Taka trochę babska tematyka – przynajmniej w większości długie włosy posiadają kobiety. Sama mam długie włosy i w sumie nie mam pojęcia po co aż takie długie. Wynika to bardziej z awersji do fryzjerów niż z chęci posiadania takiej fryzury. Na co dzień włosy mam związane albo zaplecione w warkocz. Przeszkadzają mi w wersji rozpuszczonej podczas normalnego dnia, co dopiero przy uprawianiu sportu.
Długie, rozpuszczone włosy mają tendencję do plątania się. Nawet złapane w kucyk potrafią nieźle się pogmatwać. Ostatnio miałam duży problem z rozczesaniem po jeździe na rowerze w sporym wietrze. Kucyk był cały czas targany, a rozczesanie zabrało mi sporo czasu, nerwów i połamanych włosów. W takich przypadkach najlepiej zapleść włosy w warkocz.
Przy bieganiu znowu denerwuje mnie jak coś mi się majta za planami w prawo i lewo. Zwijam wtedy włosy w ciasny kok i problem z głowy. Należy tylko zwrócić uwagę, żeby za mocno nie ściągać sobie skóry, bo może to sprzyjać bólom głowy.
Jeszcze inaczej wygląda sprawa przy wspinaniu. Tutaj rozpuszczone długie włosy mogą być nawet niebezpieczne. Wystarczy, że przy asekuracji zaplątany kosmyk włosów wkręci się w przyrząd i jest problem. Gorsza sprawa jest jak włosy wplączą się w przyrząd przy zjeździe, gdy dodatkowo trudno odciążyć linę. Niby taki banał, a może doprowadzić do wypadku. Jeżeli na drugim końcu liny jest parter, a ty walczysz z włosami, nie kontrolujesz swoich i jego działań.
Z drugiej strony mam kolegę, który wspina się nawet zimą w rozpuszczonych włosach. Na zdjęciach wygląda to efektownie, ale zachodzę w głowę jak one mu nie przeszkadzają ;]
Dobrze, że chociaż teraz robią kaski rowerowe i wspinaczkowe, gdzie system nośny i regulacyjny nie kolidują z kucykiem. Tył kasku jest tak wyprofilowany, że można spokojnie przełożyć włosy, zamiast łapak kitkę nisko na karku.
Postanowiłam inaczej uporać się z długimi włosami. Uznałam, że w sumie nie ma sensu ich trzymać w takim stanie, suszą się dłużej, łatwiej się niszczą i wymagają częstszej dodatkowej pielęgnacji.
Wielokrotnie słyszałam, że ludzie sprzedają swoje włosy na peruki. Ale słyszałam też, że można oddać je fundacji. Jedną z takich fundacji jest Rak’n’Roll i ich akcja „Daj Włos”. Przy współpracy z firmą perukarska tworzą peruki dla kobiet w trakcie chemioterapii.
Na stronie znajdziemy listę salonów fryzjerskich, gdzie na 100% włosy będą ścięte prawidłowo, tak aby nadawały się do przetworzenia. Można je też ściąć samemu według instrukcji, ale ja bym się nie podjęła tego zadania;].
Jedyny warunek to taki, że długość ściętych włosów ma wynosić przynajmniej 25 cm przynajmniej 35 cm (od stycznia 2023). To minimalna długość wymagana w procesie produkcji peruki. U mnie udało się ściąć 36 cm! Przygotowane kosmyki wraz z oświadczeniem wystarczy wysłać na wskazany adres. Wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie na stronie Rak’n’Roll.
Bardzo szlachetna inicjatywa i poświęcenie włosów w tym dobrym celu. Ja na zajęciach tańca zazwyczaj luźno je spinam/wiążę, aby właśnie nie plątały się na twarzy, a gdy biegam/jeżdżę na rowerze to też albo kok, albo dwa warkocze, które o dziwo nie przeszkadzają mi (a jeden warkocz przeszkadza) ;)
Pozdrawiam!