Po łatwiutkiej Sentiero del Colordi przyszedł czas na coś bardziej wymagającego. Ferrata Monte Albano znajduje się w miejscowości Mori. Nie przylega ona do jeziora Garda, co nie ma wpływu na jej efektowność, ekspozycję i świetne widoki na okolicę.
Jak dojechać?
Należy kierować się na miejscowość Mori; najlepiej na ulicę Via Roma. Na mapce, w punkcie oznaczonym jako „start” jest mały bezpłatny parking. Można też parkować wzdłuż ulicy. My nie mieliśmy problemu z zostawieniem samochodu, mimo, że była to niedziela.
Na miejscu najlepiej kierować się na Sanktuarium Monte Albano. W jego sąsiedztwie znajduje się ogródek boulderowy, z ławeczkami, stołami i bezpłatną toaletą. Oznakowanie ferraty jest łatwe do zauważenia. Na powitanie można też obejrzeć tablicę z opisem jej trudności.
Droga z parkingu do startu ferraty zajmuję około 25 minut. Pokonuje się mniej więcej 100 metrów przewyższenia.
Trudność ferraty
Poniżej bardzo ładne topo ze strony bergsteigen.com. Ogólna wycena to D – czyli trudna. Widać, że ferrata trzyma poziom od początku do końca, a ostatnie drabinki dają nieźle w kość. Sam start jest oznaczony jako 2+ i nie jest ubezpieczony. Taką wycenę to może miał kiedyś, zanim skała nie stała się tak śliska. Przyznaję, że miałam problem z wejściem. Pomógł mi pewien Włoch, podając rękę :)
Jak się przygotować na ferratę?
Konieczne jest posiadanie kasku, uprzęży i lonży do ferrat. Dodatkowo bardzo przydane są rękawiczki (ja miałam rowerowe z długimi palcami) oraz dobre buty. Najlepsze będzie obuwie trekkingowe lub podejściowe; wszelkie śliskie adidaski odpadają. Moje La Sportivy TX4 dzięki lekko wspinaczkowym przodom, wymiatały.
Przejście w górę zajmuję około 2 godzin (wliczając sesję fotograficzną) i może porządnie zmęczyć. Pamiętajcie o zapasie wody. Ściana ma wystawę południową i może nieźle przyprażyć. My zaczęliśmy po 15, więc słońce nie było już tak mocne. Mimo wszystko tego dnia popełniłam błąd; wcześniej za mało piłam i po pierwszych drabinkach zaliczyłam odcięcie prądu. Na szczęście po kilku minutach przerwy, uzupełnieniu płynów i kalorii byłam w stanie iść dalej.
Ferrata Monte Albano
Od razu muszę powiedzieć, że to był najlepszy punkt naszego wyjazdu do Arco. Największe wrażenie robi ekspozycja – zwłaszcza na trawersach.
Cała trasa jest porządnie ubezpieczona; widać, że liny i kotwy są relatywnie świeże. W żadnym momencie nie miałam wątpliwości co do stanu technicznego asekuracji.
Zdjęcia w zasadzie oddają charakter ferraty: drabinki na zmianę z trawersami. Wszystko z piękną ekspozycją. Nie raz rzucaliśmy hasło „popatrz w dół” :)
Trzeba tylko uważać, żeby telefon nie wypadł podczas robienia zdjęć.
Chyba każdy ma zdjęcie w tym miejscu. Tłumów na trasie nie było więc pozwoliliśmy sobie na dłuższą sesję fotograficzną. Trawers może wygląda strasznie, ale ten odcinek technicznie nie jest trudny, za to bardzo widowiskowy.
Dla kogo jest ta ferrata?
– dla osób sprawnych fizycznie, o dobrej kondycji,
– mile widziane doświadczenie turystyczne lub wspinaczkowe;
– dla tych co się nie boją :)
Komu odradzam wejście?
– nie nadaje się ona dla małych dzieci,
– osoby z lękiem wysokości i lękiem przestrzeni będą miały bardzo duży problem; lepiej nie próbować,
– osoby mniej sprawne fizycznie powinny wybrać coś łatwiejszego,
– ze względu na przewieszenia przyda się trochę mocy w rękach,
– nie jest to ferrata na pierwszy raz (chyba, że dla wspinaczy).
Ławeczka na samej górze to znak, że trudności się skończyły. W tym miejscu można rozebrać się ze sprzętu i chwilę odpocząć. W dół schodzi się szlakiem turystycznym, wśród winnic. Gdzieniegdzie wisiały jeszcze winogronka, co nie umknęło nasze uwadze. Takie miłe zakończenie dnia.
Po zrobieniu ferraty Monte Albano od razu zaczęliśmy planować dalsze ferratowe wyjazdy. To znak, że na mojej grupie zrobiła ona duże wrażenie. To była dopiero nasza druga droga tego typu, więc może chodzi o efekt nowości, ale obstawiam, że to jednak uroki tej ferraty.
Polecam zajrzeć też na ferratę gdzie można zabrać dzieci: Via ferrata Sentiero del Colordi.