10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym

W sklepach rowerowych można czasem trafić na osoby, które chyba minęły się z powołaniem. Osoby, którym bliżej do „typowego szwagra” (tutaj znajdziesz 10 złotych rowerowych myśli szwagra), niż do pasjonata kolarstwa. Ogólniki, mity, naciągane pół-prawdy, mówienie wszystkiego byle tylko wcisnąć to co ma się w magazynie – tego możecie spodziewać się po wielu sprzedawcach. Oczywiście nie wszystkich, mam nadzieję, że jest to tylko drobny ułamek ogółu. Hej, zdaję sobie doskonale sprawę, że nikt nie jest Alfą i Omegą. Ani tym bardziej chodzącą rowerową encyklopedią. Ja z rowerowej wiedzy jeszcze nie wiem nawet połowy tego, co chciałbym wiedzieć. Ale bardzo się staram nie przekazywać nikomu, a już w szczególności Wam – totalnych bzdur. A jeśli nawet mi się zdarzy, to szybko się poprawiam i nie grzeszę więcej :)

Większość tych „ciekawostek” pisaliście do mnie w mailach, albo w komentarzach na blogu. Wybrałem dziesięć, choć z pewnością macie jeszcze w zanadrzu trochę opowieści. Śmiało dzielcie się nimi w komentarzach. Nie chciałbym tylko, by skończyło się to na atakach na konkretne sklepy rowerowe, tak więc proszę w miarę możliwości o niepodawanie nazw sklepów/serwisów. No to lecimy :)

Co można usłyszeć w sklepie rowerowym
fot. Bruce Turner

„Mądrości” ze sklepu rowerowego

1. Hamulce tarczowe są lepsze, ponieważ w V-brake trzeba co roku wymieniać linki i klocki, a w tarczówkach dopiero po kilku latach.

Jak rozumiem w hamulcach tarczowych klocki się nie zużywają? Wszystko zależy od stylu jazdy, jakości klocków, a nie do końca typu hamulców. Również wymiana linek hamulcowych w szczękowych V-brake co roku brzmi bardzo dziwnie. Ja wymieniam je średnio co trzy lata i myślę, że wytrzymałyby jeszcze ciut więcej czasu. Przy intensywnej jeździe w terenie czy błocie, częstsze wymiany są konieczne, ale mówiliśmy tutaj o rowerze do rekreacyjnej jazdy.

2. Dla kobiet lepsze są koła 26 cali.

To jeden z większych mitów, często przywoływany przez czytelniczki w komentarzach dotyczących zakupu roweru. Rozmiar kół w rowerze (w stosunku do wzrostu) ma największe znaczenie jedynie w skrajnych przypadkach. Kobieta czy mężczyzna o wzroście 150 cm myślę, że faktycznie pewniej się będzie czuć na rowerze z kołami 26 cali, czy nawet 24 cale. Na przeciwnym biegunie są osoby o wzroście 195 cm i więcej, dla których lepszym wyborem będą rowery z kołami 28 lub 29 cali. Ale pomiędzy osobami niskimi i wysokimi, dobór rozmiaru kół powinien opierać się na naszych potrzebach i wygodzie, a nie płci. A najistotniejszą sprawą jest odpowiedni dobór rozmiaru ramy do długości nóg i wzrostu.

3. Wysokie kobiety (powyżej 175 cm wzrostu) lepiej gdy będą kupować rowery z męską ramą.

Tak się zastanawiam, jaki rower chciał wcisnąć sprzedawca, naszej dość wysokiej czytelniczce :) Niestety prawdą jest, że wysokie kobiety mają trochę gorzej, jeśli chodzi o wybór rowerów z dużą, damską ramą. Jeszcze w rowerach górskich nie jest tak źle, bo często da się znaleźć rower w którym górna rura mocno opada. Ale np. męskie rowery trekkingowe zazwyczaj mają prawie poziomą górną rurę.

Co w takiej sytuacji ma zrobić wysoka pani, która chciałaby od czasu do czasu przejechać się na rowerze w sukience? Albo nie lubi wskakiwać na rower? Według tego sprzedającego, chyba lepiej żeby zapomniała o jeżdżeniu rowerem :(

Moim rozwiązaniem jest zbadanie rynku. I wyszukanie roweru np. Scott Sub Sport Lady (trekkingowy), który jest produkowany w rozmiarze 20,5 cala. Albo Maxim Stromholm w rozmiarze 21 cali. Akurat ten drugi jest rowerem miejskim i tutaj jest zdecydowanie łatwiej, ponieważ są to często rowery typu unisex i łatwiej o duże rozmiary.

Poza tym dodam jeszcze tylko, że „męska” i „damska” rama to kwestia nazewnictwa. Każdy niech jeździ na takiej, na jakiej mu wygodnie. I niech wzrost tego nie warunkuje.

4. Czy gdy nie ma amortyzatora, to pękają przednie widełki? Takie słowa usłyszałem w sklepie-serwisie rowerowym.

Zapewne po skoku z kilku metrów może się tak nieszczęśliwie zdarzyć. Zwłaszcza na rowerze turystycznym :) O wadach i zaletach sztywnych widelców pisałem już na blogu. A od siebie dodam tyle, że w rowerach szosowych nie ma amortyzatorów, wszyscy żyją, a widelce jakoś nagminnie nie pękają. Wszystko zależy od potrzeb i zastosowania, ale jeśli myślisz o jeździe rekreacyjnej lub szosowej/miejskiej/turystycznej to sztywny widelec da Ci niższą wagę roweru, mniejsze straty energii włożonej w pedałowanie i (zwłaszcza w porównaniu z tanimi amortyzatorami) dużo mniejszą awaryjność.

Na pewno zdarzają się sytuacje gdy widelce pękają. Pękają również ramy, obręcze kół czy wsporniki siodełka. Ale są to sytuacje na tyle rzadkie, że nie warto się tym przejmować. Jeśli tylko użytkujesz rower zgodnie z jego przeznaczeniem, nie musisz się obawiać o pękanie jego elementów.

5. W serwisie powiedziano nam, że rower z internetu musi być złożony w serwisie, bo inaczej traci gwarancję. Co najlepsze powiedziano, że koszt dokręcenia tego w serwisie to 200 zł! Przyznano, że po to żeby się nie opłacało kupować przez internet.

Cóż, jest to typowy przykład zdzierania pieniędzy z klienta (200 złotych za przygotowanie roweru???). Oraz straszenie zakupami w internecie (czytaj: kup u nas i przepłać). Większość dobrych internetowych sklepów rowerowych przygotowuje rower do jazdy przed wysyłką. Po otrzymaniu roweru wystarczy przykręcić kierownicę, założyć koła, przykręcić pedały i można jeździć. Są to czynności, które każdy może zrobić w domu dysponując kluczami imbusowymi i płaską piętnastką.

Zazwyczaj trzeba tylko zrobić przegląd gwarancyjny po kilkuset kilometrach, najlepiej w autoryzowanym serwisie (choć o zasadność takiego przeglądu toczyła się burzliwa dyskusja w podlinkowanym wpisie). Poza tym, między nami mówiąc – wiecie gdzie możemy sobie wsadzić gwarancję na rower :) W przypadku ewidentnych błędów w produkcji oczywiście bardzo się przydaje. Ale większość ew. usterek serwis zrzuci na zużycie sprzętu albo uszkodzenie mechaniczne.

Poza tym porównajcie sobie ceny w internecie z tymi w sklepach. Często różnice są kolosalne. Inna sprawa, że ceny internetowe to dobry początek negocjacji w stacjonarnym sklepie rowerowym.

6. W dobrym serwisie rowerowym w moim mieście dowiedziałem się, że nowego łańcucha nie powinno się smarować, ponieważ ten preparat nałożony fabrycznie jest naprawdę dobrej jakości i warto, żeby łańcuch trochę na nim popracował.

Moim zdaniem nie jest to prawda. Nigdy nie wiadomo ile czasu łańcuch spędził w magazynie i czym tak naprawdę jest pokryty. Lepiej dobrze go wyczyścić i nasmarować swoim, sprawdzonym smarowidłem.

Sklep rowerowy
fot. Vince Alongi

7. Z kartonem też bywa różnie, w sklepie X z Wrocławia krzyknęli mi 80 zł za używany karton! W sklepie Y karton dostałem GRATIS.

Ten podpunkt chyba nie wymaga komentarza. Zrozumiałbym „skasowanie” kogoś na przysłowiowe 10 złotych za fatygę. Ale 80 złotych za karton? Dobry żart. Mamy oczywiście wolny rynek, ale sprzedających powinna cechować też odrobina przyzwoitości. Takie kartony są najczęściej w sklepie zupełnie niepotrzebne. Przyjeżdżają w nich rowery, a potem nie ma co z nimi zrobić.

8. Pan w rowerowym mi dziś powiedział, że to nieistotne czy kupię rower z ramą 18, 19 czy 20 cali, bo różnice są minimalne.

Gdyby to nie miało znaczenia, to producent nie robiłby różnych ram. Po to się je produkuje, by każdy mógł sobie dobrać ramę pod siebie. Zgodzę się, że różnice nie będą olbrzymie. Ale zawsze warto przejechać się na rowerach o dwóch rozmiarach ram, by wybrać ten bardziej pasujący. No chyba, że ktoś długością nóg i wzrostem pasuje idealnie do konkretnego rozmiaru ramy.

W tym wypadku podejrzewam, że sprzedający miał jeden rozmiar ramy tego roweru i chciał go wcisnąć kupującemu.

9.  Jeden ze sprzedawców powiedział, że koła 26 cali będą znacznie lepsze na mieszane wycieczki (asfalt i leśne drogi) aniżeli 28 cali.

O rozmiarze kół napisałem sporo w punkcie drugim. Do amatorskiej, rekreacyjnej jazdy rozmiar kół nie ma większego znaczenia. Oczywiście – większe koła lepiej się toczą i są naturalniejszym wyborem na asfalt i dalsze podróże. Co nie znaczy, że będą sobie źle radzić na leśnych drogach. Czego koronnym przykładem są święcące triumfy rowery górskie z kołami 29 cali. Czyli jednak można :)

10. Łańcuchy i kasety Shimano różnią się twardością materiału z jakiego są wykonane. Nie można do droższej, twardszej kasety kupić tańszego, miękkiego łańcucha – ponieważ kaseta zniszczy łańcuch.

Jest to bardzo powszechny mit, sam też go słyszałem w jednym ze sklepów. Tylko że nikt nie potrafi wskazać ani dokumentów od Shimano, które by to potwierdzały, ani żadnych wiarygodnych testów. Pisałem o tym w 2013 roku i dyskusja bardziej zeszła na trwałość łańcuchów oraz kaset, a nie na zużywanie jednych elementów przez drugie. Samo Shimano podaje, że komponenty z niższych grup można mieszać z tymi z wyższych.

W każdym razie mit o zużywaniu „miękkich” podzespołów przez „twarde”, jest moim zdaniem taką samą bajką, jak twierdzenie, że do roweru trzeba dokupić zabezpieczenie za 10% jego wartości.

A tu jeszcze 8 rowerowych mitów, które obalałem na wyjeździe w Londynie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

Macie swoje historie? Piszcie! Pośmiejemy się razem z miejskich legend i niezwykłości :)

 

Podobne wpisy w temacie rowerowych mitów:

1. 20 rowerowych mitów

2. 10 głupot, które usłyszysz w sklepie rowerowym

3. 10 rowerowych „złotych” myśli

4. Mit tylnej przerzutki

5. Ile powinno kosztować zabezpieczenie roweru (i dlaczego nie 10% jego wartości)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

281 komentarzy

  • Lavinka

    Koniecznie naucz się regulować przerzutki. To proste jak budowa kija do szczotki. Nie musisz się babrać w żadnych smarach. Potrzebujesz jednego malutkiego śrubokręcika. Działasz na 5 śrubkach ( przód i tył ) i ew. na baryłkch przy manetkach oraz, jeśli masz, przy tylnej przerzutce. To w zasadzie wszystko. Dokładny opis masz na tym blogu albo całą masę w necie.
    Wtedy już na pewno Twoja zgrabna nóżka sportsmenki, nigdy więcej nie postanie w serwisie. :)

  • Silnik samochodowy też można zajeździć, jeśli się go źle używa. To zwykła mechanika, tego się nie oszuka. Ja zawsze startuję z lżejszej przerzutki, dopiero jak się rozpędzam – wrzucam mocniejszy bieg, a najmocniejsze tylko z górki lub z wiatrem po asfalcie jak lustro. To już jest technika jazdy. Ale ja nie startuję w zawodach, jeżdżę co prawda długie dystanse, ale rekreacyjnie w sandałkach czy zwykłych butach, w których chodzę na co dzień.

    Ludzie się czasem burzą, że mówię, że nie uprawiam w ogóle sportu, ale to prawda. Że przejadę 130 kilometrów jednego dnia. I co z tego, gdy prędkość średnia oscyluje w granicach 16-17km/h, a w ciągu tego dnia zrobię sto postojów i rozwałek na żarcie i robienie zdjęć. Dlatego jak mi w serwisie mówią, że jakaś część wymaga wymiany, to się pytam dlaczego. I mają mi pokazać palcem i wytłumaczyć.Zaraz potem się okazuje, że owszem wymaga naprawy/wymiany, ale jeszcze pół roku na tym pojeżdżę. Tak było z moją przednią trójzębatką, która jest zjechana i „do wymiany” od 2 lat co najmniej, ale jakoś działa.

    Łańcuch to nie wiem ile lat już mam ten sam, fakt – regularnie smarowany, ale ja wiem, że czasem wystarczy go skrócić, żeby był dobry. Nie trzeba wymieniać od razu po 3 tys. km. Można spokojnie po 7 (jeżdżę ok. 4 tys km rocznie, w tym roku więcej, bo już mam 3 z hakiem).To nie był tani łańcuch, też jestem zdania że przy ambitniejszej jeździe nie ma co na częściach oszczędzać, potem się nie trzeba z serwisami użerać. Gdybym umiała regulować przerzutki, to bym chyba do serwisu jeździła raz na 10 lat. Ale tu wychodzi moje lenistwo, poza tym nie lubię się w smarach i innym badziewiu babrać. ;)

  • Historia w sumie z wczoraj i dziś. Usiłuję (to najlepsze sformułowanie) się skontaktować z trójmiejskim przedstawicielem pewnego holenderskiego producenta rowerów m.in. elektrycznych. Maile nie dochodzą — jest problem z ich serwerem. Dostałem numery telefonów do tego sklepu z polskiej centrali — nie mogłem się dodzwonić. Zainteresowanie klientem zerowe. Inne punkty znajdują się w Olsztynie i Bydgoszczy (200 km). Weź potem oddaj rower na naprawę gwarancyjną jak już na starcie jesteś olewany.

    Mówimy o rowerze, którego ceny w Polsce zaczynają się (podstawowy model) od 8000 PLN. Więc po zakupie muszę mieć dobry kontakt z serwisem, bo samodzielne naprawy będą kosztować (przynajmniej utratę gwarancji na podzespoły, których w Polsce od ręki nie dostanę).

    W zeszłym roku też usiłowałem się z nimi skontaktować chcąc kupić rower za ponad 4k PLN. Skończyło się na zakupach w rowerystylowe.pl. Jakby nie patrzeć Wrocław jest dosyć daleko od Gdyni. Ryzykowałem potencjalnymi problemami z gwarancją itp. Pozytywem był spory upust, bo 40%.

    Jedno z dwojga: albo się zwijają, albo mają taki ruch, że poniżej 10k PLN nie schodzą. Niestety, po pracy nie mam zbytnio czasu aby udać się osobiście, a i tak przecież nie udzielą mi odpowiedzi (wyceny) od ręki.

  • No widzisz, ja niestety nie znam problemu, bo zawsze chciałbym mieć wszystko „na teraz”, więc jestem gotów się dla tej prędkości sam napracować i przychodzę do sklepu zazwyczaj z wymontowaną częścią/elementem roweru, więc i nie miałem sytuacji, w której zostałbym potraktowany jakbym się nie znał :)

    Co nie zmienia faktu, że praktycznie każdy serwis w okolicy już z raz mnie zawiódł i to często w zupełnie absurdalny, śmieszny sposób.

    Ostatnio na przykład potrzebowałem ucięcia rury sterowej (nie mam imadła w domu), więc zjawiłem się w sobotę, zaraz z ranća, w punkt o godzinie otwarcia. Problem w tym, że nadal było zamknięte, byłem tylko ja i pracownica, czekający 30 minut na szefa z kluczami. W końcu i on przyszedł i bez przeproszenia przyjął do roboty, obiecując że za 3h będzie do odbioru. Jak wtedy przyszedłem okazało się, że:
    – nie pamiętali kim jestem (ani dziewczyna ani on)
    – zapomnieli co chciałem i o co chodziło z tym amortyzatorem
    – brakowało im sprzętu i musieli przy mnie pół godziny szukać, by potem trzy razy dopytywać na jaką długość ma być

    A to serwis mający najlepsze opinie w okolicy i do tego grubo poza sezonem, więc praktycznie nie mieli klientów od rowerów, nawet promocja -50% na serwis była:)

    Rok wcześniej, jak jeszcze sam nie robiłem, do konkurencji oddałem miejski do założenia piasty wielobiegowej. Wpierw przez parę minut marudzili, że to żmudna robota i oni nie widzą, czy im się chce, a potem przyjęli mówiąc, że do odbioru będzie za tydzień. Dzwonie po 6 dniach żeby się zapytać, o której godzinie następnego dnia będzie do odbioru, a oni mówią, że mam sobie odebrać z powrotem, bo się nie wyrobią. I nie wiedzą kiedy się wyrobią i może mam kiedy indziej u nich spróbować. A czemu sami nie zadzwonili? Gdybym wiedział to bym mógł rowerem przynajmniej przez weekend jeździć, a nie bezsensu trzymać go u nich? Bo im się karteczka zagubiła… Ręce…

    A to był drugi najlepszy serwis w okolicy :)

    Od tego czasu nakupowałem sobie narzędzi, naoglądałem filmów, naczytał książek i staram się wszystko robić sam. Mogą mnie cmoknąć w dzwonek :D

  • „Ale żeby nawet pod damskim zadkiem, przez kilkanaście lat NIC w rowerze nie wymieniać?! Nawet opon czy klocków? To zakrawa na totalną rowerową abnegację. ”

    Co prawda też mnie to dziwi w przypadku roweru górskiego (może ktoś włożył sensowne części, kiedyś jednak marketowe były o niebo lepsze od współczesnych), ale są inne rodzaje rowerów, które wymykają się wszelkim standardom. Miałem okazję przejechać się ponad 20 letnią gazelą; nie do zajechania. Można ją porównać do historycznego mercedesa e123. Chciałbym żeby moja była choć w połowie tak trwała. Żeby po tylu latach jedynym problemem była korodująca kierownica. Minus jest oczywiście jeden: cena. Ponad 4k PLN za rower z vbrake i zaledwie nexus 7 bez dodatkowych „bajerów” wydaje się aburdalne. Ale po 5k km zmieniłem zdanie. Dopiero teraz klocki zużyły się na tyle, że powoli przymierzam się do wymiany (jeźdżę cały rok — także w zimę). Do awarii zaliczam skrzypiącą nieco sztycę pod siodełkiem i zerwaną linkę od przerzutek. Temu ostatniemu chyba mogłem „pomóc”.

    Co do serwisów nauczyłem się jednego: jak koleś twierdzi, że coś trzeba wymienić, bo „cośtam” (się zużyło itp.), to zawsze żądam zwrotu zużytych elementów i pełnej faktury vatowskiej Zarówno w przypadku samochodu (w ASO nie ma żadnych problemów) jak i roweru. W przypadku roweru nagle się okazuje, że mogłem jeszcze trochę pojeździć. W jednym przypadku serwis odmówił faktury. Groźba zgłoszenia faktu do US okazała się skuteczna.

    Takie historie tylko potwierdzają, że zdecydowana większość serwisów jedzie po najmniejszej linii oporu. I taka prośba do niepełnosprytnych serwisantów: to że ktoś jeździ na holendrze niemal pod krawatem, to nie znaczy, że pierwszy raz widział podzespoły roweru na oczy i doskonale orientuje się w przepisach. Wychodzicie wtedy na idiotów. Mentalnie niektórzy siedzą jeszcze w „trzecim świecie”. Popatrzcie sobie jak to wygląda w bardziej „rowerowych” krajach.

  • Lavinka

    Istnieją faceci którzy nie dają się naciągać serwisantom, gdyż albowiem umieją sami zadbać o swój rower, samochód, wbić „góźdż” żelazny w ścianę a nawet naprawić pralkę. Ci zazwyczaj wymieniają zużyte części na czas. Ot tak, dla własnego komfortu. Potem mogą jeździć na dowolnych przełożeniach i nic im nie przeskakuje, nie skrzypi ani nie chrobocze. Nic tylko cisza wokół i śpiew ptasząt… :)

  • @Maciekr

    Oczywiście że kobiety jako istoty nader łagodne :), jeżdżą mniej siłowo i zazwyczaj troszkę wolniej. Zatem mniej katują sprzęt. Ja natomiast jestem dość ciężki, więc cisnę w pedały ile wlezie, żeby w ogóle ruszyć z miejsca. Dlatego szybko niszczę napęd. Ale żeby nawet pod damskim zadkiem, przez kilkanaście lat NIC w rowerze nie wymieniać?! Nawet opon czy klocków? To zakrawa na totalną rowerową abnegację. Doprawdy nie ma czym się chwalić.

  • To po prostu wszystko kwestia potrzeb. Ja osobiście wychodzę z założenia, że jak mam rower droższy, niż 1000zł i już wycisnąłem skarbonkę, by zamontować tam coś lepszego to wszystko ma działać. Ma działać idealnie i tyle. Jak nie działa to trzeba naprawić albo wymienić. Bo idealnie działający rower to dla mnie po prostu większa przyjemność z jazdy – przy okazji i większa dynamika, łatwiejsze utrzymanie równej kadencji, mniej niepotrzebnych dźwięków, mniej odczekiwanie aż przerzutka zaskoczy i ostatecznie (może i minimalnie) większe bezpieczeństwo, bo rower po prostu działa i mogę się skupić na tym, co dzieje się na drodze/szlaku, a nie między moimi nogami :D

  • Też to obserwuję. Jeżdżę wolniej, na lżejszych przerzutkach, mam zupełnie zdartą przednią zębatkę, a mimo to łańcuch działa. Przerzutki czasem skaczą, to ich nie używam na pewnych przełożeniach (najczęściej jadę na 2/4, 2/5, 3/4). I tak już trzeci rok jazdy. W ogóle jeszcze trzeba wiedzieć, jakich przełożeń nie używać za często, żeby nie niszczyć części. Myślę również, że faceci bardziej się przyglądają rowerom i wymieniają części szybciej, niż to jest konieczne. Zwyczajnie dają się naciągać obsłudze z serwisu, która zamiast skrócić łańcuch o jedno oczko – każe im kupować nowy. ;)

  • @Anonim

    (Będzie komentarz niepoprawny politycznie.)

    Ja zauważyłem, że kobiety łagodniej obchodzą się rowerem, niekoniecznie jeżdżąc wolniej. Nie wiem czym to spowodowane, może mniej „siłową” jazdą? Widzę po rowerze dziewczyny: 30km dziennie, a łańcuch, łożyska itp. po dwóch latach praktycznie nie mają jakiś wyraźniejszych oznak zużycia. Jedynie łańcuch po zimie wymagał dokładniejszego wyczyszczenia, a bagażnik naprostowania.

    Tak więc komentarz Aśki mnie nie dziwi.

  • Nie wiem Aśka jak Ty jeździsz, cuda jakieś. Ja po połowie sezonu w nowym rowerze wykończyłem kasetę ( początki rekinich płetw ), a co za tym idzie łańcuch przeskakuje i jest już rozciągnięty, klocki hamulcowe, pedały skrzypią i prawa manetka nie chce wracać czyli się zacina. Rower nie był z hipermarketu.

  • A propos nie tyle tekstu, co komentarzy – o raju, ja myślałam, że rower to ma przede wszystkim jeździć! Mój romek to 14-letni góral z hipermarketu, za 300zł. W życiu nic nie wymieniałam, a przebiegi ma spore. Jasne, widać, że już leciwy, że nie ta moda. Chyba sporo zależy, od tego, czego oczekujemy od roweru. Mnie ma wieźć, siłą moich nóg. I robi robotę :)

  • Każdy może mieć swoje zdanie na temat przedstawionych „głupot”. Nie mniej jednak osobiście spotkałem się z góra dwoma. My w każdym bądź razie nie działamy w ten sposób ;)

  • Jedna rzecz mnie w sklepach/serwisach rowerowych wkurza niemiłosiernie: przyjedziesz „holendrem” to masz dużą szansę iż będą ci wciskać kit, zakładając że kompletnie nie znasz się na tym czym jeździsz. Jakby przeznaczenie roweru w pełni określało inteligencję i kojarzenie faktów u użytkownika. W Trójmieście w zasadzie tylko do dwóch mam „w miarę” zaufanie, tak jak „w miarę” są uczciwi. Reszta już mi takie niestworzone rzeczy opowiadała jakby coś brali.

  • Są różne szkoły. Są tacy, którzy po parę lat nie dbają o rower, albo dbają o niego w bardzo podstawowy sposób (dosmarowanie byle czym łańcucha co sezon) i twierdzą, że jeździ im się kapitalnie, wszystko idealnie działa i przy rowerze w ogóle nic nie trzeba robić.

    I tacy, którzy co 600km zamieniają i odtłuszczają łańcuch, co parę tysięcy kupują nową kasetę, co sezon czyszczą i smarują łożyska pedałów, piast, sterów i suportu, wymieniają linki i pancerze…
    I mimo wszystko narzekają na to, że rower nie działa tak precyzyjnie jakby chcieli.

    :D

  • Cóż, myślę, że jeśli widziałby coś do wymiany lub naprawy – to na pewno by dał znać, w końcu to dla niego zarobek.

    Będę wdzięczny za niepodawanie linków do komercyjnych stron, od tego jest zakładka Współpraca na blogu.

  • Hmm zastanawiam się ile prawdy mówią w sklepach. Ostatnio byłem ze swoim starym około 10 letnik rowerem ( firma Trec) i Pan ze sklepu powiedział, że rower jest na tyle w dobrym stanie, że tylko trzeba go nasmarować to możliwe ?? Nie znam się dobrze, ale czy firma Trec to dobry wybór ?

  • Staram się na blogu próbować spojrzeć na branżę od strony subiektywnej, mimo iż jestem z nią związany siłą rzeczy z dwóch stron, jako zawodnik, ale też jako bloger i pr-owiec; tak więc zapewniam iż zdarza mi się słyszeć jeszcze bardziej zaskakujące „mądrości” w wykonaniu tak klientów-sportowców, jak i pracowników:) Jednak czasem, z zaskoczeniem, w praktyce odkrywa się CIEŃ SENSU w niektórych najbardziej odjechanych wypowiedziach .Zachęcam do przeglądania:)

  • @Jan – odpowiedziałem u Was na blogu. Fajnie, że jest to normalna dyskusja, a nie wyzywanie od @@@ i @@@ jak to czynili niektórzy, których nie ma tu już z nami :)

  • @Jan: Chciałem napisać ci komentarz na twoim blogu, ale wyskakuje mi błąd, więc napiszę tu:

    „Szczerze mówiąc, to wydaje mi się, że ten wpis powstał trochę na siłę. Jak dla mnie za dużo jest tu kombinowania w stylu „co prawda tak sformułowane twierdzenie faktycznie jest bez sensu, ale mogło chodzić o coś innego/można było na to spojrzeć z innej strony”

    To niestety nie ma nic wspólnego z dekonstrukcją. Ja tu widzę może ze dwa faktycznie konstruktywne zarzuty do twierdzeń autora, a reszta to przyczepienie się na siłę do pozostałych punktów (odwracanie ich znaczenia i relatywizowanie), by mieć więcej tekstu do napisania.”

  • Zapraszamy do lektury naszej dekonstrukcji tego tekstu –

    http://www.dobrerowery.pl/blog/krytycyzm-w-krytyce-czyli-zagalopowani-eksperci

    Nie wszystko złoto, co się świeci, lub jak kto woli nie wszystkie szalone pomysły są tak bezsensowne jak można by pomyśleć:) Natomiast tekst bardzo ciekawy!

  • Edeko04
    Jak już pisałem, czasami grzebię w samochodzie, miałem w ręku taki klucz i wiem kto go ma w razie czego. Ale jako że rower mam zwyczajny i niedrogi, taki co to obok karbonów co najwyżej stał w jednym magazynie, więc spokojnie daję radę na czuja.
    Bardzo dziękuję za radę. :)

  • @Michał ale nie musisz od razu kupować tego klucza. To w końcu duży wydatek. Ja po prostu idę do znajomego mechanika. W każdym warsztacie samochodowym mają taki klucz. Trzeba tylko nie zapomnieć zabrać potrzebnej końcówki (klucz do kaset na ten przykład) i browarka dla pana mechanika za fatygę ;-)

  • Witam, ja sie nie zgodzę co do punktu nr 6, Zakupiłem w maju kasetę +łańcuch, na oryginalnym smarze przejechałem jakieś 380km(łańcuch nie widział wody, deszczu, piach i kurz owszem) po czym go umyłem i nasmarowałem swoim smarem i po około 200km czynność muszę powtarzać. Z trzema łańcuchami miałem podobnie, dlatego według mnie nie ma sensu myć nowego i smarować.
    Cały artykuł bardzo ciekawy, niestety tak jest ze wciskają ludziom kit aby tylko sprzedać…

    POZDROWER

  • Już dobrze, dobrze. Zaryczeliście mnie i nawet trochę przekonaliście. Rozumiem potrzebę posiadania klucza dynamometrycznego.
    Tak czy siak, wino dalej aktualne. :)