Pokemon GO opanowało świat, a co tam świat, opanowało Łódź! Są miejsca, które przeżywają prawdziwe oblężenie ludzi ze smartfonami. To między innymi Park Śledzia – wydaje mi się, że mają tam PokeStopa czy jak to się nazywa.
Chociaż Pokemony były popularne za czasów mojej podstawówki, nigdy nie przepadałam za tą bajką; może obejrzałam jeden odcinek, a może i nie. Z anime oglądałam jedynie Kapitana Tsubasę i jego drużynę piłkarską. Po prostu lubiłam grać w piłkę i oglądać sport, a że pod postacią absurdalnej kreskówki, to już mało istotne. Wracając to Pokemonów. Cała bajka i gra polegają na … łapaniu Pokemonów; normalnie szok ;].
Sama forma gry jest bardzo ciekawa. Potrzebny jest telefon z Adroidem lub systemem iOS, wgrana aplikacja i włączona lokalizacja. Jest to miejska gra fabularna używająca technologii rzeczywistości rozszerzonej – brzmi kosmicznie. W grze poruszamy się po mapie okolicy, stworzonym przez siebie awatarem. Sprzężone jest to z GPS-em, więc mapa na telefonie jest zgodna z rzeczywistym terenem. W momencie pojawienia się stwora dochodzi jeszcze użycie kamery. Pozwala ona nałożyć obraz animowany na aktualny realny obraz. O tym jak i gdzie łapać Pokemony, jak zdobywać kolejne poziomy, jak doskonalić awatara można przeczytać w poradnikach internetowych. Ja nie o tym ;]
Jako plus gry wskazuje się konieczność wyjścia z domu – Pokemony same do drzwi nie zapukają, choć podobno hakerzy nad tym pracują ;]. Zastanawiam się ile czasu przeciętnie zajmuje wyjście po Pokemony i jaki rzeczywiście jest pożytek dla samego ciała. W jednym kanale telewizyjnym widziałam sondę uliczną, w której matka z synem mówili o grze. Kobieta twierdziła, że jej syn przymula pół dnia przed komputerem w domu, a tak to chociaż wyjdzie trochę. Jak na mój gust to teraz przymulał na ulicy ;] Coś tam się szwendał wpatrzony w telefon, choć może i coś w tym jest. Serio, teraz juz chłopcy nie graja w piłkę? Niemodne się to zrobiło, czy jak?
Krótki sprint po Pokemona to jeszcze nie sport, a wyjście z domu z telefonem nie równa się aktywności. Jak lubią to niech sobie grają, ale po co to usprawiedliwianie się. Wiadomo, że ta gra jest mocno uzależniająca. Łapanie kolejnych stworów, zdobywanie kolejnych leveli jest bardzo absorbujące i wymaga dużego zaangażowania i czasu. Ok, może przejdzie się w tym czasie parę kilometrów, ale jakoś łażenie ze spuszczoną głową po mieście do mnie nie przemawia. Takie ruszanie się bez świadomości ruchu.
Co śmieszne, a może nie tak do końca, przed takim ślepym szwendaniem się przestrzegają ortopedzi. Nawet na prostej drodze można sobie skręcić nogę, gdy się źle stanie lub źle oceni wysokość krawężnika czy schodka. Czy to przesadne czepianie się? Możliwe, przecież w każdym sporcie pojawia się problem kontuzji ;]
Podobno ta gra sprzyja integracji i kontaktom społecznym. Odwróćmy jednak temat. Co jeżeli Twój partner właśnie dostał info, że gdzieś tam, jest jakiś tam pokemon, w czasie gdy mieliście inne plany? Olać plany, może po prostu mieliście spędzić czas wspólnie, a Ty zupełnie nie łapiesz poke-klimatu? Twój facet woli się bawić z obcymi niż z Tobą – faktycznie bardzo prospołeczna gra.
No dobra, pisząc o Pokemonach nie byłam obiektywna. Ta gra zupełnie do mnie nie przemawia i jak widzę bandę trzydziestolatków w parku, to trochę mnie to bawi, a trochę smuci. Gratuluje twórcom gry, która wciągnęła tak dużą i szeroką grupę użytkowników.
Punkt widzenia zależy od puntu siedzenia. Dla mnie gry to strata czasu, a dla innych jest to hobby i forma rozrywki. Pokemony od innych gier wyróżnia fakt, że granie wiąże się ze zniknięciem z domu na bliżej nieokreśloną chwilę. Pozostanę jednak przy zdaniu, że z przyspawanym telefonem to marna aktywność.
Dla mnie stratą czasu jest chodzenie bez celu z kijkami (nordic walking) – a ponoć to zdrowe. A dzięki aplikacji Pokemon Go wychodzę, idę szybciej i mam jakiś cel.J a jako kobieta jestem z natury ciekawa (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) – ciekawi mnie, co się wykluje z kolejnego jajka, jakie „Poksy” będą dziś w parku itd. Znów polubiłam chodzenie; dwie pary spodni zrobiły się jakby ciutkę obszerniejsze, nawet nie wiem kiedy (a mam „trochę kg do stracenia”). Nie wychodzę już z domu z myślą: „muszę iść, bo to zdrowo i potrzebuję ruchu” – słowo „muszę” działa na wielu, w tym na mnie zniechęcająco. Owszem, mogłabym sobie po prostu włączyć apkę liczącą przebyty dystans i „stracone” kalorie – przerabiałam to już i co? wystarczyło mi zapału tak naprawdę na 1,5 miesiąca. Nie straciłam z wagi nic. Pokemony robią swoje ;) Żeby nie było: nigdy nie oglądałam seriali o tych stworkach – a więc nie orientuję się jakimi najlepiej walczyć z konkretnym Pokemonem w Gymach, jak się poszczególne nazywają itd – nie zamierzam się tego uczyć i w to wgłębiać, bo aż tak mnie to nie interesuje. Jednak niby niewinna gra spowodowała, że „stara baba” znów chętniej wychodzi z domu. Pozdrawiam. PS. Żeby nie było, Pokemon ?Go odkryłam tak naprawdę niemal 2 lata po wprowadzeniu apki dla polskich użytkowników
PS Chyba nie przerobiła Pani całości gry. Owszem, każdy używa jej nieco inaczej. Jednym z jej elementów jest inkubacja jajek – żeby coś się wykluło, trzeba przejść 2,5,7 lub 10 km – trudno wykluwać stojąc w jednym miejscu :D
Ludzie mają poczucie, że robią jednak coś razem.
Wszystko można używać dobrze lub lepiej, prawda?
Przyznaję się; nie przerobiłam całości i nie wiedziałam o inkubacji jajek. Jeżeli Pokemony przyniosły tyle pożytku, to super. Mówię to zupełnie bez ironii. Ja zupełnie nie jestem targetem takich gier, dlatego mój wpis jest dosyć krytyczny.