i doskonale wiem jak jest przydatny w trakcie gleby. Dorośli to faktycznie "pół biedy" - mogą sami decydować czy lepiej chronić głowę czy wszystko im jedno, ale skoro w aucie jest obowiązek zapinania pasów to być może powinien być przepis jasno nakazujący jazdę w kasku. Natomiast dzieci do określonego wieku np. pełnoletności zdecydowanie powinny być objęte nakazem jazdy w kasku. W latach 80 i 90 kiedy śmigałem z chłopakami najpierw jako dziecko i późniejszy małolat nie pamiętam żeby ktokolwiek miał kask, pamiętam za to poodzierane i poobijane głowy. Niby nic wielkiego ale mogło być gorzej gdyby ruch na drogach osiedlowych był tak duży jak dziś a dostawcy równie ochoczo jeździliby po chodnikach byle jak najbliżej klatki chodowej. Z nakazem czy bez kask zdecydowanie zwiększa bezpieczeństwo.

Odnośnik do komentarza

Niby macie rację ale dochodzimy teraz do małego absurdu. Droga polna poza miastem, cisza spokój szacunek otoczenia. Od dłuższego czasu nie widziałeś auta na horyzoncie (marzenie). Prędkość typowo wypoczynkowa. I teraz pytanie. Po co obowiązkowo kask? Bo się przewrócę? Jak idę w góry z plecakiem też się mogę przewrócić. Czy to oznacza, że mam chodzić w kasku? Wyobrażacie sobie Policję ścigającą turystów na polach i lasach za jazdę bez kasku? A jeśli nie będą mnie ścigać tam to znaczy, że mogę. jesli zatem tam mogę to dlaczego nie gdzie indziej. To tak jak z ograniczeniami prędkości. Im częściej widzisz absurdy drogowe, tym mniej się nimi przejmujesz. Po jakimś czasie dochodzisz do wniosku, że w zasadzie ograniczeniami nie ma się co przejmować i jeździsz jak Ci wygodnie. Czyli tak jak jeździ większość kierowców. W przypadku kasku doszło by do podobnej sytuacji, jadę bez "bo na bocznych nie stoją".

Myślę, że życie nie jest zero-jedynkowe. Są sytuacje w których kask jest potrzebny, a są takie gdzie nawet przeszkadza - choćby mi, w czasie upałów. Nie można popadać w przesadę. Nie można uszczęśliwiać ludzi na siłę. Kwestię kasku mogłoby załatwić ubezpieczenie (jak napisał "niet") ale na to chyba jeszcze nikt nie wpadł w naszym kraju. Nie pamiętam gdzie to wyczytałem ale w Australii (jeśli się nie pomyliłem) wprowadzono obowiązek jazdy w kaskach i liczba rowerzystów drastycznie spadła. U nas było by podobnie.

Odnośnik do komentarza

@rowerowy365 nasz piękny kraj pełen jest absurdów :) Chyba nie chodzi o to żeby policja kogoś ścigała za brak kasku. Pasy w aucie trzeba mieć zapięte i większość kieroweców i pasażerów je zapina, jednak są i tacy, którzy mają to zwyczajnie w poważaniu. O ile kierowca jazdący sam, brakiem pasów uszkodzi tylko siebie, to sytuacja zmienia się kiedy jedzie kilka osób i dajmy na to jedna nie zapnie pasów i w trakcie wypadku "latając" w kabinie uszkodzi innych. No ale nie o autach mamy tutaj temat, a ja znów o tym :)  Myślę, że obowiązek jazdy w kasku nie tyle powinien być połączony z mandatem, co właśnie z kwestią "łatania" głowy po upadku bez kasku. Tu wracamy do kwestii ubezpieczenia i .... i tak jeszcze długo w Polsce nikt się tym nie zajmie. A to gdzie dojdzie do ewentualnego urazu, czy na drodze polnej, w lesie, na szosie, czy też w mieście to w zasadzie moim zdaniem nie powinno mieć znaczenia. Osoby dorosłe są (powinny być) na tyle świadome, że przy ewentualnym obowiązku/nakazie jazdy w kasku=leczenie bez dopłat po upadku, pretensje mogłyby mieć ewentualnie do siebie. Reasumując, takowy obowiązek mógłby działać na zasadzie przezornego ..... Z jednej strony wolny wybór - z kaskiem lub bez i brak mandatów, z drugiej też brak...ale pomocy medycznej z ubezpieczenia, po odpukać groźnych upadkach bez obowiązkowego kasku. Tak czy siak, wszystkich się nie uszczęśliwi. To jednak dotyczy wielu przepisów, absurdalnych nakazów i zakazów, nie tylko w kwesti "rowerowej".

Odnośnik do komentarza

Rowerowy, ale twój argument polnej drogi możesz zastosować również do aut. Bez znaczenia jest lokalizacja, już samo znalezienie się w aucie nakłada na ciebie obowiązek zapięcia pasów. Sankcja za ich nie zapięcie dotknie cię bez względu na to gdzie znajduje się auto. Czy to jest absurd? Moim zdaniem nie chociaż na pozór tak jest. Nakaz zapinania pasów jest bezwzględny i istnieje niezależnie od czynników innych niż znalezienie się w aucie. Inaczej mielibyśmy do czynienia z katalogiem wyjątków, w których zapinanie pasów nie jest obowiązkowe. Tak samo powinien działać obowiązek jazdy w kasku. Po prostu zerojedynkowo, albo jest wszędzie, albo go nie ma nigdzie. Dla mnie absurdem jest wiązanie terenu zabudowanego bądź niezabudowanego z obowiązkiem jazdy w kasku. Dlaczego? O tym pisałem wyżej.

Odnośnik do komentarza

To jest identyczna dyskusja, jak: jazda z słuchawkami czy bez. Bierzecie w niej udział, a i tak niemal z założenia nikt się nie da przekonać i będzie uparty jak osioł. Obok uciążliwych wręcz wad (gorąc) i niepodważalnych zalet (bezpieczeństwo), potem i tak wychodzi na to, że zwolennicy poubieraliby w nie wszystkich dwukółkowych uczestników ruchu, a przeciwnicy będą narzekać, że każdy przymus rodzi bunt. Dla mnie to trochę bez sensu.

 

Co do przywoływanego zapinania pasów - robię to zawsze, odruchowo. Ale nawet mnie zdarza się ten przepis zignorować, jeśli mam przestawić auto spod bloku na parking (10-15 sekund jazdy, w zależności czy czekam na wyjazd) albo lepiej jeszcze - na plaży nad jeziorem. Nie wiem, pewnie ja mam zupełnie odwrotnie niż Marek - enduro widuję tylko na zdjęciach, a wszyscy ludzie, jakich znam, którzy mieli wypadki na rowerze (łącznie z moim niespełna rozumu kuzynem, który nie wiem w jaki sposób dał radę zryć zębatką dach Poloneza) uszkodzili sobie wszystko inne, a nie głowę. Na przykład gość, który wjechał z rozpędu w auto mojego dziadzia i przeleciał przez bagażnik (sedan), złamał obojczyk. Ja nie mówię, że to jakaś reguła, co nie zmienia faktu, że są części ciała, o które martwię się znacznie bardziej, ilekroć wsiadam na rower. W tym także twarz, szczękę czy oczy.

Dopóki nie mam poczucia, że rowerzysta bez kasku stanowi dla mnie większe zagrożenie, jestem przeciwko wszelkim tego typu nakazom. A argument, że potem ten ktoś leczy się na mój koszt, bo ja płacę podatki, nie przekuje mnie. Znacznie więcej każdego dnia naciągactwa można zobaczyć w przychodniach wypełnionych po brzegi lekomanami, którzy na wszystko chcą tabletki, niczego przy tym w swoim niezdrowym trybie życia nie zmieniając. Kilku rowerzystów to przy tym kropla w morzu. Zresztą spróbujcie załatwić godnego zaufania ortopedę na NFZ, a potem dostać sensowny pakiet ćwiczeń na rehabilitacji. I wszystko to w czasie, nim zajdą nieodwracalne zmiany. Takie rzeczy to może Gollob w szpitalu wojskowym.

Odnośnik do komentarza

Ja tu się nie upieram, jak osioł też nie :) Dyskusja z założenia polega na wymianie zdań, spostrzeżeń itp. :) Wszystkie nakazy i zakazy mają swoich zwolenników i przeciwników. Jedni to akceptują, inni olewają a jeszcze inni świadomie nie stosują się do nich w imię buntu przeciw systemowi ograniczającemu swobodę. Jak już wcześnie powiedziano, nie da się wszystkich uszczęśliwić, no chyba że za respektowanie ewentualnego nakazu jazdy w kasu byłaby druga wypłata :)

 

A tak poważnie, oczywiście kask nie uchroni przed złamaniem obojczyka czy też nogi, podobnie jak pasy nie uchronią przed potłuczeniami czy też złamaniami przy wypadku z wysoką prędkością. Kiedyś nie było fotelików samochodowych dla dzieci i jakoś się jeździło. Jednak jeśli mam wybór (w sumie nakaz ale przyjmijmy na chwilę, że nakazu nie ma) zapiąć dziecko w foteliku a przewozić je bez, to kupuję fotelik. Wolę to niż jeździć jak kiedyś - jakoś tam. Dlaczego? Z powodu bezpieczeństwa. Podobnie jest z kaskiem. Nakazu nie ma, a jednak ja i moj synek jeździmy w kasku. Dlaczego? Z powodu bezpieczeństwa. Czy to tylko lub aż zdrowy rozsądek? Często śmigam w lasach singlami, i chociaż nie mieszkam w górach, trasy w Puszczy Wkrzańskiej, czy w wielu innych miejscach gdzie jeżdżę, są odcinkami nawet bardzo wymagające (bynajmniej dla mnie). Tak czy inaczej jest sporo wąwozów, zjadów, korzeni, kamieni i uskoków. Jeżdżąc w cięższym terenie gleba to żaden ewenement. Conajmniej dwukrotnie tylko w tym sezonie kask ratował mi głowę i .. twarz. Nie jeżdżę w pełnym kasku. Mam kask typu MTB, a ten dobrze nałożony (czyli w poziomie, a nie odchylony do tyłu) w jakimś procencie chroni również czoło, częściowo też nos i policzki. Mam doczepiony daszek i raz tym daszkiem zaryłem po ziemi a nos pozostał tamtym razem nie tknięty.

Daleko mi od głośnego namawiania wszystkich do jazdy w kasku. Nie mnie o tym decydować. Nie zmienia to jednak faktu, że zabezpiecza newralgiczny punkt. Myślę też, że złamanie kończyny będzie "mniej odczuwalne" niż np. pęknięta czaszka. Oczywiście można pójść krok dalej w własciwą/niewłaściwą stronę i ubrać zbroję na każdą przejażdżkę żeby maksymalnie chronić wszystkie części ciała. Podobną zbroję można też ubrać do auta ... bo same pasy i poduszki nie dają gwarancji. Kask też nie, ale zwieksza prawdopodobieństwo, że nie uszkodzi się głowy.

Odnośnie słuchawek...nie jest to i nie będzie to nigdy tym samym co słuchanie muzki w aucie. Można to przyrównać do głośnego słuchania musyki w aucie= odcinania dźwięków otoczenia. Zdania są również podzielone. Tu również powinien zadecydować zdrowy rozsądek, a byc może nawet zakaz, być może tylko w trakcie poruszania się po szosie, gdzie bywa niebezpiecznie. Jeżdżę rowerem i autem. Irytują mnie kierowcy wyprzedzający na gazetę (bezmyślni), jak i roweżyći którzy nie słyszą aut, zagłuszając dźwieki muzyką z słuchawek (zdrowy rozsądek?) - Ci najczęściej nie mają też lusterek i sygnalizują (jeśli im sie zdarzy) manewr na "2" sek. przed. Trochę słabo nie wiedzieć co się dzieje na szosie. Tu oprócz zagrożenia dla siebie, stają się też zagrożeniem dla innych.

Odnośnik do komentarza

Jak już się upieramy przy obowiązkach, to najprędzej głosuję za tym o lusterku na szosie ;)

Przyznam, że w tym roku jakoś zupełnie naturalnie z dnia na dzień przestałam jeździć w słuchawkach. Nie z powodów bezpieczeństwa. Po prostu nie miałam ochoty i tyle. Czy to cokolwiek zmieniło? Akurat w moim przypadku nic. I tak przy prędkościach rzędu 20km/h i wietrze większym niż 2m/s (czyli 9 na 10 wyjazdów) słyszę wyłącznie szum oraz ewentualnie ogromne sapiące za moimi plecami ciężarówki, kiedy nie są mnie w stanie wyprzedzić z powodu krętej drogi. Czasem, owszem, słyszę "zwykłe" auto, ale nie zawsze jestem w stanie zlokalizować skąd jedzie, bo jak jedzie się pod mocniejszy wiatr, to akurat i tak nic za plecami nie słyszę, za to silnik nadjeżdżającego z przeciwka samochodu, którego jeszcze nie widać - i owszem. W mieście z kolei szumy się nakładają i mieszają, więc też niewiele to daje. Zresztą, nawet jak zdarza nam się jeździć z siostrą po serwisówce obok autostrady w tempie spacerowym (15-18km/h), to i tak bywa, że musimy do siebie powtarzać coś trzy razy, żeby usłyszeć. Co dopiero więc mówić o rowerzyście krzyczącym za plecami "prawa/lewa wolna" (chociaż na szczęście to hasło i tak znam tylko z teorii) i w tym przypadku zdecydowanie wolę dzwonki. Choć i z tymi bywa różnie. Nie dalej, jak dwa tygodnie temu, jadę po CPRze, z daleka widzę panią ok. 50tki, że spaceruje z mężem niefrasobliwie od prawa do lewa, więc dzyndzam. No i tak dzyndzam, i dzyndzam. Wreszcie jestem za jej plecami i hamuję, a ona zafrapowana przeprasza stokrotnie, bo ona właśnie się wszędzie rozgląda po sadach (są obok CPRu), co to tak ładnie dzwoni i gdzie :D

Zupełnie niezależnie od historii z słuchawkami, kupiłam pod koniec czerwca malutkie, dyskretne lustereczko (Zefal Spin) i nie żałuję ani jednej złotówki. Jest nieocenione. Wreszcie nie robię jakichś dziwnych manewrów z kierownicą, kiedy postanowię obrócić się przez ramię o 180 stopni ;) a i tak wiem prawie o każdym zbliżającym się samochodzie. Z uwagi na małą powierzchnię lustereczka z rowerami jest ciut gorzej, ale mimo wszystko również jest to dość wygodne rozwiązanie. Nie wiem, czy jeżdżę jakoś bardziej przepisowo, uważnie itp., bo to raczej musieliby ocenić inni uczestnicy ruchu. Na pewno jednak czuję się znacznie bezpieczniej i - jeśli mam taką możliwość - na przykład szybciej ułatwiam samochodom manewr wyprzedzania. Albo po prostu mogę się upewnić, czy nie zajeżdżam komuś drogi, wyprzedzając składaki i holendry ;)

O kasku dyskutować raczej nie zamierzam, bo najzwyczajniej nie jestem gotowa za żadną opcję dać się posiekać ;) Nie chciałam tu nikogo urazić tym porównaniem do osłów, tylko tak mi się skojarzyło, bo potem i tak nagle po tych dyskusjach - no chyba że się mylę - nikt z Was nie odłoży kasku na półkę, ani żaden nie poleci w podskokach do sklepu w celu jego zakupu. Ja sama w moim osobistym przypadku nie jestem do niego przekonana, ale to jest mój wybór i moja głowa, a gdyby ktokolwiek zapytał mnie, czy powinien sobie zakupić, to gorąco bym go namawiała (no, a przynajmniej nie odwodziła od tego pomysłu). Bo skoro czuje taką potrzebę, to już samo poczucie bezpieczeństwa jest tego warte. Ja natomiast z kaskiem mam identyczny problem, jak ze zwyczajną czapką/kapeluszem podczas upałów. Niestety, głowa grzeje mi się tak bardzo pod byle szmatą, że ryzyko przegrzania jest u mnie znacznie większe w nakryciu głowy niż bez niego. Pewnie kwestia przyzwyczajenia. W zimie zresztą też chodzę bez czapki mniej więcej od 14-15 roku życia. Może jakbym się zgoliła na łyso, to by mi pomogło :P

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...