Skocz do zawartości

Rowerowe powiedzonka, od których rdzewieje mi łańcuch


Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam trochę inne myślenie. Dla mnie to raczej osoby, które podważają opinie Desgrange'a czy zwolenników treningów mimo niesprzyjającej aury, koniecznie usiłują się dowartościować - ileż to razy słyszałam, że jak jeżdżę w śniegu, to jestem nienormalna, a jak pokonuję 100km czy chcę rower, który pomoże mi osiągać prędkość większą niż babcia, to przeginam. Generalnie większość moich znajomych nie podziwia ani trochę tego, co robię, tylko pukają się w czoło i z grzeczności nie komentują przy mnie mojego hobby. Bo jeżdżenie rowerem według większości z nich polega na spacerowym tempie (12-15km/h, przy okazji 10km/h nie jest ani trochę trudne, trudność zaczyna się przy utrzymaniu tempa pieszego towarzysza ;)) podczas pięknej słonecznej niedzieli. Wszystko ponad to, to zwykłe szaleństwo (tak, tak - moja przyjaciółka twierdzi o sobie, że jest totalnie szalona, ponieważ wykręca średnie prędkości rzędu 19-20km/h podczas godzinnej jazdy).

Albo zacznijmy od nowa. Mi także rdzewieje łańcuch, kiedy słyszę przytaczane przez Ciebie deklaracje wygłaszane jakimś pełnym pogardy tonem. Ale to ton mnie drażni oraz wywyższanie się, a nie prawdziwość tych zdań. No, bo sorry - w moim przekonaniu są one prawdziwe, a twierdzenie, że ktoś się mylił dlatego, że ludzie generalnie wolą łatwiej niż trudniej, to pomylenie porządków. Ten gość nie powiedział, że przerzutki nie mają przyszłości, tylko walczył ze słabością (zresztą dawał dowód niezłomności charakteru przez całe swoje życie). I co? Mam się obrazić, że nie mam tyle zacięcia, żeby trenować w deszczu i śniegu albo aby wsiąść na ostre koło? No nie. Przyznaję uczciwie, że jest to jakaś moja słabość. I już. Trudno. Jak komuś nie pasuje, jego problem. Nie każę mu ani ze sobą jeździć, ani naśladować. Fajnie, że jest tyle możliwości, a świat - nawet ten rowerowy - jest różnorodny :)

Odnośnik do komentarza

Opinia pana od przerzutek nie straciła na znaczeniu mimo upływu 100 lat. Twierdzenie można z powodzeniem stosować i dziś zastępując słowo "przerzutka", słowem "wspomaganie elektryczne". To ostatnie zamontowane np. w rowerach enduro wywołuje nienawiść "prawdziwych rowerzystów" czyli tych z mocną łydą i niskim PESELEM. Wróciłem właśnie z gór gdzie widziałem mnóstwo elektryków. Ba, spotkałem na jednym z nich gościa w wieku 61 lat, który - właśnie dzięki elektrykowi - mógł nadal nap...przać po górach. Sam po wypychu roweru żółtym szlakiem na Szyndzielnię i niemocy podjeżdżania po dwóch dniach jazdy w górach, jestem zdeklarowanym zwolennikiem elektryków. Trza zbierać hajsy na elektryka bo jestem coraz bliżej wieku, w którym stanie się niezbędny i czuję, że będę miał większą satysfakcję robiąc podjazdy nawet wspomagane baterią niż korzystając z wyciągu.

Źle ubrany rowerzysta to brednie :) Każdy jeździ tak jak lubi, chociaż patrząc na "rowerowo-hipsterską" modę można się zastanawiać na ile ten styl jest praktyczny. Ja tam cenię sobie rowerowe szatki, bo nie muszę ich szanować, a przepocone mogę zrzucić, wziąć prysznic i przebrany w cywilne ciuchy iść do roboty. Podobnie jak Łukasz uważam, że nie istnieje ciuch dobry np. na ulewę :) Nawet jeśli kurtka ochroni mi plecy to w butach mi chlupie.

XTR-y może i nie napędzają, ale pomagają jak diabli. Sam mam XTR-a w postaci prawej manetki i... polecam każdemu. Kultura pracy, szybkość przełożeń, możliwość "przelecenia" jednym pociągnięciem niemal całej kasety naprawdę pomaga "napędzać rower". Wyższość XTR-a nad SLX czy nawet XT jest bezdyskusyjna. Z mojego punktu widzenia działanie jest największą zaletą XTR-ów, ich wagę mam w głębokim poważaniu. A każdemu, kto kręci twarzą na mojego XTR-a daję pozmieniać przerzutkę - zazwyczaj robią wielkie oczy :)

Odnośnik do komentarza

Bo elektryk to zło i w ogóle. Najczęściej mówią to osoby, które go nie potrzebują (bo nie jest dla każdego) i/lub nigdy nim nie jechali dalej niż wokół komina.

 

Na deszcz da się znaleźć sensowną ochronę: ponczo, ale nie na każdą aktywność, niemniej w turystyce i w mieście wygrywa bezapelacyjnie. A jak ktoś dba o stylówę, to raczej nie założy. ;-)

 

Z rzeczy, których nie rozumiem, to ocenianie doświadczenia rowerzysty na podstawie rocznego przebiegu, jakby miało to znaczenie. Jeżdżę rocznie więcej niż jeden z moich kolegów, ale to on, a nie ja, bierze udział w zawodach i zajmuje wysokie miejsca.

 

O zwrotach: "pedalarze", "blachosmrody" itp. to już nie wspomnę. Unikam znajomości z osobami, które tak mówią.

Odnośnik do komentarza

@Marek, ze wszystkim zgoda, bo ja też pokazuję już siostrze w sklepach elektryki i mówię: to nasza przyszłość ;) Ale czy to w jakikolwiek sposób przeczy temu, że wybierając takie rowery potwierdzamy, że jesteśmy słabsi?

A ubranie... no cóż. Z ubraniem jest jak z Twoim XTR - nikt nikomu nie broni jeździć w czym mu się podoba. Sama wielokrotnie tu pisałam, że jeżdżę w bawełnianych leginsach (!). Z drugiej strony część odzieży byłam zmuszona wymienić. Na jesieni 2016 moje jeżdżenie "w czym się komu podoba" skończyło się dwoma tygodniami w łóżku i zakończeniem sezonu w październiku. W tym roku (17/18) - mało bo mało, ale jednak - jeździłam w każdym miesiącu roku i choroba żadna mnie nie dopadła. Więc pod tym względem zgadzam się, że to nie pogoda mnie położyła do łóżka, a naiwna wiara, że można sobie jeździć, w czym się chce. I jeszcze raz powtórzę to zestawienie z XTR - ta klasa nie jest Ci specjalnie potrzebna na przysłowiowym Velo Małopolska, tak samo jak przeżyjesz bez odzieży termoaktywnej w środku lata. Najwyżej się upocisz. Ale spróbuj sobie hasać po lesie na Alivio, a w środku zimy w bawełnianej bluzie. Dać się da, ale skończyć może się różnie :p O przyjemności już chyba nie mówiąc.

 

@NoOnesThere - ja psychicznie nie daję rady. Jak widzę na liczniku 4-5km/h, to mnie szlag trafia ze świadomością, że nawet pedałując do bólu ślamazarnie i tak jestem szybsza ;) I wsiadam, i jadę. A jak już nie daję rady, to stoję i czekam, aż znów dam radę :p

Odnośnik do komentarza

Elle, skoro twierdzisz, że masz słabą nogę, a do tego nie imponuje Ci koleżanka wyciągająca średnio 20 km/h, to ja chyba popadnę w depresję ;) Ja chciałbym regularnie wyciągać taką średnią, ale jakoś nie wychodzi. Oszukuję się, że to wina roweru, ale rozsądek nieśmiało podpowiada, iż prawda leży gdzie indziej.

 

Generalnie trzeba mieć drożny kanał między uszami, tak by te mądrości wpuszczać jednym i wypuszczać drugim.

Odnośnik do komentarza

Manetki XTR sa lata swietlne lepsze od XT, ale wiekszosc ich nigdy nie sprobowala, ale opinie jak zwykle glosne oferuje...

 

Co do ebike'ow - przeciez to nie chodzi o to, czy fajnie sie na nich jezdzi... Zreszta temat jest nieaktualny, ebikes wygraly.

Od nowego sezonu, czyli od tygodnia najwiekszy/najlepszy park w Stanach zezwolil na nie. Takze koniec dyskusji.

A w praktyce? Ebike'owcy podjezdzaja trasami DH i juz doszlo do wielu prawie-kolizji. Co z tego, w Polsce idioci jezdza

samochodami, co weekend ginie setki osob i nic sie nie zmienia... Gupota jest bardzo mocna i wygrywa. 

Mozna sie przeniesc na ksiezyc, ale pewnie tam tez po chwili cie dogoni...

Odnośnik do komentarza

@Mariusz, to nie jest tak, że ja uważam ją za cieniasa. Według mnie to całkiem w porządku prędkość na kobietę. Chodziło mi o to, że ona to robi na prostej i - słowo kluczowe - nazwa "totalnym szaleństwem". Szaleństwo to była dla mnie życiówka ok. 28km/h, gdzie na finiszu nawet ręce mi się trzęsły, bo na takie tętno weszłam ;) (zresztą i tego głośno szaleństwem nie nazywam, jak widzę wpisy o Jackowym Grupetto). Na poziom "totalnego szaleństwa" od lat już nie wchodzę, bo na płaskim nie daję rady, a z górek jestem cykor :D

Natomiast rower robi swoje. Obojętnie czy XTR czy nie XTR. Z lepszym napędem, wagą roweru, kołami itd. ta sama osoba pojedzie szybciej i nie ma bata, aby było inaczej. Wiadomo, że nie nagle o 10km/h, ale tak ze 2-3 to całkiem prawdopodobne i to nawet przy drobnych zmianach. I to mówię na bazie własnego doświadczenia, a nie jakiegoś full wypas sprzętu.

Odnośnik do komentarza

1. "Nie ma złej pogody..." - a ja uważam, że to sama prawda. Wielu ludzi boi się jeździć na rowerze kiedy pada, wieje, jest zimno itd. Zamiast ubrać się odpowiednio do pogody mówią - "się nie da". A ja uważam, że się da jeśli człowiek się odpowiednio ubierze. Zresztą to powiedzonko pochodzi ze Skandynawii i nie dotyczy jedynie rowerzystów ale ogólnie ludzi. "Nie ma złej pogody - jest tylko nieodpowiedni ubiór". I tak należy do tego podchodzić. A czy koś jeździ w złą pogodę to już jego wybór i nie zamierzam namawiać na rower zimą. Więc "da się" - jeśli koś chce.  Co do samego ubioru rowerowego to zaczynałem w zwykłym dresie i starej kurtce. Potem okazało się, że nie spełniają moich oczekiwań no i się mocno zużyły. Wybór był pomiędzy nowym dresem, a ciuchami typowo rowerowymi. Za podobne pieniądze. Wygrały ciuchy rowerowe i faktycznie są lepsze. Szczególnie na dłuższe dystanse. W cywilnych też czasem jeżdżę z-  żoną na przejażdżki albo do pobliskiego sklepu.
2. Nie wiem jak to rozumieć? Czy jako naśmiewanie się z XTR-a czy jako naśmiewanie się z tych co go nie mają. Ja nie mam i nie czuję potrzeby posiadania (może jak wygram w Lotto - chociaż podobno najpierw trzeba zagrać) Ale jak kogo stać to niech sobie kupi. Najważniejsze są jak zawsze "silniki". Lewy i prawy. A reszta to trochę marketingu i technologia, która nie musi ale może pomóc. I najpewniej zawodnikom dla których liczy się każdy ułamek sekundy i każdy gram wagi. A dla zwykłych śmiertelników... to jak Lamborgini do miasta. Co z tego że takie zajebiste skoro i tak stoi w korkach.
3. Ciężko mi się do tego odnieść choć myślę, że jako rowerzyście ciężej wyprzedzić mi tego co gna ze 30 niż starszą babcie ledwo kulającą się po (najczęściej) chodniku. A jadąc samochodem znaczenie ma bardziej to do jakiej prędkości muszę zwolnić. Jeśli do 30-40 to aż tak bardzo "nie przeszkadza mi", że jadę za rowerzystą. Jeśli do 10 to czuję jak bym stał więc to raczej nie tyle przeszkadza co może irytować. Ale w końcu nie po to jest się rowerzystą żeby denerwować się jak ktoś jedzie wolno.

Ostatnio kłóciłem się ze znajomymi na tematy rowerowe. Najlepsze co usłyszałem to (pomijając jak fatalnie jeżdżą rowerzyści i co akurat źle robią) stwierdzenie, że obowiązkowe powinno być ubezpieczenie, kamizelka i kask. Pospieszyłem towarzystwu z tłumaczeniem, że jakoś wielu kierowców nie wykupuje OC pomimo takiego obowiązku, że jakoś wielu jeździ bez włączonych świateł szarymi czy ciemnymi samochodami (nie myśląc o pomalowaniu ich na jaskrawo zielony czy pomarańczowy) i że wielu nie zapina pasów. I że jakoś najwięcej wypadków powodują właśnie kierowcy, i że co roku dzięki ich debilnej jeździe ginie ok. 3 tyś obywateli "najjaśniejszej Rzeczypospolitej", a pomimo tego nadal zapieprzają jak potłuczeni po lokalnych drogach. 

A najlepsze jest to, że najwięcej do powiedzenia mieli ci, którzy ostatnio jeździli na rowerach komunijnych. Ot takie typowo polskie pieprzenie.

Odnośnik do komentarza

przy okazji 10km/h nie jest ani trochę trudne, trudność zaczyna się przy utrzymaniu tempa pieszego towarzysza ;)

 

Spróbuj jechać takim tempem przez kilka kilometrów. Oczywiście, że da się tak jechać, ale to jak pielgrzymowanie na kolanach :)

 

 

 

Mi także rdzewieje łańcuch, kiedy słyszę przytaczane przez Ciebie deklaracje wygłaszane jakimś pełnym pogardy tonem. Ale to ton mnie drażni oraz wywyższanie się, a nie prawdziwość tych zdań. No, bo sorry - w moim przekonaniu są one prawdziwe, a twierdzenie, że ktoś się mylił dlatego, że ludzie generalnie wolą łatwiej niż trudniej, to pomylenie porządków. Ten gość nie powiedział, że przerzutki nie mają przyszłości, tylko walczył ze słabością (zresztą dawał dowód niezłomności charakteru przez całe swoje życie). I co? Mam się obrazić, że nie mam tyle zacięcia, żeby trenować w deszczu i śniegu albo aby wsiąść na ostre koło? No nie. Przyznaję uczciwie, że jest to jakaś moja słabość. I już. Trudno. Jak komuś nie pasuje, jego problem. Nie każę mu ani ze sobą jeździć, ani naśladować. Fajnie, że jest tyle możliwości, a świat - nawet ten rowerowy - jest różnorodny :)

 

Jestem zwykle daleki od pogardy (mam ją dla pedofilów i kilku innych typów) w tym co mówię czy piszę. Po prostu napisałem swoją opinię na temat tych stwierdzeń i tyle. Natomiast jeżeli Pan Desgrange pisząc o przerzutkach, miał tylko i wyłącznie na myśli sportowców, to spoko. Ale przerzucanie tego na wszystkich "bo ja potrafię, to i wy będziecie", nie jest fajne. Ostatnio czytałem wywiad z Piotrem Pustelnikiem, który naśmiewał się z turystów, że rozdeptują góry, że się nie znają, a PRAWDZIWI turyści, to himalaiści, którzy chcą osiągnąć coś innego. A chwilę później znów nabijał się z kogoś, kto chciał na biegun dojechać rowerem (bo co to za cyrki?), by powiedzieć potem, że na jego wyprawie, będą używać latawców :)

 

Aaaa mam: http://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,44788,23027162,nowa-wyprawa-legendy-swiatowego-himalaizmu-piotr-pustelnik.html

 

 

Mam się obrazić, że nie mam tyle zacięcia, żeby trenować w deszczu i śniegu albo aby wsiąść na ostre koło? No nie. Przyznaję uczciwie, że jest to jakaś moja słabość. I już.

 

To nie jest Twoja słabość i nie daj sobie tego wmawiać. Po prostu nie chcesz, nie lubisz, nie umiesz i już. Nie dajmy się zapędzić w kozi róg czyichś wymagań. Po jednych to spłynie jak po kaczce, a inni poczują się gorsi, bo ktoś ważny tak powiedział. Nie tędy droga.

Odnośnik do komentarza

 

przy okazji 10km/h nie jest ani trochę trudne, trudność zaczyna się przy utrzymaniu tempa pieszego towarzysza ;)

Spróbuj jechać takim tempem przez kilka kilometrów. Oczywiście, że da się tak jechać, ale to jak pielgrzymowanie na kolanach :)

 

Prosta sprawa zwłaszcza gdy się jedzie na wycieczkę z 7-latkiem.
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...