Chyba każdy miłośnik rowerów po pewnym czasie zaczyna się zastanawiać ile kilometrów jest w stanie przejechać. Nieważne czy masz w planach 100, 200 czy 300 kilometrów w jeden dzień. A może nawet 400 czy 500? Przeczytaj dzisiejszy wpis i sprawdź czy jesteś prawidłowo przygotowany do wyruszenia w trasę.
Skąd wiem, że jestem gotowy?
Cieszy Cię myśl o przejechaniu takiego dystansu? Uśmiechasz się pod nosem gdy znajomi mówią Ci, że jesteś nienormalny? Przejechanie 200 kilometrów nie stanowi dla Ciebie problemu?* Zdajesz sobie sprawę, że nie ma takiego siodełka i spodenek, które uchronią Cię przed bólem pośladów po przejechaniu takiego dystansu? Jesteś przygotowany na „betonowe nogi”, zdrętwiały kark i nadgarstki? Jeżeli odpowiedziałeś na wszystkie pytania twierdząco, to znaczy, że jesteś gotowy!
*Nawet jeśli się okaże, że tylko raz pyknąłeś dwusetkę, ale nie sprawiła problemów Twoim mięśniom, to w mojej opinii możesz się zacząć zastanawiać nad ustalaniem nowego rekordu na 250 – 300 kilometrów. Najbezpieczniejszym przygotowaniem jest przejechanie w sezonie dystansu 2/3 planowanego rekordu kilometrów około 3 razy (najlepiej weekend po weekendzie). Taki system pozwoli przyzwyczaić Twój organizm do wzmożonego do wysiłku.
Moje rekordy:
- 300 km | Kraków – Sandomierz – Lublin
- 200 km | Tarnów – Myślenice i z powrotem
- 162 km | Tarnów – Skarżysko Kamienna
Przygotowanie
1. Sen. Na minimum dwa dni przed trasą połóż się wcześnie spać. Taki wysiłek będzie wymagał od Ciebie pełni sił, dlatego warto być wypoczętym.
2. Odłóż rower na bok. Na trzy dni przed zaplanowaną trasą daj swoim mięśniom odpocząć. Zrób to bezdyskusyjnie! W sumie odłóż na bok jakąkolwiek intensywną aktywność fizyczną: bieganie, cross fit, itd. No dobra, seksu Ci nie zabraniam ;)
3. Rozciągnij się. Kontuzja to chyba ostatnia rzecz o jakiej marzysz podczas takiego wyjazdu. Niesamowicie ważne jest, żeby minimum 10 minut poświęcić na gimnastykę. Nie jest to dużo, a potrafi w dużym stopniu zminimalizować ryzyko kontuzji. Ćwiczenia wykonaj przed i po wyjeździe.
4. Nie porywaj się z motyką na księżyc. Wyznacz sobie realną średnią prędkość oraz zaplanuj miejsca postoju. Przejechanie 300 kilometrów ze średnią 30 km/h jest możliwe, ale najpewniej nie dla Ciebie. Załóż bezpieczną prędkość średnią na poziomie 18-25 km/h. Nie ścigaj się z nikim. Myśl jak maratończyk, a nie sprinter.
5. Przygotuj trasę w najdrobniejszych szczegółach. Korzystaj z bocznych dróg o małym natężeniu ruchu i dobrej jakości nawierzchni jak np. droga serwisowa przy autostradzie. Im gładszy asfalt tym mniej energii zużyjesz na przebycie tej samej drogi. Natomiast duża liczba samochodów wyprzedzających Cię na gazetę sprawi, że zrobisz się spięty, nerwowy i stracisz przyjemność z jazdy. Unikaj skrzyżowań i innych sytuacji kiedy musisz się zatrzymać. Kluczem do przejechania takiego dystansu jest wpadnięcie w tzw. „ciąg”. Najkorzystniej będzie Ci wpaść w rytm gdy posłużysz się trasą wgraną na GPS.
6. Opracuj plan awaryjny. Możesz to zrobić na poziomie planowania trasy. Np. zaplanuj ją w okolicach linii kolejowej. Może po tej trasie krążą autobusy, którymi przewieziesz rower? A może po drodze będziesz przejeżdżał niedaleko domu swoich krewnych czy znajomych. W ostateczności ktoś może przyjechać i zgarnąć Cię autem. Aby w miarę bezproblemowo zrealizować ostatni pomysł, zaplanuj trasę na bazie pierścienia o promieniu około 50-60 kilometrów od miejscowości w której mieszkasz. Na przykład:
7. Przygotuj sprzęt. Rower ma być sprawny w 100%. Jeśli ociera jeden z klocków, nie wchodzi któryś z biegów lub coś skrzypi, to twój rower nie powinien zostać nazwany sprawnym! Pod słowem sprzęt kryje się również nawigacja, oświetlenie, narzędzia i części zapasowe itd. Wszystko musi być sprawne i dopięte na ostatni guzik.
Wyposażenie obowiązkowe
Moja lista przedmiotów, bez których nie warto wyruszać na taki wyjazd:
- Dwa bidony pełne wody (optymalnie 2 x 0,75L )
- 2-3 rezerwowe batoniki zbożowe
- Łyżki do opon, łatki, dwie zapasowe dętki, multitool, pompka. Opcjonalnie: zapasowa linka hamulcowa/biegów.
- Dodatkowe ubranie: nogawki, rękawki, bluza, kurtka przeciwdeszczowa. Opcjonalnie: cieplejsze rękawiczki, owiewy na buty, bluza rowerowa.
- Porządne rękawiczki
- Lampki i odblaski. Lampki mają mieć włożone nowy komplet baterii
- Pieniądze (im więcej tym lepiej), karta i naładowany do pełna telefon
- Chusteczki higieniczne min. jedna paczka
- Mapę dopracowaną w każdym calu, najlepiej na urządzeniu mobilnym (oraz zapasowe źródło zasilania)
W przypadku słonecznych dni: krem z filtrem UV 50 (smarujemy się przed wyjazdem oraz w trakcie jazdy co około 3-4 godziny), oraz obowiązkowo czapka lub chustka na głowę.
W przypadku możliwych opadów: lekka kurtka nieprzemakalna (nie jest obowiązkowa w środku lata)
Czego nie wolno Ci robić?
- Nie zakładaj nowych ubrań, a w szczególności spodenek i butów.
- Nie testuj nowego sprzętu na trasie np. GPS, którego nie umiesz używać
- Nie zmieniaj geometrii tuż przed wyjazdem
- Nie myśl o wyjeździe jeśli rower jest niesprawdzony lub o zgrozo niesprawny
- Nie ruszaj się z domu jeśli jesteś przeziębiony
- Nie porywaj się na wyjazd jeśli wiesz, że pogoda będzie wyjątkowo kiepska
- Podczas postoju nie wcinaj samych słodyczy.
- Zrezygnuj z powergeli i powerbarów oraz wielkiego kotleta z trzema surówkami.
- Nie pij w dużych ilościach napojów gazowanych.
Jedzenie i picie: co i jak?
Na śniadanie proponuję zjeść bułkę z dżemem oraz owsiankę (Moc od poranka czyli uber owsianka), a całość popić kawą. Takie PRLowskie śniadanie z przedszkola jest nie tylko smaczne, ale daje także solidnego kopa. Cukier zawarty w dżemie oraz kawa, szybko Cię pobudzą. W sam raz abyś zebrał ociężałe członki do kupy, odział je w Lycrę, zrobił rozgrzewkę i przejechał pierwsze kilometry. Cukry zawarte w płatkach owsianych będą uwalniane stopniowo, zapewniając Ci energię przez dłuższy czas.
Gdy zatrzymasz się na postoju sięgaj po banany, mieszankę studencką, paluszki solone, batoniki musli, drożdżówki. Zamiast powergela możesz kupić mleko słodzone. Potrafi dać porządnego kopa, jednak należy je dobrze popić. Zamiast typowo czekoladowych batoników i wafelków wybierz Snickers’a. Nie przeginaj ze słodyczami. Podczas mojego ubiegłorocznego wyjazdu (162 km | Tarnów – Skarżysko Kamienna ), po zatrzymaniu się na postoju zjadłem: Snickersa, Liona, Twixa, pączka w czekoladzie i popiłem to podwójną Moccą. Rozbolał mnie żołądek, a chęć jazdy spadła praktycznie do zera. Podczas najdłuższego postoju sięgnij po kabanosy, sałatkę, ciemne pieczywo, bułki grahamki, banany itd. W skrócie sięgaj po normalne, sycące jedzenie. Mała uwaga. Nie przesadzaj z bananami bo dostaniesz rozwolnienia.
Po przekąski sięgamy systematycznie, np. co 45 minut. Jeśli poczujemy się głodni, może się zrobić za późno. Odcięcie energii można czasem zaobserwować na wyścigach typu Tour de France, Pologne czy Giro di Italia. Wygląda ono tak: zawodnik po prostu się zatrzymuje i nie jest w stanie jechać. Mnie raz przydarzyło się takie odcięcie prądu i nikomu go nie polecam.
Z napojów polecam czystą wodę bez gazu, przeplatane izotonikami i sokami (nie napojami!) owocowymi (mieszanymi pół na pół z wodą). Ogólnie należy unikać napojów gazowanych i mocno słodzonych. Jednakże jedna mała puszka Coli czy Pepsi nie powinna zaszkodzić ;) Na taki wyjazd warto wyposażyć się w magnez w postaci „shotów”. Należy go popić około 250 mililitrami wody. Po wodę sięgaj jak najczęściej i pij małymi łykami. Wypicie dużej ilości na raz spowoduje uczucie nieprzyjemnego przelewania się wody w żołądku.
Kiedy sobie odpuścić?
Czujesz się źle? Drapie Cię gardło? Boli ucho? Rower jest niesprawny? Wiesz, że cały dzień ma padać? Gdy o 4:00 wyglądasz za okno, a tam unosi się mgłą gęsta jak mleko, może warto odpuścić sobie bicie rekordu? Nie mówię, że w ogóle masz nie wsiadać na rower. Jeśli jest problem z Twoim samopoczuciem, pamiętaj o tym, że wysiłek fizyczny chwilowo osłabi Twoją odporność. Istnieje szansa, że z lekki ból gardła zamieni się w anginę. Gdy wyjeżdżałem na tegoroczną majówkę (386 km| Majówka Góry Świętokrzyskie) miałem lekki katar i ból gardła. Uparłem się, że pomimo to chcę wyruszyć. Trzeciego dnia dostałem gorączki i dreszczy oraz potwornego kataru. Gdy wróciłem spędziłem tydzień na L4 z powodu grypy. Trochę zgrywałem twardziela, ale jechało mi się wtedy naprawdę kiepsko…
Podsumowanie
Pokonywanie własnych ograniczeń wymaga nie tylko przygotowania fizycznego, ale również pozytywnego nastawienia. Kiepski nastrój potrafi dobić tak samo jak przetrenowane mięśnie. Jazda na długim dystansie, niczym ultramaraton dla niektórych jest doświadczeniem mistycznym. Wraz z kilometrami tracimy niektóre rzeczy, a zyskujemy inne, nowe. Nawet jeśli tego nie poczujesz, to gwarantuję Ci, że przeżyjesz wspaniałą przygodę. Planowanie takiego wyjazdu na pewno wymaga sporej ambicji. Warto jednak czasem schować ją do kieszeni, zwłaszcza gdy chodzi o własne zdrowie.
Jeśli przejechałeś kiedyś podobny dystans, daj znać czego brakowało Ci najbardziej. Spotkała Cię jakaś ciekawa akcja podczas takiego wyjazdu, podziel się nią w komentarzu!
Zapraszam do lektury innych wpisów związanych z długimi trasami rowerowymi:
1. Długa trasa rowerem w 24 godziny – jak się przygotować
2. Jak przejechać 300 km w jeden dzień
4. Lista ultramaratonów rowerowych
5. Ultramaraton Pierścień Tysiąca Jezior
Według mnie 300km to już coś(mój rekord), w trakcie jeszcze zaliczone trzy korony :) niestety teren był pagórkowaty. Jechałem bocznymi prowadził wujek google, aczkolwiek 3 razy żałuję że go posłuchałem, jechałem z wąskimi oponami, raz do lasu gdzie piasek był i się zawróciłem, bo było parę ładnych kilometrów, drugi raz jadę a tu płot i przejazdu nie ma(nie był to błąd lokalizacji, bo teren/budynki/inna droga się zgadzała) :) Trzeci raz to w drogę kamienistą nieubitą(kamienie wielkości pięści). Miałem robić więcej km, ale było mi bardzo zimno, przez co jak wyjechałem miałem wolne tempo, a z powrotem to już drżałem na postoju z zimna(być może też z zmęczenia). Następnym razem muszę mieć jakąś kurtkę :) Oraz 400km mnie teraz czeka :) Moje rekordy to odpowiednio ok.143km-234km-318km (300km w 24h, tamte 18 to w 25h).
No, na takie trasy albo musisz mieć idealnie zaplanowaną trasę, albo wybrać drogę bardziej uczęszczaną przez samochody, bo będzie miała dobrą nawierzchnię.
Też tak mam :) Chodziarz jak raz jechałem po nocy nie miałem kurtki ani cieplejszego ubrania, to stawałem przed górką, aby po postoju się rozgrzać, bo jak na górce zacząłem zjeżdżać, po schłodzeniu to masakra :)
Boczne drogi w google, skończyły mi się że jadę, a tu płot nagle :) Innym razem to była droga kamienista/nie ubita, przy czym te kamienie były wielkości zaciśniętej pięści, a moim rowerem nie dało rady :)
Jeśli ktoś ma ,,szybkozamykacze” kół, to nie musi wozić łyżek do opon, ponieważ dźwignia ,,szybkozamykacza” spokojnie może być użyta zamiast łyżki. Pozdrawiam (220 km Wałbżych – Zielona Góra)
Można też podważyć ją śrubokrętem, ja jednak zostanę przy łyżkach.
Ile waży taka łyżka z plastiku? :P
Tyle
Ostatnio przejechałam moje pierwsze 300 km w zimie. Wcześniej takie akcje tylko w lecie.
http://nakreconakreceniem.blogspot.com/2016/02/zimowy-czeski-film-312-km-na-raz.html?showComment=1455238054076
gdzieś coś mi się pojawiło, że tu komentowałam o 236 km na raz..to to już nie ważne…teraz mój rekord to samotna głównie nocna spontaniczna przejażdżka Kraków-Warszawa: http://nakreconakreceniem.blogspot.com/2015/09/krakow-warszawa-na-raz-365-km.html. wyszło 365 km. jakbym zaplanowała trasę, miała jedzonko i wszystko to bym to zrobiła tylko w noc (bo czas samej jazdy to dużoooo mniej niż całość wycieczki..)…(na MTB, z pedałami skrzypiącymi po 1700 bałkańskich kilometrów..). właśnie na Bałkanach na końcowym etapie z Sarajewa w sumie przez 3 państwa cięłyśmy z koleżanką 500 bez noclegu (ale nie bez snu….bo coś się zdrzemnęło na stacji…czy na tarasie restauracji….) to była dziwna akcja..do dziś z koleżanką (bo to akurat z nią): „ale o co nam chodziło..?”. a 500 na raz w ciągu doby zamierzam przejechać jak znów noce będą cieplutkie..choć moje wycieczki bywają nieplanowane…
W sumie, nie sposób się nie zgodzić, tylko ja preferuję w takiej sytuacji śniadanie złożone z jajek na bekonie- tylko taki posiłek jest w stanie mnie utrzymać w kondycji przez dłuższy czas, a 300 km trasy nie są mi obce. Przy czym najmilej wspominam swoje Bałtyk -Izery (389 km) Opis trasy można znaleźć na blogu: http://rozmowki-kobiece.blogspot.com/2015/07/batyk-izery-podejscie-drugie.html, a dzisiaj wreszcie umieściłam film z wyprawy.
Od 3 miesięcy jeżdżę „na poważnie” na szosie. Ostatnio w 15h zrobiłem dystans 260km w terenie pogórza/górzystym.
Jak ocenicie mój wynik?
Nie rozumiem czemu mój wpis został potraktowany jako spam ale ok niech będzie.
Nie wiem czemu został on potraktowany jako spam. Wtyczka, która zarządza komentarzami czasami bywa agresywna. Nie mniej, nie znalazłem innego Twojego komentarza, żeby go przywrócić. A tak w ogóle to gratuluję wyjazdu i zacnego dystansu!
Wilku jest moim idolem. Totalnie hardkorowy rowerzysta, a ten jego wypad na Nordkapp w zimie? Niesamowita rzecz!
PS Testuję różne możliwości docierania z treścią do nowych osób. Sam przyznałeś, że tekst jest dobry i znalazłeś tu dużo cennych informacji. Czy udostępnienie go jest aż takim wysiłkiem bądź kosztem? Napisanie, redakcja i publikacja takiego wpisu to średnio 5-8 godzin. Wyszedłem z prostego założenia, jak pomagam Tobie, Ty pomóż mnie :)
PS2 Taki popup nie wyskakuje na każdym wpisie ;)
Tak napisałem na twitterze, brak opcji zamknięcia tego okienka to powazny błąd, który szkodzi wizerunkowi. Osobiście nie mam nic przeciwko takim rozwiązaniom.
Odnośnie Wymiataczy nad BS, to muszę przyznać, ze zasługują na szacunek i mogą do pewnego stopnia stanowić za wzór do naśladowania. Do pewnego, bo zachowanie panów troszkę jest poniżej oczekiwań ale nie o tym tutaj.
Jeszcze warto wyróżnić Flasha z BS, który w 34 dni przejechał 8000km po Europie na szosówce bez żadnej asysty. Więcej informacji tutaj :) http://konkurs.ideekaffee.pl/edycje/edycja1
Bardzo dobry wpis, który zachęcił mnie do zaplanowania sobie wycieczki na chociażby 200 km. Jeżdżę średnio po 85-125 km i teraz już wiem, że powinienem sięgać po jedzenie co 20 km, a nie co 30 km. Popracuj nad ortografią. Pamiętaj o tym, że „codziennie” i „naprawdę” pisze się razem.
Dzięki i powodzenia z biciem rekordu!
A tak jechały sobie Nieoczywiste Wycieczki Rowerowe z przyjaciółmi. 328 kilometrów ciągu doby, jeden zawodnik jechał nawet na rowerze z 3 biegową przerzutką planetarną (i jakoś dociągnął). http://wycieczki-rowerowe.blogspot.com/2014/07/rower-nam-pomorze.html
Dostałem już od nich kiedyś komentarz z info, że nie dawno (od publikacji) śmignęli ponad 300 km w 24h. Byli jednak zbyt skromni być dać linka. Dziękuję, że Ty to zrobiłeś bo warto przeczytać ten wpis!
Hej. Moj rekord to 140 km jednego dnia. A w sumie w tydzien zrobilem ok 730. Jechalismy z dziewczyna na trasie Mielec-Gdansk. Niezapomniana przygoda;)
Zrobiłam 380km na mtb w 24 h, bez snu … nic z punktów o przygotowaniach nie wypełniłam … jechałam z grupą travel&cycle team poznan, zatrzymywaliśmy się co 30 km czas przerwy ok. 15 min … więcej na ich fb stronce … fajny blog macie, pozdrawiam :D
Ciekawy tekst, po przejechaniu ultramaratonu Unior Mazovia 24h w 2014 roku tym bardziej doceniam rady autora. Tylko szkoda że czytam je po fakcie ;) Dorzucę parę swoich porad- odpuścić sobie słodkie napoje i przekąski, w moim przypadku dużo cukru+wysiłek=mdłości, a podobno nie tylko ja tam mam. Oprócz tego, jeśli zamierzamy jechać w terenie, to dać niższe niż zwykle ciśnienie w oponach, ulży to naszym pośladkom i nadgarstkom, ale docenimy to dopiero po ładnych paru godzinach jazdy. Na parę dni przed startem warto zacząć ,,ładować węgle”, czyli zajadać się posiłkami z dużą ilością węglowodanów, np bazujących na ryżu i makaronie. No i dużo pić, to też jest bardzo ważne, żeby się nie odwodnić.
Pozdrawiam ;)
tam gdzie Grudziądz, Malbork to trasa Kraków-Hel
mój to 236 na raz (w sensie bez snu), bo nie znalazłam noclegu…a byłby większy gdybym nie stwierdziła, że czekam do rana..czekałam czekałam ale nie wytrzymałam i ruszyłam w mega mglistą noc..i gdybym nie zwiedzała Grudziądza, nie wstąpiła tam na targ, gdyby Malbork nie był taki piękny…a jak dojechałam do Gorlitz to świadomie nie poszłam na nocleg, ale był bardzo nieintensywny nightbiking… https://nakreconakreceniem.blogspot.com/2014/06/krakow-gorlitz-4-80614-5dni-800km.html
Hej skorzystałem z twoich porad i udało mi się przejechać 75 km na pewno udało by się więcej ale niestety moje siodełko nie zgrało się z moim „siedzeniem”.
Hej, fajny poradnik, ale mam parę uwag:
– kawa to moim zdaniem nie jest dobry pomysł, to dość szkodliwa substancja. Poza tym „sztuczne” pobudzanie się nią też raczej na dłuższą metę może przysporzyć zdrowotnych problemów. Tobie się wydaje, że masz więcej nergii, ale organizm jej wcale nie dostaje, bo kawa nie ma wartościowych substancji odżywczych, i do tego jeszcze wypłukuje Ci różne mikro- i makroelementy.
– do jedzenia polecam jeszcze przeróżne płatki/crunchy/batony z różnych ziaren. Tego typu jedzenie daje energię na długi czas, bo dość długo się trawią i cały czas dostarczają energię. Poza tym nie ma po ich jedzeniu efektu ociężałości jak np. po tłustym schabowym z frytami, po którym ciężko wsiąść na rower, a co dopiero jechać ;)
– warto też się podszpyrcować witaminami/suplementami z mikro-makroelementami bo traci się ogromne ich ilości podczas dużego wysiłku
Obowiązek noszenia odblasków obowiązuje, ale jedynie pieszych nie wprowadzajcie ludzi w błąd.
Dziękuję za zwrócenie uwagi. Tekst został poprawiony.
rower powinien mieć odblask czerwony tylni
Oto mój sposób na życiowy rekord:
1. Jedź na wyprawę rowerową z sakwami i całą resztą gratów.
2. Zaplanuj sobie około 80 km dziennie.
3. Zgub się.
W ten sposób zrobiłem jednego dnia 127 km :-)
Dobra historia ;)
Mój pierwszy większy rekord w jeden dzień wyglądał tak: Ej, jedziemy nad wodę, tak dwadzieścia kilometrów stąd nad jezioro. Jedziesz z nami? Pojechałem. Wyszło ponad 80 kilometrów… Normalnie przejeżdżałem góra 30 kilometrów. Zakwasy miał przez cały następny tydzień…
Dobrym (przynajmniej dla mnie) sposobem na dodanie sił i zwalczenie ewentualnej monotonii/kryzysu może też być odpowiednia muzyka. Jeżeli już decyduję się żeby posłuchać czegoś w czasie jazdy, to w prawym uchu ląduje słuchawka i wówczas coś tam gra, a i słychać to co dzieje się wokół. Jakoś dźwięku może nie powala, ale „lepszy rydz niż nic” ;)
Pozdrawiam i życzę kolejnych „trzycyfrowych” wypadów! :)
ważną rzeczą jest awaryjny power bank (a nawet kilka)
można też wziąć jakąś starą komórkę żeby w razie sytuacji awaryjnej przełożyć karty sim; no i warto mieć nawigację offline
Pierwszy raz jechałem z powe-bankiem, pokazywał 2/4 kresek więc korzystałem, a tu po 5 minutach się rozładował, więc szybko szukałem najszybciej trasy do głównej ulicy aby się nie zgubić. Ps. i tak się zgubiłem bo jak miałem dojechać miałem skręcić w lewo, a drogowskaz informował w prawo, okazało się że wjechałem na inną ulicę krajową która też prowadziła do celu.
Dodam jeszcze jedną zasadę, której się stosuję:
„Nigdy, przenigdy, nie rób postoju przed dużym podjazdem”.
Kilka razy tak zrobiłem i potem bardzo żałowałem, bo mięśnie zdążyły ostygnąć, a górka dawała mocno popalić. Lepiej robić postoje na górce w ramach nagrody za podjazd :)
Dzięk za bardzo konkretne informacje ;) Dodałbym do tego tylko konieczność rozciągania mięśni na każdym postoju. Warto na to poświęcić te parę minut, by w dalszej drodze nie mieć problemów ze skurczami. Muszę przyznać, że sporo suplementów zabierasz ;) I dobrze! Ja zawsze staram się ograniczać wagę, zabierając za to więcej „domowego” jedzenia, by nie musieć tracić czasu na postoje, ale o izo i magnezie/potasie to zawsze zapomnę ;] Co do samych izotoników, to rozcieńczanie ich z wodą sprawia, iż przestają być izotoniczne i nici wychodzą z ich stosowania. Jeśli chodzi o pkt. 5, to też zawsze stosowałem zasadą bocznych dróg, ale po tegorocznym rekordzie przestawiem się jednak na drogi wojewódzkie, gdyż często mają lepszą nawieżchnię, a przede wszystkim trudniej się zgubić, niż wbijając się wioski z milionem wijących się ulic ;] Zwłaszcza gdy zamiast GPS używa się staroświeckich map ;) Niby bezpieczniej, bo nie ma takego ruchu, a zwłaszcza tirów, ale np. wybierając się w weekend (oby nie długi ;] ) to jest całkiem spokojnie także na wojewódzkich, czy krajówkach.
Dorzuciłbym jeszcze kawę zrobioną w domu, przelaną do termosa, czy nawet do buteliki po pół litrowej wodzie. Podobno w trakcie dużego wysiłku nie jest wskazana, bo przez rzekome wypłukiwanie mikroelementów z organizmu (magnez/potas) może prowadzić do skurczy, ale mimo to, po 24 godzinach na siodełku, kiedy jeszcze do domu zostało 4h, a Ty już niemal usypiasz za kierownicą, kilka łyków wymieszane z czymś słodkim działa cuda :) Podobnie powernap’y 15-20 minutowe na przystanku, lub zajeździe ;) Gdyby nie te triki chyba bym nie powrócił z ostatniego bicia osobistego rekordu ;)
Pozdrower i szerokiej drogi przy dokładaniu kolejnych 100-tek do rekordu :)
Kurczę, widzę że dałem ostro ciała z tym izotonikiem ;/
Drogi boczne zdają egzamin celująco jeśli znasz teren po którym jedziesz. W innym wypadku zdarzają się czasem niespodzianki, ale nigdy nie było aż tak źle, żebym żałował. Wojewódzką jechałem z Tarnowa do Skarżyska. I było to w sobotę między 7 rano a 16:00 po południu. Jechało się fajnie tylko wtedy gdy pobocze było odpowiednio szerokie, poza tym natężenie ruchu nie było wielkie, ale samochody jeździły o wiele szybciej niż powinny i wyprzedzały się nawzajem na trzeciego.
Co do kawy, ja preferuję się zatrzymać na stacji i walnąć sobie espresso. Od razu można skoczyć do kibelka i pozbyć się tych hektolitrów wody, które uciskają pęcherz. Dla mnie termos byłby mało praktyczny, wolę przewozić 2 bidony.
Tomasz czy Ty startowałeś możę w Bałtyk-Bieszczady Tour albo podobnym maratonie?
Dokładnie, „jeśli znasz teren po którym jedziesz” ;) Przy pętli 300km jeszcze można wytyczyć trase po mniej więcej znanym terenie, ale dorzucając kolejne setki, jest to co raz trudniejsze. Jadąc z GPSem spokojnie da się wyeliminować wszystkie główne drogi, choć czasem sygnał znika w lesie ;] A do tego gdy wyznaczasz trasę patrząc na mapę googla, nawet satelitarną, czesto ciężko się zorientować, czy dana droga jest asfaltowa, czy już szutrowa, a jadąc szosówką, to ma znaczenie :) Marzę o tym by nie musieć korzystać z wojewódzkich i krajówek :D Ale póki co zawsze jakiś odcinek trzeba nimi przejechać.
Ze stacją to całkiem dobry myk ;) Nie musisz ze sobą targać 0,5 kg kawy i już jest lżej ;] W sumie to dwa razy chyba ostatnio z tej możliwości korzystałem, raz na hot-doga i raz na rozgrzewającą herbatkę z cynamonem o 1 w nocy ;) I prócz kawy, jak to ktoś poniżej napisał, można oczywiście używac np. yerby, z tym, że przynajmniej na mnie działa ona bardzo moczopędnie, więc często wymusza zatrzymanie i załatwienie potrzeb w krzakach ;]
Jeszcze w BBT nie startowałem ;) To takie małe marzenie, może przyszłoroczne, a narazie treningi i testowanie reakcji organizmu na długie dystanse ;)
poza kawą jest jeszzcze wiele innych pobudzających napoji, yerba mate, guarana, żeń-szeń lub po prostu mocna herbata
Taki dystans to na pewno ciekawe przeżycie. Wiem co mówię. Mi najbardziej brakowało snu – zwłaszcza nad ranem.
Fajny blog, Będę zaglądał :)
Dzięki za miłe słowo