10 rowerowych złotych myśli

Ten tekst powstał w celach jedynie refleksyjno-humorystycznych. Nie ma na celu obrażenia nikogo, zwłaszcza mężczyzn o imieniu Janusz, a także ich szwagrów. A także szwagrów w ogóle. Bo że szwagier to równy gość, to przecież wie każdy. A że czasami miewa również złote myśli i rady – to przecież posłuchać nie zaszkodzi. Szwagier przecież wszędzie był, wszystko widział i wszystkich zna. Na rowerach też się zna. A co! Przecież to nie może być nic skomplikowanego. Dwa koła, kierownica, siodełko i te, no, dwa (tfu!) pedały ;) I można jechać. A oto garść złotych myśli od szwagrów (jeśli znacie inne, to oczywiście wpisujcie w komentarzach).

1. „Mój rower ma 21 przerzutek! 

Szwagrze, rower ma maksymalnie dwie przerzutki, a Twój rower ma co najwyżej możliwych 21 przełożeń (biegów). A użytecznych ma mniej, ponieważ łańcucha lepiej nie „kosić”. Ale to chyba wiesz, prawda?

2. „A mój rower ma dwa amortyzatory, a twój ani jednego. 2:0 dla mnie!

Tak szwagrze, w trudnym terenie być może tak. Chyba, że masz rower typu „makrokesz” – wtedy w trudnym terenie musisz mi uwierzyć, że moja przełajówka poradzi sobie lepiej :)

Polski Janusz Rowerowy
Polski Janusz – tak mówi się czasami na mężczyznę mającego zdanie na dosłownie każdy temat

3. „Dzisiejsze łańcuchy są tak dobre, że nie trzeba ich smarować.

Taaaak, a Twój samochód jeździ na wodę. I oleju nie wymieniałeś w nim od dziesięciu lat.

4. „Daj no młotek i przecinak. Co? Ja korby nie odkręcę?

Jak wiadomo, bez młota to nie robota, ale nie w tym wypadku. Do korby potrzebny jest specjalny klucz, a cięższym sprzętem jedyne co zrobisz, to ją zniszczysz.

5. „Ty chyba zgłupiałeś! Opony do roweru za 50 zł sztuka? Ja kupiłem do swojego po dyszce!

Czy do samochodu kupiłbyś opony Kingstar albo Achilles? Nie? Dunlop i Continental lepsze? Bo mają lepszą przyczepność i dużo krótszą drogę hamowania, zwłaszcza na mokrym. No, zobacz szwagier, że w rowerach jest tak samo…

6.  „Fałbrejki? Pffff… Mój Yukon GTXY Market Edyszyn ma prawdziwe, porządne hamulce tarczowe!

Spoko, jedne i drugie hamują, prawda? Ale poczekaj trochę, bo rower masz jeszcze nowy. Pojeździsz pół roku to nie dasz rady ich wyregulować. Co? Markowe są? DB to faktycznie jakaś marka jest…

7. „Rozmiar ramy? Co to za fanaberie! To nie ma jednego uniwersalnego?

Zastanówmy się, czy będą się dobrze czuły na tym samym rowerze osoby o wzroście 1,7 m i 2 m…”

8. „Siodełko żeby było wygodne, musi być szerokie, grube i koniecznie żelowe!

Nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Ale to prawda jedynie na krótszych trasach. Dłuższe wycieczki lepiej robić na trochę twardszych siodełkach i niezbyt szerokich – ponieważ na takich jest mniejsze ryzyko odparzenia tylnej części ciała.

9. „Uczę moje dziecko jeździć na rowerze. A gdzie to lepiej robić, jak nie na drodze dla rowerów?

Kolejna wtopa szwagier. Małe dziecko, w dodatku uczące się dopiero jazdy, może wykonywać niekontrolowane ruchy kierownicą. A nie byłoby wskazane, by wpadło komuś pod koła. Do nauki bardziej nadaje się pusty placyk lub równa łąka. Poza tym według przepisów, do dziesiątego roku życia rowerzysta jest traktowany jako pieszy i nie może poruszać się DDR-ką.

10. „Lubię chodzić po drogach dla rowerów.

Ale czemu szwagier, czemu?

Bo mi się lepiej idzie. A poza tym lubię kolor czerwony.

 

Podobne wpisy w temacie rowerowych mitów:

1. 20 rowerowych mitów

2. 10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym

3. 10 rowerowych „złotych” myśli

4. Mit tylnej przerzutki

5. Ile powinno kosztować zabezpieczenie roweru (i dlaczego nie 10% jego wartości)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

27 komentarzy

  • 1b. najważniejsze jest to, żeby rower miał dużo przełożeń!
    Co to za różnica skoro sporo przełożeń i tak się dubluje

  • Co do punktu 4: jeśli masz korbę na kliny, to młotek i mesel [a jeszcze lepiej kawałek rurki lub ciężki klucz francuski] bardzo pomagają… jeśli nie to, to palnik albo opalarka.

    1. Odkręć nakrętkę, by była równo z końcem gwintu na klinie.
    2. Przekręć korbę tak, by była poziomo, z nakrętką u góry.
    3. Potrzebujesz podeprzeć korbę, by siła uderzenia nie przeniosła się na suport, tylko na podłoże lub coś ciężkiego, a jednocześnie klin miał jak się ruszyć. Podłóż klucz pod korbę, by klin znalazł się między szczękami, i trzymaj klucz z korbą – lub podłóż pionowo rurkę, która musi się oprzeć o posadzkę, a klin w otwór.
    4. Teraz wyceluj młotkiem w górną końcówkę klina – z nakrętką. Walnij raz, a dobrze! Bardzo prawdopodobne, że uda Ci się wybić klin… chyba, że się naprawdę nieźle zapiekł. W tym przypadku pomoże jedynie nagrzanie korby, a jeśli i to nie da rady, to trzeba będzie ciąć…

    BTW. Ten Janusz, który jednej Unii przewodniczył, a drugiej nie znosi? ;)

  • Z korbą na kliny to prawda, ale mówmy o tym ciszej, bo jeszcze szwagier usłyszy ;)

    Jeżeli chodzi o jakiekolwiek przewodnictwo, to bardziej stawiałbym na Polską Partię Przyjaciół Piwa.

  • Ja jeszcze słyszałem taką „mądrość”, że powinno się smarować zaciski od kół, bo przecież to na nich obraca się piasta :)

  • Ty znasz mojego szwagra? Bo o tej wymianie oleju w punkcie trzecim to najprawdziwsza prawda! Ale to chyba większość szwagrów tak ma …

  • Odnośnie punktu trzeciego i smarowaniu łańcucha to w jednym z serwisów rowerowych powiedziano mi, że łańcuch należy smarować tylko kiedy zaczyna piszczeć, itp. :)

    • A jeszcze lepiej NIE smarowac tylko przemyc ropa a nadmiar ropy wytszec w bawelniana szmatke. Ropa jest „sucha” z odrobina „natluszczacza” co zapobiega lapaniu brudu a zapewnia odpowiednie smarowanie i konserwacje lancucha,zebatek i calego roweru.
      Wyjatkiem sa rafki,chamulce i miekkie plastiki oraz gumy ropa potrawi je „zjesc” a naoliwione chamulce to wiadomo czym groza :D

  • Ostatnio usłyszałem kilka „dobrych” porad od młodszego kuzyna. Kupiłem nowy rower, górala, i od razu dokupiłem do niego wszystkie przydatne dodatki, typu błotniki, oświetlenie (małe diody) oraz dzwonek (najmniejszy i najprostszy z możliwych). Oczywiście wszystko to powinienem od razu wymontować (w szczególności dzwonek). Dodatkowo powinienem odczepić odblaski, bo po co dodatkowa waga. Przedniej przerzutki też warto się pozbyć, bo tylna wystarczy w zupełności. O komentarzu dotyczącego jazdy w kasku chyba nie muszę pisać:) Pozdrawiam wszystkich rowerowych znawców!

  • 11. „Rower to rower, dwa koła i tyle, kupię sobie dobry za 200 zylów”.
    Takie powiedzonka też słyszałem, ale sam się przekonałem o jakości takiego roweru, kiedy na nim się przejechałem – nie będę opisywał wszystkich niezapomnianych wrażeń bo sporo musiałbym tego wymienić, ale jednym słowem – TRAGEDIA!

    12. „Żeby jeździć w dalekie trasy, trzeba mieć super drogi rower!”
    Kolejna guzik prawda. Takie wypowiedzi świadczą tylko o tym, że człowiek nigdzie dalej nie jechał na rowerze niż po bułki do sklepu. Rower musi być przede wszystkim odpowiednio dobrany, sprawny i wysmarowany!

  • Ad 2.
    A co powiesz na kombinację przednia przerzutka + przerzutka tylna + piasta wielobiegowa z bębenkiem pod kasetę (np Sturmey Archer Dual Drive)? Do tego jedna manetka do obsługi biegów w piaście a do zewnętrznych przerzutek Suntour Ice Shifter?
    Takim oto sposobem mamy rower z trzema przerzutkami ;)

  • Wiem, Złota Łopatka i tytuł archeologa miesiąca, no ale…

    1. Przy 10-11 biegach z tyłu przednia przerzutka rzeczywiście może być zbędna. Prę firm robi rowery w takim układzie, znam też rowerzystów, którzy samodzielnie dokonywali takiej przeróbki.
    2. Owszem, istnieje jeden uniwersalny rozmiar. Część firm robi rowery miejskie w jednym one-size-fits-all rozmiarze 18″. Do tego regulowany mostek i długa sztyca – i rzeczywiście pasuje każdemu od 160cm w górę. Warszawski rower miejski jest dobrym przykładem, że nawet z umiarkowanie długą sztycą i bez tego regulowanego mostka da się jeździć (aczkolwiek przy moim wzroście przydałaby się jeszcze dłuższa sztyca…).

  • Tak, da się na takich rowerach jeździć, ale to są czyste kompromisy. No i to są rowery przeznaczone do jazdy na dystansie kilku, kilkunastu kilometrów. A nie częstszego jeżdżenia, gdzie przydałby się dopasowany rower.

    Wysokość siodełka oraz regulowany mostek to naprawdę nie wszystko.

    • Bez przesady jak ktos nie jezdzi jako amator wyczynowy nie musi miec super dopasowanego roweru. Ja nigdy nie mialem i nie mam nadal roweru pod swoj wymiar amimo to zwiedzilem kawal „swiata” i kilometrow mam w nogach wiecej jak nie jeden kierowca auta. Oczywiscie takie nie wymiarowe rowery sa mniej komfortowe od dopasowanego bicykla ale mozna je regulowac poprzez ustawienie siodelka i kierownicy

      a dzis nawet mostek jest mocno ruchomy wiec nie ma sesu kupowac od razu super hiper sprzetu na wymiar ( jak to czesto sie dzis widzi wsrod laikow rowerowych ) bo i tak sie nie pojedzie jak brakuje techniki, kondycji i doswiadczenia. Mialem okazje jechac kiedys z takim „kolarzem” co to kupil sprzet za ponad 6 tys a nie umial mi dotrzymac kroku przy 35 km/h chociaz ja sie „wleklem” na starym peugocie ( tez szosa ) z lat 80 tych.

      Nie sprzet zrobi z ciebie kolarza ale trening, trening i jeszcze raz trening :D

      • to nie do końca prawda Panie Szefie. Ja większość życia jeździłem na ramie 21 i wydawało mi sie to oki, bo było najbliżej tego idealnego. Ale gdy na dystansie 200 km od 70-tego zmagasz się z nawracajacym co chwilę zanikiem czucia w nogach…;/

        • Dystans 200 km na dzień to nawet dla wytrawnego cyklisty jest sporym dystansem więc o czym tu w ogóle mowa ?
          a pro po to przecież napisałem, że :
          (…) Oczywiscie takie nie wymiarowe rowery sa mniej komfortowe (…).
          Proponuje czytać ze skupieniem i zrozumieniem , dobranoc.

          • Panie Tomie, chyba po prostu mamy różne punkty widzenia. 200 kilo w ciągu dnia to z mojej perspektywy – da się. Na spokojnie, prawie na luzie, chociaż fakt – trzeba do tego odpowiednio podejść; ważne jest po prostu wykorzystanie czasu dnia i wzięcie pod uwagę innych czynników ;) . Natomiast Pana wpis o 35 km/h… nie wyobrażam sobie trzymania takiego tempa dłużej niż kilka(<2-3) minut. Chwilowy zryw – kilkanaście – kilkadziesiąt sekund owszem, chociaż też z trudem. Normalnie u mnie – 16-20 km/h czasem wyjątkowo 26-27(przy MEGA dobrych warunkach), ale znacznie częściej na podjazdach 6-7 do10. Też za Panem mógłbym powtórzyć "o czym mowa?" :) Pozdrawiam również :)

          • Co do prędkości jazdy to licznik oscylował mi miedzy 30 – 40 km/h na dystansie 120 km i w różnych konfiguracjach pogodowo drogowych wiec wypośrodkowałem bo akurat tyle miałem gdy zauważyłem, że „kolarz” mi odpadł.
            Dziś na „góralu” na dystansie ok 26 km a w w całodziennym rozliczeniu 70 – 80 km utrzymuje się w 22- 25 km/h więc utrzymanie 30 km/h na „szosie” nie jest jakimkolwiek wyczynem.

            W kwestii kilometrów
            (…) 200 kilo w ciągu dnia to z mojej perspektywy – da się.(..)
            Jeśli jedziesz średnio 16 – 20 km/h to po optymalnym wyliczeniu jesteś w stanie taki dystans przejechać za dnia tylko raz w roku gdy dzień ma 12 h pełnego światła licząc że utrzymujesz 20km/h non stop.
            20km x 10h = 200km w 10 h …….?!???
            Cosik kalkulator Ci się kolego rypnął albo źle masz skalibrowany licznik i pokazuje Ci bzdury..
            Uwierz mi na słowo jeżeli kręcisz dziennie 200 km i to bez „sprężania się” to twoja średnia prędkość nie schodzi poniżej 26 km/h w innym wypadku nie dałbyś rady przejechać takiego dystansu w ciągu jednego dnia – jest to technicznie niemożliwe.( matematyka )

          • Panie Tomie, mój „dzień” oznacza przedział w którym w ciągu dnia jestem aktywny – a nie literalnie czas od wschodu do zachodu słońca. Uściślając: jeżeli np wyruszam ok 9-10 a wracam ok północy(czyli albo trochę przed, czy nawet trochę po – powiedzmy do dwóch godzin) to dla mnie jest to wciąż „dzień” – czyli jeśli w tym czasie zrobię tę dwusetkę – to dla mnie jest wciąż przejazd dzienny. Może to co napisałem powyżej zostało źle odczytane. Poza tym odczyt dystansu w tym przypadku jest z nawigacji, więc nie ma mowy o złej kalibracji licznika. Dalej – to nie tak, że robię takie dystanse dzień po dniu – jak do tej pory udało mi się to raz, a pisząc że spokojnie i prawie na luzie miałem na myśli to, że jechałem swoim tempem, nie ścigając się z nikim/niczym, za jedyny wyznacznik uznając swoje samopoczucie, robiąc przerwy wtedy gdy potrzebowałem, nawet jedną taką na maksa – chyba prawie trzygodzinną. Ale, z ręką na sercu muszę się przyznać: nie obserwowałem licznika cały czas. Zerkałem na niego tylko, i stąd może moje przeświadczenie o prędkości. Szczerze mówiąc, byłem mocno zaskoczony tym, że zrobienie takiego dystansu jest tak łatwe – wystarczy odpowiednio wcześnie wyjechać, i trzymać się planu czyli jechać do celu. Swoja droga to dystans wyszedł mi przy okazji, bo plan był spróbować przejechać opracowaną wcześniej trasę. A że już od dawna jestem „wyleczony” z prób podejmowania pościgu za wszystkim co porusza się szybciej niż ja, za to jazdę rowerem uwielbiam – reszta wyszła sama z siebie. Ale muszę zerknąć do zapisanego przez GPS śladu, bo w takie prędkości jakie Pan podaje trudno mi uwierzyć – to by było zbyt piękne:) pozdrawiam!!!

          • Aaaa to całkowicie zmienia postać rzeczy :) bo mówiłeś o SWOIM dniu a nie dniu jako „strefie” pory jasnej :))
            Co do prędkości to rozróżniam kilka wariantów
            1 – średnia licznikowa – czyli przedział prędkości jaką mi pokazuje licznik np jadę 23-27km/h to liczę średnią 25.

            2 – prędkość średnia – to całodzienny dystans podzielony przez czas jazdy jaki na to poświęciłem równa sie moja średnia prędkość.
            3 – czas przybliżony na pokonanie danego dystansu – czyli wliczam w to jazdę, postoje, zwiedzanie itp itd i na podstawie tego wiem ile mniej więcej potrzebuje czasu by gdzieś dojechać pozwiedzać i wrócić do domu o przyzwoitej godzinie.

          • Panie Tomie, dla całkowitej ścisłości:

            http://ridewithgps.com/trips/5957812

            tak to u mnie wygląda
            Pozdrawiam

          • Drogi Tukanie, w lato dzień zaczyna się ok. godziny 4:30-5:00, a kończy około godziny 21-21:30, tak więc masz 15-16 godzin na jazdę. Skąd wziąłeś te 12 godzin? :)

          • No dobra tu troszkie sie zapędziłem – ale tak realnie pacząc to nikt ( prawie nikt ) nie wstaje o 5-tej rano by pojeździć na rowerze :)

  • „I oleju nie wymieniałeś w nim od pięciu lat”
    Ja w pierwszym aucie od 12 lat w drugim 9 lat i oba do dzisiaj jeżdżą mimo, że przebieg ponad 400 tysięcy.

    „Dłuższe wycieczki lepiej robić na trochę twardszych siodełkach i niezbyt szerokich”

    I od razu zapisać się do lekarza na leczenie prostaty po 40tce. Ojcem, tez może się nie zostanie.