Czy warto dopłacać do droższego roweru?

Moment zakupu nowego roweru, to w większości przypadków małe święto. Jedni idą prosto do sklepu i po prostu kupują ten, który im się spodoba. Inni – wertują strony internetowe, katalogi, fora, blogi w poszukiwaniu świętego, rowerowego Graala. Zazwyczaj chodzi o rower taki trochę do miasta, trochę do lasu, szybki na asfalcie, dobrze radzący sobie na piaszczystej drodze, i tak żeby pojechać nim do pracy, ale w weekendy wybrać się w prawdziwe góry. I to wszystko oczywiście za nie więcej niż 1000 złotych.

Nie ma lekko

Piszę oczywiście z przymrużeniem oka, ale jednak czasem na rowerowym forum czy grupie na Facebooku trafiam na takie pytania, gdzie ktoś poszukuje roweru, którego po prostu nie ma :) Ale nie tego dotyczyć będzie ten wpis. Gdy szukamy roweru, często pojawia się myśl/pokusa, aby dołożyć do wyższego modelu. Często też inni uczestnicy dyskusji (lub sprzedawcy w sklepie) zachęcają do szerszego otwarcia portfela.

Jeżeli ktoś ma sztywny budżet i nie wyda nawet złotówki więcej niż np. 2000 złotych – być może wyjdzie z tego zdrowszy niż ci, którzy zaczynają dokładać po kilkaset złotych do trochę lepszych modeli. Producenci rowerów też nie ułatwiają tego zadania. Np. Kross ma w swojej ofercie sześć(!) wersji rekreacyjnego roweru górskiego Hexagon w cenie od 1250 do 2000 złotych. Każdy kolejny droższy o 100-150 zł, a różnią się od siebie często bardzo niewiele, każdy jest tylko odrobinę lepiej wyposażony.

Mężczyzna jadący na rowerze
Fot. Corey Templeton

Można wpaść w rowerową depresję, zadręczając się myślą, że może warto było dopłacić te 150 złotych do wyższego modelu? A może kupiłam za dobry rower i teraz nie wykorzystam jego potencjału? A może… Zanim podam Wam kilka przykładów, czym różnią się od siebie rowery, napiszę, że przede wszystkim rower musi być wygodny i ładny. Ot, po prostu. Na nawet najlepszej maszynie, jeżeli będzie miała źle dobrany rozmiar ramy i będzie koszmarnie niewygodna, nie będziemy chcieli jeździć. Do tego na rowerze, który się nam podoba, jeździ się po prostu przyjemniej.

Czy warto dołożyć do droższego roweru

Odpowiedź na to pytanie, brzmi jak u rasowego prawnika – to zależy :) Nie chcę generalizować, bo każdy przypadek jest inny, ale można w dużym uproszczeniu przyjąć zasadę, że im więcej jeździmy, albo im ciężsi jesteśmy (lub wozimy więcej bagażu), albo im mocniejsi jesteśmy, albo im trudniejszy jest teren, w którym jeździmy – tym więcej powinniśmy wydać na rower. Do pewnej granicy droższe rowery są wytrzymalsze – koła mniej podatne na rozcentrowanie, opony bardziej odporne na przebicie, a napęd będzie wolniej się zużywał.

Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeżeli zrobię mini-analizę, czym różnią się od siebie rowery za różne kwoty. Traktujcie to tylko jako przykład, rowery są różnie wyposażone i ciężko będzie przygotować poradnik, który obejmie wszystkie możliwe konfiguracje. Skupię się na rowerach od 1000 do 4000 złotych, ponieważ wyżej zaczynają się już niuanse, a największe różnice jakościowe, odczuwalne dla zwykłego rowerzysty, zamykają się właśnie gdzieś w okolicach czterech tysięcy (nie liczę rowerów z pełnym zawieszeniem i biorę pod uwagę jazdę bez napinki i treningów). Konkretne modele do porównania wziąłem z mojego zestawienia polecanych rowerów.

Czym różnią się od siebie rowery górskie

Kands Comp-ER Altus
Kands Comp-ER Altus
Rockrider ST 540
Rockrider ST 540
Scott Scale 980
Scott Scale 980

Porównanie rowerów górskich

W szranki stają trzy rowery: Kands Comp-Er za 1350 zł, Rockrider ST 540 za 1800 zł i Scott Scale 980 za 4100 zł. Gwoli ścisłości dodam, że Kands występuje w kilku wersjach wyposażeniowych, wybrałem tę z 8-rzędową kasetą i hydraulicznymi hamulcami tarczowymi. No to lecimy po kolei.

Rama

Co ciekawe, wszystkie ramy wykonano ze stopu aluminium 6061. Rama Scotta jest dodatkowo cieniowana, posiada wewnętrzne prowadzenie linek (mniej się brudzą, a rama wygląda estetyczniej) i główkę ramy w nowoczesnym systemie tapered, co pozwoli na ew. wymianę amortyzatora na sporo lepszy.

Scott daje 5 lat gwarancji na ramę, Rockrider – dożywotnią. Jeżeli chodzi o geometrię, to Kands i Rockrider mają wygodne ramy z bardziej wyprostowaną pozycją za kierownicą, Scale idzie w stronę sportu, ale można kupić model Aspect, z wygodniejszą ramą.

Amortyzator

Suntour XCE w Kandsie to jeden z najprostszych amortyzatorów w ofercie tego producenta. Nie ma on nawet tłumika, co sprawia, że szybki przejazd po większych nierównościach, może skończyć się chorobą morską. Do tego jego skok to jedyne 75 mm, gdzie standardem w świecie rowerów górskich tego typu jest 100 mm. XCR w Rockriderze to trzy oczka wyższy model, wyposażony w tłumik i możliwość zablokowania. To najwyższy model ze stalową sprężyną w ofercie Suntoura i jak na rower z tej półki cenowej, to fajny amortyzator. W Scottcie znajdziemy widelec Rock Shox 30 ze sprężyną powietrzną. Tego typu amortyzatory można dostosować pod swoją wagę i preferencje, używając specjalnej pompki. Także praca takich widelców jest dużo płynniejsza.

Korba i suport

Korba w Kandsie to bardzo podstawowy model, kosztujący 40 złotych. Nie będę kopał leżącego, ciężko wymagać czegoś lepszego od roweru w tej cenie. Tarcze na korbie szybko się zużyją, a że są niewymiennie, będzie trzeba kupić nową. Plus jest taki, że jest bardzo tania. Modelu suportu nie podano, ale też nie zakładam jego długiej żywotności (najtańsze Neco kosztują 18 zł) – gdy się skończy, warto wymienić go na wyższy model Shimano, który posłuży o wiele dłużej.

Rockrider to już korba z zupełnie inną budową – mamy tu sztywną oś i łożyska suportu na zewnątrz ramy. Taka konstrukcja zwiększa sztywność układu + materiały są lepsze i przetrzymają więcej. Choć i tak nie jest to obecnie żaden high-end, korbę FC-MT210 można kupić za 105 zł, a suport za niecałe 50 zł, tak więc na wymianę zużytych części nie wydamy majątku.

Scale to już przedsionek wielkiego świata. Choć jest dostępny także z napędem 2×10, wybrałem jego ciekawszą odmianę w wersji… 1×12. Tak, tak, dwanaście biegów na kasecie można mieć już w relatywnie przystępnych pieniądzach. Co prawda kaseta będzie w konfiguracji 11-50, a nie 10-50 (czyli bez tej najszybszej zębatki), niemniej zawsze z czasem można pokusić się o ulepszenie. Korba powinna cechować się większą sztywnością i wytrzymałością niż w poprzednich rowerach, co w jeździe bardziej dla przyjemności, nie ma aż tak wielkiego znaczenia.

Przerzutki

Kands to z przodu liche Shimano Tourney i z tyłu stary Shimano Altus. Do tylnej przerzutki nie mam uwag, przednia do wybitnych nie należy, ale nawet jak po roku czy dwóch przyjdzie do jej wymiany, to nie wydacie majątku na coś lepszego. Rockrider to tajemnicza przednia przerzutka Microshift, o której ciężko coś powiedzieć i nowa tylna przerzutka Shimano Altus, która wygląda o niebo lepiej i ma budowę Shadow, dzięki czemu chowa się pod kasetą i jest mniej narażona na uszkodzenie. Scott to „tylko” jedna przerzutka ;) Pojawia się tu sprzęgło, które ogranicza „latanie” łańcucha, który nie będzie obijał tylnego trójkąta ramy. Powinna tu być też mocniejsza sprężyna niż w Altusie, niemniej ciężko mi to zweryfikować.

Manetki

Kands to klamkomanetki, czyli w jednej obudowie mamy i manetki do zmiany biegów, i klamki hamulcowe. To rozwiązanie tańsze i nie dziwi jego zastosowanie w tym rowerze. Niemniej jeżeli będziecie chcieli kiedyś ulepszyć napęd i dodać trochę przełożeń, nie wymienicie samej manetki do zmiany biegów, trzeba będzie też kupić klamkę hamulcową. Nie każdemu będzie to potrzebne, ale warto wiedzieć.

Rockrider i Scott to już osobne manetki (w przypadku Scotta jedna). Dla niektórych istotną informacją może być to, że Shimano Altus w Rockriderze posiadają wskaźniki przełożeń (tzw. monitorki), a manetka SRAM NX tego wskaźnika jest pozbawiona. Dla mnie to żadna wada i szybko można się do tego przyzwyczaić, niemniej warto o tym wiedzieć.

Hamulce

Wszystkie rowery wyposażono w hydrauliczne hamulce tarczowe. Co ciekawe ich jakość będzie… bardzo podobna. Nie wiem jakie tarcze hamulcowe zostały założone, a od nich także zależy, jak hamulce będą działać. Ale nawet w Kandsie są markowe hamulce. Scott poszedł, jak zresztą wielu innych producentów, ścieżką wkładania bardzo podstawowych modeli hamulców, nawet do droższych rowerów. Cóż…

Kaseta i łańcuch

8. biegów Kandsie, 9. przełożeń w Rockriderze i 12. trybów w Scott’cie. Więcej znaczy lepiej? Pisałem o tym we wpisie: Po co w rowerze 11 przełożeń. Generalnie w każdym rowerze dostępnego zakresu biegów nie będzie brakowało. Musicie wiedzieć, że w Kandsie zastosowano gumę od majtek, zamiast łańcucha (Rockrider nie podaje, jaki jest w nim łańcuch, więc zakładam, że będzie podobnie). Ale ciężko wymagać od łańcucha za 25 zł, że będzie wieczny. Moja mama miała w nowym rowerze właśnie ten i wyciągnęła go po 800 km (!) Wymiana łańcucha na lepszy pomogła – przeżył dużo dłużej.

Obręcze i piasty

Z kołami zawsze jest problem, nawet w droższych rowerach. No bo jak tu porównać jakość obręczy Kands/Rockrider/Syncros? Można zakładać, że w rowerze za cztery klocki koła będą lepiej wykonanie, niż w tym za półtora tysiąca. Ale czy tak będzie na pewno, to już ciężko stwierdzić. Tak samo ze szprychami. Z porównaniem piast też nie będzie łatwo, w Kandsie to proste Shimano (ale plus za to, że nie jakieś no-name i przynajmniej łatwo będzie wymieniać w nich zużyte części), w Rockriderze nie wiadomo co tam siedzi, Scale ma jedną prostą piastę Shimano, druga to Formula, czyli też nie no-name. I znowu wychodzą oszczędności producentów, gdzie do roweru za cztery tysiące, włożone są piasty niewiele lepsze niż w trzy razy tańszym.

Opony

Kandsa wyposażono w opony Impac, to budżetowa marka Schwalbe, więc zakładam, że opony będą ciężkie, wykonane z gorszej jakości gumy, ale powiedzmy, że jakiś poziom przyzwoitości zachowają. Jakość opon w Rockriderze ciężko ocenić, natomiast Scott użył ogumienia Maxxis Rekon Race – bardzo dobre opony, ale wykorzystano tu budżetową wersję o niskim oplocie, bez wkładki antyprzebiciowej – tej wersji opon nie kupicie w sklepach, jest to OEM do montażu tylko w nowych rowerach. Ale i tak są kilka poziomów wyżej, pod względem przyczepności i trakcji, od tych w tańszych rowerach.

Kierownica, mostek, sztyca

Tu też ciężko porównać jakość podzespołów. Kalloy Uno, B’Twin, Syncros – cóż, różnice mogą być bardzo duże (pod kątem wagi, wyglądu, jakości śrub), albo bardzo małe. To jeden z kolejnych elementów, gdzie producenci lubią poczynić oszczędności i niespecjalnie przejmują się, aby włożyć tam wybitnie dobre części.

Stery

J.w. Choć tu można akurat założyć, że Syncros robi lepsze stery od niemarkowych. Czy będzie miało to wpływ na cokolwiek? Niekoniecznie od razu.

Siodełko

Tu też niestety ciężko porównać, które siodełko będzie lepsze. To zresztą zależy od indywidualnych preferencji.

Waga

Pokazywałem kiedyś na YouTube czy waga roweru ma znaczenie. To był bardzo prosty i amatorski test, niemniej znów mogę napisać – im więcej się jeździ, tym lżejszy rower bardziej się przydaje. Na krótszych trasach nie ma to aż takiego znaczenia. Lżejszy rower łatwiej rozpędza się i (co istotne w przypadku roweru górskiego) lepiej podjeżdża. Jak to wygląda w przypadku naszych trzech rowerów? Kands to według sprzedających aż 15,6 kg wagi (nie wiem czy ważony z pedałami) – to naprawdę sporo, choć na amatorskich przejażdżkach nie będzie to dokuczliwe, co najwyżej przy wnoszeniu po schodach na czwarte piętro ;) Rockrider jest lżejszy, w rozmiarze M/L waży ok. 14 kg (bez pedałów, czyli realnie bliżej 14,3 kg). Natomiast Scott Scale w rozmiarze M 12,6 kg (tu też raczej bez pedałów, czyli z nimi będzie to bliżej 12,9 kg).

Choć niektórzy żartobliwie mówią, że wystarczy rano iść do toalety, aby zrzucić różnicę w wadze między rowerami, to jednak 2,5 kg w dłuższej perspektywie i przy dużej liczbie podjazdów, może zrobić różnicę. Ale weźmy pod uwagę fakt, że Scale jest już kierowany do jazdy w amatorskich zawodach MTB, gdzie waga ma większe znaczenie, niż w przypadku zwykłego kręcenia po okolicy.

Czy warto dołożyć do droższego roweru górskiego

Największa różnica między Kandsem, a Scottem, tkwi w amortyzatorze. I będzie to różnica nie tylko cenowa (w detalu różni te widelce 900 zł), ale także jakościowa – jest między nimi przepaść pod tym względem. Druga, spora różnica, to (zakładam) będą koła. Nie chciałbym wydawać jednoznacznej opinii, ale z mojego doświadczenia wynika, że jednak koła w droższych rowerach znoszą więcej i wolniej się rozcentrowują. Rama w Scott’cie powinna także wytrzymać więcej, jest też trochę bardziej przyszłościowa pod kątem dalszej rozbudowy.

Reasumując – warto dołożyć do droższego roweru górskiego wtedy, gdy jeździ się w trudniejszych warunkach, jeździ się dużo i ew. gdy waży się sporo lub wozi się większe bagaże. Do rekreacyjnych przejażdżek po okolicy, kilka razy w miesiącu, na krótszych dystansach – tani Kands w zupełności wystarczy, a w miarę zużywania się części, co najwyżej zainwestowałbym w lepszy łańcuch, a później w korbę i suport. Ewentualnie pomyślałbym o nowych kołach, jeżeli te, które założył producent, zaczną się nagminnie rozcentrowywać.

Czy warto dołożyć do droższego roweru crossowego

Rower crossowy

Tutaj sytuacja jest podobna do roweru górskiego. Zazwyczaj im droższy rower, tym wytrzymalsze (niektóre) części i lepsza ich jakość. Im więcej się jeździ i im więcej bagażu chcemy zabierać, tym droższy rower warto kupić. Albo trzeba liczyć się z tym, że w tańszym rowerze, szybciej będziemy wymieniać zużyte elementy na nowe.

Czy warto dołożyć do droższego roweru trekkingowego

Rower trekkingowy

Tu sytuacja znów się powtarza. Jeżeli myślisz o wielotygodniowym wyjeździe z ciężkimi sakwami, nawet nie patrz na trekkingi za 1000 złotych. Nawet jeżeli sprzedawca twierdzi, że w rowerze zastosowano napęd wysokiej klasy, przeznaczony na długie wyprawy. Do czego warto dopłacić w rowerze trekkingowym? Na pewno do dynama w przednim kole, które nie tylko zwiększy nasze bezpieczeństwo (można mieć włączone lampki przez całą dobę, bez martwienia się o wyczerpane baterie). Przy wyprawach z sakwami, osobiście polecałbym także pójść w stronę hydraulicznych hamulców tarczowych. Wiem, że może to budzić kontrowersje i wiele osób napisze, że szczękowe hamulce V-Brake to lepszy wybór. Niemniej zjeżdżając z Arłamowa w Bieszczadach, z ciężkim sakwami, w koszmarnej ulewie, cieszyłem się, że mam hydrauliczne tarcze, a nie V-Brake (wtedy ostatecznie przekonałem się, że tarczówki to coś, od czego już nie uciekniemy, choć wcześniej byłem zatwardziałym zwolennikiem V-Brake).

Czy warto dołożyć do droższego roweru szosowego

Rower szosowy

Zastanawiałem się, czy nie zrobić tu rozpiski, takiej jak przy rowerze górskim. Ale chyba większość podpunktów zaczęłaby się powtarzać. Największy przeskok, bardzo zauważalny nawet dla kompletnego amatora, będzie między tanim rowerem szosowym pokroju Scrappera Spego za 1300 zł, a na przykład Krossem Vento 2.0, który katalogowo kosztuje dwa razy więcej, choć da się go kupić na wyprzedaży za 2200 zł.

Co dostaniemy więcej w Krossie? Koło z kasetą, a wolnobiegiem, czyli w przypadku chęci zmiany napędu na 9/10-rzędowy, nie będzie trzeba wymieniać tylnego koła. Do tego w Vento oba koła są na szybkozamykacze, bo Scrapper tylne ma zakręcane na płaski klucz. Napęd w Krossie to nowoczesny Shimano Claris – i choć to druga od dołu grupa Shimano, to mamy tu korbę na sztywnej osi, klamkomanetki bez „wąsów” (wszystkie linki schowane pod owijką) czy współczesną zmianę biegów (klamkomanetki w Scrapperze są zbudowane tak, że w jadąc w dolnym chwycie, nie zmienimy przełożenia na twardsze z tyłu czy lżejsze z przodu – drobiazg, ale robi różnicę). Do tego Kross ma wewnętrzne prowadzenie linek w ramie i karbonowy widelec, a nie stalowy (co znacząco wpływa na wagę roweru).

Generalnie Vento pod praktycznie każdym względem wygrywa ze Scrapperem, który może być niezłym wyborem tylko dla osób, które po prostu nie chcą wydawać większej kasy na rower. Bo nawet ulepszanie Scrappera nie będzie miało większego sensu, wydamy na to dużo, dużo więcej, niż gdyby od razu kupić trochę lepszy rower.

W droższych rowerach oczywiście pojawia się lepszy napęd, mocniejsze hamulce, lżejsze ramy i koła, lepsze łożyska itd. Natomiast obecnie już rowery szosowe za 2500-3000 złotych mogą wystarczyć do jazdy dla przyjemności, czy nawet bardzo amatorskich treningów.

Czy warto dołożyć do droższego roweru miejskiego

Rower miejski

To jest ciekawa kategoria rowerów, gdzie możemy znaleźć modele, kosztujące po 5-6 tysięcy złotych (i nie myślę tu o wersjach elektrycznych) – a przecież rowery miejskie z założenia służą do przemieszczania się na nieduże odległości i nie muszą być tak wytrzymałe i „wybajerzone” jak inne kategorie rowerów. Niemniej dojeżdżając codziennie do pracy, w różnych warunkach pogodowych, czy to deszcz, czy to mróz i upał – dobrze wykonany, uszczelniony, lekki i dający się załadować cięższym bagażem rower, na pewno bardzo się przydaje.

A czym się różni rower miejski za 1000 zł od takiego za 2000 zł? Tak jak w rowerze trekkingowym, droższe modele często mają dynamo do napędzania lampek (świetna sprawa). Dostajemy też często większą liczbę biegów, zwłaszcza jeżeli porównujemy rowery, gdzie jest przerzutka planetarna (czyli schowana w piaście) – jeden bieg wystarczy tylko, gdy jeździmy po płaskich terenach, bez większych wzniesień. Trzy biegi przydają się, gdy na naszej drodze pojawią się pagórki, niemniej wygląda to często tak, że podczas jazdy np. „dwójka” będzie za lekka, a „trójka” za twarda. No i to my musimy się dostosować do roweru, a nie on do nas. Chodzi o duże różnice pomiędzy poszczególnymi biegami. Siedem, osiem czy nawet jedenaście przełożeń sprawia, że łatwiej dopasować bieg do warunków, w których aktualnie jedziemy.

Droższe rowery są także lżejsze, rama wykonana jest z aluminium lub dobrej stali, które ważą mniej niż stal niskogatunkowa. Jest to istotne zwłaszcza wtedy, gdy wnosisz rower po schodach. Jakość wykonania poszczególnych elementów, jeżeli porównamy je w rowerze za 500 zł, a 1500 zł też będzie inna. Czy trzy razy lepsza? Może się okazać, że tak. Na Allegro można znaleźć rowery miejskie kosztujące nawet mniej niż 400 zł i to z wysyłką gratis. To dobre rowery do bardzo sporadycznych przejażdżek, dla osób, które nie ważą dużo i nie wymagają, aby na rowerze jeździło się bardzo lekko. Jeżeli chcesz jeździć więcej – polecam dołożyć do droższego roweru.

A może wziąć podstawowy model i stopniowo go ulepszać

Jest to jedna z koncepcji, przewijających się w internecie. Kup tańszy rower na tej samej ramie co droższy i z czasem go ulepszaj. Cóż, jeżeli nie ma się kasy na zakup wyższego modelu, może to być niezłe rozwiązanie – przecież lepiej zacząć już jeździć, niż czekać aż dozbiera się do lepszego roweru. Ale! W przypadku gdy mamy kasę w portfelu, lepiej dobrze się zastanowić, czy nie kupić od razu czegoś lepszego. W przeciwnym razie można wpaść w manię ciągłej wymiany elementów. Więcej na ten temat mówiłem w odcinku – czy warto wymieniać części w nowym rowerze.

To w końcu dołożyć do nowego roweru czy nie?

Napisałem już ponad 2500 słów, a konkretnej odpowiedzi, pasującej do wszystkich z Was nie udzieliłem. Bo jej nie ma. Nie da się zamknąć wszystkiego w ramy tabelek i porównań, choć byłoby miło. Najważniejsze to jeździć, poznawać swoje potrzeby i z czasem na nie reagować. Przecież zawsze można w rowerze coś wymienić, albo zwyczajnie kupić nowy rower, sprzedając stary. Nic nie zastąpi własnego doświadczenia i ani sprzedawca, ani koleżanki i koledzy, ani nawet jakiś pan z internetu, nie powiedzą na 100%, co będzie najlepsze dla Ciebie.

Oczywiście warto zasięgnąć języka w różnych miejscach, pojeździć rowerami znajomych, poprzymierzać się do różnych rowerów w sklepie. A na końcu coś wybrać i nie zadręczać się potem, że się źle wybrało, bo nie o to w jeździe na rowerze chodzi :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

37 komentarzy

  • W miejskich rowerach ważne są szerokie opony odporne na przebicie, przerzutka wewnętrzna (praktycznie nie do zajechania), dobry bagażnik i dobry łańcuch + regularna wymiana. Za resztę można płacić wedle uznania. Jeśli ktoś chce maksymalną wygodę to najlepsza jest damka. Drogie i ładne rowery nie są wskazane, bo one podobają się również złodziejom. Co do urody roweru… Ładne dziewczyny czy prawdziwe chłopy wyglądają tak samo niezależnie od tego czym jeżdżą. Mój wujek jeździł kiedyś do roboty na motorynce. A pracował jako kierowca autobusu i ważył ponad sto kilo. Nic sobie z tego nie robił.

  • Witam, będę wdzięczna za poradę. Szukam roweru trekingowego na kołach 28 do max 2000 (ale to już taki naprawdę max)
    Chciałabym amortyzator o troszkę większym skoku niż 50 mm, niestety oferta na rynku z takimi amortyzatorami dla ram w rozmiarze S – 15, 16 ” jest bardzo okrojona
    W zasadzie znalazłam jeden model
    https://allegro.pl/oferta/rower-trekkingowy-northtec-boudicca-vb-al-2020-9115254238
    czy mógłbyś powiedzieć czy warto ? Czy jednak lepiej kupić np kross trans 3.0, lub 4.0 2019, mimo innego (niż bym chciała) amortyzatora. Chodzi mi o jakość ramy, osprzętu itd.
    Będę wdzięczna za opinię

    • Cześć,
      Northtec wygląda w porządku, to polska marka rowerów, obecna na rynku od wielu lat.

      Znalazłem jeszcze rower KELLYS ALPINA ECO LT10, ale jest słabiej wyposażony (i jednocześnie tańszy) – w tym wypadku wybrałbym Northteca do którego warto dopłacić.

      • Witam,

        Czy jeżeli ramy wykonane są z Alu 6061 to jest jakaś znacząca różnica pomiędzy np. Kands/Lazaro a np. Giant, Trek itp.

        Szukam uniwersalnego roweru MTB lub Cross. Nie do celów wyścigowych ale do przejażdżek z dziećmi plus indywidualnie do dłuższych wycieczek max do 30 – 40km. Dotychczas służył mi do tego stary rower MTB który mi skradziono.

        Myślałem np. X-force V4 lub Quantum V4. Trek lub Giant z podobnym osprzęt to wydatek prawie 5 k PLN. Spotkałem się z opinią że Lazaro to kiepskie ramy. Ile w tym prawdy a ile marketingu?

        https://lazaro-bike.pl/sklep/lazaro-x-force-v4-m%C4%99ski-2023_pid=515

        https://lazaro-bike.pl/sklep/lazaro-quantum-v4-m%C4%99ski-nowa-dostawa!_pid=423

        • Cześć,
          to prawda, Lazaro ma bardzo atrakcyjną cenę w porównaniu z bardziej znanymi markami. Rama ma co prawda linki poprowadzone na zewnątrz i to niefortunnie na dolnej rurze, gdzie ląduje najwięcej błota. No i według informacji od Lazaro i Gianta, ten pierwszy waży 15,3 kg, a Giant Roam 2 – 13,1 kg. Ale czy to warte dopłaty ok. 900 zł. Nie wiem. Trzeba byłoby obejrzeć oba te rowery na żywo. Skądś się ta różnica w cenie bierze i na pewno nie jest to tylko koszt marketingu czy sieci partnerskiej Gianta.

          A rowery Lazaro/Kands są u nas bardzo popularne, masa ludzi nimi jeździ. A im coś popularniejsze, tym więcej rowerów danej marki w serwisach.

  • Ja myślę, że kupno roweru zależy w dużej mierze od wymagań użytkownika. Jeżeli ktoś ma zamiar jeździć nim co jakiś czas po niezbyt wymagających drogach to po co ma przepłacać skoro o wiele tańszy rower sprosta jego potrzebom. :-)

    • Żyjemy w Polsce i trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: wybór bardziej od potrzeb zalezy od budżetu.
      Potrzeby w sporej mierze zależą od świadomości dostępnych rozwiązań. Pamiętm jak ze 3-4, może 5 lat temu na jakichś targach wsiadłem pierwszy raz w życiu na rower z elektrycznymi przełożeniami. Ależ to robiło wrażenie! Do tego dnia w ogóle nie miałem świadomości, że istnieją takie rozwiązania!

  • Witam! Jeżdżę od 30lat na różnych rowerach. Najpierw był Romet, Giant rincon, Trek 4300, Giant fastroad SLR 1, Giant fastroad comax 2. Obecnie kupiłem Trek domane sl 4 rok 2020. Nie żałuję podjętych decyzji, kupić – sprzedać by znowu kupić. Podjąłem decyzję o kupnie roweru z barankiem by porównać jak się jeździ na rowerach z taką kierownicą. Jestem mile zaskoczony, jest OK. Podobnie było jak kupiłem rower z amortyzatorem potem ze sztywnym widelcem, myślałem że będzie niemiłosiernie trzęsło. Niestety, myliłem się. Mogę stwierdzić że technologicznie w budowie rowerów jest postęp. Jak stać finansowo, dlaczego nie kupić droższego i zaawansowanego technologicznie roweru. Żona dobrze się czuje pomykając na Romet WIGRY 3. Pozdrawiam!

  • „Tak jak napisałem wcześniej, wszystko zależy od definicji tani/drogi”
    I tu wchodzi kwestia finansowa, dla jednego drogo będzie za 5000, dla innego 10.000 :-). Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Owszem łatwo młodemu powiedzieć „to zmień pracę a będzie Cię stać!”. Ale nie każdy jest młody i nie każdy ot tak zmieni pracę. Jak się ma powiedzmy 50-tkę i przepracowane lata, to nie zmienia się pracy tylko dorabia na drugim etacie. Tylko znajdź tu czas na ulubione hobby np. jazdę rowerem.

    „a jak chciałem tylko Skodę obronić, bo to od dawna nie są tanie (czytaj liche) samochody.”
    Mimo to na forach nadal krążą porównania rowerów do konkretnego modelu tej marki czego nie rozumiem. Tamta konkretna Skoda jest tanim autem OSOBOWYM MIEJSKIM, a forumowi napinacze często porównują je do roweru górskiego, szosowego itd. Tak się zaczyna napinanie i podział na my (bardziejsi) i oni (plebs). Trochę to śmieszne i irytujące, bo jak chcę rozwiązać jakiś problem i znaleźć rozwiązanie na forum, to najpierw trzeba się przekopywać przez gigantyczne hałdy hejtu i dziwacznych porównań.

    Reasumując, jak chcę rozwiązać jakiś problem, to zajrzę na Pański blog, bo tu zawsze znajdę rozwiązanie. Jak naprawić to czy tamto. Podziękowania za Pańską pracę.

    • Zapraszam serdecznie :) Dyskusje u mnie na blogu są bardzo mile widziane, czasem odbiegają od tematu (tak jak nasza), no ale taki już urok internetu :)

  • Oglądam czasem jakieś popularne na necie programy o tematyce rowerowej, czytam komentarze, czasem zajrzę na jakieś forum. Ale odnoszę wrażenie – może mylne – że za dużo jest napinania. Bo przecież jak zapytasz jaki rower kupić do kwoty 1500 ziko, bo po prostu chcesz pojeździć, to zaraz dowiesz się, że bez 5000 nie podchodź i w ogóle to tylko takie za 9000 z kołami ze złota nadają się do czegokolwiek. Bardzo to zniechęcające.

    • Mówiłem o tym w tym odcinku: https://youtu.be/W3LGPkFqAgA

      No może przy pytaniu o rower za 1500 zł, nie skończysz na takim za 9000, niemniej często pojawiają się sugestie, że warto dołożyć chociaż do takiego za 3000 zł. Inna sprawa jest taka, że wiele osób pyta o rower do ciężkiej jazdy, ale żeby nie kosztował więcej niż 1200 zł :)

      • Chodzi o rower do jazdy po lesie w weekend, na kiego droższy rower. Gdzieś kiedyś czytałem o porównaniu taniego roweru do Skody, a drogiego do Passata i to też jest napinanie. W sklepach rowerowych nieźle lachają z takich porównań. Dla jednego rower jest i będzie tylko rowerem, dla innego to będzie sens życia.

        • Tani rower to bardziej Tata, a drogi to Audi :) Oczywiście zależy co rozumieć pod pojęciem „tani” i „drogi”, niemniej Skoda już od dłuższego czasu nie robi tanich i kiepskich samochodów, tak naprawdę ich auta stoją niewiele niżej od VW i ponoć strasznie to gryzie Niemców z VW :)

          • Słabe porównanie…
            Tata nie są spotykane zbyt często, tanie rowery owszem.
            Audi niekoniecznie super auto, choć i tak lepsze niż Balerony :-)
            Polecam jazdę Audi TT, nie wspomnę o naprawie wersji z poprzednim systemem Quattro, masakra.

          • Samochody Tata nie są spotykane zbyt często, bo to były bardzo kiepsko wykonane auta (byłem w salonie, macałem), a Polacy woleli kupić coś używanego, ale dobrej jakości, niż takie wydmuszki. I marka Tata zawinęła się z Polski.

            Tak jak napisałem wcześniej, wszystko zależy od definicji tani/drogi, a jak chciałem tylko Skodę obronić, bo to od dawna nie są tanie (czytaj liche) samochody.

  • Oglądając Pański kanał Panie Łukaszu, jak również inne popularne na youtube o tematyce rowerowej, widzimy ujeżdżane rowery za tysiące. Nie widać rowerów za 1500 czy 2200 zł. Przeczytałem poradnik o kupnie roweru za 1000 zł. Poradnik super. Tam dodał Pan filmik. Jak dla nas to jak zakatować rower. Takim rowerem jak na tamtym filmiku możemy pojechać na takiej trasie ale NIE TAK AGRESYWNIE. Może zrobić film o tematyce na co możemy sobie pozwolić jadąc rowerem za 2000 zł na takich trasach jak na tamtym filmiku. Swoją drogą dobrze jest pooglądać drogie nowości, ale nie skupiać się tylko na nich. Nie każdy celuje w drogie rowery, nie każdego na to stać. A pojechać by się chciało na takiej trasie nie mając doświadczenia, ot taka przejażdżka dla relaksu z małym dreszczykiem emocji nic więcej. Bardzo prosimy.

    • Cześć,
      na YouTube opublikowałem jak dotąd 12 testów rowerów (nie wliczam w to mini-testów z pokazów prasowych, bo to bardziej takie pierwsze wrażenia niż prawdziwy test), z czego spora część z nich jest do kupienia w naprawdę przystępnej cenie.

      W terenowych warunkach testowałem w formie wideo m.in. Gianta Talona: https://youtu.be/u3THjeYtTws
      Zabrałem go na nagrania na Górę Kamieńsk, gdzie trochę nim pozjeżdżałem. On do jakiegoś ostrego haratania się nie nadaje moim zdaniem, ale na pewno może dać dużo przyjemności w lżejszych warunkach.

      „Może zrobić film o tematyce na co możemy sobie pozwolić jadąc rowerem za 2000 zł na takich trasach jak na tamtym filmiku.”

      Dodam, że chodzi o to nagranie (które ilustruje dlaczego nie warto kupować bardzo tanich rowerów z myślą o jeździe po górach): https://youtu.be/wkMnk_eCDQU

      Jeżeli chodzi o „na co możemy sobie pozwolić”, to wiele zależy od doświadczenia i techniki jadącego. Droższy rower z dobrym, pełnym zawieszeniem, wybacza dużo więcej błędów, niż tani sztywniak.
      Sporo zależy od wagi rowerzysty. Inaczej na rower działa ktoś ważący 65 kg, a inaczej 130 kg, zwłaszcza przy jeździe w terenie.
      Dużo zależy też od samej trasy i intensywności z jaką się jedzie.

      Szczerze mówiąc, jeżeli celuje się w jazdę po poważniejszych trasach, ale nadal ze skromnym budżetem, lepiej dołożyć trochę do roweru z powietrznym amortyzatorem czy na kołach z lepszymi piastami/szprychami.
      Jak się porówna np. Northteca Viking (do kupienia za 2000 zł) i Northteca Cayon Deore (za 2900 zł), to w tym droższym oprócz lepszego napędu, dostajemy właśnie powietrzny amortyzator, markowe opony, lepsze piasty i lepsze szprychy.

      To są detale, na które się często nie patrzy przy zakupie, tylko cena, cena, cena, cena. A potem takie „drobiazgi” wychodzą podczas jazdy. Nie w trakcie poruszania się po równej nawierzchni, tylko w takich bardziej wymagających warunkach, jak pokazane na filmie.
      Bo też nie zawsze da się zrobić tak, że się wciśnie hamulce do końca i powolutku, powolutku, powolutku, zjedzie się całą trasę.

      „nie każdego na to stać. A pojechać by się chciało na takiej trasie nie mając doświadczenia, ot taka przejażdżka dla relaksu z małym dreszczykiem emocji nic więcej.”

      Wrócę do tego co napisałem wcześniej – jeżeli nie ma się doświadczenia, rower z dobrym, pełnym zawieszeniem bardzo pomoże w jeździe po trudniejszej trasie. Bez doświadczenia i na tanim rowerze, niedostosowanym do takiej jazdy, a z głową pełną filmów obejrzanych na YouTube, można sobie tylko zrobić krzywdę.

      Żebyśmy się dobrze zrozumieli, wszystko jest dla ludzi i wszystko się da. Sam lata temu pojechałem rowerem crossowym do schroniska górskiego, gdzieś w okolicach Węgierskiej Górki. A był to podstawowy, jeszcze na stalowej ramie Giant. Teraz pewnie kosztowałby właśnie w okolicach 2000 zł katalogowo. Dojechałem i wróciłem cały, niemniej rozcentrowałem koła :) Okej, rower niby nie dostosowany do takiej jazdy, ale jechałem powoli, a trasa nie była wymagająca. Canyon Pathlite, też cross, którego miałem okazję testować, nawet by się nie zająknął na takiej przejażdżce.

      I jeszcze na koniec – zobacz jak większość sprzedających opisuje rowery, jakie to one nie są cudowne i terenowe. A im tańszy rower, tym bardziej się to podkreśla. A Decathlon, jako jeden z niewielu jest bardzo uczciwy pod tym względem. Nawet przy rowerze za 2700 zł (ST 560) piszą:
      „Nieodpowiedni do MTB XC, All Mountain, Enduro, BMX”. Czyli zapomnij o jeździe po trasie, która może zrobić Ci kuku.

      Ja jednak będę się trzymał tego, że rowery za 2000 zł to są bardzo fajne maszyny, do jak to sam napisałeś – przejażdżek dla relaksu. Można nimi „poświrować” ale na własną odpowiedzialność.

  • Kiedys mialem gorala 26”. Czlowiek sie sieszyl jak wariat ze swojego pierwszego 'porzadnego’ roweru. Jazdy las/asfalt. Pozniej coraz wiecej asfaltu wiec wymienilem mu opony na ciensze, pozniej korbe na oktalink, pozniej kierownice na lzejsza itd…itp…

    Chcialem z niego zrobic pozeracza asfaltow….bo zalezalo mi na przejechanych jak najwiekszych dystansach.

    Pewnego dnia wybral sie ze mna na jazde kumpel na starej szosowce (jeszczce z ciegnami na dolnej rurze ramy). I co? Odstawil mnie o dobre kilometry.

    Doszedlem do wniosku, ze moj MTB nigdy nie bedzie szosowka. Nie ma rozwiazan uniwersalnych, dobrych na wszystko. Liczba rowerow w zyciu wraz z rozwojem pasji rowna sie N+1.

    Dzis mam w garazu:

    1) Szosowke Cannondale Synapse
    2) Crossa Giant Roam
    3) MTB Full Specialized

    I nadal sie waham czy nie kupic jeszcze Gravela lub MTB XC…bo apetyt rosnie w miare jedzenia.

    • Każdemu według potrzeb :) Gravel jest w stanie zastąpić rower szosowy i crossowy, przy założeniu, że będziemy zmieniać mu opony/koła i pogodzimy się z pewnymi kompromisami. Co nie znaczy, że to remedium na wszystko, to po prostu rower dla tych, którym pewien kompromis wystarczy, o czym pisałem na samym końcu tego wpisu: https://roweroweporady.pl/jaki-rower-kupic-szosowy-przelajowy-czy-grawel/

      N+1 to ciekawa opcja, tylko trzeba jeszcze mieć gdzie je trzymać :D

  • Łukaszu,
    Wiem, bo pisałeś o tym nie raz, że jak ktoś kupuje droższy rower, to zazwyczaj już wie, czego chce. To prawda, ale czasem cenna byłaby porada, czy np. warto zamiast kupić aluminiowego full’a za 14 tys. zł kupić karbonowy na lepszym osprzęcie np. za 18 tys. zł..
    I jeszcze jedno – na wielu blogach znajduję tematy ” jaki rower do xxxx zł”. Czyli założenie: mam określony budżet, co najlepszego mogę kupić za te pieniądze.
    A może dałoby się problem odwrócić; np. „Karbonowy hardtail MTB z powietrznym amortyzarorem i osprzętem min. Shimano SLX; Ile muszę na niego wydać?” I tu przegląd oferty…
    A jeśli już co kupić za xxxx zł, to może jednak czasem warto nie kończyć na 4000, a wprowadzić (jakobosobny artykuł) progi do 4000zł, do 8000zł, do 12000 zł. Pamiętam o pierwszym zdanuu z mojego wpisu, a i tak rad byłbym coś takiego przeczytać…

    • Cześć,

      „czasem cenna byłaby porada, czy np. warto zamiast kupić aluminiowego full’a za 14 tys. zł kupić karbonowy na lepszym osprzęcie np. za 18 tys. zł.”

      Jeżeli będę miał porównanie, to chętnie o tym napiszę :)

      „A może dałoby się problem odwrócić; np. „Karbonowy hardtail MTB z powietrznym amortyzatorem i osprzętem min. Shimano SLX; Ile muszę na niego wydać?” I tu przegląd oferty…”

      Takich zestawień można tworzyć dziesiątki, masz różne powietrzne widelce, różne ramy, różne hamulce, różne koła. Rower to wypadkowa wielu zmiennych. Do tego o czym piszesz, przydałby się bardziej katalog rowerowy, z możliwością filtrowania.
      Coś takiego ma u siebie Bikeworld i tam bym zajrzał w pierwszej kolejności.

      „A jeśli już co kupić za xxxx zł, to może jednak czasem warto nie kończyć na 4000, a wprowadzić (jako osobny artykuł) progi do 4000zł, do 8000zł, do 12000 zł.”

      Ja też bym bardzo wiele rzeczy chciał tu zrobić :) Niestety mało kto zdaje sobie sprawę, ile czasu, pracy i przede wszystkim „sił witalnych” kosztuje przygotowanie takich zestawień. Do przejrzenia jest ogrom rowerów, potem muszę je ułożyć według jakiegoś klucza, wybrać moim zdaniem najciekawsze i opisać.
      Mógłbym wstawić same suche listy rowerów, ale jednak wolę napisać co nieco przynajmniej o tych najbardziej polecanych. Niemniej będę myślał, czy nie zastąpić wpisu o rowerach do 2500 zł, takim o rowerach do 5000 zł.

  • „Panie, kup Pan ten rower bo jest stworzony z myślą o Panu”
    „Ale proszę Pana weź Pan ten rower, dopłaci Pan jedynie stówkę i ma Pan już nowocześniejszą przerzutkę”
    „Wie Pan co, tamte rowery są ciężkie. Weź Pan ten, dopłaca Pan kolejną stówkę i ma Pan rower lżejszy o 321 gramów!”
    „Proszę Pana, dopłaci Pan te parę złotych i ma Pan jeden bieg więcej z tyłu. Chce Pan pchać rower pod górę? No chce?”
    „W dzisiejszych czasach amortyzator sprężynowy? To uginacz. Ten ma już prosty amortyzator ale powietrzny, dopłać Pan”
    „Ale w tamtym jest powietrzny Suntour, one są nic nie warte. A tu proszę, dopłaca Pan trzy stówy i ma już Pan Markhor-a”
    „Tam ma Pan średnie koła, a tu duże koła, parę razy Pan zakręci korbą i jest Pan już na miejscu. Może warto dopłacić”
    „W tym rowerze jest lepsza i dłuższa gwarancja, oczywiście jest droższy, ale coś za coś”
    „W tamtych rowerach jest tania hydraulika i klamki o zgrozo trzy palcowe, dopłać Pan i celuj w minimum Deorki”
    „W tych tańszych są piasty z łożyskami kulkowymi, a w tym droższym są już z wszech miar lepsze maszynowe”
    „Pan tak na oko waży z 85, 90 kilo, tamte rowery mają cienkie ośki. W tym dopłaca Pan dwie stówy i są już sztywne osie, to oznacza że…”
    „Ta marka jest droższa bo oni sami dla siebie produkują ramy, a nie zlecają tego innym firmom, ten rower warty jest swej ceny”
    „Niech się Pan zastanowi, niech się Pan prześpi z tym. I niech mi Pan wierzy, że warto do niego dopłacić”

    Skąd ja to znam…

    A gdzie własne myślenie klienta – czego tak naprawdę potrzebuję. Czy ja startuję z zawodach? A może ten droższy rower będzie używany rzadziej niż częściej i nie potrzebuję tego lepszego. Czy ten droższy rower (w cenie auta) będę miał gdzie trzymać, czy mi go ukradną. Jaki będzie koszt eksploatacji tego droższego? Czy ja ten rower będę używał zgodnie z jego przeznaczeniem? Co na to powie żona? Może mam kryzys wieku średniego i potrzebuję się dowartościować tym droższym i lepszym rowerem.

    • Dobre teksty! :)

      Tu tylko dodam, że jak ktoś kupuje rower w cenie samochodu (i nie myślę tu o jeżdżącej trumnie za 2000 zł ;) to raczej już wie czego potrzebuje i co kupuje. Albo ma tyle kasy, że mu wszystko jedno.

      A podłechtanie ego fajniejszym zakupem to nic złego. Gorzej jak ma się „kolegów”, którzy prawią złośliwości tym, którzy mają słabszy sprzęt. Ja nie mam takich kolegów, mi się bardziej kojarzą z internetowymi napinaczami :)

      • Klienci (niektórzy) kupując rower w cenie auta nie zawsze wiedzą co kupują.
        „Proszę Pana kupiłem u Pana rower, syn postawił go przy murku, rower się przewrócił i pękła rama. O tu! Jest na gwarancji. Czy da się wymienić w ramach gwarancji? A jak nie, to czy u Pana można taką ramę karbonową naprawić?”
        Klient kupił sprzęt za ładne tysiące dla syna za „wybitne osiągnięcia w nauce”. Ja osobiście pochwalam nagradzanie, zwłaszcza jak dziecko bardzo zdolne. Jednak rower do poważniejszego ścigania się, używany głównie na skatepark-ach. Niezgodnie z przeznaczeniem.
        Swoją drogą ciekawe co mówili koledzy tego syna jak zobaczyli ten rower w takim miejscu.

        „Gorzej jak ma się „kolegów”, którzy prawią złośliwości tym, którzy mają słabszy sprzęt.”
        Oczywiście ważne jest kto ma dłuższy kij, ale ważniejsze jest jak się nim posługujesz.

  • Spokojnie mogę powiedzieć, że dla większości rowerzystów odpowiedź brzmi: nie warto. Producenci zrobią wszystko co w ich mocy, aby przekonać nas, że tylko napęd wyższej grupy da sztywność wystarczającą do dwóch wycieczek w sezonie na grzyby. Nie jest to nic dziwnego – w końcu sprzęt produkuje się po to aby go sprzedawać ale warto zachować tu zdrowy rozsądek. Jeśli ktoś jeździ „od wielkiego dzwonu” i do tego w spokojnym terenie to może spokojnie kupować sprzęt z dolnej półki cenowej. Jest spora szansa, że zanim zajedzie Tourneya to już dawno jazda na rowerze mu się znudzi. Jeśli jeździmy dużo albo jeździmy w wymagającym terenie to sprzęt powinien być lepszej jakości. Nikt przecież nie chce remontować sprzętu kilka razy w sezonie albo żeby rozsypał się pośrodku górskiej wycieczki.

    Sam z zasady nigdy nie kupuję sprzętu z najniższej póki cenowej. I to niezależnie od marki. Producenci sprzętu już dawno nauczyli się, że nie opłaca im się sprzedawać wyłącznie produktów klasy premium. Istnieje przecież cała grupa klientów których na takie produkty nie stać. Chętnie kupiliby więc produkt znanego producenta o ile byłby on w przystępnej cenie. A jeśli jest takie zapotrzebowanie to każdy prawdziwy kapitalista będzie chciał je spełnić. Stąd też produkuje się sprzęt z logiem znanych marek, który z „legendarną” jakością tych marek nie ma nic wspólnego. Dlatego też sam wolę dołożyć trochę kasy i kupić sprzęt średniej jakości, który będzie cechował się trwałością i nie będę musiał przy nim grzebać co kilka miesięcy.

  • Pytanie z innej beczki mam rower z komunii :) Wymieniłem opony i wszystko co potrzeba – manetki hamulce itp jednak problem jest taki że jak trochę pośmigam to tylne koło mi zahacza o ramę i uniemożliwia jazdę. Trzeba trochę kopnąć bo dokręcanie już nic nie daje ;/ Jak temu zaradzić? Proszę o pomoc. Może wymiana śrub mocujących koło?

    • A tylne koło montowane jest na szybkozamykacz czy na nakrętki przykręcane kluczem? Chociaż jak piszesz o śrubach, to domyślam się, że to drugie.

      Ciężko powiedzieć, tak bez obejrzenia tego na żywo. Warto byłoby zdjąć koło i zobaczyć co się tam dzieje. Albo oddać do serwisu, niech spojrzą.

      • Łukaszu dokładnie na nakrętki. Koło może jest w małym stopniu scentrowane. Czasami działa odkręcenie koła przykręcenie i można jeździć 40 km znowu powtórzenie zabiegu nie można przejechać 100 m i koło się blokuje.

        • A na osi masz jakieś luzy?

          Tak jak mówię, nie widzę tego na żywo, więc nie chcę źle doradzić. Jeżeli jest to tylko kwestia luzującej się nakrętki, możesz spróbować użyć kleju Loctite 243. Jest to środek do zabezpieczania gwintów o średniej wytrzymałości,
          tzn. w razie czego będzie się dało odkręcić nakrętki kluczem.

  • A co sądzisz o zakupie roweru sprzed sezonu lub dwóch? Wypatrzyłem sobie taki sprzęt https://www.scott.pl/produkt/469/2750/Rower-Sub-Sport-20-Lady/ i w zasadzie wszystko mi w nim pasuje, zastanawiam się tylko jakie znaczenie będzie miał tu fakt że rower jest z 2017 r.

    • Cześć,
      rocznik nie ma większego znaczenia, zwłaszcza w przypadku rowerów trekkingowych. Śmiało można kupować i negocjować sporą obniżkę, przynajmniej 20%. A rower fajny i za takie 2800 zł (lub mniej) – to czemu nie.

  • Miałem podobny dylemat przed kilkoma latami gdy kupowałem mtb i szosę. Wybrałem złoty środek i nie żałuję zakupów, bo do dzisiaj nimi jeżdżę.

    Gdybym miał dziś kupić to z MTB miałbym większy dylemat ale z pewnością popatrzyłbym na ramę, zwłaszcza główkę ramy (tapered jest standardem) – tak jak piszesz większosć amorków jest dostępna od ręki.

    Z szosą to już inna bajka, bo sporo sie namnożyło tych produktów ale tylko nieliczni mają odwagę przygotować taką szosówkę z odpowiednim osprzętem za dobry pieniądz. Mowa np. o Decathlonie. Triban 520 z 2016 roku miał osprzęt możliwie najlepszy w tej cenie w porównaniu do konkurencji (w tym rodzimego krossa vento) z rynku pierwotnego. nawet wtórny nie dawał takich dodatków.

    Odpowiadając na pytania czy warto dopłacać: TO ZALEŻY. kiedyś najważniejszą kwestią przy zakupie była wytrzymałość ramy. resztę dało się czasem dopasować.

    Jeśli ktoś naprawdę szuka fajnego roweru, to musi ogarnąć budżet – maksymalną kwotę. Wtedy rozglądamy się za rowerem, weryfikując czy model wyższy wykraczający spoza budżetu ma coś specjalnego, niż ten, który mieści się w budżecie. Jeśli różnice są niewielkie (np. inna przerzutka, opony czy koła) to myślę, ze warto wziąć ten „budżetowy”, a po czasie sobie zainwestować w wymianę osprzętu. Jeśli różnica jest ogromna (np. model budżetowy ma 9rz a ten wyższy 10-11rz to warto rozważyć opcję droższą)..

    Jak widać, jest zbyt wiele czynników.. ;-) a to wszystko może zabić frajdę z jazdy :P

  • Co kto lubi – albo tanio i rzeźba w g… co pare miesięcy i wymiana co roku zjechanych części, albo droższy i wymiana co 3 lata – takie realia.

  • Cześć. Mam rower z lat 50 nie jest rarytas ale jestem z niego zadowolony. Mimo swoich lat ma swoje oryginalne części. Niektórzy mówią że mam stary rupiec. Mam jedyny swojej klasie i jestem z niego zadowolony.

    • Stary rower też ma sens. Mam taki na dojazdy z domu do dworca. Po dwóch skradzionych rowerach z miejsca z tzw. monitoringiem i policją wyspecjalizowaną w olewaniu drobnych spraw, stary sprawny rower jest wybawieniem na krótkie codzienne przejazdy. Niech Ci służy kolejne 60 lat!