Osobom całkowicie nie związanym ze wspinaniem często wydaje się, że każdy wspinacz, czy skałkowy czy alpinista zawsze używa kasku. W rzeczywistości z kaskami wspinaczkowymi jest podobnie jak z rowerowymi. Są zwolennicy i osoby mniej entuzjastycznie nastawione do tego elementu. Czy kask wspinaczkowy jest konieczny w każdej sytuacji? Na wszelkiego rodzaju kursach jest to element niezbędny – osobę początkującą instruktor stara się chronić z każdej strony. Ale zaraz po kursie mało kto używa kasku przy wspinaniu skałkowym.
Wspinanie w skałach po drogach ubezpieczonych jest uważane za dość bezpieczne. Raczej nie ma się do czynienia z kruszyną, odłamującymi się kamulcami czy długimi lotami, przy których można porządnie oberwać w głowę. Wydaję mi się, że w takim środowisku nie jest on niezbędny. Oczywiście nikt nikomu nie zabroni nosić skorupy nawet na dziesięciometrowej drodze. Jeżeli ktoś czuje taka potrzebę, nie ma nawet o czym dyskutować.
Oczywiście nawet w łatwym terenie zdarzają się sytuacje, najczęściej ludzkie błędy, gdy można by było powiedzieć, że kask by zmniejszył uraz lub uratował życie. Z drugiej strony na ulicy też można się spotkać ze spadającą doniczką.
Jednak są miejsca, gdy nie noszenie kasku jest dość ryzykowne. Niektóre skały, a góry w szczególności, nie są jednolitą strukturą. Bardzo łatwo jest naderwać kawałek skały i zrzucić na partnera niżej. Nawet mały kamyczek, lecąc z wysokości, może nabrać sporej energii, którą odda na naszym ciele. Ta sama sytuacja dotyczy lodu. Przy wspinaniu w kruchym, niejednorodnym materiale, zawsze coś poleci na dół – albo na osobę wspinająca się albo asekurującą.
W drajtulu kask poza ochroną przed latającymi kamieniami i dziabami może też ustrzec od nabicia sobie sporego guza. Wielokrotnie widziałam sytuacje, gdy pozornie dobrze osadzony czekan, ze sporym impetem wyskakiwał i trafiał właściciela w nos, czoło, łuk brwiowy, czy rozcinał skórę na głowie. Sama raz, uderzyłam się w ten sposób w czoło. Gdybym miała kask, czekan zatrzymałby się na jego rancie. Są to może zdarzenia niegroźne, ale zupełnie niepotrzebne. Od tego momentu, gdy wspinam się z czekanami i rakami, nawet w doskonale przygotowanych i bezpiecznych terenowo miejscach, zakładam kask. Cały czas oczywiście decyzja jest sprawą indywidualną. Ale szkoda absorbować partnera urazem głowy.
Co zrobić, żeby przekonać się do noszenia kasku?
Oczywiste, że kask musi posiadać odpowiednie atesty i być dedykowany do wspinania, nie może też być starszy niż sugeruje producent. Starzenie się materiałów ma znaczący wpływ na ich strukturę, a tym samym wytrzymałość.
Kask powinien być noszony z przyjemnością. Co za tym idzie musi być wygodny dla właściciela i się podobać. Z wygoda bywa różnie. Nie jest prostą sprawą dobrać odpowiedni model, tak, żeby dobrze leżał, nie uciskał i miał optymalnie umiejscowione zapięcia. Wszystkie niedogodności niestety, najczęściej wychodzą po paru godzinach noszenia. Kaski wspinaczkowe zazwyczaj występują w dwóch rozmiarach w zależności od obwody głowy. To pierwszy parametr, na który trzeba spojrzeć przy kupnie. Kask się nie dopasuje i nie ułoży, jeżeli od razu czujemy, że coś jest nie tak, trzeba szukać innego modelu. Przydatną sprawą jest łatwa regulacja, zwłaszcza gdy pod zakłada się raz cieńszą raz grubszą czapkę. Ceny najprostszych modeli zaczynają się od około 130 zł.
Pojawiają się też wersję damskie, z odpowiednio dopasowanym systemem nośnym i wyprofilowanym tyłem. Pomysł jak dla mnie genialny. Spięte włosy, schowane pod kaskiem, znacznie utrudniają jego odpowiednie dopasowanie a dodatkowo uciskają. Jedyną wadą damskich kasków jest kolorystyka – ale podobno o gustach się nie dyskutuje.
Ciężar też nie jest bez znaczenia. Starszego typu konstrukcje trochę ważyły, po paru godzinach przestaje to być przyjemne. Producenci już wiedzą, że lekkie konstrukcje cieszą się większa popularnością. Nawet wersje skorupowe nie są już takie ciężkie ale z moich obserwacji wynika, że wersje o konstrukcji piankowej widać najczęściej. Przymierzałam się do kupna takiego właśnie kasku ale nie przypadł mi do gustu. Miałam wrażenie, że moja głowa jest w nim ogromna – zostałam więc przy skorupowym Eliosie Petzla, który okazał się mimo wszystko subtelniejszy.
Na początku napisałam, że z kaskami wspinaczkowymi jest podobnie jak z rowerowymi. Po chwili zastanowienia, dochodzę do wniosku, że nie jest to trafne porównanie. Rower jest aktywnością bardziej indywidualną, głównie naraża się tylko siebie. We wspinaniu kluczowe jest zaufanie do partnera. Nie nosząc kasku w trudnym terenie, w razie nieszczęśliwego zdarzenia, w najlepszym wypadku możemy popsuć partnerowi wyjazd. W najgorszym narazić jego zdrowie, a nawet życie. A to już jest zwyczajne dziadostwo.