Moją pierwszą „techniczną kurtką” był polar Milo z wszytą membraną wiatroszczelną. Nawet nie wiem jaki to model bo wszystkie metki się pościerały. Chociaż krój tej kurtki wyszedł trochę z mody, to nadal używam jej do wspinania. Od kilku lat używam też kurtki Windwall North Face’a.
Trochę o technologi. W zależności od producenta, w kurtkę wsadzana jest różna membrana.
- Polartec Windblock – to połączenie tradycyjnego polara z poliuretanową membraną. Jest całkowicie wiatroszczelna i wodoodporna. Odzież tego typu często nie ma laminowanych szwów i nie można jej traktować jako typowej przeciwdeszczówki. Przeglądając internet pod hasłem „polartec winblock” głównie znajduję rękawiczki, opaski i kominiarki. Fajne produkty z tej kategorii ma łódzki Kanfor. Z kurtek znalazłam Wolfganga, model Halny II o niezbyt aktualnej stylistyce. Druga to gruba kurtka Jacka Wolfskina – Chinook Jacket, gdzie dodatkowo zastosowano wzmocnienia z Cordury.
- Windwall – to fleece’owa tkanina stosowana przez North Face’a. Producent podaje, że membrana jest w 80-95% wiatroszczelna, co powoduje znaczne polepszenie komfortu termicznego. Jest to w sumie oczywiste, bo przecież w umiarkowanej pogodzie, to głównie wiatr wychładza ciało. Fajnym produktem jest kurtka Windwall 2 – mam i sobie chwalę.
- Windproof -Milo nie zawodzi i w swojej ofercie ma wiatrodpornego polara. Zasada jest cały czas taka sama – membrana wmontowana pomiędzy dwie warstwy miękkiej tkaniny. Za około 300 zł można kupić model Milo Yuko. Jak mi się moja zniszczy to pomyślę o takiej.
- Gore Windstopper – bardzo dobra membrana o dobrej oddychalności. Niestety nie znalazłam polarowej kurtki z tym typem. Wydawało mi się, że jeszcze jakiś czas temu takie były. Teraz zostały wyparte przez różnego rodzaju softshelle. Oryginalnego Windstoppera można często spotkać w rękawiczkach turystycznych i rowerowych.
Na pewno są jeszcze inaczej nazywające się membrany, różnych producentów. Wszystkie są świetne i kosmiczne. Oczywiście żartuję. Bawią mnie po prostu fantazyjne opisy marketingowców.
Po co komu polar z membraną?
Przede wszystkim jest to bardzo miłe ubranie, gdzie miękka faktura kojarzy się z komfortem termicznym. W chłodniejsze, wietrzne dni membrana załatwia problem przewiewania tradycyjnego polara i faktycznie ten komfort zapewnia. Całość jest relatywnie lekka, ale ten parametr zależy od grubości materiału.
Ja używam swojej kurtki w warunkach miejskich. Przy temperaturze 10 stopni, wystarczy, że założę pod nią tylko koszulkę z krótkim rękawem i jest mi ciepło. Jest idealna na wczesną wiosnę i jesień. Na nieduży deszcz też się nadaje. Zewnętrzny fleece zaczyna namakać po dłuższym czasie lub przy większych opadach.
Taki typ kurtki jest idealny na rower na chłodniejsze dni. Wystarczy pod spód założyć koszulkę termoaktywną, żeby pot nie pozostawał przy ciele. Membrana zapobiega przewianiu, a ma lepszą oddychalność niż przeciwdeszczówki czy plastikowe wiatrówki.
Tradycyjne polary są bardzo odporne na uszkodzenie i nie zużywają się za szybko. Membrana w środku niczego nie zmienia w tej kwestii. Naprawdę nie wiem, czemu zostały zastąpione softshellami. Tak swoją drogą, ładowanie membran w softshelle trochę kłóci się z samą ideą takiego produktu. Ma to być przede wszystkim warstwa oddychająca, dająca częściową ochronę przed deszczem i wiatrem.
Dobrze, że chociaż pomysł uchował się w rękawiczkach, opaskach i kominiarkach. Polarowe rękawiczki są miękkie i nie ograniczają ruchu. Wykonane z softshella, na przeszyciach, są sztywniejsze i nie tak komfortowe jak polarowe. Tak samo kominiarki – wykonane na przykład z Windbloca, doskonale sprawdzają się przy fatalnej zimowej pogodzie.
Jeżeli przy przekopywaniu się przez szeroką ofertę kurtek wiatro- i wodoszczelnych, natkniecie się na polarowego windstopera, nie odrzucajcie go jako przeżytku turystycznej technologii. To bardzo ciekawa opcja, zapełniająca lukę pomiędzy zwykłym polarem a grubszym softshellem.