Eleglide Tankroll – test elektrycznego fatbike’a

Nie da się ukryć, że rowery elektryczne coraz śmielej rozpychają się na rynku. Nie są to oczywiście rowery dla każdego – powiem więcej – większości z nas elektryk nie jest potrzebny. Jednak jest spora grupa osób, która z roweru ze wspomaganiem skorzysta. I wcale nie są to tylko osoby starsze, kontuzjowane czy z niepełnosprawnością. Rower elektryczny to np. fajna opcja na dojazdy do pracy (jeżeli nie chcecie/nie możecie się po drodze spocić) czy wsparcie dla słabszej osoby podczas jazdy w parze. Praktycznych zastosowań można oczywiście znaleźć dużo więcej.

Z góry przepraszam za trochę błota na zdjęciach, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wjechać ;)

Rower, który pokażę Wam w tym wpisie to Eleglide Tankroll. Rower został mi przekazany do testów przez sklep Geekbuying, niemniej nie mieli żadnego wpływu na opublikowaną treść (jak zresztą wszystkie firmy z którymi współpracuję).

Elektryczny fatbike

Tankroll to fatbike, czyli rower z bardzo szerokimi, czterocalowymi oponami. Zbudowano go na aluminiowej ramie ze stosunkowo wysoko umieszczonym suportem, dzięki czemu jest mniejsze ryzyko uderzenia ramą o jakąś przeszkodę terenową. Na wysokość ramy wpływ mają także opony, które choć mają „jedynie” 26 cali, są jednocześnie dość wysokie. Górna rura w ramie szybko opada, dzięki czemu jest szansa, że mając przekrok 80 cm i więcej, staniecie nad ramą bez obijania sobie kroku.

Tankroll jest produkowany w jednym rozmiarze i według specyfikacji będzie on odpowiedni dla osób o wzroście od 165 do 200 cm. Według mnie producent trochę nagiął rzeczywistość, a rama będzie okej bardziej dla przedziału 170-180 (może 185) centymetrów. Pozycja za kierownicą została dobrana optymalnie – nie jest ani sportowa, ani wyjątkowo zrelaksowana. Siedzi się po prostu wygodne, ale bez wyprostowanych pleców.

Co się bardzo chwali – akumulator jest całkowicie ukryty w ramie. Wygląda to bardzo estetycznie i nieobeznana osoba może się nawet nie zorientować, że patrzy na rower elektryczny :)

Co się mniej chwali – jak w wielu elektrykach, brakuje tutaj otworów do przykręcenia koszyczka na bidon. Choć jeżdżąc ze wspomaganiem nie chce się aż tak często pić, to jednak warto mieć bidon pod ręką. W tym przypadku trzeba poszukać adaptera do montażu koszyczka.

Silnik

Silnik schowany jest w tylnej piaście, niestety jego producent jest nieznany. Moc, którą otrzymujemy do dyspozycji to przepisowe 250 watów, ale chwilowo silnik może wygenerować nawet 740 watów. Moment obrotowy silnika to 57 Nm – to stawia go gdzieś na środku stawki.

Moc oferowana przez silnik jest wystarczająca do żwawego napędzenia relatywnie ciężkiego (28 kg) Tankrolla. Podjazdy po kilkanaście procent nie robią na nim wrażenia i rower zaskakująco zwinnie sobie z nimi radzi. Tak samo jest z jazdą pod silny wiatr – w zasadzie to, że wieje można poznać po zwiększonym szumie w uszach, a nie spadku prędkości jazdy :)

Jak to w rowerach z tej półki cenowej, brakuje tutaj czujnika siły nacisku na pedały (choć oczywiście jest czujnik wykrywający, że pedałujemy), a sama moc jest przekazywana na koło w dość… gwałtowny sposób, zwłaszcza na najwyższym trybie wspomagania. Miłośnikom przyspieszania na pewno się to spodoba. Choć z drugiej strony, nigdy nie zdarzyło mi się, aby rower „wyrwał” w niekontrolowany sposób do przodu, a jego zapędy można ograniczyć, zmieniając tryb wspomagania na niższy.

Silnik pracuje ze średnią głośnością, nie jest ani przesadnie głośny, ani wybitnie cichy. Najbardziej słychać go na stromych podjazdach, gdy pracuje z pełną mocą, a my jedziemy wolniej. Przy prędkościach rzędu 20-25 km/h jest w zasadzie zagłuszany przez pęd powietrza.

Jazda z wyczerpanym akumulatorem (lub wyłączonym przez nas wspomaganiem) jest jak najbardziej możliwa, ale raczej po płaskim. Na każdym, nawet lekkim podjeździe waga Tankrolla oraz opory toczenia stawiane przez szerokie opony zaczynają być bardzo odczuwalne.

Wyświetlacz, sterownik, manetka

Z lewej strony kierownicy znajduje się prosty panel sterujący z trzema przyciskami: włącznikiem oraz plusem i minusem. Z ich pomocą włącza/wyłącza się wspomaganie, zmienia jego tryb, a także można włączyć przednią lampkę (klikając przycisk włącznika) lub skorzystać z trybu prowadzenia roweru, w którym silnik napędza rower bez pedałowania do prędkości pieszego (przytrzymując przycisk z minusem).

Obsługa całości jest banalnie prosta i każdy sobie z nią poradzi. Dodatkowo przytrzymując przycisk plusa i minusa można wejść do menu serwisowego, gdzie da się zmienić prędkość, do której będzie nas wspomagać silnik. Jest to wszystko opisane w czytelnej instrukcji.

Dostępne mamy pięć trybów wspomagania – im niższy tryb, tym szybciej silnik będzie się wyłączał i z mniejszą mocą pracował. Cóż mogę napisać – najlepiej jeździ się na czwartym i piątym trybie wspomagania :)

Wyświetlacz wydaje się dość duży, jednak po jego włączeniu okazuje się, że sam ekran zajmuje może połowę urządzenia. Jest za to bardzo czytelny i można z niego odczytać najpotrzebniejsze informacje – stan naładowania akumulatora, prędkość, włączony tryb wspomagania i przejechany dystans. Warto wiedzieć o tym, że licznik trochę zawyża wskazywaną prędkość – w porównaniu z GPS-em o ok. 2 km/h. Dlatego śmiało można ustawić limit wspomagania na 27 km/h.

Druga uwaga – po wyłączeniu zasilania, kasuje się wyświetlany na ekranie przejechany dystans.

Manetka gazu w rowerze

Fabrycznie rower przyjeżdża do nas z założonymi zwykłymi chwytami kierownicy. Ale w pudełku można znaleźć także akcesoryjne chwyty, wykonane z twardszego (ale całkiem wygodnego) plastiku/gumy, gdzie prawy z nich posiada wbudowaną manetkę. Wystarczy podłączyć ją do odpowiedniego gniazda w rowerze, by móc jeździć bez pedałowania. Maksymalną prędkość można skonfigurować, a jeździć bez pedałowania można oczywiście tylko na drogach niepublicznych.

Akumulator i zasięg

Akumulator ukryty jest w dolnej rurze ramy. Do jego wyjęcia potrzebny jest kluczyk (do włożenia z powrotem już nie), który zabezpiecza go przed amatorami cudzej własności. Producent deklaruje jego pojemność na poziomie 480 watogodzin – to średni przedział patrząc na pojemność baterii w różnych elektrykach.

Producent informuje, że ze wspomaganiem da się na Tankrollu przejechać do 70. kilometrów. Jednak uczciwie zaznacza, że maksymalny zasięg osiąga się w następujących warunkach: jazda w trybie wspomagania (tzn. bez używania manetki gazu), obciążenie 75 kg, temperatura 26℃, stała prędkośc 15 km/h, płaskie drogi bez silnego wiatru).

Jak widać, niełatwo spełnić wszystkie warunki do osiągnięcia maksymalnego zasięgu, choć wszystko się zgadza – waga, temperatura (zwłaszcza niska), duża moc wspomagania (jazda pod wiatr i pod górę) – to wszystko powoduje szybsze wyczerpanie się akumulatora.

Jeżdżąc w najmocniejszym trybie wspomagania (z prędkością wspomagania do 27 km/h), w dużej części po lesie, z niższym ciśnieniem w oponach, pokonując naprawdę solidne (choć krótkie) podjazdy – udało mi się uzyskać 30 kilometrów zasięgu.

Gdy bardziej podpompowałem opony, jeździłem trochę więcej po asfalcie (choć i bezdroża się znalazły), unikałem dużych podjazdów (choć te mniejsze też były), jechałem głównie na czwartym trybie wspomagania (średnia 21 km/h) – przejechałem 40 kilometrów, a w akumulatorze zostało jeszcze prądu na kolejne 5-10 km.

Ładowanie

W zestawie oczywiście otrzymujemy ładowarkę. Czas potrzebny do naładowania akumulatora od zera do stu procent to około 6 godzin (choć polecam nie rozładowywać baterii do końca za każdym razem, więcej na ten temat we wpisie o tym jak dbać o rower elektryczny).

Gniazdo do ładowania znajduje się na zewnątrz akumulatora, tak więc możemy ładować go niezależnie czy jest założony na rower, czy nie. Niestety gniazdko ma nietypowy kształt i trzeba bardzo uważać przy wkładaniu końcówki przewodu – można się do tego przyzwyczaić, jednak wolałbym okrągłą końcówkę.

Wrażenia z jazdy

Tankroll jest dużym rowerem, a przynajmniej takie robi wrażenie dzięki ogromnym oponom i dość wysoko poprowadzonej ramie. Jednak jest zaskakująco zwrotny, jak na tego typu konstrukcję. Oczywiście nie spodziewajcie się zwinności jak w zwykłym góralu, jednak silnik bardzo wspomaga tutaj manewrowanie i Tankroll nie sprawia wrażenia jakby chciał jeździć jedynie na wprost. Niemniej o typowo sportowej jeździe raczej bym zapomniał.

W kwestii wygody jazdy robotę robią opony. Producent zaleca pompować je do 1,5 bara z przodu i 1,8 bara z tyłu. Przy mojej wadze z plecakiem (ok. 85 kg) jest to niezłe ciśnienie do jazdy głównie po asfalcie. Jednak jeżeli będziecie zjeżdżać na bezdroża – polecam sukcesywnie obniżać ciśnienie, tak aby poprawić amortyzację nierówności. Nie można z tym przesadzić, ponieważ rower zacznie „pływać”, ale to kwestia znalezienia złotego środka.

Po obniżeniu ciśnienia, Tankroll swobodnie toczy się nawet po kocich łbach, bez przenoszenia większych wibracji na ręce czy cztery litery. Jest bardzo wygodnie i zaryzykuję stwierdzenie, że amortyzator z przodu nie jest aż tak potrzebny do jazdy :)

Napęd

Tankroll z racji swojej ceny został wyposażony w podstawowy napęd. Siedmiobiegowy wolnobieg SunRun, korba Prowheel oraz przerzutka i manetka Shimano Tourney.

Przerzutka Shimano Tourney

Napęd działa poprawnie, nie spodziewajcie się po nim sportowych wrażeń, niemniej biegi zmieniają się poprawnie. Na plus na pewno można zaliczyć fakt, że wymiana napędu w razie zużycia będzie tania (wolnobieg Shimano – ok. 50 zł, łańcuch Shimano – ok. 30-50 zł w zależności od jakości).

Manetka Shimano

Ciekawostką jest manetka do zmiany biegów, w której Shimano ciekawie podeszło do obsługi. Lżejsze przełożenia wrzucamy dźwigienką, a cięższe przyciskiem – a obie te czynności wykonujemy nad kierownicą. Ja przyzwyczajony jestem do dwóch dźwigienek pod kierownicą, stąd początkowa niechęć do tej manetki, jednak z czasem można się z nią oswoić.

Koła i opony

Pierwsze co przykuwa w Tankrollu wzrok to oczywiście opony. Są to CST BFT w rozmiarze 26 cali, o szerokości aż 4 cali. Zewnętrzna średnica opony spokojnie dorównuje kołom w rozmiarze 29 cali :)

Opony mają dość niski, luźno rozstawiony bieżnik. Dzięki temu nie stawiają dużych oporów toczenia na asfalcie, a dzielności terenowej dodaje im duża szerokość. Z jazdą w błocie czy grząskim piasku nie ma problemu, dodatkowo silnik pomaga wydostać się z kopnej pułapki.

Obręcz fatbike

Koła zbudowano na obręczach o słusznej szerokości, a każde z nich zaplecione jest na 36. szprychach. Ciężko mi wypowiedzieć się o ich żywotności, jednak podczas jazdy oferowały wystarczającą sztywność.

Siodełko

Oczywiście każdy z nas ma inną budowę ciała oraz odczucia, dlatego opinia o siodełku będzie w dużej mierze subiektywna. Przejechanie trzydziestu kilometrów na tym siodełku nie stanowiło dla mnie problemu, jednak później powoli zaczęło być niewygodne. Na dużo dłuższej trasie na pewno byśmy się nie dogadali. Jednak powtórzę – jest to bardzo indywidualna kwestia.

Hamulce i amortyzator

Mechaniczne hamulce tarczowe

Za hamowanie odpowiadają tu mechaniczne hamulce tarczowe, czyli uruchamiane tradycyjną linką. Nie jestem miłośnikiem mechanicznych tarczówek, wolę hydrauliczne, w których łatwiej dozować siłę hamowania. Jednak znów trzeba spojrzeć przez pryzmat ceny, za którą nie da się mieć wszystkiego. Tak czy siak hamulce działają przyzwoicie, choć producent mógłby założyć tarcze przynajmniej o średnicy 180, a nie 160 mm, zwłaszcza biorąc pod uwagę masę roweru. Taki zabieg nie podniósłby ceny zbyt mocno, a na pewno zwiększyłby pewność hamowania. Innymi słowy – hamulce są wystarczające, ale po zużyciu się tarcz, wymieniłbym je na większe.

O amortyzatorze mogę napisać tyle, że jest i że ma manetkę do jego blokowania. Podczas jazdy to opony robią większość roboty w kwestii amortyzacji, a ten wkracza do akcji głównie przy wjechaniu w większe dziury. Z chęcią wymieniłbym go na próbę na sztywny widelec i porównał komfort jazdy. Obstawiam, że nie spadłby on w znaczący sposób.

Oświetlenie i dodatki turystyczno-miejskie

Lampka zasilana z akumulatora

W zestawie z rowerem otrzymujemy przednią lampkę zasilaną z akumulatora. Świeci ona wystarczająco by zaznaczyć naszą obecność na drodze w dzień. Po zmroku nadaje się do spokojnej jazdy po mieście lub awaryjnego powrotu do domu poza miastem. Jednak na długie, nocne jazdy z tą lampką bym nie liczył – nie świeci wystarczająco mocno, aby było to komfortowe. Niestety z tyłu lampki już nie ma, dostajemy jedynie odblask.

Fatbike błotniki

Za to rower przyjeżdża z dwoma solidnymi, szerokimi błotnikami (przedni trzeba założyć samemu), które bardzo dobrze chronią przed wylatującym spod kół błotem czy wodą. Ja jeździłem jedynie z tylnym błotnikiem, ale mogę potwierdzić, że robi robotę, co sprawdzałem w gęstym błotku :)

Fajnie, że producent zamontował w Tankrollu stopkę. Przy jego masie, oparcie go o coś mniej stabilnego groziłoby przewrotką. Dzięki podpórce ten problem znika, a jest ona dość solidna i rower nie ma problemu z utrzymaniem się na niej w pozycji stojącej.

Jeżeli chodzi o bagażnik, a w zasadzie bagażniki, to z tyłu znajdziemy standardowe otwory do jego montażu. Natomiast z przodu, na główce ramy znajdują się cztery otwory do przykręcenia kolejnego bagażnika. O ich dostępność trzeba pytać w sklepie Geekbuying, jest też szansa, że będzie pasować taki bagażnik lub taki.

Podsumowanie

Eleglide Tankroll to rower elektryczny, który na pewno wyróżnia się w tłumie. Jednocześnie ramę pomalowano w stonowanych czarno-czerwonych barwach, więc aż tak w oczy rzucać się nie będziemy ;) Mimo podstawowego wyposażenia, Tankroll oferuje sporą moc wspomagania na podjazdach, przyzwoitą jakość wykonania i wystarczającą moc hamulców oraz pracę napędu. W kategorii jakość/cena wypada po prostu dobrze. W wielu miejscach producent zastosował kompromisy, ale są one zrobione z głową.

Jeżeli szukasz roweru, na którym nie trzeba zwracać aż takiej uwagi na nierówności, kamienie i korzenie – może to być ciekawy wybór na tej półce cenowej. No właśnie, ile kosztuje Tankroll? Aktualną cenę sprawdzisz tutaj. W momencie publikacji tekstu rower kosztował 5600 złotych i obowiązywała obniżka do 5370 złotych.

Rower jest wysyłany bezpłatnie, a wysyłka odbywa się z jednego z europejskich magazynów sklepu Geekbuying, tak więc Tankroll przysyłany jest bardzo szybko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

3 komentarze

  • Nie zgadzam się z autorem recenzji, że cyt. rowery elektryczne większości z nas nie będą potrzebne. Ja o ich istnieniu dowiedziałem się kilka miesięcy temu i tak mnie zainspirowały że dwa tygodnie temu kupiłem. Moim zdaniem rowery elektryczne to przyszłość rynku. I zaznaczam że nie jestem osobą starą i niedołężną. Najfajniejsze jest to, że człowiek jest Panem swojego zmęczenia. W zależności od poziomu wspomagania sam dyktuje warunki jazdy, a jak chce może bardziej się zmęczyć niż na zwykłym rowerze. No i jak chce w tym samym czasie pojedzie daleko dalej i zobaczy dużo więcej. Na ten moment jedyna przewaga zwykłego roweru nad elektrycznym to to jest o te średnio 10 kg lżejszy. Pod każdym innym względem wygrywa elektryk.

    • Hej, dziękuję za Twoje spojrzenie na ten temat.

      Sam napisałem, że rowery elektryczne nie są tylko dla osób starszych czy np. kontuzjowanych. Każdy sam powinien przetestować czy taka opcja jazdy na rowerze mu się spodoba :)

  • Już od jakiegoś czasu zastanawiam się nad zakupem roweru elektrycznego dla mojej mamy. Cieszę się, że natrafiłam na ten wpis, ponieważ bardzo dużo mi w tym temacie rozjaśniłeś. Faktycznie model ten jest godny uwagi. Teraz już będę wiedziała, na co powinnam zwrócić uwagę przy wyborze tego typu roweru. Dziękuję! :)