Skocz do zawartości

Kryzys wieku średniego - cross czy trekking?:)


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

Na wstępie: czytam, szukam - jeśli komuś chce się przeczytać i wesprzeć, podzielić się konstruktywną uwagą, wspólnie zastanowić - zapraszam. Jeśli ktoś chce mi doradzić przeglądanie google i innych tematów na forum to proponuję sobie odpuścić - szukam aktywnie od prawie trzech tygodni :)

 

Zatem:

 

Wychodząc na przeciw zbliżającemu się kryzysowi wieku średniego, postępującej nadwadze oraz biorąc pod uwagę moje realia (czerwony superwóz nie wchodzi w grę) postanowiłem zmienić na starość styl życia i zaszaleć kupując rower :)

 

Czytam, czytam, mierzę, szukam, pytam. Mój dowód osobisty znają w większości sklepów rowerowych w okolicy.

Nauczyłem się co to korba, kaseta, wielobieg. Wiem, że deore super ale i acera też ok. Szczególnie jak dla takiego amatora jak ja.

Mój stan posiadania jeśli idzie o "technikalia" przyrósł niezmiernie. Wyszukiwarka gorąca od haseł ze słowem "trekking". 

Problem w tym, że rozwiałem wiele wątpliwości... ale świat nie lubi próżni i pojawiły się kolejne.

 

Moja waga: koło 100 kg

Wzrost: koło 180 cm

Dyskopatia odcinka lędźwiowego

Budżet: uciułane na ten cel 1800 pln +/- coś drobnego może się znajdzie.

 

Z obserwacji ostatnich 20 lat: po górach nie jeździłem. Raczej miasto, miejskie pagórki, czasem las, lekkie wzniesienia o zróżnicowanej nawierzchni (tu piasek, tam brak płyty chodnikowej).

20 lat już nie mam więc raczej nic wyczynowego. Czasem nocą po mieście. Chętnie do pracy (15 km w jedną stronę ścieżką rowerową). Tempo zmienne. Lubię chwilę "docisnąć" lub skrócić drogę w mieście "na przełaj". Dotychczas max: 60 km za jednym razem. Pogoda - najlepiej w prawie każdą.

 

Byłem przekonany do trekkinga. Mam na stanie wysłużonego "górala" Giant GSR ALU z roku 2002. Nie będę go sprzedawał bo mogę dostać za niego max 200 pln. W serwisie wyceniono mi doprowadzenie do ładu za 600 pln. Nie jest bardzo "zajechany" - użytkuję go aktualnie. I postanowiłem zafundować mu systematyczna rekonwalescencję. Będzie jeszcze długo służył jako "drugi" w domu.

 

Już prawie wyjechałem ze sklepu SAVENO EXETER

https://trybik.pl/lato/rower-saveno-r16-exeter-28-gts-19-czarno-szary-mat-12339.html

za 1750 pln.

Zna ktoś model?

Mało informacji o marce w necie. Rozumiem, że wszyscy użytkownicy szczęśliwi i nie tracą czasu na żale na formach:) 

 

Jednak pojawiły się pytania:

Jak z dynamiką na trekkingach? 

Czy można się nimi w mieście i na trasie w miarę dynamicznie poruszać?

Czy nie są to rowery "stateczne"?:)

Czy krawężniki, szutry i leśne drogi im nie straszne?

Czy dynamo w piaście tak potrzebne?

 

Rozglądam się w koło - na ulicach przewaga crossów/górali/fitness z bagażnikami i błotnikami oraz miejskich. Budżet najlepiej do 1800 pln. Sklep raczej stacjonarny.

 

Jeśli macie jakieś ciekawe propozycje - chętnie posłucham. Sam proces szukania jest fajny, ale dobrze by było już się na czymś z sakwami rozpędzić i o krawężnik nie rozbić:)

 

Wybaczcie przydługi tekst. Zasadniczy dylemat wyróżniłem.

 

Jeśli ktoś dotrwał do końca - gratuluję i życzę udanego dnia:)

 

 

 

 

 

 
Odnośnik do komentarza

Cześć. Po tak przygotowanym poście trudno przejść obok i nie dotrwać do końca  :D

 

Jeździłem rowerem trekkingowym i crossowym i uważam, że crossowe są dynamiczniejsze, bynajmniej takie są moje wrażenia. Opierając się na moim doświadczeniu, polecam zakup crossowego, np. Roment Orkan 4 (w sieci z dostawą można kupić za ok 1900).

Crossowe są lżejsze, w tym samym przedziale cenowym mają zazwyczaj nieco lepszy osprzęt, a lekkie błotniki z tworzywa można dokupić za kilkadziesiąt złotych. Prądnica raczej nie jest czymś niezastąpionym, a po zmroku dużo lepsze światło daje latarka rowerowa. Trekkingowce są na start wyposażone w błotniki, bagażnik itp. 

Z mojej perspektywy lepiej za określoną kwotę kupić rower crossowy na trochę lepszym osprzęcie i z czasem dokupić kilka gadżetów. Wiem, że to dodatkowe koszta ale wg mnie gra jest warta świeczki, a przecież nie wszystko trzeba kupować w ten sam dzień. I jednym i drugim spokojnie pokonasz trasy miejskie jak i lekki teren, i w tym lekkim terenie jak i na szosach poza miastem byłem dużo bardziej zadowolony z roweru crossowego. Na krawężnikach trzeba uważać, lekko podbić koło lub delikatnie najechać i po sprawie.

Piszesz też o sakwach. Ja się z tego wyleczyłem, oczywiście nie mówię o zastosowaniu w przypadku kilkudniowych wycieczek. Na trasy do 150 km, biorę co się da w kieszonki koszulki, w sakwę pod ramą jakiś banan i baton, bidon w koszyku, pieniądze na jakiś prowiant i to wystarczy. Jak jadę na krótszą trasę i potrzebne są jakieś graty, to biorę mały plecak.

Bagażnik do crossa też można dokupić. Pytanie czy faktycznie jest Ci potrzebny. Jak ma być amor, to najlepiej powietrzny i z blokadą. Zamiast kiepskiego uginacza bez blokady, zdecydowanie wolałbym sztywny widelec - jest tańszy i lżejszy, i nie tracisz energii przy jeździe szosą na bujanie amorka.

 

Najważniejsze. Nie wiem na ile poważny masz problem z kręgosłupem. Może warto skonsultować z lekarzem na co powinieneś szczególnie uważać .... być może dzięki temu łatwiej Ci będzie ustawić siodło i kierownice na prawidłową dla Ciebie pozycję.

 

Odnośnie roweru, do którego podałeś link, niestety nie znam marki, widzę go po raz pierwszy.

 

Z tego co zauważyłem, na forum jest trochę osób jeżdżących i na crossach i na trekkingach. Pewnie ktoś dorzuci od siebie jakąś cenną podpowiedź  :)

Odnośnik do komentarza

Jak kryzys wieku średniego to proponuję....szosę :D

 

A tak poważnie, to też mam problemy z odcinkiem lędźwiowym, wybrałem fitnessa, żyję i parafrazując Foresta Gumpa - Jak mam gdzieś iść to jadę :)

Jakbym mógł to w ogóle bym z niego nie schodził.

Na mniej równym zwijam się w "sprężynkę" żeby nieco zamortyzować nierówności. Niemal każdy krawężnik pokonuję podrzucając przednie koło i stając na pedały gdy najeżdżam tylnym.

Ale oczywiście kręgosłup kręgosłupowi nie równy i chwilami po dłuższej trasie odczuwam drętwienie w palcach (od kręgosłupa).

 

Jakkolwiek jeśli nie chcesz być demonem prędkości, to cross w Twoim wypadku wydaje się być odpowiedni. Bo już u siebie zauważyłem że wolę nawet dłuższą trasę jechać po równym niż skracać sobie przez park itd..

 

Osobiście nie wyobrażam sobie dzień w dzień tachać ze sobą błotników, bagażnika i innych trekingowych gadżetów, no ale jak kto woli.

Jak przedmówca wolę coś wrzucić w plecaczek.

 

Nie patrz na to co jeździ na ulicach, bo to ma być Twój rower, Tobie ma się podobać, Ty będziesz na nim jeździć i tyle.

Odnośnik do komentarza

Magicbike ma swój punkt widzenia. Ja trochę z nim popolemizuję.

Jestem 50-latkiem, czyli w "średnim wieku". Jeżdżę trekkingiem i uznaję jego wyższość nad crossem.

Ze sporym przybliżeniem trekking to cross+wyposażenie dodatkowe. Wybrałem trekkinga, bo lubię mieć rower "kompletny". Oczywiście prawie wszystko można sobie skompletować później, ale np. dynamo w piaście to już niestety razem z kołem lepiej byłoby już potem dokupować. W sezonach pozaletnich dynamo uważam za bardzo pożyteczne. Spóźniony powrót do domu po zmroku - no problem. Owszem, jego wydajność jest ograniczona, przykładowa lampa Axa Echo15 nie rozświetli całkowitych ciemności, ale w mieście spoko oświetla drogę czy ścieżkę rowerową. Nie trzeba pamiętać o bateriach czy akumulatorach. Nie ma obawy, że zabraknie prądu.

 

Sakwy. Z początku miałem zamiar używać je okazyjnie, ale szybko zmieniłem zdanie i mam je zamontowane na stałe. Większy napój, kanapki, kurtka przeciwdeszczowa, podstawowe narzędzia, pompka, zapasowa dętka itp. Wszystko jest ze mną na wyciągnięcie ręki. A jak trzeba po drodze zrobić niewielkie zakupy, zero problemu. Sporo można w nie upchać. W plecaczek na plecach wejdzie znacznie mniej, a i tak będzie go czuć.

 

Amortyzator. W tej kategorii cenowej będzie uginacz i takowy też posiadam. Nie jest prawdą, że on nic nie daje, tylko zabiera moc. Jestem po urazie nadgarstka prawej ręki. Uginacz naprawdę łagodzi nierówności drogi, dziury czy niewysokie krawężniki. Bez uginacza miałbym problem z ręką.

 

Dynamika. Trekking musi swoje ważyć i waży. Dynamikę można jednak polepszyć usprawniając technikę jazdy z większą kadencją. W tym sezonie sporo nad tym popracowaliśmy z żonką w czasie naszych eskapad i teraz sam się dziwię, jak mogliśmy do tej pory tak ciężko naginać na pedały.

 

Osprzęt. No coż, w tej kategorii cenowej trudno oczekiwać grup SLX, XT czy XTR. Ale to wcale nie oznacza, że nie można mieć przyjemności z jazdy rowerem wyposażonym w kwadratowy suport i osprzęt klasy Altus, Alivio czy Acera. Niższe grupy Shimano potrafią być  wg mnie wytrzymałe a precyzja ich działania jest na przyzwoitym poziomie. Przy okresowej kontroli wyciągnięcia łańcucha, utrzymaniu w czystości napędu, pancerzy i linek, rowerek potrafi odwdzięczyć się dużą bezawaryjnością. Hamulce v-brake nie hamują tak ostro, jak dobre tarczówki, ale przy odpowiedniej regulacji i użyciu dobrych klocków potrafią skutecznie zatrzymać np, 120kg rzeczywistej masy (rower+rowerzysta).

 

Problem z kręgosłupem. Ekspertem nie jestem, ale nierówności dobrze łagodzi pantografowa sztyca amortyzowana Suntour NCX. Oboje z żonką takie używamy i bardzo sobie chwalimy. Fakt, że to dodatkowy wydatek ok. 250PLN. Pionowe sztyce amortyzowane, fabrycznie montowane w trekkingach są nic nie warte.

 

Reasumując, ja polecam trekking.

Odnośnik do komentarza

I tu nasuwa się pytanie czego od roweru oczekuje kolega Pralat?

 

Pełne uzbrojenie na stracie w przypadku trekkingowca przy którym nie będzie musiał "czuwać" bez względu na pogodę, czy lżejszego i zwinniejszego crossa, którego w razie potrzeby można szybko dozbroić (dodatkowe koszty związane z zakupami) i rozbroić w zależności od pogody i rodzaju planowanej trasy. Ja obstawiam lepszy osprzęt kosztem dodatkowych wydatków np. na lampki i błotniki, które mamy w trekkingach w zestawie.

 

Bez względu na grupę, zdecydowanie zgadzam się z tym, iż o napęd trzeba dbać, gruntownie czyścić, sprawdzać łańcuch itd. 

 

Faktycznie w przypadku problemów z dłońmi, nie wynikającymi z np. źle dobranych chwytów itp, nawet podstawowy uginacz zapewne przyniesie ulgę na wybojach. Jednak przy chęci szybszej jazdy sporo energii ucieka bokiem na bujanie, dlatego też z perspektywy długoterminowego użytkowania osobiście wolałbym mieć sztywniaka, lub sprzedać po zakupie roweru uginacz, dołożyć i kupić np. najprostszy powietrzny, oczywiście jeśli taki zabieg byłby opłacalny.

 

Plecaka używam tylko okazjonalnie. Na dłuższych trasach ugotowałbym się. Pompkę wożę zamocowaną razem z koszykiem na bidon. Dętkę, łyżki i narzędzia mam w małej sakwie. Na zakupy rowerem nie jeżdżę. Raczej latam w lesie, na drogach rowerowych i szosie, miejskie przejażdżki (centrum) odpuszczam bo nie lubię jeździć wdychając "świeżutkie" spaliny wydobywające się szczególnie intensywnie na każdym skrzyżowaniu ;[ Ale to znów moje subiektywne preferencje ;] Rowerem do sklepu zajeżdżam tylko na trasie po picie i jakąś przekąskę ;] 

 

Każdy z nas podpowie coś, co jest poparte własnym doświadczeniem, błędami czy posiadanym rowerem.  

 

Wybór zapewne nie będzie łatwy. Grunt to zdefiniować swoje wymagania i oczekiwania. Jak odbudujesz swojego górala, to będziesz miał czym wjechać do lasu, tak więc może zwinny crossik dla równowagi ;]

 

Czy cross, czy trekking ... bez radochy z roweru nie będzie radochy z jazdy ;] 

Odnośnik do komentarza

Jazda rowerem lżejszym jest przyjemniejsza niż rowerem cięższym. Niskie grupy osprzetu, poniżej Alivio, nie zapewniają dobrej kultury pracy napędu w dłuższym dystansie w porównaniu do wyższych grup i wymagają częstej regulacji. Są też wykonane z gorszych materiałów a co za tym idzie częste są skrzywienia wózka przerzutki jak wpadnie patyk czy się o coś uderzy lub szarpnie zbyt mocno na podjeździe. Więc kupując rower na takim osprzęcie trzeba zostać własnym mechanikiem albo być częstym klientem serwisu. Dynamo w pięście jest potrzebne komuś kto jeździ nocą poza miastem dłużej niż kilka godzin albo komuś kto nie chce pamietać o ładowaniu akumulatora lamki rowerowej, która wystarcza na kilka godzin pracy. Pełne błotniki są potrzebne komuś kto jeździ do pracy w cywilnym obraniu. Wtedy muszą być one bardzo długie i z chlapaczami. Wspomniana "dynamika" na trekkingu ważącym 20 kg w porównaniu do crossa 13-14 kg jest żadna. W porównaniu do lżejszego roweru jest jak jazda mułem w porównaniu do jazdy koniem wyścigowym. Ale dla każdego dynamika znaczy co innego. Raczej średnich prędkości powyżej 20-22 km/h nie należy oczekiwać. Jazda z sakwami wyklucza użycie twardszych biegów i raczej największy blat w trzyrzędowej korbie przy jeździe z nimi nie będzie w ogóle używany. Chyba że z górki. No i jazda z sakwami poza asfaltem jest męką. Cały czas się telepią na wybojach i bywa że uderzamy w nie piętą. Dla kogoś kto ma problem z kregosłupem lędźwiowym wskazana jest bardziej wyprostowana pozycja. Trekking z holenderską kierownica, jak ten ze zdjęcia z posta taką zapewnia. Ale w crossie też można ustawić zbliżoną. Hamulce v-brake wbrew temu co inni piszą nigdy nie będą hamować tak dobrze jak tarczówki. Jeszcze w suchych warunkach i na świeżych, dobrze ustawionych klockach może nie być wielkiej różnicy. W mokrych warunkach, w czasie deszczu czy śniegu różnica jest dramatyczna. Więc v-brake jest dobry dla kogoś kto jeździ albo po suchym albo bardzo wolniutko i zawsze zdąży zahamować. Jak ktoś jeździ ciężkim rowerem, w miarę szybko i ewentualnie często do pracy, w różną pogodę i ceni zdrowie niech v-brake nie kupuje. Bo na skrzyżowaniu jak jest ślisko i samochód wymusi pierszeństwo, nie zdąży zahamować. Sztyca amortyzowana Suntour jest dla mnie kompletną porażką. Mówię z doświadczenia bo taką miałem. Waży tonę i owszem amortyzuje. Tylko że taką samą amortyzację możemy osiągnąć kupując szersze opony i pompując w nie mniejsze ciśnienie. Ma też tę wadę że w czasie jazdy podczas amoryzacji zmienia się odległość  i wysokość siodełka. U mnie powodowało to bóle biodra w dłuższym dystansie i bóle kręgosłupa lędźwiowego. Amor powietrzny jest oczywiście najlepszy ale w rowerach w tym budżecie nie występuje. Występuje albo spręzynowy uginacz Suntour XCT/XCM lub podobnej firmy przy jeździe z którym na dłuższej trasie poza asfaltem umierają plecy i kóry waży tonę czyli ze 3kg, lub znacznie lepszy i lżejszy amortyzator sprężynowo-olejowy. Takowy występuje w rowerze Romet Orkan 4 o którym ktoś wspomniał a który jest bardzo rozsądnym wyborem. Konkretnego modelu nie doradzę bo nie jeżdżę juz obecnie na tego typu rowerach więc nie jestem nimi kompletnie zainteresowany. Łukasz w swoich poradach doradza chyba kilka modeli do 2000.

Z mojego doświadczenia jeśli problemy z kręgosłupem leźdzwiowym są nieopercyjne to za pomocą jogi i pilates można je wyleczyć we własnym zakresie. Potrzebne jest wzmocnienie mięsni brzucha i prostowników grzbietu za pomocą pilates i zmobilizowanie powięzi biodrowo-pachwinowych za pomoca jogi. 45 min co drugi dzień i znacząca poprawa w ciągu 6 tygodni.

Odnośnik do komentarza

No to troszkę od innej strony... Kolega prałat jest podobnie jak ja, zawodnikiem wagi ciężkiej, bo waga ok. 100kg to jednak waga ciężka. Przy takiej wadze ciężar samego roweru ma mniejsze znaczenie. Lepiej powiedzmy 5 kg zrzucić z siebie niż z roweru. Jeśli rower ma być orędownikiem w walce z nadwagą, to paradoksalnie jego waga może być atutem pod hasłem "większa rzeczywista masa łączna, większy wysiłek, większy efekt utraty wagi.

Z drugiej strony, przy wadze ciężkiej trzeba wziąć pod uwagą wytrzymałość sprzętu, tj. ramy, piast, kół itp.

Przy bądź co bądź, ograniczonym budżecie skłaniałbym się wziąć to pod uwagę, bo może to mieć znaczenie istotniejsze niż wyższa grupa przerzutek, manetek czy korby. Owszem w Level B6 mojego syna biegi zmieniają się znacznie szybciej i kulturalniej niż w moim trekkingu, ale to nie znaczy, że w niższych grupach jest problem ze zmianą biegów. Mieszkam i jeżdżę w terenie mocno pagórkowatym, manetkami wachluję bardzo dużo i póki napęd i linki nie są zasyfione, biegi zmieniają się naprawdę dobrze. A co do regulacji to w tym sezonie muszę co jakiś czas regulować jedynie hamulce, bo przecież klocki się ścierają. Przerzutki wyregulowałem po zimie i wciąż jest OK.

 

I jeszcze jedno. Moje doświadczenie mówi, że z rowerem jest tak, jak z okularami (które w zasadzie całe życie noszę). Nowe po założeniu wydają się pasować, ale po pewnym czasie trzeba je jednak nieco poprzyginać, bo zaczynają obcierać się uszy albo nos.

Pozytywna przymiarka do roweru, a nawet jednorazowa dłuższa przejażdżka nie oznacza, że po pewnym czasie nasze odczucia będą takie same. By czuć się komfortowo, trzeba będzie i tak pomyśleć o zmianie niektórych elementów. Np. wysoka, wygięta kierownica w czasie przejażdżki po płaskiej ścieżce będzie wydawać się komfortowa, ale jeśli zechcemy jeżdzić w dłuższe, pofałdowane trasy, szybko okaże się, że na podjazdach, kiedy trzeba się pochylić, nasze nadgarstki będą wyginać się do bólu.

Odnośnik do komentarza

@jano0244
Ja nie jestem zawodnikiem. Nigdzie się nie ścigam. Ale różnica kilku kg. w wadze roweru robi różnicę szczególnie na podjazdach, które wspomniałeś jak i na dłuższych trasach, z czego kiedyś chyba również nie do końca zdawałem sobie sprawę. Idąc tym tropem, można pokusić się o stwierdzenie, że dla szczupaka najlepszy będzie ciężki rower, aby nabrał trochę masy, bo im cięższy rower tym większy wysiłek i tym więcej spali węglów i tym więcej zje. Wraz z wiekszą wagą raczej nie idzie w parze wyższość/lepszość cięższego roweru wobec lżejszego. Faktycznie więcej zuużyje energi, ale kosztem długości trasy, komfortu, prędkości.

Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Piszesz o wytrzymałości ramy, piast, kół ... Czy miałeś na myśli, że rama, piasty i koła w trekkingach są mocniejsze/trwalsze? Z tego co zdążyłem zauważyć koła i zastosowane w nich piasty w egzemplarzach gotowych do zakupu różnią się klasą w zależności od półki cenowej. Tzn. mogą być inne, lepsze/gorsze w modelu podstawowym i wyższym bądź topowym u danego producenta.

W rowerach trekking/cross powiedzmy w przedziale 1700- 2700 raczej nie będzie różnicy w stopie z którego wykonana jest rama. Idąc półkę albo i dwie w górę w danym przedziale cenowym jest podobnie. A zatem różnica w cenie wynikać będzie  najczęściej z osprzętu. W trekkingu mamy w tej samej cenie pełne blotniki, koło z prądnicą, tylne oświetlenie, amortyzowaną sztucę (podstawowy model) itd. W crossach tego nie ma, wiec w tej samej cenie otrzymujemy lepszy napęd, często począwszy od manetek. Nie ma to raczej wpływu na jakość/wytrzymałość ramy.
Odnośnie napędu, to tak jak pisał Jacek, nie chodzi tylko o płynność przy zmianie biegów, która jest zauważalna, oczywiscie nie mówimy też o porównaniu Altus-XT, ale również o komponenty użyte przy produkcji, wpływające na ich trwałość na działanie takich czynników jak np. gleba czy praca w terenie ;)

 

Reasumując, nie neguję zakupu trekkinga. Sam miałem trekkinga i przejechałem nim fajne trasy i świetnie je wspominam. Nie wywyższam crossa. Miałem, jeździłem. Z mojej perspektywy było lepiej niż na trekkingu. Szybciej, lżej i wygoniej. Okazjonalnie w gościach wsiadam na crossa. Skoro jest okazja to jadę ;]

Czas dopłynąć do brzegu ;] Np. cross w cenie do 2 tys. posiada lepszy napęd i dość często lepsze hamulce (vbrake vs tarczowe) względem trekkinga. Trekking z takim samym napędem i hamulcami będzie kosztował kilka stów więcej i ważył przy okazji bez żadnych dokupionych gadżetów o jakieś 3-4 kg więcej.

Sam mam dosyć ciężki rower, bo waży ok 13,5 kg., ale i tak jest sporo lżejszy od trekkinga. Póki co mam Deore, a róznica między Deore a Acera i dalej w kolejności Alivio jest widoczna gołym okiem, albo też gołą nogą ;] Ja to doczułem przesiadając się od napędu najniższego, po kolei do Deore. A jak przyjdzie dzień, że zajadę obecny napęd to kiedyś będę celował w SLX, aby jeżdziło się jeszcze lepiej ;] Oczywiście jeśli finanse na to pozwolą, ale pomarzyć można ;]

 

Pozdrawiam Cię Jano. Ze swojej strony wyczerpałem już temat ;]

Odnośnik do komentarza

@jano

Masz trochę racji w tym co piszesz ale z mojej praktyki wygląda to inaczej. Był okres w moim życiu że też się zapasłem i ważyłem 106kg przy 175 wzrostu. Przy takim otłuszczeniu wszystko mi dokuczało i jazda rowerem była często uciążliwa. Jeśli rower ma być m.in. narzędziem do utraty wagi to przede wszystkim regularność. No i rozsądne odżywanie. Nie potrzeba na początku żadnych cudów. Wystarczy przestać się obżerać i jeść mniejsze i zdrowsze porcje i częściej. I regularnie się ruszać. Ale to dyskusja o rowerze a nie o diecie.

Dobrym przykładem jak zły rower wpływa na jazdę był mój rower MTB sprzed paru lat. To był mój pierwszy MTB z amortyzatorem. Nie wiedziałem czy się zaszczepię na jazdę MTB i kupiłem nowy, wyprzedażowy rower, ważący ok. 14kg na uginaczu Suntour XCT z osprzętem Altus/Acera na kiepskich, ciężkich kołach i piastach. Nie miałem jeszcze wiedzy o doborze opon i ciśnienia a to jest akurat w rowerze MTB kluczowe. Jeździłem na nim po 20-30 km. Ciężko mi się nim jeździło. Potrzebowałem włożyć dużo energii w napędzanie go. W efekcie nie jeździłem na nim za chętnie ani za dużo. Nadarzyła się okazja potestować rowery z wyższej półki. I okazało się że jazda dużo lżejszym rowerem z lepszym osprzętem, na dużo lepszych kołach sprawia przyjemność i jedzie się dalej i dłużej. Po pewnym czasie zdecydowałem się na zakup bardzo dobrego roweru MTB. I nastąpiło ŁOŁ. Zaczałem jeździć po 50-60 a wkrótce nawet do 100 km. Więc ciężki rower nie jest w żadnym stopniu atutem. Jest tylko przeszkodą i kulą u nogi w osiąganiu celów.

Co do kwestii dopasowania roweru do swoich potrzeb to jak najbardziej zgoda. Z czasem nasze potrzeby mogą ulec zmianie. Wraz z doświadczeniem możemy zrozumieć że potrzeba zmienić pewne elementy i dopasować je do naszych potrzeb. Na początek siodełko, mostek, kierownicę.

Jeśli chodzi o osprzęt to oczywiście że jak bedziemy jeździć po asfalcie jak jest sucho to nie będziemy mieli za dużo do roboty z rowerem i będzie on pracował stosunkowo dobrze.  Nawet ten z niższych grup. Im gorsze warunki i większa intensywność eksploatacji tym bardziej zaczyna się ujawniać różnica między lepszymi a gorszymi grupami i gorszymi a lepszymi kołami.


Waga 100 kg nie jest dla rowerów typu trekking/cross/mtb żadnym problemem. Generalnie producenci produkują je z myślą o użytkownikach ważących do ok. 130kg.
 

Odnośnik do komentarza

No to troszkę od innej strony... Kolega prałat jest podobnie jak ja, zawodnikiem wagi ciężkiej, bo waga ok. 100kg to jednak waga ciężka. Przy takiej wadze ciężar samego roweru ma mniejsze znaczenie. Lepiej powiedzmy 5 kg zrzucić z siebie niż z roweru. 

 

To jest kompletna nieprawda, jakis mit, ktory chyba wymyslili ci, ktorych nie stac na lzejszy rower,

a pozniej sie rozprzestrzenil w typowy sposb...

A w ogole po tytule tematu myslalem, ze ktos tu cos odlotowego wymyslil, "kryzys wieku sredniego" itd,

a tu nic, tylko typowo nudny temat jak wszystkie. Na przyszlosc prosze wybierac lepsze tytuly ;)

Odnośnik do komentarza

To jest kompletna nieprawda, jakis mit, ktory chyba wymyslili ci, ktorych nie stac na lzejszy rower,

a pozniej sie rozprzestrzenil w typowy sposb...

A w ogole po tytule tematu myslalem, ze ktos tu cos odlotowego wymyslil, "kryzys wieku sredniego" itd,

a tu nic, tylko typowo nudny temat jak wszystkie. Na przyszlosc prosze wybierac lepsze tytuly ;)

 

No ale tytuł Cię zainteresował. Czyli autor wątku osiągnął swój cel :)

No niestety w sekcji jaki rower kupić za X złotych ciężko znaleźć jakieś emocjonujące tematy. Dlatego też coraz mniejszą mam chęć się w nie włączać :)

Ale jako "myth busters" się sprawdziliśmy. I tak trzymajmy :)

Odnośnik do komentarza

Chłopaki zróbcie dyżury, to misja i służba w dobrej sprawie;D. Kiedyś cześć z tych co im pomagacie zacznie Was wyręczać i oczywistości załatwiac od ręki. Najtrudniejsze tematy i "myth bustering" zostaną dla Was;)

 

Jeśli o mnie chodzi nie miałem takich dylematów czy trekking czy cross, pomimo, że ważę 105kg, 185cm wzrostu i miewam problemy z odcinkiem lędźwiowym. Żeby zrzucić trzeba jeździć, a będziesz jeździł jak Ci będzie to sprawiać przyjemność, a mi sprawia przyjemność jak nie muszę jechać mułem:) Trekking to taki kamper, cross to sportowy kabriolet.

Odnośnik do komentarza

Dobrzy ludzie,

Bardzo dziękuję za odzew - przeszedł moje najśmielsze oczekiwania:)

Nie spodziewałem się aż tak owocnej dyskusji.

@snowboarder - Faktem jest, że tytuł miał wyróżnić już i tak przegadany wątek. Jeśli poczułeś się oszukany - wybacz:)

 

Czytając wszystko widzę, iż serce bije odrobinę mocniej w stronę crossa z opcja doposażania. Taki ostatni "rzut na taśmę" młodzieńczego szaleństwa:)

Jednak trekkingu nie przekreślam jeszcze do czasu gdy budżet nie ruszony.

 

Z tego co widzę jest tu nawet moich dwóch krajan - jeden z "dzielni" - drugi zaraz "za miedzą" więc może się miniemy gdzieś na trasie.

Jak tylko dokonam ostatecznego wyboru - stawiam piwo jeśli, któryś z Was "myth busterów" chętny ponieważ robotę odwalacie bardzo dobrą. Najlepiej w Wawie lub okolicy. Chyba, że wymknę się gdzieś dalej...gdy będzie już na czym.

 

Co do meritum:

Zastanawiam się czy odczuję różnicę na crossie w porównaniu do restaurowanego GSR? Czy nie są to zbliżone jakościowo pojazdy?

 

I jeszcze jedno pytanie - co sądzicie o zakupach używanego sprzętu? Czy warto? Jak sprawdzić czy nie był kradziony - wsparcie kogoś kto krzywdzi innych nie leży w mojej naturze.

 

Pozdrawiam 

Odnośnik do komentarza

Czy nie był kradziony trudno sprawdzić. Policja jakąś tam bazę ma ale ogólnie nadaje się ona o kant d..

Moje zdanie jako kupującego parę razy używane rowery że kupić można tylko od znajomego albo rower, który ma 2-3 lata i widać po korbie że jest prawie nowa, więc był jeżdżony rekreacyjnie. I generalnie jak budżet napięty to kupować nowy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...