Temat ubrań przeciwdeszczowych, nie jest najprostszym z jakim przyjdzie się nam zmierzyć. W warunkach rowerowych różne są nasze wymagania. Jedni potrzebują czegoś do ochrony przed krótką mżawką, inni przed całodniowymi ulewnymi deszczami. Dodatkowo, podczas jazdy w deszczu, nie chodzi tylko o to, by deszcz nie dostał się pod ubrania, ale także o to, by pot wydostawał się na zewnątrz. W przeciwnym wypadku, po jakimś czasie, pod takim przeciwdeszczowym pancerzem zrobi Ci się sauna. Tak więc mój tekst będzie jedynie bazą do własnych poszukiwań. Jeśli szukasz czegoś, co będziesz wozić w plecaku lub sakwie podczas dojazdów do pracy – spokojnie możesz kupić prostszy model kurtki czy spodni. Ale jeżeli planujesz wyprawę rowerową w miejsca, gdzie pogoda jest kapryśna i często pada, lepiej zainwestować w coś porządnego, co da więcej przyjemności z jazdy.
Na pierwszy ogień idą kurtki rowerowe. Tutaj mamy dwie główne ścieżki do wyboru. Albo cieniutka i lekka kurteczka/płaszczyk przeciwdeszczowy, albo tradycyjna kurtka. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by w swojej rowerowej garderobie mieć oba typy kurtek. Kurteczki mają tę zaletę, że po złożeniu zazwyczaj zajmują tyle miejsca co dwa wafelki i ważą niewiele. To moim zdaniem bardzo dobry wybór na kurtkę awaryjną, którą można wepchnąć na dno plecaka i po prostu o niej zapomnieć, przynajmniej do momentu gdy będzie potrzebna.
Niestety sporym minusem takich kurtek jest ich oddychalność. A w zasadzie jej brak. Producenci oczywiście chwalą się, że ich kurtki są oddychające, ale jeśli nawet, to w niewielkim stopniu. Sam mam kurtkę Nalini Kea, którą sobie bardzo chwalę. Ale nie należy zapominać, że tu jest coś za coś – kurteczka jest leciutka, ale nie ma membrany, która pomaga w odprowadzaniu potu. Niestety, trzeba liczyć się z tym, że pod taką kurtką dość szybko zaczniemy się gotować. Jest to bardzo dobry wybór na awaryjną kurtkę, albo np. na jakieś zawody rowerowe.
Drugi typ to „tradycyjne” kurtki. Trochę grubsze i cięższe od cienkich przeciwdeszczówek. Plusem takiej kurtki jest fakt, że może być z powodzeniem używana nie tylko na rowerze. Warto przy zakupie jednak zwrócić uwagę, by z tyłu kurtka była lekko przedłużana – uchroni Cię to przed mokrymi plecami. Kurtka powinna mieć również stójkę oraz fajnie jest, gdy ma kieszenie, nawet jeśli nie zewnętrzne, to chociaż jakąś małą wewnętrzną na drobiazgi.
Na rynku znajdziemy całą masę takich kurtek. By móc je porównać ze sobą, producenci często podają ich wodoodporność w milimetrach słupa wody oraz oddychalność w gramach na metr kwadratowy na dobę. Tutaj trzeba mieć dużą dozę nieufności, odnośnie deklaracji producenta. Często różnice mogą wynikać z różnych sposobów pomiaru, dokonywanych przez producentów. Jeśli chodzi o te parametry, traktowałbym je jako przybliżone.
Membrana która znajduje się w kurtce, jednocześnie stanowi barierę dla wody oraz pozwala na oddychanie skóry. Tu musisz pamiętać też o tym, że jeśli zależy Ci na dużej oddychalności, nie możesz liczyć jedynie na kurtkę. Wszystkie warstwy ubioru, które masz pod kurtką, również powinny być oddychające, tak by pot jak najszybciej mógł wyparować ze skóry. Kupując kurtkę, warto również zwrócić uwagę na takie dodatki jak odblaskowe przeszycia czy elementy. W deszczu możemy stać się kiepsko widoczni i takie dodatki na pewno trochę poprawią nasze bezpieczeństwo.
Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym opowiadam o kurtkach przeciwdeszczowych na rower. Będę także wdzięczny za zasubskrybowanie kanału :)
Kolejny podpunkt to spodnie rowerowe. Tutaj również możemy się spotkać z cieniutkimi, niezbyt dobrze oddychającymi spodniami, jak i spodniami z membraną, które choć troszkę cięższe i grubsze, będą odprowadzać pot. Warto by spodnie miały na dole wszytą gumkę, która zapobiegnie ich podwiewaniu i podciąganiu. Miłym dodatkiem są również ekspresy na nogawkach, które ułatwiają założenie spodni, gdy mamy już buty na nogach.
Większość uwag odnośnie spodni jest w zasadzie identyczna, co w przypadku kurtek. Kupując spodnie, warto przymierzać je na spodnie/spodenki w których na co dzień jeździmy na rowerze. Nie zawsze jest czas i ochota, by podczas opadów zmieniać je na przeciwdeszczowe, dlatego dobrze jest by zmieściły się na wierzchnie spodnie jako druga warstwa.
Kurtka i spodnie ochronią przed deszczem zdecydowanie największą powierzchnię naszego ciała. Pozostanie jeszcze głowa, stopy i dłonie. Nie są to może miejsca pierwszej potrzeby, ale jeżeli nie lubisz moknąć lub nastawiasz się na jazdę w niesprzyjających warunkach, pomyśl również o zabezpieczeniu tych części ciała.
W przypadku stóp masz dwie opcje do wyboru, albo ochraniacze na buty, albo buty z membraną (np. Gore-Tex). Takie membrany bardzo często można znaleźć w butach rowerowo-trekkingowych. Do takich butów często można również zamontować bloki SPD. Jeśli planujesz poruszanie się po bezdrożach i górach, takie buty na pewno będą dobrym wyborem. Ale udało mi się znaleźć także buty szosowe z membraną. Warto by takie buty miały trochę wyższą cholewkę, utrudni to dostawanie się wody do buta. Każdy kto miał kiedyś trekkingowe buty z dobrą membraną potwierdzi, że woda nie jest im straszna. W przypadku rowerowych butów – również nie będzie.
Drugi sposób na ochronę stóp przed wodą to ochraniacze na buty. Ich dużym plusem jest dodatkowa ochrona przed wiatrem i chłodem. Ochraniacze mogą być wykonane z różnych materiałów, albo ze zwykłego, nieoddychającego neoprenu, albo np. z membrany, która umożliwia oddychanie stóp.
Więcej o rękawiczkach rowerowych przeczytasz w czwartym odcinku cyklu „W co się ubrać na rower”. Tutaj napiszę jedynie, że na rynku są dostępne rękawiczki, które są znowu albo tylko wodoodporne, albo wodoodporne i oddychające. Wszystko zależy od tego, czy to mają być rękawiczki awaryjne, które założymy np. na drugie, czy pełnoprawne rękawice w których będziemy jeździć cały czas. Takie rękawiczki moim zdaniem sprawdzają się głównie jesienią i zimą, w lato, gdy jest ciepło – nie ma potrzeby stosować ochrony dłoni przed deszczem.
Ostatni podpunkt to pokrowce na kask. Chronią one głowę nie tylko przed wodą, ale także pyłem, kurzem, owadami. W sumie tutaj wiele do dodania nie mam. Jako ciekawostkę pokazuję pokrowiec Chiba Raincover Pro (na zdjęciu to ten po prawo). Jest on przedłużany z tyłu i oprócz głowy, dodatkowo chroni również kark.
Czy ochraniacze na buty, kask i rękawiczki są potrzebne – to już wszystko zależy od Ciebie. Tak naprawdę, gdy pada ciepły letni deszczyk, moim zdaniem lepiej jechać w krótkiej koszulce i spodenkach, niż ubierać się w kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe. A zostawić je na duże deszcze i ulewy. W każdym razie, dobrze dobrane ubrania, pozwolą nam dojechać „suchą stopą” do celu, czego każdemu i każdej z Was życzę :)
Wszystkie planowane wpisy z cyklu „W co się ubrać na rower?”:
5. Ubrania przeciwdeszczowe
8. Kaski
9. Okulary
10. Porady od blogerek modowych
Membran używam „od zawsze”, czyli od 1990 r., kiedy to nabyłem drogą kupna pierwsze rękawice narciarskie z Thinsuli. Były znakomite i długowieczne, znacznie lepsze od współczesnych Goretexów. Nie posiadam membran typowo na rower, używam turystycznych lub narciarskich. Po latach obcowania z tymi materiałami, stwierdzam że jedynym prawdziwym „Gorkiem”, jest mój sztormiak z serii off shore. Czyli taki porządny, do pływań oceanicznych.
Jest uszyty (podobno) z jakiegoś trójwarstwowego Gore i faktycznie wymiata: szczelny, oddychający, po kilku latach wystawiania membrany na niszczące działanie soli morskiej nic nie stracił ze swoich właściwości. Super ciuch.
Cała reszta, włącznie z bardzo drogą kurtką narciarską, to mniejszy lub większy syf, napakowany marketingowym bełkotem. Podejrzewam, że z ciuchami rowerowymi jest dokładnie tak samo.
Pewnie membranowi puryści mnie zakrzyczą, ale co tam – niech krzyczą. :)
Chyba najlepszą opcją poza ściganiem, jest dobra kurtka turystyczna (na sporą zlewę).
1. Dobre membrany
2. Kaptur powiększony pod kask wspinaczkowy wchodzi na większość rowerowych
3. Ciuch jest z reguły uniwersalny , czego o „oczojebnych” ciuchach rowerowych powiedzieć nie można.
4. Dopasowany krój
5. Wentylacja pod pachami.
Ja w okresach ciepłych nie używam membran, ewentualnie wiatrówka o ciasnym splocie z DWR która krótka zlewę czy dłuższy mały opad wytrzyma u mnie to Rogelli Arizona Fluor. Przeciwdeszczowa która mnie nie zawiodła na rowerze czy na mieście i w górach to TNF venture. Nie oddycha jak w/w wiatrówka, ale faktycznie pracuje i można śmiało długie dystanse w niej pokonywać bez sauny. Tu warto zaznaczyć, że te ciuchy działają tylko i wyłącznie wtedy kiedy dolne warstwy ubioru sa dobrane optymalnie, czyli i jakość bielizny i termika. Wychodząc na rower musi być nam zimno/chłodno. Dopiero po kilku km powinno sie osiągnąć dobry komfort termiczny. To chyba największy błąd w dobieraniu ubioru. Za dużo za ciepło, za szczelnie. Codziennie mijam setki ludzi „przebranych”. Przy temperaturze tak jak dziś (15 st bezchmurne niebo) w ciepłych zimowych kurtkach, w ciężkich membranach, czy wręcz „workach foliowych”, lub np softshelle z ceratą z marketów (tragedia).
Spodnie przeciwdeszczowe ubieram rzadko. W większości przypadków ubieram soft czyli bezmembranowe Milo. Ale jak już „leje wiadrami” to również The North Face Resolve. Jedne i drugie nigdy jeszcze nie puściły mi wody.
Na buty w ciepłych okresach ochraniacze od deszczu i wiatru, za radą bardziej doświadczonego kolegi nie inwestuję dużo w ochraniacze, bo padają jak muchy, chyba że leżą na półce, to można bawić się w marki i GTXy. Uzywam teraz jakies accenty i może pociągną jeszcze do końca roku. Zimą zmiana na platformy i buty turystyczne z membraną – stare campusy.
Pozdro
@SPINDOKTOR
Też mam ten zestaw. Niestety nie sprawdził się. Kaptur da się na siłę wcisnąć na kask, ale cała kurtka wyczuwalnie podnosi się do góry i jest „jakoś dziwnie”. Kaptur włożony pod kask powoduje gotowanie się łysiny (a nie chcę, żeby mi ostatnie dwa włosy wypadły ;-)) ) i spływanie deszczu na oczy. Ściągacze przy rękawach zatrzymują skutecznie powietrze w efekcie czego rękawy w niemiły sposób kleją się do skóry.
Używam tej kurtki na wycieczki piesze i bardzo ją lubię za możliwość zwinięcia w „kieszeń” i zapięcia takiej saszetki w pasie.
Mój problem polega na tym, że nie jeżdżę (już) do pracy tylko na dłuższe wycieczki. Ponadto bardzo łatwo się „zaparzam” w nadmiernie szczelnych/grubych ubraniach – dlatego z ciekawością śledzę ten wątek z nadzieją, że znajdę tu nowe pomysły.
Pozdrawiam.
W zasadzie jedynie rozwiązanie przeciwdeszczowe, które mi się sprawdziło przez cały rok w mieście (a podpatrzone u Holendrów), to:
– spodnie przeciwdeszczowe rozpinane na min 3/4 długości nogawki (im krótszy zamek, to zapomnijcie o wygodzie i szybkości założenia na zwykłe spodnie). Wszelkie softshelle i hardshelle to nieporozumienie, a rezygnacja z ochrony nóg w zimę i trasy powyżej 15 km, to ból wyziębionych mięśni powoduje, że jazda rowerem przestaje być przyjemnością,
– ochraniacze na buty, które można szybko zdjąć (na rzep), przydatne także do ochrony obuwia od soli na drogach. Kiedyś myślałem z nich zrezygnować jak kupiłem porządniejsze spodnie, ale ochraniacze się przydają, gdy jest już po deszczu i nie chcemy mieć brudnych nogawek i butów, a jednocześnie jest za ciepło na dodatkową parę spodni. Stoptuty też są fajne, ale obuwia nie ochronią. Po pracy zakładać mokre buty nie jest przyjemnie.
– lekka i tania kurtka przeciwdeszczowa (w zasadzie przypominająca lepiej skrojoną ceratę) o numer większa, aby zimowe ubranie też pod nią weszło. We wszelkie membrany już nie wierzę, wystarczy zwiększona wilgotność powietrza (np. mgła) i zapomnijcie o oddychalności, czasem ją zastępuję hardshellem jak wiem, że może się tego dnia przydać (choćby poza rowerem), fajnie jak ma jakieś otwory wentylacyjne, nawet kosztem 100% szczelności.
Ostatni punkt jest najsłabszy, są lepsze rozwiązania, ale ceny mnie osłabiają. Generalnie dzięki temu jeżdżę do pracy niezależnie od pogody (pomijam skrajności w postaci gołoledzi czy sztormu).
Kiedyś, jak jeszcze jeździłam holendrem, zachwycił mnie pomysł peleryny na rower, coś w tym stylu
I z doświadczenia nie polecam takiego patentu.
Kaptur wprawdzie miał ściągacz, ale zaciągnięcie szczelnie takiego celofanu na głowę spowodowało, że przez wiatr i deszcz niczego oprócz dudniąco-szeleszczącej folii nie słyszałam (nie lubię jeździć „na głucho”, nie czuję się pewnie). Z kolei rozluźnienie sznureczka spowodowało, że już przy 10km/h zwiało kaptur na plecy. Olbrzymia płachta peleryny działała jak żagiel stawiając mało przyjemny opór.
Założenie peleryny na kierownicę podczas jazdy po mieście, ze względu na sygnalizację na skrzyżowaniach działająca na dotyk, mijało się z celem, a po drugie skróciło to pelerynę tak, że wiatr i tak zacinał deszczem pod płachtę i moczył od spodu nogi i ręce.
Dałam radę przejechać w niej przez może 5 skrzyżowań, mogę tylko podejrzewać, że gdybym przejechała jeszcze trochę to zapociłabym się jak ruda mysz
Nie używam jej, do jazdy w deszczu zakładam swoją trekingową kurtkę z membraną. Choć fakt, że jak ma lać przez cały dzień to zmieniam plany i rower zostaje w domu.
Przy wszystkich nowinkach i nowatorskich rozwiązaniach trzeba mieć świadomość ograniczeń, jakie narzucają prawa fizyki. I nie pomogą żadne najbardziej renomowane marki. Poza tą granicą jest już tylko marketingowe „wciskanie kitu”. Odprowadzanie wilgoci przez oddychającą membranę jest limitowane przez wilgotność powietrza po drugiej stronie membrany. W gęstej mgle lub strugach ulewnego deszczu można zapomnieć o odprowadzaniu wilgoci na zewnątrz i musi się skończyć „sauną” wewnątrz odzieży.
Kto nie wierzy, niech sobie wyobrazi oddychający i odprowadzający na zewnątrz wilgoć strój płetwonurka.
Priviet.
Mój patent z wycieczki w Szwecji sprawdził się w 85 %. Mianowicie – odzież oddychająca, windstoper, lekka kurtka przeciwdeszczowa i zwykłe wojskowe ponczo. Wyglądałem trochę jak batman ale lepsze to niż totalne przemoknięcie. Te 85 % wynika z tego, iż zrobiłem niechcący za dużo dziur w swoim ponczo i w tych miejscach czuć było chłodem i wilgocią. Po za tym miejscami przy wietrze ponczo łopocze co jest niedogodnością lecz na pewno można pomajstrować by usprawnić całe zabezpieczenie do optimum. A na buty stoptuty.
Kiedyś w Rosmanie z Niemiec były żółte peleryny deszczowe na rower z kapturem, z zakrytymi otworami na plecach dla wentylacji, kieszeń z przodu z „daszkiem” . Kilka razy już się przydała, nie zagotowałem się ani też nie zmarzłem.
Lato i burza to spore chwilowe punktowe zmiany temperatury, termoizolacja taniej „płachty” jest przydatna i może wręcz ogrzać przy dłuższym ulewnym odcinku.
Sauna ale tylko chyba przy obciążeniu plecakiem lub zbyt ciasnym dopasowaniu… .
Spodnie ściągane na dole aby woda spływała prosto na nogę o tak na to potrzebny ochraniacz ;]
@MR BIG T
wpis jest ubraniach przeciwdeszczowych, a softshell na deszcz to kiepski pomysł. Mam tu na myśli prawdziwy softshell, a nie ceraty typu marketowe „softshelle”. Z kolei harshella na rower bym nie ubierał, abstrahując od ceny.
@ SŁAWEK
Ja mam Rain Cut z Decathlonu (spodnie + kurtka). Cena niezła, wagowo ok. Kupiłem z myślą o pogodzeniu roweru i wycieczek górskich. Codziennie jeżdżę do pracy rowerem i zawsze w aktówce mam je zapakowane. Zajmują mało miejsca, na duży deszcz się sprawdzają. Faktycznie, oddychalność kiepska, ale… tak jak pisał Łukasz, w ciepłe dni, przy małym deszczu nie ma sensu się bawić w okrycia przeciwdeszczowe. Z kolei przy dużym deszcze pomimo pocenia się, warto je założyć.
@Waldekk – są kurtki rowerowe z kapturami. I to bardzo dobrej jakości. Ja używam Polaris Quantum. Kurtka w której pokonałem 10 km podczas sztormu i po zdjęciu miałem suchą koszulkę. Niestety rewelacyjna jest jeśli używasz do spokojnej jazdy. Podczas jazdy w górach zaczynam się przegrzewać. A coś za coś. Do codziennej jazdy do pracy w Irlandii jest super. Jedyny mankament to sposób chowania kaptura – jest zwijany i mocowany rzepem jako kołnierz. Tworzy to taki gruby wałek za szyją :-)
Szkoda że w ogóle nie wspomniałeś o SoftShellach,
a teraz to tak naprawdę jedyny słuszny ciuch na jesienną jazdę.
Na mały deszcz: kurtka Bundeswehry z demobilu (na to kamizelka odblaskowa, żeby się nie maskować na jezdni). Na duży: peleryna, chroniąca także nogi.
Kaptur, kaptur !!! Wszystkie kurtki rowerowe są nieprzydatne z powodu braku kaptura. Argument podnoszony przez producentów że kaptur ogranicza widoczność jest bzdurą – trzeba umieć dobrze kaptur skroić i wziąć za przykład kurtki górskie gdzie kaptur dobrze wchodzi na cały kask nic nie zasłania i nie zsuwa się od pędu powietrza. (ja używam Lafuma Mountain Parka). Pokrowiec na kask może co najwyżej poprawić widoczność rowerzysty. Woda i tak leje się na twarz i kark. Jeszczjedno – dlaczego odzież rowerowa najczęściej jest koloru czarnego ? Najtańszy materiał – przecież od tego zależy nasze bezpieczeństwo.
Pozdrower !
Witajcie.
W moim przypadku ( jak do tej pory) sprawdziły się dwa rozwiązania. Na mżawkę i lekki deszczyk -kurteczka dla biegaczy Kalenji z Decathlona. Jest cieniutka, chroni dodatkowo przed wiatrem, ma sporo wywietrzników i co najważniejsze jest tak „zgryźliwie” żółta, że aż w oczy kole :-). Mam ją przy sobie na każdej wycieczce. Natomiast na ochronę przed ulewą sprawdziła się kurtka ( + portki) z bundeswery, którą kiedyś kupiłem z przeznaczeniem na grzybobrania. Jej jedyną wadą jest paskudna kolorystyka nadająca się do lasu, a nie do miasta. Kurtka ta ma bardzo obszerny kaptur pasujący na kask. Jakoś tam „oddycha” bo uszyta jest z tzw. trójlaminatu (niemiecka odmiana gore-texu). Rękawy są obszerne co dodatkowo „wentyluje” kurtkę od wewnątrz.
Nie sprawdziły się natomiast niby specjalistyczne kurtki (i spodnie) dla rowerzystów, które kiedyś spontanicznie kupowałem. Wrażenia miałem takie same jak i inni tu piszący – byłem cały mokry od potu.
Pozdrawiam wszystkich rowerzystów.
I dlatego pisałem o testach praktycznych, najlepiej w kontrolowanych warunkach. Czyli jakaś maszyna parowa lub coś podobnego co się sprawdzi najlepiej.
Sam bym z chęcią kupił kurtkę w której w minimalnym stopniu bym się pocił ale wiem że jest to niemożliwe bo nawet bez kurtki na rowerze się pocę. Więc w kurtce będzie na pewno gorzej. Chodzi o jakiś kompromis.
ps. jest jeszcze paclite.
Jeśli dostanę coś do testów, to bardzo chętnie podzielę się wrażeniami, także z oddychalności. Dużo też zależy od tempa w jakim się jedzie, temperatury zewnętrznej oraz tego, w jakim stopniu dana osoba się poci.
I od tego trzeba zacząć. Ja mam ciuchy chyba z każdego przedziału cenowego – od Crivita, po Gore Bike Wear (kurtka windstoper, druga goretex i jeszcze bezrękawnik). I jedne i drugie sprawdzają się nieźle, gdy używamy ich ś w i a d o m i e, w odpowiednich im warunkach i w odpowiedni sposób.
Ludzie myślą, że legendarny gore-tex załatwi wszelkie problemy, niczym magiczna różdżka, a tak nie jest i z natury być nie może, bo kapilary w membranie mają swoją przepustowość, której nie przeskoczą. Jeśli membrana od wewnątrz dostaje pary potne a od zewnątrz wodę z padającego deszczu, to mamy sytuację, jakby ktoś próbował przejść przez drzwi, w których już ktoś stoi. Dochodzi do przepychanki. Jeżeli kapilary membrany są zasłonięte, osmoza jest mniej efektywna. Zakłócona równowaga napięć powierzchniowych po obu stronach kapilar hamuje efektywność membrany.
Poza tym oddychalność to nie tylko rodzaj tkaniny, ale i na przykład sam sposób uszycia kurtki. Temat rzeka.
No właśnie trochę mało, a w sumie to w tych ciuchach jest najważniejsze. Przydałby się w tej kwestii test praktyczny dodatkowo.
Ja aktualnie katuję doraźnie kurtkę przeciwdeszczową z decathlonu. I w sumie warto ją tylko nakładać jeśli nie chcemy się wychłodzić od deszczu. Bo niestety w środku jest się mokrym od własnego potu.
Kolejny interesujący mnie temat a to ze względu iż od dwóch lat kupuję kurtkę przeciw deszczową … i kupić nie mogę :)
Chyba zdecyduję się na tego Accenta Aqua, chyba że ktoś z Was zaproponuje coś innego w podobnej cenie.
Czekam na Buty rowerowe :)
@Dracorp – napisałem przecież co nieco o oddychalności materiału.
Ja najchętniej kupiłbym sobie jakąś kurtkę z membraną Gore-Tex, bo poznałem jej świetne właściwości na butach. Ale cenowo, no cóż… trzeba się liczyć z wydatkiem minimum ośmiu stów.
Miesiąc temu w Lidlu rzucono do sprzedaży softshelle z membraną z legendarnego już Crivita. Wiadomo, że cena odzwierciedla jakość jak mowa o kurtkach ze spandeksu z impregnatem. Musiałbym wyłożyć ze 300 PLN i lepiej na takową. Więc, nabyłem Crivita i po przejechaniu 10 km przedramiona i resztę kończyn miałem tak mokre, że wycierałem je ręcznikiem. Może to z racji dużej wilgotności powietrza, 65 litrowego plecaka na sobie i niezbyt niskiej temperatury jak na ten rodzaj kurtawy (jechałem w ten dzień na Bike Challange Poznań:).
Póki co, miałem go na sobie raz, czekam na obniżenie temperatury. Generalnie kurtawa wygodna, całkiem lekka i jak na moje sporadyczne, acz długie wypady powinna działać. No ale o tym jeszcze się przekonamy. A może wy macie jakieś opinie na temat ubrań od Niemca i takowej reszty szpeju na rower:) Czekam na burze mózgów:)
Własnie ja rzekomo zakupiłam kurtkę przeciwdeszczową na rower, ale po ubraniu na zwykłą koszulek oddychającą rowerową i jadąc w deszczu zgotowałam sobie parówe. Po ściągnięciu kurtki nie wiedziałam czy tak przemokłam czy tak się spociłam. Wszystko było tak mokre, że chyba mnie mokra byłabym jadąc w samej koszulce w deszczu a producent zapewniał, że kurtka jest oddychająca i wodoodporna :/
Czekam na jakieś linki do dobrych oddychających kurtek :)
Brakuje zasadniczej rzeczy: przepuszczalności pary wodnej od środka. Po za tym membrana najlepiej działa w suchym i zimnym środowisku.
Są jeszcze ciekawe ciuchy rowerowe Gore bike wear ale zniewalają cenowo. Chociaż Endura powoli ich dogania.
Spokojnie linki będą zaktualizowane, wpis powstawał w nocy, więc po jego napisaniu myślałem już tylko o spaniu :)
O czapkach co nieco na pewno będzie we wpisie o ubraniach na jesień i zimę. No i później jeszcze planuję napisać o kaskach.
Dzień dobry
Warto w 4 wpisie (i poprzednich) zaktualizować odnośnik do 5. Przydałoby się coś o czapkach i nakryciach głowy. Domyślam się, że będzie w kolejnym odcinku cyklu ;-)