W sklepach rowerowych można czasem trafić na osoby, które chyba minęły się z powołaniem. Osoby, którym bliżej do „typowego szwagra” (tutaj znajdziesz 10 złotych rowerowych myśli szwagra), niż do pasjonata kolarstwa. Ogólniki, mity, naciągane pół-prawdy, mówienie wszystkiego byle tylko wcisnąć to co ma się w magazynie – tego możecie spodziewać się po wielu sprzedawcach. Oczywiście nie wszystkich, mam nadzieję, że jest to tylko drobny ułamek ogółu. Hej, zdaję sobie doskonale sprawę, że nikt nie jest Alfą i Omegą. Ani tym bardziej chodzącą rowerową encyklopedią. Ja z rowerowej wiedzy jeszcze nie wiem nawet połowy tego, co chciałbym wiedzieć. Ale bardzo się staram nie przekazywać nikomu, a już w szczególności Wam – totalnych bzdur. A jeśli nawet mi się zdarzy, to szybko się poprawiam i nie grzeszę więcej :)
Większość tych „ciekawostek” pisaliście do mnie w mailach, albo w komentarzach na blogu. Wybrałem dziesięć, choć z pewnością macie jeszcze w zanadrzu trochę opowieści. Śmiało dzielcie się nimi w komentarzach. Nie chciałbym tylko, by skończyło się to na atakach na konkretne sklepy rowerowe, tak więc proszę w miarę możliwości o niepodawanie nazw sklepów/serwisów. No to lecimy :)
„Mądrości” ze sklepu rowerowego
1. Hamulce tarczowe są lepsze, ponieważ w V-brake trzeba co roku wymieniać linki i klocki, a w tarczówkach dopiero po kilku latach.
Jak rozumiem w hamulcach tarczowych klocki się nie zużywają? Wszystko zależy od stylu jazdy, jakości klocków, a nie do końca typu hamulców. Również wymiana linek hamulcowych w szczękowych V-brake co roku brzmi bardzo dziwnie. Ja wymieniam je średnio co trzy lata i myślę, że wytrzymałyby jeszcze ciut więcej czasu. Przy intensywnej jeździe w terenie czy błocie, częstsze wymiany są konieczne, ale mówiliśmy tutaj o rowerze do rekreacyjnej jazdy.
2. Dla kobiet lepsze są koła 26 cali.
To jeden z większych mitów, często przywoływany przez czytelniczki w komentarzach dotyczących zakupu roweru. Rozmiar kół w rowerze (w stosunku do wzrostu) ma największe znaczenie jedynie w skrajnych przypadkach. Kobieta czy mężczyzna o wzroście 150 cm myślę, że faktycznie pewniej się będzie czuć na rowerze z kołami 26 cali, czy nawet 24 cale. Na przeciwnym biegunie są osoby o wzroście 195 cm i więcej, dla których lepszym wyborem będą rowery z kołami 28 lub 29 cali. Ale pomiędzy osobami niskimi i wysokimi, dobór rozmiaru kół powinien opierać się na naszych potrzebach i wygodzie, a nie płci. A najistotniejszą sprawą jest odpowiedni dobór rozmiaru ramy do długości nóg i wzrostu.
3. Wysokie kobiety (powyżej 175 cm wzrostu) lepiej gdy będą kupować rowery z męską ramą.
Tak się zastanawiam, jaki rower chciał wcisnąć sprzedawca, naszej dość wysokiej czytelniczce :) Niestety prawdą jest, że wysokie kobiety mają trochę gorzej, jeśli chodzi o wybór rowerów z dużą, damską ramą. Jeszcze w rowerach górskich nie jest tak źle, bo często da się znaleźć rower w którym górna rura mocno opada. Ale np. męskie rowery trekkingowe zazwyczaj mają prawie poziomą górną rurę.
Co w takiej sytuacji ma zrobić wysoka pani, która chciałaby od czasu do czasu przejechać się na rowerze w sukience? Albo nie lubi wskakiwać na rower? Według tego sprzedającego, chyba lepiej żeby zapomniała o jeżdżeniu rowerem :(
Moim rozwiązaniem jest zbadanie rynku. I wyszukanie roweru np. Scott Sub Sport Lady (trekkingowy), który jest produkowany w rozmiarze 20,5 cala. Albo Maxim Stromholm w rozmiarze 21 cali. Akurat ten drugi jest rowerem miejskim i tutaj jest zdecydowanie łatwiej, ponieważ są to często rowery typu unisex i łatwiej o duże rozmiary.
Poza tym dodam jeszcze tylko, że „męska” i „damska” rama to kwestia nazewnictwa. Każdy niech jeździ na takiej, na jakiej mu wygodnie. I niech wzrost tego nie warunkuje.
4. Czy gdy nie ma amortyzatora, to pękają przednie widełki? Takie słowa usłyszałem w sklepie-serwisie rowerowym.
Zapewne po skoku z kilku metrów może się tak nieszczęśliwie zdarzyć. Zwłaszcza na rowerze turystycznym :) O wadach i zaletach sztywnych widelców pisałem już na blogu. A od siebie dodam tyle, że w rowerach szosowych nie ma amortyzatorów, wszyscy żyją, a widelce jakoś nagminnie nie pękają. Wszystko zależy od potrzeb i zastosowania, ale jeśli myślisz o jeździe rekreacyjnej lub szosowej/miejskiej/turystycznej to sztywny widelec da Ci niższą wagę roweru, mniejsze straty energii włożonej w pedałowanie i (zwłaszcza w porównaniu z tanimi amortyzatorami) dużo mniejszą awaryjność.
Na pewno zdarzają się sytuacje gdy widelce pękają. Pękają również ramy, obręcze kół czy wsporniki siodełka. Ale są to sytuacje na tyle rzadkie, że nie warto się tym przejmować. Jeśli tylko użytkujesz rower zgodnie z jego przeznaczeniem, nie musisz się obawiać o pękanie jego elementów.
5. W serwisie powiedziano nam, że rower z internetu musi być złożony w serwisie, bo inaczej traci gwarancję. Co najlepsze powiedziano, że koszt dokręcenia tego w serwisie to 200 zł! Przyznano, że po to żeby się nie opłacało kupować przez internet.
Cóż, jest to typowy przykład zdzierania pieniędzy z klienta (200 złotych za przygotowanie roweru???). Oraz straszenie zakupami w internecie (czytaj: kup u nas i przepłać). Większość dobrych internetowych sklepów rowerowych przygotowuje rower do jazdy przed wysyłką. Po otrzymaniu roweru wystarczy przykręcić kierownicę, założyć koła, przykręcić pedały i można jeździć. Są to czynności, które każdy może zrobić w domu dysponując kluczami imbusowymi i płaską piętnastką.
Zazwyczaj trzeba tylko zrobić przegląd gwarancyjny po kilkuset kilometrach, najlepiej w autoryzowanym serwisie (choć o zasadność takiego przeglądu toczyła się burzliwa dyskusja w podlinkowanym wpisie). Poza tym, między nami mówiąc – wiecie gdzie możemy sobie wsadzić gwarancję na rower :) W przypadku ewidentnych błędów w produkcji oczywiście bardzo się przydaje. Ale większość ew. usterek serwis zrzuci na zużycie sprzętu albo uszkodzenie mechaniczne.
Poza tym porównajcie sobie ceny w internecie z tymi w sklepach. Często różnice są kolosalne. Inna sprawa, że ceny internetowe to dobry początek negocjacji w stacjonarnym sklepie rowerowym.
6. W dobrym serwisie rowerowym w moim mieście dowiedziałem się, że nowego łańcucha nie powinno się smarować, ponieważ ten preparat nałożony fabrycznie jest naprawdę dobrej jakości i warto, żeby łańcuch trochę na nim popracował.
Moim zdaniem nie jest to prawda. Nigdy nie wiadomo ile czasu łańcuch spędził w magazynie i czym tak naprawdę jest pokryty. Lepiej dobrze go wyczyścić i nasmarować swoim, sprawdzonym smarowidłem.
7. Z kartonem też bywa różnie, w sklepie X z Wrocławia krzyknęli mi 80 zł za używany karton! W sklepie Y karton dostałem GRATIS.
Ten podpunkt chyba nie wymaga komentarza. Zrozumiałbym „skasowanie” kogoś na przysłowiowe 10 złotych za fatygę. Ale 80 złotych za karton? Dobry żart. Mamy oczywiście wolny rynek, ale sprzedających powinna cechować też odrobina przyzwoitości. Takie kartony są najczęściej w sklepie zupełnie niepotrzebne. Przyjeżdżają w nich rowery, a potem nie ma co z nimi zrobić.
8. Pan w rowerowym mi dziś powiedział, że to nieistotne czy kupię rower z ramą 18, 19 czy 20 cali, bo różnice są minimalne.
Gdyby to nie miało znaczenia, to producent nie robiłby różnych ram. Po to się je produkuje, by każdy mógł sobie dobrać ramę pod siebie. Zgodzę się, że różnice nie będą olbrzymie. Ale zawsze warto przejechać się na rowerach o dwóch rozmiarach ram, by wybrać ten bardziej pasujący. No chyba, że ktoś długością nóg i wzrostem pasuje idealnie do konkretnego rozmiaru ramy.
W tym wypadku podejrzewam, że sprzedający miał jeden rozmiar ramy tego roweru i chciał go wcisnąć kupującemu.
9. Jeden ze sprzedawców powiedział, że koła 26 cali będą znacznie lepsze na mieszane wycieczki (asfalt i leśne drogi) aniżeli 28 cali.
O rozmiarze kół napisałem sporo w punkcie drugim. Do amatorskiej, rekreacyjnej jazdy rozmiar kół nie ma większego znaczenia. Oczywiście – większe koła lepiej się toczą i są naturalniejszym wyborem na asfalt i dalsze podróże. Co nie znaczy, że będą sobie źle radzić na leśnych drogach. Czego koronnym przykładem są święcące triumfy rowery górskie z kołami 29 cali. Czyli jednak można :)
10. Łańcuchy i kasety Shimano różnią się twardością materiału z jakiego są wykonane. Nie można do droższej, twardszej kasety kupić tańszego, miękkiego łańcucha – ponieważ kaseta zniszczy łańcuch.
Jest to bardzo powszechny mit, sam też go słyszałem w jednym ze sklepów. Tylko że nikt nie potrafi wskazać ani dokumentów od Shimano, które by to potwierdzały, ani żadnych wiarygodnych testów. Pisałem o tym w 2013 roku i dyskusja bardziej zeszła na trwałość łańcuchów oraz kaset, a nie na zużywanie jednych elementów przez drugie. Samo Shimano podaje, że komponenty z niższych grup można mieszać z tymi z wyższych.
W każdym razie mit o zużywaniu „miękkich” podzespołów przez „twarde”, jest moim zdaniem taką samą bajką, jak twierdzenie, że do roweru trzeba dokupić zabezpieczenie za 10% jego wartości.
A tu jeszcze 8 rowerowych mitów, które obalałem na wyjeździe w Londynie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.
Podobne wpisy w temacie rowerowych mitów:
2. 10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym
3. 10 rowerowych „złotych” myśli
5. Ile powinno kosztować zabezpieczenie roweru (i dlaczego nie 10% jego wartości)
Mój łańcuch jest smarowany tylko jak zaczyna rzęzić. Bywa że co kilka dni, bywa że co kilka tygodni. W zeszłym roku nas (mnie i Niemałża) nawet pan z serwisu opieprzył, że za często smarowaliśmy łańcuch, było na nim za dużo smaru i w efekcie jeszcze bardziej się niszczył (kontakt z piachem miał sporadyczny, ale z deszczem już owszem). Także ten, w druga stronę też można przesadzić, jak się okazuje.
Ja wymieniam łańcuch świadomie co ok 1200 km. To i tak dużo, ale prawda jest taka, że co 500-600 km się powinno łańcuch zmieniać.
Nie rozumiem zdziwienia, które tu zapanowało. Przecież jasna sprawa jest, że co 500 nie zakładasz nowego łańcucha, ale powinno się wtedy jeździć na 2-3 łańcuchach i co te 500-600 km je ściągać i zakładać najkrótszy. Dla niektórych to 2,5 tygodnia. Jeżeli dla kogoś raz na 3 tygodnie ściągnięcie łańcucha, przymiar i założenie nowego to dużo, to chyba jestem mniej leniwy, niż mi się wydawało.
Z drugiej strony sprawa smarowania. Padło tu smarowanie co 3-4k km. Dla mnie to śmieszne wartości, nawet robiąc 500 km w 3 tygodnie. Przy robieniu takich dystansów to zdecydowanie za rzadko, chociaż ja sam smaruję dopiero, jak na asfalcie słyszę coś poza swoimi oponami.
Przy jeździe w terenie nie widzę możliwości, żeby łańcucha nie czyścić i smarować dużo częściej, np raz na 2 tygodnie robiąc dużo mniejsze dystanse.
Spróbujcie powiedzieć jakiemuś gościowi od xc że smarujecie łańcuch co 3-4k km :)
Ja mam zawsze dobrany łańcuch pod korbę, przynajmniej tak miało być w założeniu (ufam serwisantom, że mnie w jajo nie zrobili), więc pewnie dlatego zębatka tyle lat wyżyła mimo lekkich zniszczeń. A poza tym nadal z przodu nic nie przeskakuje. Jak na złość jeśli w ogóle mam problem, to z nową tylną kasetą na 6 i 7ce. Nie zeskakuje, tylko jakoś tak dziwnie łańcuch po nich chodzi. Nie oddałam tego do serwisu, bo nie umiem im wytłumaczyć, o co chodzi.
I tak rzadko jeżdżę na ostatnich biegach, więc mi to specjalnie nie przeszkadza, niemniej to pierwszy raz, gdy coś takiego mi się w rowerze zrobiło. Podejrzewam zejście z alivio na acera. Ponoć żadna różnica, ja jednak ją odczuwam. Jak się odbiję finansowo, na pewno wrócę do alivio, a może nawet na coś więcej. Jak się jeździ długie dystanse, to nie można sobie pozwolić na awarię w środku trasy (acz polecam wożenie ze sobą drutu na takie okazje, mój chłopak na przerzutce przewiązanej drutem przejechał kilkaset km).
No i wiadomo, jak się zmienia osprzęt na inny (o kilka klas wyżej), to trzeba zmienić łańcuch i korbę, żeby do siebie mniej więcej klasą pasowały, inaczej będzie ból.
@Maciekr: I dlatego częściej wymieniam łańcuch, ale nadal co ładny odcinek km, widać mój styl jazdy aż tak go nie rozciąga, że wystarcza. Przednią zębatkę mam do wymiany od dawna, ale własnie – póki nie przeskakuje, póty odkładam tę rewolucję na później. Bo jak wymienię zębatkę, to zaraz pewnie i łańcuch, i w zasadzie całą korbę, pedały (bo się zużyły), a jak już zacznę wymieniać, to pewnie i tyłu mi się zachce… więc kilka ładnych stówek naraz poleci (;
500km? To bym musiał zmieniać co 2.5 tygodnia. Prawda jest taka, że zależy to tylko od stopnia zabezpieczenia łańcucha, terenu w jakim się jeździ (jak błoto po osie, to wiadomo) i siły z jaką się naciska na pedały. Jak ktoś faktycznie musi tak często zmieniać łańcuch to ok, ale mam wątpliwość na ile robi to świadomie. Ja nie czuję większej potrzeby jak smarować go co ok. 3000-4000 km. Łańcuch (jak i napęd), oczywiście, nie jest rozciągnięty i jest czysty. Jeżdżę przez cały rok.
Generalnie nie dajcie się zwariować marketingowi sklepów i serwisów. Większość nie ma logicznego oparcia w prawach fizyki. Wiem jak to działa od środka. Im dłuższe dystanse pokonuję tym bardziej widzę co są warte limity podawane przez producentów. :-)
lavinka@ Moja przednia zębatka wytrzymuje spokojnie 16 000 KM chociaż mechanicy twierdzą że jest ona zdarta po 4 000 KM to jej nie wymieniam bo nie przeskakuje .
Kiedyś zrobiłem test założyłem nowy twardy łańcuch IG 90 do nowej miękkiej zębatki tylnej po 2 000 KM zrobiłem sprawdzian odliczyłem tyle samo ogniw łańcucha UG oraz IG 90 okazało się że oba łańcuchy po 2 000 KM założone na nową zębatkę tylną się w różnym stopniu rozciągneły IG 90 rociągnoł się o 4 ogniwa mocniej od miękkiego UG świadczy to że miękka zębatka zniszczyła twardy łańcuch mocniej od miękkiego łańcucha .
A tak na serjo nowy łańcuch nigdy nie niszczy zębatek niszczy zębatki tylko rozciągnięty łańcuch w którym ogniwa otwory nie pokrywają się z zębami .
Po ilu? Chyba Ci się o jedno zero za mało wbiło. Musiałabym wymieniać łańcuch co miesiąc. Albo czasem po tygodniu (na zeszłorocznej wyprawie przejechaliśmy z 700km. Jechałam na nowym łańcuchu. Mam go do dziś, nic mu nie dolega. Co marketing robi z ludzi. Może co każdą wycieczkę zmieniać. Przypominam, mam siedmioletnią zębatkę i łańcuch z licznikiem +5000km. Rower jeździ długie dystanse (powiedzmy w granicach 100km), chociaż ostatnio po bułki też nim jeżdżę.
Wszystko psuje się od wszystkiego. Zębatka zużywa się i „wyciera” w „zęby rekina” wraz z wyciąganiem się łańcucha. Z kolei kiedy nałożysz na bardzo zużyty napęd nowy łańcuch to zęby nie będą idealnie wchodziły w łańcuch i wyciągną go szybciej, by dopasować ząb do miejsca w łańcuchu.
Chyba dyskusja na ten temat nie ma sensu. Każdy dba o rower tak, jak umie i jak pozwala mu budżet. Prawda jednak jest taka, że kto więcej jeździ i ma drogi sprzęt wymieni łańcuch po książkowych 500 km.
No ale przeca piszę, że łańcuchy raz na jakiś czas wymieniam. Ostatnio w zeszłym roku i różnica w jeździe nie była większa, jak przy okazji regulacji przerzutek. Po prostu ładnie przeskakiwały góra dół na każdym przełożeniu. Pomimo zdartej przedniej zębatki rower jeździł jak marzenie po górskich szlakach. Przy lajtowej jeździe bardziej daje się we znaki zdarty tył, niż przód.
No i teraz pytanie, co się bardziej psuje – zębatka od łańcucha, czy łańcuch od zdartej zębatki? Tu wracamy problemu poruszonego wyżej – co jest twardsze, bo argument, że twardy materiał ściera miękki – jest dla mnie jak najbardziej logiczny z fizycznego punktu widzenia, niezależnie od tego, co mówi na ten temat producent.
Każdy nowy element trzeba po jakimś czasie dokręcić, podregulować itp. Na moje przerzutkę też, bo ewentualny luz roboczy może się nieco powiększyć i zmienić charakterystykę pracy.
Co do zużycia napędu to może po prostu nie masz świadomości jego zużycia. Jak byś założyła nowy łańcuch, to byś dopiero zauważyła skalę zniszczeń napędu. A kasety wcale tak często wymieniać nie trzeba, jak jeździsz rekreacyjnie. Przy jeździe siłowej i sportowej i ku zdziwieniu wielu osób, najczęściej właśnie na prostych trasach zużywa się kaseta i duży blat korby. To wszystko dlatego, że na wysokich przełożeniach są duże obciążenia, a pod górę raczej nie jedzie się na twardym 3/9, tylko na miękkim przełożeniu.
No, zdecydowanie są wieczne. Gdybym nie wymieniała korby na zupełnie inny typ, to był miała bazę 17 letnią ;) I tak sobie myślę, że mi musiał brat załatwić jakiś dobry model, skoro wytrzymał siedem lat (przy wymianie łańcucha co ok.8tys.km) i w zasadzie nadal nic nie skacze, o ile przerzutki są dobrze wyregulowane. Tylną kasetę w ciągu tych 7 lat wymieniałam 2x. Nie wiem jak ja jeżdżę, że mi się te części mniej zużywają. Może dlatego, że nie zależy mi na kolarstwie sportowym tylko na podróżowaniu. Po górach też czasem jeżdżę, żeby nie było, że po płaskim zębatka się nie zużywa. ;)
BTW przypomniała mi się jedna rzecz, którą usłyszałam ostatnio od pana z serwisu i jestem ciekawa, co o tym sądzicie. Chodzi o to, że po wymianie przedniej przerzutki na nową po paru miesiącach trzeba do serwisu wrócić i ją ponownie doregulować, bo może źle łańcuchem operować. Słyszałam to tylko raz i zastanawiam się na ile to prawda, a na ile chciał ukryć ewentualną fuszerkę w regulacji.
Ramiona korby z moich obserwacji są wieczne :) Albo prawie wieczne. Przynajmniej te trochę lepsze. W każdym razie na pewno nie zużywają się od problemów z napędem.
Fakt, zapomniałem że można same blaty wymienić, ale jak by przyszło do wymiany całej korby to nie jest ciekawie :)
Zależy jak kto patrzy, ja mogę sobie wydać raz na jakiś czas trochę kasy na lepszy łańcuch i potem nie muszę regulować przerzutek co wyjazd, nie przejmuję się tym że mi się napęd szybko zużyje a i wszystko chodzi ciszej i przyjemniej.
Napęd trzeba szanować, jak najbardziej. Ale dodam tylko, ku ciekawości, że średni blat klasy Deore kosztuje 46 złotych. Kaseta HG-50 w granicach 50-60 złotych.
Chodzi mi tylko o to, że nie trzeba mega chuchać i dmuchać, a koszt wymiany tych części nie jest jakiś bardzo wysoki. I żeby nie było, że ktoś powie, że namawiam do niszczenia napędów :)
Po prostu mówię, że jak nawet co jakiś czas trzeba będzie wymienić kasetę czy nawet blat na korbie, to nie są to olbrzymie pieniądze. Co innego XT – tu już jest ciut drożej.
Można i tak, ale spróbuj powiedzieć to tym, co jeżdżą na korbach chociaż Deore. Ja tam korbę mam cienką, ale tył SLX i przerzutkę XT więc szanuję. Poza tym nowy łańcuch odwdzięcza nam się cichą i bezawaryjną pracą nawet przy zachowaniu minimum dbałości o rower i smarowaniu „jak robi się głośno”.
A skracanie łańcucha takiej pracy nie zapewnia. Wyciągnięcie jednego ogniwa fakt, daje odpowiednią długość łańcucha, ale nie zmienia to faktu, że te zużyte ogniwa nadal nie wpasują się idealnie NAWET w już zniszczone zęby korby czy kasety.
Poszłam sumować sobie kilometry, odkąd ją mam i mi wyszło ok. 19 tysięcy (pierwszy rok nie miałam bikestatsa, ale mało jeździłam, nie więcej niż 1000 rocznie). Łańcuchów przez 7 lat miałam ze trzy, obecny mam od zeszłego roku, skakał dwa miesiące od oddania do malowania ramy do złego serwisu (zły w sensie malować ramy potrafią, ale niekoniecznie przerzutki ustawiać, ale powiedzmy, że dało się jeździć, więc nie narzekam).
A gdyby kto pytał, polecam bike team na warszawskich Bielanach oraz takie cuś obok placu Zbawiciela. W tym drugim panowie płaczą, jak zobaczą zjechany rower, a nie zwykły, ale regulować regulują dobrze.
Korba z przodu ma siedem lat, dziękuję. Jest trochę zdarta, ale nadal mi wychodzi taniej niż kilkanaście tanich łańcuchów. I wcale nie jest z tych najdroższych, do alivio kupowana. Czyli można powiedzieć najtańsze minimum. :)
Koleżanko, nie myl długości łańcucha do jego przeskakiwania. Owszem – łańcuch przeskakuje bo jest za długi, ale jest za długi dlatego, że się wyciągnął i już w między czasie zdążył dopasować do siebie resztę napędu. Gdybyś teraz założyła nowy, najtańszy łańcuch, to byś dopiero zobaczyła skalę zniszczeń. Skracając łańcuch nie przedłużasz używalności starego napędu, tylko odkładasz na „lepsze czasy” całkowity jego remont.
O ile najtańsza kaseta, tylna przerzutka itp to koszty raczej niskie, to już korba wiąże się z większym wydatkiem. Zdecydowanie wyższym, niż wymiana łańcucha chociaż raz na rok.
Ja zmieniam co ok 1000 km i kupuję wysokie modele, a też nie jeżdżę w zawodach. Pokonuję trasy XC, jeżdżę po lasach i asfaltach, a w tym roku już ujeżdżam z przyczepką rowerową, która z dzieckiem i jakimś bagażem w środku wiąże się z dodatkowym obciążeniem wysokości ponad 20 kg… nie tylko dla napędu.
Chociaż w tylnej piaście zdaje się też są kulki w sumie. Za rzadko się do piast dotykam. Jak mi kupiono deore, tak ją mam od wielu, wielu lat i nic jej nie dolega. Ale tam są łożyska maszynowe, nie mam pewności, czy tam są jeszcze kulki. Nie wnikam w założenia części, które się nie psują. Zresztą na tej samej zasadzie brat mi odradził amortyzatory (kupowałam ramę w czasach, gdy mało który rower je miał). Raz że waga, dwa, kolejna niepotrzebna rzecz, która się psuje (jeżdżę głównie po asfaltach).
Tfu, miałam na myśli suport, nie piastę. Meh, za gorąco dzisiaj.
Teoria, teoria, teoria. To tak jak z piastą. Można kupić nową, można wymienić kulki w łożysku lub dołożyć te, które się wytarły. Piszę przecież, że jak jest za długi łańcuch, to wiele nie pomoże. Ale przeskakiwanie przerzutek to nie zawsze wina złego łańcucha tylko często gęsto lebiegi w serwisie, który nie umie przerzutki doregulować. BTW ciekawe jakim cudem udaje mi się na jednym przejechać średnio 10 tysięcy? :)
Lavinka
Stanowczo twierdzę, za Łukaszem, że skrócenie nic nie daje. Miałoby sen w przypadku luźnego łańcucha w rowerze bez zew. przerzutki i bez jakiegokolwiek napinacza. W Twoim przypadku, wózek przerzutki napina łańcuch, więc skrócenie nic nie daje. Łańcuch rozciąga się na każdym ogniwie i traci kształt, tym samym wykańczając kasetę. Dlatego niektórzy używają kilku łańcuchów na zmianę, co powiedzmy 300 – 400 km. Zakładają najkrótszy a więc najmniej zniszczony, żeby ochronić kasetę. I tyle.
@Łukasz: Zależy z jakiego powodu zeskakuje. Jak jest zdarta zębatka – to na pewno skrócenie nic nie da, ale czasem tak bywa, że przeskakiwanie jest wynikiem złej regulacji przerzutki lub zbyt rozciągniętego łańcucha. Pamiętaj, że ja nie jeżdżę na rowerze od roku, ale w zasadzie na typie roweru z przerzutkami już 17 lat i naprawdę wiele razu w serwisie byłam. I wiele razy ratowano mi rower za przysłowiowe grosze, gdy okazało się, że jestem „biedną studentką” i chcę jeździć, a nie szpanować nowymi częściami.
To ja może z trochę innej beczki, zastanawiam się nad kupnem roweru, konkretnie Giant Anyroad, ten model występuje w dwóch wersjach, cenowych, druga jest droższa o 500PLN, no więc wchodzę do sklepu rowerowego w Gdyni i pytam:
Ja- „czym różnią się te dwa modele, poza kolorem, czy warto dopłacić te 500PLN?” odpowiedź pana sprzedawcy rozłożyła mnie na łopatki
S- ” bo ten droższy jest sztywniejszy”
No więc ciągnę temat dalej bo nie rozumiem.
Ja- ” no dobrze, ale pod jakim względem, co w nim jest sztywniejsze”
S- ” no ogólnie jest lepszy bo sztywniejszy”
Rozmowa nie miała sensu bo sprzedawca wyraźnie nie miał pojęcia o produkcie który sprzedaje, podziękowałem Panu i wyszedłem ze sklepu, następnego dnia pojechałem do innego sklepu i tam dowiedziałem się dokładniej że droższy model ma karbonowy widelec i sztycę, że ma inną korbę, inny suport, inna kaseta ,ogólnie napęd jest bardziej profesjonalny, oczywiście drugi sprzedawca wytłumaczył mi to dokładnie, ja teraz uogólniam, a na deser doznałem zaszczytu przejechania się oboma egzemplarzami żeby porównać, zakochać się jeszcze bardziej, mało tego później Pan sprzedawca pozwolił mi wyjechać rowerami na pobliską ścieżkę mimo że pogoda była deszczowa, zrobiłem tymi rowerami po ok. 1 km, wyjechałem ze sklepu zakochany w tym droższym modelu bo faktycznie różnica była kolosalna i warto dopłacić te 500 PLN.
Dodam jeszcze że pierwszy sklep, w którym nie otrzymałem żadnej rzeczowej odpowiedzi, uchodzi za sklep bardzo renomowany, cóż, chyba ktoś leci na opinii.
@Lavinka – ale skrócenie łańcucha nie zmienia faktu, że każde pojedyncze ogniwo jest wyciągnięte. Więc czy tak, czy tak wyciągnięty łańcuch będzie przeskakiwał.
A co do komentarza Asi. Zgadzam się, że kobiety delikatniej traktują rowery, również ze względu na moc z jaką naciskają pedały.
Ale coś mi nie pasuje w stwierdzeniu „a przebiegi ma spore”. Dla każdego co innego oznacza „spore” i może się okazać, że przez 15 lat ten rower przejechał 3000 kilometrów.
Na czym trzeba działać to ja wiem, ale już raz spróbowałam i nie dałam rady po tym jeździć. Chyba mam za mało cierpliwości. Kilak godzin rzucania kurwami i było jeszcze gorzej niż przed regulacją. Nawet nie to, że nie mam talentu, co chyba bez korepetycji u mechanika się nie obędzie. Te przerzutki na filmach zawsze wyglądają jakoś inaczej niż moje. ;)