Sto kilometrów na rowerze jednego dnia to brzmi dumnie, choć dla wielu osób niewyobrażalnie. Ale bądźmy szczerzy, jeżeli tylko nie masz problemów ze zdrowiem i jesteś jako tako rozruszany, to przy odrobinie chęci oraz przygotowania – pokonasz stówkę rowerem. Wystarczy kilka prostych trików… (śmiech) No dobrze, nie ma tu tak naprawdę żadnej magii, a cała sprawa będzie dość prosta, choć wymagać będzie trochę cierpliwości. Jako że mam za sobą trasy liczące sto, dwieście, czterysta czy sześćset dwadzieścia pięć kilometrów (bez spania po drodze) – myślę, że mogę przekazać Ci kilka porad w tym temacie.
Dodam tylko, że ten tekst dotyczy przejechania stu kilometrów po w miarę płaskiej trasie. Jazda po górach to już zupełnie inna sprawa (a w górach i do tego poza asfaltem jeszcze inna). Amator, który jeździ rekreacyjnie, najlepiej aby zmierzył się na początek z możliwie płaską stówką.
Nie porównuj się z innymi
To najważniejsza zasada! Nie ma znaczenia, że Twój sąsiad/szwagier/koleżanka z pracy przejechali pierwsze sto kilometrów rowerem, gdy tylko uznali, że czas wstać z kanapy i zrobić coś ze sobą. Oni to oni, a Ty to Ty – też zrobisz stówkę, ale bez zarzynania się i w swoim tempie. No i bierz z przymrużeniem oka wspominki wujka, który przejechał 100 km za młodu. Bo to nie było 100, a 60. I nie w jeden dzień, a w trzy ;)
W szczególności przestrzegam przed braniem na serio internetowych komentatorów. Wielu z nich to bajkopisarze, którzy napiszą wszystko, aby tylko zyskać uznanie w oczach innych.
Żeby jeździć, trzeba jeździć
To druga najważniejsza zasada i w sumie mógłbym na niej zakończyć ten wpis :) Maksimum, które możesz obecnie przejechać rowerem to 10 kilometrów? W porządku! Przejedź tyle, a jutro znów wsiądź na rower i zrób podobny dystans. A za jakiś czas znów go powtórz, powoli zwiększając liczbę przejechanych kilometrów.
Nie chodzi o to, aby robić sobie szczegółową rozpiskę kilometrów na każdy kolejny dzień (no chyba, że Cię to motywuje, to śmiało!). Nie mówiąc o szumnym nazywaniu swoich przejażdżek treningiem ;) Chodzi tylko o to, aby zacząć regularnie jeździć na rowerze. I pisząc regularnie, nie mam na myśli raz w miesiącu na lody do parku.
Jeżeli masz taką możliwość, zacznij dojeżdżać rowerem do pracy/szkoły. Nawet jeżeli nie codziennie, to dwa razy w tygodniu. Do tego dołożysz przejażdżkę w piątek popołudniu oraz w niedzielę i to już zacznie działać.
Zacznij stopniowo zwiększać przejeżdżane dystanse. Zaczynasz od dziesięciu kilometrów, które Cię wykańczają? Zrób kilka takich tras, a za kolejnym przejedź 13 km. A potem 20 km. I tak dalej. Nie spiesz się, rób sobie tyle przerw po drodze, ile tylko potrzebujesz. Grunt to się nie zniechęcać i jeździć systematycznie.
Jeżeli zaczniesz jeździć częściej, a dystanse zaczną się wydłużać, to gdy dojdziesz do 50 kilometrów, a do celu dojedziesz bez zarżnięcia się – to będzie znak, że i sto kilometrów dasz radę zrobić :)
Wyreguluj i nasmaruj rower
Źle ustawione siodełko (w podlinkowanym wpisie przeczytasz jak zrobić to dobrze) sprawi, że będziesz pedałować nieefektywnie. Do tego to szybka droga do bólu kolan. Poprawne ustawienie siodełka nie zajmuje dużo czasu, a bardzo wpływa na komfort jazdy. I pamiętaj, że pedałuje się przednią częścią stopy (poduszka pod dużym palcem powinna spoczywać mniej więcej na środku pedału). Nie pedałuje się środkiem stopy, a już zwłaszcza piętą!
Drugi element, na który warto spojrzeć to ustawienie kierownicy. Przypatrz się czy podczas jazdy Twoje nadgarstki są wyprostowane. Jeżeli zginają się, na dłuższej trasie mogą zacząć Cię boleć. Przyczyną może być źle ustawiona kierownica lub źle ustawione manetki oraz klamki hamulcowe. W wielu przypadkach pomóc mogą także ergonomiczne chwyty kierownicy, które podpierając dłoń, pomagają w poprawnym jej ustawieniu.
Jeżeli masz problem z bólem kolan, nadgarstków czy pleców podczas jazdy na rowerze, warto wybrać się do dobrego sklepu rowerowego w okolicy, gdzie pracownicy zerkną gdzie może tkwić przyczyna. Nie musi to być profesjonalny bikefitting za grube pieniądze, wystarczy że zerknie na Ciebie i Twój rower ktoś, kto zna się na temacie, a przy okazji będzie dysponował częściami, gdyby trzeba było np. wymienić wspornik kierownicy czy inny element.
Druga kwestia to sprawny rower. Napompowane do odpowiedniego ciśnienia opony (sprawdzone manometrem, a nie ręką), czysty i nasmarowany łańcuch, a także sprawne inne elementy w rowerze. Jeżeli na rowerze jedzie Ci się podejrzanie ciężko, warto się temu przyjrzeć. Ocierający hamulec czy zardzewiały łańcuch nie pomogą w przejechaniu pierwszych stu kilometrów :)
Ale mnie boli…
Więcej o bólu czterech liter na rowerze pisałem już na blogu. Trzeba poprawnie ustawić siodełko, a także przyzwyczaić swoje siedzenie do niego. Jeżeli po kilkuset kilometrach nadal masz problemy z bolącymi pośladkami nawet po przejechaniu 30-40 kilometrów, warto rozejrzeć się za innym siodełkiem (może Twoje jest za wąskie/za szerokie/za twarde/za miękkie – różnie z tym bywa).
Jedz i pij regularnie
Koszyczek na bidon lub inny uchwyt na butelkę to w rowerze rzecz wręcz niezbędna. Nie potrzebujesz super bidonu, wystarczy zwykła butelka. Najważniejsze to całą drogę popijać coś mniejszymi łykami. Dużym błędem jest jazda bez picia, a następnie na postoju wlanie w siebie zawartość litrowego kartonu soku. Im jest cieplej, tym więcej trzeba pić, a stara zasada mówi, że jeżeli chce ci się pić, to jest już za późno. Oczywiście w takiej sytuacji też trzeba się napić i już nie dopuszczać do pojawienia się pragnienia.
Tak samo jest z jedzeniem – to nasze paliwo podczas jazdy. Okej, jadąc rekreacyjnym tempem, nie musisz doładowywać się w czasie jazdy batonami zbożowymi czy żelami energetycznymi. Ale jazda bez żadnego jedzenia lub z tylko jedną przerwą obiadową to proszenie się o kłopoty. Zabierz ze sobą kanapki, banany, czekoladę, paczkę kabanosów, żelki – czy cokolwiek co lubisz. Nie musisz wieźć ze sobą całego prowiantu – trasę najlepiej zaplanować tak, aby minąć po drodze chociaż dwa sklepy. I rób tak samo jak z piciem – jedz po trochu, małymi porcjami, ale regularnie. Robienie jednego bufetu w postaci dwudaniowego obiadu może sprawić, że nie będzie ci się chciało dalej jechać :)
Co jeść i pić to już Twoja decyzja – każdy lubi co innego. Ja zmieniam napoje podczas jazdy – raz sok rozcieńczony wodą, raz sama woda, raz jakaś cola. Jem też różne rzeczy, raz słodkie, raz słone. I na dłuższej trasie nie zapominam o czymś, co ciut bardziej wypełni żołądek – słodka bułka, rogalik, kanapka czy od biedy hot-dog ze stacji benzynowej. Jazda jedynie na batonach już nieraz sprawiła, że organizm domagał się czegoś konkretniejszego.
Przygotuj trasę
Osobiście nie przepadam za jazdą rowerem bez konkretnego celu. Nawet gdy wychodzę pojeździć ot tak, lubię gdzieś jechać, choćby to była miejscowość obok. Ale do jazdy na co dzień zostawiam Ci wolną rękę :) Dużo ważniejsze jest przygotowanie trasy do pierwszej, rowerowej stówki.
Możesz oczywiście iść na żywioł, ale kręcenie się bez ładu i składu po okolicy jest mało motywujące. Lepiej wyznaczyć pętlę ze startem i metą w domu. Możesz także wsiąść w pociąg, odjechać 100 km i stamtąd wracać do siebie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby zabrać rower na wakacyjny wyjazd i tam pyknąć pierwsze sto kilometrów.
Trasę możesz wyznaczyć w jednej z rowerowych aplikacji i nawigować przy pomocy smartfona zamontowanego na kierownicy. Lata temu, gdy smartfony i nawigacje GPS były dość drogie, trasę rysowałem w Mapach Google, a następnie przepisywałem wskazówki nawigacyjne na kartkę. I nawet mi się to sprawdzało, choć w dzisiejszych czasach polecam jednak telefon na kierownicy :)
Rysując trasę, polecam jak ognia unikać dróg krajowych (to te z jedno- lub dwucyfrowym oznaczeniem). Zwykle jest tam duży ruch i jazda rowerem nie będzie tam ani przyjemna, ani bezpieczna. Wyjątkiem są drogi z szerokim, asfaltowym poboczem (np. odcinki trasy 91 z Łodzi do Gdańska czy odcinki drogi 92 ze Świecka do Terespola), choć szczerze mówiąc, pierwszą setkę wolałbym jednak przejechać bardziej lokalnymi drogami, a nie wśród ciężarówek i samochodów :)
Warto aby po drodze były chociaż dwa sklepy, aby w razie potrzeby uzupełnić picie i jedzenie.
Przygotuj sprzęt
Nie potrzebujesz żadnych kosmicznych technologii czy specjalnych akcesoriów. Ale na pewno warto mieć na głowie kask (i poprawnie go zakładać), a do tego sprawne oświetlenie (nawet jeżeli jedziesz w dzień). Polecam także jechać w butach z trochę sztywniejszą podeszwą. Lekkie buty z giętką podeszwą mogą sprawić, że po pewnym czasie zaczną cię boleć podeszwy stóp. Z akcesoriów przydałaby się też pompka, dętka i łyżki do opon. I to w zasadzie tyle :)
Można oczywiście założyć rowerową/sportową koszulkę (lepiej oddycha i szybciej schnie niż bawełna), do tego rowerowe spodenki z wkładką (nie muszą być obcisłe, są też szorty z taką wkładką) czy rękawiczki rowerowe – ale to już kwestia indywidualnych preferencji. Nie są obowiązkowe, ale bardzo przydają się także okulary przeciwsłoneczne – silny wiatr i owady potrafią skutecznie popsuć przyjemność z jazdy.
Nie ciśnij
Jadąc z prędkością 15 km/h dystans 100 kilometrów pokonasz w 6,5 godziny. Jadąc 20 km/h – w 5 godzin, a z prędkością 25 km/h – w 4 godziny. Jak widać – nie jest to specjalnie długo. Nawet jeżeli przyjmiesz, że drugie tyle spędzisz na robieniu przerw po drodze, to nadal będzie to maksymalnie 13 godzin. Wystarczy, że wystartujesz w letni poranek o 7 rano i do wieczora spokojnie dojedziesz.
Nie ma sensu przejmować się, czy zdążysz wrócić do domu przed zmrokiem. Będzie dużo czasu i na odpoczynek, i na przejechanie upragnionych stu kilometrów. Czego Ci oczywiście życzę :)
Proszę o wskazówki:
Chcę pierwszy raz w życiu podjąć się przejechania 93 km.
Mam prawie 50 lat.
Jeżdzę dość często, ale około 25 km.
Co wziąć na dłuższą jazdę? Czy tyłek wytrzyma w normalnych spodenkach? Rękawice mam. Czas mnie nie goni. I kondycja jakaś jest. Ostatnio w ramach zwiedzania przeszłam jednego dnia ponad 40 km i około 54 tys kroków, więc nie poddaję się łatwo.
Cześć,
cały tekst jest właśnie o tym :) Jeżeli czas Cię nie goni na te 93 km, to spróbuj może najpierw machnąć 50 km w ramach rozgrzewki?
Czy tyłek wytrzyma? To zależy od tyłka, od siodełka i od ich wzajemnego dopasowania. A także od liczby wysiedzianych w siodle godzin. Jeżeli przejechałaś w tym roku przynajmniej 300-400 kilometrów, to i z wysiedzeniem na siodełku 93 km dasz radę.
Zwłaszcza robiąc przerwy, gdzie ciało odpoczywa.