Skocz do zawartości

Czy warto wozić ze sobą multitool?


Rekomendowane odpowiedzi

Robie rowerem (gravel Merida Silex 400) do 100km jednorazowo, zawsze wycieczki jednodniowe z powrotem do domu na noc. W torebce podsiodlowej zawsze mam dętke i dwie łyżki. Do tego Merida ma schowana dzwigenke z imbusami 4 i 6 do zdejmowania kół.

Dysponuję też takim budżetowym multitoolem: https://www.lidl.pl/p/crivit-minipompka-lub-zestaw-narzedzi-rowerowych/p100344979

Zastanawiam się, czy przy moim użytkowaniu jest sens go wozić? Nigdy do tej pory do niczego mi się nie przydal.

Odnośnik do komentarza

To zależy jakie są powody tych rozważań. Jeżeli wybitnie przeszkadza Tobie wożenie takiego zestawu, to oczywiście rozkmina jest zasadna i można by się skłaniać do opinii o niewozeniu takiego sprzętu. Jeśli jednak jest to akademickie rozważanie mające na celu ustalenie zasadności z uwagi na funkcjonalność i prawdopodobieństwo użycia i przede wszystkim masz gdzie wozić - bez dłuższego zastanowienia powiem "wozić"

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, grzebyk25 napisał:

To zależy jakie są powody tych rozważań.

Mam gdzie wozić multitoola, ale próbuję zmniejszyć wagę roweru. Mój multitool jest dość ciężki, a tak jak pisałem nigdy mi się póki co nie przydał.

Zastanawiam się, czy kolarze wychodzący na przejażdżkę szosą na 3-4 godzinki na trasę ~100km mają multitoole?

Odnośnik do komentarza

Jeśli jesteś kolarzem, który walczy o obniżenie wagi zestawu rower+cyklista to rozumiem podjęty temat i w tym kontekście (zakładając, że rower jako tako przeglądasz przed i po trasce) wożenie czegoś więcej w temacie serwisowania niż zapas + łyżki + pompka (ewentualnie +nabój) może faktycznie być zbędne.
Ja wożę ale jestem bardziej rowerzystą na szosie niż kolarzem :)


Odnośnik do komentarza

To jest kwestia co się może w rowerze popsuć na takiej jednodniowej przejażdżce, co wyeliminuje Cię z jazdy, a taki multitool by to naprawił.

Sam z przyzwyczajenia wożę toola i raz przydał mi się w górach, gdy go pożyczyłem komuś na trasie, bo potrzebował skuwacza do łańcucha ? No i jeszcze raz go użyłem, ale to na dłuższym wyjeździe, gdy w badziewnym bagażniku zaczęły mi się odkręcać śrubki. I to koniec przygód w ciągu ostatnich 5-6 lat ?

Poza tym wożę go dla świętego spokoju, choć w sumie mógłbym go zostawiać w domu jeżdżąc "wokół komina".

Odnośnik do komentarza

W ubiegłym roku spotkałem na mocno odludnej trasie, 4-5h z buta od cywilizacji, przypadkowego nieboraka z zerwanym łańcuchem. Szczęśliwie mam jedną torebkę narzędziową i wożę do różnych posiadanych rowerów spinki 10, 11 i 12s oraz skuwacz w multitoolu. Odwiedził mnie tydzień później w pracy i oddał nową spinkę chociaż na to nie liczyłem. Co prawda stronię od szosy, preferuję górzysto-leśne odludzia. Zawsze wożę multitoola, spinki, dętkę, pełnowymiarowe łyżki i pompkę co2 z 2 nabojami. A jak jadę w ekipie to zwykle tez apteczkę.

Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, jajacek napisał:

Zawsze się przydaje jak się go nie ma.

Święte słowa. Jedyny kapeć, gdy musiałem pchać rower przez 15 kilometrów zdarzył się wtedy, gdy wybrałem się na króciutką przejażdżkę. Oczywiście nie miałem wtedy nic zapasu - ani dętek, ani łatek, ani telefonu, ani karty kredytowej. Bo jazda miała być w założeniu szybka i krótka. Teraz nie ruszam w żadną trasę bez kasy (gotówka w postaci dwóch pięćdziesiątek plus karta kredytowa), multitoola, dętek, łatek i pompki.

Odnośnik do komentarza

Ja miałem takie pamiętne przygody.

1. Wybrałem się rano w sobotę na krótkie 60-70 km. Po drodze kapeć. Miałem ze sobą jedną zapasową dętkę bez łatek. Parę km dalej druga kicha. Do najbliższego sklepu rowerowego 15 km. Przyszło dać je z buta. Dobrze że w butach SPD a nie w szosowych. Opony Michelin Dynamic. Najgorsze gówno jakie spotkałem o czym będzie dalej :) Zamiast wrócić na lunch, wróciłem na kolację :)

2. Pojechaliśmy z kumplami na Mazury. Mój kumpel na trekkingu na oponach Michelin Dynamic. Miałem ze sobą dwie dętki ale zero łatek. Po drodze jeden z kumpli przebił dętkę i użyczyłem mu swojej. Potem się rozdzieliśmy bo druga część grupy za wolno jak dla nas jechała. Kolega na Michelinach przebija dętkę. Mówię wyciągaj zapas. Grzebie w plecaku i mówi "kuźwa, w domu musiałem zostawić. Miałem przygotowane na stole ale chyba nie wziąłem. Dałem mu swoją ostatnią. Do pociągu 50 km. Jedziemy i może 10 km dalej ponowne łapie kichę. Niedziela, wiocha, jesteśmy w czarnej d. Na polu rolnik z traktorem siano zbierał. Kumple pożyczył sznurek. Zawiązał przez dziurą i za dziurą. Powietrze trochę uchodziło. Po drodze 5 pompowań i jakoś dojechaliśmy. Po powrocie natychmiast wrzucił te opony do kosza. Ja to zrobiłem znacznie wcześniej :) Od tego czasu mam ze sobą łatki z klejem i samoprzylepne :)

3. Multitool. Pojechaliśmy z kumplem na MTB. Po drodze zachciało mu się przejechać po jakichś krzaczorach. Urwał hak przerzutki. Trzeba było skrócić łańcuch żeby zrobić single speed i wrócić do domu. Mówię dawaj spinkę i skuwacz. Nie mam. No na szczęście miałem skuwacz. Zostawiłem go w lesie bo się do domu spieszyłem. Zakuwanie ręczne starczało na parę km, łańcuch się zrywał. Wrócił prawie w nocy. Multitool mi dwa lata oddawał. Od tego czasu nie pożyczam :) Wożę hak przerzutki w mtb w podsiodłówce, spinkę i multitool ze skuwaczem. Pękniętych haków przerzutki przy mnie widziałem  chyba 5-6.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...