Pisząc o błędach mam na myśli błędy techniczne (bez udziału innych osób), które mogą się zdarzyć każdemu rowerzyście, a przez które można sobie zrobić krzywdę. W tym momencie piszę jedną ręką, bo właśnie taki błąd mi się przydarzył.
Jak ja to mówię – łódzka klasyka – wjechanie w tory tramwajowe. Oczywiście problem ten dotyczy wszystkich miast gdzie kursują tramwaje czy inne pojazdy szynowe. W miastach są miejsca, gdzie droga dla rowerów nigdy, ale to przenigdy nie powstanie a tory tramwajowe wbudowane są w drogę. W Łodzi taka sytuacja dotyczy głównie Śródmieścia, gdzie jest zwyczajnie za ciasno i zmiany w infrastrukturze są niemożliwe. Ale do sedna. Przejeżdżałam przez skrzyżowanie, gdzie również krzyżują się tory tramwajowe. Aby ominąć, skręcający w prawo, samochód zjechałam bardziej w stronę osi drogi. Za skrzyżowaniem chciałam wrócić na prawą stronę. Niestety przejechałam przez torowisko pod zbyt małym kątem i koło zostało „wciągnięte” w tory. Pogoda tez nie pomogła – było mokro i zimno. Nie udało mi się uwolnić i poleciałam do przodu na ręce i łokcie. Oczywiście wiem jak się powinno pokonywać takie przeszkody. Istotne jest żeby kąt natarcia koła roweru na tory był duży – czyli na tory najeżdżamy możliwie jak najbardziej prostopadle. Sprawa niby oczywista ale chwila nieuwagi i wywrotka gotowa.
Podobnym błędem jest niewłaściwe podjeżdżanie pod krawężniki. Nie ma problemu jeżeli jest on położony prostopadle do kierunku jazdy. O czym warto pamiętać, to żeby nie najeżdżać na niego z całym impetem – można wtedy zdeformować koło. Gorzej sprawa wygląda gdy chce się pokonać krawężnik (lub inny uskok), który leży równolegle do kierunku jazdy. Tak jak w przypadku torowiska, trzeba go pokonywać pod sporym kątem i równie ze sporą uwagą. W przeciwnym razie koło może się usunąć na krawędzi przeszkody co gwarantuje zachwianie równowagi i ewentualny upadek. Wydaję mi się, że łatwiej wybrnąć z tej sytuacji niż kiedy wjedzie się w tory, gdzie traci się niemal całkowicie kontrolę nad rowerem.
Na pewno każdemu kto jeździ chociaż trochę na rowerze zdarzyło się jechać nierówną gruntową drogą pełną dziur i wybojów. Też wszystko wydaję się oczywiste. Kierownice powinno się trzymać pewnie dwoma rękoma, obserwować drogę i w razie potrzeby, nierówności amortyzować nogami. Ale uwaga, wyobraźmy sobie sytuacje: jedziesz szybko i dodatkowo w kieszeni dzwoni telefon. W jednym momencie przestajesz obserwować drogę i nie trzymasz kierownicy dwoma rękoma. Podbicie roweru na dziurze, na którą nie jest się przygotowanym, skutkuje wybiciem z rytmu jazdy i utratą równowagi. Gdy szybko nie opanuje się roweru (z telefonem w ręku to ciężki temat) upadek jest niemal pewny.
Na koniec chyba najgłupszy błąd – wydaję mi się, że częstszy u młodszych rowerzystów. Hamowanie z dużych prędkości tylko przednim hamulcem. Jak łatwo się domyślić skutkuje to przerzuceniem przez kierownicę. Pamiętam, że taki błąd zdarzył mi się gdy miałam mniej więcej 12 lat. Na szczęście teren był trawiasty i miękki i nic mi się nie stało. Od tamtego momentu dobitnie nauczyłam się, że hamuje się tylnym hamulcem a dopiero później wspomaga przednim.
Człowiek podobno uczy się na błędach, tylko lepiej żeby uczył się nie na swoich. Rozwiązaniem na wszystkie wymienione przypadki jest koncentracja i zwiększenie uwagi w trudniejszym momentach – bo niestety czasami proste błędy mogą skutkować bardziej skomplikowanymi urazami.
Z jednym się nie zgadzam: „Od tamtego momentu dobitnie nauczyłam się, że hamuje się tylnym hamulcem a dopiero później wspomaga przednim.”
To jest błąd. W jednośladach, zarówno rowerach jak i motocyklach hamulec przedni jest hamulcem „roboczym” natomiast tylny hamulcem dodatkowym. Podczas hamowania 70% masy roweru i rowerzysty przenosi się na przednią oś, stąd im mocniej hamujemy tym maleje skuteczność tylnego hamulca, bo tylna oś jest odciążana, opona ma mniejszą przyczepność i łatwiej o blokadę koła. Natomiast przednim hamulcem możemy wykorzystać praktycznie maksimum jego efektywności roboczej, zależnie od naszych umiejętności i siły hamulca. Wyjątkiem jest hamowanie awaryjne. Chyba nagram filmiki instruktażowe na YT ;) W sytuacji awaryjnej wychylam tułów za siodełko, przesuwając środek ciężkości nad tylną oś i obniżam środek ciężkości (pozycja jak do zjazdu) i wtedy wciskam obydwa hamulce z pełną siłą – z prędkości 40km/h mój 18kg rower + moje 82kg wagi zatrzymujemy się na 2 długościach roweru – ~4m :)
Pozdrawiam
Tak, mi chodziło głównie o hamowanie JEDYNIE przednim hamulcem, z którym trzeba postępować z wyczuciem. I najlepiej po prostu hamować obydwoma hamulcami naraz.