Jazda rowerem w deszczu

Ani my, ani nasze rowery nie jesteśmy z cukru, więc jazda rowerem w deszczu nie wyrządzi nam krzywdy. Ale często taka jazda nie jest najbardziej przyjemną rzeczą, jaka może nas w życiu spotkać. Najbardziej na zmoknięcie narażone są osoby wybierające się na dalsze wycieczki (bo często nie ma się gdzie schować przed deszczem) i osoby dojeżdżające do szkoły lub pracy (złośliwość przyrody nieożywionej). Ale oczywiście do deszczu może przygotować się każdy i w zasadzie sprowadza się to do kilku prostych kroków. Po pierwsze kurtka przeciwdeszczowa – gdy za oknem jest chłodno i już kropi wybór jest prosty, zakładamy softshella czy inną kurtkę i możemy jechać. Inaczej jest w przypadku gdy za oknem świeci słońce. Jak powszechnie wiadomo za 20 lat kulę ziemską ogarnie globalne ocieplenie, przewidując to zdarzenie jednocześnie nie jesteśmy w stanie poprawnie przewidzieć pogody na następny dzień :)

Więc nawet jeżeli za oknem świeci słońce, a Pogodynka w telewizji się uśmiecha, nie jest powiedziane, że za kilka godzin pogoda się nie zmieni diametralnie. Na takie sytuacje bardzo dobrze jest mieć cieniutką kurtkę przeciwdeszczową. Płaszczyk w zasadzie.

rower-w-deszczu

Ja od wielu, wielu lat używam Nalini Kea i jestem bardzo zadowolony z tego typu rozwiązania. Kurteczka po starannym złożeniu powinna mieścić się w większej torebce podsiodłowej, o plecaku nie wspominając. Takie kurtki ważą niewiele, więc można je wozić ze sobą cały czas. Ja nigdy nie wychodzę na rower bez plecaka, więc problem mam z głowy i kurtka zawsze jest ze mną. Nie polecam natomiast wszelkiego rodzaju „krasnali” i innych „płaszczy przeciwdeszczowych”, sztormiaków itd.

Nie dość, że zajmują dużo miejsca to są ciężkie i jedzie się w nich bardzo niewygodnie. Są jeszcze krasnale w wersji ekonomicznej, czasami do kupienia za kilka złotych w kiosku. Wykonane z cieniuteńkiej folii, a podczas jazdy robi się z nas balon. Już lepiej założyć na głowę reklamówkę – efekt będzie ten sam – czyli żaden.


Po drugie spodnie przeciwdeszczowe
– ja akurat preferuję jazdę w spodenkach, które po wyjściu słońca szybko wysychają, ale są takie sytuacje gdy nie możemy sobie pozwolić na przemoczenie ubrania (np. podczas dojazdu do pracy). Zasada jest taka jak przy kurtce przeciwdeszczowej – powinny mieścić się w niewielkiej paczuszce, tak by można było wozić je ze sobą zawsze.

O tym jaką odzież przeciwdeszczową kupić, pisałem w podlinkowanym wpisie.

Po trzecie błotniki – co prawda nie ochronią nas przed padającym deszczem, ale za to zablokują lecącą spod kół wodę wymieszaną z błotem. Błotniki są również bardzo przydatne po deszczu, gdy nawierzchnia jest jeszcze mokra.

Po czwarte opony – często nie doceniamy jakości opon założonych na obręcze. Ot kawałek gumy i tyle. Nie jest to do końca prawda. Oprócz bieżnika poprawiającego przyczepność czy odprowadzanie wody, bardzo istotnym elementem jest jakość samej gumy. Niedługo być może przeprowadzę test porównawczy opon ze średniej półki cenowej, z tymi „za dziesięć złotych sztuka” i będzie można naocznie przekonać się, że bardzo tanie opony mają dłuższą drogę hamowania, a także gorszą przyczepność, zarówno na suchej, jak i mokrej nawierzchni.

 

jazda-rowerem-w-deszczu


Po piąte oświetlenie
– niestety kierowcy samochodów podczas deszczu „ślepną”. Dlatego nawet w środku dnia, warto włączyć lampkę zarówno przednią, jak i tylną, by być lepiej widocznym. W przypadku gdy na drodze tworzą się rozlewiska, jest to szczególnie istotne, często trzeba jechać środkiem drogi, a wyjeżdżający zza zakrętu samochód, może nas w porę nie zauważyć.

Po szóste hamulce – właściciele hamulców tarczowych podczas jazdy w ulewnym deszczu, zapewne zacierają ręce. Ich hamulce powinny zatrzymać rower sprawniej, niż hamulce szczękowe czy typu V-Brake. Dlatego właściciele takich hamulców powinni przede wszystkim pamiętać o regularnym sprawdzaniu grubości klocków hamulcowych – jazda ze startymi klockami jest bardzo niebezpieczna. Do tego należy bezwzględnie pamiętać o tym, że droga hamowania roweru znacznie się wydłuża. Jest to spowodowane gorszą przyczepnością opon oraz wodą, która wchodzi między klocek, a obręcz, a to sprawia, że rower hamuje dłużej. Niestety, często nic się nie da z tym zrobić, mimo klocków hamulcowych z górnej półki. Po prostu należy o tym pamiętać podczas jazdy w deszczu.

Po siódme pokrowiec – jeżeli jedziemy z plecakiem, przemakalnymi sakwami, koszykiem itp. to warto mieć ze sobą dopasowany pokrowiec. W ostateczności może być to torebka foliowa, w którą włożymy najdelikatniejsze rzeczy. A najlepiej mieć i to, i to. Niestety nasz telefon czy odtwarzacz muzyki może nie przeżyć kilku godzin jazdy w ulewnym deszczu, gdy będzie schowany w niezabezpieczonym plecaku.

Po ósme dziury – gdy jest sucho, wszelkie dziury są znakomicie widoczne. Niestety gdy mocniej popada, w niektórych miejscach tworzą się rozlewiska wody, która nie nadąża spływać do kanalizacji lub na pobocze. A pod wodą mogą być schowane dziury. Często bardzo dużych rozmiarów. Przejeżdżający samochód w najgorszym razie zniszczy sobie elementy zawieszenia, rowerzysta może spaść z roweru. Rozlewiska najlepiej omijać brzegiem drogi lub po chodniku. Jeżeli nie jest to możliwe, najlepiej przejechać środkiem i raczej powoli.

Po dziewiąte czy przeczekać – gdy zaczyna padać, a my jesteśmy kilkanaście kilometrów od domu, pojawiają się myśli, czy nie schować się i poczekać aż przestanie padać. To kusząca myśl, ale tylko w przypadku gdy pada z małej, pojedynczej chmurki. Jeżeli całe niebo jest zaciągnięte, albo zbliża się duża chmura, deszcz może padać przez pół godziny, ale może również przez kolejne pięć godzin. Dużo zależy od oceny sytuacji, ale najlepiej szybko założyć przeciwdeszczowe ciuchy, zabezpieczyć bagaż i jechać w wybranym kierunku.

Po dziesiąte czy odpuścić – jeżeli nadchodzi nawałnica lub potężna burza, zawsze lepiej jest spróbować wrócić do domu w alternatywny sposób. Może ktoś przyjedzie po nas samochodem, może pojedziemy autobusem, a może zostawimy rower u kogoś zaprzyjaźnionego i pojedziemy inaczej. Nie warto grać twardziela, gdy przed nami jest ściana deszczu. Być może Ty i Twój rower wytrzymacie, ale niestety w warunkach bardzo złej widoczności, ktoś może nie zauważyć rowerzysty, przedzierającego się przez wodne piekło.

Deszczu nie należy się bać. Należy się do niego po prostu odpowiednio przygotować.  Po powrocie do domu i wysuszeniu roweru, nie zapomnijcie o jego nasmarowaniu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

23 komentarze

  • Nim ziemię ogarnie globalne ocieplenie to szybciej bedzie globalne oziębienie.Dlatego lepiej zastanowić się jak wtedy jeździć na rowerze

  • Na nic szpej, jeśli nie używamy go metodycznie. Ludzie często narzekają, że po kilku godzinach kurtka przeciwdeszczowa membranowa i tak przemokła, albo że pod nylonową zebrało się tyle potu, że jest zwyczajnie mokro. No cóż za zaskoczenie! :)
    Na większej wyprawie (z sakwami), trzeba po prostu ubranie suszyć. Ja mam trzy kurtki goretexowe i one działają, ale membrana też ma swoje ograniczenia wynikające z technologii (w silnym deszczu membrana nie odprowadzi potu na zewnątrz, bo na zewnątrz kurtki prężność par wody jest taka sama, jak wewnątrz i siły kapilarne przestają działać – nie z winy producenta, ale tak działają prawa fizyki).

    Jeśli pod kurtką goretexową zebrał się pot, to należy np. po 3 godzinach jazdy zatrzymać się w jakiejś knajpie na hrbatę, a kurtkę odwróconą na lewą stronę rozłożyć na krześle, niech wyschnie. A jeśli jesteśmy w dzikim terenie, to rozpiąć między drzewami tarp, i kurtke powiesić na sznurku pod tarpem, niech wiatr ją wysuszy.

    Po prostu, żeby być suchym w podróży trzeba trochę nad tym pracować.

    • „A co myślicie o rączce na parasol montowanej do kierownicy roweru?”

      To samo, co o tacy montowanej na kierownicy, na której podczas jazdy można trzymać talerz z ziemniakami i schabowym i jeść w trakcie jazdy ;)

    • Cieniutka kurteczka jest fajna, jeszcze lepsza dłuższa parka przeciwdeszczowa (wiem, bo mam taką), ale niestety dla osób na których nie robi wrażenia nagłe ochlodzenie o 10 stopni i wiatr.

  • „przewidując to zdarzenie jednocześnie nie jesteśmy w stanie poprawnie przewidzieć pogody na następny dzień”

    Mała uwaga. Autor myli dwa pojęcia: pogoda i klimat. To dwie zupełnie różne rzeczy. Klimat jest łatwiej przewidzieć. To trochę jak z rzucaniem kostką do gry. Rzucimy raz, wypadnie piątka. Jednak wiemy, że piątka po odpowiedniej ilości rzuceń wypadnie raz na sześć rzuceń. Pogodą jest zatem jedno rzucenie, a klimatem jest suma wielu rzuceń. Trudno przewidzieć, co wypadnie po jednym rzuceniu, ale wiemy, jaki będzie rozkład po tysiącach rzuceń.

  • Ja bym do tych wszystkich niezbędnych elementów deszczowych wypraw, dołożył koniecznie okulary /oczywiście z białymi szkłami/ i czapulec/kask z daszkiem. Osłania oczy przed kroplami.

  • Dziś sprawdziłem wodoszczelność kurtki po niedzielnej impregnacji. Przylało solidnie z gradem. Fajnie się jeździ w deszczu, ale okularnicy jak ja mają problem z mokrymi okularami. Przydałyby się wycieraczki jak w samochodzie. ;-)

    A i prośba do innych: w burzę nie stójcie pod drzewami. To kuszenie losu, lepiej już zmoknąć.

  • Ostatnio odpuściłem jazdę w deszczu, siedząc w firmie czekałem aż przestanie padać prawie 2h. Deszcze jeszcze bardziej się nasilił W końcu przyjechała po mnie autem żona ;)

  • Prawdziwy rowerzysta, który naprawdę kocha rower, jazdę na nim, jazdę z innymi „rowerami” i który kocha przyrodę, deszczu sie nie boi :)

  • Cienka i lekka kurtka przeciwdeszczowa, o rozmiar-dwa się przydaje. W zimę ochroniła mnie przed śniegiem z deszczem. Teraz jej nie biorę, bo mam zwykłą („cywilną”), ale jak zrobi się na tyle ciepło, że będę jechać w samej koszuli to znowu ją wrzucę awaryjnie do sakwy.

    Właśnie; by kiedyś wyczyścić rower. Od zimy, gdzie przetarłem ramę i obręcze nic przy nim nie robiłem. Z drugiej strony potężny chlapacz z przodu zapewnił mi czystość „podwozia” od soli. Ale mocowanie chlapacza zaczyna korodować. :D

  • A ja uwielbiam jeździć w deszczu. Kurtała przeciwdeszczowa, dużo większa niż być powinna żeby założyć nie tylko na garba ale i na plecak. Na kurtałę kamizelka odblaskowa i obowiązkowo trasa kończy się na samoobsługowej myjce ciśnieniowej. Potem prysznic i smarowanko elementów, które tego wymagają.

  • Ja nabyłem ostatnio spodnie przeciwdeszczowe nakładane na zwykłe. Rozpinane na ponad 3/4 długości, więc nie ma butów, które by trzeba było zdjąć, a założenie to chwila. Na końcu nogawki mają daszek ze ściągaczami, który na tyle skutecznie chroni buty przed wlewaniem się do środka wody, że ochraniacze na buty nie są konieczne (ale, z drugiej strony, impregnuję regularnie buty). Wady mają dwie: trudno dostępny (holenderska firma AGU) oraz cena (nieco ponad 200 zł). W porównaniu do wcześniejszymi, co kupowałem w pewnym popularnym sklepie sportowym są o niebo lepsze.

    Polecam rozwiązania z Holandii; mają bardziej wietrzną i deszczową pogodę niż u nas.

    I jazda w deszczu jest świetna. Pusto na DDRach, bo jednak większość rowerów u nad nie jest przystosowana do jazdy w niepogodę. Łatwiej przejechać ścieżką w pobliżu przystanków, bo piesi skupiają się w jednym miejscu pod daszkiem. Jeśli zapobiegniemy przemoczeniu się (siebie i roweru), to każda pora roku będzie przyjemna do jazdy. Gdyby tylko tak klocki hamulcowe się stosunkowo szybko nie zużywały.

    Woreczki strunowe (albo takie przeciwdeszczowe dedykowane na dokumenty itp. z sklepu sportowego) to podstawa. Czasem jest dobrze mieć pokrowiec na sakwę, ale to głównie żeby mieć czystą sakwę, a nie suchą.

  • Otóż wracałem wczoraj z Oświęcimia rowerem. W Katowicach naszła taka ulewa że strach. Nie dość że nie szło się nigdzie zatrzymać by przeczekać. Oczy mi zalewało co chwilę ale dojechałem do domu. Naprawdę to była masakra jechałem po chodniku. Pozdrower

  • Ja niedawno wracalem z Rumi do Pucka. Nawałnica! Ale kiedy jest się po całym dniu to nie robi mi różnicy czy jestem mokry czy suchy. Ubrania do pralki a rowerzysta do kapieli. Pierwszy raz tak predko jecjalem do domu. Jak wspomniał Łukasz – faktycznie rower nie hamował gdy był mokry, piach dostał sie do napędu i cos mi halasowalo, blotniki bardzo pomogly a na dziury warto uwazac – omal nie przewrocilnym sie przez gleboka dziure wypelniona woda podczas ulewy a za mna jechal szybko samochod. Ale fajnie mimo wszystko wspominam ten deszczowy wieczor. :-)

  • heheh
    jak popada to zmieniam laczki na gato -przod, nobby-tyl i do lasu na drifting:))) a potem totalny prysznic z weza ogrodowego i czyszczenie calego napedu itp
    pozdrawiam

  • Zależy w jakiej porze roku chcemy jechać. Wybieram się na dłuższą wyprawę pod koniec lipca. Nie powinno być zimno, jednak z deszczem nic nie wiadomo. Mój softshell niestety przemaka w większą ulewę i długo schnie co może okazać się problemem podczas 8mio dniowej wyprawy.

  • Hmmm… Foliowa pelerynka pełni jednak trochę inną funkcję. I nie za bardzo ochroni Cię przed chłodnym wiatrem.

  • Softshell (przynajmniej mój) jest trochę za dużych rozmiarów. 2XL :) Chciałbym go zamienić na coś mniejszego. Myślę że najprostszym rozwiązaniem będzie zwykła foliowa palerynka ;)

  • Ja nie jeżdże w deszczu bo zazwyczaj potem sie coś posypie. Inaczej jak sie jedzie w mieście po asfalcie, ścieżce rowerowej. A inaczej jak sie mieszka poza miastem i trzeba przejechac przez wieksze kałuże na drodze polnej itd. Zazwyczaj po takich przygodach cały rower łącznie z łańcuchem, przerzutkami i wolnobiegiem jest w mieszaninie piasku z wodą. Wszystko rzęzi aż ciarki człowieka przechodzą. :)