Skocz do zawartości

Klakier

Użytkownicy
  • Postów

    83
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • W trakcie emigracji

Ostatnie wizyty

382 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Klakier

Forumowicz

Forumowicz (2/4)

  1. Czyli wniosek taki, że z tym odzyskiem nie jest tak źle. Zastanawiam się, czy zamiast zabawy w magazynowanie w kondensatorach dałoby radę od razu ładować ogniwa. Mam tu na myśli coś, co sam w trasie na szybcika zbudowałem. Mam trzy powerbanki w rowerku, głównym powerbankiem jest 20000mAh, dwa kolejne są po 10000mAh. Ładowarka to dynamo + prosty układ. Wydajność przy 15km/h to około 250-300mA. Układ ładowania połączony jest z dużym powerbankiem, który doładowuje dwa mniejsze a one ładują smartfon, gps i układ oświetlenia roweru (oświetlenie ledowe przód i tył a w nim akumulatorek 800mAh). Ładowarka o mocy powiedzmy 300mA daje mi pewną gwarancję na minimum 14 dni naładowanego do pełna GPS (Lark 51), smartfonu (iPhone SE) oraz dugiego (Huawei P Smart) oraz wiecznie pełnej bateryjki odpowiedzialnej za oświetlenie. Na bateryjce 800mAh oświetlam drogę przez calusieńką noc. I teraz tak, wyżej opisany układ nie posiada odzyskiwania energii więc prąd możliwy do wyprodukowania przez ruch roweru idzie w kosmos. Inna bajka jest z tramwajami i podobnymi, zatem pytanie brzmi: może tak powerbank dość konkretnie duży zamiast kondensatorów? Ps. Powerbanki oczywiście w trasę ruszają zawsze pełne, albowiem naładować je czymś o wydajności do 500mA graniczy z cudem. Xiaomi 20000mAh potrzebuje aż 11 godzin przy ładowarce 2A ale, gdy od samego początku będzie doładowywany spokojnie zdają egzamin na odcinku kilkunastu dni. Jedyny wymóg to dobrej klasy ciche dynamo albo i dwa + mostek. Wtedy skracamy czas ładowania. Obciążenie? Różnie się to czuje, staram się uzywać dynamo tylko na zjazdach. Innego, tańszego i lekkiego sposobu na magazynowanie prądu na rowerku na razie nie opracowałem. Zmieni się to, gdy przejdę na elektryka no i wtedy odzyskiwanie energii na rowerku jak znalazł lecz... na razie to temat rzeka.
  2. Dla społeczności dzisiejszych czasów niebawem wiązanie butów będzie problemem. " Widziałeś kiedyś giętarkę prasową gdzieś w zakładach? Jeśli tak, to czemu tak ciężko uwierzyć, że ktoś ma do tego dostęp? A taką, która stal rozgrzewa przed gięciem to kolega widział? A praski, na których ową rurkę da się ugniatać jak plastelinkę to widział? A kolega wie, że wykonanie nawet i ramy na takich maszynach i to co do mikro/metra zgodnej z każdym kątem i resztą pseudo wymiarów to 5 minut z czego 3,5 minuty to jaranie kipa? Wbrew wszelakim pozorom, każdy stalowy rowerro to zestaw róznej średnicy i grubości uformowanych - zwykłych - stalowych - rurek! A rowery ... projektuje i buduje człowiek, zatem człowiek może je przerabiać, naprawiać a nawet w domowym zaciszu budowac i wierz mi na słowo honoru, niczym to różnić się nie będzie od tego z fabryki. A czemu? A temu, że można mieć dostęp do maszyn i pomysłowość a takowe jak choćby lakiernia elektrostatyczna to można z domowej fazy zrobić w jeden wieczór. Oceynkować rowerro też można, alu pospawać (polutować). Dlaczego jeśli to takie cacy i proste ... jednak zanika? Bo, na tych co coś umieją, mogą i chcą... hajsu nie zrobisz. Sądzisz, że dałbym za ramę 5-6-7 koła? Aha...
  3. Żeeee coooo??? No ludziaszki !!! Na Błoooga jedynego! Spawać trza umić .... czyli przetapiać stal a nie smarkać a smarkanie wychodzi na migach/tigach z allegro. Nie ma szans aby spaw puścił, jeśli spawacz wie co robi i wie to każdy, kto choćby z 50 razy progi w jakimś sztruclu wymieniał. Całość zależy od grubości blachy z jakiej wykonano np. widelec w rowerze. Jeśli, ktoś uzyje do spawania zbyt wysokiego prądu, przebieje stal kilka razy drutem sawalniczym bo złą prędkość podawania zapodał - wtedy racja - wszystko pęknię ale nie w przypadku w którym przetop był prawidłowy. Oczywiście, tylko jakieś debilątko zamontuje na cieniutkli widelec jakąś konkretną konstrukcję, na którą będą oddziaływać jakieś mocne siły, taki widelec najlepiej wzmocnić choćbu dospawując do jego boku solidny płaskownik 0.25-0.30 w formie połowy literki 'u'. Tak wzmocniona konstrukcja nie ma prawa puścić. Mając pod ręką gwintownicę do otworów pow. pi/30 i skromną giętarkę rur można spokojnie uszykować wzmocniony widelec, wtedy bez problemu utrzyma to każdy zacisk hamulcowy. Ja miałem na myśli rzeźby mając jakiś sprzęt pod ręką, bez tego nie ma sensu się bawić.
  4. Wygląd, to 99% tego na co nabiera się kupujący. Nie oceniaj sprzętu po wyglądzie bo się przejedziesz. Rowerka używanego bez możliwości sprawdzenia: - działania napędu (przerzutek) - luzów na kasecie/wolnobiegu - luzów na supporcie i na kole przednim się nie kupuje, nawet gdyby był za 100 talarów. Powód? Bo to złom. Mam w rodzinie pacjenta, który kupił rowerek na allegro. Wydał 400zł bo ładny i tanio a sam rowerek holenederski. No i tak: - piasta tył 650zł - support 80zł - dwie nowe opony po taności (2x 59zł) - dwie nowe gumy do opon (2x19zł) - komplet linek (45zł) - lampka przód i tył (obie led) 70zł - dynamo 60zł - wymiana przedniej obręczy bo zwichrowana i luzy już miała 130zł - przełącznik przerzutek 70zł - klocki przód i tył Tyle wyszedł kuzyna rowerek z alletanio, rowerek zdolny pojechać ze mną w długą trasę w sierpniu. Gdy, oglądaliśmy używki (z odbiorem osobistym na terenie Warszawy), używki do 700zł ... każdy miał usterek na minimum drugie 700zł. Ja, przed wyjazdem także chciałem wymienić swojego Gudereit'a Nexus7 na coś innego i okazało się, że nowe rowerki do 1200zł to chiński plastelino-bubel a w te do 1000zł używane trzeba byłoby drugi 1000 wpakować, zatem zdecydowałem się na naprawy swojego. Ile wyszło? Wyszło tyle, ile wyszłoby przy każdej używce, którą większość ludzi sprzedaje, gdy nie opłaca się tego remontować. Za nową piastę jak także zapłaciłem ponad 550zł a to tylko jedna część. Morał? Trzeba być albo yeppniętym albo mega bogatym aby nabywać używane.
  5. A ja nie użytkuję niczego oprócz wd40. Myję kasetę w benzynie (pb95) szczoteczką do zębów. Czekam aż odparuje, psikam wd40 i tyle w temacie. I tak od 1995 roku. Wd nie przykleja zbędnie piachu, nie powstaje piacho-tarcie elementów, wszystko działa od dekad bez najmniejszych problemów.
  6. Amortyzacja jest wymagana? A co do widelca, mam migomat, poradziłbym sobie z uchwytami itp.
  7. Warto pchać się w ten numerro czy jednak odczekać przyszłości i nabyć coś, co już ma te tarczówki? Jakich hamulców się wystrzegać? Pytanie dotyczy ostrych zjazdów w np. Alpach, gdzie jakiekolwiek V-brake nie wyrabiają. Widziałem na allu zestawy ale ... trzeba trochę rower przerabiać (brak uchwytów itp.) Rozumiem też, że takie komplety za 300-400zł to zabawki... Jaka będzie wydajność hamowania na takiej taniości w porównaniu ze zwykłym układem?
  8. Ja to wszystko obywatelu Oskarr czaję nawet ponad normę, ale dla mnie zasady, mentalność, różne podzięki producentom w formie mitycznego honoru, którego udawanie posiadania i tak przechodzi w dookólną mendliwość nie robią wrażenia. Pierdylion razy ludziom się pomagało a ludzie w podzięce zawsze próbowali ładować w kakao. Za stary już jestem na człowieczeństwo te sprzed lat, zatem stałem sie jakby zwykłą hieną, która poluje na ... już upolowane. No i tym sposobem pożywką dla takiego jamochłona są produkty już gotowe, wszak, po co się męczyć gdy można się nie męczyć? Nobla za zbudowanie rowerka nie dostanę, raczej też nikt nie pochwali, czyli sam dla siebie zatem, po co się męczyć, przepłacać i trzymać zasad? Kolejna sprawa, informacja w formie wiedzy (albo odwrotnie jak kto woli) to dziś towar numer uno, tego za friko nikt nie da i raczej, patrząc na dzisiejszą społeczność - będą sypać się same kłody pod nogi, gdy inni uznają Ciebie za choćby lepszego a dalej z zazdrości wydupczą w kosmos śmiechem każdy projekt. Dlatego ja sam sobie. Tak, wiem co to "sianie", staram się radzić sobie z tym ekranowaniem a jak już się nie da to projektujemy "dróżki" w taki sposób, aby je od siebie konkretnie oddalić lub nawet prowadzić po innych pcb. Nie na darmo zresztą wspomniałem na początku o dwóch układach, ten elektroniczny low voltage z tym analogowym high voltage albowiem ten drugi byłby w baterii a ten pierwszy na kierownicy. Dlaczego wszystko w tak prosty sposób i techniką, której już dziś nikt nie stosuje (przekaźniki)? Przekaźniki na odcinku kilku dekad zdały egzamin celująco, były ładowane do wszystkiego mobilnego co elektrownię jakąś na pokłądzie miało. Jeździło na tym miliony wozideł przez wiele, wiele lat. Prosta i trwała konstrukcja, no chyba że ktoś zwiał właśnie z oddziału psychiatrycznego, buduje rowerro i chce, aby te rowerro dotrwało do roku 2100 w stanie bardzo dobrym. Osobiście sądzę, że dobre (zwłaszcza rosyjskie) przekaźniki są elementami zdolnymi przetrwać żywot w rowerku przez minimum lat 10, są bardzo po taniości, są w miarę małe, fakt, pajęczyna lekka powstanie przy silniku, troszeczkę miejsca to zgarnie ale wymieni to w przypadku awarii nawet żona kucharka, gdy będziesz jej słał instrukcję przez telefon. O to właśnie chodzi, aby ... gdy wylądujesz na wycieczce gdzieś na serio dalejko od domku z odliczonym hajsem ... aby nie martwić się o awarie... zwykłymi, prostymi, podręcznymi narzędziami masz to naprawić w jeden wieczór na częściach dostępnych w byle elektro markecie. Rozumiem, że można zminiaturyzować, niby uprościć, niby unowocześnić lecz w moim przypadku używanie elementów z epoki jest jakby celowe. Jedyną rzeczą w rowerku która ma być pancerna jest sam sterownik, reszta ma być bardzo łatwo naprawialna. Wspomniałeś o hulajnodze, przyznam wprost, nie zastanawiałem się nigdy nad odzyskiem energii z urządzeń takich jak rower czy hulajka, jak dla mnie odzysk byłby znikomy a koszt systemu odzyskiwania zbyt wysoki w stosunku do późniejszych dochodów, czyli do mocy ładowania, jaki można byłoby z tego uzyskać. W temacie ośki to ... trochę rzeka. Trzeba cały projekt przemyśleć choćby w Autocadzie. Trzeba znać specyfikację całkowitą wszystkiego, aby móc obliczyć resztę bebechów pod kątem, czy pracę wytrzymają. Dzisiaj, jest troszeczkę łatwiej dzięki wrednej zasadzie hienostwa, czyli po prostu podglądamy, jak zrobili to inni bo jak wiadomo, producenci tną koszty gdzie się da i jeśli nie ucieli grubości jakiejś ramy, wysięgnika, wspornika, grubości wałka, ośki itp. itd. znaczy prawie na 100% że to coś musiało być takie duże a nie inne mniejsze. Ok, na razie stop. Na razie stoję przy silniku, albowiem nie zapoznałem się z tematem płynnego przenoszenia napędu. Mam pod ręką silnik 3 fazowy, moc maksymalna 850W. Wewnątrz znalazłem stare oznaczenia USSR jeszcze oraz zasilacze. Pierwsza faza 60V, druga faza 120V, trzecia faza 230V. 1 faza powiedzmy 200RPM, druga faza 400RPM a na pełnej mocy 800RPM. Myślę że to z jakiejś pralki pewnie było, wsam raz na wirówkę. Sterujem tym powiedzmy 1 duże trafo (3 sekcje), trzy przekaźniki i kilka innych pierdołek. Konstrukcja sama w sobie prosta jak nie wiem co. I tak powinno być przy silniku w rowerku, zero zbędnych bajerów. I przy okazji napędu, zapytanko, ma z Was ktoś foty rozebranego silniczka? Chodzi mi o to, aby zerknąć w jaki sposób płynnie przenoszony jest napęd, jak producenci rozpracowali przeskakiwanie na fazach silnika, aby przy zwiększaniu mocy rowerka komuś spod pupy nie wyrwało. Jeden człowieczek gdzieś na necie pisał, że pierwsze rowerki na prąd miały silniki 1 fazowe a sama moc sterowana była napięciem, po prostu sterownik zapodawał od zera w górę ile mógł i wtedy silniczek pracował z odpowiednią mocą. Wtedy, sprzęgła i podobne nie były potrzebne a dziś? I tu stoję :)
  9. No i na razie celowo nie wspomniałem o innych bajerach typu CZUJNIKI NACISKU NA PEDAŁY, CZUJNIKI OBROTOWE KÓŁ, CZUJNIKI NACHYLENIA TERENU i masa, masa innych lecz każdy kto zaporgramował w swoim życiu choć raz Atmegę doskonale wie, że podpinanie tych bajerów i wcielanie ich w życie do fajna i prosta zabawa. Najtańsze czujniki obrotowe macie... w licznikach rowerowych (te magnetyczne kosteczki). I tyle szczerze mówiąc wystarczy, aby jakaś tania Atmega za 5-10zł zaczaiła, ile rower km/h jedzie, czy się rozpędza, czy hamuje i tak dalej. Można pójść w bardziej zaawansowaną elektronikę, czujników jest mnogo: https://botland.com.pl/6-czujniki Moim zdaniem dobry rower elektryczny na długie wycieczki powinien posiadać choćby kilka czujników takich jak: żyroskop, barometr, wysokościomierz, czujnik przechyłu, akcelerometr i kilka innych. Ułatwiają one życie procesorkowi dostarczając naprawdę konkretnych danych no i nie wolno zapominać o czujnikach diagnostycznych (choćby termometr na pinach ogniw, woltomierz, amperomierz). Jak widać po ofertach ze sklepów elektroncznych, te układy są w cenach zupek chińskich. Szkoda tylko, że gdy zyskują LOGO producenta roweru oraz ładne opakowanie zaczynają kosztować tyle, co cała hurtownia zupek chińskich.
  10. 1. Nie, nie, nie do końca tak albowiem aby elektronikę zrozumieć, trzeba najpierw ją rozebrać. Dopiero wtedy widać, jak wygląda np. taka dedykowana ładowarka do elektryka za 200zł, człowiek zaczyna wyrywać sobie pióra bo przy kawicy porannej zliczył elementy i wyszło mu np. 30zł. Tak jest prawie ze wszystkim, dlatego najpierw trzeba wiedzieć i przede wszystkim często widzieć co chce się budować. Wydruk płytek i ich wytrawianie - fakt - jeśli robisz pierwszy rowerek - będzie trochę drogo lecz sprzętu i pozostałej chemii nie wyrzucamy - ona biwakuje i czeka na kolejne pomysły - wtedy te kolejne są już bardzo tanie. 2. Sprawa dostępności podzespołów: ja bazuję tylko i wyłącznie na sprawdzonych dostawcach, ot by taki AVT. DLaczego? Jest trochę drożej ale mam gwarancję niebublowatości albowiem świat elektroników to świat dziwny, prawie identyczny jak świat koderów (programistów), oni bardzo szybko testują, sprawdzają, cudują a potem opinie wypisują. Dobre sklepy wystrzegają się zatem towarów, których nie sposób będzie sprzedać. 3. Wszelakiego typu zabezpieczenia przed np. rozładowaniem, przegrzaniem, przeładowaniem i inne układziki elektroniczne są to kwoty od 1,50 do 3,00zł za układ. W 95% przypadków są tu układy bardzo dobrze wykonane, sprawdzają się na odcinku wielu, wielu lat bezawaryjnej pracy. 4. Ogniwa - niestety AlliExpress i inne gady odpadają, bądźmy poważni, Alli to kolejny światowy zsyp towarów w wiekszości przypadków niezprzedawalnych z wielu, wielu powodów, najczęściej z powodu zmęczenia materiału (lata biwakowania w magazynach szkodzą ogniowom), dlatego, ogniwa wyjmuje się z akumulatorów, które wyprodukowane są max. rok czy dwa w tył. Dlaczego tak? Niby cena wtedy wyższa lecz przerzucamy w ten sposób zabawę związaną właśnie o tym, o czym sam wspomniałeś - testy! Robi to ten, który dany akumulator zamówił. Weźmy pod lupę "polskich" producentów akumulatorów do laptopów, wątpię w to, aby istniejąca wiele, wiele lat firma dała sobie wcisnąć bubel od Chińczyka. Gwarancja na akumulator jest często na okres od roku do nawet dwóch, ten akumulator musi działać bo inaczej "producent/importer" sprzedający akumulator pod swoją marką nie poradzi sobie z falą reklamacji. Efekt/morał?? Ino taki, że w 90% przypadków wewnątrz akumulatorów laptopowych na serio znajdziemy markowe ogniwa produkowane choćby przez Sanyo, Hitachi a nawet LGE. Philipsy też znalazłem. W czasie ostatnich 20 lat rozbebeszyłem takich baterii nie wiem nawet ile, 100, 200, 500, nie wiem, nie liczę. Nigdy nie znalazłem wewnątrz ogniwa noname, zawsze coś markowego i nigdy się nie zawiodłem. Skąd takie zajęcie? Hobbystycznie regeneruję bateryjki kumplom, znajomym, znajomym znajomych i tak dalej. Główną awarią każdej baterii ogniwowej (celowej) jest to, że siada jedno lub dwa ogniwa. Reszta jest sprawna. Naprawdę wystarczy wymiana (w 95% przypadków) jednego ogniwa, aby akumulator nadal żył kolejne 2,3 latka. To samo dotyczy akumulatorów do elektronarzędzi. Czym je łączyć? Prosta sprawa, one w 100% przypadków już są połączone, blaszek które są już zgrzane do elektrod wcale odrywać nie trzeba a do tych blaszek sprawna lutownica przylutuje przewody. To nie ma nic a nic wspólnego z partactwem, po prostu na każdej elektrodzie zostawiamy te 0.5cm blaszkia resztę z ogniwa ucinamy. Nawet skromny hotair jest na mocy przylutować tam przewód. Mówię o tym tylko dlatego, że ja nigdy w życiu nie kupiłem ogniwa osobno gdzieś w sklepie i jeszcze nie miałem okazji (przyznam wprost) bawić się w zgrzewanie. Nie kupiłem i nie kupię, albowiem szlag mnie trafia, gdy widzę cwaniackie ceny. No niestety, ale rozumiem, że każdy chce zarabiać tyle że u nas w Polsce handel oparty jest głównie na wyzysku, kupić za 1zł, sprzedać za 1000zł - wtedy każdy handlarzyna byłby mokry z radości. Ja jestem po technikum elektronicznym, fakt, przyznam się, stara data i raczej powinienem napisać że po technikum elektrycznym, albowiem elektronika z lat 90 nie ma dzisiaj już nica a nic współnego z tym, co aktualnie mamy na czasie. Z jednej strony jest łatwiej i taniej (sprzęt, narzędzia, części) a z drugiej znacznie gorzej (miniaturyzacja, celowe zatajanie schematów, specyfikacji). 5. Od września planuję zacząć zabawę, zatem będziemy w kontakcie :)) Na razie muszę tylko ogarnąć sobie jakieś sklepy z elektroniką na zachodzie, w Polsce tego po uszy, na zachodzie jest trochę inny świat, tam ta pasja raczej zanika. Wracając do tematu budowy układów, no cóż, jedni widzą w tym problem, drudzy frajdę, ja z tych drugich. W 90% przypadków wystarczy tylko łeb na karku i choćby jakaś znikoma wiedza na temat matmy, fizy i chemii. Takie TE nawet z lat 80/90 spokojnie wystarczy, aby chałupy nie spalić. Napisał kolega o budowie sterownika, zatem powiem tak: - manetka - sprawa nieprodukcyjna w zaciszu domowym, nie opłaca się tego ruszać, zatem produkcja odpada, taniej wyjdzie kupno choćby jakiegoś szajsu. Pozostańmy zatem przy samym sterowniku: Moim zdaniem aby sterownik był trwały trzeba podzielić go na dwie części, zatem: 1. układ sterowania - panel, przyciski, procesor, wyświetlacz, podtrzymanie pamięci i ustawień. Sądzę, że najtańsze z możliwych procesorki Atmega są na mocy ogarnąć temat, choćby taka Atmega32 zaopatrzona w maksymalną ilość pamięci ROM. Wepchniemy tam po kompilacji dziesiątki tysięcy linni kodu i tutaj - producent/rzeźbiarz musi już znać choćby podstawy języka C. Można budować na czym się chce, języków jak dzikich psów, osobicie poleciłbym asemblera ale dla 95% koderów to czarna magia a języki C i C++ stały się jakby normą w dziale z Arduino i podobnymi. Przyjmijmy jednak, że przykładowy rzeźbiarz zna C i bez problemu poradzi sobie z namazaniem kodu do sterowania przekaźnikami. Ostatni wyraz w poprzednim zdaniu jest kluczowy - przekaźniki. 2. układ sterowania analogowego silnikiem - właśnie - przekaźniki. Dodatkowy układ odpowiedzialny za przesył wysokich napięć z akumulatora do silnika za pomocą przekaźników. Porty (bramki) w przekaźnikach sterowane są bardzo często bardzo niskim napięciem, może być to przedział od np. 1V do 5V czyli ten przedział, w jakim zasilany jest procesor i główny sterownik z wyświetlaczem i resztą bajerów. W tym sterowniku (nazwijmy go głównym) nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Za pomocą poprwnie napisanego kodu co potem przekłada się na jakieś MENU na ekranie steruje niczym innym jak ... przekaźnikami. Ile tych przekażników potrzeba dla silnika 2 lub 3 fazowego? To w głowie w 10 sekund idzie policzyć, wiedząc jakie parametry robocze ma dany silnik i jak mniej/więcej rower ma się zachowywać. Te fazy użytkownik widzi potem na ekranie w postaci znanej rowerzystom : wspomaganie > siła = 1, 2 , 3 ..., 5 ... i tak dalej. Zrobienie kodu dla takiego sterownika to podstawy programowania, osobiście sądzę że już w pierwszej klasie TE w dzisiejszych czasach młody uczeń bez przeszków powinien umieć coś takiego napisać. Polecam książki S.Praty pt. "Szkoła programowania, języki C i C++". Umiejętnie "obrobione" ze zrozumieniem oraz praktyką pierwsze 200 stron i kod napisze nawet małpa. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze choćby fakt posiadania choćby mizernej wiedzy na temat elementów elektronicznych. Dużo ludzi coś budując nie wie co może w danym układzie zastosować. Ostatnią rzeczą są właściwości elementów (bardzo ważna temperatura pracy elementu oraz wartości przy jakich może pracować (V/A + kilka innych). Podstawowym błędem większości amatorów jest to, że nie potrafią uszykować tzw. sieci dróg dla elementów. Przykład to pakowanie TIRa na deptak rowerowy lub próba wciśnięcia 100kg klocka ze wzrostem 185cm na ... wigry2 i nakaz jazdy w Alpy. To taki humorystyczny sposób na zobrazowanie błędów, jakim może być próba przesłania 20 amper przy 36V przewodami od słuchawek :))) dlatego bardzo kłania się wtedy drugi przedmiot z TE o nazwie: materiałoznactwo. No i na koniec - będąc już przy sposobie łączenia elementów - do wyboru mamy dzisiaj mnogo opcji. I tym sposobem, mamy dwa układy pracujące w tzw. LV i HV (low voltage, high voltage). Za pomocą tanich układzików bez problemu opracujemy zabepiecznia. CDN... gdy dorwę się do manetek, i zerknę, z czego dzisiaj to budują. Na te chwilę nigdy manetki nie rozbierałem, nie mam bladego pojęcia co tam siedzi. Czy manetka jest oporowa, stykowa i tak dalej. Gdybym to ja miał zbudować dzisiaj manetkę, zbudował bym ją na zasadzie oporowego potencjometru. Wtedy, mały procesorek Atmega miałby za zadanie zliczać opór z potencjometru (trasa analogowa) i przerabiać na wartości cyfrowe. Opór byłby tylko i wyłącznie wskaźnikiem dla procesorka, jakie wartości Y wysłać dalej po orzymaniu wartości X. Nic prostrzego chyba nie ma, albowiem oporowość wydaje mi się w tym miejscu dobrym zastosowaniem ze względu na płynność. Przekręcamy od zera manetkę o 10 stopni, mamy opór na 1kOhm, 20 stopni daje np. 5kOhm i tak dalej. Wrzucił bym na linię jakieś niskie napięcie i tyle w temacie. Procesorek, odczytując wartości byłby zaprogramowany na różne przedziały i gdy wartość odczytana wynosiłaby np. do 1kOhm wtedy procesorek wysterowywałby sobą przekaźnik A a gdy opór wynosiłby np. 5kOhm to wtedy przekaźni B i tak dalej. Można byłoby też dla łatwizny wymienić OPOROWOŚĆ na zwykły prąd! 10% manetki to 1V, 20% na manetce to już 2V i tak dalej, byłoby chyba nawet łatwiej. Jest masa sposobów na wybudowanie takiej manetki, można posłużyć się nawet optyką, kilk aczujników światła choćby LED i jedna dioda nadawcza i wtedy przekręcając manetkę przekręcamy diodkę LED (nadawczą) która kręcąc się trafia w inny odbiornik światła (cały czas mowa o infra red jakby co, te same diodki co w pilotach do TV). Czujnik gdy wyłapie świtełko, otwiera bramkę i procesor już wie, z której pozycji dotarł sygnał i co dalej wysyłać. Jest masa sposobów na sterowanie silnikami elektrycznymi, one wszystkie uzależnione są od samego silnika. Od niego zaczynamy zabawę. Kończąc: Mając już dwa układy, cyfrowy i analogowy bez problemu ogarniemy silnik, albowiem on działa tylko i wyłącznie nz zasadzie otrzymywania konkretnego napięcia na poszczególne fazy a z dostarczeniem tego napięcia z baterii jakikolwiek przekaźniczek problemów mieć nie będzie. Przekaźnik podłączony jest na pin procesorka, otrzymuje z procesorka np. 1V, załącza styki i z innej jego sekcji wędruje do silnika to, co przez przekaźnik przekazujemy, np. 12/24/36/48V. Ta sama zasada istnieje w elektryce samochodwej od pokoleń (do roku 2000 powiedzmy, potem przyszła pora na masowe cyfrowe CAN i inne bajery łącznie ze światłowodami w Audi i Mercedesie a to już inna bajka gdy mowa o sterowaniu (nie mylić z zasilaniem)).
  11. Wychodzi na to, że jest prawidłowo. Rower był w serwisie rowerowym, tam wymieniali piastę, gość jak na moje oko raczej obeznany z rowerami, nie powinien popełnić błędu.
  12. Nie wspomniałem jedynie o ładowarkach, ale tutaj też problemu nie widzę. Moduł ładowania (w sklepie) kosztuje 2 złote 30groszy. Prąd zasialnai do 5.5V a prąd ładowania 4.3V 1A. Możemy zastosować jeden moduł na kilka seksji, powiedzmy że użyłbym 10 modułów dla całego akumulatora (10 sekcji, każda ładowana osobno). Potrzebowałbym zasilacza, zdolnego udźwignąć 20 modułów każdy po 1A, zatem nic innego jak zasilacz klasyczny od laptopa, z takowego 5A spokojnie wyjmę pomnożony przez razy 4. Koszt używanych zasilaczy po 10-15-20zł sztuka. Spokojnie, ładowarkę z zabezpieczeniem za około 100-120zł. Napięcie oczywiście przetwornicą zmniejszamy do potrzebnych 5.5V. Wtedy jedna sekcja składająca się z 10 ogniw ładuje się w czasie maksymalnie 3-4 godzin. Wydaje mi się, że to dobry wynik.
  13. Ja to wszystko rozumiem, ale znam też przybliżone koszty produkcji. Moim zdaniem, ceny są kosmicznie przebajerowane. Naprawdę sądzicie, że rowery mogą być warte 20-30 czy 40 tysięcy złotych? Ceny te kształtujemy my, konsumenci, albowiem każdy producent gdy widzi że "idzie" to ceny w górę, my kupujemy zatem sami napędzamy ten chory rynek. Poczytałem już trochę na temat bateryjek i jest, jak "Łukasz" wcześniej wspomniał, masa małych ogniw połączonych w kupę. To nie jestr jedna, duża bateria tylko system bateryjek. W wielu modelach rowerów jest 36V, całość składa się z ogniw. 40 ogniw weszło w baterię Wisper Works 705se za którą w Polsce chcą 1200zł. To żart? Dla przykładu, markowe ogniwa Sanyo lub choćby Hitachi dostępone są w prawie wszystkich zamiennikach baterii do laptopów. W hurcie, baterię do np. Asusa EeePC1001 nabywam za ... uwaga! 32zł!! One stoją jako nowe na Allu po 60-70-80zł wystawiane już z logo np. Polion. Aby nie było, że ssam z palucha wklejam foto (bo właśnie siedzę nad zasilaniem ledowym w rowerku). W akumulatorku Polion znajduje się 6 ogniw 3.7V 2200mAh. Te same akumulatorki siedzą w baterii do e-bike'a o której wspomniałem, tyle że jest ich tam 40 sztuk. 32zł podzielioć na 6 = 5.34zł za sztukę razy 40 sztuk = 213,60zł. Zatem, czemu bateria do roweru stoi 1200zł? Panowie, z wyrazami szacunku dla pasji i przede wszystkim dla Waszego doświadczenia lecz... w okularach spawalniczych w grobie 2,5m pod poziomem gruntu byłoby widać, że to wały są. Trybi tu ta forum ktoś choćby z deka arduino, avr, atmele i podobne? Zbudowanie sterownika dla silnika rowerowego z części dostępnych w sklepie Avr to ... kwota maksymalnie 100zł i byłby na full wypasie także z LCD (od choćby Nokii 5110). Bazując na schemacie od silnika do roweru BLDC 36v 250W obliczyłem koszt części! Wyszło mi 118zł. Suma sumarum, mając sprzęt i narzędzia, można zbudować elektryka dobrej klasy za kasę kilka razy niższą, aniżeli oferowana jest na rynku. Skupiłem swoją uwagę prede wszystkim na budowie silnika, przekładni i baterii. Sam silnik to pikuś, o ile tanio uda nam się skombinować drut miedziany na przeplotkę, sami zbudujemy uzwojenie itp. Uczywiście, aby zminimalizować koszty najpierw musimy zaopatrzyć się w uszkodzony (spalony) kompletny silnik od dobrego ale uszkodzonego roweru. Widziałem na allu takowe, różne ceny, 200-300-400zł za dobre motory ale spalone. Chodzi o to, aby nabyć elementy, których nie wyprodukujemy a samo uzwojenie - fakt - mordęga ale całkiem możliwa do przewinięcia w zaciszu domowym. Ja pokombinuję coś po wakacjach, widziałem masę fajnych elektryków uszkodzonych (100-200euro) nadających się na bazę do budowy czegoś lepszego. Wracając do tematu prawa, rozumiem że 250W to max jaki przepisy dopuszczają, tak? A jak owe prawo chce egzekwować policja? Jęzorem do styków i od razu opinia typu "to ma więcej aniżeli 250W" . Serio pytam, na hamownię biorą? :)) Ps. Waga 10 ogniw = 406 gram (na wadze kuchennej tyle wyszło). 100 ogniw zatem 4,06kg. To dużo w stosunku do oryginalnych baterii? 100 ogniw = 870Wh No i gdy poukładam te ogniwa obok siebie, moim zdaniem upchanie 100 sztuk pod ramą roweru od 28" w górę to pikuś. Panowie, sorry wielkie ale ja nadal obstawiam wałka, no inaczej tego przetrawić nie umiem. Ja więcej żarcia w trasę biorę aniżeli ważą 4 takie baterie i ani ja ani rower tego zbytnio nie czujemy. Jeszcze jedna sprawa, ogniwa, jak wiadomo, mogą kosztować i 40-40zł a nawet 70zł za sztukę, wszystko zależne od jakiego wariata to nabędziemy, dlatego ogniw nie kupuje się osobno na sztuki tylko szuka akumulatorów (laptopy, wiertarki itp.) z których można wyjąć te akumulatorki. Wtedy, cała zabawa wychodzi za grosze. Powerbank Xiaomi 20000mAh = 8 sztuk ogniw Bateria HP 640 G1/G2 = od 8 do 12 sztuk w zależności od pojemności Koszt powerbanku 139zł / 8 sztuk ogniw Hitachi 2200mAh = 17.37zł za sztukę ale to i tak taniej, aniżeli już rozbebeszone na sztuki.
  14. Linka cacy, nowa, czysta, luźna, ładnie chodzi, ułożona ok.
  15. Gdyby ten rower był z drewnaaa... miałbym dziś grilla ...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...