unavailable Opublikowano 25 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 25 Stycznia 2018 Oj, u mnie to takie wash'n'go ;) Coś chcę, googluję, sprawdzam, czytam, zajmuje mi to tydzień, po którym z powodzeniem mogłabym jeździć z odczytami na temat. Potem jeszcze chwila wahania, że może nie, że będzie taniej, że może lepsze, aż nadchodzi TEN moment i na huzia, muszę mieć już! :D Tak miałam w ostatnim tygodniu z kasetą (naprawdę, jakby od różnicy 11-28 a 11-32 zależały losy świata :P), oponami oraz trenażerem rolkowym. Zakup kasku skądinąd wyglądał podobnie - jak może zauważyłeś zapytałam o niego 7 stycznia, po drodze przerobiłam podróż do Krakowa i/lub Dębicy, zakup pięciu kasków na raz, przeczytałam dziesiątki postów na forach, a w wolnych chwilach myślałam, myślałam i myślałam, i wreszcie zakup nastąpił 14 stycznia. Jak się okazuje, w sumie i tak się pospieszyłam, bo MikeSport przecenił go o kolejne 10zł :P Specyfika wielkości miasta, jakim jest Tarnów zmienia po prostu Twoje realne poszukiwania na moje wirtualne ;) Natomiast na szaleństwa pt. kupię i najwyżej oddam jestem za skąpa. Robię tak jedynie z Decathlonem, bo tam jest wszystko za darmo, duży wybór i na miejscu pieniądze oddają od ręki. Trochę sami mnie do tego zachęcili, bo rozmiarówkę mają kompletnie od czapy. Są rzeczy, które mam 38 damskie, są 42, a są i męskie L. Ostatnio regularnie zamawiam więc kilka numerów, bo zdarzyło mi się już kilkakrotnie, że gdy chciałam wymienić, to rzecz już zdążyła zniknąć ze sprzedaży i nigdy nie wróciła. Gdzieś pisałam, co to za torba, ale oczywiście powtórzę :) Sport Arsenal W2B nr 602. Chyba nadal nie ma nigdzie taniej niż tam, gdzie kupiłam: https://www.dobrerowery.pl/sport-arsenal-art-602-sakwa-rowerowa. Jest też 603, ale różni się jedynie tym, że torba jest ciut krótsza, więc przy różnicy mniej niż 10zł i możliwości zwinięcia tej większej, zakup tańszej wersji jest dla mnie kompletnie pozbawiony sensu. A czy jestem zadowolona... cóż, w domu jestem ;) Wygląda solidnie, zrobiła na mnie znacznie lepsze wrażenie niż klocowaty Giant Scout, który wystawał ponad tył siodełka. Natomiast w praktyce będę mogła powiedzieć dopiero, jak śniegi zejdą, a temperatura dobije co najmniej do 15 stopni. Wtedy planuję jeździć na dłuższe, kilkugodzinne wycieczki, podczas których będzie mi towarzyszyć. Zamierzam wówczas sprawdzić ją pod kątem wytrzymałości pod ciężarem zwykłego bagażu, telepania na boki, a w domu dodatkowo wodoszczelności/wodoodporności. Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 25 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 25 Stycznia 2018 Niedawno zastanawiałem się nad czymś takim. Mam bagażnik SA na sztycę. Lekki jedynie 700gr ale nie mam na niego torby. Może zamiast dedykowanej, wziąć taką podsiodłówkę. Się zobaczy. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 25 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 25 Stycznia 2018 Mam taki sam i dla mnie te 700g to dużo. To znaczy wolę dźwigać inne 700g, jeśli mam wybór. Ale dopóki nie zakupiłam omawianej podsiodłówki, przez dwa sezony z niego korzystałam wraz z minisakwą 505 (4 litry). Widzę właśnie, że nieco ją przeprojektowali - moim zdaniem, mimo kilku zalet, w ogólnym rozrachunku na gorsze (troczek wokół torby gwarantował nie tylko stabilizację, ale pozwalał ją zmniejszyć, kiedy np. zjadłam już wszystkie zapasy lub wyjęłam kurtkę). Generalnie jednak na początku każdej wycieczki była zdecydowanie za mała. Dlatego końcem sezonu, zanim jeszcze wiedziałam o istnieniu wielkiej podsiodłówki, kupiłam podpatrzoną u kogoś na pielgrzymce torbę 450, w której mieści się znacznie więcej (ponoć 12 litrów). Ma przy tym dość stabilne mocowanie, choć na razie sprawdzałam ją jedynie na przedświątecznych zakupach, które nie były jakieś wielkie, ale też nie tak mądrze rozplanowane, jak bagaż na wyjazd. No i ma duże możliwości rozepchania na boki i w górę. Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Myślałem o modelu 550. Można go całkiem mocno powiększyć (na początku wyjazdu), a potem skompresować. Tylko jakoś nie widzę szerszego zastosowania w porównaniu z sakwami. Jak jadę na lekko, to bagażnik + taka duża torba to już spory bagaż, a wtedy nie jest już na lekko. Tym bardziej, że bagażnik na sztycę ma ograniczoną nośność. Czyli albo sakwy albo duża podsiodłówka na szybki wyjazd? Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Mnie 550 nie przekonuje. Przede wszystkim boję się o te komory boczne, że zahaczę o jakąś gałąź czy coś (nie trzeba wcale do tego jeździć po lesie) i dziura gotowa, ale może jestem przewrażliwiona. Dodatkowo mam podobne obawy, jak i Ty - co z tego, że sobie skompresuję, jak i tak kloca wiozę. Osobiście natomiast nie ma dla mnie problemu wiezienia wielkiej pustej sakwy (patrz: 465), choć z tego, co widzę (ja nigdy sama jej nie ważyłam) to w książeczce piszą, że ona ma ponad 1,5kg. Przyznam, że mnie zaskoczyło :D No, ale to oczywiście mówię o dużych wycieczkach. Z założenia nie liczę na sklepy. Niby mi troszkę szkoda kasy, ale przede wszystkim na takim liczeniu na zakupy przejechałam się już kilka razy. A to nie mieli nic bezglutenowego, a to było wszystko zamknięte, a to w ogóle sklepów w okolicy zabrakło. Dlatego z założenia zawsze coś do jedzenia mam oraz zapas przynajmniej jednej butelki 0,7l tak, by w razie napotkania sklepu wziąć dużą mineralną i nie zostawiać ani kropelki ;) Poza tym najczęściej mam przynajmniej cienką kurcinkę, kieszonkowy zestaw pierwszej pomocy dla siebie i roweru, powerbank (ten to jest kloc) i chyba tyle. Aha, czasem biorę też zapięcie, na wypadek, gdyby trzeba było wstąpić do sklepu. Powerbank i telefon lądują zawsze w przedniej sakiewce z przodu kierownicy (zwykła biedronkowa, gdzieś już o niej pisałam, wygląda tak), pozostałe bambetle z tyłu. W ubiegłych sezonach miałam następujące zestawy: 1) opcja na dwie osoby - trzykomorowa sakwa 465 plus tradycyjny bagażnik (Accent RC15 - tani i bardzo lekki, 550g, ale się jeszcze nie rozsypał; w 2016 miałam natomiast jakiegoś najtańszego stalowego kloca ;)). Zdarzało się, że sakwa jechała niemal pusta, ekstremalny natomiast był powrót ze Światowych Dni Młodzieży, gdzie prócz wcześniej posiadanego bagażu, już po odjeździe papieża znalazłam porzucone dwa materace do pływania, śpiwór oraz kilka wodoodpornych plandek i wszystko to taszczyłam do domu :P 2) opcja jednoosobowa - bagażnik na sztycę plus torba 505 - na krótkie wyjazdy (tak do 50-60km) w lecie była wystarczająca, problemy pojawiały się wiosną i jesienią (gdzie przydałoby się wziąć jeszcze jakąś dodatkową warstwę na wieczór) oraz na dłuższych dystansach (80-100km i więcej), które wymagały więcej picia i jedzenia. Wtedy sakwa niemal pękała w szwach i tak na przykład zniszczyłam sobie selfie sticka, któremu pękł uchwyt na telefon. Przy takich wyjazdach pojawiał się dodatkowo kłopot ze schowaniem nawet malutkiego zapięcia. I właśnie na takie okazje kupiłam torbę 450, którą możliwe, że czasem zastąpi podsiodłówka (wszystko zależeć będzie od ciężaru bagażu). Generalnie tamten tradycyjny bagażnik Accenta ma znacznie więcej zalet niż na sztycę, bo jest lżejszy, stabilniejszy, jak gdzieś mocniej walnę bokiem, to pozostaje na miejscu, klamra nie haczy o nogę, łatwiejszy montaż lampki (tamten w SA jest według mnie do bani), no i mogę założyć pod sztycą uchwyt na zapięcie, dzięki czemu oszczędzam miejsce w torbie. Wada jest jedna: trzeba się nieco napitolić, żeby go założyć i to nie zawsze mi się uśmiecha. Co innego, jak jadę w dłuższe trasy dzień po dniu, bo wtedy ma to sens, a nie jak zasuwam niemal wokół bloku. W takim wypadku na szosie z bagażnikiem to przecież wstyd wielki ;) Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Na parodniowy wyjazd pakuję się w sakwy 2*30l. Wchodzi wszystko. Na trasie dokupiłem jedynie wodę i zimne piwko :D . Polska to nie Arizona, sklepy są wszędzie więc nie ma co się objuczać wodą na kilka dni. Choć zestaw awaryjny też mam - odatkowe bidony na przednim widelcu. Ale na taki wyjazd jednodniowy duża podsiodłówka powinna spokojnie wystarczyć. Trochę jedzenia, jakaś dodatkowa bluza i parę części na wypadek awarii. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Przyznam, że w tym kraju trafiałam już na małe Arizonki. Ostatnio na WTR, tyle że na szczęście była już późna jesień i 1,5 litra na jakiś czas w zupełności nam wystarczyło. Znacznie gorzej natomiast wspominam majową podróż przez Słowiński Park Narodowy i okolice. W życiu bym nie podejrzewała, że tak ciężko jest tam znaleźć jakikolwiek otwarty sklep. Wyjechałam rano o śniadaniu, początkowe 20km to asfalt, potem już dzicz. W Smołdzinie nie trafiłam na żaden sklep, natomiast w Rowach otwartych było co niemiara - mogłam sobie kupić baloniki, latawce, pocztówki i magnesy na lodówkę, ale nie jedzenie (!) Dotarłam do Słupska po 80km jazdy i dopiero tam zaspokoiłam głód w pierwszej napotkanej Biedronce. Porównując jednak chociażby do 2016 roku, kiedy zaczynałam jeździć, dużo się zmieniło na plus (u mnie i ogólnie). Przede wszystkim w szosie mam wreszcie dwa koszyki na bidon (z uwagi na wielkość ramy zarówno w crossie, jak i MTB był z tym kłopot), a w nich dwa bidony 0,75l. Więc już dzięki temu odpada mi konieczność wożenia picia gdzieś indziej. Nie bez znaczenia jest fakt, że wyrosłam w domu, gdzie uprawiano przez lata jedynie turystykę samochodową i to od trzech pokoleń, w związku z czym nadmiar bagażu był zawsze traktowany u nas w domu jako przejaw rozsądku ;) Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, na tym forum, pamiętam, jak pisałam, że waga roweru nie ma znaczenia i wolę wszystko ze sobą taszczyć. Teraz staram się to w miarę możliwości redukować. Oczywiście, nadal niemal z niczego nie zrezygnowałam, ale nauczyłam się mądrzej pakować oraz zastępować jedne rzeczy drugimi. Kiedyś jeździłam z dętką, dziś mam samoprzylepne łatki, pompkę trzymaną w torbie zastąpiłam chowaną w sztycy, ciężki statyw i aparat ustąpiły miejsca lepszemu telefonowi oraz selfie stickowi, wreszcie zamiast ciężkiego stalowego klucza mającego chyba z 50 lat oraz zestawu imbusów wożę mały, ale wystarczający multitool, natomiast łyżki metalowe zamieniłam na plastikowe. Ponadto na nowy sezon zamiast drugiego telefonu zakupiłam mały licznik z GPS, a zamiast dodatkowej bluzki z długim rękawem same rękawki. Ale takich rzeczy człowiek się uczy przez cały czas i to jest droga prób i błędów, bo co z tego, jeśli przeczytam nawet jakiś poradnik na blogu? Pewne rzeczy będą wspólne, ale są też zupełnie odmienne. Dla mnie na przykład zdjęcia mają wartość ogromną i dla nich gotowa byłam niegdyś dźwigać duży aparat, a teraz powerbank, z kolei przysłowiowe lekarstwo na biegunkę - choćby maleńkie - jest u mnie zbędnym zapychaczem, ponieważ ostatnią biegunkę miałam trzy lata temu, a przedostatnią w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Na biegunkę liście łopianu. Ale do użycia po... :D Aparat mam osobno bo nie używam smatfona ale dzisiaj byłem w firmie znajomego, w której też sprzedają nawigacje, kamery i inne cudeńka. Pogadaliśmy trochę o GPS Gartminie, chyba Trex 20. Fajna zabaweczka i w dodatku na zwykłe AA. Pokazywała mi mapę z moją pozycją czyli to co mi w zupełności wystarcza w nawigowaniu. Tylko cena - 8 stów ostudziła mój początkowy zapał. Jednak zostanę przy mapach. ;) W Wielkopolsce raczej trudno o takie tereny, żeby w odległości dwóch - trzech godzin nie można było kupić nic do picia. Gorzej jak kiedyś chodziłem po górach. Trzy dni bez cywilizacji. Szukałem małych strumyków i napełniałem butelki na zaś. I co ciekawe liście łopianu nie były potrzebne, znaczy woda nie była aż taka brudna. ;) Odnośnik do komentarza
jajacek Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 W Polsce temat braku sklepu IMHO nie istnieje. Przynajmniej nie na rowerze. Chyba że ktoś na piechotę łazi po Bieszczadach. Najlepszym przyjacielem rowerzysty są stację benzynowe. Są wodopojem, schronieniem i miejscem gdzie zawsze można coś zjeść. I browar też dają :) Większość otwarta 24h. W czasie jazdy w nieznanym terenie zawsze mam pod ręką aplikację Orlenu z najbliższymi stacjami, godzinami otwarcia, itd. Bo lubię ich kawę i jedzenie. W Google Maps też są. Kto nie ma smartfona musi kombinować, pytać miejscowych i nadrabiać drogi :) Raz w życiu miałem ze sobą więcej niż 2 bidony. 2 na ramie i 2 w pasie nerkowym. Na podjeździe 50 km na Teneryfie. Niepotrzebnie, bo na górze był hotel. Co prawda woda butelkowana po nie wiadomo ile Euro ale w toalecie z kranu za free :) eTrex na paluszki podobno bardzo dobry. Kolega Cezary Urzyczyn używa. Mój kumpel Cyborg, z którym cały czas jeżdżę i ja, używamy Garmina rowerowego do chodzenia po górach. Mamy wgrane wszystkie mapy topograficzne. Na smartfonie też to samo można uzyskać. Taka podsiodłówka jaką kupiła Elle mi się podoba. Dla mnie wystarczyłaby na cały weekend. Mi wystarcza moja 2,7 litra na cały dzień. Mieści się w niej pierdylion rzeczy. W Decathlonie mają podobną: https://www.decathlon.pl/torba-700-pod-siodo-l-id_8355079.html Odnośnik do komentarza
rowerowy365 Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Orlen ma świetną kawę. Nie raz nadrabiałem kilometry żeby zrobić przerwę i u nich wypić. Z tym smartfonem to robię na przekór chyba tylko sobie. Wiele osób mnie przekonuje, że warto. Oczywiście, parę lat temu używałem więc aż takim dziadem nie jestem (jedynie dziadkiem ;) ) ale się zawziąłem i tyle. Jadąc "na azymut" nie ma to większego znaczenia, najwyżej pobłądzę i prześpię się gdzie indziej. Gorzej jak trzeba dojechać w punkt i o czasie. Ta torba z Deca jakoś chyba nie dla mnie. Za duża na co dzień, za mała na całodniowy wypad. Chociaż jak porównam do 2,5 litrowej butelki to może trochę się tam zmieści. Muszę zerknąć na żywo. Poza tym nie mam wielkiego doświadczenia w podróżach rowerowych więc pewne rozwiązania muszę potestować na sobie, zanim się okaże czy coś jest przydatne. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 26 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 26 Stycznia 2018 Jacku, definicja parku narodowego skazuje na brak sklepów, że o stacjach benzynowych nie wspomnę ;) A jak się jedzie naprawdę wzdłuż wybrzeża, to masz głównie lasy i między nimi mieścinki wypoczynkowe lub niewypoczynkowe (na przykład dwa domy obok siebie i koniec). W tych większych sklepy nawet mają, ale w tych mniejszych - tak jak wspomniałam - trudno namierzyć cokolwiek. Oczywiście, co innego w sezonie - wtedy to trzeba by dwunastościenną kostką rzucać, który sklep wybrać. Ale w maju około godziny 17 wszystko zabarykadowane na cztery spusty. Inna sprawa to przebijanie się przez takie tereny. Wklejałam Wam kiedyś fotę, jakiego typu są to drogi. Po takim głębokim piachu trudno zasuwać 20 na godzinę, w dodatku traci się więcej energii. Wszystko to sprawia, że nawet kilkanaście kilometrów zaczyna robić istotną różnicę. O torbie z Deca mam podobne zdanie. Moja "codzienna" podsiodłówka ma 1,5 litra, więc na narzędzia, wiatrówkę oraz jakieś drobiazgi wystarcza, natomiast na większy wyjazd 2,5-3l to zdecydowanie za mało. Niewykluczone, iż dlatego, że nie lubię kawy, byle bułki nie zjem, a poza tym jeżdżę na tyle wolno, że zdarzają się 1-2h przerwy między sklepami. Tymczasem lubię robić sobie pikniki nad brzegiem rzeki czy lasu zamiast pod marketem, a ponieważ zwykle te dwie rzeczy nie są położone blisko siebie, żadna dla mnie różnica, czy wiozę coś z domu, czy godzinę ze sklepu, bo tak czy owak, gdzieś muszę to trzymać. Odnośnik do komentarza
piterrrxd Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Trochę "zachorowałem" na Giro Aeona, warty swojej ceny? Czy lepiej zostać przy modelu Foray lub Savant? :) http://allegro.pl/ShowItem2.php?item=7151955899 Odnośnik do komentarza
DawidK Opublikowano 28 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Ale się rozwinął temat. Fajnie się czyta. Ja mam tak, że mam zwykłą torebkę trójkątną, za około 10 zł. I torbę podsiodłową mam, z zestawem narzędzi z lidla cały zestaw. I od tamtego roku mam tez plecak rowerowy z lidla. Ogólnie jest spoko, pojemny, dobrze wygląda. Jak z trwałością to się okaże. Jedyny minus to, że miękkie plecy i słaba wentylacja i czuje na plecach co mam zapakowane w plecaku. Kiedyś jak będą fundusze planuje kupić dobrze wentylowany lub ze stelażem. A mam jeden koszyk na bidon i w nim bidon Camelbacka porządny, a w plecaku wożę w zwykłym bidonie i butelkach. I jak z bidonu wypije to przelewam do Camelbecka. Wiem, że można w sklepach kupować jak braknie dokupuje. Ale wolę tak bo robię sobie domowy izotonik taki zdrowy. Odnośnik do komentarza
unavailable Opublikowano 28 Stycznia 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 A czemu tak bardzo chcesz się męczyć z plecakiem? ;) Za dobry plecak musisz dać 200-300zł, za dużą dobrą torbę ok. 100zł. W dodatku jaki by ten plecak nie był, zawsze trochę grzać będzie i ważyć też będzie (zwłaszcza z butelkami). Cudów nie ma. Rozumiem jeszcze, jak ktoś ma szosę i obsesję, że na rowerze nic nie ma wisieć, ale to raczej nie jest Twój przypadek :) Z piciem doskonale Cię rozumiem, bo robię dokładnie tak samo. Problem częściowo mogą rozwiązać dodatkowe koszyczki, tylko butelkę trzeba znaleźć odpowiednią. Jak ma być tanio (bo kto będzie kupował trzy Camelbaki), polecam rozglądać się w napojach 0,7 - najczęściej mają średnicę bidonu i przelewać ich zawartość do tego Camelbaka, jak robisz to teraz. Uwierz mi - kilogram w rowerze a kilogram na plecach to dwie różne jednostki wagowe ;) Odnośnik do komentarza
DawidK Opublikowano 28 Stycznia 2018 Autor Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2018 Widzisz nie myślałem tak w ten sposób. No może mi wisieć na rowerze nie przeszkadza mi to. Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się