10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym

W sklepach rowerowych można czasem trafić na osoby, które chyba minęły się z powołaniem. Osoby, którym bliżej do „typowego szwagra” (tutaj znajdziesz 10 złotych rowerowych myśli szwagra), niż do pasjonata kolarstwa. Ogólniki, mity, naciągane pół-prawdy, mówienie wszystkiego byle tylko wcisnąć to co ma się w magazynie – tego możecie spodziewać się po wielu sprzedawcach. Oczywiście nie wszystkich, mam nadzieję, że jest to tylko drobny ułamek ogółu. Hej, zdaję sobie doskonale sprawę, że nikt nie jest Alfą i Omegą. Ani tym bardziej chodzącą rowerową encyklopedią. Ja z rowerowej wiedzy jeszcze nie wiem nawet połowy tego, co chciałbym wiedzieć. Ale bardzo się staram nie przekazywać nikomu, a już w szczególności Wam – totalnych bzdur. A jeśli nawet mi się zdarzy, to szybko się poprawiam i nie grzeszę więcej :)

Większość tych „ciekawostek” pisaliście do mnie w mailach, albo w komentarzach na blogu. Wybrałem dziesięć, choć z pewnością macie jeszcze w zanadrzu trochę opowieści. Śmiało dzielcie się nimi w komentarzach. Nie chciałbym tylko, by skończyło się to na atakach na konkretne sklepy rowerowe, tak więc proszę w miarę możliwości o niepodawanie nazw sklepów/serwisów. No to lecimy :)

Co można usłyszeć w sklepie rowerowym
fot. Bruce Turner

„Mądrości” ze sklepu rowerowego

1. Hamulce tarczowe są lepsze, ponieważ w V-brake trzeba co roku wymieniać linki i klocki, a w tarczówkach dopiero po kilku latach.

Jak rozumiem w hamulcach tarczowych klocki się nie zużywają? Wszystko zależy od stylu jazdy, jakości klocków, a nie do końca typu hamulców. Również wymiana linek hamulcowych w szczękowych V-brake co roku brzmi bardzo dziwnie. Ja wymieniam je średnio co trzy lata i myślę, że wytrzymałyby jeszcze ciut więcej czasu. Przy intensywnej jeździe w terenie czy błocie, częstsze wymiany są konieczne, ale mówiliśmy tutaj o rowerze do rekreacyjnej jazdy.

2. Dla kobiet lepsze są koła 26 cali.

To jeden z większych mitów, często przywoływany przez czytelniczki w komentarzach dotyczących zakupu roweru. Rozmiar kół w rowerze (w stosunku do wzrostu) ma największe znaczenie jedynie w skrajnych przypadkach. Kobieta czy mężczyzna o wzroście 150 cm myślę, że faktycznie pewniej się będzie czuć na rowerze z kołami 26 cali, czy nawet 24 cale. Na przeciwnym biegunie są osoby o wzroście 195 cm i więcej, dla których lepszym wyborem będą rowery z kołami 28 lub 29 cali. Ale pomiędzy osobami niskimi i wysokimi, dobór rozmiaru kół powinien opierać się na naszych potrzebach i wygodzie, a nie płci. A najistotniejszą sprawą jest odpowiedni dobór rozmiaru ramy do długości nóg i wzrostu.

3. Wysokie kobiety (powyżej 175 cm wzrostu) lepiej gdy będą kupować rowery z męską ramą.

Tak się zastanawiam, jaki rower chciał wcisnąć sprzedawca, naszej dość wysokiej czytelniczce :) Niestety prawdą jest, że wysokie kobiety mają trochę gorzej, jeśli chodzi o wybór rowerów z dużą, damską ramą. Jeszcze w rowerach górskich nie jest tak źle, bo często da się znaleźć rower w którym górna rura mocno opada. Ale np. męskie rowery trekkingowe zazwyczaj mają prawie poziomą górną rurę.

Co w takiej sytuacji ma zrobić wysoka pani, która chciałaby od czasu do czasu przejechać się na rowerze w sukience? Albo nie lubi wskakiwać na rower? Według tego sprzedającego, chyba lepiej żeby zapomniała o jeżdżeniu rowerem :(

Moim rozwiązaniem jest zbadanie rynku. I wyszukanie roweru np. Scott Sub Sport Lady (trekkingowy), który jest produkowany w rozmiarze 20,5 cala. Albo Maxim Stromholm w rozmiarze 21 cali. Akurat ten drugi jest rowerem miejskim i tutaj jest zdecydowanie łatwiej, ponieważ są to często rowery typu unisex i łatwiej o duże rozmiary.

Poza tym dodam jeszcze tylko, że „męska” i „damska” rama to kwestia nazewnictwa. Każdy niech jeździ na takiej, na jakiej mu wygodnie. I niech wzrost tego nie warunkuje.

4. Czy gdy nie ma amortyzatora, to pękają przednie widełki? Takie słowa usłyszałem w sklepie-serwisie rowerowym.

Zapewne po skoku z kilku metrów może się tak nieszczęśliwie zdarzyć. Zwłaszcza na rowerze turystycznym :) O wadach i zaletach sztywnych widelców pisałem już na blogu. A od siebie dodam tyle, że w rowerach szosowych nie ma amortyzatorów, wszyscy żyją, a widelce jakoś nagminnie nie pękają. Wszystko zależy od potrzeb i zastosowania, ale jeśli myślisz o jeździe rekreacyjnej lub szosowej/miejskiej/turystycznej to sztywny widelec da Ci niższą wagę roweru, mniejsze straty energii włożonej w pedałowanie i (zwłaszcza w porównaniu z tanimi amortyzatorami) dużo mniejszą awaryjność.

Na pewno zdarzają się sytuacje gdy widelce pękają. Pękają również ramy, obręcze kół czy wsporniki siodełka. Ale są to sytuacje na tyle rzadkie, że nie warto się tym przejmować. Jeśli tylko użytkujesz rower zgodnie z jego przeznaczeniem, nie musisz się obawiać o pękanie jego elementów.

5. W serwisie powiedziano nam, że rower z internetu musi być złożony w serwisie, bo inaczej traci gwarancję. Co najlepsze powiedziano, że koszt dokręcenia tego w serwisie to 200 zł! Przyznano, że po to żeby się nie opłacało kupować przez internet.

Cóż, jest to typowy przykład zdzierania pieniędzy z klienta (200 złotych za przygotowanie roweru???). Oraz straszenie zakupami w internecie (czytaj: kup u nas i przepłać). Większość dobrych internetowych sklepów rowerowych przygotowuje rower do jazdy przed wysyłką. Po otrzymaniu roweru wystarczy przykręcić kierownicę, założyć koła, przykręcić pedały i można jeździć. Są to czynności, które każdy może zrobić w domu dysponując kluczami imbusowymi i płaską piętnastką.

Zazwyczaj trzeba tylko zrobić przegląd gwarancyjny po kilkuset kilometrach, najlepiej w autoryzowanym serwisie (choć o zasadność takiego przeglądu toczyła się burzliwa dyskusja w podlinkowanym wpisie). Poza tym, między nami mówiąc – wiecie gdzie możemy sobie wsadzić gwarancję na rower :) W przypadku ewidentnych błędów w produkcji oczywiście bardzo się przydaje. Ale większość ew. usterek serwis zrzuci na zużycie sprzętu albo uszkodzenie mechaniczne.

Poza tym porównajcie sobie ceny w internecie z tymi w sklepach. Często różnice są kolosalne. Inna sprawa, że ceny internetowe to dobry początek negocjacji w stacjonarnym sklepie rowerowym.

6. W dobrym serwisie rowerowym w moim mieście dowiedziałem się, że nowego łańcucha nie powinno się smarować, ponieważ ten preparat nałożony fabrycznie jest naprawdę dobrej jakości i warto, żeby łańcuch trochę na nim popracował.

Moim zdaniem nie jest to prawda. Nigdy nie wiadomo ile czasu łańcuch spędził w magazynie i czym tak naprawdę jest pokryty. Lepiej dobrze go wyczyścić i nasmarować swoim, sprawdzonym smarowidłem.

Sklep rowerowy
fot. Vince Alongi

7. Z kartonem też bywa różnie, w sklepie X z Wrocławia krzyknęli mi 80 zł za używany karton! W sklepie Y karton dostałem GRATIS.

Ten podpunkt chyba nie wymaga komentarza. Zrozumiałbym „skasowanie” kogoś na przysłowiowe 10 złotych za fatygę. Ale 80 złotych za karton? Dobry żart. Mamy oczywiście wolny rynek, ale sprzedających powinna cechować też odrobina przyzwoitości. Takie kartony są najczęściej w sklepie zupełnie niepotrzebne. Przyjeżdżają w nich rowery, a potem nie ma co z nimi zrobić.

8. Pan w rowerowym mi dziś powiedział, że to nieistotne czy kupię rower z ramą 18, 19 czy 20 cali, bo różnice są minimalne.

Gdyby to nie miało znaczenia, to producent nie robiłby różnych ram. Po to się je produkuje, by każdy mógł sobie dobrać ramę pod siebie. Zgodzę się, że różnice nie będą olbrzymie. Ale zawsze warto przejechać się na rowerach o dwóch rozmiarach ram, by wybrać ten bardziej pasujący. No chyba, że ktoś długością nóg i wzrostem pasuje idealnie do konkretnego rozmiaru ramy.

W tym wypadku podejrzewam, że sprzedający miał jeden rozmiar ramy tego roweru i chciał go wcisnąć kupującemu.

9.  Jeden ze sprzedawców powiedział, że koła 26 cali będą znacznie lepsze na mieszane wycieczki (asfalt i leśne drogi) aniżeli 28 cali.

O rozmiarze kół napisałem sporo w punkcie drugim. Do amatorskiej, rekreacyjnej jazdy rozmiar kół nie ma większego znaczenia. Oczywiście – większe koła lepiej się toczą i są naturalniejszym wyborem na asfalt i dalsze podróże. Co nie znaczy, że będą sobie źle radzić na leśnych drogach. Czego koronnym przykładem są święcące triumfy rowery górskie z kołami 29 cali. Czyli jednak można :)

10. Łańcuchy i kasety Shimano różnią się twardością materiału z jakiego są wykonane. Nie można do droższej, twardszej kasety kupić tańszego, miękkiego łańcucha – ponieważ kaseta zniszczy łańcuch.

Jest to bardzo powszechny mit, sam też go słyszałem w jednym ze sklepów. Tylko że nikt nie potrafi wskazać ani dokumentów od Shimano, które by to potwierdzały, ani żadnych wiarygodnych testów. Pisałem o tym w 2013 roku i dyskusja bardziej zeszła na trwałość łańcuchów oraz kaset, a nie na zużywanie jednych elementów przez drugie. Samo Shimano podaje, że komponenty z niższych grup można mieszać z tymi z wyższych.

W każdym razie mit o zużywaniu „miękkich” podzespołów przez „twarde”, jest moim zdaniem taką samą bajką, jak twierdzenie, że do roweru trzeba dokupić zabezpieczenie za 10% jego wartości.

A tu jeszcze 8 rowerowych mitów, które obalałem na wyjeździe w Londynie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

Macie swoje historie? Piszcie! Pośmiejemy się razem z miejskich legend i niezwykłości :)

 

Podobne wpisy w temacie rowerowych mitów:

1. 20 rowerowych mitów

2. 10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym

3. 10 rowerowych „złotych” myśli

4. Mit tylnej przerzutki

5. Ile powinno kosztować zabezpieczenie roweru (i dlaczego nie 10% jego wartości)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

281 komentarzy

  • Ad. 6
    Moim zdaniem lepiej przesmarować, ponieważ tak jak piszesz – nie wiadomo jak długo leżał w opakowaniu, a poza tym łańcuchy pokrywane są smarem konserwującym, który niekoniecznie nadaje się do jazdy, bo jego rolą jest konserwacja a nie smarowanie ogniw.

    Pozwolę sobie przytoczyć ciekawą historyjkę, która kiedyś mi się przytrafiła. Poszukiwałem klocków hamulcowych do szosy. Poszedłem do sklepu, gdzie mają sporo części szosowych i krzyknęli mi 90 złotych! Tak, za dwa klocki do roweru, niejedne samochodowe są tańsze. Zapytałem czy nie ma tańszych. Nie było, więc oczywiście podziękowałem. Ale 100 metrów dalej był mały sklepik rowerowy, poszedłem i dokładnie te same klocki, tego samego producenta, w tym samym opakowaniu – uwaga….12 złotych!!!

  • Mnie zawsze wkurza niezrozumienie, że rower powinien być pochodną funkcji którą będzie wykonywać, a to definiuje jego wygląd i osprzęt.

    Rower miejski typu holenderskiego miałem już parę lat temu, zanim rozpoczął się boom na nie i ile się nasłuchałem, że rower ważący 20 kilo jest za ciężki, 3 biegi to za mało, po co te osłony – zwiększają jedynie wagę, kierownica typu motylek powoduje nienaturalne skręcenie ramion, szerokie siodełko będzie jedynie powodować odparzenia. Teraz już jest lepiej, ale i tak co do bardziej wyrafinowanych rzeczy nie ma co wchodzić do „ogólnych” sklepów rowerowych, bo dowiem się że podkowa na tylne koło jedynie zwiększa masę, etc.

    Z drugiej strony farmazony na ten temat zdarza się wypowiadać osobom, które wydawałoby się powinny być guru rowerowym, vide Włoszczowska o trekkingach http://polskanarowery.sport.pl/msrowery/1,105121,7651724,Jaki_rower_wybrac_doradza_Maja_Wloszczowska.html

    Za to do dziś w sklepach dowiaduję się, że rama stalowa koniecznie musi być cięższa od aluminiowej. Otóż mam rower na stalowych rurach Reynoldsa, którego rama (57 cm) wraz widelcem waży nieco ponad 2 kilogramy i nie jest to bynajmniej rama wyczynowa. Ot, lepszej klasy rama „dla ludu”. Co ciekawe o ile w serwisach, zwłaszcza wśród serwisantów starszej daty to oczywistość, to dla sprzedawców w sklepach już nie.

  • Odnośnie łańcuchów – mi tydzień temu, gdy chciałem kupić smar do łańcuchów, gość powiedział że łańcuchów przecież NIE smaruje się smarem tylko czymś w sprayu, np wd-40. Odpowiedziałem mu, że wd-40 to prędzej do konserwacji/ czyszczenia łańcucha i w końcu smar zamówiłem przez internet.

  • Hm, co fakt to fakt. Kilka z tych rzeczy słyszałem. Ale do tego jest jeden który pamiętam do dziś. Poszedłem do sklepu rowerowego po błotniki do roweru. Wybrałem sobie konkretny model w sieci i poszedłem do sklepu go kupić. Sprzedawca jednak uparcie próbował wcisnąć mi szersze. Jego argumenty oprócz mniejszego chlapania (choć przeze mnie wybrany ładnie zakrywał koło) podał zniewalający argument.

    Otóż sprzedawca tłumaczył mi, że podczas słonecznej pogody opony w rowerze się nagrzewają i często pękają. Dlatego szerszy błotnik będzie lepszy, bo rzuca więcej cienia na oponę i wobec tego opona mi nie pęknie na słońcu. Hm… w efekcie wybrałem inny sklep w którym sprzedający wiedział co mówi.

  • Coś mi nie gra z tym smarem na nowych łańcuchach. Myślę, że chodziło Panu raczej o tańsze łańcuchy, które niekiedy umoczone są kropelką oliwy, która w zasadzie po zamontowaniu łańcucha zastaje nam na rękach. Tymczasem, gdy sięgniemy na wyższą półkę, okazuje się, że możemy kupić łańcuch z rewelacyjnym smarem, który pozwala spokojnie zrobić ładną trasę.

    Ten mit o szybkim smarowaniu zapewne wziął się z zapleczy pazernych punktów serwisowych, gdzie mało świadomym klientom jedną usługę rozbija się na kilka drobnych, a za każdą każe płacić. I tak wymiana łańcucha – 10 zł, wymiana linek przerzutek – 5 zł, ustawienie przerzutek – 5 zł, no i nasmarowanie następne 5 zł. Gdy wrzucimy do tego koszta wymienionych podzespołów wychodzi skromna dniówka.

    • Ten smar nałożony fabrycznie nie jest do jazdy, tylko do magazynowania. Jego zadaniem jest między innymi zabezpieczenie antykorozyjne łańcucha. Ona posiada właściwości smarne i to bardzo dobre, ale jego mankamentem jest to, że jest bardzo lepki i łapie brud jak magnes. Producenci zalecają usunąć ten smar po założeniu łańcucha i nałożyć właściwy smar do jazdy.

  • Hmmm. No muszę się przyczepić ;-)

    Punkt 10.
    Kasety są wykonywane z różnych materiałów. Na przykład alivio to stal, a xtr to aluminiowy pająk i tytanowe koronki. Twierdzisz, że ich twardość jest taka sama?
    A łańcuchy? Tak samo: deore to stal cynkowana, a xtr to stal niklowana. Tak więc też będzie inna twardość.
    A zużycie będzie wynikało bardziej z dopasowania elementów niż twardości. W końcu gdy przyjrzysz się poszczególnym elementom z innych grup to są one inaczej profilowane. Tak więc zestaw mieszany nie będzie pracował tak idealnie jak zestaw złożony z tej samej grupy. A więc któryś element będzie się zużywał szybciej. Pytanie brzmi: który?

    Punkt 5.
    Piszesz, że w domu wystarczy przykręcić kierownicę, założyć koła, pedały i do tego wystarczy kilka imbusów i klucz 15.
    Jakoś nie wyobrażam sobie przykręcania kierownicy w nowoczesnym rowerze bez klucza dynamometrycznego. A to ustrojstwo niestety nie jest podstawowym wyposażeniem domowej skrzynki narzędziowej. Więc większość będzie miała problem z poskładaniem roweru w domu.
    Natomiast utrata gwarancji z powodu składania w domu to jakaś bzdura.

    Punkt 1.
    Z mojego doświadczenia wiem, że klocki w v-kach zużywają się kilkakrotnie szybciej niż w tarczówkach. W v-breakach wymieniałem klocki przynajmniej raz w sezonie, w tarczówkach po dwóch, a ostatnio nawet po trzech (kupiłem takie z wyższej półki :-) ). Natomiast co do linek to w tarczach nie mam linek tylko przewody hydrauliczne których wymieniać nie trzeba. Olej zmieniam przynajmniej raz na sezonie. W v-kach linki zmieniałem chyba po trzech…
    I to chyba tyle :-)

    Pozdrawiam

    • Klucz dynamometryczny jest potrzebny, według mnie, wyłącznie do przykręcania elementów karbonowych. Nie widzę żadnego uzasadnienia żeby nie móc się bez niego obyć przy elementach aluminiowych. Nigdy, przez dziesiątki lat nie udało mi się zgnieść elementów aluminiowych. Natomiast po tym jak zgniotłem karbonową sztycę podsiodłową przy dokręcaniu, kupiłem klucze dynamometrzyczne i stosuję je do karbonu.
      Nie wiem jak szybko zużywają się klocki w tarczówkach, bo takowych nie posiadam w ani jednym z posiadanych przeze mnie sześciu rowerach. Klocki w v-breakach i szosówkach z hamulcami obręczowymi wymieniam nie częsciej niż raz w roku. Głównie po wielu tygodniach ostrych górskich zjazdów i to głównie z przodu. Jednak od czasu jak stosuję klocki do mokrego z przodu lub trójfazowe z tyłu wymieniam je obecnie niezmiernie rzadko. Koszt rzędu 30-80 zł rocznie w zależności od klocków i roweru.
      A czy możesz zaprzeczyć że koszt odpowietrzenia hydraulicznych tarczówek i wymiany oleju jest równy kosztowi nowych hamulców w związku z czym większość serwisów ich nie serwisuje tylko po roku wymienia na nowe? Taki koszt w zależności od hamulców to koszt rzędu 5-10 razy koszt wymiany klocków w v-breaku.
      O kosztach rocznych utrzymania fulla MTB też się niechętnie mówi. Ale każdy z kim rozmawiałem, zarówno użytkownicy jak i serwisanci, twierdzi że koszt serwisu nigdy nie jest niższy niż 700-1000 zł rocznie.
      Ergo? Jesli nie musisz mieć roweru z zaawansowaną hydrauliką i nie chcesz się narażać na wysokie koszty, pozostań przy mechanice. A jak się ścigasz to oczywiście liczy się każdy gram, komponent i koszty rosną niebotycznie. Ale ściga się jakieś 1% rowerzystów.

      • koszt odpowietrzenia i zalania tarczówki u mnie to 40 zł . Faktem jest ze jeśli kupimy sobie jakieś tanie tektury za 100 zł to wymiana oleju, odpowietrzenie i wymiana klocków jest nie opłacalna bo dokładając mniej więcej 20-30 zł mamy taki nowy hamulec. Ale nie widzę żadnego sensu po roku wymieniać hamulec. Tak jest z każdym sprzętem nie tylko w rowerówce ze jak kupujesz coś najtańszego to nie opłaca się tego naprawiać tylko kupić nowe.

        • Tylko że komplet porządnych hamulców Deore kosztuje 25 Euro czyli jakieś 100 zł. A ile kosztuje komplet hamulców tarczowych podobnej klasy? I po co one komuś w rowerze nie służącym do ścigania lub ekstremalnej jazdy? Ponad 90% ludzi jeździ po szosie lub lekkim off-roadzie. Do takiego zastosowania hamulec hydrauliczny nie jest do niczego potrzebny. Właśnie składam pierwszą przełajówkę z mechanicznymi hamulcami tarczowymi. Okazuje się że już na początku jest pod górkę bo najtańsze sensowne hamulce (Avid BB7 lub Hayes CX5) kosztują rzędu 100 Euro za parę czyli 4 razy więcej. Do tego dochodzą niestandardowe koła pod tarczówki które też tanie nie są. Cała sytuacja z tarczówkami jest bardzo korzystna dla producentów namawiających wszystkich na zmianę na tarczówki dzięki czemu napędzana jest cała branża. Nawet w dziecięcych rowerach znajdziesz teraz tarczówki. Po co? Po to żeby kupowali kolejne rowery na tarczówkach bo hamulce obręczowe są niemodne i nie cool itd. Kompletna bzdura. Dobrze jest się przyjrzeć jakie rowery i komponenty są najczęściej sprzedawane w niemieckich sklepach. Niemcy są oszczędni i kupują to co długo służy, jest wysokiej jakości i ma niski koszt serwisowania. Dlatego najpopularniejsze są tam rowery z v-breakami, na kołach z porządnymi piastami, klasy Deore lub wyższej, na porządnych obręczach 36-otworowych, podwójnie oczkowanych ze szprychami stalowymi 2mm. A u nas? Albo taniocha albo wszystko super wycieniowane i szybko ulegające awarii. I to jest ta różnica w podejściu.

  • Dementuję. Mam męską ramę i daję radę w sukience. Ona ma tylko rozcięcie z przodu i tyłu ;) A tak na serio, wysokiej kobiecie może być trudno, o ile kupi za mały rower. Mam starego holendra 28 cali z duuużą ramą i jest idealny (mam 178cm wzrostu). Za to z góralem ciężej. Kupiłam ramę do wzrostu. Pech, że mam długie ręce i wyszło w praktyce po latach, że jest o rozmiar za mała (na dłuższych dystansach zaczęłam miec problemy z kręgosłupem). Więc cuduję ze sztucznym wydłużaniem za pomocą fajki, czyli tego ustrojstwa mocującego kierownicę. Bo teraz ramy do górala chromomomolibdenowej nigdzie nie dostanę, a waga roweru to u mnie priorytet.

    I nie widzę nic złego w mówieniu, że kobietom się lepiej jeździ na 26. To nawet nie kwestia rozmiaru ile wagi. Rowery 26 calowe są zazwyczaj lżejsze od 28. A jeśli doliczy się, że damki zawsze są cięższe, bo geometria damskiej ramy tego wymaga, 28 calowy trekking czy holender to naprawdę kupę żelastwa do dźwigania.

    Co do reszty – nigdy nie słyszałam podobnych głupot w sklepie, być może dlatego, że po kilku zdaniach delikwent wiedział, że się na tym znam. A że się nie znam wcale, to już inna para kaloszy, ale umiem robić dobre wrażenie. Głównie dlatego, że mój brat przetarł za młodu chyba wszystkie szlaki w warszawskich sklepach i widziałam już tyle możliwości kombinowania z rowerem, że pewne rzeczy są dla mnie oczywiste. Np. to, że po zakupie roweru kosztującego mniej niż 1,2 tys. zł trzeba od razu wymienić felgi na wzmocnione i osprzęt na przynajmniej acera, a najlepiej na alivio. Takie minimum, żeby jeździć. A przy okazji wymienić też tylną piastę, skoro już zaplatamy koła od nowa. I korbę, żeby pasowała do nowego osprzętu. Szprychy też nie zawadzi brać lepsze. Niedrogie firmówki mają domyślnie montowany straszny szajs. Chyba że startujemy z rowerem za 3k, ale wtedy to chyba lepiej składać od zera. Taniej wyjdzie.

    Cała reszta jest kompletnie nieistotna. Do smarowania to coś z czerwonym, chyba że strasznie się zamuli, to to coś z zielonym. Łańcuch mam niezmieniony od 4 lat, w serwisie już w zeszłym roku mówili, że daleko na nim nie zajadę, bo mam zdartą korbę. Przejechaliśmy z Pradziadkiem od tamtej pory 5 tys. km. Trochę rzęzi, ale póki jedzie, póty się nie przejmuję. Pewnie się zbiorę wymieniać cały przód na jesieni, kto wie czy i nie suport.

    W ogóle ten cały sklepowy tete a tete do mnie nie przemawia. Kto rozmawia ze sprzedawcą? Idzie się do sklepu najlepiej z kimś, kto dłużej jeździ i się zna. Sprzedawca nigdy do końca nie będzie wiarygodny, bo nie ma w tym interesu. Już prędzej koleś z serwisu (nie ten co przyjmuje tylko ten co wiemy, że rzeczywiście grzebie), ale i z nim też trzeba uważać i nie podejmować decyzji pochopnie.

  • Ostatnio byłem w paru sklepach rowerowych rozglądając się za szosą i wszędzie, czy to Trek, Cannondale, czy Scott – wszędzie wciskali rowery na węglowych ramach, mimo że wyraźnie zaznaczałem, że max na co mnie stać to alu i 10s tiagra.
    Panie, karbon to sam pojedzie normalnie, będzie Pan jak ten, no Kwiatkowski drugi, albo inny Contador.

  • Co do 3miejskich „salonów”….mieszane uczucia mam,…..gbury nadęte. Polecam sklep w Kartuzach.Byłem własnie wczoraj.Spedziłem prawie godzinę na pogawędce.Mimo ze wiedzieli od razu że nic nie kupie i wygladam na „turystę” przelotem,dostałem wykład na kilka tematów.Bardzo fajni ludzie. Polecam wszystkim odwiedzającym Kartuzy.
    //”Cross Bike” Sklep Rowerowy Kazimierz Gieryszewski
    adres:83-300 Kartuzy, ul. Gdańska 29 tel:58 681-44-37 //

  • Niestety nie mogę zgodzić się z dwoma sprawami. Oryginalny olej, jakiego używa Shimano w swoich łańcuchach (przynajmniej w Deore, bo tylko takie miałem okazję używać) jest bardzo dobry i bezsensem wg mnie jest kupowanie łańcucha, wymywanie oleju oryginalnego i zalewanie swoim. Wręcz chętnie dowiedziałbym się jakiego używa Shimano bo jest naprawdę ok i sam bym go kupował.

    Nie wg mnie, ponieważ jeździłem tylko na klasie osprzętu Deore, ale kilku znajomych ścigantów dysponujących klasą XT i XTR nie wyobraża sobie by jednym napędzie jechać 12-13kkm, a tyle ja wyciągam. Od razu napomknę, warunki może i się różnią (zapewne oni przykładają większą siłę do napędu) ale nieznacznie. Oni za to o wiele bardziej dbają o rower, a mój przez 20 dni potrafi leżeć na deszczu obok namiotu, jeździć po plaży itp. Siłę w terenie też zdarza mi się przyłożyć…

    • Problem ze smarem fabrycznym nie leży we właściwościach smarnych, które akurat w tym przypadku są bardzo dobre, ale chodzi o to, że smar fabryczny jest gęsty i lepki, szybko zbiera bród. To dlatego należy się go pozbyć i nasmarować olejem przeznaczonym do jazdy. Smar fabryczny jest używany jedynie w celu magazynowania.

      • Ja jak zakładam nowy łańcuch (Ultegra lub XT), to przed jazdą mocno go przecieram szmatą i wszystko jest ok, nie lepi się z zewnątrz, na Ultegrze można przyjechać ok 450km.
        Później czyszczenie (odtłuszczasz + spłukać), suszenie, smarowanie (ja daję jedną kroplę na każde ogniwo), odstawiam na noc i przed pierwszą jazdą znowu dokładnie przecieram łańcuch, później po pierwszej jeździe też warto – nie skrzypi przez przynajmniej 400km

  • @Mikus – to w sumie bardzo dziwne, bo u oficjalnego dystrybutora na Polskę są właśnie po 76,9 zł: http://velo.pl/czesci/opony-i-szytki/panaracer/stradius-sport

    Pewnie leżały w sklepie już tak długo, że zapomnieli po ile je kupili :)

  • A właśnie sobie też fajną przygodę przypomniałam, postanowiłam kiedyś połazić po serwisach w poszukiwaniu dobrego zabezpieczenia, tak zwanej linki. I na prawdę, ogromnie żałuję, że nie nagrywałam pewnego młodego człowieka który strasznie chciał mi sprzedać linkę zabezpieczaną 4 cyfrowym kodem, koszt – 30 zł.

    Kupiłam z ciekawości bo klucze bywa, że gubię. Miliony kombinacji, brak kłódki, klucza, kod znany tylko mi, łatwe w użyciu, bla bla bla…. w domu zabawiliśmy się z narzeczonym – ja w tajemnicy ustalam kod, a on na czas go odszyfrowuje i otwiera. I na zmianę. Takie zabawy. Rekord – minuta pięć. Linka dołączyła do kolekcji gier planszowych i karcianych, takie tanie, a ile zabawy może dać człowiekowi :D

  • @Marek – ktoś potrzebował kartonu na rower. Domyślam się, że albo chciał go wysłać, albo gdzieś przetransportować. Takie kartony bardzo często w sklepach rowerowych są po prostu odpadem i nie ma co z nimi robić. I jeśli pojawia się chętny na takie pudło – to może je dostać gratis i jeszcze sprzedający się ucieszy, że pozbył się problemu.

    @Tomek – myślę, że generalizujesz i to zupełnie niepotrzebnie. Łańcuch wymienia się, gdy ten się rozciągnie (no, chyba, że jeździ się na systemie trzech łańcuchów). Jak ktoś mało jeździ, to może wymieniać i co cztery lata.

    Jeśli chodzi o linki hamulcowe, to moje może nie działają jak nowe ze sklepu, ale spokojnie dają radę. Nie mają negatywnego wpływu ani na „ociężałość” ani na komfort jazdy.

    Nie mówię o tym, że znam takich, którzy mają rower 10-15 lat i linki są jeszcze oryginalne. I takie chodzą już bardzo ciężko.

    W każdym razie jeśli musisz zmieniać linki co 3 tysiące kilometrów, to po prostu nieźle je katujesz, innej przyczyny nie widzę :)

    @Alicja – cóż, sprzedawca zawsze chętnie sprzeda nowy rower. Chociaż powinni to czasem sugerować dyskretniej. Albo nic nie mówić i cieszyć się, że zarobią na częściach i ew. serwisie.

  • Znam przypadek gdzie gość w sklepie rowerowym wcisnął gościowi o wzroście 175 cm, rower szosowy z ramą 49 cm. Zrobił to dlatego, że rower stał już bardzo długo na sklepie…

    „Pan se sztycę podniesie do góry i będzie dobrze, gwarantuję…”

    Wszystko dla pieniędzy…

    • Dodam tutaj swoją historyjkę. Kupując rower (przez internet), wysłali mi złą ramę; prosiłem o 19″, otrzymałem 17 cali. Przez telefon usłyszałem, że mogą mi dosłać dłuższą sztycę i wtedy też będzie okej. W efekcie czekałem miesiąc na przysłanie dobrego roweru, ale się doczekałem ;)

  • Mnie w małym sklepie/serwisie próbowali wcisnąć Panaracery stradius sport po 140 zł sztuka twierdząc że to jest „zwijanka”. Jak powiedziałem że taka sama w internecie jest po 70 zł i ten model który dostałem ma stalową linkę to uwaga „Mógł pan pomyśleć że chcemy pana oszukać ale taką mamy cenę katalogowa”. Ale w końcu znajdą jakiegoś frajera.

  • Ja poszłam ostatnio tylko wyprostować tylne koło , a dowiedziałam się, że TYM rowerem już nie ma co jeździć, on się do wyrzucenia nadaje, teraz modne są miejskie ( bleee ) i powinnam zainwestować w taki jak oni proponują, bo całkowita naprawa mojego ( bo zaraz znaleźli jakieś rzeczy które wymagają naprawy ) będzie warta podobnie jak kupno nowego u nich… i w sumie powiedziano mi tak w trzech najmodniejszych serwisach w mieście W czwartym w końcu trafiłam na konkretnego gościa który mi pomógł normalnie i bez wciskania. Dodam, że rower bez problemów jeździ od wielu lat, fakt, że to już wiekowy „góral”, nie zawsze przerzutki wchodzą jak trzeba, tylna opona już najlepsze czasy ma za sobą, ale działa, jeździ, trzeszczy tylko siodełko, robi czasem nawet około 50 km dziennie i jest zadbany. Gdyby nie to, że na rowerze jeździć zaczęłam zanim nauczyłam się chodzić to może i bym im uwierzyła.

    Mam jeszcze jeden, on wymaga wymiany supportu i czeka na swoją kolej. Ale uważam, że skoro mam dobrą ramę, proste widły, kierownicę, działające hamulce i przerzutki, kręcące się koła i dzięki niemu dostaję się do pracy o 30 minut szybciej niż tramwajem to nie będę go wyrzucała tylko dlatego, że jakiemuś geniuszowi się wydaje, ze się nie opłaca od czasu do czasu go podrasować. Pozdrawiam wszystkich co kochają swoje dwa kółka :D

    • Witam. Jestem Alicjo pozytywnie zaskoczony dzięki Twojemu zdrowemu podejściu do sprawy dwóch kółek. Niezbyt często się zdarza aby ktoś traktował swój rower jako coś więcej niż rzecz. Pozdrawiam

  • linek nie wymieniałeś przez 4 lata? :P współczuje xD minimalny koszt, a podstawowa czynność. ja przy ~5-7 tys km na sezon wymieniam około 1-2 razy linki i pancerze wszystkie. oczywiście nie ma znaczenia czy kupie linki teflonowe za gruby hajs, czy inne cudawianki – tak samo szybko się rozciągają, przecierają, chodzą ciężej. mam nadzieję, że łańcucha nie polecasz ludziom wymieniać co 4 lata? :D

    wiadomo, co kto lubi, ale jeśli się tego nie wymienia… to potem ludzie się dziwią czemu mój rower jest taki ociężały i niekomfortowy? ano bo trzeba wymieniać podstawowe materiały, dzięki którymi dobrze działa..

    mity niezłe, połowy z nich nie słyszałem, może dlatego że do sklepów zwyczajnie nie chodzę..

    • co ty człowieku piszesz za głupoty pracuje 10lat w fabryce rowerów gdzie dziennie produkujemy 2tys rowerów ja mam rower z firmy której pracuje 7 lat i jakos ani linki ani pancerza nie wymieniałem!

      bardzo duzo zalezy od warunków jazdy czy ktos co dzien jezdzi czy tylko weekendy lub czy tylko w dobrą pogode czy w deszcz tez i jak wyglada przegląd posezonowy czy moze rower wogole jest rzucony i czeka do wiosny a co do rozciagania linki to wystarczy naciagnac obciac i zalozyc nypelek i jazda

      • Większych bzdur to ja ostatnio nie słyszałem ;-). 2000 rowerów dziennie hahaha pochwal się jeszcze, co to za marka, bo zżera mnie ciekawość.
        To, że Ty w swojej popierdółce, przez 7 lat nie wymieniałeś tych części, oznacza tylko, że jesteś niedzielnym rowerzystą albo wykorzystujesz swój rower tylko na dojazdy do pracy i to w dodatku w super pogodę, A może, nie kumasz, o co chodzi z tą zmianą biegów :-).
        Mistrzu od 2000 rowerów, to że inni wymieniają osprzęt częściej, to znaczy, że jeżdżą w trudniejszych warunkach, niekiedy przez cały rok i robią po kilka, kilkanaście tys. km rocznie. Także nie pitol tych głupot, bo aż mi powietrze z koła schodzi, jak to czytam.

        • Przejechałem jednym ze swoich rowerów, trekkingowym z v-breakami, jakieś 50 tys km. Jakieś 95% po asfalcie, głównie w warunkach suchych. Linki hamulcowe wymieniłem raz, kiedy zaczęły się strzępić i nie widzę powodu wymieniać częściej. Natomiast linki przerzutek i pancerze wymieniałem pewnie ze 3 razy, kiedy biegi zaczęły wchodzić lub zrzucać „co drugi”. Może w off-roadzie MTB trzeba częściej (nie wiem, praktycznie nie jeżdżę off-roadem) ale do jazdy głównie po asfalcie i okazjonalnym, lekkim off-roadzie nie widzę takiej potrzeby. Nie wspomnę już że w szosówce, od nowości, przez jakieś 20 tys km nie wymieniałem ani jednych ani drugich ani razu i wszystko pracuje perfekcyjnie.

          • Ja w poprzednim po 2 tys wymieniłem linki w hamulcach i tylnej przerzutce, no ale jak się jeździ po asfalcie to co tam może się zepsuć po za łańcuchem ?

          • Pamiętam pierwszy dzien Transcarpatii 2010. Lało od rana do nocy. Po tym dniu moje klocki z nowych stały się |do wyminy” Linki miałem Gore On ale niektórzy tak dobrze nie mieli. Trudno porównywać trekinga z goralem. Tak samo jak pogodę z warunkami jakie zdarzają się w górach. Nie jeden wtedy mial sporo do wymiany. Przejechaliśmy niecałe 80 km.

    • Oj pierdołki piszesz. Linki się wymienia jak się rozplatają. A co do pancerzy to wtedy jak stwierdzisz jakieś opory czy uszkodzenia mechaniczne.

    • Kiedyś serwisant Włoszczowskiej powiedział, że nie ma lepszego smaru niż smar fabryczny w temacie łańcucha.
      osobiście zmywanie go i nakładanie swojego co z założenia wiadomo, że jest nakładaniem na zewnątrz i co on i w jakiem spenetruje od nas już nie jest do końca zależne uważam za rzecz średnią. Owszem warto wytrzeć bo jak wiadomo np jego zewnętrzna strona udziału w pracy nie bierze a na pewno jest lepka.

      • Ja też usłyszałem od serwisanta, że smar fabryczny jest najlepszy.
        Przecież to nie jest smar do jazdy, tylko konserwacja z przeznaczeniem do magazynowania (m.in żeby łańcuch nie rdzewiał).

  • Kiedyś usłyszałem w jednym z krakowskich sklepów, że rower poniżej 4000zł to nie jest rower ;) naciągaczy wszędzie pełno, trzeba się pilnować i tyle w tym temacie.
    Pozdrawiam

  • Ale się uśmiałam:) Ja dzisiaj byłam w sklepie X i po prostu gdybym nie wiedziała czego chcę i tak dalej, sprzedawcy nie udałoby się mi nic wcisnąć:D Moja mała wiedza przewyższała jego. I jeszcze usłyszałam, że mam brudny rower, wcale nie wycackany, że jeżdżę na męskiej ramie, że w deszczu się nie jeździ, bo szkoda brudzić rower, że marka konkurencyjna i dlaczego nie kupiłam u nich.

    Nie mam jednego jedynego sklepu. Kupuję tam, gdzie jest najtaniej i dana część mi odpowiada. Niektóre sklepy mają ceny z kosmosu. Na takiej samej dętce można zaoszczędzić 10 zł na przykład, a cena linki hamulcowej jaką podał mi jeden pan do mojej starej kozy doprowadziła mnie do ataku śmiechu i wyjścia ze sklepu:)

  • To ja ostatnio musialem tłumaczyć sprzedawcy co to gwint prawy, co to gwint lewy w pedale i w którą stronę powinien kręcić kluczem…. :D

  • Jak widać, nawet sprzedawcy w rowerowych potrafią czegoś nie wiedzieć lub wiedzieć na swój, intrygujący sposób.

  • Broń boże nie twierdze że się nie przydają, ale te pytania serio brzmią dla mnie jak rowerowe ABC z ogólniaka :D Z drugiej strony z Twoim zasięgiem bloga, trafiasz do wszystkich :)

  • Dlaczego na siłę? Myślę, że w wyjaśnieniach do tych „mądrości” przekazałem sporo przydatnej wiedzy. Zwłaszcza dla osób, które nie są zbyt mocno obeznane z rowerami.

    Wierz mi, że dostaję sporo maili z naprawdę podstawowymi pytaniami (i bardzo dobrze, trzeba poszerzać wiedzę). Więc takie wpisy bardzo się przydają.

  • Bardzo lubię Twojego bloga, ale ten post jakiś taki na siłę. Może zależy gdzie się chodzi do serwisów. Ale w dwóch największych salonach w Gdyni/Gdańsku (aby nie wymieniać ich nazw :P) nigdy nie spotkałem się z podobnymi głupotami. Zawsze rzeczowo, konkretnie i miło :)