Skocz do zawartości

Jazda rowerem z głową -trening totalnego amatora


Rekomendowane odpowiedzi

Kadencja, którą amatorowi nie jest łatwo wyrobić, to kadencja w rejonie 90-100. Większość jeździ w przedziale 70-85. Wysoka kadencja oszczędza kolana i powoduje wolniejsze zakwaszanie się ale zwykle podnosi znacznie tętno. Niższa, siłowa, powoduje wzrost siły ale powoduje szybsze zakwaszenie. Każdy musi znaleźć swoje optymalne wartości. Dobrze jest jeździć ze zmienną kadencją. Np. z wysoką z wiatrem a niską pod wiatr.

Pulsometr należy zamontować na kierownicy w uchwycie rowerowym  do zegarków. Kosztuje chyba 20 zł w Decathlonie.

Jeśli chodzi o trening to amatorzy mają tendencję do przetrenowania. 3-4 jazdy tygodniowo w pełni wystarczą. Jedna dłuższy dystans w niskim tlenie. U mnie jest to zwykle 70-120 km w zależności od pory roku. Ale powiedzmy że średnio stówka na tętnie 120-130. Mój max to ok. 180 więc jakieś 65% max. Jedna ostra, ale krótsza. Jak bym jeździł samemu to 10 km rozgrzewki, potem 30 km ostro na jakieś 80% na początku, dochodząc do 90% pod koniec. I 10 km rozjazdu.

Ja nie jeżdzę z interwałami bo to mam na ustawkach gdzie grupa jedzie skoki do 55 km/h i wtedy trwa walka o przeżycie. Czasem jadę z nimi dopóki mnie nie urwą, czasem 70 km. A czasem jak mam dobrą nogę to i 100-120 w tempie wyścigowym.

No i jak czuję się zmęczony to jeżdzę lajtowo, regeneracyjnie na szosie lub MTB. Kiedyś nie doceniałem MTB. Teraz jeżdżę w miarę często, bo tam mam więcej podjazdów, interwałów i odcinków technicznych. Na szosie zwracam uwagę na pulsometr. Na MTB nie, jadę na wyczucie i tylko rejestruję parametry jazdy. Mam zawsze taki przelicznik że dystans na MTB odpowiada 1,5 dystansu na szosie. Więc jak ostatnio machnąłem 90km to było odpowiednikiem 135 km na szosie.

IMHo wszelkie zaawansowane Sigmy to dziadostwo w porównaniu do Garmina. Dozbieraj i kup używanego Garmin Edge 500 lub 700. Chodzą po ok. 400-500 zł.

 

Jak dojdziesz do tego że przejedziesz 100 km, w pętli, ze średnią 32-33 km/h, to się spokojnie możesz ścigać w grupie. Będziesz wtedy w stanie wytrzymać 38-40 km/h w peletonie.

Odnośnik do komentarza

a procentów naładowania to nie wiem nawet gdzie szukać na tym zegarku oraz czy urządzenie jest podłączone.

Podejrzewam, że procentów takie tanie cuda techniki nie pokazują. Ja znam z aplikacji Endomondo, dlatego pisałam, że nie wiem, na ile temu wierzyć. Co do podłączenia, to przed "blututowym" używałam dotychczas dwóch zegarków: najtańszego z Decathlonu (jeszcze sprzed ponad 5 lat) oraz Polara. Przy połączeniu pokazują serduszko.

 

Z wyłapywaniem kadencji jest łatwiej o ile uważam bo chyba jestem nastawiony na razie na szybkie pedałowanie i zawsze jak przez dłuższy czas nie zajrzę to wychodzi mi minimum 10-15 większa niż zakładałem :D

Miałam to samo, ale że męczyło mnie nieziemsko, a jednak na pierwszym miejscu stawiam radość z jeżdżenia, na razie kadencję odłożyłam ad acta ;)
Odnośnik do komentarza

@Jajacek

Dzięki za porady. Co do kadencji staram się jeździć raz z wyższą- jeden wyjazd i raz z niższą -inny wyjazd. Będę musiał spróbować wpleść pewne zmiany jak widzę bo na pewno nie zaszkodzi a dobrze czasami posłuchać kogoś bardziej obeznanego. 

Co do montażu pulsometru akurat dzisiaj odkryłem, że w pudełku jest dodatkowe mocowanie na kierownicę i zapewne tam powędruje zegarek żeby nie robić sobie problemów z zerkaniem na rękę.

Przetrenowanie już mam za sobą. Tak jeździłem w tamtym roku starając się robić jak najwięcej kilometrów choćby nie wiem co. Teraz mam 3 jazdy plus to co wyjdę z żoną ale wtedy jest to typowa "niedzielna" wycieczka, gdzie się zwiedza i rozmawia na świeżym powietrzu. Na razie korzystam z tego planu co podałem i staram się powoli go usprawniać ale to musi być małymi kroczkami bo chcę dobrze wyczuć swój organizm żeby się nie zajeździć za mocno. A widzisz to masz dobrze jak możesz jeździć na ustawki, ja niestety nie mam możliwości. Jedna grupa akurat zawsze się zbiera kiedy jestem w pracy albo dopiero wracam a dla drugiej jestem zbyt wielkim amatorem i zostałem wyśmiany więc odpuściłem. Chciałbym mieć dwa rowery ale na razie nie mam za bardzo gdzie ich trzymać więc może uda mi się kiedyś kupić mtb albo po prostu zmienić szosę na przełaj, jednak są to odległe plany.

Co do elektroniki, aż takim znawcą nie jestem ale ceny garmina "powalają" ale może się uda, iż ktoś będzie sprzedawał chociaż sam licznik z kadencją potem mogę systematycznie dokupować sobie akcesoria. Na to mam czas w każdym bądź razie.

Co do ostatniego to dałeś mi dobre wyzwanie. Jakby to powiedział Polak "Ja nie dam rady, potrzymaj mi piwo" obejdzie się bez piwa ale jakiś malutki cel mogę sobie ustawić. Więc zobaczę najpierw ile wynosi moja średnia na  100 km potem będzie można zwiększać w razie czego.

 

@Elle

Już odkryłem co jest nie tak i aż wstyd się przyznać ale włożyłem trochę inną baterię i temu nie zawsze łapała. Jak akurat docisnęło "styki" to działała jak nie to nie. Więc jutro czeka mnie wycieczka do sklepu i podejście do problemu numer x. Też staram się mieć zabawę z jazdy jednak zawsze gdzieś tam z tyłu głowy siedzi jakiś taki gremlin czy inny zgredek i co chwila mówi "dasz radę szybciej, spróbuj wystarczy tylko przycisnąć" cóż zdarza się często mi go posłuchać:D 

Co do kadencji akurat teraz wydaje mi się, że jest lepiej niż jazda bez, jakoś mniej się męczę i potrafię dopasować styl do terenu. Nie wiem za bardzo jak to wytłumaczyć ale mniej więcej na tej zasadzie, iż zacząłem używać przerzutek w prawie całej rozpiętości kasety. Wcześniej były to zazwyczaj 4-6 koronek a od czasu do czasu zmiana blatu z przodu. Cóż człowiek uczy się przez całe życie:D

Odnośnik do komentarza

Też staram się mieć zabawę z jazdy jednak zawsze gdzieś tam z tyłu głowy siedzi jakiś taki gremlin czy inny zgredek i co chwila mówi "dasz radę szybciej, spróbuj wystarczy tylko przycisnąć" cóż zdarza się często mi go posłuchać:D

Co do kadencji akurat teraz wydaje mi się, że jest lepiej niż jazda bez, jakoś mniej się męczę i potrafię dopasować styl do terenu. Nie wiem za bardzo jak to wytłumaczyć ale mniej więcej na tej zasadzie, iż zacząłem używać przerzutek w prawie całej rozpiętości kasety. Wcześniej były to zazwyczaj 4-6 koronek a od czasu do czasu zmiana blatu z przodu. Cóż człowiek uczy się przez całe życie:D

Ha, ja gremlinka wczoraj posłuchałam i dziś ledwo chodzę ;) Zimę spędziłam na trenażerze i nie dość, że się mi "zapomniało" jak się jeździ na żywo, to jeszcze mam teraz pierwszy raz w życiu 28" zamiast 26".

Przy okazji jednak trenażera, to mnie właśnie on (a nie kadencja) nauczył zmiany przerzutek. Po ostatnich czterech miesiącach zrobiłam się taka wygodna, że o ile kiedyś jechałam głównie na 3/7 lub 3/8, to teraz odruchowo szukam takich blatów, aby pedałować w miarę równym, lekkim tempem. Niestety kadencji chwilowo nie znam, bo znów zaginął mi magnes (to już trzeci na cztery wycieczki!) i teraz muszę przyczepić nowy chyba na jakimś żelbecie :P

O uczeniu się święta​ prawda! Nigdy z książek i mądrości innych nie nauczyłam się tak wiele, jak z własnej praktyki :)

Odnośnik do komentarza

A co do celów to warto sobie jakieś wyznaczać. Ja na przestrzeni czasu miałem różne.

Zaczynałem od tego żeby przejechać 100 km. Pamiętam moje pierwsze 100 km. Było to na rowerze trekkingowym i wydawało mi się że jest to nie wiadomo co.

Potem były cele związanie ze średnią. Początki były trudne. Mieliśmy taką pętlę, ok. 60 km, którą często jeździliśmy. Długo nie mogłem złamać 27 km/h.

Potem było coraz lepiej. Doszedłem do 33,5 km/h na trekkingu. Potem zacząłem jeździć w góry. Pamiętam pierwszy raz jak podjeżdżałem Przehybę. Była to

straszna męczarnia. Kolega, starszy ode mnie o 20 lat, uciekł mi na 5 minut co było dołujące.

W czasie wyjazdu z nim w góry, trafiłem na stronę challenge-big.eu. Ideą jest zdobywanie kolejnych, bardzo trudnych podjazdów szosowych. Twórcy projekstu

wyznaczyli ich 1000 w całej Europie. Wtedy było ich 5 w Polsce. Przehyba, Przełęcz Salmopolska, Przełęcz Krowiarki, Przełęcz Okraj i Głodówka koło

Zakopanego. Po kolei zdobyłem wszystkie. W międzyczasie kupiliśmy z kumplem szosówki wkręciliśmy się w jazdę z szosowcami. Zaliczyłem też występ w wyścigu

w ramach Pucharu Polski w Maratonach Szosowych, gdzie byłem trzeci na 80km. Ale jakoś mnie to nie wciągnęło.

Duży postęp zaliczyłem od czasu kiedy zacząłem jeździć z najsłynniejszą warszawską grupa szosowców, Rondem Babka. Jazda w peletonie liczącym czasem 180

kolarzy przyjeżdżających na ustawkę jest niesamowitym przeżyciem. Ale jest też niebezpieczna. Po serii wypadków w grupie, w tym jednym w którym sam

uczestniczyłem, zaprzestałem jeździć z nimi i przeniosłem się do trochę słabszej (średnia 35 zamiast 38-40) ale dużo bezpieczniejszej grupy liczącej do 30

osób.

Potem przyszła kolej na zaliczanie podjazdów słowackich i czeskich. Jakiś czas temu zaproszono mnie do komitetu rozszerzającego liczbę podjazdów we

Wschodniej Europie, dzięki czemu doszły kolejne podjazdy w Polsce. Stóg Izerski, Czarna Góra, Święty Krzyż, Jawor i Przełęcz Wyżna.

Potem ruszyliśmy w Alpy. Jak tam ruszysz to już trudno tam nie wracać. Oszałamiające widoki, kultowe podjazdy, które widzisz na Giro czy Tour de France.

Zaczęliśmy od Karyntii. Przepiękne okolice i świetne, długie i bardzow wymagające podjazdy. Jeździliśmy w Austrii, Słowenii i we Włoszech. W drugim roku

wyjazdów w Alpy, wyjazd w celu zdobycia przełęczy, która zawsze mnie bardzo kręciła. Passo dello Stelvio. Super podjazd i super przeżycie. Wracając

machneliśmy jeszcze słynny Grossglockner.

W międzyczasie zaczęły się wyjazdy na wyspy w grudniu, kiedy jest najtaniej. Byliśmy na Teneryfie i na Cyprze. Piękna pogoda, piekne góry, piękne podjazdy.

Podjazd pod wulkan Teide, mający 50 km cały czas pod górę w wulkanicznym krajobrazie z poziomu morza na wysokość 2400 m był niesamowitym przeżyciem. Cypr 8

dni za 999 zł w czterogwiazdkowym hotelu z wyżywieniem. Aż żal nie pojechać. Zawsze w grudniu przed świetami są tego typu okazje.

W zeszłym roku byliśmy w 2 tygodnie Tyrolu i dorzuciliśmy  kilka kolejnych podjazdów. W tym Rettenbach, jeden z nacięższych i najwyższy podjazd w Alpach,

na 2829. W tym roku zapewne też będziemy w Tyrolu bo bardzo nam się tam podoba. Piekne okolice, ceny znośne (pokój w pensjonacie latem 15-20 euro),

komunikacja autobusowa i baseny są dla turystów darmowe! W Polsce nie do pomyślenia.

Cele dystansowe.
Jakoś oprócz tego pierwszego 100 km, dystanse nigdy mnie specjalnie nie kręciły. Ale ponieważ większość z moich kumpli miała już na koncie 200 km to i ja

postanowiłem dołączyć do tego grona. Jakiegoś letniego dnia przejechałem ponad 200 km. Mimo że wcześniej wiele razy przejeżdżałem dystanse rzędu 130-160

km, ale zwykle z kumplami lub w grupie, to tu, po 170 km miałem już serdecznie dosyć. Natomiast jeżdżę z kumplami, ultracyborgami starującymi w wyścigach

typu Bałtyk-Bieszczady, na dystanie ponad 1000 km. Namawiają mnie na rózne wyczyny ale to raczej nie moja bajka.

Pętle
Fajne są cele związane z pętlami. Różnych pętli można znaleźć wiele. Niektóre pętle są popularne, jak np. Mała czy Wielka Pętla Bieszczadzka. Ja nie przejechałem jeszcze pętli dookoła Tatr, która ma ok. 200 km. Z pewnością jednego dnia zamierzam to uzupełnić. Mam też kilka fajnych pętli w Alpach, które zamierzam zrobić. No i jest kilka amatorskich wyścigów, które bym chętnie pojechał tak żeby po prostu wziąć w nich udział. Czeska Jarna Klassika w Tatrach, Dreilander Giro w Alpach, Selle Ronda i kilka innych. Kumple mnei nawamiają na Otztaler Roadmaraton. To jest pętla mająca 238 km i 5500 metrów przewyższenia. Niesamowity challenge. Ale nie czuje się jeszcze na siłach. Gdybym zgubił 10 kg, to bym rozważył :)

Odnośnik do komentarza

Kurczę jak czytam twoje wyprawy to aż zazdrość za serce chwyta. Chciałbym móc tak pojeździć sobie nawet w naszym górach, na spokojnie żeby po prostu pośmigać. Niestety jakiekolwiek wyjazdy z żoną to odpoczynek na pierwszym miejscu dla niej i jeśli są chęci i siły to rekreacja. Może kiedyś to się zmieni ale na razie narzekać  nie mogę bo jeszcze mam nadzieję wszystko przede mną. I tak widzę, że nie mam źle bo wyjście na kilka godzin z domu nie jest problemem jak wśród niektórych moich znajomych. Muszą oni wiedzieć z wyprzedzeniem najlepiej tygodniowym żeby dostać pozwolenie :D

 

A chciałbym jeszcze spytać bo widzę, że orientujesz się w temacie elektroniki jak to jest z garminem czy innym sprzętem. Kupując taki licznik (urządzenie) mogę potem bez problemu podłączyć do niego akcesoria nie koniecznie firmowe? Na przykład do garmina pas na klatkę z decathlonu. Oczywiście wiem, iż obie rzeczy muszą obsługiwać ant+. Pytam odnośnie urządzeń, że tak powiem z najniższej półki czyli na przykład garmin 500,520; mio cyclo 200 czy inne. Również nie ejstem pewny czy dobrze czytam ale są to urządzenia z nawigacją, której za mocno nie potrzebuję a sporo pewnie dopłaca się do tego. Jest wersja bez tego, chyba, że coś źle patrzę. Zastanawiałem się także nad kupnem po prostu samego licznika bezprzewodowego z kadencją, który umożliwia wyświetlanie kilku rzeczy bądź dostosowanie widoku. A do tego oddzielnie pulsometr, który by był obok licznika. 

 

I z czystej ciekawości. Dlaczego pod wiatr lepiej jest jechać z niższą kadencją zaś w drugą stronę odwrotnie? Zawsze wydawało mi się, że łatwiej jest w przypadku trudności zwiększyć kadencję a gdy chce się trochę przycisnąć to mocniej depnąć na pedały i bardziej "popracować" nogami. Robisz to z jakiegoś powodu czy po prostu jest tak wygodniej i się tak przyzwyczaiłeś?

Odnośnik do komentarza

To był mój najgorszy rok wagowo od lat. Wzrost 175, waga 90. Napęd Campa 52-39-30×13-29. Prawie od początku jechałem na 30×25 a wkrótce 30×29. Koledzy (wszyscy w podobnym wieku) mi odjechali ale ja się wolno rozkręcam. Nasz główny cyborg, Maciek, 175 wzrostu, 62 wagi poszedł jak burza i ostatecznie dołożył nam 50 minut. Piotrek, mój partner treningowy 180 wzrostu, waga 72 i Arek 176 wzrostu, waga 100 uciekli mi odrobinę ale zwiększali dystans i znikli mi z pola widzenia. Po paru kilometrach dogoniłem Arka, któremu jak go doszedłem, siadła psycha. Nie miał też odpowiednich przełożeń, jechał na compact'ie SRAM 50-34x11x28. Ostatecznie dojechał 15 minut po nas. Piotrka doszedłem trochę dalej ale to dlatego że zrobił mały postój. Potem już do końca jechaliśmy razem. Ten podjazd strasznie dał mi się we znaki. Piękny ale niebezpieczny zjazd na szwajcarską stronę gdzie wyprzedziłem wszystkich kolegów i wszystkie samochody i mało się nie rozwaliłem jak mi zablokowało tylne koło. Ogólnie rewelacyjne przeżycia. W tym roku planujemy latem Livigno lub Tyrol i ewentualnie Dolomity.  i podjazd na Stelvio od Bormio i od Santa Maria. Ale trzeba zejść do mojej optymalnej wagi 80. Zostało 5 kg. Powinno sie udać. Dwa dni później jechaliśmy tez piękny podjazd Kaunertal w Austrii na 2750 który bardzo polecam gdzie dołożyłem Piotrkowi chyba 7 minut. A dwa dni później transfer do Zell am See i Grosglockner Edelweisspitze, 2500m. A przecież jest jeszcze tyle podjazdów do zaliczenia…

 

https://www.strava.com/activities/365790846/segments/9034004364

Odnośnik do komentarza

 @konop90
W sprawach prywatnych trudno mi doradzać bo u mnie wygrała pasja czyli rowery i jestem po rozwodzie. Moja piłowała pazury i szukała w kółko butów i torebek w necie. Z tego typu modelem jak moja, nalezy się rozwieść jak najszybciej, bo szkoda życia. Większość moich kolegów, którzy żony przeszkadzały im w jeździe, też się rozwiodła albo cierpią katusze. Małżeństwa, ktore przetrwały to te w których żona wspierała męża w jego pasji. Kolega ma żonę, która jeździ za nim jako wóz serwisowy po górach a on odwdzięcza się jej jak może. Wszyscy mu jej zazdrościmy. A pozwolenie na wyjście na rower to nie małżeństwo tylko niewolnictwo.

Jeśli chodzi o Garmina to spełnia on otwarte standardy ANT+ i można podłączyć dowolne czujniki pracujące w tym standardzie. Mój młody ma opaskę z Decathlonu dual BT/ANT+ i łączy ją zarówno z Garminem po ANT+ jak i z telefonem po BT.

Garmin 500 to bardzo dobry licznik. O Mio niewiele wiem. Nawigacja we wszystkich modelach poniżej 1000 jest na żenująco kiepskim poziomie. Nie ma nawigacji głosowej tylko linia na mapie i pikanie licznika przed skrętem i czasami kompletnie idiotyczne informacje typu skręć na północny-wschód albo w ulicę 3 maja, które dla rowerzysty są kompletnie nieprzydatne. Jak się chce mieć nawigację to ten patent z małych smartfonem, do którego zamieściłem link, jest sto razy lepszy. Ja mam obecnie Garmina 800. Przez wiele lat miałem 705 i nie uważam żeby 800 był jakimś dużym krokiem naprzód. Natomiast 705/800 mają dużo większy ekran niż 500 przez co można skonfigurować więcej danych na ekranie. A różnica w cenie między używaną serią 500 i 705 jest nieznaczna. Więc jak znajdziesz kupuj 705.

Licznik bezprzewodowy plus pulsometr to jest werja oldschool. Oczywiście tak jeżdżono przez wiele lat. Wśród amatorów swego czasu hitem był pulsometr Donnay za jakieś 30-50 zł. Miał go co któryś bo był bardzo prosty ale bardzo dobrze działający.

A czemu jeżdżę pod wiatr z niską kadencją? Żeby rozwijać siłę. Jak to mówią kolarze, wiatr jest to zjawisko atmosferyczne, które z płaskiego robi górkę :) Co do kadencji to żeby utrzymać pewną prędkość masz dwie możliwości. Kręcić szybciej z większą kadencją albo generować więcej mocy kręcąc twardziej. Jak się jedzie po zmianach pod wiatr czy w grupie na wachlarzu to łatwiej dla mnie jest to robić przy niższej kadencji.
Poza tym ja jeżdżę zawsze spokojniej pierwszą część dystansu żeby się nie zarżnąć i mieć siłę wrócić do domu :)

Odnośnik do komentarza

Cóż może w końcu uda się znaleźć chętnych znajomych na większą wyprawę ale to są tylko plany.

Czytając różne recenzje i będąc w sklepach wyszło mi, iż mam 2 wyjścia. Kupić urządzenie z gps typu garmin czy mio. Czyli polecane przez ciebie garmin 500, 705. Lub mio cyclo 105 i oddzielne kupienie tańszego czujnika kadencji.

2 opcja to bezprzewodowy licznik z kadencją i pulsometrem ale możliwością zapisania treningu. Tylko potem nie wiem jak za bardzo porównać to z trasą (na jakim odcinku miałem jaką kadencję czy puls).

Muszę zacząć chyba trochę jeździć z mniejszą kadencją bo jednak siła nóg wyrobiona na siłowni nie wystarcza. A wiatr zawsze się znajdzie.

 

Wysłane z mojego D6503 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza

Na Podlasiu też wieje jak nie wiadomo co ale do tego pada równie mocno. A dla mnie jazda w czasie deszczu nie jest zbyt przyjemna wolę wtedy wskoczyć na trenerzer.

Chociaż ostatnio już przed świętami to wiało tak, że myślałem że zdmuchnie mnie na moich stożkach:-D

 

Wysłane z mojego D6503 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...