Pisząc w tytule hasło „jesień i zima”, mam przed oczami głównie temperaturę oscylującą w okolicach zera, marznący deszcz, śnieg albo mokre liście na ulicach. Dla bardzo wielu osób jest to aura nie do przeskoczenia, by wyjść na rower. Nie będę ukrywał, że też nie jestem pasjonatem brnięcia przez zaspy czy jazdy w marznącym deszczu. Ale jesień i zima potrafią być również piękne. Jest sporo takich dni, gdy pogoda się normuje, wychodzi piękne słońce i aż żal siedzieć w domu. Warto wtedy choćby na trochę wyjść na rower.
Przedstawię Wam moje pomysły na to, jak się ubrać w taką pogodę. Ale pamiętajcie, każdy ma inną wrażliwość na temperaturę i jednym wystarczy ciepła bluza, inni do wyjścia z domu będą potrzebowali więcej warstw odzieży.
W jednym wpisie połączyłem jesień i zimę, bo nasz piękny, przejściowy klimat potrafi w październiku zrobić zimę, a w styczniu wiosnę :) Większość odzieży sprawdza się w obie pory roku, po prostu im zimniej, tym cieplej się ubieramy.
Ubieraj się na cebulkę
Podstawowa zasada, znana już od stuleci, to ubieranie się „na cebulkę”. Lepiej założyć kilka cieńszych warstw ubrań, niż jedną grubą. Pierwszy przykład z brzegu – wyszedłem w październiku na rower, gdy za oknem termometr pokazywał osiem stopni na plusie. Ale podczas jazdy słońce zaczęło mocniej grzać i po jakimś czasie temperatura doszła do czternastu stopni. Gdybym miał na sobie grubą, zimową kurtkę, a pod spodem samą koszulkę, to nie bardzo mógłbym ją zdjąć i byłoby mi gorąco. A że miałem na sobie lekką kurtkę, cienką bluzę i cienką koszulkę – mogłem jedną warstwę schować do plecaka i już było okej.
Warto również pamiętać o tym, by nie założyć na siebie zbyt wielu warstw. Podczas jazdy mięśnie rozgrzewają się i nie jest nam potrzebna aż taka ochrona przed zimnem, jak na przykład podczas oczekiwania na przystanku na spóźniony autobus.
Coś ciepłego w zapasie
Gdy temperatura spada, dobrze jest być przygotowanym na każdą ewentualność. Nawet jeżeli wychodzisz z domu i temperatura jest na plusie, to kto wie, co będzie później. Ja jesienią i zimą (nawet gdy jest ciepło) wożę ze sobą rękawiczki z długimi palcami oraz ocieplaną czapkę pod kask. Już raz bardzo boleśnie przekonałem się, co to znaczy wracać 10 kilometrów do domu, z dłońmi niezabezpieczonymi przed zimnem. Niewiele brakowało żebym je sobie solidnie odmroził. Od tego czasu jestem przygotowany na wieczorne spadki temperatur.
Zapraszam do obejrzenia dwóch odcinków Rowerowych Porad. W jednym pokazuję w czym jeżdżę na rowerze jesienią, a w drugim opowiadam o zimowym stroju. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał :)
Ochrona przed zimnem
Bardzo istotną sprawą, zwłaszcza gdy temperatura spada poniżej 10 stopni, jest zabezpieczenie głowy, dłoni, stóp oraz pęcherza przed zimnem. Nawet jeżeli nie sprawia Ci to przyjemności, postaraj się posmarować tłustym kremem twarz i usta. Ja nie znoszę się smarować (no może poza maścią przeciwbólową, bo mogę zrobić wszystko, by mniej bolało) ale uwierz mi, że jeszcze bardziej nie lubię, gdy po przejażdżce na mrozie, szczypie mnie potem cała twarz. Trzeba zamknąć oczy i jakoś to przeżyć.
Na głowę
Podstawa to ciepła czapka (pod kask) lub kominiarka. Koniecznie uszyte ze sztucznego materiału, ewentualnie wełny merynosów. Trzymajcie się z daleka od bawełny – nie odprowadza potu, co w lato może jeszcze jest do przeżycia, ale zimą może się źle skończyć. Czapka koniecznie musi zasłaniać czoło i uszy, miło jeżeli będzie miała wszytą wiatroszczelną membranę. Oczywiście piszę tutaj o czapce przeznaczonej pod kask, ściśle przylegającej do głowy. Zakładanie zwykłej, zimowej czapki pod kask nie jest dobrym pomysłem, kask będzie źle przylegał do głowy. Awaryjnie lepiej poratować się ciepłym buffem, założonym tak, aby kask nie tańczył na głowie.
W sklepach dostaniecie czapki różnej grubości, ja mam dwie – cieniutką na lato i ciepłą wiosnę/jesień oraz grubszą czapkę, gdy temperatura spada poniżej 10 stopni. Bardzo ważne jest, aby czapka nie przeszkadzała w poprawnym założeniu kasku.
Na szyję
Świetnym dodatkiem jest chusta typu buff. Sprawdzi się jako osłona szyi, a także jako maska na twarz. Warto rozejrzeć się za wersją ocieplaną polarem lub wełną merino, standardowe chusty są bardzo dobre na wiosnę i cieplejszą jesień, w zimę mogą nie wystarczyć. Opcją godną rozważenia się również buffy z membraną Windstopper, która nie przepuszcza wiatru.
Na dłonie
Na dłonie koniecznie rękawiczki z długimi palcami. Szukając rękawic zimowych, warto zwrócić uwagę nie tylko na to, by były ciepłe, ale także na fakt czy nie krępują ruchów. Dobrze jest również wybrać rękawiczki z membraną, która powinna uchronić je przed przemakaniem. Rękawiczki powinny być trochę dłuższe, tak by ich końce można było schować pod kurtkę. Wiele zimowych rękawiczek posiada żelowe wstawki odciążające dłonie, tak więc nie musimy rezygnować z komfortu znanego z letnich modeli.
Dłonie bardzo łatwo przewiać i wyziębić, także zadbajmy o to, by tak się nie stało. Pamiętajcie, że każdy z nas ma różną wrażliwość na zimno i zmarzluchy nie muszą przejmować się uwagami od „ciepluchów” ;) odnośnie grubości rękawiczek. A jeżeli Twoje rękawiczki niedostatecznie chronią przed zimnem, pomyśl czy nie dokupić do nich cieniutkich rękawiczek termoaktywnych, sam tak robię w największe mrozy i zakładam dodatkowo rękawiczki Brubeck. To takie ubieranie się na cebulkę w wersję rękawiczkowej :)
Co na górę
Warto pomyśleć o dobrej koszulce termoaktywnej z długim rękawem, która będzie naszą pierwszą, ściśle przylegającą do ciała warstwą. Powinna szybko odprowadzać pot, by skóra nie wychładzała się nadmiernie. Potem zaczyna się karuzela z dobieraniem dalszej części górnej garderoby. Można założyć bluzę rowerową i na tym poprzestać. Można założyć bluzę, a na to cienką wiatrówkę lub grubszą kurtkę. Można również pominąć bluzę i od razu założyć kurtkę. Cóż, tutaj kombinacji jest sporo i niestety jedynie samodzielnie dojdziesz do tego, co założyć i na jaką pogodę.
Dobrze by bluzy i kurtki posiadały stójkę, która osłoni szyję. Poza tym fajnie jest mieć kieszenie wszyte na plecach oraz na piersi. W kurtce mogą przydać się również kieszenie na dłonie (takie rarytasy spotkamy głównie w bardziej cywilnych kurtkach).
Osobiście polecam kurtki z Windstopperem (wiatrówki). Sam jeżdżę w kurtce (pokazanej na zdjęciu kilka akapitów wyżej) Gore Bike Wear z serii Element. Jest absolutnie nieprzewiewna, a jednocześnie nieźle oddycha. Niestety dosyć szybko przemaka i nie można traktować jej jako przeciwdeszczowej. Tego typu kurtka jest bardzo uniwersalna – można założyć ją w letni, chłodniejszy wieczór, jak i jesienią, oczywiście z dodatkową warstwą pod spodem.
Inną opcją są kurtki typu softshell, które zwykle trochę gorzej oddychają, natomiast mają dodatkową membranę przeciwdeszczową (choć niektórzy mówią, że prawdziwy softshell nie powinien mieć membrany). Taka kurtka nie sprawdzi się może w czasie ulewy, ale deszczyk w drodze do pracy wytrzyma.
Kurtka przeciwdeszczowa
Taka kurtka przyda się w zasadzie przez większość roku, może poza mroźną zimą. I tu na scenie pojawia się mityczne hasło: Gore-Tex (odsyłam do podlinkowanego wpisu, gdzie Monika napisała więcej o rodzajach tej membrany). Drogi, ale w 100% nieprzemakalny i jednocześnie cokolwiek oddychający. Jeżeli jeździcie dużo w deszczu, warto poszukać wyprzedaży takich kurtek.
Mam jedną turystyczną kurtkę z „gorkiem” (jak mówią górscy spece), jedną rowerową i dodatkowo trekkingowe buty wyposażone w tę membranę. I bardzo sobie chwalę fakt, że nie robi mi się pod nimi sauna (a przynajmniej jest mniejsza, niż pod zwykłą kurtką przeciwdeszczową).
Ale jeżeli nie jeździsz w deszczu, a gdy poczujesz pierwsze jego krople – szybko szukasz dachu nad głową, albo potrzebujesz jedynie awaryjnej kurtki na krótkie przejazdy – śmiało wystarczy zwykła, przeciwdeszczowa kurtka (ew. z cieniutkim kapturem). Oprócz przedłużonego tyłu, bardzo miło będzie, gdy wszyto dodatkowe zamki pod pachami. Jeżeli się zgrzejesz, ułatwią cyrkulację powietrza przy ciele.
Spodnie rowerowe
Tutaj również możemy „pobawić się” z różnymi kombinacjami. Cienkie, termoaktywne getry + spodnie na wierzch. Albo przylegające, ale ocieplane spodnie. Albo luźne, ale również ciepłe spodnie. Albo ocieplane spodenki kolarskie z wkładką. Wybór zdeterminowany jest nie tylko pogodą, ale również typem jazdy jaki preferujemy. Inaczej można ubrać się na rundkę po mieście na „holenderce”, a inaczej na dłuższy, bardziej sportowy przejazd. Dobrze jest zwrócić uwagę, by luźniejsze spodnie miały rzepy na dole, które pomogą w dopasowaniu ich do nogi.
Istotne są również odblaski. Nie są obowiązkowe (poza tylnym, przymocowanym do roweru), ale bardzo mile widziane są odblaskowe elementy w odzieży. Ja dodatkowo używam odblaskowych opasek na rzep, które zakładam na nogawki. Oprócz zwiększenia widoczności, zapobiegają ocieraniu się luźnej nogawki o łańcuch.
Na stopy
Skarpetki
Jeżeli chodzi o zimowe skarpety, to warto by były dłuższe, tak aby chroniły też kawałek łydki. Tutaj też zapomnijcie o bawełnie, o wiele lepiej sprawdzają się włókna z wełny merynosów lub tworzywa sztuczne. Spokojnie mogą być trochę grubsze, niż założylibyście do chodzenia – stopy tak jak dłonie, są bardzo narażone na wychłodzenie.
Buty zimowe i ochraniacze
Tu (znowu) możemy mieć kilka koncepcji do wyboru. W zależności od temperatury – letnie buty z grubą skarpetą; cywilne, zimowe buty i zwykłe pedały; zimowe buty rowerowe; letnie buty rowerowe z ochraniaczami.
Ja przechodzę przez wszystkie te etapy, poza ocieplanymi, zimowymi butami SPD. Czasem wystarczy gruba skarpeta, czasem gdy od dłuższego czasu jest zimno, a dodatkowo leży śnieg – rezygnuję z pedałów SPD na rzecz zwykłych, ale ciepłych, trekkingowych butów. A gdy jest zimno, ale nie ma śniegu, zakładam ochraniacze na buty. Z tymi ochraniaczami też można dostać bólu głowy – wodoodporne, wiatroszczelne, ocieplane, nieocieplane, pełne, na czubek buta. Ja ostatecznie używam ocieplanego modelu i na zimę zdecydowanie taką opcję polecam.
Specjalne, zimowe buty SPD to opcja dla osób, które zimą jeżdżą naprawdę dużo. W sklepach znajdziemy różne model takich zimowych butów – od żywcem przypominających trekkingowe modele (tyle, że z możliwością przykręcenia bloków SPD), po sportowe, zabudowane buty, wyglądem przypominające trochę pokrowce :)
Duże mrozy
Niedawno napisał do mnie czytelnik, zadając bardzo ciekawe i pasujące do tego wpisu pytanie. Na co uważać (jeżeli chodzi o organizm) podczas jazdy na rowerze podczas dużych mrozów.
Po pierwsze nie powinno dopuszczać się do zapocenia skóry. Oczywiście dobre ciuchy pomogą w usunięciu potu, ale przecież nie zrobią tego w 100%. Niestety na dużym mrozie lepiej nie jechać z tak dużą intensywnością jak latem. Ja postawiłbym bardziej na jazdę w lesie, albo drogą osłoniętą od wiatru. I starałbym się by organizm nie przegrzał się zbyt mocno.
Po drugie, należy unikać wdychania bezpośrednio mroźnego powietrza. Przy temperaturach rzędu -10 stopni i niższych, zdecydowanie warto zasłonić usta i nos kominiarką albo chustą. Tu zastrzeżenie – muszą być dobrze oddychające. Jeżeli zasłonisz się czymś nieprzepuszczającym w ogóle powietrza – szybko się pod taką chustą zagotujesz.
Nie na darmo zawodowi kolarze zimą albo wyjeżdżają do cieplejszych krajów, albo zmniejszają intensywność treningów na świeżym powietrzu i zastępują je trenażerem/rolkami oraz innymi sportami, na przykład nartami biegowymi.
Podsumowując
Jesień i zima to nie jest stracony czas dla rowerzystów. Jeżeli zadbasz o odpowiedni ubiór oraz nie będziesz niepotrzebnie forsować tempa, to jazda przy niskich temperaturach również może dać Ci wiele przyjemności. Niebawem opiszę w jaki sposób przygotować rower do zimy. Niestety sól i wszechobecna wilgoć potrafią bardzo mocno dać w kość każdemu sprzętowi.
Wszystkie wpisy z cyklu „W co się ubrać na rower?”:
6. Ubrania na jesień i zimę
8. Kaski
9. Okulary
10. Porady od blogerek modowych
Na rower zimą tylko zimowe skarpety myśliwskie z deca :)
Z mojego doświadczenia w chłodniejsze miesiące sporo daje odzież termiczna czy jak kto woli termoaktywna. Mam takie kalesony i koszulkę, odczuwam bardzo dużą różnicę w stosunku do jazdy wcześniej, gdy ubierałem się na „cebulkę”. Teraz wystarczy taki zestawik plus softshell lub nawet bluza i spodenki rowerowe i mogę śmigać bez dyskomfortu.
Jeżdżę cały rok do pracy 30km w jedną stronę. Moim odkryciem są skarpety i rękawiczki Heat Holders. Do tego neoprenowe pokrowce na buty i jakaś wiatroszczelna membrana na dłonie. Wtedy i minus trzydzieści przy dwugodzinnej przejażdżce niestraszne
Staram się jeździć do pracy cały rok, nie mam daleko 13 km. W lecie śmigam bez problemów. Gorzej zimą. W prawdzie zimy już nie te co kiedyś, ale przy temperaturach -10 i niższych jest już problem.
Zainwestowałem w porządną odzież na zimę i sprawdza się. Niestety z dłońmi i palcami miałem problem. Żeby nie wiem jakie były rękawice, przy temperaturze -15 miałem 13 km w bólu.
Znalazłem własny sposób, przed wyjazdem nacieram dłonie spirytusem (nie piję go), zakładam lateksowe rękawiczki, na to zakładam bawełniane rękawiczki i na to wszystko sprawdzone rękawice Elbrus (świetnie izolują od wiatru).
Tak przy okazji mój rekord mrozu -28 stopni tuż nad ranem, takie moje wyzwanie. Nigdy się tak nie cieszyłem na dojazd do pracy ;-).
Dwa razy kupowałem dedykowane rękawiczki zimowe za przeszło 150 zł i żadne z nich nie spełniły swojej roli. Mało brakowało abym zostawił palce na kierownicy. :) Z szafy wygrzebałem kupione na osiedlowym Manhattanie ciepłe rękawiczki za 30 zeta wyglądem przypominające ceratę od ruskich z targu i do tej pory używam ich w konkretne mrozy. Jak dotąd niezawodne i w razie czego pomieszczą drugą parę cienkich. Smarowanie kremem rączek i twarzy – obowiązkowo.
Dla mnie zawsze najważniejszym elementem są rękawiczki i kask. Szybko mi marzną normalnie dłonie, a co dopiero jak jeżdżę rowerem. A poza tym wszystko fajnie opisałeś. ;D
Na osłonę twarzy i przy okazji płuc w zimie idealnie nadają się maski smogowe. Ja jestem najbardziej przekonany do 3M ;) Jak komuś wygląd nie przeszkadza to ma za 100 zł maskę z tanimi filtrami, wygodną, z zaworami dopływu i zwrotnymi. Co kilkanaście minut warto tylko z silikonu wodę wylać ;)
Cebulka 4 life ;) najlepszy sposób żeby nie zmarznąć a w razie potrzeby ściągnąć z siebie tyle, żeby się nie przesiębić.
Z tym zaslanianiem ust przy niskich temperaturach to tak nie do konca prawda…
Nie mieszkam w Polsce (i nie mam teraz polskich literek – sorry). Mieszkam w miejscu gdzie -20C w zimie jest gwarantowane. Do pracy jezdze rowerem przez caly rok – okolo godziny w jedna strone. W takich warunkach najwazniejsze sa:
1) rekawiczki – uzywam grubych, narciarskich, „bezpalcowych”
2) buty – zimowe, trekkingowe, ocieplane zdaja egzamin ale mimo to po dojechaniu do pracy palce u stop mam troche wychlodzone
3) twarz – buff pomaga bo zakrywa uszy i policzki, do tego welniana czapka. Najtrudniejsze jest zakrycie kosci policzkowych ponizej oczu – tam skora jest cienka i latwo sie wychladza. Rozwiazania sa dwa – albo buff, zwiniety i naciagniety ponizej nosa a powyzej ust, albo takie naklejki jakich uzywaja narciarze biegowi. Kominarka moze tez sie nadac, tylko ze dla mnie jest… za ciepla.
Dlaczego nie zaslaniam ust i nosa zima? Bo przy -20C wydychana para wodna od razu zamarza na buffie (albo szaliku) wiec po chwili usta i nos mam zasloniete lodem. Wystarczy jechac powoli, nie wdychac mroznego powietrza gleboko do pluc, nie spocic sie i ryzyko jest naprawde niewielkie.
Reszta ciala to juz mniejszy problem – wodoodporne spodnie wierzchnie (chronia od zimnego wiatru), welniany sweter, cienka kurtka przeciwdeszczowa (chroni od wiatru), grubsze skarpetki. Do tego opony z kolcami i mozna jechac. Po siedmiu zimach przejechanych w ten sposob wiem, ze wazne jest jedno – gdy wychodze z domu i jest mi cieplo, tzn. ze jestem ubrany za grubo i sie spoce. Gdy wychodze z domu i jest mi chlodno – wtedy wiem, ze jestem ubrany prawidlowo (nie dotyczy to jednak palcow i twarzy).
Ja przy ujemnych temperaturach muszę mieć zasłoniętą twarz, inaczej zamarza mi na zimnym wietrze. Do niedawna jeździłem w czymś, co się nazywało kominem narciarskim, a była to trójkątna „chusta” z softshellu z dużą ilością otworków w okolicach ust i nosa. Dzięki temu nie ograniczało oddychania. Ostatniej zimy przerzuciłem się na „komin”, ale wykonany z grubego materiału i też posiadający otwory na oddychanie.
Gore jest bardzo znane. Jednakże działanie to (niestety) inna bajka. W tej cenie co produkty z membraną Gore można znaleźć inne tańsze i/lub lepiej działające „zapory”.
Mi polecano (na forum outdoorowym) membranę eVent.
Warto na Yt zobaczyć testy paroprzepuszczalności obu.
Podstawa to zabezpieczyć dłonie, stopy i czachę. Reszta klasyczna cebula. I wcale nie trzeba wydawać na to grubych setek złotych na jakieś membranowe cuda..A jazda zimą jak najbardziej. ale poniżej -10 to nie jest już jazda na rowerze, tylko masochizm..Trzeba znać umiar..
Zależy od preferencji i tolerancji temperatur.
Czapka pod kask to zły pomysł – kask który nie jest dopasowany nie chroni jak należy przed uderzeniami, podczas upadku może się zsunąć.
Lepiej kupić sobie ciepły kask zimowy a na jesień wystarczą same przypinane nauszniki do zwykłego kasku.
Co do kurtek to na rower polecam takie które mają membranę tylko z przodu i na rękach a plecy mają przewiewne. W czasie jazdy nigdy nie wieje w plecy, za to człowiek najbardziej poci się właśnie na plecach.
To prawda, że kask lekko ślizga się po czapce, ale jeżeli jest poprawnie założony, to nie powinien się zsunąć.
Piszesz o ciepłym kasku – masz jakieś przykłady? Czy chodzi Ci po prostu o kasku bez otworów wentylacyjnych (albo z zasłanianymi otworami)?
Taki kask ma mniej otworów i są one zasłaniane, ma też w komplecie nauszniki.
Najczęściej są to kaski uniwersalne rowerowo-narciarskie.
Używam czapek od 21 lat, nigdy nie miałem problemu z kaskiem i jego trzymaniem na głowie.
to wszystko do czasu niebezpiecznego upadku. Wiedzą o tym motocykliści, którym uciekł kask. Przy wypadkach samochodowych jest zastanawiające, że znajdujemy ofiarę która „wypadła” z butów. A mówimy o butach, które przecież są ciasno wiązane i są na części o specyficznej budowie ciała. Więc co dopiero przesunięcie się kasku w wyniku wypadku.
Czapka daje poślizg i nie zabezpieczy kasku nawet ciasne ściągnięcie paska pod brodą i z tyłu głowy. Chyba, że macie jakieś inne tajemne dla mnie patenty, np przykręcenie śrubką? :) Jest zima, jest zimno, jest śnieg, jest mega fajnie przewentylować się szczególnie w tym szczególnym koronacyjnym roku…..
Ja: na nogi- zwykłe cienkie rajstopowe podkolanówki 15 DEN, na nie krótkie rajstopowe stopki grubsze 20-30 DEN, na to ciepłe skarpety np z wełną- tu chyba daje dobry wynik kilka warstw i nie powiększanie znaczne grubości bo jak ciasno w butach to też zimno. Długie getry sportowe bielizna + spodnie (z przodu softshel tył elastyczny oddycha- Vaude). Buty trekkingowe, mocna gruba skóra. Dłonie cienkie wełniane rękawice + grube gore. Kominiarka a w uszach mam zawsze słuchawki i słucham energetycznej muzyki- dodaje animuszu i ociepla tą wrażliwą na wiatr część ciała. Nie zauważyłam zwiększonego ryzyka przez słuchawki, jestem jednak bardzo czujna i przewidująca, a ratują mnie znacznie od wychłodzenia. Jednak jeżdżę w 90% po ścieżkach rowerowych, po lesie i po szutrze.
Tu muszę podkreślić (i zaraz dopiszę to w tekście), że chodzi mi o czapki dedykowane zakładaniu pod kask, nie zwykłe, zimowe czapki. Zwykłej czapki zwykle nawet nie założy się pod kask, albo będzie to upierdliwe. Czapka rowerowa dobrze przylega do głowy i choć kask ciut łatwiej się po niej ślizga, to nie jest to dużo większe ślizganie niż po gołej głowie. Ludzie zakładają w lato pod kask chusty, kolarze swoje kolarskie czapeczki i nie powinno to stanowić problemu przy ew. uderzeniu. Po gołej głowie kask też będzie się ślizgał mocno, jeżeli będzie źle zapięty.
Moim jesienno-zimowym hitem jest kominiarka. Mam wieczny problem z luzującą się chustą, podwijającą z uszu czapką i ogólnie dziurami między warstwami. Tylko sąsiedzi dziwnie się patrzą jak w takiej kominiarce wynoszę rower z mieszkania :)
A na taką ładną jesień – nauszniki to super opcja na ciepłą ale wietrzną pogodę, szkoda tylko że trudno znaleźć takie praktyczne, niestety jak szukałam to najczęściej trafiałam na same futerkowe paskudztwa.
Całkiem sensowne nauszniki można dostać w sklepach z akcesoriami do jazdy konnej – sprawdzone, że takie nauszniki pasują tak samo do kasku do jazdy konnej jak i do kasku rowerowego.
Ja nigdy się do kominiarki nie mogłem przekonać, ale może dlatego, że nie miałem jakiejś sensownej. Na razie zostałem przy opcji czapka pod kask + buff, choć oczywiście to też nie jest idealne połączenie w każdej sytuacji (choć na pewno świetnie sprawdza się gdy jest chłodno, ale jeszcze nie bardzo zimno).
Kominiarke dobrze mieć nie taką co tylko oczy widać ale całą twarz. Ja kupiłem kiedyś taką co oczy tylko widać i żałuje, wcale jej nie używam. Za to opaska na uszy jesienią lub czapka zimą i buff mam zawsze. Może kiedyś dorobie się takiej kurtki co ma otwór na kciuk. Po za tym prawie zawsze jeżdżę w spodniach, nawet na lato mam takie cienkie jak gazeta. Ocieplacze na kolana i przedramiona mi nie przypadły do gustu, więc w tym roku kupie sobie takie skarpetki długie, najlepiej prawie pod kolana jak getry np. jak te z napisem „trening musi zostać odbyty”, może skarpetki narciarskie lub po prostu jakieś dłuższe a pod spodniami spodenki przylegające z wkładką. Jeździ ktoś tak?
Zamiast kurtki z otworami na kciuki można zastosować buffy – owinąć je na miejscu styku rękawa i rękawiczki, jest cieplutko, nie podwiewa, dodatkowo chronimy nadgarstki.
A pod spodnie allbo ocieplane legginsy do narciarstwa biegowego, zakładam termiczne getry, na nie długie skarpety narciarskie lub snowboardowe.